Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2023, 21:15   #5
Pani
 
Pani's Avatar
 
Reputacja: 1 Pani nie jest za bardzo znany

Przez resztę dnia Sean chodził napięty jak struna. Czego mógł chcieć od niego Spłuczka? Co mu zrobi, jak odmówi? A może to zasadzka? Jako były funkcjonariusz był w stanie dostrzec wiele paskudnych scenariuszy do tej historii. Czuł, że jego nerwy są ponapinane do granic możliwości. Wiedział, że musi być gotowy na wszystko i… musi się opanować. A na to znał jedno skuteczne lekarstwo. Niestety, wszystkie jego zapasy na czarną godzinę (o ile jakieś zostały) znajdowały się w posiadaniu blondynki, z którą - nie wiadomo czemu - dzielił teraz mieszkanie.
Mężczyzna podszedł do drzwi jej sypialni. Nie były zamknięte, jedynie lekko przymknięte. Gdy Sean zajrzał do środka, zauważył, że nie ma tam żadnych mebli. Nic. Nawet łóżka. Tylko gołe ściany i klęcząca naprzeciwko okna kobieta. Głowę miała pochyloną, a oczy przymknięte. Chyba… się modliła.

Głupio było przerywać taką - chyba? - intymną czynność. Jednak głód narkotykowy sprawiał, że wszelkie granice przestawały mieć znaczenie.


- Słuchaj - przyłapał się na tym, że nie jest pewien, czy zwracać się do niej per Uriel czy Julia - potrzebuję mojego towaru. Natychmiast. Bo chyba oszaleję.
Powoli otworzyła oczy i spojrzała na niego tymi błękitnymi manifestami pustki i pełni zarazem. Wydawało się, że jej myśli wciąż są gdzieś daleko, zanim wzrok skoncentrował się na postaci mężczyzny. Była… smutna? A może tylko zamyślona? Ciężko powiedzieć z tą jej mimiką królowej lodu.
- Jesteś silniejszy niż sam o sobie teraz myślisz. I bardziej wartościowy. Nie poddawaj się. - Oświadczyła ze spokojem.

Umysł Seana pracował na wysokich obrotach. Gdzie mogła trzymać towar. W pokoju nie, skoro nie miała mebli. Gdzieś w mieszkaniu? A może… przy sobie? Przełknął ślinę.


- Powiedz mi, gdzie to jest… potrzebuję tego, teraz, już! - krzyknął i zacisnął pięści, wcale tego nie zamierzając. - Masz natychmiast oddać mój towar, kupiłem go za moje pieniądze i będę go używał jak chcę i kiedy chcę! Żadna wścibska wariatka nie będzie mi tego utrudniać!

Był zdziwiony samym sobą. Stres, głód narkotykowy i głęboka frustracja widać dały o sobie znać, całe napięcie w nim zebrane nagle skumulowało. Patrzył na Uriela dzikim, oderwanym od rzeczywistości wzrokiem.
Kobieta wstała powoli z klęczek i stanęła naprzeciwko Seana. Jej spokój był jeszcze bardziej irytujący.
- Mówisz o pieniądzach, których nie oddałeś i które ja mam pomóc ci zwrócić? To jest ten TWÓJ towar?
- Nie zgrywaj idiotki! Mój koks, wiem, że go masz, że mi go ukradłaś, jak byłem w szpitalu! Oddawaj natychmiast, liczę do trzech, albo sam go sobie wezmę! - Rozpoczął odliczanie.
Julia stała niewzruszona. Jej wzrok wwiercał się w twarz odliczającego mężczyzny.
- Wierzę w ciebie, Sean. - Powiedziała tylko.

Jej wzrok świdrował go do głębi duszy, ale głód narastał i stopniowo przyćmiewał świadomość.

~ Nie, kurwa, tak się bawić nie będziemy ~ pomyślał w złości, po czym rzucił się na Julię z zamiarem obalenia jej na podłogę i przeszukania siłą.

Na co liczył? Że się wystraszy? Spróbuje uciekać lub się szarpać? Albo go zaatakuje?
Uriel jednak zachowała stoicką bierność, wobec czego Sean przewrócił ją bez problemu, jednocześnie siłą rozpędu samemu przygniatając kobietę do ziemi swoim ciałem. I choć sapnęła boleśnie, gdy jej plecy spotkały się z podłożem - to była jedyna reakcja, jaką uzyskał. Leżała teraz pod nim na gołej podłodze, świdrując mężczyznę tymi swoimi błękitnymi oczyskami. Nie odzywała się.
Jej brak reakcji speszył go nieco, lecz jedynie na chwilę. Przystąpił do przeszukania jak w starych, dobrych latach służby.

- Jesteś świadom tego, co robisz? Jako były funkcjonariusz i obrońca - zapytała cicho, poddając się biernie. - Potrzebujesz pomocy, Sean.
Była zgrabna. Cholera, ten workowaty sweter wskazywał naprawdę dorodne wypukłości. Nie można jednak było się rozproszyć… Wreszcie mężczyzna znalazł to, czego pragnął, czyli niewielki woreczek w tylnej kieszeni spodni Julii. Co prawda, dostanie się tam wymagało od niego kilku manewrów z jej ciałem, ale… osiągnął sukces.
Jej brak oporu był tyleż niezrozumiały, co deprymujący. Nie spotkał się jeszcze z takim zachowaniem zatrzymanego, ciekawe, czy gdyby posunął się dalej, też pozostała by bierna… zganił się za tę myśl.


- Nawet jeśli, to nie od ciebie. Nie zapraszałem cię tu i nadal cię tu nie chcę - skwitował jej szantaż moralny.

Jeszcze jedna osoba mówiąca mu co powinien, co mu wypada, a co nie. Jakby nie było ich już wystarczająco dużo. Poza tym, kto go będzie pouczał, złodziejka, która ukradła mu prochy, gdy leżał nieprzytomnie w szpitalu.


- Nie kradnij więcej moich rzeczy, to nie będę zmuszony ci ich odbierać. Bo właśnie to robią funkcjonariusze.

Wtarł w dziąsło biały proszek na uspokojenie, opierając się o ścianę. Odetchnął z ulgą i uspokoił się, lekko nawet odlatując.


- Lepiej… się… przygotuj… wkrótce Spłuczka - wybełkotał i zsunął się powoli na podłogę; czuł się wspaniale.

***

Sean śnił. Znów był w tej samej, tajemniczej wieży, która wydawała się nie mieć końca. Schody kręciły się w górę i w dół, ginąc gdzieś w mroku. Mężczyzna czuł, że jest obserwowany przez nieznane oczy, które śledziły każdy jego krok. Słyszał dziwne dźwięki, jakby szepty i skrzypienie, dochodzące z ciemności. Kto tu był? Kto go obserwował? Nie chciał tak naprawdę tego wiedzieć. Ostatnim razem schodził po schodach w dół i… przez mgłę pamiętał dokąd go to zaprowadziło. Tym razem więc postanowił obrać przeciwny kierunek. Nie wiedział, co go czeka na szczycie wieży, ale miał nadzieję, że ucieknie tam przed głosami i zobaczy gdzie tak naprawdę znajduje się ta dziwna, mroczna wieża.


Wędrował schodami długo, bardzo długo, czasem wydawało mu się, że mijały godziny, czasem, że dni, a nawet lata… ale gdy patrzył wstecz, widział sekundy. To było takie dziwne uczucie. Nie miał pojęcia, ile pięter pokonał, ani jak wysoko się znajduje. Z każdym krokiem czuł się coraz bardziej zmęczony i zniechęcony, a głosy wokół wyraźnie z niego szydziły. Czy to miało jakiś sens? Czy nie był to tylko pułapka, która miała go zabić lub zepchnąć w szaleństwo? A’propo spychania – było tu cholernie stromo, a im wyżej tym schody wydawały się węższe i bardziej zdradliwe.

W końcu dostrzegł jaśniejszy punkt nad głową. Światło wydawało się jednak być przytłumione przez drzwi lub jakiś inny obiekt, który je zasłaniał. To musiało być wejście do pomieszczenia, którego Sean szukał. Zebrał resztki sił i ruszył w górę. Wreszcie, sapiąc i dysząc z wysiłku dotarł do starych drzwi zza których sączyło się delikatne światło. Zauważył, że są one ozdobione dziwnymi symbolami i płaskorzeźbami dziwacznych istot. Nie rozumiał znaczenia tych symboli, ale czuł, że mają coś wspólnego z sekretem wieży. Ostrożnie nacisnął klamkę…. Wtem zerwał się potężny wir, który ściągał go w dół. Próbował się opierać, walczyć, a gdy to nie przynosiło skutku, krzyczeć…

 
Pani jest offline