- A jak twoje rany? Lepiej się czujesz? - spytała Naiseria patrząc w oczy Silwilinowi i podsuwając mu klucz. Mnich wytrzymał spojrzenie i nie uciekł wzrokiem, jak wielu młodych ludzi, których pamiętała dziewczyna z nie tak dawnych czasów, speszonych jej urodą. Jego spojrzenie było też zupełnie inne, nie chłonął jej wzrokiem, z jego oczu bił tylko ten tajemniczy spokój. I jeśli czarodziejka się nie myliła, chyba znalazła w tym spojrzeniu jakiś mały odblask życzliwości... Młody człowiek skinął delikatnie głową w odpowiedzi na jej pytanie. Wyciągnął rękę i zabrał klucz ze stołu. Teraz to jego odpowiedzialność. Wierzył, że jej podoła.
***
Kiedy stanęli przed drzewem Silwilin zatrzymał się na chwilę. Wziął głęboki oddech i przypomniał sobie, przygotowania ostatniej nocy. W wypraktykowany wcześniej sposób otoczył swój umysł barierą. W szczególny sposób skupił się na wzroku. Był mu on niezbędny do ujrzenia zamka i otworzenia drzwi, ale to chyba właśnie przez oczy działało to co jego towarzysze nazwali hipnozą. ~~To moje oczy, mają służyć mi. Taki jest porządek rzeczy!~~ Wierzył w to i wierzył, że odeprze atak drzewa, czy czegoś lub kogoś kto za nim stał.
Mnich powoli otworzył oczy i uniósł klucz aby spojrzeć przez niego na drzewo. Nie wiedział, co poczuje, ale wiedział co zamierza zrobić. Otworzyć drzwi, zobaczyć skutek, a wtedy podjąć dalszą decyzję. Własną decyzję. |