Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-12-2023, 19:43   #1
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
[D&D 5ed] Festiwal Urodzaju


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Aw91zD_CB8I[/MEDIA]


Gdzieś, wśród wzgórz i pagórków księstwa Vales, na pewnej mało uczęszczanej drodze, cicho roznosił się dźwięki odbijających się od miękkiej ziemi kopyt. Towarzyszyły im melodie wygrywane przez skryte gdzieś pośród wysokiej trawy świerszcze oraz subtelny pogwizd wiatru. Kojący i odprężający klimat potęgował widok zmierzającego ku horyzontowi słońca.

Taką właśnie naturalną scenerię przemierzała piątka podróżnych, bohaterów tej historii. Pochodzili oni z zupełnie różnych zakątków świata, co można było zauważyć gołym okiem. Ale o tym zaraz. Bowiem najważniejsze jest to, że ich drogi, choć zawiłe, w końcu się spotkały. I to w miejscu, gdzie rzadko jakiekolwiek drogi się łączą - na ciągnących się niemal bez końca Wschodnich Krainach. Ziemiach oddalonym od wielkich imperiów czy królestw. Różnorodnych. Pełnych małych księstw i hrabstw. Gór i bagien. Lasów i równin. Domu wielu najróżniejszych ras, tworzących bardziej lub mniej skromne enklawy. A przede wszystkim, krainy ukochanej przez podróżników i poszukiwaczy przygód.

Poznawszy już kontekst, w którym się znaleźli, powróćmy jednak do rzeczy i do samych bohaterów. Kimże byli? Była to całkiem niezwykła gromada, pełna kontrastów i kolorytu.

Na czele, na swym wierzchowcu, jechała rudowłosa, młoda kobieta. Spiczaste uszy zdradzały, że była to Elfka. Sprawne oko mogłoby dostrzec, że spośród wszystkich, ona zdawała się najlepiej panować nad swym wierzchowcem. Z gracją i swobodą kierowała nim, z pewnym kunsztem, którego nie zyskuje się w stadninach dla koni, a podczas długich i żmudnych wypraw.

Zaraz za nią, jechała równie barwna postać. Kolor jej skóry, swą ognistą barwą przebijał czerwono rude włosy poprzedniczki. Genasi. Choć krążyło o nich wiele legend i historii, to niewielu faktycznie mogło zobaczyć jedną z nich.

Środek grupy zajmowała kolejna dziewoja. Toć, całkiem kobieca była to ekipa. Ta posiadała lekko fiołkowe włosy i również jak poprzedniczki, całkiem była urokliwa. A z ową przyjazną aparycją, kontrastowała niespotykana w tych stronach broń, w której była posiadaniu – rusznica.

Przedostatni jechał rodzynek całej wyprawy. Młody mężczyzna, zdawać by się mogło, że jeszcze do niedawna dziecko. Lekko zawadiacki uśmiech na jego pogodnej twarzy zdradzał naturalny młodzieńczy wigor.

Ostatnia jechała zaś kobieta, której jakimś cudem, udało się wyróżnić spośród tej i tak już różnorodnej gromady. Zielonkawy odcień skóry zdradzał, że była ona półorkinią. Była niezwykle wysoka, a jej długie czarne włosy nieco tonowały tę, jakże kolorową, grupę.

Znali się nie od dziś, choć, będąc szczerym, również nie od dawna. Natrafili na siebie na szlaku przypadkiem, a że niebezpiecznym była podróż po tych krainach samemu, to postanowili jechać razem. Przynajmniej do czasu, aż ścieżki kogoś z nich, miałyby skierować się w innym kierunku. Jednak do tego czasu, mogli cieszyć się swym, jakże barwnym, towarzystwem.

Minionego dnia udało im się w końcu przekroczyć granicę jakiejś cywilizacji. Była to miła odmiana po kilku dniach podróżny bezdrożami, przez ziemie niczyje. Choć oczywiście, nie było to żadne wielkie królestwo, to tu i ówdzie mogli dostrzec jakieś oznaki cywilizacji. Nieco lepsza droga, oznakowana w dodatku, a tu i ówdzie na horyzoncie widniała jakaś wieżyczka strażnicza. Raz nawet naprzeciwko im wyszedł zbrojny patrol. Na całe szczęście, bez problemu zostali przepuszczeni dalej. W dodatku poinformowano ich, że w odległości kilku godzin podróży, znajduje się niewielka wioska, w której będą mogli przenocować.

Ucieszyli się, gdy kilka mil dalej dostrzegli znak informujący, że znajdują się trzydzieści minut drogi od miejscowości zwanej Sundown. Po wielu dniach podróży, spania na dziko, odpędzania się od różnorakich bestii czy bandytów, nocleg w ciepłej karczmie brzmiał jak spełnienie najskrytszych marzeń.

Ruszyli więc zgodnie w tamtą stronę.

A ich pierwsza, wspólna przygoda, miała się już wkrótce rozpocząć.
 
Hazard jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem