Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2023, 20:22   #3
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Stojąc przy biurku Grzegorz w milczeniu słuchał co miał do powiedzenia aspirant Czartoryski. Darzył szacunkiem przełożonego, więc nie wcinał się w jego wypowiedzi.
Policja nie była pierwszą pracą Frezera - miał okazję współpracować z całą paletą ludzkiej różnorodności. Zawsze sądził że poznał już szerokie spektrum spierdolenia, jednak jak zwykle życie zweryfikowało poglądy Grzegorza. Policja sprawiła że musiał obcować z masą ludzi których miał wielkie szczęście w dotychczasowym życiu omijać, ale zesłała też aspiranta Czartoryskiego - pewną wyspę spokoju w tym morzu degrengolady. Tak. Solidność. To było dobre słowo na opisanie tego człowieka. Wymagał, ale i pamiętał o człowieku. Wyjaśniał co trzeba zrobić. Jak nie wiedziałeś jak, to na spokojnie to też wyjaśniał. Grzesiek w swojej karierze spotkał dość popierdolonych przełożonych, by docenić tego aktualnego.
Na zewnątrz niebo było zasnute szarymi chmurami z których padała upierdliwa mżawka. Frezer stanął pod zadaszeniem. Zamyślił się nad zadaniem specjalnym. Na słowa o pamięci skinął poważnie głową i odpowiedział spokojnym, stanowczym “Dziękuję. Zrobię co w mojej mocy”. Zdawał sobie sprawę że Czartoryski zna go na tyle dobrze by wiedzieć że nie jest ucieszony sytuacją. Ale stawka była wysoka. I jeżeli Frezer chciał wylądować tam gdzie sobie zaplanował potrzebował przychylnej osoby wysokiej szarży.
To była jedna z życiowych prawd.
Wspinając się po szczeblach kariery trzymaj się tych którzy doceniają cudze wysiłki i czasem cię podciągną.
A… i szybko naucz się rozpoznawać tych którzy mają cudze wysiłki w dupie, oszczędzisz sobie daremnego trudu.
Nie zapominajmy o tym że też trzeba znać zasady gry i rozpoznawać kto je przestrzega a kto nie.
Kiedy można je łamać, a kiedy nie.
I w jaki sposób.
No i że nie należy pracować ciężko, tylko mądrze.
Oraz mieć trochę szczęścia oraz dostrzegać i wykorzystywać okazje.
Grzegorz mógł napisać poradnik z tego typu mądrościami.
Wyrywając się z zamyślenia zerknął na zegarek. Było wcześnie, a ponura pogoda nie zachęcała do spacerów. Jednak pojedyncze osoby wyłaziły z pensjonatów, głównie po to by kupić coś (po zawyżonej cenie) do jedzenia w Żabce lub którymś spożywczaku. Mógłby pojechać do Ustki, ale co właściwie chciałby stamtąd wziąć?
Gdzieś w głowie pojawiła się przewrotna myśl, że gaz i granaty hukowe mogłyby być bardzo poręczne przy pacyfikowaniu rozwydrzonej, roszczeniowej gówniarzerii z kieszonkowym większym niż jego miesięczna pensja.
Czy góra by się bardzo obraziła gdyby któraś z ochranianych gówniar dostała pałą za stawianie oporu przy zatrzymaniu?
Tak naprawdę prewencyjne zatrzymanie ich byłoby najbezpieczniejsze. Samo to że dostali pozwolenie na tego typu rzecz, nasuwała kilka ciekawych spostrzeżeń.
Krótka rozkmina przyniosła parę scenariuszy co się może spierdolić.
Przede wszystkim dzieciaki mogło coś odjebać i zrobić sobie same krzywdę. Standardzik.
Następna na liście była prowokacja Zdunków, potrafili nawet sobie samym zaszkodzić by dosrać Cynom.
Mniej prawdopodobna była prowokacja Cynów - mogli chcieć zaszkodzić zdunkowemu włodarzowi, choć na pewno nie chcieliby narażać gości (co nie znaczyłoby że przy eskalacji któremuś by się nie oberwało).

Frezer westchnął. No nic. Rozkminy, rozkminami, a patrol sam się nie zrobi. Miał zgromadzone wszystko co trzeba w posterunku, bo od początku sezonu wakacyjnego naznosił do szafki tego i owego, by nie targać maneli ze sobą zawsze z Ustki.
Tam pozostał tylko “ciężki sprzęt” w razie powszechnej “eskalacji przemocy”.
No nic. Poranny patrol mógł odbębnić w mundurze, póki gówniarzeria nie przyjedzie. Przywdział pelerynę - wszak padało, a i była mniej rzucająca się oczy niż mundur (o ile tylko napis z przodu nie walił po oczach z daleka). Choć nie był jakoś specjalnie wysportowany to prawie dwumetrowym wzrostem wymuszał większości ludzi zadzieranie głowy do góry - dość by wprawiać w zakłopotanie.
Ruszył spokojnym krokiem ku najbliższej Żabce, gdzie od zaspanej młodziutkiej Bożenki kupił, jak co rano, duży kubek kawy. Krótka wymiana uprzejmości, podziękowanie za kawę i życzenie “miłego dnia”, przyprawiło dziewczynę o szeroki uśmiech. Grzegorz wiedział że przez Rowy przetaczały się tabuny ludzi i rzadko kto był uprzejmy dla “obsługi” turystów jaką byli miejscowi. “Zamknijcie się, bierzcie nasz szmal i róbcie co macie robić”. Zero kultury. 100% chamstwa.
Grzegorz nie cierpiał szarości i intelektualnej ciemnoty, dlatego też mało z kim zawiązywał bliższe znajomości, jednak wobec wszystkich był uprzejmy. Lubił być tym “ponadprzeciętnym” przez takie drobnostki jak bardziej kwieciste słownictwo, brutalnie podkoloryzowana uwaga lub delikatny nieschodzący mu z twarzy uśmiech, który dla niektórych wcale nie był uśmiechem. Ta niejednoznaczność sprawiała że nieraz wydawał się “creepy”, ale w sumie to był swój człowiek. Tylko że dziwny.
Chyba dlatego zawsze to jego upominali, jak jakiegoś psychola, że ma nic nie odwalić pomimo że nigdy nic nie odwalił.
Jedynie Czartoryski go nie upominał. Wiedział że Frezer nic nie odwali. A nawet jeżeli to z bezczelnym poszanowaniem regulaminu i prawa. Czyli w sumie nie odwali.
Grzesiek wiedział że za taką ekscentryczną postawę nie zajdzie w Policji ani gdziekolwiek indziej wysoko, ani tam gdzie by chciał. Potrzebował “podciągnięcia” przez przychylną osobę, do stanowiska na którym nikt nie będzie zwracał uwagę na jego przywary. Trochę etatów mu zajęło nauczenie się tej prawdy i niestety jak dotąd wszyscy którzy wyrażali chęć pomocy okazali się niegodni zaufania. Nauczony doświadczeniami przyjrzał się dobrze Czartoryskiemu i był pewien że tym razem się uda.
A w najgorszym wypadku będzie musiał sobie poszukać czegoś innego. Jak zwykle.

Wymieniając się uprzejmościami z miejscowymi i czasem wdając się w krótką rozmowę Grzesiek ruszył w kierunku portu motorówek. Celowo nie wspominał o wycieczce, bo jeżeli ktoś w plotach już zacznie mówić szczegóły o gówniarzerii, jasne będzie że piłka jest w grze między lokalnymi mafiami. Wątpił w to żeby ksiądz coś odjebał na zlecenie Zdunków. W Rowach regularnie gościli Naziści oraz zgermanizowani Turkowie (którzy przy odpowiednio rozżedzonej krwi mogli uchodzić za Nazistów) więc rzucanie się o dwie dziewuchy mogłoby wywołać więcej incydentów niż sobie chamstwo zaplanowało. Nie mówiąc już o tym że egzotyczni turyści byli gwarantem piniądza dla miejscowych. Niemniej Grzesiek i na plebanię miał zamiar zajrzeć. Ksiądz go chyba lubił, bo Frezer ostrożnie wymijał wszelkie tematy polityczno-światopoglądowe zagłębiając się w różne tematy religijno-historyczne zdradzając nie raz że, w przeciwieństwie do większości populacji kraju, przeczytał Biblię. Jednak wiedział też że uprzejmości to jedno, a interesy to drugie.
Kolejna mędrość z przeszłości.
Gdyby tylko jeszcze umiał je wszystkie wykorzystać na zawołanie w praktyce.

 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 13-08-2023 o 20:27.
Stalowy jest offline