Widząc płaczącą kobietę wyraz twarzy młodszego Ventrue zmienił się. Na chwilę zniknął sztubacki uśmiech, zastąpiony wyrazem troski. Przechylił lekko głowę czekając czy ktokolwiek zareaguje.
Płynnym ruchem powstał z krzesła i rzucając pełne pogardy spojrzenie na współklanowca podszedł cicho do Malkavianki. W jego prawej dłoni pojawiła się biała chusteczka z wyszytym na czarno znakiem klanu.
-Proszę. - powiedział podając ją kobiecie - Pozwoli Pani, że się przedstawię, Andrzej Deresz z klanu Ventrue. - Jego niebieskie oczy budziły zaufanie i roztaczały aurę łagodności - Czy będzie wielkim nietaktem, jeżeli spytam, czy mogę odprowadzić Panią do stolika, Pani doktor? -powiedział nadstawiając lewe ramię i skłaniając głowę.
__________________ Księciu nigdy nie powinno brakować powodów, by złamać daną obietnicę. |