Thomas Windrivver był już dorosły. Przynajmniej teoretycznie. Niski, szczupły, o nieproporcjonalnie długich nogach. Poruszał się zadziwiająco szybko. Jego ruchy, choć zwinne, zdradzały młodzieńczą niepewność. Usta, choć zaciśnięte, miały zawsze uniesione kąciki. Śmiał się często. Był łatwy do rozśmieszenia. Ubrany w proste podróżne ubranie. Zadbane, z śladami cerowania. Nosił również skórznie. Wyglądała na taką, która miała lada chwila się rozpaść, lecz oprócz swojej podstawowej funkcji funkcjonalności, była również skrytką. Dodatkowe kieszonki i szwy pozwalały na przechowywanie najróżniejszych precjozów. Dopełnieniem obrazu był sztylet za pasem, krótki miecz i krótki łuk przytroczone do siodła. Juki były wypchane wszelakimi szpargałami przydatnymi w podróży.
Młodzian pytany kim jest, uśmiechał się tajemniczo i odpowiadał krótko - wędrownym szewcem. I rzeczywiście. W podróży często zdarzało mu się sięgać po igłę i nić. Nie tylko w swoich ubraniach. Panie lubiące wygodę chętnie korzystały z jego usług.
Thomas miał konia. Nie pamiętał, jak go pozyskał. Jedno, co było pewne - nie zapłacił za niego ani miedziaka. Koń nosił imię jego ojca - Syriusz. Młody często prowadził monolog z koniem. I zawsze kończył pytaniem retorycznym.
- Coś taki poważny, Syriuszu?! - po czym śmiał się do rozpuku, wspominając psikusy, które wraz z rodzeństwem sprawiał ojcu. Pytany o rodzinę unikał bezpośrednich odpowiedzi i uciekał wzrokiem. Gdy pytanie padało na postoju, odchodził od grupy i zamyślony patrzył w dal.
Olgę traktował jak starszą siostrę. I ochroniarza. Poza tym mówiła w orczym, a to było coś! Rynsztokowe słownictwo nie było już jedynymi orczymi zwrotami których używał. Jednak było coś, czego Thomas się w niej obawiał. Jej topór. Po nieskutecznej próbie dotknięcia go poznał jego historię. I to go przerażało. Najchętniej zostawiłby go daleko za sobą, ale to oznaczało rozstanie z Olgą.
Dylematy zaprzątały jego głowę, aż do momentu zobaczenia znaku zwiastującego ludzką osadę. Droga była prosta, z pojedynczymi drzewami. Nastrój od razu mu się poprawił.
- Ścigamy się! Stawiam piwo tym przede mną! A kto ostatni przy następnym drzewie ten ugrukh nothokari! - zakrzyknął, podrywając konia do galopu. Stanął w strzemionach i ściągnął mocno uzdę.
- I-haaaa! Ha ha ha! - śmiał się do rozpuku, wymijając zaskoczone towarzyszki. Pędził na spotkanie przygody!