Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2024, 14:51   #13
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
[indent][justuj]
Roy Genshi, Mike Nor
- Prawosławie to w miarę dobre porównanie. Eidith jest papieżowi jak córka. Gdy jej poglądy odbiegły od naszych, pozwoliliśmy jej zachować część naszej infrastruktury i pójść swoją drogą. - wyjaśnił, wzruszył ramionami i odwrócił się do helikoptera. - Wydaje mi się, że przez te trzy lata jej zakon zupełnie nic ze sobą nie zrobił. - dodał, wchodząc na pokład helikoptera. Walnął dwa razy w ścianę, a pilot uruchomił maszynę. - Pozdrówcie Bastiona. - poprosił, zamykając drzwi.

Po rozmowie z biskupem para wciąż musiała rozprawić się z krasnoludami. Pierwszym krokiem ku temu było sporządzenie planu modernizacji ich stolicy, stworzenie robotów pracowniczych oraz przekazanie planu administracji portu cesarskiego na planecie. To tam uprzednio prowadzono handel z krasnoludami, nim zaprzestały one zadawać się z ludźmi. Było to zadanie które Roy postanowił wziąć na swoje barki. Miał jednak sporo czasu. Na odpowiedź Bastiona w sprawie raportu będą musieli czekać przynajmniej kilka dni.

Zlecenie budowy nie zajęło mu długo. Projektory hologramów przedstawiły krasnoludzkim inżynierom projekty standardowych udogodnień Cesarstwa. Wydany przez Roya dekret ustanawiał na planecie cesarskie prawo, które między innymi wznawiało handel z ludźmi oraz otwierało nowe szlaki handlowe i komunikacyjne ze stolicą. Nowi krasnoludzcy liderzy mieli początkowo opory przed uznaniem ich autorytetu. Ostatecznie nie mogli jednak długo zaprzeczać rzeczywistości, którą była głowa ich poprzedniego władcy, jak również zawalona wieża i radioaktywne pogorzelisko, do którego wycieczkę fundowały promy rejsowe Roya sterowane przez AI.

Krasnoludom została nadana spora autonomia. Nie taka, do jakiej przywykli pod władzą poprzedniego króla. Mogli jednak wybrać sobie taki system władczy na jaki mieli ochotę, oraz utrzymać i ustalić prawa, które nie były sprzeczne z cesarskimi doktrynami. Promowanie kultu siły było mile widziane. Religia obojętna. Ale izolacjonizm i konserwatyzm technologiczny musiały zostać zliberalizowane na tyle, by nie wstrzymywać ich rozwoju jako jednej z nacji Cesarstwa. Przynajmniej ograniczona imigracja wykwalifikowanych inżynierów i naukowców, oraz wolny handel z firmami handlowymi Cesarstwa były obowiązkowe. Jak również dwa projekty budowlane, których Roy nieomieszkał zlecić już pierwszego dnia swojej pracy w stolicy - budowa portu gwiezdnego, oraz wieży telekomunikacyjnej do kontaktu z portem cesarskim. Port miał być usytuowiony blisko wejścia tunelu prowadzącego na szczyt góry, ochrzczonego przez Roya mianem “Nowej Ery”. Zaś do budowy wieży telekomunikacyjnej mogli wykorzystać szczątki zawalonej wieży na szczycie. Na szczęście promieniowanie nie sprawiało krasnoludom problemu ze względu na ich biologię.

Kontradmirał nie miał w naturze przemęczać się pracą. Więc po pierwszym dniu tworzenia robotów budowlanych oraz zaawansowanych komponentów, których krasnoludy nie byli w stanie sami zfabrykować, oddelegował większość swoich obowiązków do AI kierującego inżynierów do jak najrychlejszego ukończenia projektów. Następnego dnia miał więc więcej wolnego czasu, który postanowił spędzić w kabinie przypominającej plastikowy domek letniskowy, usytuowany na brzegu podziemnego jeziora, z którego krasnoludy prymitywnymi pompami pobierały niezbędne im H2O. Mike mógł zastać go tam czytającego książki, bądź oglądającego stare filmy na hologramowym wyświetlaczu.


Blade of Georgia
Aby wysłać wiadomość do Bastiona, Mike i Roy musieli udać się z powrotem na okręt wojskowy, którym przylecieli do tego układu słonecznego. Blade of Georgia liczył niemal 70 tysięcy kilometrów kwadratowych powierzchni. Jak na okręt gwiezdny, było to niewiele. Odpowiedzialna za niego załoga wykonywała wiele misji w tym układzie na różnych planetach w systemie.

Mike i Roy mieli wolny dostęp do udogodnień okrętu, który niósł ze sobą wszystkie dobra współczesnej cywilizacji: od salonów gier po kino, sale treningowe i fabryki broni. Dzięki ich reputacji w armii nie musieli nawet martwić się kosztem swojego pobytu.

Mike zabrał Roya do sali treningowej na okręcie. Opowiedział mu o działaniu Odważnika, że na życzenie ostrze zwiększa lub zmniejsza swoją wagę. Heros przyznał jednak, że cały czas korzystał z tego żelastwa raczej w konwencjonalny sposób. Brakowało mu myślenia „out of the box” i spojrzenia na zagadnienie z nieco innej perspektywy. Dlatego poprosił towarzysza o sugestie, w jaki sposób można wykorzystać taką broń w praktyce. Nie tylko samej walce, bo może coś nietypowego przyda się również w innych sytuacjach.
Mike zwiększał już wagę miecza, aby służył mu za dodatkowe obciążenie – traktował go jak hantle lub sztangę, a nawet w formie dodatkowego obciążenia przy treningu kardio. Zastanawiał się nad możliwością latania lub wznoszenia się w powietrze przy użyciu Odważnika, czy po prostu poszerzenia zakresu ruchów o ataki powietrzne. Dlatego potrzebował do tego naukowca, który sprawdzi limity, wytłumaczy działania zjawisk związanych z fizyką lub po prostu coś zasugeruje.


- Proponowałbym zacząć od treningu z podniesioną grawitacją - zaoferował Roy, przywołując tablet na którym wyświetliły się opcje pokoju treningowego. - Zaprogramuję losowe zmiany natężenia sztucznej grawitacji, które dodadzą trudności w używaniu twojej broni. Na przykład z dziesięciokrotną grawitacją sto kilogramów stanie się jedną toną. Uhh…! - jęknął po naciśnięciu przycisku, gdy kolana pod nim nagle ugięły się i naukowiec padł plackiem na ziemię, pod naciskiem sztucznej grawitacji. - Chyba przeceniłem swoje siły… - wystękał, a jego kombinezon rozbłysł na moment, gdy zostały do niego dodane mechaniczne tłoki egzoszkieletu, które pozwoliły mu powoli wstać z powrotem na równe nogi. - Może mi również nie zaszkodzi tego typu trening. Na razie spróbuję zwykłego joggingu naokoło sali. Po drodze w losowych momentach będę przywoływał drony. Spróbuj w nie trafiać, gdy natężenie sztucznej grawitacji będzie wyprowadzać twoją broń z równowagi w niespodziewanych momentach. To powinno pomóc ci utrzymać kontrolę przy używaniu bardziej zaawansowanych technik.

Mike z kolei po prostu stał w miejscu. Nie odczuł różnicy w grawitacji, bo takie obciążenia ćwiczył z mieczem. Po sekundzie zaczął biec. Na początku nie rozumiał trudności treningu Roya, ale po kilku chwilach załapał, że to faktycznie nie jest łatwe. Losowo pojawiające się drony nie były trudnością, ale już grawitacja tak. Koncentrował się na równoważeniu odchyłów wagą miecza, aby służył za… przeciwwagę. W takich warunkach wymachiwanie żelastwem nagle okazało się proste. Oczywiście zajęło to herosowi chwilę, aby wyłapać w czym tkwi sztuczka. Zaskoczyło go również, ile radości sprawia mu to, a przy okazji faktycznie odczuł różnicę w kontroli broni – już nie tylko po prostu zwiększał lub zmniejszał jej wagę, teraz dosłownie nią balansował! W czasie treningu rzekł do siebie na głos – Normalnie prawie jak trening rycerza Jedi!

- Dobrze… ci idzie - Roy pochwalił chłopaka, gdy sam mimo egzoszkieletu zaczął szybko łapać zadyszki. Jego wewnętrzne organy również nie były przyzwyczajone do zwiększonej grawitacji i sama utrudniona praca serca i płuc sprawiały mu trudności. - Teraz spróbujmy z kamuflażem… jest to prosta i dość rozpowszechniona technologia. Powinieneś więc znaleźć sposób na lokalizowanie niewidzialnych przeciwników. Drony będą lecieć w prostych liniach i strzelać w ciebie słabymi laserami w dziesięciosekundowych odstępach. Spróbuj je wykryć lub przewidzieć ich trajektorie, by w nie trafiać.

To wyzwanie zaciekawiło Mike’a. Najpierw postanowił spróbować wyłapać trajektorię ich lotu. Odliczał w myślach do dziesięciu i obserwował skąd nadejdzie pocisk. Kilka z nich udało mu się odbić, część trafiła w niego. Drony nie strzelały jednak równocześnie, więc zadanie wcale nie było łatwe. Po krótkiej chwili udało mu się wyłapać mniej więcej ile ich lata oraz jaki kurs obierają. Nadal jednak jego skuteczność mogłaby być wyższa, więc zamknął oczy i zdał się na słuch. Nie próbował wyłapać dźwięku lotu maszyn (dzieła Roya były prawdziwymi dziełami sztuki – wręcz bezgłośnie unosiły się w powietrzu), co moment wystrzału pocisku. To, w połączeniu z wyczuciem schematu oraz rytmu ataków, pozwoliło herosowi już bez przeszkód poradzić sobie z niewidocznymi przeciwnikami. Na jego twarzy gościł prawdziwy uśmiech zadowolenie. Nie tyle ze swojego osiągnięcia, co z formy treningu, który angażował różne instynkty Mike’a, a nie tylko czystą siłę.

- Tyle chyba wystarczy na rozgrzewkę - oświadczył Roy po około dziesięciu minutach treningu. - Muszę wzmocnić salę, żeby przetrwała następną rundę. Więc zrób sobie pięć minut przerwy - naukowiec zatrzymał się i przywołał plastikową butelkę z zimną wodą gazowaną, którą podał Mike’owi. Następnie zaczął chodzić naokoło pokoju treningowego, a posadzka pod jego stopami rozświetlała się heksagonami, gdy jednocześnie wystukiwał nowy program komputerowy na tablecie. W pewnym momencie zatrzymał się i przywołał coś, co przypominało duży zraszacz ogrodowy podłączony wężem do cysterny ze znakami ostrzegawczymi.
- Mówiłeś, że myślisz o sposobie na unoszeniu się w powietrzu dzięki swojej broni - przypomniał kontradmirał, po czym przywołał zielony hełm podobny do jego własnego, który zaoferował Mike’owi. - Spróbuję cię więc do tego zmusić zabawą w “podłoga to lawa”. Cały pokój treningowy zostanie zalany słabym kwasem, który po dłuższym kontakcie rozpuszcza ubrania i powoduje lekkie oparzenia. Kask ochroni twoje oczy i drogi oddechowe przed oparami, jeśli tego potrzebujesz. Może za to ograniczyć twoje pole widzenia - wyjaśnił, gdy zraszacz ruszył do pracy i zaczął rozlewać kwas po pokoju. Jednocześnie na samym środku, tam gdzie stali, podniosła się mała platforma o średnicy dwóch metrów i wysokości około jednego metra. W całym pomieszczeniu wysunęło się w górę około dziesięć podobnych małych platform, oraz kilka filarów.
- Masz minutę zanim platformy zaczną się poruszać i następne trzy minuty, żeby przyzwyczaić się i przemyśleć swoją strategię - stwierdził Roy poważnym głosem. Zaraz po tym jego buty rozświetliły się na moment i zostały do nich dodane silniki odrzutowe, na których wzniósł się w powietrze.
- To będą twoi przeciwnicy - przedstawił latającego droida, który wynurzył się ze stworzonego przez niego portalu. - Nie są uzbrojeni. Ale będą uderzać w ciebie swoją masą, chwytać cię i robić wszystko, by zrzucić cię z platformy. Przegrasz, gdy wszystkie twoje ubronia poza hełmem zostaną rozpuszczone. A twoją karą będzie, że nie stworzę dla ciebie nowych ubrań po treningu. Więc masz powód, żeby się postarać - wyjaśnił, odlatując w róg sali i tworząc coraz więcej spychaczy-droidów. - Po dziesięciu minutach dam ci wskazówkę, jak mógłbyś wykorzystać swoje zdolności do latania. Wygrasz, jeśli po dwudziestu minutach zostaną na tobie jakiekolwiek ubrania. Jakieś pytania?


Tylko rozwiązania! Zaczynajmy od razu! - rzucił Mike z radością po założeniu hełmu i rozpoczął eksperymentowanie. Najpierw zaczął się obracać dookoła siebie. Zmniejszył wagę miecza, aby osiągnąć większą prędkość obrotową. Za pomocą Great Sage’a wyliczył moment, w którym powinien gwałtownie zwiększyć wagę broni, a wcześnie zatrzymać się i wycelować w odpowiednim kierunku.
Widok był ciekawy. Herosowi bowiem nie szło tak dobrze, jakby sobie tego życzył. Sztuczka z obracaniem działała, ale zdecydowanie brakowało jej precyzji. Po kilku straconych częściach ubioru, Mike przypomniał sobie, jak marvelowski Thor korzystał ze swojego młota. Postanowił sprawdzić tę samą sztuczkę – powtórzył całą sekwencję ruchów, ale już nie obracał lekką bronią dookoła siebie, tylko kręcił przywieszką przy mieczu. Wyglądało to zabawnie, niemniej faktycznie sprawiło, że łatwiej było bohaterowi kierować lotem. Niemniej przy tej technice osłabił możliwość latania. Nie był w stanie tak sprawnie kręcić Odważnikiem, jak Thor Mjolnirem. Jego broń zwyczajnie nie miała odpowiednich rozmiarów do tej sztuczki.
Na szczęście jego koślawe działania jakiś skutek odniosły. Nie rozwiązały jednak w pełni problemu i o ile jeszcze nie przegrał, tak ubrań było na nim coraz mniej. Po chwili przypomniał sobie film Pixar i dom, który latał dzięki balonom. Mike nie był jednak najlepszy z fizyki, dlatego zdał się na Great Sage’a. Ten wyjaśnił mu, że hel jest lżejszy od powietrza, ale nie wystarczy do jego udźwignięcia. Musiałby mieć około 13 000 balonów, aby heros się uniósł.
Bohater potrzebowałby więc czegoś innego, ale czas tykał, a wrogowie oraz kwas nie pomagali. Manewrując między przeciwnościami, poszedł za balonowym tropem dalej. Skojarzył balony na gorące powietrze, ale do tego musiałby kombinować z Babaisu, a tu chodziło o używanie Odważnika. Niemniej był to niezły trop – Mike nakazał wyliczyć gęstość tych 13 000 balonów z helem (Great Sage zaproponował wodór, bo lżejszy), aby mogła go ona podnieść. Heros zdał się całkowicie na swojego doradcę, bo nie był w stanie wykonać takich obliczeń w pamięci, jeszcze manewrując. W ogóle by tego nie wyliczył w żadnych warunkach.
A więc tak, 9-calowy balon wypełniony helem o pojemności 0,007 m3 jest w stanie udźwignąć 6-gramowy ciężar. Mike ważył około 75 kg. Gęstość helu wynosi 0,1785 kg/m³. Z kolei gęstość powietrza to 1,1225 kg/m³. Długość całkowita broni to niecałe 100 cm. Jego ostrze miało z kolei jakieś 69 cm (0,69 m), grubość to 0,8 cm (0,008 m), a szerokość to 3,2 cm (0,032 m). Pojemność całej broni to więc 0,000256‬m3, a samego ostrza to 0,00017664 m3 ...
Przed oczami bohatera śmigały liczby i wyliczenia, co przeszkadzało mu w dalszym działaniu – chwila nieuwagi i kolejny materiał wyparował. Great Sage jakby się zaciął i szukał logicznego rozwiązania problemu. Wtem Mike mu przerwał i rzekł – Ej, skoro 13 000 balonów mnie podniesie, to zrób tak, aby jeden mnie podniósł. Podziel gęstość helu przez 13 000, to dostanę wagę odpowiednio lekką, prawda?
To było głupie, ale Great Sage nie znalazł na to riposty, więc odrzekł 0.00000137307 kg/m³. Uwzględnił przy tym różnicę pojemności balonu oraz miecza, więc podzielił gęstość helu nie przez 13 000, a przez 351 000‬ ze względu na 27-krotną różnicę w pojemności. Ostatecznie więc wyszła waga 5.08547009e-7 kg/m³.
- Doskonale, a więc pora oderwać się od ziemi. Sky is the limit! – jak powiedział, tak też zrobił. Zmniejszając wagę Odważnika do niemożliwej wartości, Mike zaczął się unosić. Teraz musiał już tylko nauczyć się operować swoim niezwykle lekkim ostrzem, jak sterem. Reszta z kolei nie była już problemem. Niestety, całość zajęła mu dłużej niż 10 minut, chociaż nadal miał na sobie kawałki ubrania. Czekał więc na uwagi Roya, bo pewnie dowie się od niego czegoś nowego.


- Idzie ci lepiej, niż się spodziewałem. Widzisz? Potrafisz, gdy tylko masz odpowiednią motywację - Roy pochwalił Mike’a zadowolonym głosem. - Ale na twoim miejscu, skupiłbym się bardziej na pierwszej technice, której próbowałeś. Jest oczywiście trudniejsza do kontroli. Ale jesteś jeszcze o sto lat za młody, żeby być takim leniem jak ja - zaśmiał się ironicznie. - Wykorzystanie zmiany wagi z momentem obrotowym będzie działać również w próżni kosmicznej i da ci dużo większe przyspieszenie. Po to jest trening, żeby nie spoczywać na laurach, tylko opanować najtrudniejsze techniki.
- Chodź. Do. Tatusia! - zadeklamował droid, lecący od tyłu na wznoszącego się Mike’a.
- Daj. Się. Pomacać! - zawtórował mu następny, chwytający chłopaka za nogi, by dodać mu wagi.
- Pokaż. Jak. Dobrze. Pływasz. Koleżko!
- Trening dobrze idzie. Ale Bastion mówił, że trauma może pomóc przebudzić nieregularnych… - kontradmirał mówił sam do siebie. - Pewnie powiedziałby mi, że jestem dalej za miękki dla Mike’a. Ale jak popchnąć go na krawędź? Hmm…


Mike nie zwracał uwagi na dziwne teksty robotów. Nie docierał do niego sens ich słów, a może podświadomie po prostu wypierał je z umysłu? Jakiś cichy głosik w głowie sugerował, że z Royem nie wszystko jest w porządku. Początkowo heros myślał, że to Hestia sobie z nim tak igra, ale nie, to prawdopodobnie jego zdrowy rozsądek. Dlatego odrzucił go na bok i zaczął eksperymentować tak, jak mu zasugerował towarzysz.
Bohater uznał, że kręcenie dookoła siebie nie ma sensu, bo jest ciężkie do wyczucia. Sprawdzi się idealnie do przemieszczania na dalekie odległości, kiedy precyzja nie jest tak istotna. Używanie zawieszki zaś jest niewygodne. Dlatego znalazł złoty środek w postaci kręcenia młynków mieczem. Technika ta wykorzystywała długość ostrza, była poręczniejsza, pozwalała na większą kontrolę, a także mogła zostać użyta w walce. Dzięki niej miecz nabierał momentu obrotowego wystarczającego, aby Mike dostawał się na platformy Roya bez problemu.
Po tym odkryciu nie miał już żadnych problemów, ale w głowie pozostała mu chęć poćwiczenia przemieszczania na dalekie odległości, aby sprawdzić swoje limity. Dodatkowo dzięki kręcenia młynków mieczem, przypomniał sobie o wiedźmińskich technikach walki, które znał z gier i książek. Dlatego w międzyczasie zapytał Roya - A w sumie jak Twoja umiejętność walki bronią białą? Masz jakiegoś robota, który doszlifowałby moją szermierkę? - gdy heros to mówił, był akurat w trakcie wykonywania młynka.


- Obawiam się, że nic, co przetrwałoby twoje ataki - przyznał Roy, przepraszającym tonem. - Nawet robot o masie DX-95 nie wytrzymałby z tobą długo. Więc musiałbyś liczyć na ilość przeciwników, zamiast jakość. A wtedy to jedynie praktyka celowania, a nie faktyczna szermierka. Niestety, efektywna ofensywa dla droidów to zaawansowana broń o dużym zasięgu i szerokim polu rażenia. Mógłbyś dawać im fory w walce bronią białą. Ale to też byłaby dla ciebie zabawa z dziećmi, a nie właściwy trening.
Po chwili zastanowienia, naukowiec wzruszył ramionami i podleciał w stronę Mike’a, przywołując po drodze plazmowy miecz.
- W takim razie, może urządzimy mały sparing? - zaproponował. - To koniec twojego treningu latania. Nie jestem zbyt dobry w szermierce, więc może również ty czegoś mnie nauczysz. Na mothershipie łatwo nam przyszyją ucięte kończyny, więc nie musimy martwić się o rany. Postaraj się tylko nie uciąć mi głowy. Z tym miałbym już pewne problemy. - przyznał dotykając swojego kombinezonu, który rozbłysł heksagonami, wzmocniony do najmocniejszymi znanymi mu materiałami. Spod płaszcza wyleciała również wirująca kula rtęci, która natychmiast uformowała latającą naokoło niego tarczę. Wyglądało na to, że Roy miał zamiar dać z siebie wszystko w tej popisowej walce. Mimo to, walka wręcz nie była jego specjalnością. Więc zakładał, że Mike będzie miał dalej dużą przewagę.


Mike uśmiechnął się i przez głowę przeszło mu zaatakowanie znienacka. Uznał jednak, że nawet w formie żartu, byłoby to niehonorowe. Potem przypomniał sobie zrzucenie atomówki na głowę, więc taki dowcip Roy powinien zrozumieć, ale nagle uświadomił sobie o tym, że zostawił włączone żelazko w pokoju, że miał jeszcze zameldować się w zbrojowni. W głowie miał koncepcję broni zmieniającej swoją długość, więc chciał wypytać tam o tego typu rynsztunek. Oraz o miecz z wbudowanymi silnikami rakietowymi. Koniecznie chciał wiedzieć, gdzie takie coś może zdobyć.
Dlatego rzekł do Roya - Ja Cię najmocniej przepraszam, ale muszę coś jeszcze zrobić o czym zapomniałem - zrobił skruszoną minę - Przełóżmy to na potem dobrze? Ale - tutaj wskazał na broń towarzysza - będę zobowiązany, jeśli zrobisz mi takie cacko, tylko z zielonym ostrzem - uśmiechnął się i zaczął zbierać się do odejścia. Po chwili rzucił - Muszę udać się do zbrojowni, aby uzyskać informacje na temat broni, która mnie interesuje. Więc naprawdę przepraszam! - dodał ze skruchą.


- Rozumiem. Szczęśliwie, zostały ci jeszcze jakieś ubrania - zauważył Roy, kiwając głową. - Przed następną misją przygotuję ci broń oraz odrzutowe buty. Skoro twoje latanie wymaga miecza, to rozbrojenie cię w powietrzu może być dla ciebie katastrofalne w skutkach. Więc lepiej mieć coś na wszelki wypadek. Ale nie polegaj na nich za dużo, bo paliwa wystarczy ledwo na kilka minut.

Mike, Zbrojownia
Mistrzem zbrojeń w Sword of Georgia był Jarek. Jarek był rosłym czarnym mężczyzną którego sztuczką imprezową było składanie patelni w pół. Miał też twarz przypominającą dobermana, więc tak się też do niego zwracano. Jeżeli Mike potrzebował broni innej od standardowych wyposażenia armii Neocesarstwa, to właśnie z nim musiał się skontaktować. Gdy wszedł do zbrojowni, Doberman z cygarem w ustach rozkładał i czyścił karabin, z całym stosem broni potrzebujących konserwacji obok niego.
-Cześć - machnął ręką Mike w charakterystyczny sposób, aby Janek nie wstawał, nie salutował, tylko dalej zajmował się swoimi sprawami - słuchaj, potrzebuję fikuśnych broni. Może będziesz w stanie mi pomóc, co? - uśmiechnął się heros.

Doberman zaciągnął się swoim cygarem. Wyjął je z ust, puścił pierścień z dymu, po czym spojrzał na Mike’a. Obejrzał chłopaka od stóp do głów, a następnie miarowo odwrócił się za siebie i machnął ręką na innego robotnika. Od odległego stelaża wstał młody, krótko ścięty, umięśniony chłopak w niedopiętej koszuli. - Szefie? - spytał, podchodząc do Jarka.
- Gdzie wy teraz kupujecie te swoje… zabawki? - spytał go zbrojmistrz.
Ciekawski chłopak wyjrzał przez ramię Dobermana na Mike’a i zagryzł dolną wargę. - Jak… oficer… ma jakieś fikuśne potrzeby, to służę pomocą. - zaoferował się - Nawet kiedyś… turystów oprowadzałem po naszym okręcie.
- Coś kojarzyłem, że mówicie tym samym słownikiem. - podsumował Doberman, wrzucając cygaro z powrotem do ust i wracając wzrokiem do pracy.
Mike nie zrozumiał, że go obrażono. Nie dlatego, że był zbyt głupi, tylko zbyt naiwny. W jego sercu była jedynie dobroć, więc nie zrozumiał zachowania Jarka negatywnie, a wręcz odwrotnie! Dlatego heros uśmiechnął się i od razu rozpoczął potok słów

– Świetnie! Czyli dostanę kogoś kompetentnego. Powiedziałem fikuśne, ale chodzi mi o niestandardowy oręż. Widzisz, posiadam swój Odważnik, który może zmieniać wagę – wskazał na miecz – ale chciałbym uzupełnić asortyment o coś innego, bardziej zróżnicowanego. Pole walki bywa nieprzewidywalne, a ja muszę w biegu dostosowywać się do jego wymogów. Pomyślałem więc, że będziecie mieli chociaż wskazówki, gdzie czegoś takiego szukać. W głowie miałem koncepcję miecza z silnikami rakietowymi – tutaj pokazał obrazek – tylko to zabawka, a nie prawdziwa broń, a ja potrzebuję konkretów. - Mike przemilczał, że faktycznie chciał taką broń, ale Great Sage wybił mu ją z głowy, więc porzucił ten pomysł. Przynajmniej tymczasowo.

– Dlatego szukałbym czegoś idealnego do rozrywania pancerza. O tutaj mam miecz z piłą łańcuchową, nie wiem, czy określenie Eviscerator jest Ci znane – ten obrazek heros dał już do ręki rozmówcy – Nie musi być to dokładnie to, ale chciałbym miecz dający mi możliwość przebicia się przez pancerz. Jeśli uznasz, że plazma sprawdza się lepiej, to nie mam z tym problemu, liczy się efekt. Nie pogardziłbym również czymś stosownym do tarcz energetycznych, ale musi poradzić sobie z moją siłą. Dlatego nie szukaj dla mnie zwykłego asortymentu, bo te Wasze bronie nie wytrzymują ze mną – dodał z autentycznym smutkiem – Są świetne, nie zrozum mnie źle, ale potrzebuję czegoś na miarę… bohatera! - zaśmiał się tutaj – No! Ale to nie jedyna rzecz. Do tej pory zasugerowałem rzeczy wykonalne, ale mam również zamówienie na coś bliżej artefaktu. Potrzebuję broni, niekoniecznie miecza, która zwiększa swoją długość. Coś jak kij Wukonga z legend. Pewnie nie macie tego w swoim arsenale – zachichotał Mike – ale może posiadacie informacje o czymś takim.

No i jestem również otwarty na inne propozycje nietypowego oręża. Widzisz – tu zwrócił się już konkretnie do rozmówcy – nie chcę kompensować swoich braków bronią, aby było jasne. Bardziej chodzi o zwiększenie możliwości i różnorodności. Ewentualnie wskażecie mi kogoś bardziej kompetentnego w tej kwestii. - bohater nie chciał tutaj nikogo urazić, co było słychać w głosie. Zafrasowany podrapał się po głowie – Widzisz, robię to wszystko pośrednio dla Cesarza i ze względu na wyznaczoną misję, więc zależy mi, aby udało się znaleźć coś prawdziwie… fikuśnego – mówiąc to, uśmiechnął się od ucha do ucha.


Doberman w milczeniu rozkładał kolejny karabin, polerując jego części. Chłopak którego wcześniej zawołał, bardziej zainteresował się potokiem słów Mike’a. - Ohh, to coś takiego. - zaśmiał się. - Lubię miecze… plazma to nie jest zły pomysł. Nie musisz się przebijać przez pancerz bez ostrzy. Zwiększając przepływ z miecza, mógłbyś dostosować jego długość. Więc to chyba spełni twoje wymagania?
- Franek, plazma nie znajdzie użytku dla jego siły. - skomentował Doberman tonem, który brzmiał wręcz na obrażony czy urażony. Młody chłopak wydawał się niemal natychmiast spocić od tego komentarza.
- Racja. - przyznał. - ale bronie teleskopowe już testowaliśmy i się nie sprawdzają. Za łatwo się zacinają… chyba że nanity? Nie mamy tu specjalistów, ale gdyby kogoś znaleźć, to w ten sposób można zrobić broń zmiennokształtną.
- Franek, ogarnij się. - burknął Doberman, skręcając elementy karabinu. Z każdą sekundą uśmiechał się coraz szerzej, pokazując wielkie i ostre kły - Piła łańcuchowa w kształcie miecza z silnikiem rakietowym. - powtórzył w zamyśle. - Tylko skąd paliwo…? Rdzeń jądrowy w rękojeści? - zastanawiał się.


Mike nie był techniczny, ale wiedział kto jest - Sekundka! Zaraz ogarnę kogoś, kto nam pomoże! - rzekł do pracowników Zbrojowni, nie przeszkadzając im w dyskusji, samemu słuchając jej jednym uchem. Drugie bowiem miał zajęte, gdyż dotknął umieszczonej w nim słuchawki. W tym samym momencie odezwał się do Great Sage’a, aby ten połączył go z Royem. Dało się słychać charakterystyczne dźwięk połączenia, gdy heros czekał na kontakt.
- Coś się dzieje, Mike? - zapytał naukowiec znudzonym głosem. - Właśnie kończę oczyszczanie pokoju treningowego. Trzeba się upewnić, że Roomby nie zostawią żadnych kałuż po kwasie, w które mógłby wpaść następny żołnierz na treningu. Jeśli to nic pilnego to daj mi jeszcze dziesięć minut, żebym nie musiał się tu wracać - wyjaśnił pokrótce, kończąc głośnym ziewnięciem.
- Ok, to od razu wpadaj do Zbrojowni, mam dla Ciebie ciekawostkę! Wyobraź sobie piłę łańcuchową w kształcie miecza z silnikiem rakietowym, którą napędza rdzeń jądrowy! -zachichotał Mike i dodał wesoło - Tylko nie każ nam czekać! - i rozłączył się. Od razu zwrócił się do reszty - Roy będzie tu za jakieś dziesięć minut i z pewnością pomoże nam z technikaliami. W ogóle takie cacko jest możliwe do stworzenia i aby było funkcjonalne? No i co z tą bronią wydłużającą się, nie słyszeliście o niczym takim? Nie żadna teleskopowa zabawka, ale coś z prawdziwego zdarzenia! - dodał rozemocjonowany heros.

- Jak już mówiłem, z nanitów powinno się dać. Inaczej sobie tego nie wyobrażam. - powtórzył Francis. Jarek wzruszył tylko ramionami.
- Nie robimy tu uzbrojenia dla skrytobójców, nie ten okręt. - wyjaśnił swoją pozycję Doberman. - Jak zrobię piłę, to będzie cięła. Jak dam jej silniki, to będą działać. - dodał na temat funkcjonalności, w zasadzie nie obiecując, że piła przyda się do czegokolwiek.
- Oj tam od razu skrytobójca! Ja staję z wrogiem twarzą w twarz, a taka broń byłaby zwyczajnie całkiem uniwersalna. Ale nie to nie, poszukam gdzie indziej. Co się zaś tyczy piłomiecza, to co za sens ma zrobienie broni, która się do niczego nie przyda? Potrzebuję czegoś co poradzi sobie z większością pancerzy, na czym można polegać. Broń nie może zawieść na polu walki. - Mike wzruszył ramionami - Skoro nie macie tego, czego potrzebuję to już Wam głowy nie zawracam. Trzeba było tak od razu. - odwrócił się i zaczął odchodzić.

Francis przyglądał się odchodzącemu Mikeo’wi ze zmieszaniem na twarzy. - To oficerom można odmawiać? - spytał.
Doberman wyjął cygaro z ust i wypuścił kłębek dymu. - Zajeb mi silniki z hangaru.

Raport z Bastionem
Bastion umówił się na rozmowę z Mikiem i Royem na pięć dni po incydencie. Zajęty operacjami wojennymi w całej galaktyce, lider Cesarstwa miał ograniczony czas również dla swoich specjalnych agentów.
- Dziękuję wam za waszą pracę w sprawie krasnoludów. Miałem już okazję przeanalizować raport i nagrania. - Mimo olbrzymich rozmiarów ekranu w sali narad, Bastion ledwo mieścił się w kadrze. - Zachowanie krasnoludów i to co postanowiliście z nimi zrobić, szczerze mnie nie obchodziło. Udział Icarii w całym wydarzeniu jest jednak rzeczywiście ciekawostką. Zaraz wam coś pokażę. - olbrzymi mężczyzna sięgnął po chińskie pałeczki i za ich pomocą zaczął operować myszką komputerową przeznaczoną dla osób standardowych rozmiarów. - Wiele zawdzięczam Icarii. Na co dzień nie mam do nich zarzutów. Kłamstwa to jednak tchórzostwo, które testuje moją cierpliwość. - stwierdził, ładując na ekranie klipy z nagrań Roya.

Były to momenty pokazujące geomancję krasnoludów, gdy zlewały się one z glebą, oraz budowlę króla, jaką zastali na szczycie wzgórza.
- Jedna rzecz którą wiemy o unikalności, to, że wpływa ona na osobę i jej zdolności. Są nadludzie, którzy zdobywają ograniczoną kontrolę nad konkretnymi przedmiotami. Czasem jakąś jedną pseudomagiczną zdolność. Zjednoczenie się jednak z planetą czy kontrolowanie innych, żywych istot, wybiega ponadto, co wiem o tej praktyce. Mnich się ze mną zgodził pod tym względem. - wyjaśnił. - Oznacza to, że Icaria dała im jakąś moc, najpewniej magiczną, która mogła zmienić ich spojrzenie na sytuację w galaktyce. Nie jestem zadowolony, że nie przyznali się do tego w żaden sposób. - oznajmił cesarz. - Krasnoludzka wieża może być tego dowodem. Spośród trzech twarzy osobnik w kapeluszu nie znajduje się w naszych danych o ich społeczeństwie. Możliwe, że to krasnoludzka interpretacja boga Icarii.

Twarz o której mówił Bastion, reprezentowała młodego człowieka o długich włosach w bardzo dużej czapce. Roy i Mike byli zbyt zajęci walką z królem, aby przyjrzeć się architekturze, jednak inżynier wysłał wcześniej wrony do zbadania budowli. Wtedy nagrały one strukturę z wielu stron.
Dla Roya istota ta nie miała żadnego znaczenia. Mike ją jednak rozpoznał. Przynajmniej w jego świecie, tak wyglądał Davy Johnes. Postać fikcyjna uznawana była za najpopularniejszą w ludzkiej popkulturze. Davy był dla ludzkości tym czym John Bull dla Wielkiej Brytanii. Od komiksów po filmy, gry, oraz crossover w każdej nieszanującej się Franczyzie — spotkania Davyego ciężko było uniknąć. Sam Mike miał dość wyrafinowane gusta. Ostatecznie nie sprawdził żadnych wydań, w których występowała ta ikona mainstreamu, rozpoznawał ją jednak z widzenia.

- Cóż, w takim razie nie możemy ich bezpośrednio oskarżyć o ingerowanie w sprawy wewnętrzne Cesarstwa - stwierdził Roy po chwili namysłu. - Ale rozumiem, że powinniśmy mieć się na baczności w przyszłych spotkaniach z Icarią. Czy mamy więc zezwolenie na użycie środków przymusu bezpośredniego, jeśli zyskamy dowód na ich bezpośrednią ingerencję na naszym terytorium? - zapytał z ciekawością. - Nie byłem pewny, czy mamy prawo jednogłośnie wypowiedzieć wojnę ich frakcji, jeśli przyznaliby się do nielegalnych akcji na tej planecie. Jeśli cesarz ma rację, to czy możemy uznać tego typu sytuację w której bez naszej zgody obdarzają mocą rdzenne ludy na naszych planetach, bądź manipulują nimi w celu szerzenia buntu przeciw Cesarstwu, za niczym niesprowokowany akt agresji ze strony Icarii? Oraz, czy od razu nie powinniśmy ograniczyć ich praw misjonarskich ze względu na podejrzenia o potencjalnym zagrożeniu politycznym i militarnym? Wyglądałoby to na akt słabości z naszej strony, jeśli zezwolimy im na szerzenie wiary, która ostatecznie doprowadzi do powstań i zamieszek na naszych planetach.


Bastion pomachał dłonią, symbolizując, aby Roy zatrzymał swoją myśl. - Nie bądź tchórzem, Roy. Nie mam nic przeciw buntom i powstaniom na naszym terytorium. Każdy ma prawo postawić swoje życie na szali za to w co wierzy. Byle niech będzie gotów na śmierć. - Choć pogląd ten był radykalny, Roy i Mike spędzili dość czasu w armii, aby wiedzieć, że tego typu scenariusze mogą promować przebudzenia nadczłowieczeństwa. Było to dla Bastiona ważniejsze od stabilności wewnątrz Neocesarstwa. - Niech szerzą swoje dyrdymały i prowokują rasy, pomogą nam tylko znaleźć słabe łącza. To powiedziawszy, miejcie ich na uwadze. Jeśli stwierdzicie, że dana osoba sprzeciwia się naszemu prawu, macie moje przyzwolenie, aby ją unieszkodliwić. Jeśli wywoła to zemstę, to trudno. Oficjalne deklaracje wojny zostawiacie mi. - rozporządził.

- Wybacz, cesarzu. W moim wieku ciężko zapomina się stare nawyki i sposoby myślenia - westchnął przepraszająco Roy, kiwając głową. - Wszystko przyjąłem. W takim razie Mike również miał do cesarza pytania. Ze swojej strony chciałbym tylko oznajmić, że wedle mojej oceny spisał się ponadprzeciętnie na naszej misji i nie mam mu nic do zarzucenia. Po raz pierwszy spotkałem tak młodego człowieka z takim wrodzonym, czy też ‘przebudzonym’ talentem.


Mike skinął głową na te komplementy po czym rzekł - Cesarzu, ten cały przedstawiciel Magica Icaria mówił o demonach. Wspominał o Silverze, Eidith, a także o mieczu Zilvy. Zasugerował, że moje ostrze nie jest wystarczająco dobre do walki z tym, co nas czeka. Nie do końca mu wierzę, ale chciałbym stać się silniejszy. Lepszy. Doskonalszy. - heros akcentował każde słowo - Roy chwali mnie za to, co zrobiłem przy krasnoludach, ale ja wiem, że stać mnie na więcej. Dlatego potrzebuję sugestii do kogo udać się na trening. Ale nie tylko po to, aby samemu stać się lepszym sługą Neocesarstwa, ale również, aby przysłużyć się mu! Potrzebuję dostać misję związaną z osobami które wymienił ten cały Tim. Myślę, że to dobry sposób, aby zweryfikować jego słowa, a także mieć ich działania na oku. - Mike patrzył przywódcy prosto w oczy. W jego głosie nie było słowa fałszu, a jedynie chęć stania się lepszą wersją siebie dla dobra ludzkości. Tak, jak przystało na bohatera.

- Jestem obecnie związany konfliktem z Agro Unią. Nie przeszkadza mi, jeśli zajmiecie się czymś innym, dopóki nie będziecie mi potrzebni. - zezwolił Bastion. - Jeśli jesteście w stanie pozbyć się dla mnie Zilvy będę gotów was wynagrodzić. Szykujcie się wtedy jednak na wojnę. Piraci mogą być powiązani z Silverem, ale to tylko domysły. - poinformował. - Pogoń za Eidith może nam pomóc dojść do tego, co robi Icaria. Nie jest to dla mnie wysoki priorytet, ale jak szukasz wyzwania, może być warty świeczki. Ja swojego przebudzenia doznałem w starciu z jednym z ich biskupów. - wyjawił. - Każdy konflikt to szansa na rozwój. Cokolwiek zdecydujecie, chcę być informowany o waszych postępach. Jeśli stwierdzę, że starania są bezowocne, poślę was z powrotem na front.

Mike kiwnął głową - Z tego co mówisz cesarzu, wybór jest prosty, Eidith. Zilva to gwarancja konfliktu i wojny. Jeśli są połączeni z SIlverem to dwóch wrogów dla Neocesarstwa. To głupie walczyć na kilku frontach jednocześnie. Jedna apokalipsa na sekundę. Ta cała Eidith z kolei to niepewność oraz związana jest z Magica Icaria. W takiej sytuacji lepiej wybrać niepewność, niż gwarancję problemu. - rzekł heros - I żeby było jasne… - dodał od razu Mike z ogniem w oku - …nie przemawia przeze mnie strach, tylko… - Hestia podsunęła mu słowo - pragmatyzm. Chcę walczyć z głową, a nie tylko żelastwem w dłoni - po czym zasalutował dowódcy, pokazując powagę swych słów.


- Uczciwa decyzja. Wobec tego chcę, abyście dowiedzieli się, jak działa moc Magica Icaria. - zażądał Bastion. - Czym jest ta magia i w jaki sposób dali krasnoludom zdolność łączenia się ze swoją planetą. Kiedyś pewnie wejdziemy z nimi w konflikt, wtedy wiedza ta będzie kluczowa. Możecie wykorzystać Georgię, aby dostać się do sektora zakonu Deathsenders. Później jednak wejdziecie na statki i okręt wróci pod moją komendę. Pamiętajcie o tej twarzy z budowli. To nasza jedyna poszlaka na tę chwilę.

- Bardzo dobrze. Mnie także to interesowało - przytaknął Roy bez cienia sprzeciwu. - Magia to coś, czego nie udało mi się jeszcze dobrze zrozumieć. Być może pomoże to również w moim dalszym rozwoju - wyjaśnił, unikając spojrzenia Bastiona, jak gdyby w geście zawstydzenia. - Nie mam gotowego planu na taką sytuację. Więc będziemy tutaj w tej samej łódce, Mike. W obliczu nieznanego będziemy musieli polegać na sobie nawzajem dużo bardziej niż na ostatniej misji. Ale ufam, że poradzisz sobie z tą odpowiedzialnością. Partnerze - zakończył, przyjaznym tonem.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem