Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2023, 19:57   #156
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 38 - 2519.07.15; bkt; (Bonus - przybycie Mergi do Norski)

Miejsce: Zach. Norska; ziemie Bjornlingów, osada Stemmestein
Czas: 2519.07.15; Backertag; zmierzch
Warunki: chłodny dzień


Merga





https://i.imgur.com/cSurk8v.jpg


Dziób długiej łodzi rozbijał leniwie płynące fale. Towarzyszył temu rytmiczny plusk tuzina wioseł. Tutaj, na dnie tego skalistego wąwozu, wiatru prawie nie było. Co sprawiało, że morze i powietrze było spokojne ale przez to niezbyt można było sie wesprzeć żaglem.

- Spokojnie dzisiaj. - skomentowała kobieta ubrana w kolczugę i z dwoma toporami zatkniętymi za solidny pas. Stała na rufie łodzi, w pobliżu kulawego sternika. Ten skinął głową przyznając jej rację. Ale kobieta czuła wewnętrzną potrzebę opowiedzenia przybyszom co tu byli pierwszy raz coś więcej. Chociaż zwykle uchodziła za mliczka. - Zwykle silniej tu wieje to i fale większe są. I chmury i mgły. Ale dzisiaj jest ładnie. - powiedziała Norma z trudem powstrzymując uśmiech. Czuła radość. Tą samą i niezmienną jak zawszy gdy wraca się po długiej podróży do domu. Znów się widzi znajome krajobrazy, detale, znajome kąty. Nie była tu z pół roku. Gdy odpływała ze swoją poprzednią załogą, wodzem i statkiem była jeszcze zima i początek nowego roku. Teraz był środek lata, tuż przed żniwami. I wracała. Wracała do domu. To sprawiało, że odczuwała tą mimowolną radość wbrew zdrowemu rozsądkowi.

- Co to? - zapytał Kurt. Ale i inne głowy poruszyły się niespokojnie szukając źródła metalicznego dźwięku. Brzmiało jak gong albo dzwon. Kilka razy. Jednak nie byli w stanie stwierdzić tak od razu skąd dochodzi.

- Tam. Wieża strażnicza. Dają znać naszym, że jakiś statek wpływa do fiordu. Dwa razy po cztery razy. Obcy statek. Nasze są oznaczane po trzy razy. Wrogie po dwa. - wyjaśniła toporniczka swoim południowym sojusznikom wskazując dłonią na ledwo widoczną konstrukcję na jednym ze zboczy fiordu. Z dołu i z tej odległości wydawała się dziecięcą zabawką.

- Czyli już o nas wiedzą. - Kurt pokiwał swoją czarną, przetykaną już tu i tam siwymi włosami głową. Chociaż odkąd ruszył w rejs to starym, marynarskim zwyczajem obwiązał głowę chustą więc to aż tak nie rzucało się w oczy. Jednak podobne znamiona niemłodego już wieku miał też i na brodzie a tego już chusta nie mogła ukryć.

- Tak. Wiedzą. - Norma przestała się uśmiechać. Spoważniała. Wszelkie wątpliwości jakie nosiła w sercu odkąd na początku tygodnia nocą odbili od pirsu Neus Emskrank znów rozlały się niepokojem po jej sercu. Ogólnie była raczej dobrej myśli. Ale mimo wszystko nie była do końca pewna jak ich przyjmą pobratymcy. Odruchowo dłonią pogładziła swój topór jakby to miało dodać jej otuchy.

- Już jesteśmy prawie na miejscu. Spokojnie moi drodzy, wszystko będzie dobrze. Tylko proszę was nie dajcie się ponieść emocjom. Nasi pobratymcy są dość nieufni i gorącokrwiści. Nie dajcie się sprowokować bo nam to wszystko utrudni. - do rozmowy włączyła się kolejna kobieta. Wyszła z niewielkiego, rozkładanego namiotu gdzie sypiała i chroniła się przed słotą. Oprócz niej na ten luksus mogły sobie pozwolić nieliczne niewiasty zabrane na pokład. Mężczyźni musieli radzić sobie okrywając się futrami, impregnowaną skórą lub kocami i sypiać gdzie popadło. Łódź nie pozwalała na luksusy, nie miała nawet pokładu. Na szczęście wedle słów ich dwóch norsmeńskich przewodniczek kurs na ich rodzimą osadę powinien zająć tylko kilka dni. I jak teraz mieli się o tym przekonać miały rację. Dopływali właśnie na miejsce. Gdzieś tam, przed nimi, za którymś tam zakrętem fiordu, miała stać osada jaka one nazywały Stemmestein. Co jak im tłumaczyły oznaczało Miejsce Mówiących Kamieni. Albo śniących kamieni. Albo szepczących kamieni. Jakoś tak w każdym razie. Południowcy znów musieli im uwierzyć na słowo bo żaden z nich wcześniej tu nie był ani nie znał języka tych barbarzyńców z północy. Nieco z duszą na ramieniu płynęli jednak dalej.


---





https://i.imgur.com/o9yHrrg.jpg


Łódź wedle wskazówek Normy skierowała się ku molo. I w pierwszej chwili przyszła czas na marynarską rutynę co nieco zajęła rece i myśli. Wyhamować, schować wiosła, przygotować cumy. Lekkie, drewniane uderzenie o molo. Toporniczka sprawnie pierwsza wyskoczyła na pomost, złapała za cumy i zaczęła je mocować do pali. Jedną od dziobu potem jedną od rufy. Łódź ostatecznie wyhamowała i zaczęła leniwie dryfować na fali przyboju. Pośród innych podobnych albo większych łodzi. Jakie na pełnym morzu lub na wrogim in wybrzeżu siały taki strach i spustoszenie gdy wyskakiwali z nich ci krwiożerczy barbarzyńcy z północy aby siać pożogę, śmierć, zabijać i łapać niewolników. A teraz byli właśnie tu. W samym ich mateczniku. Zanim się wszystko z cumowaniem łodzi uspokoiło na nabrzeżu już zebrał się mały tłumek ciekawskich. Wśród nich było sporo wojowników. Mieli topory wsadzone za pas albo miecze u pasa. Czasem dzierżyli włócznie, tarcze albo łuki. Jednak jeszcze nie celowali ani nie wznosili ostrzy. Też wydawali się niezbyt wiedzieć czego się spodziewać. Norma krzyknęła do nich dziarsko i wesoło tradycyjne pozdrowienie jakiego południowcy nie zrozumieli. Kilka głosów i głów odpowiedziało jej podobnie. Niektórzy byli zaskoczeni inni nieufni, paru radosnych. Ale dominowało uczucie wyczekiwania.

- Spokojnie moi drodzy. Zostańcie tu. Ja z nimi porozmawiam. Nie dajcie się sprowokować bo to wszystko skomplikuje. - wyrocznia rzuciła do swoich południowych sojuszników. Bo ci też wstali od wioseł, co któryś sięgnął po łuk lub trzymał dłoń na rękojeści broni jakby czerpał z tego otuchy i pewności siebie w tej niejasnej sytuacji. Wiedźma zaś wyciągnęła rękę do swojej gwardzistki i ta pomogła wspiąć się na pomost. Gdy rogata stanęła naprzeciwko swoich pobratymców i ruszyła ku nim śmiało i z uśmiechem na ustach, wyciągając do tego dłonie jakby chciała się z nimi wszystkimi objąć i przywitać po długiej rozłące tłum zafalował.

- To Merga! Wyrocznia wróciła! To ona! Tak jak Birk przepowiedział! - dały się słyszeć okrzyki tu i tam gdy ją rozpoznali. Sytuacja znacznie się ociepliła. Ona też odpłynęła stąd jeszcze w zimie, na samym początku nowego roku. Wiedzieli, że kierowała się wolą bogów i ruszyła na południe. Wiedzieli, że wpadła w tarapaty i wódz wysłał drugi statek aby ją ratować. Właśnie na nim płynęła też Norma to Asker. I wreszcie obie wróciły. Padły pierwsze powitania i pytania, pierwsze uśmiechy, śmiechy i poklepywanie się po ramionach. Ale w końcu padło i to pytanie jakiego obawiała się i wyrocznia i wojowniczka.

- A gdzie reszta? Gdzie nasi? Co to za jedni? - pytali ich wskazując na świeżo zacumowaną łódź oraz obcą jej obsadę jaka zdradzała tych słabych i tchórzliwych południowców.

- To nasi przyjaciele i sojusznicy. Pomogli nam tu wrócić. Są moimi gośćmi. - rzekła rogata wyrocznia o niesamowicie złotych oczach. Tutaj nie musiała ukrywać swojego prawdziwego wizerunku i natury jak w mieście południowców. Mogła w pełni być sobą i wiedziała, że jej pobratymcy to w pełni akceptują. W przeciwieństwie do krain na południu Morza Szponów gdzie takie błogosławieństwo bogów uznawano za herezję i starano się zniszczyć przy pierwszej okazji. Teraz jej pobratymcy popatrzyli jeszcze raz na obcą łódź sami jeszcze nie wiedząc jak traktować przybyszy i słowa wyroczni.

- Helmold cię czeka. - powiedział któryś z wojowników. Co zresztą było do przewidzenia. Helmold Flinkrev był w końcu jarlem Stemmestein. I zapewne doniesiono mu o tym, że obcy statek śmiało wpływa do fiordu. A do tej pory może nawet to kto wrócił do domu na tym statku.

- Dobrze więc chodźmy, nie każmy mu czekać. - złotooka odparła z łagodnym uśmiechem ale wewnętrznie spięła się w sobie. Wiedziała, że to spotkanie będzie decydujące i zaważy o jej losie jak i tych co przypłynęli razem z nią.


---





https://i.imgur.com/ZtloIbC.jpg


Słyszała jak jej południowi sojusznicy szeptali za jej plecami. Gdy szli pomiędzy chatami jej ludu. I potem gdy zostali na ulicy. Spięci i nerwowi. Nie dziwiła się im. W końcu byli tu pierwszy raz i obcy. Otoczeni przez ponure, brodate twarze i równie szare, drewniane domy z nieznanymi im ornamentami i stylistyką. Co więcej to była kraina Norsmenów. Niesławnych w południowych krainach barbarzyńcach, grabieżcach, mordercach i piratach. Mieli się czego obawiać. Ale i ona sama nie była pewna co przyniosą najbliższe chwile. Musiała ich zostawić a sama, razem z Normą, ruszyła do chaty jarla eskortowana przez paru wojowników. Po drodze widziała znajome twarze. Wojownicy, łowcy, kobiety, starcy, dzieci. Nawet psy. Przystawali i odprowadzali ją wzrokiem. Próbowała wysondować z ich twarzy jakie mogą mieć nastawienie. Różne. Część wydawała się być zaciekawiona jej powrotem, część jawnie się cieszyła i pozdrowiała ją okrzykami czy kiwaniem głowa. Dobrze! Jakby została tu wyklęta to by się pewnie tak nie narażali z jawnymi pozdrowieniami. Czyli jej los nie był jeszcze przesądzony. To dodawało jej otuchy. Zwłaszcza, że część twarzy obdarzała ją ponurymi spojrzeniami a niektóre wydawały się wręcz wrogie. Ale to wódz miał ostatnie słowo i on miał o wszystkim zadecydować. Dlatego właśnie do niego szli.

Zatrzymali się przed większą chatą jaka była też zdobniejsza. Także w trofea z czaszek ludzkich i różnych bestii sławiących chwałę i potęgę gospodarza. Wieści widocznie zdążyły już się rozejść po wiosce bo przed frontem chaty stała już spora część huskarli, osobistej drużyny jarla. Z ich twarzy też mogła odczytać takie same mieszane sygnały jak i od reszty mieszkańców.

- Przyszłam odwiedzić mojego pana i złożyć mu pozdrowienia i hołd. - rzekła uroczyście i oficjalnie do dwóch pancernych stojących przed wejściem. Ci skinęli głowami i dali znak, że może wejść do środka. Norma też bez słowa podążyła za nią do środka. Skrzypnęły drzwi, trzeba było odchylić skórę jaka zasłaniała wejście potem wewnętrze drzwi przedsionka i weszły do środka. Wewnątrz zgodnie z tradycją była spora izba a pod jedną ze ścian długi stół jaki służył i do uczt i do narad wojennych. A na jego środku wyższe od innych i zdobione w zdobyte na wrogach sztandary i czaszki krzesło. Zaś na nim zasiadał Helmold zwany Sprytnym Lisem ze względu na swoją mądrość i przebiegłość. Siedział na szczęście bez zbroi chociaż założył ozdobną koszulę co Merga odebrała za dobry znak. Bez słowa podeszły z Normą na środek sali i przyklęknęły na kolano pochylając pokornie głowy w tradycyjnym geście szacunku.

- Witaj panie. Twoje córki powróciły do twojego gościnnego gniazda i ich serca raduje się móc znów widzieć twe dostojne oblicze. - wyrocznia odezwała się pierwsza. Jej gwardzistka milczała wiedząc, że nie jest to sytuacja gdy powinna się wtrącać do rozmowy dostojniejszych od siebie. Wódz mógłby być jej ojcem ale nadal był krzepki a wierzono, że jego umysł z każdym rokiem nabiera ostrości i chytrości. Wiedziała też, że Merga jest wyrocznią więc jest względnie bezpieczna przed gniewem wodza i reszty wioski. Póki jawnie by nie wystąpiła przeciw jarlowi lub nie dopuściła się jawnej zdrady czy podobnej zbrodni to przynajmniej życie powinna ocalić. Ale ona sama była tylko młodą wojowniczką i takich gwarancji nie miała.

- Tak. Widzę. Właśnie widzę. Moje córki wróciły. Cieszą się moje stare oczy na wasz widok. Ale gdzie są moi synowie co popłynęli z wami? Gdzie są moje statki? Wysłałem z tobą jeden statek pełen najprzedniejszych mężów boś miała misję od naszych bogów. Przysłałaś wołanie o pomoc. Wysłałem drugi statek pełen najdzielniejszych mężów. A teraz wracasz sama. Na obcym statku i z obcą załogą. Do tego z tymi cherlawymi, tchórzliwymi południowcami. Więc jak to tak? - Helmold nie był aż tak stary na jakiego się w tej chwili zgrywał. Ale oboje wiedzieli, że nie o to tu chodzi. Zadał to pytanie jakiego obie się najbardziej obawiały. Więc nawet doświadczona wiedźma musiała wziąć oddech i chociaż szykowała się na tą rozmowę jeszcze w Neus Emskrank to jednak w końcu trzeba było to zrobić.

- To prawda mój panie. Jest tak jak mówisz. Twa dobroć, szczodrość i mądrość rozgrzewała me serce i duszę gdy trafiłam w ręce tych południowych parszywców. Gdy mnie smagali batem i przypalali ogniem krzyczałam z bólu ale trzymała mnie myśl, że jestem dumną córką wspaniałych Bjornlingów z plemienia Chyżych Łodzi i nie spamię się skamlaniem o litość ani zdradą. Nie przyniosę wstydu mojemu panu i ojcu. To byłaby hańba cięższa niż śmierć z ręki tych południowych psów! - rzekła pełna pasji i zapału. Wciąż pokornie klęczała na ziemi i mówiła wpatrzona w podłogę aby okazać szacunek. Wiedziała, że to ważne jeśli chciała zyskać przychylność i łaskę wodza. Może i była szanowaną wyrocznią ale była sama. A jej plemię wyekspediowało dwie pełne łodzie aby wspomóc jej świętą misję. Więc nie będą pocieszeni na wieść, że z całej wyprawy wróciła tylko ona i Norma. A ci wszyscy synowie, mężowie, ojcowie jakich przecież znała i ona i on nie wrócili i nie wrócą. Zaś na miejscu zostali ich synowie, córki, żony, matki, bracia, wujowie i chcieli wiedzieć co się z nimi stało. Ich też musiała jakoś przebłagać i pozyskać. W końcu nie wróciła tu tylko po to aby wrócić ale wciąż była w trakcie misji jaka pół roku temu skierowała ją ku wybrzeżom południowców. A teraz klęczała przed swoim władcą czekając na werdykt. W sali nie byli sami. Zdążyli się zejść najważniejsze osobistości osady i co chwila ktoś wchodził. A jeszcze więcej zapewne czekało na werdykt przed jarlową chatą. Ona też czekała. Podobnie jak klęcząca nieco obok niej ale trochę za nią toporniczka.

- Mów dalej. - odrzekł w końcu wódz. W końcu poza mętnymi przekazami wiedźm też nie miał żadnych pewnych wiadomości o tym co się stało z rogatą wyrocznią oraz statkiem jaki wysłał jej na ratunek. Wreszcie mógł się tego dowiedzieć. - I wstań. - dodał krótko. Na co Merga uśmiechnęła się w duchu biorąc to za kolejny dobry omen. Gdyby był za tym aby wrzucić ją do morza z kamieniem u stóp albo wygnać precz z wioski to by zapewne dalej kazał jej klęczeć aby pokazać swój gniew i władzę. A tak to widocznie dawał jej szansę aby chociaż przedstawiła swoją wersję wydarzeń. Wstała więc i pierwszy raz spojrzała mu bezpośrednio w twarz. Teraz on wewnętrznie się wzdrygnął gdy para promieniejących tajemną mocą i pradawną wiedzą oczu przeszyła jego samego poruszając jakieś atawistyczne instynkty jakie od początku świata ostrzegały śmiertelników przed czymś nieznanym i nienaturalnym. Ona zaś szybko urwała kontakt i zaczęła mówić. Nie tylko do niego ale i do zgromadzonej publiczności. Wiedziała, że ma szansę ich pozyskać, prosić o przebaczenie i wsparcie dla jej sprawy. I dlatego zaczęła toczyć opowieść. Świeżo napisaną sagę w jakich lubowali się jej współplemieńcy.

Mówiła więc o rejsie przez zdradliwe zimowe wody Morza Szponów. O katastrofie prawie u celu podróży. Jak załoga do końca starała się uratować statek i dopłynąć do najbliższego brzegu. Jak ofiarnie starali się aby chociaż ona się uratowała. O tym jak z trudem dopłynęła przez lodowate morze do brzegu. Jak tam całkiem opadła z sił i została znaleziona przez południowców. Rogi i cała reszta w oczywisty sposób czyniły ją winną w ich oczach więc trafiła do lochu. Gdzie była przesłuchiwania całymi dniami w izbie tortur. Widziała jak to mocno wzburzyło słuchaczy bo tutaj wyrocznie i wieszcze mieli status nietykalnych. Tylko własnymi knowaniami mogli sobie spuścić gniew pobratymców. A tam, na południu, żadnej świętości dla nich nie było. Traktowali ją jak szczególnie niebezpieczną wiedźmę i koniecznie chcieli się dowiedzieć czego tu szuka. Ale nic im nie powiedziała. Więc przesłuchiwali ją znowu a ona dalej milczała.

Już sądziła, że tam sczeźnie marnie gdy odebrała słaby szept obcego. Okazał się przyjacielem. Mimo, że był południowcem. Ale sprzyjał naszym bogom i sprawie. Obiecał pomoc. To sprawiło, że dręczona wiedźma zyskała nadzieję. Wreszcie rozpoznała przysłaną przez niego wysłanniczkę przebraną za zwykłą dziewkę kuchenną co roznosiła posiłki więźniom. I to był jeden z najpiękniejszych momentów tej wyprawy. A w końcu prawie w ostatniej chwili zorganizowali akcję odbicia jej z lochów. W ostatniej bo mieli ją spalić na stosie w przesilenie wiosenne kiedy to robią coroczny festyn. A uwolnili ją ledwo parę dni przed. Tak ich poznała bezpośrednio. Pomogli jej, zadbali, ukryli. A potem jak doszła do siebie wspólnie zaczęli szukać dziedzictwa Sióstr.

- One tam są. Są i chcą wrócić. Szepczą. Mówią. Krzyczą. W snach. Najpierw tylko u mnie. Ale z czasem, z każdym miesiącem ich głos potężnieje. Staje się coraz wyraźniejszy. Coraz więcej osób je odbiera. One rosną w siłę. Ich wpływ jest coraz silniejszy. Dają nam znaki. I udało nam się je odczytać. Znaleźliśmy ślady po ich cudownej, boskiej obecności. Jaskinię w jakiej Oster miała swoją pracownię i zostawiła swój ołtarz oraz demonicznego strażnika. Kolejny ołtarz należał do Soren. Pomogła nam go odnaleźć jej rodzona córka. Wyjątkowa istota. Tak ponętna co potężna. Już zaczęła oplatać tamto miasto siecią swoich wpływów i intryg. I bardzo chce zrobić wszystko co potrzeba aby jej rodzicielka wróciła. A także jej ciotki. Wszyscy chcemy. Jak odpływałam stamtąd mieliśmy trop do kolejnych śladów dziedzictwa ale już bieżyłam tutaj i nie mogłam z nimi zostać. A tu proszę! Proszę! Sami zobaczcie! - w miarę jak toczyła swoją opowieść zachowywała się coraz pewniej i swobodniej. Z początku wyraźnie mówiła głównie do jarla ale w miare jak dała się ponieść emocjom zaczęła chodzić po sali aby coś wyjaśnić słuchaczom i złapać z nimi lepszy kontakt. Zwłaszcza, że w chadzie wodza zebrali się ci najznamienitsi i najważniejsi co mieli wpływ na resztę społeczności a i jarl nie mógł ich ignorować. Na sam koniec sięgnęła do torby i wyjęła z nich dwa przedmioty.

- To jeden z węży Sorii. Dała mi go na pamiątkę, dowód dobrej woli i abyście sami mogli się przekonać, że ona tam jest i czeka na nas. - zademonstrowała w dłoni coś ruchomego. Gdy się przypatrzyli jawiło się to jako mała, ciemna żmija mieniąca się wszystkimi kolorami tęczy. A krótka żmija przypatrywała się im. Wijąc się pomiędzy smukłymi palcami wiedźmy. A w końcu ku uciesze widowni zaczęła ssać jej palce i miziać się do nich niczym kochany kot.

- Zapewniam, że umie jeszcze więcej. Zwłaszcza w alkowie. - powiedziała wesoło rogata widząc, że już rozbudziła ciekawość zebranych i kupiła sobie ich uwagę. W końcu podeszła do córki jarla, Astrid jaka uchodziła za jedną z najpiękniejszych dziewcząt w osadzie. A do tego znana była z licznych romansów i podała jej tą ciemną żmiję. Dziewczyna z ciekawości wyciągnęła swoją smukłą dłoń i pozwoliła aby stworzenie przepełzło z ręki na rękę. Nie tylko ona zerkała jak ciemny, gibki kształt przesuwa się pomiędzy jej palcami. A gdy chciała mu się przyjrzeć bliżej żmija ześlizgnęła się z jej dłoni za jej dekolt. Więc Astrid wydała z siebie całkiem przyjemny dla ucha i oka pisk i jęki próbując jednocześnie wydobyć stworzenie spod koszuli. Przez co już w ogóle zrobiło się wesoło.

- A to. - wiedźma pozwoliła na tą chwilę wesołości i błazenady wiedząc, że to działa na jej korzyść. Wtedy dopiero uniosła drugą dłoń pokazując w niej coś o wiele drobniejszego. I nieruchomego. Więc przeszła wzdłuż stołów i widzów pokazując kilka, niewielkich, obłych przedmiotów. Wyglądały jak ziarnka fasoli albo groszku. Tylko takie bladej barwie i lepkie od jakiegoś śluzu. Przez co nie było łatwo zgadnąć co to może być.

- A to są jaja Oster. Powiernica Ojczulka zaklęła w nich moc swoją i pozostałych swoich wspaniałych Sióstr. Ale oczywiście w formie miłej jej patronowi. Z nich wykluwają się czerwie a potem muchy jakie roznoszą po świecie ich błogosławieństwo. Wraz z naszymi sojusznikami już zaczęliśmy wstępny etap hodowli tych wspaniałych istot. Ale wzięłam też próbkę abyście i wy mogli spróbować tego dobrodziejstwa. Dajcie mi tuzin kobiet a też pokażę wam jak założyć u nas ich hodowlę. - obwieściła czym są te niepozorne, obłe przedmioty trzymane w dłoni. Znów rozległy się szmery rozmów na co pozwoliła. Wiedziała, że dla nich to nowość. Ale takie okruchy dziedzictwa Sióstr były namacalnym dowodem, że trafiła na właściwy trop i dalej zamierza nim podążać. W końcu wszyscy uciszyli się gdy głos znów zabrał jarl.

- Wszystko co mówisz czcigodna brzmi zacnie. Ale nadal nie wrócili z tobą nasi bracia i statki. A chcesz nas namówić na kolejną wyprawę? - Arnulf chociaż też był zainteresowany tymi wieściami jakie zza morza przywiozła widząca to jednak nie zapomniał, że nie licząc Normy to wróciła stamtąd sama. No i z jakimiś południowcami. Rogata głowa skinęła mu z szacunkiem i właścicielka skierowała się w jego stronę. Reszta też się uciszyła wiedząc, że znów rozmawiają o niezbyt łatwych sprawach.

- To prawda. Po stokroć opłakiwałam i opłakuję tych dzielnych wojowników bez których nie byłoby mnie tutaj. - przyznała i skłoniła pokornie głowę tak przed jarlem jak i przed resztą współplemieńców. Większość z nich miała kogoś na pokładzie tych dwóch statków jakie już tu nie wrócą.

- Dlatego aby choć symbolicznie zadośćuczynić waszej stracie przywiozłam garść nędznych podarków. - powiedziała podnosząc głowę na Normę i wyciągając ku niej dłoń. Toporniczka była umówiona na tą okoliczność i sięgnęła to pakunku jaki miała na plecach. Podała go wiedźmie a ta odwinęła pakunek z koca. Na zewnątrz wyturlał się w jej smukłe, fioletowe dłonie miecz. Ale nie taki zwykły miecz dla zwykłego wojownika. Tylko ozdobny w złoto, zdobienia i klejnoty. Godny jarla. Przez tłum przeszedł jęk podziwu, zaciekawienia, zazdrości i chciwości. Zaś wyrocznie podeszła przed oblicze jarla, znów skłoniła swoją rogatą głowę i ofiarowała mu ten podarek. Ten pewnie złapał za broń i jak każdy wojownik z lubością oglądał najpierw jak wygląda na zewnątrz. A w końcu wysunął ostrze z pochwy i sprawdził klingę. To była wspaniała broń. Nawet ci co stali lub siedzieli dalej to widzieli jak nie osobiście to po reakcji wodza.

- To dar nie tylko ode mnie ale też od naszych sojuszników z Neus Emskrank. Zdobyliśmy to w najlepszy możliwy sposób. Obrabowaliśmy tamtejszą świątynię! Zabiliśmy jej strażników aż krew ściekała po ich ołtarzach! - zawołała z dziką radością co wywołało podobną reakcję wśród publiczności. Wiedzieli, że w tamtejszych świątyniach zawsze można się obłowić a przynajmniej jest szansa na lepszy łup niż w przeciętnej chacie. A poza tym mieli satysfakcję z niszczenia, plądrowania i plugawienie domów bożych tych słabych, wrogich im bogów południowców. Jak Merga jeszcze wspomniała, że przywiozła podarki nie tylko dla jarla to już w ogóle zrobiło się radośnie. A jarl w końcu zezwolił traktować przybyszy jako gości i kazał przygotować ucztę. Aby cieszyć się z powrotu wyroczni, odnalezienie dziedzictwa znamienitych przodków jak i potencjalnych sojuszników. Nawet jeśli byli tylko słabymi południowcami.


---





https://i.imgur.com/IQCPHpn.jpg


- Wreszcie w domu. - nie mogła się powstrzymać aby nie uśmiechnąć się na widok znajomych drzwi, ścian i dachu. I znajomego ujadania. Pochyliła się gdy wielki, kudłaty, dwugłowy ogar jaki miał uchwyt szczęk w sam raz do przegryzania dyszli wozów wybiegł jej na spotkanie łasząc się jak mały szczeniak.

- Co? Tęskniliscie za mamusią chłopcy? - wiedźma też do nich zakwiliła serdecznie jakby znów była młodą dzierlatką co dopiero co przestała być dzieckiem. Zawsze tak było gdy wracała do domu. Zwłaszcza po dłuższej nieobecności. Teraz ogar prawie ją przewrócił z tej radości co nie było takie dziwne bo pewnie ważył więcej niż jego pani. Wreszcie śmiejąc się niemożebnie i trochę czując też wypity wcześniej na uczcie miód i piwo poczłapała do drzwi udając, że się odgania od złośliwego natręta. Pogłaskała psisko ostatni raz a ono zamerdało ogonem. Ale nie szczekało. Miało więcej wspólnego z wilkami niż zwykłymi psami. Wielkie, kudłate, bydlę z pancernym grzbietem, kolcami przebijającymi skórę i maczugą na końcu ogona. Więc nie szczekał. Warczał, czasem wył, skamlał jak oberwał, tulił ogon jak był przestraszony, jeżył sierść, rozszarpywał jej wrogów swoimi kłami i pazurami, warował przy jej spokojnym śnie ale nie szczekał.

- Wróciłaś. Witaj w domu czcigodna. - gdy weszła do środka przywitał ją mały komitet powitalny. Przewodził im mężczyzna jaki stał na ich czele i witał ją niczym gospodarz. Nie była tym zaskoczona. W końcu od dawna Birk był jej uczniem. Właściwie to obecnie już raczej partnerem i następcą. Zwłaszcza jak musiała opuścić rodzinne strony. Obok niego stała kolejna jej uczennica. Hrefna od dziecka naznaczona błogosławieństwem Władcy Wszystkich Ścieżek jaką parę sezonów temu przyjęła na nauki wiedzy tajemnej. Także Bjorn jaki był jej trzyręcznym ochroniarzem i wsparciem gdy potrzebne były silne argumenty a i poza tym miał kilka innych zalet. Else co była jej długoletnią służącą i dbała aby “ten kurnik” nie rozpadł się od środka i aby pani nie umarła z głodu. I parę innych osób z jej osobistych przyjaciół i świty jacy przyszli ją powitać w jej własnym domu nie zważając czy się widzieli wcześniej u wodza na uczcie czy nie. Ona sama nie mogła się poważyć aby zniknąć z uczty na jakiej była głównym gościem. To byłby afront tak dla jarla jaki był gospodarzem jak i wszystkich pozostałych gości z ich plemienia. Ale teraz wreszcie mogła się z nimi wszystkimi uściskać i przywitać na spokojnie. Ale, że i jej się udzielił nastrój powrotu i życzliwości wzmocniony przez sporą ilość trunków to i zrobiło się nawet rzewnie.

- Nawet nie wiecie jak się cieszę, że wróciłam i znów was widzę! - powiedziała rogata gospodyni wzruszonym głosem po raz któryś z kolei. Roześmieli się i wreszcie usiedli w izbie w jakiej zwykle przyjmowała gości. Była największa z wszystkich i najmniej zagracona więc najlepiej się do tego nadawała. W środku piec przyjemnie rozgrzewał a i Else przygotowała poczęstunek i picie na wypadek gdyby pani i jej świta mieli ochotę dalej biesiadować tutaj.

- Słyszałam Birk, że zwiastowałeś mój powrót. - zagaiła mistrzyni zerkając na swoją prawą rękę. Zapewne już niedługo ich drogi się rozejdą. Birk był ambitny i już na tyle wiedział i umiał, że był gotów ruszyć własną drogą. Szukać własnego przeznaczenia. Pewnie już by to zrobił gdyby zimą nie poprosiła go aby zajął się wszystkim póki nie wróci. I nie miała pojęcia, że wróci dopiero za pół roku. Ale cóż… Nawet wyrocznia nie była w stanie odgadnąć planów i zamiarów bogów jakie ci mają wobec swoich śmiertelnych pionków

- Tak, oczywiście, że tak. Przecież tak właśnie mówiłem. - odparł szaman uśmiechając się nonszalancko. Chociaż znali się na tyle aby wiedzieć, że jest w tym jakiś figiel. - Właściwie to kości mi powiedziały, że dziś należy się spodziewać niecodziennego gościa. Starego znajomego. Ale przyznam, że byłem ciekaw jak usłyszałem gongi o obcym statku co wpłynął do fiordu. - skoro byli sami swoi to mógł się przyznać jak to było.

- Słyszałam u jarla co ci się stało czcigodna. To straszne. A ja miałam takie złe sny na początku roku. Wiedziałam, że stało ci się coś złego. Dopiero później przeszły. Po wiosennym przesileniu. Pewnie jak cię odbili z tych lochów. - Hrefna dodała coś od siebie. I jak się teraz ich mistrzyni dowiedziała od Bjorna to właśnie oni optowali najgłośniej aby zorganizować wyprawę ratunkową. Jarl się zgodził ale im samym zabronił tam płynąć. Nie chciał puścić Birka i zostać tylko z młodą wiedźmą co nie ma jego doświadczenia ani puścić jej skoro to taka niebezpieczna wyprawa a ona taka niedoświadczona.

- Oj nie taka niedoświadczona. Zrobiła sporo postępów od zeszłej zimy. Niedługo będzie umieć więcej ode mnie. - zaśmiał się Birk a młodsza koleżanka aż pokraśniała od tego komplementu.

- Bardzo wam dziękuję. Za pomoc i wszystko inne. I, że tu dopilnowaliście wszystkiego. - gospodyni o niesamowicie złotych oczach nadal była wyjątkowo wylewna. Zresztą oni też. Nie co dzień wracali do siebie po tak długim rozstaniu. Rozmawiali dość chaotycznie na dość różne tematy. Co prawda oni już mniej więcej słyszeli co tam się działo u południowców ona nieco nadrobiła braki co u nich się działo ale wciąż byli spragnieni wiedzy i plotek tego co się działo u tej drugiej strony.

- A ci południowcy? Ci z jakimi tu przypłynęłaś? Co to za jedni? - zapytał Birk jaki dość krótko był na uczcie. Jedynie chciał się przywitać i obiecał, że pogadają w domu.

- Słyszałam jak ich chwaliłaś na uczcie. Przyznam, że ten ich mięśniak robi wrażenie. No i to znamię na plecach. A jeszcze jak mówiłaś, że tam czekają piękne i chętne dziewoje, przygody, skarby do złupienia, krew do przelania to już w ogóle wszyscy dostali gobliniego rozumu. - Hrefna też była ciekawa. Domyślała się, że mistrzyni zapewne mogła nieco ubarwić historie jakie przywiozła. Ale nie była pewna jak bardzo. W końcu jarl też ich zaprosił jako swoich gości więc przyszli na tą ucztę. Ale trudno było się z nimi dogadać bo nie znali norsmeńskiego. Chociaż nierzadko który tubylec mówił lepiej lub gorzej w reikspiel, bretońskim czy kislevskim więc jakoś tam się dogadywali. No i wszystkich zaskoczyła Norma bo przez te pół roku nieźle podłapała ten reikspiel i mogła robić za tłumacza.

- Tak, mamy tam sojuszników. Zaryzykowali zimą swoje życie aby ocalić moje. A potem działaliśmy razem aby odnaleźć dziedzictwo Sióstr. - potaknęła do swoich wcześniejszych na uczcie słów a potem zaczęła im co nieco opowiadać dokładniej. Najważniejszy tam jest Starszy. Zawsze nosi maskę i zarządza całym kultem jak ojciec rodziną. Zezwala na każdego patrona albo i bez i jakoś próbuje tym wszystkim kręcić. Jest spore grono wyuzdanych dziewcząt z jakich większość poznała w zimie a Łasica to właśnie ta dziewczyna jaką fizycznie spotkała po raz pierwszy jeszcze jako więzień w lochach skazany na stos. A niebieskowłosa udawała wtedy pomoc kuchenną. Pomógł jej potem Egon, właśnie ten mięśniak jaki z nią teraz przypłynął. Oboje za to zostali pobłogosławieni znamieniem przez swoich patronów. Pozostałe frakcje są mniejsze ale nie mniej gorliwe i barwne. Sigismundus przewodzi wyznawcom Papy chociaż jest ich ledwo dwóch więc raczej działają jak partnerzy. Właśnie oni zajęli się hodowlą jaj Oster. Grono wyznawców Władcy Wszystkich Ścieżek też nie jest liczne. I raczej nie mają wykrystalizowanego lidera. Wśród nich działa Joachim jaki jest magiem południowców i jakiego przyjęła na swojego ucznia. Demonologia wydaje się go strasznie pociągać, może nawet za bardzo. Ale zdążyła go nauczyć samych podstaw. Podobnie wyznaje Pana Zmian były wróg zaprzańców czyli Heinrich. Już starszy jegomość ale z bardzo przenikliwym umysłem i śmiałymi pomysłami. Zaś siłę stanowi trójka mięśniaków czyli Silny i Rune. No i ta trzecia to Norma bo najczęściej z nimi przystawała chociaż chyba dziewczętom też podpasowała bo były na każde jej skinienie ale ona niezbyt często z nimi przestawała. I jest jeszcze jeden czy dwóch niezdecydowanych co nie obrali sobie jeszcze patrona. Jak choćby Vasilij jaki dowodził marynarzami co tu przypłynęli albo Otto, były, jednooki mnich co próbuje działać po trochu na korzyść każdej z Sióstr i frakcji. Przynajmniej o ile był jakiś trop czy okazja.

- No to nie brzmi tak tragicznie. Myślałem, że tam mieszkają same mięczaki i zarozumialce. - powiedział Bjorn gdy gospodyni w końcu skończyła streszczać kogo tam zostawiła po drugiej stronie morza.

- Tak, nie jest tak tragicznie. Powiedziałabym, że całkiem dobrze mi się tam mieszkało i pracowało. Zwłaszcza jak złapaliśmy tropy wiodące bezpośrednio do dziedzictwa Sióstr. Aż żal mi było odpływać. Chciałam zostać na miejscu i wszystkiego dopilnować. Ale musiałam. Bo obiecałam tam wrócić. I to nie sama. - mistrzyni upiła z rogu kolejny łyk wina gdy obwieściła im to czego jeszcze nie miała zamiaru ogłaszać podczas uczty. To ich niepomiernie zdziwiło.

- Chcesz tam wrócić? Ale dlaczego? Kiedy? - zapytał Birk w imieniu ich wszystkich. Bo widział po spojrzeniach, że tego się nie spodziewali.

- Przecież dopiero co wróciłaś. Po pół roku. - dodała Hrefna też się nie mogąc temu nadziwić.

- Bo muszę tam być aby zrobić co trzeba. Nie sądzę aby Siostry wróciły ot tak. Na pewno coś trzeba będzie zrobić. Coś czemu nie podoła ktoś bez odpowiedniej wiedzy i doświadczenia. A Siostry chcą wrócić. Wszystkie proroctwa i znaki na to wskazują. Nie wiem ile nam to zajmie ale trzeba zrobić co w naszej mocy aby pomóc im wrócić. A one wynagrodzą swoje wierne sługi. Poczekam do końca miesiąca. Zobaczę kogo i co uda się zebrać. Wtedy pomyślę co dalej. Tak czy inaczej w kolejnym miesiącu będę chciała tam wrócić. Więc proszę was abyście zrobili co się da aby ściągnąć kogo się da na tą wyprawę. Jutro porozmawiam o tym z Arnulfem. Dziś tylko ogólnie mu zaznaczyłam temat. - wyrocznia nakreśliła swoje plany na nadchodzące tygodnie i miesiące. Jej uczniowie, przyjaciele i świta pokiwali w zadumie głowami. Tego się nie spodziewali. Ale jednak bogowie lubili tak mieszać w żywotach śmiertelników i to nie było nic nowego. Zwłaszcza jak się było głosem ich woli jak Merga i częściowo także oni. Rozmawiali jeszcze trochę ale widząc, że co niektórym a zwłaszcza gospodyni już głos się rwie i oczy przymykają, pożegnali się obiecując się spotkać jutro. Zaś Merga gdy została sama chwilę leżała w ciszy z zamkniętymi oczami. Ale mimo zmęczenia, szumu trunków w skroniach i poczucia błogości i szczęśliwości sen jakoś nie przychodził. Wstała więc, wyszła przez tylne wejście widząc, że wstaje już kolejny, letni dzień. Usiadła na drewnianej ławie, podkuliła nogi pod brodę i wpatrywała się w te rodzinne fiordy.




https://i.imgur.com/30iAVry.jpg


- Wreszcie w domu. - wyszeptała sama do siebie czując, że wreszcie powieki zaczynają jej ciążyć i się zamykać. Po chwili czcigodna pochrapywała cicho wsparta o blat stołu. Nie czuła jak czyjeś ręce delikatnie ją objęły, podniosły i zaniosły do środka chaty ostrożnie układając ją na posłaniu. Jeszcze ostatnie spojrzenie na śpiącą o imponujących rogach i ciche kroki skierowały się ku drzwiom jakie zamknęły się cicho. Zaś Merga z Mówiącej Góry pierwszy raz od pół roku spała wreszcie we własnym łóżku.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem