Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2023, 12:42   #12
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Roy Genshi, Mike Nor

Wszystko poszło z grubsza zgodnie z planem kontradmirała. Nawet krasnoludzki władca powinien być martwy. Roy jednak zawsze dmuchał na zimne, więc musiał się upewnić, że potyczka została zakończona. Jedyne, co poszło nie tak, to predykament w którym znalazł się Mike. Jednak inżynier nie miał sposobu na efektywne zlokalizowanie towarzysza, bądź jego ciała, gdy cała strefa zero po wybuchu była jeszcze rozgrzana do czerwoności. Zaczął więc przywoływać drony zwiadowcze, które miały upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Mali zwiadowcy o kształtach wielkich owadów szybko rozlecieli się po polu bitwy. Część kierowała się do zawalonej wieży, szukając ocalałych krasnoludów oraz tuneli i podziemnych bunkrów w których mogliby przetrwać. Kilka z nich obserwowało niebo naokoło Roya, wypatrując dalszych ataków z powietrza. Jednak większość rozleciała się po polu bitwy w poszukiwaniu Mike’a. Zaś zmiennokształtna kula zebrała się w kupę i podleciała z powrotem do swojego operatora, gotowa zareagować na ewentualne ataki zamieniając się w otaczającą go sferę.
- Znowu stałem się Śmiercią, niszczycielem światów... - wydał się z ust mężczyzny smętny głos, gdy ten rozglądał się po nuklearnym pobojowisku. - Który to już raz? - zastanawiał się na głos.
W tym momencie przed twarzą Roya natychmiast wyświetliła się hologramowa lista o tytule "Aplikacje do Pseudonimów Agentów Neocesarstwa". Roy Genshi widniał obecnie na pierwszym miejscu z liczbą sześdziesięciu ośmiu punktów, która po donośnym "Ding!" i ulatującym numerku "+1" zmieniła się na sześćdziesiąt dziewięć.
- Ranking zaktualizowany. Pseudonim odświeżony. Gratulujemy nowego najwyższego wyniku, Mr. Atom. - zadeklamował syntezowany głos.
- Heh, nice - Roy uśmiechnął się z zadowoleniem. - Teraz nie ma szans, że ten cały Septimus Lando przegoni mnie w tej dekadzie. Mam nadzieję, że podoba ci się pseudonim Nuclear Gandhi. Bo zostanie ci na długi czas, smarku. Przynajmniej do mojej emerytury.

Mike dalej eksperymentował. Podszedł do nierozgrzanej części pojazdu, dotknął blachy i rzekł “AND NON-HEATING”. Był ciekaw, czy to coś pomoże i jak maszyna zareaguje. Przy okazji rozglądał się za włazem ewakuacyjnym, jako ewentualną droga ucieczki. W myślach z kolei zapytał Great Sage’a - W sumie, jak zadziała na mnie promieniowanie, o Great Sage’u? Mam boskie ciało, ale czy zniesie ono coś takiego? - bohater faktycznie był ciekaw. Może się okazać, że zostanie w pojeździe będzie lepszym wyjściem. Grał w Fallouta i nie chciał skończyć jako jakiś mutant.
Great Sage odpowiedział natychmiastowo - Promieniowanie zbiera się w twoim organizmie jak każdej innej materii. Przy jego dużych ilościach, stałbyś się śmiertelnie radioaktywny dla innych ludzi, uniemożliwiając kontakt fizyczny. Stan byłby tymczasowy, zależnie od dawki promieniowania. Główne zagrożenia: nuda, samotność, depresja. - ocenił mędrzec.
Heros uśmiechnął się i rzekł - Ale przecież mam Ciebie i Hestię - a po chwili dodał - Poza tym, to będzie problem Roya! - dokończył ze śmiechem. Jak na kogoś, kto mógł zostać napromieniowany czuł się zadziwiająco dobrze z tą świadomością. Chociaż przez chwilę żałował, że nie zmieni się w Hulka. Kto jednak wie? Może uda się pójść w tę stronę przy odrobinie kreatywności! Będzie musiał zapytać o to Roya.

Magiczne działania Mike’a przyczyniły się do znacznego zmniejszenia temperatury wewnątrz pojazdu. Jak odkrył szybkim testem, blacha wciąż była gorąca. Ciepło jednak przestało z niej emanować, więc bez kontaktu fizycznego nie był w stanie się oparzyć. Patrząc przed siebie, znalazł też wyjście ewakuacyjne. Ponieważ wiertło zwykle kopałoby przez tunel, wyjście było za nim, na czerwonym końcu maszyny.

Roy, rozglądając się swoimi maszynami, zbierał interesujące informacje. Po pierwsze zauważył, że coś się do nich zbliża z bardzo daleka. Wyglądało na helikopter. Po drugie, krasnoludy w zasięgu eksplozji, jak i wewnątrz budowli były martwe. Niestety, wyglądało to na tymczasowe zwycięstwo.

Ciała kamiennych istot zaczęły wsiąkać w ziemię i poruszać się wraz z nią, tworząc wielki kopiec krasnoludzkich zwłok. Ta masa ugniatała samą siebie, co jakiś czas wypuszczając nowego krasnoluda. Wyglądało na to, że konsumowała kilka zwłok do stworzenia jednej istoty, więc wciąż robili postęp.

Po trzecie, coś spadało prosto na Roya.

Ostrzeżony przez swoje maszyny, Roy odsunął się w bok, tworząc tarczę ze swojej autonomicznej kuli. Wtedy, z rykiem i gromem, wysoko z nieba spadł tors krasnoludzkiego króla z na wpół stopioną twarzą, wciąż trzymający resztki swojego młota. Wyrzucony wcześniej w niebosa siłą atomowej eksplozji, celował teraz w naukowca którego ochrzcił ‘kapłanem Lokiego’. Roy uniknął go o włos. Uderzenie które ostatecznie trafiło w ziemię, niosło ze sobą ogromną siłę, po czym zawtórował mu niesamowicie szeroki piorun. Na szczęście w tym momencie Roy osiągnął już bezpieczny dystans. Gdyby naukowiec nie patrzył nad swoją głowę, walka mogłaby stać się wyrównaną.

Równie uparty co swój lud, dyszący władca krasnoludów zaczął ściągać do siebie okoliczne truchła poddanych, najwidoczniej szykując się do odbudowy.

- Jednak mamy tu ciekawego osobnika. Być może zasługujecie na swoją niepodległość - Roy pokiwał głową, tym razem ze szczerym uznaniem. Wyglądało na to, że sam krasnoludzki król mógł spełniać minimalne wymagania. - Pytanie, czy jesteś w stanie sam bronić swojej planety?
Słowa te były transmitowane na częstotliwości, którą powinna odebrać słuchawka Mike’a, jeśli był w zasięgu.
- Mike, słyszysz mnie? - zapytał spokojnie swojego towarzysza, jak gdyby ten stał obok niego. - To jeszcze nie koniec potyczki. Rycerze się odbudowują, a król jest obecnie na ziemi mocno ranny. Krasnoludy używają martwych ciał żeby się regenerować. Jest ich coraz mniej, ale musimy kontynuować ofensywę jeśli chcemy ich dalej testować. Król sam aktywował taktyczną bombę atomową i przeżył eksplozję z przyłożenia młotem. Jestem skłonny uznać jego niepodległość po takim wyczynie. Ale muszę poznać twoją opinię.


Heros usłyszał Roya - Jestem w środku Twojej maszyny - rzekł do naukowca, po czym podszedł do konsolety, próbując uruchomić sprzęt. Niestety, przegrzane wiertło nie chciało ruszyć.

- W takim razie obiorę króla za cel. Uważaj, bo może skierować się do ciebie - kontradmirał uprzedził bohatera. - Zbliża się do nas również helikopter, zapewne nienależący do krasnoludów. Spróbuję nawiązać z nim łączność, gdy tylko wejdzie w zasięg nadajnika.
To powiedziawszy Roy zaczął nadawać zapętlone nagranie głosowe, wzywające pilota do zidentyfikowania się. Zaraz po tym skierował uwagę na krasnoludzkiego władcę, którego obraz widniał w rogu ekranu w jego hełmie. Nie chcąc zezwolić mu na szybką regenerację, zaczął przywoływać konwencjonalne pociski naprowadzane przez jego drony na pozycję króla.


Mike wzruszył ramionami, uznając, że dalej może eksperymentować. Ponownie dotknął blachy i rzekł “IS CUTTABLE” ale umieścił to słowo przed pozostałymi, po czym spróbował wyciąć dziurę w podłodze w miejscu, gdzie nie czuł gorąca.
Pozbawiona swojej odporności na cięcia maszyna z łatwością uległa ostrzu Mikea. Chłopak w końcu mógł się z niej wydostać. Pod podwoziem było ciasno. Szczęśliwie, zbocze było nierównomierne, przez co nachylenie pojazdu zostawiało dość miejsca pod wiertłem, aby wydostać się z pojazdu, jeżeli bohater sobie tego zażyczy. Dźwięk siekier łupiących o pojazd zdradzał, że krasnoludy nie dały za wygraną. Również musiały zauważyć zmianę w wytrzymałości pojazdu.

Tymczasem Roy wysłał bombardowanie na regenerującego się władcę krasnoludów. Będąc w formie masy przypominającej glinę i oddalonym od reszty swojej armii, którą wcześniej odciągnął Mike, król nie miał jak się bronić. Eksplozje doszczętnie pozbawiły go kształtu. Wydawać by się mogło, że było po wszystkim. Pozostały jednak w ziemi ślad po eksplozji powoli zaczął przybierać kształt płaskorzeźby w kształcie krasnoludzkiej twarzy. - Ducz je jednym z naszã ziymiōm! Władcōm krasnoludów i jejich planety! - wrzasnęło odbicie twarzy.

Mike był przekonany, że krasnoludy umarły w wyniku eksplozji. Albo od początku nie były w pełni żywe, więc nie mogły od tego umrzeć? Heros nie zastanawiał się, tylko zeskoczył do dziury i chwycił miecz mocniej w obu dłoniach. Następnie rzekł do Great Sage’a - Ustaw mnie tak, abym był optymalnie na wysokości głów tych karłów. - skoro od podłogi pojazdu do podłoża góry była niewielka wysokość, to powinno starczyć na tyle, aby Mike mógł bez większego kucania ustawić się odpowiednio. Co nastąpiło dalej?

Heros uśmiechnął się, zaczął dreptać wokół swojej własnej osi z mieczem ustawiony na wysokości głów-szyi krasnoludów i nabierał pędu, kręcać się. Po chwili aktywował SUNSTRIKE - 10 kilometrowa katana miała rozciąć nie tylko pojazd, ale również znajdujące się przy nim kurduple. Mike’owi znudziło się już tkwienie w tej nieszklanej pułapce.


- Jeśli nie możesz nawet opuścić tej planety, to jesteś bezużytecznym władcą w epoce kosmicznej - zakpił Roy przez małe głośniki zamontowane na dronach oblatujących pozycję króla.
- Słaby! Bzzzy!
- Nieudolny! Bzzt!
- Relikt przeszłości! Bzztu! - zawtórowały mu trutnie syntezowanymi bzyczączymi głosami.
- Nie jesteś nawet w stanie obronić samego siebie przed naszą dwójką. - kontynuował naukowiec z narastającym naciskiem. - A w samym neocesarstwie takich jak my są legiony.
- Setki! Bzt!
- Tysiące! Bzzytu!
- Miiiliooonyy! Bzzzuu!
- Prędzej czy później przybędą tu inni ludzie i inne zaawansowane rasy, mające za cel waszą anihilację. Stawiając nam opór sprowadzisz na swój lud tylko zagładę.
- Śmierć! Bzz bzz!
- Dewastacja! Bzzy bzzy!
- Zniszczenie! Bzzzt!
Kontradmirał w trakcie tego monologu otworzył błękitny portal z którego wyleciała jego idealna kopia. Android w czarnym płaszczu, kombinezonie i opalizującym hełmie, z silnikiem rakietowym na plecach. Robotyczny klon zleciał szybko poniżej poziomu chmur, prezentując się krasnoludzkiemu władcy we wzniosłej pozie podobnej do tej którą wcześniej Roy pokazał Mike’owi.
- Ale my nie przybyliśmy tu z wami wojować. Nie to jest naszym celem. - wyjaśnił sobowtór podniosłym głosem, zbliżając się do króla z otwartymi ramionami. - My oferujemy wam siłę i rozwój. Pokój i dobrobyt. Protekcję i współpracę. By wspólnie stawić czoła galaktycznym zagrożeniom, które są ponad nasze indywidualne siły. Chcemy, byście dobrowolnie się z nami sprzymierzyli. Byś stał się jednym z nas i udowodnił potęgę swojej rasy, gdy zyskasz szansę na odblokowanie swojego potencjału.
- Jednym z nas! Jednym z nas! Jednym z nas! Bzzzzzzyyy! - wtórowały mu dalej pszczele drony, tym razem bardziej podnieconymi głosami.



Obracający się Mike przeciął pojazd z lekkością obróbki kartonu. Zaskoczone krasnale poupadały na ziemię lub skoczyły na sam pojazd, chcąc znaleźć się nad kręcącym ostrzem, przez co zepchnęły górną część pojazdu jak wieko. Mike znów miał wizję na znacznie przetrzebioną strefę bitwy oraz masywną twarz króla w ziemi i poniżającego ją Roya.

Król w Ziemi nie był pod wrażeniem zaczepek neocesarskiego admirała. Jego głos rozbrzmiał dźwiękiem gromu i narastał z każdym słowem.
- PRECZ! Jedna Ziymia, jedyn rōd, jedyn dōm, słudzy jedynego Odyna! KLĘCZ pragliwy kmieciu!
Głos wydzierającej się na Roya planety osiągnął zatrważające decybele. Drony i robot inżyniera zostały zniszczone jednym zdaniem, z fałszywą figurą Roya upadającą w pokłon, gdy drgania zniszczyły jej kolana. Roy odczuł, jak wszystkie jego organy trzęsą się pod wpływem fali dźwiękowej, a jego hełm lekko popękał.
Twarz króla zaczęła wyrastać z ziemi, na wzór jego upadłej wierzy, wznosząc się jak góra w kierunku Roya.

Mike rozejrzał się po polu bitwy i ocenił jak dużo przeciwników pozostało do wybicia. Rzucił do słuchawki - Przyjacielu, jeśli będziesz potrzebował pomocy, wołaj - kierował te słowa do Roya. Tamten zadeklarował, że zajmie się królem, więc samemu bohater chciał przetrzebić szeregi wroga. Naliczy, że jest przy nim około czterdziestu krasnoludów, a kolejne trzy tuziny zbierały się przy twarzy króla.
Nie czekając na odpowiedź towarzysza, ruszył w tango. Mieczem odciął kawał blachy pojazdy i pokroił ją w mniejsze odłamki - tak, aby dało się nimi swobodnie rzucać. Nie planował wykwintnych kształtów, tylko coś na kształt noży do rzucania czy ostrzy. A następnie miotał nimi w głowę najbliższych przeciwników. Mike uznał, że póki może utrzymać wroga na dystans, tak powinien zrobić. Chciał również sprawdzić, jak zadziała niezniszczalna blacha miotana z jego siłą.

W pewnej chwili przypomniał sobie Kapitana Amerykę i wyciął coś na kształt postrzępionej tarczy. Chwycił nią, obrócił się dookoła własnej osi i miotnął w przeciwników, obserwując wirującą śmierć. Heros zastanawiał się, czy może lepiej jest nie zabijać krasnoludów, a jedynie ich okaleczyć lub obezwładnić. Dlatego zaczął również celować w nogi przeciwników.

- Tak, chyba jednak będę potrzebował pomocy - przyznał Roy, odpowiadając Mike’owi mocno zmęczonym głosem. - Chcę, żebyś podawał mi koordynaty króla w stosunku do zawalonej wieży. Chcę przeprowadzić bombardowanie z bezpiecznej odległości. Możesz też mówić jakiego wsparcia potrzebujesz.
Inżynier doszedł do wniosku, że musi przejść do bardziej kreatywnych środków zaradczych. Nim król zdążył zaatakować go ponownie, przywołał ciężki drop pod, który z ogłuszającym świstem zaczął spadać w okolice Mike’a. Następnie ustawił swoją rakietę na pełną moc i zaczął lecieć w kierunku orbity. Zaś gdy rozgrzana do czerwoności przez tarcie powietrza kapsuła uderzyła w ziemię, heros natychmiast usłyszał donośny głos maszyny:
- DX-95 GOTOWY DO SŁUŻBY! MELDUJĘ SIĘ NA ROZKAZY, KAPITANIE NOR!
Z otwierającej się z piskiem kapsuły wyłoniła się wysoka na pięć metrów machina bojowa, uzbrojona w ciężkie karabiny maszynowe na dłoniach oraz działo plazmowe zastępujące jej głowę.

Mike wskazał krasnale przed sobą, zniżył głos i wydał rozkaz maszynie - This entire city must be purged. - po czym podał pierwsze koordynaty Royowi, korzystając z pomocy Great Sage’a. Po sekundzie zapytał towarzysza - Właśnie, załatw mi coś, abym przetrwał bombardowanie, skoro chcesz pomocy - zreflektował się heros. Nie chciał testować, jak dużo jest w stanie wytrzymać.
Mike rozrzucał elementy pojazdu na krasnoludów. Jego improwizowane rzutki wbijały się w niektóre głowy, a okazjonalnie nawet powalały krasnoludów. Nie przebijały jednak głów na wylot, a czasem wystawały z czaszki powyginane — znak, że odcięcie ich od pojazdu odcinało je od magicznego efektu. Mimo tego ostry metalowy dysk rzucony z siłą i zamachem Mike’a był wystarczający, aby powalić kilku brodaczy jednym rzutem. Z frajdy wybił bohatera kolejny ryk króla:
- PRECZ! - krzyknął on w ślad za wylatującym w niebiosa Royem. Wyciągał się wciąż w górę jako masa ziemi z przerośniętą krasnoludzką twarzą. Wydawał się zadowolony z siebie na widok odwrotu naukowca. Skoro przepędził jednego, był czas na drugiego. Krasnoludzki władca zwrócił swoją twarz w stronę Mike’a i zaczął lecieć w jego stronę z otwartą paszczą pełną skalistych zębów. Widok przywoził chłopakowi na myśl czerwie z Dune.
Mike spokojnym głosem podał koordynaty króla do Roya i zapytał - Chcesz go bliżej wieży? Goni mnie, więc mogę go tam sprowadzić - po czym rzekł do siebie - I’m in danger. No, I am the danger! - i wybiegł na spotkanie paszczy przeznaczenia. A dokładnie skorzystał z umiejętności Appraisal, aby dowiedzieć się, czym jest ta istota konkretnie. Heros planował skoczyć w bok poza zasięg paszczy stworzenia. Planował jednak zwlekać do ostatniej chwili, zdając się na kalkulacje Great Sage’a. Aby zwiększyć swoje prawdopodobieństwo, chciał zastosować manewr zmylający - najpierw skierować się w jedną stronę, sugerując skok w jej stronę, a następnie odbić się w przeciwnym kierunku, wykorzystując swoje momentum. Planował całym ciałem rzucić się w bok jak najbliżej istoty. Przy idealnej sposobności, Mike chciał zakotwiczyć się w niej mieczem i ją dosiąść.
- Obojętnie. Używam tylko wieży jako punktu odniesienia - odpowiedział Mike’owi Roy. Tymczasem po doleceniu na bezpieczną odległość zaczął tworzyć małego satelitę wojennego.
Maszyna wyposażona była w ogromne działo laserowe, radionadajnik, oraz system namierzania. Gdy działo rozgrzewało się do ataku, kontradmirał od razu wykorzystał nadajnik do wysłania wiadomości w kierunku helikoptera zbliżającego się do pola bitwy.
- Radio check. Tutaj Mr. Atom, na misji dyplomatycznej neocesarstwa. Wzywam pilota do zidentyfikowania się. Over.
DX-95 stąpając w okolicy Mike’a, próbował zwrócić na siebie jak największą uwagę krasnoludzkich wojowników, wydając z siebie ogłuszające dźwięki alarmu i rozrzucając ich po polu bitwy niczym kukiełki, żeby rozbić ich szyk.


Odskok Mike’a pozwolił mu zejść z drogi bestii i uniknąć połknięcia. Masa kreatury zatrzęsła jednak ziemią, posyłając gruz we wszystkie strony. Kamienne odłamki powbijały się w ciało Mikea, gdy odzyskiwał równowagę, aby ponownie wyskoczyć. Tym razem poleciał w stronę królewskiego czerwia. Miecz wbił się w glinę bez większego trudu i po chwili balansu, Mike był wygodnie osadzony na stworzeniu. Zobaczył wtedy, jak ziemia pod nim formuje się w kolejną królewską twarz. Jego miecz był wbity w jej czoło.
- To je nasz dōm. Bydziecie załować atakyrowaniŏ go! - ostrzegł bohatera. Błysk na niebie zdradzał powstanie nowoczesnego działa stworzonego przez Roya.
Mike po prostu wcisnął miecz głębiej, wykorzystując swój Vital Strike. Dane uzyskane z Appraisala były sugestią, aby dać nura do środka bestii. Dlatego zaczął przebijać się i machać mieczem niczym łopatą. Jeśli Vital Strike nie wejdzie od razu do celu, wtedy heros będzie go szukał ręcznie. Heros chciał znaleźć coś w rodzaju serca, mózgu, rdzenia - co mógłby uznać za główny punkt bestii. Wtedy powtórzy swój atak za pomocą Vital Strike.
W tym czasie pancerny robot naukowca, wykorzystując, że został ostatnim celem na polu bitwy, zbierał naokoło siebie coraz więcej pozostałych przy życiu krasnoludzkich wojowników. Zaś gdy tylko utworzyli dookoła niego ładne kółko, otworzył ogień ze swoich czterech ciężkich karabinów maszynowych. Kilka chwil później, gdy Roy obrał swój cel i ustalił trajektorię promienia, spadł na nich również ogień z niebios, mający wypalić naokoło bojowego mecha okrąg spalonej ziemi. Nie musiał się przy tym upewniać, że piloci helikoptera zauważą czerwony pilar zniszczenia rozciągający się z orbity do samej ziemi.
- Obawiam się, że będę zmuszony uznać brak odpowiedzi za akt wrogości. Over - uprzedził Roy spokojnym tonem przez radionadajnik.
- Lokalizuję cel poruszający się obecnie z prędkością dwustu dwudziestu trzech węzłów w stronę pola bitwy. Over - dodał beznamiętny komputerowy kobiecy głos.


Krasnoludy walczące z robotem w świetle żrącego lasera zachowywał się bezmyślnie. Biegły na niego prosto w ogień z siekierami uniesionymi w góry. Ostrzał bez problemu powalał je na ziemię. Odrodzeni wojownicy nie posiadali nawet organów. Nie było to przeszkodą w ich zabiciu, gdy tysiące pocisków na sekundę dziurawiło je na wylot, doprowadzając do zawalenia się królewskiej gwardii niczym glinianych figurek.

Mike pchnięciem otworzył dziurę w czerwiu, wpychając się do jego wnętrza. Roześmiana kreatura zamknęła za nim otwór. Bohater czuł, jak przestrzeń wokół niego się zacieśnia. Był świadom, że nawet gdyby nie dać się zgnieść w takiej pułapce, z czasem zabrakłoby w niej powietrza. Król go jednak nie docenił. Stanowczym wymachem broni, Mike przekształcił jednolite wnętrze bestii w pieczarę zdolną ugościć jego godność. W tej szerokiej i otwartej przestrzeni dopatrzył się resztek ciała króla. Pozostałości torsu i głowy wbitych i złączonych z glinianą masą. Z eleganckim przykucem i potężnym skokiem w stronę królewskiej mości, precyzyjnie przebił ukoronowany łeb. Siła jego sztychu rozeszła się echem w obie strony, wysadzając skamieniałe stworzenie.

Został już tylko Mike z wyciągniętym przed siebie mieczem, na którego krańcu wisiała krasnoludzka głowa w koronie; robot, którego rozgorzałe lufy topiły śnieg na polu pełnym martwych ciał wojowników, oraz nadzorujący sytuację z niebios Roy.

Cierpliwość naukowca była niesamowicie krótka. Nie dostał on odpowiedzi wprost na swoją groźbę. Zamiast tego, odebrało przekaz informacyjny. Nadlatujący pojazd wykazał identyfikację jako własność organizacji religijnej Magica Icaria z sygnaturą dyplomatyczną. Zimna odpowiedź tego pokroju nie była niespotykana, sygnatury ciężej było podrobić od pustych oznajmień w radiu. Roy wiedział też, że MI było zacofane pod względem technologicznym z przekonań, że diabeł jest w stanie zawładnąć maszynami. Wyjaśniało to zwłokę w przekazie. Jeżeli chcieli spotkać się z nieznajomymi, będą musieli poczekać kilka minut, aż helikopter do nich doleci.

Mike odezwał się do słuchawki - Rozwiązałem problem. Coś z niego jeszcze zostało. Chcesz to przebadać? - zwrócił miecz sztychem w stronę Roya. Bohater nie odczuwał satysfakcji. Zrobił to, co musiał, ale nie było w tym nic specjalnego. Poczucia dobrze wykonanego zadania, czy czegokolwiek.

- Nie jestem biologiem, ale zobaczę, co uda mi się zidentyfikować. Jestem ciekawy, czy zdolności króla to naturalna cecha ich rasy, przebudzenie, czy też artefakt którego używał - szybko potwierdził Roy. Tym razem jednak po raz pierwszy od spotkania z Mike’m w jego zmęczonym głosie dało się usłyszeć nutę zaniepokojenia. - Aczkolwiek mamy tu nowy, delikatny i potencjalnie bardziej męczący problem natury dyplomatycznej, Mike. - westchnął ciężko kontradmirał, który już miał nadzieję, że po załatwieniu krasnoludzkiego władcy nie napotkają już żadnych więcej problemów na tej planecie. - Zbliżający się w twoją stronę helikopter należy do Magica Icaria. Są tutaj na misji dyplomatycznej, podobnie jak my - zaczął wyjaśnienia, bez jakiejkolwiek zauważalnej ironii w ich podejściu do “dyplomacji”.
- Potwierdza to oświadczenie króla, że przybyli tutaj w celu zrekrutowania krasnoludów do wojny - kontynuował. - Wygląda na to, że próbują wykorzystać swój status misjonarski, by robić nielegalne konszachty z prymitywnymi rdzennymi ludami na naszych terenach. To niestety wychodzi już poza wolność religijną neocesarstwa. Więc mamy obowiązek przynajmniej wydać im ostrzeżenie i upewnić się, że opuszczą tą planetę. Zwłaszcza po tym, jak potwierdziliśmy jej przynależność do neocesarstwa. Nie możemy pozwolić, by inna frakcja położyła na niej ręce bez wypowiadania nam wojny. To byłaby niedopuszczalna oznaka słabości z naszej strony. Aaaaa…! - Mike mógł śmiało założyć, że Roy znowu złapał się za głowę w nagłym wybuchu irytacji.
- Czemu ci durni fanatycy muszą tutaj lecieć!? Już chciałem ich zignorować, obwieścić cesarski dekret w krasnoludzkiej stolicy i mieć z głowy tą zacofaną planetę. Mike, proszę, wykasuj ich, żebyśmy mogli wrócić do domu! - zawył z desperacją. Jednak szybko opanował swoje emocje i od razu zaprzeczył sam sobie. - Nie, nie rób tego. Jako agenci cesarstwa, musimy wykonywać nasze obowiązki. Aisha, wykasuj ostatnie pięć sekund nagrania głosowego.
- Nigdy ich nie nagrałam - odpowiedział mu komputerowy kobiecy głos. - Pozwoliłam sobie przygotować skrypt, który zatrzymuje nagrywanie gdy voice pattern recognition rozpozna negatywne emocje w twoim głosie.
- Clever girl - Roy odetchnął z ulgą i wyraźnym zadowoleniem.


- Wszystko w porządku, przyjacielu? - zapytał Mike z troską w głosie. Nie spodziewał się, że tak doświadczonym wojakiem wstrząśnie eksterminacja krasnoludów. Widać do pewnych rzeczy nie da się przyzwyczaić. Tym bardziej herosa dziwiła jego własna obojętność. Po chwili dodał - Bez obaw, nie zamierzam nikogo zabijać bez powodu. Najpierw porozmawiajmy z nimi - po czym Mike zaczął szykować teren dookoła siebie. Z rzeczy dookoła starał się zrobić stół oraz cztery krzesła. W słuchawce Roy usłyszał coś, co bohater raczej kierował do siebie - W końcu na zabicie problemów zawsze znajdzie się czas.

- W porządku. Nie przejmuj się tym - odpowiedział Roy, po czym szybko zmienił temat. - W takim razie musimy przygotować się na przyjęcie gości. Pamiętaj, że większość ludzi nie przeżyje promieniowania w epicentrum wybuchu w którym obecnie się znajdujesz. DX-95 zaprowadzi cię na bezpieczną odległość. Możesz go dosiąść jeśli chcesz.
Tymczasem naukowiec na orbicie zuploadował do satelity trojana, który miał zostać nadany przez fale radiowe do helikoptera. Wirus nic nie robił sam z siebie, ale miał otworzyć Royowi furtkę do przejęcia kontroli nad maszyną MI gdy zajdzie taka potrzeba. Inżynier nie miał zamiaru pozwolić dyplomatom się zabić jeśli nie posłuchają jego komend i zbliżą się zbyt bardzo w napromieniowany obszar.
Po tym szybkim uploadzie, Roy zaczął prędko zlatywać z powrotem na ziemię, tym razem asystowany przez grawitację. Po drodze wzmocnił swój kombinezon, dodając mu tarcze termiczne które miały pozwolić mu na jak najszybszy upadek.


Och - rzekł ze smutkiem Mike - a tak się napracowałem - wskazał na prowizoryczny stół i krzesła, po czym machnął na nie ręką i wskoczył na robota. Nie zabrał ze sobą swoich “dzieł” i zwyczajnie dał się poprowadzić.

Mike i Roy musieli zejść na dolną połowę wzgórza, aby mieć absolutną pewność, że pozostałości ich bitwy nie będą szkodliwe dla nieznajomych. Helikopter Magica Icaria zwalniał, im bliżej nich się znajdował. Wyraźnie skanowali otoczenie, szukając ich dwójki. Nie zajęło to długo. Helikopter obrócił się bokiem, zniżając pułap lotu. Drzwi otworzyły się wszerz, ukazując szczupłego mężczyznę.

Tim Timer
Bishop of Magica Icaria

Roy natychmiast rozpoznał jegomościa jako biskupa Magica Icaria, Tima Timera. Mężczyzna często reprezentował kościół tam, gdzie papież nie miał czasu się zjawić, będąc niemal jego prawą ręką. Jak na biskupa ubierał się niezwykle nieformalnie. Miał na sobie poszarpane jeansy, skórzaną kurtkę, T-shirt z napisem “LAW” oraz maskę, zasłaniająca całą jego twarz z wyjątkiem oczu.
- Chyba jestem winny państwu przeprosiny! - krzyknął w stronę Roya i Mikea. - Czuję się poniekąd odpowiedzialny za humor krasnoludów w ostatnim czasie. Mogę zaoferować chociaż przelot? - zapytał, wyciągając dłoń.
- Przynajmniej od razu zdajecie sobie sprawę w czym problem. To dobry początek - odpowiedział kontradmirał, który zamiast krzyczeć postanowił przywołać sobie megafon. - Ale przeprosiny to trochę za mało. Chcielibyśmy wyjaśnić sytuację na spokojnie. Możemy udać się z wami własnymi środkami transportu do bardziej dogodnego miejsca, jeśli tutaj wam nie odpowiada.
Biskup machnął ręką na swojego pilota, a helikopter po chwili wylądował. Mężczyzna wyszedł na śnieg rozkładając ręce na boki. - Z grzeczności wypadało mi zaoferować ale nie robi mi to różnicy. - przyznał. - Tim Timer, miło mi. Reprezentuję Magica Icaria. Zapoznałem krasnoludy z naszą wiarą i przekonaniem o nadchodzącej inwazji demonów. Wygląda na to, że ta informacja wprawiła ich rząd w panikę. - wyjaśnił.
Heros kiwnął mu głową - Mike Nor, reprezentant Neocesarstwa, a to mój towarzysz, Roy Genshi. Zdajesz sobie sprawę, że znajdujesz się na obcym terenie pod naszą jurysdykcją? - zapytał uprzejmie.
- Tak, w czym problem? - spytał, chowając ręce do kieszeni. - Operujemy w nowym cesarstwie legalnie, a planeta nie była zamknięta wedle mojej wiedzy.
- To zależy od interpretacji działalności oraz tego, w jaki sposób działaliście. Panuje u nas wolność wyznaniowa, dlatego problemem nie jest fakt, że to zrobiliście, ale jak tego dokonaliście. Wasze działania zagroziły integralności lokalnego społeczeństwa oraz doprowadziły do pewnego rodzaju buntu. Musieliśmy interweniować z Waszej winy. To wykracza poza głoszenie swojej wiary na terenie Neocesarstwa i podchodzi pod sabotaż - Mike mówił beznamiętnie. Po chwili dodał - Jak chcemy to załatwić? - i uśmiechnął się szczerze.
- Zakładam, że nie chcecie stracić swojego immunitetu dyplomatycznego, ani praw misjonarskich - dodał Roy podejrzanie miłym jak na niego tonem. - Tak więc musimy ustalić pewne granice dla naszego wspólnego dobra. Tak jak mówi mój kolega, Neocesarstwo nie może tolerować akcji, które mogłyby podpadać pod sabotaż. To co przekazał nam krasnoludzki król brzmiało, jakbyście próbowali zrekrutować ich do wojny.
- Och, wojny ale przecież w imię wiary! To walka ze wspólnym wrogiem dla dobra nas wszystkich! - dorzucił Mike tonem wzburzenia, a po chwili przemówił normalnie - Tylko proszę nie używaj takiego argumentu. Toć to nie godzi się - heros znów się uśmiechnął i już się nie odzywał.
Tim wzruszył barkami. - Nie oferowałem krasnoludom kontraktów wojskowych. Ostatecznie ich zachowanie jest ich własną odpowiedzialnością. Staram się tylko być miłym. - wyjaśnił swoją pozycję biskup. - Demony są poważnym zagrożeniem, więc informujemy na ich temat ludy różnych planet. Oferujemy również założenie kościołów, jeśli chcą przyjąć naszą wiarę, ale krasnoludy to nie interesowało. Są bardzo konserwatywni.
- Niemniej, jeśli wasza wiara doprowadza do konfliktów politycznych oraz zbrojnych na terenach cesarstwa, to może się okazać, że przestanie być klasyfikowana jako wiara, a zacznie jako ideologia terrorystyczna - zauważył kontradmirał, zaniepokojonym tonem. - Wiem, że krasnoludy ostatecznie odmówiły przyjęcia waszej wiary. Ale nie możemy zaprzeczyć faktom, że zostały przez was sprowokowane do działań wojennych ze względów religijnych. A działania te miały największy wpływ na ich relacje z Neocesarstwem. Chyba nie możecie nas winić za brak pewności, że nie to było waszym ostatecznym celem? - zapytał podejrzliwym, acz dobrobusznym głosem. - Oczywiście, brak pewności nie jest dowodem w którąkolwiek stronę. Ale czy nie wolelibyście uniknąć tego typu wątpliwości na przyszłość? Jeśli więcej planet na terenach cesarstwa będzie miało podobne reakcje na wasze szerzenie wiary, to może się okazać, że będziemy zmuszeni jej zakazać ze względu na realne i fizyczne zagrożenie jakie na nas sprowadza. Dlatego dla dobra waszej wiary, powinniście postarać się, by do takich sytuacji nigdy więcej nie dochodziło.
- Może pora przemyśleć metody działania, skoro doprowadzają do takich reakcji? - zapytał Mike - Zobacz do czego to doprowadziło - wskazał palcem głowę krasnoluda na mieczu - Mówisz, że starasz się być miły. I ja Ci wierzę. Mówisz, że byli konserwatywni. I my to wiemy! Ale Wy również powinniście, równocześnie dopasowując metody działania do osób, którym swe prawdy wykładacie. Przecież nie chodzi Wam o terroryzm, jaki stał się przed chwilą Waszym udziałem, czyż nie? - heros uśmiechnął się ze współczuciem. - To w jaki sposób unikniemy podobnych sytuacji w przyszłości?
- Tak, przykro mi, jeśli się poczuliście jak terroryści. - przeprosił Tim z szczerością w głosie, pokazując palcem na głowę króla. - To korona daje mu władzę nad piorunami, możecie ją chcieć zachować. Najlepiej zniszczyć. Przez nią krasnoludy mieszkają pod ziemią. Taka polityka. - wyjawił. - W każdym razie, jeśli nowe cesarstwo zakaże naszej wiary, na pewno nas o tym poinformuje. - nie wydawał się przejęty sugestiami Roya. - Powiedzcie mi za to, ta walka to była tylko wasza dwójka? Z daleka wyglądała dość… spektakularnie. - zainteresował się.
- Owszem - potwierdził inżynier, kiwając głową. - Niestety, sprowokowany król sprawił nam więcej problemów, niż się spodziewaliśmy. Więc zostaliśmy zmuszeni do użycia ekstremalnych środków - wyjaśnił się, z udawaną skruchą.
- To chyba na tyle z dyplomacji - odezwał się syntezowany głos Roya przez słuchawkę w uchu Mike’a. - Jeśli nie masz więcej pomysłów, to możemy zabrać to tylko do Bastiona, przedstawić mu pełen raport i czekać na jego decyzję w tej sprawie.

Mike kiwnął głową, po czym siadł w powietrzu z nogą założoną na nogę i rzekł - Aby nie było żadnych niedomówień i nie okazało się, że czegoś nie zrozumieliśmy, opowiedz mi o tym, co powiedziałeś królowi. Jakie demony. Jaka inwazja. Chciałbym zrozumieć co w Waszej religii mogło sprowokować do takiej reakcji. Wtedy ocenię, czy dopuściliście się terroryzmu. Kto wie, może nawet udzielę pomocy? - w słowach Mike’a nie było fałszu. Usłyszał demony, a od nich jeden krok do demon lorda, więc postanowił zbadać poszlakę.
- Cesarstwo nie ma wolności słowa, jeśli rozmowa może być aktem terroryzmu? - Tim zaznaczył, że tylko dyskutował z królem. - Tak czy siak bardzo chętnie podzielę się z wami fundamentami mojej wiary: w Magica Icaria odkryliśmy, że los uniwersum jest manipulowany przez byt określany mianem “Kodu Uniwersalnego”. Kod ten narzuca interpretację wszystkich ciągów przyczynowo-skutkowych, określając ich rezultat niczym przeznaczenie. Jedyne, co może łamać jego zasady i przed nim wyzwolić, jest magia. Ten zakazany owoc jest jednak fałszywą nadzieją, ponieważ Kod jest w stanie wykryć magię. Ponieważ ludzie zaczęli czarować, zwrócili na siebie uwagę Kodu Uniwersalnego, który niechybnie ześle na nas swoje demony. Kodu nie można zabić zwykłym mieczem czy plazmą, więc demony również mogą okazać się niezniszczalne. Dlatego ostrzegam, ostrzegam wszem i wobec, że będziemy musieli się bronić. Stanąć ramię w ramię i walczyć o przetrwanie, aż bóg nas wybawi przed gniewem kodu oferując nam cuda. - opowiedział tonem zaskakująco pozbawionym emocji, przypominając zmęczonego narratora. - Podejrzewamy, że w galaktyce pojawili się już ludzie obdarzeni cudami, zdolni do walki z demonami. Wobec tego bóg słyszy nasze modły. Nie chcemy jednak aby światy nawet kosmitów poumierały przez ludzką pychę, więc oferujemy wszystkim naszą wiedzę i wiarę.
-Hestio? Czy to w zasadzie nie brzmi podobnie do moich planów? - zapytał Mike w myślach swą boginię. Ta po chwili odrzekła - Teoretycznie tak mój bohaterze, ale wszystko zależy od interpretacji ich wiary. Wspomina coś o bogu, a to zdecydowanie nie mój wyznawca, więc nie o mnie chodzi. Upewnij się które bóstwo ma na myśli, proszę - Hestia była wyraźnie zaintrygowana.
Dlatego Mike rzekł do Tima - To brzmi, jakbyśmy mieli wspólny cel, dzięki czemu nie jesteśmy wrogami.- uśmiechnął się heros - ale kto jest Waszym bogiem? No i jak rozpoznajecie tych wybrańców? To jest niezwykle interesujące, a nie chcę Wam wejść w drogę, skoro coś nas łączy, więc wolę się upewnić. No i ten Wasz bóg nie może rzucić wyzwania Demon Lor, znaczy “Kodowi Uniwersalnemu”?

- Wierzymy, że widzimy ślady boga w rzeczywistości, w tym jak funkcjonuje uniwersum. Nikomu się on jednak nie objawił, więc nie mi jest go nazywać, czy opisywać. - Tim odmówił wyjaśnień. - Przed rozpadem fałszywego cesarstwa współpracowaliśmy z ludźmi, którzy nabyli umiejętności potrzebne do zniszczenia kodu uniwersalnego. Obserwujemy też innych, zaopatrzonych w artefakty i zdolności, które mogą wesprzeć ten cel. - wyjawił. - Czy ty chciałbyś walczyć z Kodem Uniwersalnym, chłopcze? Twoje obecne ostrze temu nie podoła. - ostrzegł.
- Bóg który się nie ujawnia i wyznawcy nie znają jego imienia? Brzmi jak jakiś uzurpator lub zła istota - rzekła Hestia herosowi i dodała - Miej to na oku mój bohaterze, może okazać się, żę to coś chce pomóc Demon Lordowi lub zająć jego miejsce, a wszystko pod przykrywką czynienia dobra - pouczyła Mike’a bogini.
Mike pokiwał głową, odpowiadając w ten sposób zarówno Hestii, jak i Timowi. Rzekł - Moim przeznaczeniem jest zabić Kod Uniwersalny i dokonam tego - spojrzał krytycznie na swoje ostrze - a broń ta dobrze mi służyła. Jest jednak jedynie narzędziem do celu, więc słucham pokornie Twoich sugestii - schylił głowę heros. Nie zamierzał dać się im omotać, ale musiał mieć Magica Icaria na oku. Mogą okazać się sprzymierzeńcem, ale również największym wrogiem. Dlatego nie można ich ignorować.

- Po pierwsze, Zilva z gildii piratów jest w posiadaniu ostrza, które może przeciąć wszystko. Jeżeli byłbyś w stanie odebrać je królowej piratów, zrobiłbyś wszystkim przysługę. - Tim wyjął dłoń z kieszeni aby odliczyć swoje porady. - Nasz nowy biskup, Juljusz, jest w stanie uczyć innych walki z kodem. Niestety, mało kto ma w sobie ten potencjał, więc musiałbyś go przekonać do siebie. - oferta brzmiała jak wyzwanie - Ponadto, mężczyzna o imieniu Silver z Armstrong Industries prawdopodobnie zasymilował się z częścią demona, co mogło dać mu podobne zdolności. To powiedziawszy, nie polecam iścia w jego ślady. To bardzo ryzykowne rozwiązanie. - beznamiętność tonacji Tima utrudniała ocenę, czemu tak chętnie dzieli się kluczową wiedzą swojej organizacji. - Cztery, samoczynny odłam naszego kościoła nazywany Arką Śmierci jest własnością kobiety o imieniu Eidith Lothunn. Jej władza nad magią zapewniła jej zdolność permanentnego usunięcia przeszkód z istnienia. Jeżeli wasze cele się pokrywają, mógłbyś po prostu walczyć z nią. - zaproponował Tim.
Zilva się pewnie dobrowolnie z ostrzem nie pogodzi - mruknął Mike do siebie. Interesowała go broń tego typu, ale co innego również przykuło jego uwagę - O wchłanianiu demonów nie ma mowy, to plugawi duszę i zawsze kończy się problemami. Odłam kościoła? Coś jak prawosławie dla chrześcijaństwa?
- Uważaj, Mike - ostrzegł chłopaka przez słuchawkę poważny głos Roya. - Pamiętaj, że nawet jeśli wydaje się, że ma na celu jedynie szerzenie swojej wiary, to nie musi nam mówić prawdy, ani całej prawdy. Uważaj zwłaszcza na te jego ostatnie “porady”. Wyraźnie próbuje nas nimi nakierować tam, gdzie mu to pasuje - głos naukowca stał się nagle bardziej zatroskany. - Lepiej nie pytaj już o nic więcej. Ciężko powiedzieć, czy to jego odliczanie to tylko dziwny manieryzm, czy też zdolność nieregularnego, bądź artefaktu. Możliwe, że za przekazanie nam użytecznych informacji będzie wymagał czegoś w zamian.
- Dziękujemy za szczere przeprosiny i pożyteczne rady - kontradmirał odezwał się w końcu swoim prawdziwym głosem. - Tyle nam wystarczy na zadośćuczynienie. Słowa, które pomogą nam na przyszłość, w zamian za słowa, które sprawiły nam problemy z krasnoludami. Uczciwa wymiana - pokiwał głową w wyrazie zadowolenia. - Nie naszym zadaniem jest was cenzurować. Radziłbym jednak uważać ze słowami, które brzmią jak wezwanie do walki. Jedynie to można by uznać za podburzanie ludności do przemocy. Ostrzeganie przed zgubą, czy końcem świata jest dopuszczalne. Ale nie sugerujcie ludziom i kosmitom na naszym terytorium, że muszą szykować się do wojny. Zwłaszcza do wojny po waszej stronie. Według mnie, to może wykraczać poza wolność słowa. Przekażę jednak nagranie z tej rozmowy bezpośrednio cesarzowi i to on podejmie decyzję, czy tego typu demagogia jest dopuszczalna na terenie Nowego Cesarstwa - oznajmił, kończąc rozmowę.

Mike zdał sobie sprawę, że Roy faktycznie miał rację, dlatego nic już więcej nie mówił. Zapamiętał jednak wszystko, co zostało powiedziane i postara się załatwić sobie misje związane z obszarami działania wymienionych istot. Kto wie, może dzięki temu zbliży się ku swojemu celowi? Ostatnio zrobił zdecydowanie za małe postępy, chociaż Hestia go za to nie ganiła. Odczuwał wdzięczność wobec swojej bogini, ale również miał wrażenie marnowania czasu. A kwestię tego odłamu Magica Icaria najwyżej sobie wygoogluje. Ewentualnie kogoś zapyta.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem