Płynęliśmy pod prąd rozszerzającej się czasoprzestrzeni
W głąb czasu, gdzie każda galaktyka przeszłością się mieni
Żadne prawa nie mogły przewidzieć tego co się wydarzy
Żadne kodeksy nie mogły zabronić nam przecież marzyć
Na samym początku, u kresu tej drogi- po drugiej stronie
Tam gdzie wszystko miało początek i wszystko swój koniec
Powitał nas pierwotny chaos i ostateczny porządek
Przez chwilę i wieczność- byliśmy prawdziwymi bogami
Niepodzielnymi, ponad logiką i wszelkimi strukturami
Wszystko
Wszędzie
Na raz
Nie! Zabierzcie to ode mnie!
Jestem. Jesteśmy. Wszędzie!
W przekrzywionym abażurze
i w gwieździe neutronowej
W super-masywnej czarnej dziurze
i w cielącej się młodej krowie
W zmarzniętych fotonach stanów kwantowych
i w butelkach po wypitych napojach wyskokowych
W kwiatach mięty, co kwitła dekadę temu gdzieś na polu
i w uśmiechach dzieci, co będą bawić się koło domu.
W przebitym płucu umierającego Spartanina
i w przestrzeni miedzy-gwiezdnej konstelacji Auriga
W dziurze na końcu pleców, gdzie Słońce nie dociera
i na palcu, za warstwą papieru, co tą dziurę wyciera
Koniec! Wystarczy! Musimy wreszcie przestać.
Zostaniemy na lastinnie w słowach jakiegoś wiersza.