Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2023, 18:39   #69
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 12 - 2521.04.25; mkt; zmierzch

Miejsce: pn-wsch Hochland; północne pogórze; okolice m. Breder; las; pobojowisko karawany
Czas: 2521.04.25; Marktag; popołudnie - zmierzch
Warunki: ; na zewnątrz: dzień, zachmurzenie, powiew; ziąb (0)



Wyprawa do obozu karawaniarzy



Petra zarządziła zbiórkę tam gdzie sama miała kwaterę. Ale nie czekała na ich finał widocznie pokładając zaufanie w swoich wojakach i oficerach. Po rozmowie z Duvielem i Simonem wyszła z gospody aby kontynuować zakupy prowiantu i zwierzyńca na potrzeby reszty regimentu. Zanim jednak wyszła odparła elfowi coś takiego.

- A jak chcesz toczyć wojnę bez koni, wozów, prowiantu i zapasów? Sam miecz czy łuk w dłoni nie wystarczy. I musimy tutaj kupić co się da bo nie wiem kiedy następnym razem trafi się taka okazja. I nie tylko dla nas co tu przyszli ale i dla reszty regimentu. - widocznie nie uważała aby lecieć w wir nowej kampanii wojennej na łapu capu miało sens. I wolała się zaopatrzyć tutaj, w sąsiedniej prowincji w co się da nim ruszą do boju. No i wreszcie działali na rzecz całego regimentu von Falkenhorst a nie tylko tego wydzielonego oddziału jaki przyjechał tu po zaopatrzenie.

Zaś co do obu Stefanów to Kolesnikowa zamierzała zatrzymać przy sobie. Wcześniej jedynie on bywał w tym mieście i jako przewodnik oraz pośrednik oddawał jej nieocenione przysługi świetnie nawigując pomiędzy różnymi kupcami. Dlatego chodziło jej o Jaegera jaki też mówił, że ma doświadczenie i wojskowe i leśne więc szefowej wydał sie w sam raz do takiej misji.

---


Potem gdy młoda von Falkenhorst wyszła wraz ze swoją świtą aby dalej zawierać transakcję na hurtową skalę to na miejscu została Theiss. Blondynka też miała rozproszonych ludzi po różnych karczmach albo i samym targu czy zaułkach miasta bo w końcu mieli mieć dzień wolny więc korzystali. Dlatego musiała posyłać kogo się udało złapać ze swoich mieczników aby ściągnął kogo się da. I tak pojedynczo, po dwóch, trzech stopniowo gromadzili się przy jednym ze stołów gospody.

Zaś Tobias po rozmowie z Gretą niewiele miał do zabrania więc zostało mu czekać aż wszyscy się zbiorą. Sama drużynniczka Gebirsjeager wysłuchała go uważnie zerkając na tą nietypową dwójkę poszkodowanych. - Może są z tej samej karawany co Duivel przyprowadził tego Kislevitę. - wyraziła swoje przypuszczenie. A potem do nich podeszła. I jak padło imię “Simon z Kisleva” to i krasnolud i niziołka bardzo się ożywili. “To on! On był z nami! Czyli jemu też się udało!” ucieszyli się oboje. Więc Greta ich poporisła aby poszli razem z Tobiasem tam gdzie Petra miała swoją kwaterę od wczorajszego zmierzchu.

Właśnie tam doszło do radosnego spotkania. Okazało się, że po tak chaotycznej, nocnej walcje i Hagrim z Ludeną byli przekonani, że tylko im się udało ujść z życiem jak i Simon podobnie. Teraz jak znów się spotkali to padli sobie wszyscy w ramiona i cieszyli się jak dzieci. Szybko zaczęli sobie opowiadać jak to im się udało przeżyć i zastanawiać się czy komuś jeszcze się udało. W końcu całą trójką dość zgodnie chcieli podziękować Petrze, że się za nimi ujęła. No ale, że ta już wyszła wcześniej to podziekowania spadły na tych jej podwładnych jacy akurat byli na miejscu.

- Ale ja to nie wiem czy z wami pójde. Tylko bym wam przeszkadzała. - Ludena Czerwona dostała od jakichś litościwych ludzi koszulę i spódnicę. Ale, że od ludzi więc się w nich topiła bo były za długie. Niemniej obrotna niziołka sprawnie podwinęła rękawy, w parę chwil pożyczyła od kogoś nitkę i igłę po czym podwinęła podobnie spódnicę aby się nie ciągnęła po ziemi i nie plątała pod nogami. Jednak widocznie obawiała się starcia z goblinami i chyba w ogóle nie była zbyt bojowo nastawiona. W przeciwieństwie do obu jej kolegów. Bo zarówno Hagrin jak i Simon pałali żądzą zemsty na goblinach. No i wciąż byli przy nadziei, że uda się odzyskać chociaż część majątku pozostawionego w obozie.

Ostatni przyszedł Stefan. Któryś z wojaków Theiss go powiadomił, że trafiła się jakaś niespodziewana za miasto i szefowa zgłosiła go na ochotnika w roli zwiadowcy. Na miejscu przekonał się, że faktycznie tak było i już się spora kupa luda szykowała na tą wyprawę.

Wcześniej miał dość zajęty ten pochmurny poranek. Wspólnie z Alezzią doglądali rannych swoich i tileańskich. Oczyścili rany i zmienili opatrunki na nowe. Następnie ten urzędnik z ratusza zaprowadził go do swojej żony. Rzeczywiście wyglądała na chorą. Pot obficie zrosił jej ciało i zlepił włosy. Brzydko kszalała i na słuch to coś jej siedziało w płucach. Od ręki niewiele mógł jej pomóc. Co najwyżej zostawić zioła i wytłumaczyć jak używać. Trzeba było zrobić z tego napar w misce a potem wdychać te opary. Tylko głowę trzeba było przykryć ręcznikiem czy czymś takim aby za szybko nie uciekały. Więcej tam pomóc nie mógł zwłaszcza jak nie zanosiło się, że zostaną w Breder na dłużej.

Wreszcie mógł pójść na targ. Nie miał zbyt wyszukanych wymagań i okazało się, że wszystko co sobie zaplanował kupić było do kupienia. Alkohol do robienia nalewek, worek soli do peklowania, mięso do zapeklowania albo dwukrotnie droższe ale już gotowe do drogi. Albo do wyboru żywy inwentarz. Były też choćby i kury do kupienia, i gęsi i kaczki. Tak, całkiem spory był ten targ w Breder, można było zrozumieć dlaczego jego imiennik tak go zachwalał i polecał. Nawet co jakiś czas widział tam i tu damę w niebieskiej sukni. Dzisiaj ich szefowa wyglądała zdecydowanie bardziej okazale niż wczoraj w skórzanych spodniach i stroju podróżnym gdy z traktu przyjechali do miasta. I widać było, że wszyscy handlarze wokół niej skaczą bo nie kupowała aż jednego konia czy krowy tylko masowo. Więc zrobiła się głównym rozgrywającym na dzisiejszym targu. Ale to jeszcze było wcześniej, przed obiadem. Jak sam się obkupił w co chciał i zaniósł do do karczmy w jakiej nocował to właśnie znalazł go wojak Theiss i poinformował o nowym zadaniu.

- Dobra to chyba wszyscy już są. Dłużej nie czkamy. Ruszamy. A wy prowadźcie do tego waszego obozu. - Theiss krytycznie spojrzała w niebo. Jeszcze było widno i było dobre kilka dzwonów do zmierzchu. Jednak południe minęło już jakiś czas temu i było już pewnie bliżej końca dnia niż środka.

---


Więc ruszyli. Mimo, że w tych improwizowanych warunkach i niejako z zaskoczenia blondłowsa sierżant zdołała zebrać gdzieś z połowę swoich ludzi. Za to na ochotnika zgłosiło się paru Tileańczyków.

- Wy pomogliście nam to teraz my pomożemy wam. - powiedział porucznik Ferro swoim łamanym reikspiel. Wraz z nim ruszyło paru innych, ci co wyszli z walk na bagnach bez wiekszego szwanku albo już doszli do siebie. Dziś wyglądali znacznie lepiej niż przy pierwszym spotkaniu. Chociaż jeszcze bardziej pstrokato bo swoje ubłocone ubrania oddali do prania i teraz paradowali w zapasowych albo tym co zdołali kupić na targu. Właściwie to ich status był mocno niepewny. Chyba siłą rozpędu doszli razem z oddziałami von Falkenhorst do Breder. Tu rozbili się po różnych karczmach gdzie się znalazło miejsce. I na razie tak to zostało. Nawet jeśli porucznik coś rozmawiał z Petrą to do zwykłych wojaków nic z tego nie skapło.

---


Po drodze był czas aby pogadać. Na czele szła trójka kupców skoro znali drogę. Trójka bo mimo obaw i wątpliwości Ludena jednak zdecydowała się dołączyć. Chyba zdecydowała niepewność co do losów swoich pracowników i majątku. Z nimi albo przed nimi szli zwiadowcy. A za nimi miecznicy i kusznicy. Nominalnie dowódcy nie wyznaczono ale wydawało się, że Theiss ma największy autorytet no i dowodziła największym oddziałem. Zresztą z duetem mówiących po reikspiel Tileańczyków rozmawiali sobie na całkiem przyjaznej stopie. Bo Greta która też dołączyła do wyprawy chociaż była zaufaną Petry to jednak nie miała cech przywódczych i raczej nadawała się na zwiadowcę. Zwłaszcza, że w tej wyprawie tylko ona była konno.

- Jakby ktoś chciał się do nas zgłosić to musiałby pogadać z Erykiem. On jest naszym dowódcą i wszystkich przyjmuje. - odparła elfowi na to co pytał wcześniej ale nie było za bardzo o tym kiedy pogadać. Dopiero teraz jak wyszli za miasto.

- I ja nie umiej strzelać konno. Więc cię nie nauczę. Nie walczymy konno. Kucy używamy tylko do jazdy, jak coś się dzieje to wtedy zsiadamy z koni. - wyjaśniła mu klepiąc po przyjacielsku grzbiet swojego kuca. Ten faktycznie nie wyglądał zbyt bojowo. A elf nie słyszał aby ktoś używał kucy w walcząc z ich grzbietu. Do tego używało się dorodnych rumaków specjalnie hodowanych i szkolonych do tego zadania a nie zwykłych kucy. Te za to były mniej wymagające i Gebirgsjaeger chwalili je sobie, że są w sam raz do jazdy po górskich bezdrożach. Dlatego Greta nie umiała strzelać z końskiego grzbietu.

- I jakiego ojca? O czym ty mówisz? - zdziwiła się jednak na to co ostatnie brodaty elf zapytał.

Za to świetlista magini nie była pewna czy może mu pomóc. Nie miała w swoim repertuarze czarów jakie by mogły podziałać na całą grupę. Na pojedyncze osoby też nie. Przynajmniej nie na tyle aby efekt utrzymał się dość długo. Parała się tą dziedziną świetlistej magii jaka przynosi natychmiastowe efekty i trudno jej coś zdziałać na odległość.

Stopniowo jednak zagłębiali się w pradawny las. Po ostatnich deszczach droga zmieniła się w grząskie błoto jakie z lubością wsysało nogi a niechętnie je wypuszczało. Szło się więc niezbyt lekko.

- To już niedaleko. To gdzieś tutaj było. - powiedział w końcu Hagrin. Theiss dała więc znać aby przestać palić i rozmawiać.

- To idźcie przodem i zobaczcie jak to wygląda. - krótkoostrzyżona blondynka dała znak zwiadowcom aby robili swoje. Ona i jej ludzie nie byli zbyt dyskretni a do tego dość liczni co mogłoby uprzedzić gobliny o ich nadejściu. Mała grupka myśliwych i tropicieli miała o wiele większe szanse aby się podkraść i rozeznać w terenie.

- To zbierajcie się i chodźcie. - rzekła cicho Greta sprawdzając jeszcze torbę i kołczan. Po tej krótkiej chwili ona, Stefan, Tobias i Duivel ruszyli do przodu. Zaś Theiss kazała ustawić się w dwa szeregi frontem do każdej strony drogi. A w środek szermierze wzięli kuszników aby ci mogli być chronieni przed bezpośrednim atakiem.

Zaś czwórka zwiadowców ruszyła przodem. Z początku wiele się nie zmieniło. Ot, leśny dukt rozmoknięty deszczem. Jednak pomni na słowa krasnoludzkiego metalurga szli ostrożnie jak przy podchodzeniu zwierzyny. Uszli tak już kawałek, że główna grupa zniknęła im z pola widzenia za którymś drzewem i zakrętem. Gdy dostrzegli coś nowego. Ślady. Dużo śladów.

~ Sporo ich było. ~ szepnęła Greta widząc te tropy na dnie lasu. Bo chociaż deszcze rozmył lub wręcz zmył większość z nich to było ich na tyle wiele, że część się uchowała. Mżawka padała niedawno, w samo południe to ślady musiały być wcześniejsze. Szli jeszcze ostrożniej i wolniej bo widocznie już byli blisko tego napadniętego nocą obozu. W pewnym momencie gdzieś między drzewami zaczęły im majaczyć nienaturalne regularne kształty zwiastujące stojące wozy. A jeszcze bliżej widzieli pierwsze ciała, porozrzucane graty i ślady pobojowiska. Na szczęście las zapewniał sporo kryjówek aby podejść jeszcze bliżej. Wreszcie zbliżyli się na tyle blisko aby uszłyszeć jakieś dźwięki zdradzające, że ktoś tam jeszcze jest i żyje. Chociaż na słuch to brzmiało raczej jak goblińskie życie. Wreszcie podeszli na tyle blisko aby objąć wzrokiem większość obozu.

Wozy stały w na rozjeżdżonym wśród drzew błotnistym placu jaki widocznie tradycyjnie stanowił miejsce postojowe. Z pół tuzina wozów z czego połowa to wagony a druga połowa kryta płótnem. Jestem z tych drugich leżał teraz przewalony na bok a jego zawartość rozsypała się luzem i tonęła w błocie. W ogóle chyba wszystkie wozy zostały solidnie splądrowane i ich towary jak i dobytek podróżnych leżała wybebeszona i zbrukana w tym błocie. Kilka trucheł koni leżało tam gdzie dopadły je ciosy lub strzały napastników. Ale na pobojowisku było mnóstwo ciał. W większości goblińskich ale niestety zdarzały się też i ludzkie ofiary nocnej napaści.

~ Dużo ich tu. Ale dużo ich jednak zabili. ~ szepnęła cicho Greta gdy tak przeglądała z kompanami to towarzystwo. No bo rzeczywiście jak na taki zaskakujący, nocny atak to tych goblinów obrońcy zdawali się kłaść pokotem całymi tuzinami, że tak tu teraz masowo zalegały. Co prawda nie wszystkie. Tam jakiś grzebał i wyrzucał coś z wozu czegoś szukająć. Tam ze dwa kłóciły się i wyzywały o coś skrzekliwymi głosami a kilka innych im podjudzało albo kibicowało. Jeszcze dalej któryś patroszył albo znęcał się nad truchłem konia. Łącznie widać było jakiś tuzin, może trochę więcej tych zielonoskórych jacy chyba do głowy sobie nie brali, że ktoś ich może właśnie podglądać.

~ Oh! Oni są pijani! ~ zorientowała się w pewnym momencie Greta. Zresztą jej towarzysze także gdy już mieli okazję aby któryś tam raz obrzucić pobojowisko spojrzeniem. Bo jak się przyjrzeli uważniej to okazało się, że to czy tamto goblińśkie “truchło” pochrapywało, przewaliło się na bok czy czknęło. A i u tych co byli jeszcze mniej więcej na nogach widać było w łapach jakieś butelki albo przystawiali się do szpuntu jakiejś beczułki. Przez to jednak nie było teraz pewności ile tych “trucheł” to rzeczywiście truchła a które tylko są kompletnie opitymi goblinami. Z tym tuzinem czy dwoma co były jako tako na nogach to chyba z udziałem ludzi Theiss można by sobie poradzić. Z drugiej strony jak te wszystkie “zwłoki” by ożyły z pijanego widu to mieliby zdecydowaną przewagę liczebną. O ile zdecydowałyby się walczyć bo gobliny z odwagi nie słynęły.

~ Miejcie tu na wszystko oko. Ja wracam pogadać z resztą. ~ szepnęła Gebirgsjaeger i powoli zaczęła się wycofywać aby powiadomić główną grupę jak się sprawy mają. Zdążyła już im zniknąć z oczu i w obozie dalej nic niezwykłego się nie działo. Pijane gobliny ucztowały swoje zwycięstwo na swój skrzekliwy, złośliwy sposób. Aż w pewnym momencie jeden z nich kołysząc się w pokraczny sposób potknął się o jakieś ciało. Wstał i ze złością odwrócił się i je kopnął. Wtem przestał i na jego wielkonosej twarzy pojawił się grymas zdziwienia. Ale wyszczerzył się złośliwie i jeszcze raz kopnął ciało. I jeszcze i jeszcze aż chyba sam się zdziwił jak ciało nagle zerwało się i rzuciło się do ucieczki. Ale w stosunku do trójki obserwatorów to w bok więc niezbyt dobrze widzieli kto to jest poza tym, że pewnie ktoś z napadniętych nocą ludzi. Z początku gobliny były zbyt zaskoczone takim obrotem sytuacji ale widok uciekającego w las człowieka pobudził je i kilka z nich rzuciło się z głośnym skrzekiem w ślad za zbiegiem. Reszta potraktowała to jak dobrą zabawe bo zaczeła złośliwe rechotać, szydzić i wyśmiewać ale chyba nie zamierzali dołączyć do pościgu. Tymczasem zbieg już rwał przez las a gobliński pościg został nieco w tyle ale skrzeczące kreatury nie odpuszczały. Zwłaszcza, że widać było, że w sylwetce uciekającego i jego kroku jest pewna nieregularność co zdradzało albo rany albo ból po tych kopnięciach.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem