Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-11-2023, 09:58   #287
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Wewnątrz wciąż pozostawało jednak wielu wrogów, stanowiących śmiertelne zagrożenie. Widząc wciąż nieprzytomnego Mikela tygrys-Vircan zeskoczył ze ściany lądując na truchle chimery, po czym wywarczał inkantację, lecząc rany wojownika. Ten otworzył oczy i nie tracąc czasu, zerwał się na nogi, sięgając po miksturę leczącą – kilka łyków później był już gotów do dalszej walki. W tym czasie, naradziwszy się telepatycznie z druidem Jace pomknął z powrotem do jaskini, w której kryła się hobgoblińska dowódczyni ze swym gadzim towarzyszem. Skupił się na tym drugim, sięgając do pokładów prymitywnej agresji, którą skierował przeciwko jego pani. Potężne szczęki zacisnęły się na kobiecie, która nie próbowała go nawet zranić, broniąc się rozpaczliwie i starając się uspokoić przyjaciela. Ale to nie był koniec. Psionik, sięgnąwszy po uprzednio przygotowaną tabliczkę, telekinezą prosto pod twarz hobgoblinki. Ta, zaskoczona pojawieniem się znikąd jakiegoś przedmiotu, spróbowała przeczytać napis: efektem była eksplozja, która poraniła jej twarz. W tym momencie zorientowała się w pełni, że ma do czynienia z niewidocznym przeciwnikiem – rozpoczęła inkantację, w której Jace rozpoznał zaklęcia przywołujące chmarę nietoperzy. Mimo prostoty czaru, a może dzięki niej, ciężko mu było ją powstrzymać, nie zadziała ani bezpośrednia kontra, ani telekinetyczne powalenie jej na ziemię.
W głównej komorze walka trwała w najlepsze. Vircan wciąż skupiał się na uleczeniu ran Mikela i dopiero gdy skończył rzucił się na osłoniętego halucynogenną mgłą minotaura, dotychczas zapatrzonego tępo w przestrzeń. Jego pancerz okazał się dużym wyzwaniem – ledwo zdołał przebić się pazurzastą łapą, bardziej otrzeźwiając niż raniąc wroga. Znacznie większą krzywdę wyrządził mu Rufus. Po kilku niecelnych uderzeniach w końcu jego duchowy topór wbił się w ciało bykoluda, wysysając jego siły życiowe i wzmacniając półorka. Ten poszedł za ciosem i z rykiem uderzył po raz drugi, ciężko raniąc i oszałamiając przeciwnika. Mimo to wciąż był chętny do walki – zatoczył łuk ogromnym młotem, trafiając wielkiego tygrysa, osłaniając się tarczą przed jego zębami i zaraz potem poprawiając kolejnym łupnięciem, które niemal zwaliło Vircana na posadzkę.
Mikel także nie próżnował. Ledwie podniósł się na nogi, a już dopadł hobgoblina, który nieomal go zabił. Odpłacając pięknym za nadobne, powalił go na ziemię, dobijając kopnięciem, a zaraz potem odwrócił się, słysząc głuche uderzenie tuż za plecami. To wywerna opadła na ziemię, w końcu wyzwoliwszy się z magicznych cierni. Jak się jednak okazało, wcale nie wyszło jej to na zdrowie. Mikel zwinnym susem dopadł do stwora i zasypał go gradem uderzeń, co wystarczyło, by już pokłuta i ociekająca krwią bestia padła bez życia. Wojownik nie czekał na oklaski: dopadł do minotaura, z którym męczyli się jego towarzysze, i z całej siły uderzył go pod kolano. Zanim olbrzym upadł, dostał jeszcze kilka ciosów, ale nie miało to wielkiego znaczenia, zaraz potem na jego szyi zacisnęły się szczęki Vircana, łamiąc kark.

Pole bitwy, otoczone mgłami, murem cierni i kamiennymi kolcami, było już praktycznie opustoszałe, ale w pomieszczeniu dowódcy walka trwała w najlepsze. Wezwane przez hobgoblinkę nietoperze nic sobie nie robiły z niewidzialności Jace’a i mimo, że nie mogły mu zrobić wielkiej krzywdy, psionik ani myślał zostawać w ich towarzystwie i się wykrwawiać. Przeleciał na drugi koniec jaskini i telekinetycznym pchnięciem posłał dowódczynię prosto w przyzwaną chmarę wiedząc, że ta nie da się kontrolować i zainteresuje się najbliższą ofiarą. Podczas gdy Vircan zajmował się swoimi ciężkimi ranami i rozposzeniem zaklęć, teraz bardziej przeszkadzających niż pomagających, Rufus i Mikel pomknęli w stronę ostatnich walczących.
Hobgoblinka i jej towarzysz bronili się do samego końca, mimo że nie mieli najmniejszych szans. Potężne uderzenia topora Rufusa, dziesiątki szybkich, wzmocnionych magią ciosów Mikela, a do tego niewidzialny Jace, miotający wrogami telekinezą po całym pomieszczeniu – zanim Vircan przedarł się przez własne zaklęcia, wrogowie byli już martwi. Rozprawienie się z wciąż oczarowanymi gorgonami było już błahostką, a z Kłów żaden nie pozostał na polu boju. Po rozproszeniu ostatnich zaklęć okazało się, że czwórka będąca na zewnątrz gdzieś zniknęła, podpalając wcześniej pole namiotowe.

Bohaterowie zostali sami na pobojowisku, a jedynymi żywymi poza nimi byli jeńcy, bladzi i półprzytomni z przerażenia. Żaden z nich nawet nie próbował się ruszyć, czekając na dalsze wydarzenia, albo zwyczajnie nie mając siły.
 
Sindarin jest offline