I po cholerę mu było wyruszać za morze?
Pierwsze co zrobił jak się ocknął, to wypluł pokaźną ilość piachu. Żył. Leżał na piasku, gdzieś w tyle przewalały się fale przyboju. Mogło być gorzej. Przewrócił się na plecy, wstał. Pochwa z rapierem niemalże ponownie sprowadziła do ziemi. Uporządkował niegrzeczną broń.
Przejechał palcami po włosach, powodując kaskadę piachu. Dopiero teraz spostrzegł resztę, nie był sam. I że czekali właśnie na niego. Znał ich, razem ładowali się na statek.
Dunwick był bardem (nie mylić z byle minstrelem!), reszta zdążyła go już poznać poznać przeprawy przez morze. Grał na mandolinie i snuł opowieści o dawnych herosach i bohaterach. I był mieszczuchem, najlepiej czującym się w tłumie gotowym mu zapłacić za występ.
- Coś przegapiłem? A tak, jasne, idziemy - z uśmiechem wskazał ogólnie na drzewa skały - to całe morze już mi zbrzydło.
Dunwick pierwszy raz był w takiej dziczy. Ale hej, przecież gorzej już nie będzie. Częściowo ignorując zebranych pozbierał szybko wyrzucone na brzeg rzeczy, była nawet jego mandolina - nawoskowany worek na szczęście nie przeciekł.
__________________ Ten użytkownik też ma swoje za uszami. |