Również i barbarzyńca pobiegł w tym samym kierunku. W końcu gdzie jego brat krwi tam i on. Tak działała ich nierozerwalna więź. A przynajmniej on tak to sobie wyobrażał. Po za tym ktoś krzyczał, zapewne wzywając pomocy. Jeśli jacyś niegodziwcy krzywdzili niewinną osobę, to nie można było stać z boku i biernie się przyglądać, albo nasłuchiwać. Zwłaszcza jeśli dysponowało się argumentem w postaci dwuręcznego miecza. Oczywiście możliwe było, że to krzyczący jest niegodziwcem i właśnie dopadli go przedstawiciele prawa. Jednak po pierwsze na tak skomplikowaną dedukcję nie było czasu, a po drugie, na miejscu wszystko będzie można sobie wyjaśnić, za pomocą argumentów słownych... lub siłowych.