Wiedział. Wiedział, że jego czyn może doprowadzić do czegoś takiego. Nie spodziewał się iż nastąpi to tak szybko. Ale była to złośliwa kolej losu. W chwili gdy działo się źle, to problemy się piętrzyły. Jeden na drugim niczym piramida nieszczęść. Teraz to samo działo się w jego życiu. Problemy w interesach, problemy z dzieckiem, problemy w małżeństwie. Niemniej nie spodziewał się takiego ciosu zaraz po wejściu do posiadłości brata. Był nastawiony bojowo na spotkanie z Dożą, gdzie wiedział, iż będzie musiał się tłumaczyć, a może i walczyć o przetrwanie. Teraz jednak cała ta pewność siebie i agresywna postawa uleciała z niego. Ramiona mu opadły, a widok jego szlochającej małżonki rozrywał mu serce. Buta i duma wyleciały niczym powietrze z przebitego balonu. Żal i wyrzuty sumienia zżerały go przez cały ten czas mimo iż odsunął je na bok na czas spotkania. Teraz przypomniały się o sobie i na nowo zaczęły przeżuwać jego psychikę. Opuścił głowę i spojrzenie, bo nie mógł spojrzeć kobiecie, którą kochał w oczy. To wystarczyło, aby potwierdzić jej podejrzenia.
-
Mea culpa. - Powiedział cicho, a cały ciężar tych słów uderzył w niego od środka. -
Mea maxima culpa. - Powtórzył niczym na nabożeństwie w świątyni, a łzy zaczęły wypełniać mu oczy. -
Niczego mi nigdy z Tobą nie brakowało. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Byłem zdruzgotany. Byłem pod wpływem wina. - Vincenzo zauważył, że zaczyna się tłumaczyć nie tyle przed żoną, co przed samym sobą, ale wiedział, że na jego grzech nie ma wytłumaczenia. Otrząsnął się więc z usprawiedliwiania się przed nią i przed samym sobą. Jedyne co mógł zaoferować to prawdę. -
Nie zasługujesz na to co się wydarzyło. Ja nie zasługuje na wybaczenie. Ani od Ciebie, ani od Boga, ani od samego siebie. Disgrazia. Mea sempiternus disgrazia. - Nie wiedział co uczynić. Zaledwie parę dni temu mógłby stwierdzić, że zawsze wiedział co zrobić albo co zacząć robić, aby osiągnąć cel. Teraz w czasie mniej więcej jednej doby drugi raz zastała go ta sytuacja bezsilności. Pierwszy raz gdy nakrył Fabrizia i Cassandre, a teraz drugi, który był efektem tamtego odkrycia. Gdyby bowiem nie zgrzeszyli, to starszy Albertinazzi nie sięgnął by dna, z którego wyciągnął się po ciele Alessii samemu popełniając straszny grzech. Ten sam za który miał pretensje do brata. Świat dookoła niego płonął, a on robił wszystko aby wyjść z tego cało, ale zawodził na wielu frontach. Czy da radę? Patrząc na rozpacz Glorii wiedział, że musi. Za dużo straciła przez jego decyzje, aby miał zawieść. Wyjdzie z tego zwycięsko. Jednak widok rozpaczy Glorii zapowiadał również iż to zwycięstwo najprawdopodobniej okaże się pyrrusowe.