- Podejrzewam że po prostu więcej informacji nie ma, a rekonesans... cóż... pierwsze oznaki tego co się tam stało poczujemy na sobie jeszcze zanim zapukamy do drzwi rezydencji. - rzekł spokojnie Algrim na słowa orka.
I tyle. Nie było co dalej dysputować, trzeba było zgarnąć zaliczkę i mądrze ją wydać by mieć szansę potem zdobyć resztę wypłaty i wydać ją już może nie za mądrze ale za to przyjemnie.
Szybka narada między drużynnikami doprowadziła do konkluzji że należy walczących w zwarciu doposażyć w solidniejszą broń mogącą razić całe spektrum kreatur nie-do-końca-śmiertelnych. Algrim przystał na to - choć miał swoje sposoby by każda kreatura zdechła mu nawet pod ostrzem kozika to dużo efektywniejsze było użycie broni naznaczonej runami.
Wyszło na to że on i Taric mieliby najbardziej na tym skorzystać, bo oburzyło szlachcica. Jak to miały istoty podlejszego stanu zrzucać się na jego rynsztunek.
Na młodzieńcu spoczęły spojrzenia pozostałych. W końcu przeciągającą się ciszę przerwał Algrim.
- Powiedz mi, chłopcze... rozumiem że przemawia przez ciebie duma. Powiedz mi jak tam będzie z twoją dumą i honorem gdy twój miecz okaże się zbyt miętki by wygrzmocić jakąś potworę która będzie nas próbowała wypatroszyć? - zapytał się spokojnie.
Widok kwaśnej miny powiedział inkwizytorowi wszystko co chciał wiedzieć, więc poklepał przyjaźnie szlachcica w ramię.
Kiedy poczynili zakupy wręczył człekowi broń do ręki, a ten przyjął ją z milczącym skinieniem i wyrazem twarzy wskazującym świadomość ze wzięcia na siebie zobowiązania ochrony kamratów.
- Nie zadręczaj się tym tak, pomyśl o tym jako o solidnej inwestycji. - uśmiechnął się pod wąsem Doverson na to, samemu klepiąc się po rękojeści krzywego ostrza, które sobie sprawił.
Krzywego, szybkiego i bardzo ostrego ostrza.
Za pozostałe pieniądze poszukali zwojów i eliksirów, którymi się podzielili. Niestety środków na ochronne amulety nie mieli, więc trzeba będzie polegać na dobrym refleksie i zatłuczeniu wszelkiego plugastwa, zanim ono zdoła zatłuc ich.