Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2023, 17:22   #3
Pani
 
Pani's Avatar
 
Reputacja: 1 Pani nie jest za bardzo znany
***
Była żona odpisała lakoniczne „Ok”. Serio, musiała mieć już wywalone na jego życie. Trochę przykre. A trochę zrozumiałe.
Za to na telefonie Sean znalazł 11 nieodebranych połączeń z nieznanego numeru. I jeden SMS z numeru lokalnego dilera, którego wszyscy nazywali Spłuczka: „Kasa do środy albo wpierdol”.
Cudownie. Akurat w środę miał wyjść ze szpitala.

***

Smród, to było pierwsze, co zanotował w głowie Sean, na temat nowego mieszkania. I to był faktycznie ‘smród’ w porównaniu z przykrymi zapachami, które normalnie wypełniały budynek starej kamienicy na Bronxie. Nowe mieszkanie znajdowało się na 4 piętrze, dwa piętra nad jego poprzednia kawalerką. Było to zresztą zaanektowane podstrysze – przestronne, ale duszne i zaniedbane. Wchodząc do środka, trzeba było po przejść przez długi pozbawiony okien, pełen śmieci i graffiti korytarz. Po bokach znajdowały się 4 pary drzwi, zaś na drugim końcu korytarza rozpościerał się duży, jasny salon z wysokim sufitem i upstrzonymi ptasimi odchodami oknami dachowymi.
Wewnątrz mieszkania panował nieprzyjemny zapach kociego moczu, który przenikał do wszystkich pomieszczeń. Na podłodze leżały kłębki sierści oraz prowizoryczne zabawki dla kotów, które zostawiła poprzednia właścicielka. Na ścianach wisiały wycinki z gazet, które nie wydawały się mieć ze sobą powiązań – otwarcie nowego mostu, jakaś dziewczynka wygrywająca turniej szachowy, wystawa kotów z ‘93, zeszłoroczny wypadek na autostradzie... Tapeta była podrapana i poplamiona – szczególnie na wysokości kolan. Kochane kotki…

Mieszkanie poza otwartym salonem składało się z 4 wyposażonych w drzwi pokoi: 2 sypialni, łazienki i kuchni. Sean zobaczył, że w każdym z nich poza jedną, zamkniętą sypialnią stały jego sprzęty oraz kartony z rzeczami. Ktoś nawet wstawił do drugiej sypialni – tej po lewej - jego łóżko, kilka sprzętów, które były jego własnością, a nawet podłączył kompa. Trzeba przyznać, że domniemana kuzynka nie próżnowała przez czas, kiedy był nieprzytomny.
Że też miała pewność, że Sean nie odmówi…

No tak, miała go w garści. Przed wyjściem ze szpitala znów dostał od niej „smaczka” – tym razem pigułę na uspokojenie, którą trzymał w jednej z książek na czarna godzinę. Naprawdę laska musiała przetrząść wszystkie jego rzeczy, kiedy go pakowała.

Stała teraz za jego plecami i chyba przyglądała się jego reakcjom. Nie czuła się gospodynią, by pokazać mu, gdzie co jest. Pytanie czy w ogóle ta królowa lodowego spokoju coś czuła?

Seán rozejrzał się po swoim nowym mieszkaniu. Może jego stara kawalerka była brudna, ciemna, a na drzwiach była plama z rzygów, ale przynajmniej nie śmierdziała kotami. Nie był zadowolony ani z tej zamiany, ani z kolejnej osoby w swoim życiu, która zamierza go pouczać i nadzorować, jednak spojrzał na Julię i poczuł, że wypadałoby powiedzieć coś miłego.

- No… Wersal to nie jest, ale bywałem w gorszych ruderach.

Trzeba było być miłym, bo zamierzał przejść do pewnego ważnego pytania.
Wiem, że krótko się znamy, praktycznie wcale, ale skoro mamy mieszkać i żyć razem to pomyślałem, że - zawahał się na chwilę, świadom, że mógł zabrzmieć dosyć dwuznacznie - …że może masz pożyczyć pięćset baksów?
Kobieta patrzyła na niego tymi swoimi niezwykłymi, głębokimi niczym toń oceanów oczami – Sean myślał, że po czasie do nich przywyknie, ale ni cholera. Że też innych nie peszyła tak, jak jego…

Stała teraz bez ruchu, nawet nie mrugając oczami – czyżby zawiecha systemu? Uriel przywodziła na myśl robota, który zaprzestał czynności, skupiając się wyłącznie na szukaniu informacji wewnątrz swojego dysku. Może nie wiedziała co to baksy i szukała definicji? Na szczęście reset nastąpił dość szybko. Kobieta odetchnęła.

- Nie, nie posiadam ziemskich dóbr. Jestem twoim stróżem i nie zależy mi na materialnych własnościach. Należę w całości do ciebie. – Wyznała, lecz nie było w tych słowach kokieterii czy poddańczości, tylko stwierdzenie faktów, w które Uriel (czy Julia) zdawała się wierzyć.
- Jak to? Umiesz w ciągu jednego dnia załatwić mieszkanie i kreskę, a taka głupotka cię przerasta? Postaraj się, jak taki z ciebie aniołek to powinna być pestka - wyrzekł zirytowany odmową, a może przemawiał przez niego strach? Zmienił nieco ton. - Inaczej będziemy mieli ostro przejebane, mam dług u jednego nieprzyjemnego typa i właśnie dziś przyjdzie tu po swoje pieniądze… proszę.

Starał się unikać jej wzroku.
- Nie jestem tu po to, by żyć za ciebie. - Kobieta nie spuszczała z niego oka. - Narkotyki były schowane w twoim pudełku po butach, a w przeprowadzce pomogli mi twoi sąsiedzi. W ludziach wciąż jest wiele dobra, tylko trzeba umieć je zauważyć. Powiedziałam też, że chętnie odwdzięczysz się za pomoc, gdy i oni będą jej potrzebować.

Uriel uśmiechnęła się lekko. Tymczasem Sean pomyślał o swoich sąsiadach zdolnych fizycznie do przenoszenia ciężkich rzeczy - gangsterach i ćpunach. Strach pomyśleć ile sprzętów zaginęło pewnie podczas tej przeprowadzki…
Aha, czyli przekupiłaś mnie moim własnym towarem. Pewnie powinienem być o to zły, ale widzę, że wreszcie zaczynasz mówić z sensem. Ukartowałaś całe to szaleństwo, jakie się dzieje, odkąd się przebudziłem w szpitalu. Skoro mówimy już otwarcie, to i ja chcę wiedzieć wreszcie, czego mi nie mówisz: po co tu jesteś, jak długo zamierzasz wpieprzać się w moje sprawy i właściwie co z tego masz?
Przez chwilę przeszła mu szalona myśl przez głowę.

- Tylko bez bajeczek o niebie i aniołkach, zachowaj to do straszenia dzieci. Nie wierzę w dziadków na chmurze, kotły ze smołą pod powierzchnią ziemi, skrzaty przynoszące garnce złota, a już tym bardziej w anioły przynoszące narkotyki. - W jego głosie pojawiła się nadzieja. - Jesteś ze służby? FBI? Masz sprawdzić, czy jeszcze się do czegoś nadaję, tak? Czy też heroina kompletnie wyżarła mi mózg?
- Mam sprawić, żebyś się nie zabił. - Odparła wprost, po czym dodała jakby z niechęcią. - I opiekować tobą, jednocześnie nie ingerując w twoje życiowe wybory.
Kobieta przeczesała palcami włosy. Była opanowana jak zwykle, ale Sean zauważył w jej oczach teraz coś na kształt smutku?
- Ta sytuacja jest wyjątkowa. Nie powinno mnie tu być, a jednak zostałem przysłany, - dziwne, że czasem mówiła o sobie jako mężczyzna - by chronić cię jeszcze skuteczniej. I zamierzam to robić bez względu na to, co ty czy ja o tej sytuacji myślimy. Możesz więc stać i narzekać do rana, co niczego nie zmieni, albo zacząć ogarniać swój żywot. Twoja karta wciąż ma wartość, Sean. Wciąż jest na niej więcej dobrych uczynków niż tych niewłaściwych. Rozwój wydarzeń wciąż zależy od ciebie…

Zamyślił się na chwilę, przywołując wspomnienia, których obiecywał sobie już nie przywoływać. Szybko się za to zganił.

- Pożyjemy, zobaczymy… o ile pożyjemy - dodał ponuro. - Mój diler, Spłuczka, będzie tu dziś i jak się dowie, że znowu nie mam hajsu to moje szanse na przeżycie spadną radykalnie. Ten nick nie wziął się znikąd. Chyba że… - Wpadł wreszcie na pomysł. - Może powiemy pani Montgomery, żeby mu nakłamała, że się wyprowadziłem i zaszyjemy się gdzieś na chwilę? I tak mnie w końcu znajdzie, a ja będę potrzebował nowego towaru, ale zyskamy więcej czasu i mniej złamanych kości. Może Twoje niezwykłe zdolności sugestii przydadzą się i teraz? - Spojrzał z nadzieją.

Anielica, czy kim tam była blondwłosa, pokręciła przecząco głową.
- Na pewno sobie poradzisz. - Powiedziała i zabrzmiało to jak wyuczona regułka, a nie akt wiary.
Seán zmarszczył brwi.

- Dobra, pieprz się. Tylko że i tak oboje jedziemy na tym samym wózku.
 
Pani jest offline