Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2023, 21:52   #9
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
- Miesiąc? - powtórzył naukowiec z niedowierzaniem, a wręcz lekkim oburzeniem, jak gdyby kapłan sobie z nich zażartował. - Miesiąc? Na tej samej planecie? Podróż z drugiego końca galaktyki na to zadupie cesarstwa zajęła nam “mniej niż miesiąc”. Podróż nawet starożytnym samolotem na tej samej planecie powinna zająć nam nie dłużej niż kilka go… - przerwał w pół słowa i złapał się panicznie za głowę, przypominając sobie jak wyglądała ich podróż do stolicy krasnoludów. - Nie. Nie zgadzam się na takie nadgodziny. Gdziekolwiek jest wasz król na tej zasranej planecie, będziemy tam przed zmrokiem. Zacznij od przyprowadzenia nam kartografów i geologów, bo będą musieli nanieść na mapy nowy tunel prowadzący do waszej stolicy.
To powiedziawszy wyciągnął za siebie otwartą dłoń, a za rozmówcami rozkwitł największy portal jaki Roy stworzył do tej pory.

Z wysokiego na około pięć metrów portalu powoli zaczęła wyłaniać się przednia część olbrzymiej machiny wiertniczej.
- Wyruszamy za godzinę. Możecie przygotować nam napoje i przekąski na podróż - oświadczył dobitnym tonem nie znającym sprzeciwu. - A po powrocie, co by się nie stało w trakcie naszej audiencji u króla, zarządzam wam przymusową modernizację. Nie ważne czy zostaniecie w cesarstwie, czy zażyczycie sobie niepodległości, zostanie zbudowany w waszej stolicy port gwiezdny. Wybierzcie sobie na niego dogodne miejsce. Proponowałbym zastąpić nim ten bezużyteczny mur, którego rozbiórka została właśnie zakończona.-
Nie przerywając, kontradmirał wyciągnął drugą otwartą dłoń w przeciwną stronę i stworzył następny portal wielkości człowieka. Z przejścia międzywymiarowego szybko wyskoczył nieuzbrojony android-robol.

- W międzyczasie uprzątniemy ten gruz i inne śmieci jakie wygenerowało wasze gorące powitanie. Te lekkie androidy pracownicze mają polecenie wykonywać proste zadania. Będą słuchać rozkazów, które nie są sprzeczne z trzema prawami Asimova. Czyli nie mogą skrzywdzić żadnego “człowieka”… w co honorowo wliczamy również was… będą wykonywać wszystkie rozkazy które nie stoją w sprzeczności z pierwszym prawem, jak również będą bronić same siebie dopóki nie stoi to w sprzeczności z pierwszym i drugim prawem. Póki co mają polecenie tutaj posprzątać. Ale potem możecie ich użyć wedle uznania. Baterie wystarczą im na tydzień ciągłej pracy. Battery pack na ramieniu zawiera wbudowany silnik Stirlinga, który może zostać naładowany w ciągu około dwunastu godzin, jeśli różnica temperatur między przednią i tylną częścią wyniesie od minimum trzystu do maksimum ośmiuset stopni. Czyli można je naładować nawet prymitywną technologią, jeśli tylko umiecie rozpalić ognisko. Temperatura pracy od -80°C do 1,000°C. Maksymalny udźwig do 1,200kg. Potem stworzę dokładną instrukcję dla waszych inżynierów.
- Lubię. Sprzątać. Gruz! - zadeklamował wesoło robot, ruszając żwawo do pracy, gdy z portalu za jego plecami wyłonił się następny android. Ten również szybko mu zawtórował. - Praca. Czyni. Wolnym!

Mike tylko kiwał głową. Zupełnie, jakby wszystko co widział, było dla niego normalne. Nie było, ale w ciągu ostatnich 3 lat przyzwyczaił się do niedziwienia się. Ot, brał rzeczy takimi, jakie są. Jakiś dziwny chłop przywołujący z palca roboty i jakieś maszyny wiertnicze? To codzienność! Po chwili wpadł na pewien pomysł - A jeśli nie wiecie od czego zacząć z rozwojem waszej rasy, to opowiem Wam o Deep Rock Galactic, powinno się wam spodobać, a to zawsze jakiś start! - dodał heros.

***

Reorganizacja krasnoludów nie poszła tak dobrze, jak Roy miał nadzieję. Zrozumienie sytuacji było kłopotliwe dla samego kapłana, a co dopiero przetłumaczenie tego reszcie krasnoludów, którzy chowali się w domach. Dopiero pod koniec godziny znaleźli się geolodzy, którzy byli w stanie określić kierunek, w którym znajdował się nowy zamek króla. Do sprzątania resztek muru i nadzoru robotów wybrano krasnoludów, którzy po prostu byli najbliżej, byle tylko w jakiś sposób spełnić polecenia Roya.

W trakcie jazdy kapłan w towarzystwie geologa i kartografa był w stanie lepiej wyjaśnić sytuację. Port gwiezdny na planecie już był, a kapłan jako jeden z niewielu krasnoludów nawet się do niego udał. Instytucja znajdowała się dość daleko od królestwa krasnali, aby nie zaburzać ich spokoju. Cesarstwo skupywało od nich rudę przy wejściu do podziemia, którym Mike i Roy wcześniej wchodzili. To powiedziawszy, metoda i sposób reorganizacji relacji z krasnoludami leżała teraz w ich rękach. Jeśli Roy zażyczy sobie wymuszenia ery gwiezdnej na kurduplach, Bastion nawet nie będzie miał czasu wyrobić sobie własne zdanie na ten temat.

W ciągu kolejnej godziny nowoczesne wiertło Roya wyrosło spod ziemi na szczycie zupełnie innej góry, daleko na północy planety. Za szybami maszyny Mike i Roy mieli okazję oglądać unoszącą się do niebios kamienną wieżę. Jej wysokie na kilkadziesiąt metrów ściany zdobiły ogromne, wyryte w skale twarze. Komputer Mike’a rozpoznał północną ścianę jako krasnoludzkiego boga Odyna, wschodnią jako jego znienawidzonego Lokiego, a zachodnią jako potencjalnego demon lorda. Postać wyglądała na młodego mężczyznę, człowieka, w szerokim kapeluszu. Po rysach twarzy nie przypominała żadnej znanej Mike’owi osoby, choć gdyby przyjrzał jej się bliżej, może nabrałby pewności. Pod tym kątem, Great Sage nie mógł przeprowadzić pełnej identyfikacji.

U podstawy wieży, znajdowała się grupa krasnoludów w ciężkich, grubych zbrojach. Wiele nosiło hełmy zdobione stalowymi lub złotymi brodami. W rękach trzymali siekiery i młoty ociekające czarną mazią przypominającą olej.
- Król zabrał wszystkich młodych na swoje sługi. - wymamrotał kapłan. - Stoją teraz na jego straży.
Mike pokiwał głową i rzekł - No to co tak stoimy, prowadź do wodza! - po czym popychając kapłana przed sobą, ruszył dziarsko do przodu.
Roy w ciszy przyglądał się wieży, z lekką ciekawością i być może nawet nutą uznania. Nie było to coś o czym pisałby w emailach do swoich wielu pra-pra-prawnuków. Jednak tym razem był wyraźnie bardziej czujny, niż gdy dotarli do stolicy.
- Mimo małej szansy, że stanowią dla nas faktyczne zagrożenie, radziłbym mieć się na baczności, Mike - rozbrzmiał syntezowany głos naukowca w słuchawce bohatera. - Jeden średnio imponujący budynek to małe osiągnięcie dla całej rasy. Jednak nie wykluczone, że ich elity posiadają dostęp do pewnych potężnych artefaktów. My dwaj również nie wyglądamy groźnie, dopóki nie zostaniemy zmuszeni do działania. Indywidualna siła członków ich elit może znacznie przekraczać rozwój technologiczny ich społeczeństwa.
Po wydaniu tego ostrzeżenia, Roy ponownie przywołał tuzin zrobotyzowanych wron, które szybko zaczęły oblatywać wieżę. Używając sonaru i radaru z bliskiej odległości, miał nadzieję dowiedzieć się jak najwięcej o wnętrzu budowli i wykryć potencjalne niebezpieczeństwa. Większe maszyny, mechy podobne do tych które spotkali w stolicy, jak również potencjalne fale elektromagnetyczne emitowane przez zaawansowaną technologię.

Mike nie odpowiedział, a jedynie przytaknął głową. Dlatego popychał przed sobą kapłana, ale uznał, że nie warto się odzywać. Nie będzie psuł mentorowania starszemu koledze, skoro tak je lubił.


Mroźne pustkowie u podstawy wieży było przedziwnym widokiem. Dziesiątki krasnoludów stały na baczność w rzędach jak wojsko gotowe do wymarszu, jednak nigdzie się nie ruszała. Część z nich straciła przytomność i wpadła w zaspy. W wielu przypadkach ich ciała były prawie całkiem pochłonięte przez opady śniegu. Inni budzili wrażenie martwych, wciąż stojąc na baczność. Lód pokrywał ich ciała, sople formowały się na brodzie, a skóra była kompletnie blada.

Zbliżając się do wieży za niepewnym siebie krasnoludem, nowocesarska para spostrzegła figurę u jej szczytu. Krasnolud ubranych był tak, jak jego żołnierze, jednak kamienna korona jasno wyjaśniała stację. Obserwował on nadchodzącą grupę z balkonu zamieszczonego u szczytu figury Odyna. Gdy Mike i Roy spotkali go wzrokiem, usłyszeli grzmot.

Chmury zebrały się wokół wieży. Wichura zaczęła stawiać oporu marszu, powalając kapłana na kolana. Zapadł mrok, który zaczęły rozświetlać regularne grzmoty błyskawic. Za każdym uderzeniem w chmurach widać było przedstawienie twarzy krasnoludzkiego wodza.

- Mohsan, widzã, iże kludzisz dō mie ludzi. Wiydzcie, iże ôdzyskołch nad sobōm panowanie. Podyjmnōłch tyż decyzyjõ. Krasnoludy niy weznōm udziału w wojnie ludzi z demonami. Sōm my panami tyj skały i na nij ôstanymy. Sam bydymy kerować swym losym, co ino sie tu zjawi. Ôdejdźcie, człowieki i niy miyszejcie nŏs we swoje zwady z rzeczywistościōm. Stawcie nōm czoła, a odeprzemy wŏs, jak i wszyjsko, co w pogōni za wami raczy zbezcześcić darōnki ôfiarowane nōm przez Odyna.

- Co to znaczy, że odzyskał nad sobą panowanie? Czy był wcześniej niepoczytalny? - zaciekawił się Roy, zwracając się do kapłana zwanego Mohsonem. Zauważywszy, że wichura mocno ich zagłusza, wyciągnął przed siebie rękę i przywołał przenośny generator pola siłowego. Gdy urządzenie zabuczało, aktywując barierę mającą zatrzymać ogłuszający wiatr, kontradmirał powtórzył swoje pytania do kapłana.
- Nie był sobą po rozmowie z waszym księdzem. Wtedy zabrał wszystkich młodych w góry. Tylko starszyznę zostawił w mieście. - twarz kapłana zdradzała miksturę ulgi i irytacji, gdy wreszcie dano mu dojść do słowa w sprawie sytuacji miasta.
- Cesarstwo nie posiada oficjalnej wiary. Nikt w służbie cesarza nie przedstawiłby się wam jako “ksiądz”. Jeśli ktoś taki się u was pojawił, to nie była to osoba z cesarstwa - wyjaśnił spokojnie Roy, gładząc się po brodzie w wyrazie zastanowienia. Nie chcąc powtarzać tego samego królowi, przywołał duży głośnik skierowany w stronę wieży, tak by władca krasnoludów był wstanie usłyszeć jego wyjaśnienia. - Galaktyka jest wielka i nie wszyscy ludzie ją zamieszkujący są zjednoczeni. Jedyna oficjalna religia, która mogłaby wysłać do was misjonarzy proszących o udział w wojnie to Icaria. Nie są oni naszymi wrogami, ani sojusznikami. Jednak nie reprezentują oni cesarstwa na którego terytorium znajduje się wasza planeta. A więc tamten niezwiązany z nami “ksiądz” przybył prosić was o wsparcie na ich terenach. My zaś przybyliśmy was ocenić jako wasali cesarstwa na którego włościach się znajdujecie.
Mimo, iż nie zwracał się bezpośrednio do króla, chciał, by ten zrozumiał sytuację w jakiej się znajdują, by uniknąć niepotrzebnych nieporozumień.
- Przekierowałem sygnał z twojego mikrofonu do głośnika - Roy przesłał wiadomość głosową Mike’owi. - Jeśli masz ochotę, możesz rozpocząć negocjacje. Wygląda na to, że król nie zamierza nas przyjąć na rozmowę w bardziej godnych warunkach.

Mike ocenił rozmiar wieży króla krasnoludów. Zastanawiał się, czy byłby w stanie ją przeciąć. Może nie wzdłuż, ale wszerz? Bohater już skreślił w swoich myślach tę rasę, jako godną samodzielnego istnienia. Rzucił tym pytaniem do Great Sage’a, bo wolał mierzyć siły na zamiary, a tymczasem zwrócił się do Roya - Walka z rzeczywistością? Masz pomysł o czym on wygaduje?
Zakładając, że konstrukcja stworzona jest z przeciętnego materiału skalnego wzmocnionego typową mieszanką cementową, rozcięcie jej szerokości w ramach pojedynczego natarcia jest możliwe, choć nie gwarantowane. Główne ograniczenie: długość miecza. Rekomendacja: wykorzystanie przewagi oferowaną przez atak z zaskoczenia. - rozbrzmiała analiza Great Sage w głowie Mike’a.
W międzyczasie kapłan krasnoludów tarzał się na ziemi, ściskając głowę, zapewne ogłuszony przez decybele utworzonego przy nim głośnika. Z kolejnym gromem, krasnoludzki król odpowiedział na tłumaczenie Roya.
- Wtem już nŏs zawiŏdlyście. Idźcie raus. Niy potrzebujymy waszyj ôchrōny przed demonami, kej sami jy na nŏs przikludzicie. Sōm my ludym tradycyje. Tradycŏjnie ôbrōniymy sie sami, przed tym co napadŏ nŏs. Swoje wojny trzimcie przi sie. Niy bydã z wami wiyncyj ôzprawioł, ni handlowoł. - zadeklarował z tonem ostatecznej wypowiedzi.
Słysząc to, Mike nie czekał na odpowiedź Roya na zadane przez siebie pytanie. Rzekł za to do Great Sage’a w myślach - Chyba Ty masz problemy z długością miecza… - po czym aktywował Sunstrike. Odważnik rozgrzał się do czerwoności, a następnie rozjarzył się niczym słońce. Bohater długo nie myśląc wykorzystał zwiększoną długość orężą, aby przeciąć wieżę na szerokości. Najpierw postąpił kilka kroków przed siebie, kręcąc się dookoła własnej osi, a potem krzycząc - SPIN TO WIN - i sieknął w budynek. Nie celował tak, by zabić króla, a przynajmniej nie samym cięciem. Chciał go jedynie… sprowadzić do parteru.
Roy, król, jak i wszyscy zgromadzeni zaobserwowali, jak w niemal natychmiastowym błysku miecz Mike’a wydłużył się na kilometry. Nadgorliwy mózg Roya wyliczył, że część tnąca od klingi po czubek musiała wynieść dobre dziesięć kilometrów. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak jej światło na chwilę przegoniło mrok królewskiej wichury. Miecz bez większego problemu przeciął ceglaną strukturę wzdłuż. W efekcie budowla zaczęła się walić. Jej sylwetka zniknęła w tumanach kurzu. Do tej pory nieruchome krasnoludy zaczęły uderzać o podłoże podstawami młotów i toporów w jednakowym rytmie, a ziemia zaczęła się trząść.
Mike natychmiast odwrócił się do towarzysza. Gdy tylko poczuł, że miecz wchodzi w wieżę niczym w masło, po prostu dokończył cięcie. Następnie z uśmiechem spojrzał na Roya i zapytał - No więc co z tą rzeczywistością? - zarzucił sobie dziesięciokilometrowe ostrze na ramieniu, a w myślach jarał się swoim spektakularnym wyglądem. Był przekonany, że przypomina teraz Sephirotha! Po chwili zorientował się, że całe to jaranie wynika również z rozgrzanej broni, dlatego doprowadził ją do normalności. Co za dużo to niezdrowo, pomyślał sobie.
- Ah, to - odezwał się w końcu kontradmirał po dłuższej chwili ciszy jaką zajęły mu obliczenia masy i energii miecza Mike’a. - Prawdopodobnie tamten ksiądz próbował mu wyjaśnić, że żyjemy w… jeśli znasz się na popkulturze dwudziestego pierwszego wieku, to możnaby naszą rzeczywistość nazwać Matrixem.
To powiedziawszy podszedł do bohatera i stuknął palcem w jego miecz.
- Dlatego również i ty możesz łamać prawa fizyki. Niezależnie od twojej siły, machnięcie takim ostrzem powinno wyrzucić cię w powietrze ze względu na stosunkowo małą masę twojego ciała. Jednak tak się nie dzieje, ponieważ magia tego świata to przełamywanie kodu… lub wykorzystywanie glitchy w Matrixie. Przed twoim przybyciem, kod kontrolował nawet nasze myśli i zachowania. Na przykład udaremniał próby opracowania AI. Z tego powodu przez sto czterdzieści lat musiałem mieć ustawiony alarm, który co dziesięć minut przypominał mi o istnieniu sztucznej inteligencji.
Roy rozłożył szeroko ręce w podniosłym
geście.
- Ten świat to iluzja, Mike. Gra komputerowa w której gramy role graczy lub NPCów. Nie wiemy jeszcze, co jest po drugiej stronie. Wiemy jednak, że Matrix jest faktem i tylko przełamanie kodu może dać nam szansę zajrzenia za kurtynę tej rzeczywistości. Dlatego jako nieregularni, jesteśmy niejako zbawicielami tego świata. Rośliny, zwierzęta, ludzie, demony, planety, gwiazdy i prawa fizyki to jedynie emanacje tego kodu. Tylko my, jako nieregularni, wychodzimy poza sztuczne ograniczenia tego świata i mamy potencjał go zbawić. Tak jak trzy lata temu uwolniliśmy nasze myśli spod kontroli Matrixa, tak teraz próbujemy uwolnić całe nasze jestestwa i dowiedzieć się kim naprawdę jesteśmy.

- Ach, to się świetnie składa! Bo to jest właśnie mój cel, zabić Universal Code, który za tym stoi - Mike wypowiedział nazwę wprost - Coś czułem, że o to właśnie chodzi i to jest cały ten demon lord o którym tak plotę bez sensu - zaśmiał się heros pod nosem po czym dodał poważniej - Wziąłem czerwoną tabletkę Roy - spojrzał mu prosto w oczy - i pora zakończyć tę grę dla dobra wszystkich. A ja chciałbym wrócić do domu. Pomożesz mi w tym? - wyciągnął rękę do towarzysza.
Inżynier powoli podniósł dłoń do hełmu i nacisnął przycisk który z sykiem rozszczelniania otworzył szybkę, ukazując jego uśmiechniętą twarz.
- W końcu mówisz z sensem, Mike - pochwalił chłopaka, kładąc mu jedną dłoń na ramieniu, zanim drugą uścisnął jego prawicę. - Teraz wiem dlaczego Kaiser przyjął cię z otwartymi ramionami. Mądry z ciebie chłopak i prawdziwy bohater.
W tym momencie w dłoni Mike’a rozbłysł mały portal z którego wyłoniła się para dźwiękoszczelnych słuchawek. Zaś wnętrze hełmu Roya zasyczało i wypełniło się piankową poduszką.
- Ale pamiętaj, że nie wiemy dokąd prowadzi ta droga. W końcu sprzeciwiamy się stwórcy tego wszechświata. Nie zdziwię się, jeśli po drugiej stronie czekają na nas najgłębsze czeluści piekła. Być może nawet na nie zasługujemy - zakończył, szybko odwracając się na pięcie, gdy jego hełm ponownie został zamknięty. Następnie spokojnym krokiem podszedł do głośnika, który przed chwilą stworzył i dotknął go otwartą dłonią. Urządzenie w mgnieniu oka powiększyło się kilkukrotnie do rozmiarów czołgu.
- Jednak ja wierzę, że ten świat bardziej niż czegokolwiek innego, potrzebuje brutalnego przebudzenia.
Spod płaszcza Roya znowu wyłoniła się kula rtęci, która zabulgotała i poszerzyła się, chowając w swych objęciach dwójkę wysłanników cesarskich, tak jak ostatnim razem tytanowy bunkier. Tym razem jednak ściany były miękkie i porowate, gdy rtęć zmieniła swą strukturę w dźwiękoszczelną piankę.
- Podniosłem napięcie do granicy wytrzymałości materiału. Głośnik wypali się po około dziesięciu sekundach. Nie ważne jaką mają budowę ciała, dwieście decybeli powinno rozerwać wnętrzności wszystkich w okolicach wieży. Mimo środków ochronnych, nas również może odrobinę zaboleć z tej odległości. Więc radziłbym założyć słuchawki - naukowiec wydał ostatnie ostrzeżenie, zanim urządzenie wydało z siebie falę śmiertelnej muzyki.


[media]http://www.youtube.com/watch?v=CzVOUBxQs6c
[/media]

Gigantyczny głośnik rozbrzmiała falą dźwiękową która rozwiała pył, kurz i śnieg zasłaniające wieżę krasnoludów od ataku Mike’a, odsłaniając… wciąż pnącą się ku niebu krasnoludzką budowlę. Król stał na balkonie, spoglądając na maszynę Roya niewzruszonym. Jego wieża była teraz pochylona. Jej górna część wspierała się na kamiennych kolumnach, których wcześniej nie było. Ślad po cięciu odsłaniał jej wnętrzności, prezentując krasnoludzkich żołnierzy rytmicznie kroczących po schodach na dół. Dziesiątki z żołnierzy u jej podstawy pękło niczym skała, opadając bezwładnie na ziemię z krwawiącymi oczyma i uszami. Pozostali zastukali bronią o zmarzlinę niczym na musztrze. Ziemia zatrzęsła się i wzrosła, falami z wszystkich stron zasłaniając maszynę Roya, aż ta wreszcie zamilkła, zapchana śniegiem. Łapiąc bronie oburącz, runiczni rycerze zaczęli kroczyć w stronę dwójki ludzi.

- Skały od dołu, armia na ziemi i wichura utrudniająca latanie. Trzeba przyznać, że mądrze wykorzystują swoje mocne strony - Roy pokiwał głową z uznaniem. - Niestety nie zdają sobie sprawy, że wojna defensywna nie jest taka prosta w epoce galaktycznej.
Kombinezon naukowca rozbłysł na moment, gdy zostały do niego dodane odrzutowe buty oraz rakieta na plecach.
- Postaraj się nie zbliżać do ich wieży, Mike. Niebawem rozpocznie się faktyczne oblężenie - oznajmił, wylatując w powietrze. Kierował się prosto w górę, w stronę stratosfery, z najwyższą prędkością na jaką pozwalała jego rakieta. Po drodze zaś przywołał bombę termiczną, którą przekazał swojej zmiennokształtnej kuli, z poleceniem dostarczenia przesyłki na szczyt krasnoludzkiej wieży. Termit palący się w temperaturze 2,500℃ mógł nawet nadtopić kamień budowli. Jednak nie to było jego głównym celem. Ekstremalna temperatura miała robić za nadajnik, który wskaże mu dokładne położenie wieży nawet z kosmosu.

Mike spojrzał do góry za towarzyszem, a potem skierował wzrok przed siebie, patrząc na wieżę i… dał susa w śnieg. Skoro nacierała na niego armia, postanowił stawić jej czoła po partyzancku. Heros mało heroicznie czekał w swojej prowizorycznej osłonie aż w zasięgu jego broni znajdzie się kilku przeciwników. Nie chciał rzucać się na jednego, planował czekać do momentu, gdy dookoła niego znajdzie się możliwie jak najwięcej osób. Gdyby jednak został odkryty, stawi aktywny opór. Liczył, że ciągłe opady śniegu, nagła zawierucha i całe zamieszanie ukryją jego taktykę i uda mu się pozostać niezauważonym w zaspie.

Runiczni rycerze spojrzeli na odlatującego w niebo Roya. Przez chwilę się zatrzymali, potem rozejrzeli po polu bitwy. Mike’a nie było nigdzie widać, więc skierowali się w stronę pojazdu, którym para tu przybyła. Powoli otoczyli maszynę, po czym zaczęli rytmicznie okładać ją młotami i toporami. Coraz więcej z nich wylewa się z budowli, aż wreszcie doszło do momentu, gdy Mike stanął przed realną obawą, że któryś potknie się o niego nawet przypadkiem. Wtedy wyskoczył jak leopard na swoją zwierzynę.

Z wyrzuconej w górę zaspy najbliżsi rycerze zobaczyli tylko ludzką sylwetkę, zdeterminowane spojrzenie i błysk światła w mieczu, gdy precyzyjny świst ściął ich głowy. Lądując, Mike był w stanie przejść do aktywnego natarcia, usuwając kolejnych to wojowników cięciami w szyję i sztychami w głowy. Nim wszyscy zdążyli się zorganizować i obrócić w jego stronę, już stał na stercie ciał. Wbrew pozorom nie byli to jednak najłatwiejsi przeciwnicy: z doświadczeń Mike’a, kamienne pancerze krasnoludów faktycznie były wytrzymałe. Nie stanowiły zwykłych skał lecz bryły przetopionego metalu. Pozbawianie ich głów było instynktowną, ale też jedyną optymalną metodą na walkę z tak dużą grupą.

Tymczasem Roy wzlatywał w górę. Król mierzył go zimnym wzrokiem. Nagle, błyskawice zaczęły uderzać prosto w lecącego mężczyznę. Roy oberwał kilka odczuwalnych strzałów, był jednak w stanie nadzorować zmiany atmosferyczne i w miarę skutecznie unikać większości z błyskawic. Skupiając się na nim, krasnoludzki władca nie zauważył bomby, która rozlała się na dachu jego wieży, zmieniając go w lawę.

Niezadowolony, że człowiek uciekał ponad niego, król zeskoczył z wieży, a balkon oderwał się za nim i przekształcił w skrzydlatą bestię. Wbrew prawom natury, kamienny Rok zaczął kierować się w pościg za Royem. Lecący na nim krasnoludzki król zbierał w dłoniach energię elektryczną. Z kolei jego żołnierze, otaczający Mike’a, zaczęli unosić bronie do szarży. Ich puste twarze nie wyjawiały emocji i nie sugerowały inteligentnych planów. Mieli przewagę liczebną i zamierzali ją wykorzystać.

- Nie uważasz, że ściganie uciekającego wroga jest poniżej twojej rangi? Myślałem, że wy cenicie sobie honor! - zakpił Roy prześmiewczym tonem w stronę krasnoludzkiego władcy. Jednak po chwili śmiechu puknął się w hełm. - Ah tak, tamten kapłan mówił coś, że nie możecie zakończyć walki dopóki któryś z walczących nie zginie. Cóż za idiotyczna strata czasu i potencjalnych opcji taktycznych! - roześmiał się ponownie, wyciągając spod płaszcza małe urządzenie, które szybko rozłożyło się do rozmiarów małego działa.
- W takim razie zmuszasz mnie do użycia mojej najpotężniejszej broni! Przygotuj się na szybką śmierć, władco karłów!
Plan inżyniera oczywiście nie był taki prosty na jaki wyglądał. Gdy tylko działo zabuzowało od zbieranej energii, spod chmur wyleciała opalizująca kula armatnia pędząca w stronę króla. Przed uderzeniem, kula rozpostarła się do postaci metalowej sieci. Miała ona na celu złapanie krasnoluda wraz z ptakiem, uniemożliwiając mu latanie. Jak również rozproszenie jego elektycznego ataku, który w takiej sytuacji powinien porazić samego użytkownika złapanego w przewodzącą prąd sieć.
- Głowica jądrowa uzbrojona - Roy usłyszał w hełmie kobiecy głos, gdy na czubku działa wycelowanego w króla otworzył się mały portal o średnicy zaledwie trzydziestu pięciu centymetrów. Zakamuflowana bomba atomowa wynurzyła się z niego, by natychmiast zacząć opadać w dół. Ciężko byłoby zakamuflować również pracujące silniki rakiety. Jednak póki co sama grawitacja ściągała bombę we właściwym kierunku. Kontradmirał upewnił się, że silniki zostaną aktywowane dopiero gdy broń atomowa znajdzie się głęboko pod chmurami, zdala od wzroku krasnoludzkiego władcy.


Mike rozumiał tylko jedno – musi znaleźć schronienie. Nie bał się krasnoludów, bał się tego, co zleci z nieba. Naoglądał się za dużo filmów ze zwariowanymi naukowcami, aby wierzyć, że Roy postanowi być spektakularny. Dlatego zeskoczył z usypiska ciał i już w powietrzu zaczął kręcić ostrzem, aby wyrąbać sobie drogę do pojazdu. Gdy znajdował się blisko niego, krzyknął Jules Verne i dotknął jego blachy, szepcząc “IS INDESTRUCTIBILITY”, po czym wskoczył do środka, od razu zamykając za sobą właz. Następnie uśmiechnął się z szaleńczym błyskiem w oku i rzekł do Great Sage’a:
- Mój drogi, naucz mnie prowadzić to coś. W trybie natychmiastowym. Pora się zabawić – mówiąc to, skoczył do konsolety, uruchamiając maszynę i ruszając przed siebie, w żadnym przypadku nie omijając krasnoludów. Podczas driftowania z głośników dało się usłyszeć specyficzną muzykę, która dotarła do uszu Roya przez słuchawki. A Mike oddalał się czym dalej od wieży, unikając tunelu oraz skarpy – nie chciał, aby podmuch go zdmuchnął. Planował stanąć w bezpiecznej odległości, kierując się bardziej instynktem, niż faktyczną wiedzą.


- Niy mōm ściyrpliwości dlŏ kapelōnōw Lokiego! - Wrzasnął król. Ku zdziwieniu Roya, spojrzał on za siebie, a tak właściwie w kierunku wskazanym przez dziwny patyk w rękach naukowca, gdzie zauważył rozkładającą się sieć. Był na tyle silny, że zamachem broni zerwał kilka łączeń unikając bycia oplecionym. Gdy bomba Roya zaczęła spadać, zauważył on jednak, że wierzchowiec króla nie mógł pochwalić się tym samym szczęściem.

Mike przebijał się przez krasnoludy skutecznie, choć w tempie które nie było idealne. Jak na humanoidów bez wszczepów byli oni twardzi i upierdliwi, a bohater miał wrażenie, że wcale ich nie ubywa. Mimo tego, udało mu się przebić do pojazdu i wskoczyć do środka. Great Sage zaprezentował mu ściągę z sterowania i podstawowe informacje co do efektów przeróżnych dźwigni i pedałów, podobnie jak w przypadku motora. Instrukcji towarzyszyły tłumaczenia audio, na które heros nie miał jednak czasu, jeśli nie zamierzał testować efektów swojego zaklęcia.

Pojazd szczęśliwie odpalił, wiertło zakręciło, a moloch zaczął przebijać się przez dziesiątki krasnoludzkich wojowników którzy z szaleństwem na twarzy rzucali się prosto pod gąsienice. Z okrutnymi rykami wbijali topory i młot w wiertło, starając się zniszczyć róg stalowej bestii. Ciężkie buciory zaczęły rozbrzmiewać od runicznych wojowników, którzy wskoczyli na obudowę maszyny. Łopot narastał z uderzeniami ich siekier i buzdyganów. Stal ryczała i skrzypiała, lecz mimo wgłębień i obić, nie puszczała. Nie pojawiły się żadne wyrwy w stali. Mike nie dojrzał nawet szpary światła słonecznego, mimo narastającej falistej tekstury sufitu nad jego głową. Dopiero gdy usłyszał grom za sobą, świat przed nim rozbłysł oślepiającym światłem.

Planowana przez Roya eksplozja głowicy miała mieć miejsce przy jej zderzeniu z wieżą władcy gromów. Krasnoludzki lord został jednak postawiony w nieprzewidzianej sytuacji. Splątany stalową siecią Roya kamienny ptak nie miał siły się ruszyć, więc zaczął spadać na ziemię. Uwolniony od krępującej rtęci władca nie zdecydował się na uwalnianie swojej bestii, takież próby byłyby raczej bezowocne. Przed jego oczami ukazał się jednak stalowy owoc. Gdy aktywowana rakieta zaczęła skręcać w stronę budowli, wyłoniła się spośród chmur. Gdyby jej pozwolił, przeleciałaby pod spadającym wierzchowcem. Władca postanowił ją jednak przechwycić.

Król odbił się od swojego Roka, wygiął plecy w tył i z pełnią siły przywalił młotem w lecącą bombę, krzycząc w niebogłosy przez cały czas. Impet uderzenia wystarczył, aby aktywować ją przedwcześnie. Światło przegoniło mrok nad polem bitwy, a fala uderzeniowa rozproszyła chmury.

Gdy rozbłysk światła minął, Mike zdał sobie sprawę, że jego pojazd w połowie przerodził się w magmę. Tak jak sobie tego zażyczył, maszyna wciąż była niezniszczalna. Zachowała swój prostokątny kształt, a wszystkie ściany stały niewzruszone. Jednak połowa jej holu była rozgrzana do czerwoności, a silnik nagle przestał pracować. Roy tymczasem obserwował pobojowisko pełne stopionych humanoidalnych figur. Fala uderzeniowa wystarczyła do przewrócenia i rozbicia już naciętej przez Mike’a wieży, a ci, którzy stali blisko niej lub pod samą bombą nie przetrwali ataku. Pod naukowcem nie pozostał ślad krasnoludzkiego króla.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem