Tfardy gdyby był bardziej kumaty i bardziej obeznany z obyczajami to by pokraśniał że wielkoludź tak się nim zachwycał. A że nie był to wzruszył ramionami i opowiedział krótką historię.
- No to było tak że ja siedział sobie w swojej klatce jedząc to co mi Orły dali. Przegryzałem to sobie palcami co to żem je odgryzł temu tam dużemu z Garnizonowych Chłopaków. Orli dali mi nawet piwa za to. Wieczór dobry. Wszystko boli po meczu, ale pełen brzuch dobrego jedzenia, dobrego picia.
A tu nagle krzyki. Pub Orłów zaatakowany przez ludziuf z kolorami Garnizonowych! I wszyscy się tłuką po mordach. Ja nawet odgryzłem parę palców! Klatka spaść, bęc, na ziemi leżeć i ktoś ją chwycić i próbować nią zdzielić Orła po łbie!
Potem przyszła Strasz i pałowała.
A potem to sprzątali pub.
A potem to było późno i wszyscy posnęli. Bardzo bardzo.
I jeden ludź z szalikiem Dozorców wszedł do pubu. Sypnął mi coś i zabrał klatkę, zostawił szalik, a wincej to stamtąd nie pamiętam bo usnąłem zanim odgryzłem mu palce.
Tfardy podrapał się po głowie, a dokładniej to po hełmie.
- Ale potem... obudzić się jak Dozorca nieść klatkę ulicą. Ja mu gwizdnąć klucze. A potem odgryźć palce. Klatka wpadła do rynsztoka, ale ja zgubić klucze. Tamten ludź się nie pojawić. Uratował mnie snot, co to ukradł czardziejowi jakąś zieloną wodę i nią zniszczyć kraty. Ja nie wiedział gdzie ja jestem, a ten snot mi mówi, że jest dobre miejsce dla wszystkich snotów gdzie nie ma ludziuf i nie ma orkuf i nie ma nikogo, tylko snoty.
To wyruszyliśmy szukać tego miejsca, idąc kanałami, choć jego po drodze zjadły wielkie szczury chodzące na dwóch nogach. No ale ja lazłem lazłem, pytałem snoty i trafiłem w końcu do jaskiń gdzie były tylko snoty.
Opowiadanie historii nie wymagało wielkich myśli bo w sumie mówił tak jak było i nic nie kombinował. Ale z tym autografem to trzeba było pomyśleć bo jednak autograf to był autograf. To ważna rzecz. By to rozkminić Tfardy zaczął drapać się po brodzie.
- Ty mi pokazać jak kreski stawiać to ja ci narysować autograf. Albo ja ci... o ten no... odcisnąć. - pokazał rozwartą dłoń.
Widział jak niektórzy snotballowi wielkoludzie maczali w czarnej wodzie dłonie i kładli je swoim babom z na piersiach. Ale też na tych no... książkach i ubraniach. Dziwne to były człecze obyczaje. No ale jak trzeba to Tfardy weźmie łapę w czymś upaćka i spełni prośbę czardzieja.
No a potem będzie wytrawnie robił za tłumacza. Tfardy już zaczynał czuć że od tych interakcji z ludziami i robieniem ynteligentnej roboty zaczyna mu łeb rosnąć.
Może będzie przez to mondszejszy?