03-11-2023, 20:59
|
#162 |
Młot na erpegowców | Drobna Ichika zmagała się z szalejącym żywiołem, próbując odnaleźć jakieś schronienie przed straszliwym chłodem. Zachłannym demonem potrzebującym jedynie czasu, by pokonać chroniące ją zwoje materiału i odrzeć z żywotnego ciepła. Młoda kobieta dobitnie czuła swoją wolno narastającą słabość i krępujący brak orientacji. Wiedziała, że gdzieś tam jest schronienie, ale mimo najszczerszych chęci nie była zdolna go zlokalizować. Zewsząd otaczała ją tylko nieprzenikniona biała kurzawa i zalewające uszy obłędne wycie posępnego wichru. Niosącego w sobie coś w rodzaju drwiny. Poruszała się prawie po omacku, licząc bardziej na uśmiech losu niż zawodne poczucie kierunku. Jej analityczny umysł niestety nie potrafił ułożyć dostarczanych mu zmiennych w satysfakcjonujące rozwiązanie. Niedawny rezon jakby z wolna opuszczał jej ducha. Mimo wszystko nie zamierzała się poddawać. Lęk przed śmiercią był wystarczającym motywatorem. Parła więc naprzód, licząc, że Bóg, albo Diabeł, będą mieli ją w swojej opiece. Wszystko jest zimne i zamarznięte.
Zamarznięte góry.
Zamrożone niebo.
Zamarznięcie to śmierć.
Ale ja nie mogę umrzeć.
Nie mogę umrzeć.
Pada śnieg.
Aby zakryć to wszystko.
Wszystko jest zimnem.
I zimno, zimno jest wszystkim.
Wszystko jest zimne, a zimno jest wszystkim.
Zimno.
Mróz.
Zamarzło niebo i zamarzło piekło.
A ja umrę w tej żywej ludzkiej skorupie.
Niczym konający bóg, który przyoblekł się w człowiecze ciało.
Umierający bóg.
Zamarzło już me serce.
Zamarzła już ma dusza.
Zamarzła już ma miłość.
Zamarza ma świadomość...
|
| |