Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2023, 16:00   #10
Vertis
 
Vertis's Avatar
 
Reputacja: 1 Vertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputacjęVertis ma wspaniałą reputację
Zakupiliście najpotrzebniejsze rzeczy na podróż i udaliście się każdy w swoją stronę. Ostatnie godziny przed wyruszeniem w drogę spędziliście w sobie znany sposób, a wieczorem dość szybko udaliście się spać, wiedząc, że nazajutrz czeka was długa i męcząca podróż na zachód.




Z samego rana pojawiliście się pod znanym adresem w Starym Kintargo, skąd odebraliście konie i kuca, po czym wyjechaliście z miasta. Dzięki otrzymanej od Calindry mapie Ravounel wiedzieliście, w którą stronę się udać, by trafić do posiadłości Xarwina, chociaż po prawdzie trudno było się gdzieś zgubić, gdyż tylko jedna droga wiodła w tamte strony. A ta, w miarę oddalania się od Kintargo, stawała się coraz bardziej zaniedbana i zarośnięta przeróżnymi krzewami.

To była długa, dość monotonna podróż, prawie trzysta mil od stolicy. Waszej małej grupie niemal dwa tygodnie zajęło pokonanie tego dystansu, gdy powoli przemierzaliście wąską ścieżynkę wzdłuż Lasu Ravounel przez pofałdowany, opustoszały teren. Podczas podróży nie minęliście żadnego jeźdźca, czy innego kupca, a im bliżej celu byliście, tym pogoda zaczynała się pogarszać i stała się typowo wczesno-jesienna. Coraz częściej lało jak z cebra, a zimny, północny wiatr stał się waszym nowym towarzyszem, zawodząc wśród wysokich czubków drzew Lasu Ravounel.

Spędzony ze sobą czas sprawił, że nieco lepiej się poznaliście, a przynajmniej na tyle, na ile każdy z was chciał się otworzyć przed pozostałymi. Łączyło was wspólne zlecenie, ale wiedzieliście, że bez wsparcia i zaufania drugiej strony może być ciężko o powodzenie zadania. Gdy przyjdzie co do czego, musieliście na sobie polegać i wszyscy zdawaliście sobie z tego sprawę.

Dwudziestego trzeciego dnia miesiąca Rova, wczesnym popołudniem przy akompaniamencie lejącego z pękatych, stalowo szarych chmur deszczu minęliście wbitą na skraju drogi tabliczkę z napisem “Krzywa Zatoka” i wjechaliście pośród opuszczone, zrujnowane domostwa.


Niemal od razu poczuliście przygnębiającą atmosferę tego miejsca. W żadnym z ziejących czernią okien nie dostrzegliście choćby cienia ruchu czy jakiegokolwiek światła. Mijaliście pozostawione samopas na błotnistej ulicy nadgryzione zębem czasu wozy, taczki i inne rzeczy, jakby ludzie opuścili tę małą mieścinę najszybciej, jak mogli, nie dbając o własny dobytek. Wszystkie budynki nosiły na sobie jakieś oznaki ruiny - część nie miała dachów, które zawaliły się do środka, inne wyglądały, jakby ich ściany ścięło coś dużego i ciężkiego. W szarówce wczesnego popołudnia i ulewie siekającej wasze twarze i wszystko dookoła, miejsce wyglądało ponuro i przytłaczająco. Mogliście sobie teraz jedynie wyobrazić, jak wspaniale musiało wyglądać, gdy ludzie prowadzili tu swoje życie i interesy. Teraz nie było tu żywej duszy, a gdyby nie szum deszczu, w wasze uszy wgryzałaby się paskudna cisza.

Przecinając miasteczko nie można było przeoczyć wysokiego muru znajdującego się na szczycie zalesionego urwiska na północnym wschodzie, co od razu podpowiedziało wam, gdzie należy się udać. Wjeżdżając pod górę zaniedbanej ścieżki zauważyliście, że konie stały się niespokojne. Rżały co jakiś czas, zarzucając łbami na lewo i prawo, a im bliżej byliście rezydencji hrabiego, tym bardziej były zdenerwowane. Zarośnięta chaszczami droga kończyła się przy dwuskrzydłowej, zardzewiałej bramie z kutego żelaza, wspartej na dwóch kamiennych filarach, które łączyła ze sobą łukowata część na której pośrodku widniał herb rodowy Xarwinów.


Pomiędzy przęsłami bramy wił się gęsty bluszcz, który uniemożliwiał rzucenie okiem na to, co znajduje się za nią, a rosnące za murem drzewa jeszcze bardziej to utrudniały. Konie wyglądały na coraz bardziej zdenerwowane; rżały, zarzucały łbami i stąpały w miejscu. Najwyraźniej nie podobało im się to miejsce.

Grakka szarpnął za jedno z przęseł, próbując otworzyć lewe skrzydło, jednak napotkał opór, który poniósł się cichym zgrzytem po najbliższej okolicy. Przejście było zamknięte, co było dość dziwne, biorąc pod uwagę słowa Calindry o tym, że do posiadłości zapuszczali się wcześniej inni awanturnicy. Nieco skorodowana brama nie wyglądała obecnie na bardzo solidną i zapewne dałoby radę otworzyć ją siłowo, ale trzeba było też zająć się zwierzętami, które zdawały się coraz bardziej panikować i ciężko było utrzymać je w ryzach.
 
Vertis jest offline