Aldan usiadł na piasku, nie do końca wierząc, że jednak udało mu się dotrzeć do lądu, na dodatek cało i zdrowo, choć zdecydowanie nie suchą nogą, jako że przemoczony byl do suchej nitki.
Po chwili rozejrzał się dokoła by sprawdzić, kto jeszcze zdołał wydostać się z morskich odmętów, które połknęły pokaźnych rozmiarów statek.
Ktoś miał szczęście. A nawet paru ktosiów. Pięć osób - wojownik, łowca, bard, barbarzyńca. No i czarodziej...
Pokręcił głową w niemym zdziwieniu, zaskoczony tym, że los okazał się szczęśliwy dla wszystkich, którzy najpierw stawiali czoło demonom, a potem - samozwańczemu kapitanowi przeciekającej łajby.
Potrząsnął głową, by pozbyć się resztek oszołomienia, a potem wstał, by sprawdzić, jakież to pożyteczne rzeczy wyrzuciły na brzeg morskie fale. Znaczną część jego dobytku pochlonęło morze, ale najważniejszą rzecz, księgę zaklęć, miał ze sobą, a nasycone magią strony oparły się morskiej wodzie.
Był elfem - wysokim i szczupłym, o opalonej twarzy i nawiedzonych oczach, które sugerowały, iż ich właściciel widział rzeczy niedostępne zwykłym śmiertelnikom.
Ciemne włosy, zwykle ułożone w stylową fryzurę, zdecydowanie straciły fason i prosiły o ponowne ułożenie, a przemoczone dziwne szaty kleiły się do kryjącej się pod nimi skórzni.
Wędrówka po plaży nie przyniosła zbyt wielu sukcesów i Aldan wrócił do kompanów bogatszy o solidny kij, mogący stanowić zarówno podporę w podróżny jak i pomoc w walce, oraz o miksturę leczniczą, którą czarodziej zauważył tylko dzięki temu, że odbił się w niej promień słońca.
- Trzeba się stąd zabiera - zgodził się z barbarzyńcą. - Zobaczmy, co się kryje za tymi skalnymi odłamkami - zaproponował. |