Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2024, 15:08   #14
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Później, hangary Georgii
Mike był w drodze do Roya. Geniusz obiecał stworzyć im idealny statek do podróży na arkę Deathsenders. Wydawało się, że z samej zasady nie był zainteresowany po prostu używaniem tego, co było w już dostępnym zaopatrzeniu. Albo to, albo może tak się dobrze bawił?
Gdy Mike szedł jednym z długich korytarzy do hangaru, usłyszał dźwięk silników. Wtedy z bocznej odnogi wyjechał czarny mężczyzna w pancerzu wspomaganym. W ręce trzymał podłużną, prostokątną piłę mechaniczną, u której podstawy znajdowała się tsuba oraz rękojeść zakończona silnikiem rakietowym. W zębach przegryzał cygaro.
- Polecam tego uniknąć. - zasugerował celując mieczem w Mike’a, po czym wbił w rękojeść świecącą fiolkę i pociągnął spust.
Mike zadziałał instynktownie i po prostu rzucił się w bok. A raczej chciał się rzucić w bok, ale równocześnie chciał złapać to, co w niego leciało. Dlatego widząc dokładnie cel przed sobą, postanowił zejść z jego toru lotu i złapać rękojeść, jeśli będzie to możliwe. Polegał tutaj na Great Sage’u, który miał określić, czy złapanie obiektu jest zbyt niebezpieczne - wtedy heros po prostu uniknie niespodzianki.

Silnik miecza wystrzelił wraz z uruchomieniem się piły, błyskawicznie posyłając Dobermana w przód.
- Łapanie ostrych przedmiotów poruszających się w tempie mach 0.9 jest niebezpieczne. - ocenił Great Sage, choć czekanie na jego opinie, gdy cel już startował i tak nie zostawiało sporo czasu na decyzję. Mężczyzna w pancerzu wspomaganym śmignął obok Mike’a i bezproblemowo przebił się przez kolumnę na korytarzu, przepoławiając ją.
Ryk broni ustał, gdy miecznik ją wyłączył i skierował się do Mike’a. - Niestety z moich eksperymentów, gdzie bym nie podpiął silnika, spaliłbyś sobie głowę. - mówił to poniekąd przepraszającym tonem. - Z wyjątkiem zakończenia rękojeści. Jak to odpalisz, równie dobrze możesz z tym ostrzem latać. Wystarczy wskazać kierunek. - uśmiechnął się, podchodząc do chłopaka, po czym oparł miecz o ścianę obok niego. Gabarytowo ostrze i rękojeść były zbudowane z myślą o pancerzach wspomaganych. Był jednak fragment rączki, którego rozmiary pozwalały na pochwycenie ostrza gołą ręką. Wyglądało to, jak wyzwanie ciekawskiego kowala, który mimo wszystko nie wierzył, że Mike jest tak silny, jak ma to opisane w swojej kartotece.
Mike wydał z siebie przeciągłe - Woooooooah……… - i po chwili zaczął pytać - Silnik i piła są zasilane oddzielnie czy razem? Czy napęd odrzutowy musi działać razem z częścią tnącą? Czym to jest zasilane? Na jak długo starczy? Czy można tym rzucać? Czy to w sumie nie bardziej lanca w takiej formie? - wyrzucał z siebie heros, oglądając broń i sprawdzając w dłoni. Cholerstwo faktycznie było ciężkie, jak na taki oręż. Ale nie wystarczająco na niego, a przynajmniej nie w porównaniu do Odważnika.
- To bardziej rakieta… z piłą atomową… i rączką. - Jarek sam nie mógł zakwalifikować swojego wynalazku. - W środku jest bateria jądrowa, starczy na setki lat. Ostrze uruchamiasz spustem. Rakietę ,wrzucając do środka magazynek chłodniczy. - Doberman wyciągnął do Mike’a nerkę pełną fiolek. - Jestem pewien, że Mr. Atom może ich narobić, ile będzie potrzebne.
Mike podskoczył z radości i chciał wyściskać Dobermana, ale ten był w armorze wspomaganym. Było widać, że chłopak się zawachał, więc jedynie podszedł i klepnął go w ramię tak, że cała zbroja się zatrzęsła. Było widać w oczach bohatera, że jest zadowolony. - I co, na czym testowałeś piłę? Jest coś, czego nie przetnie? Przechodzi przez tarcze plazmowe? - poleciały kolejne pytania.
- Tarcze przebije. Pamiętaj jednak, że energia łatwiej zwalcza energię, a broń konwencjonalna pancerze. Nie ma tu dużo rzeczy do testów, to tylko okręt. Będziesz musiał sprawdzać w biegu.
- Hmmmm…. Co chcesz w zamian? - zapytał rzeczowo heros. Wyznawał zasadę, że przysługa za przysługę o czym wiedzieli wszyscy. Dlatego chciał odwdzięczyć się Dobermanowi - Jakiś materiał specjalny, gdybym się o niego potknął? - rzucił, bawiąc się bronią. Wcisnął spust i obserwował pracę miecza z widoczną fascynacją - Jest genialny - wymsknęło mu się.
- W zamian? - zdziwił się Doberman. - Ja robię swoją robotę, ty rób swoją. - polecił, z podziwem patrząc, jak Mike operuje bronią bez większej trudności. W końcu stanął na baczność. - Powodzenia w misji.
Mike zasalutował z uśmiechem na twarzy. Postanowił, że dostarczy Dobermanowi jakiś rzadki minerał lub część potwora. Może jakiegoś smoka czy innej wiwerny? Czas pokaże!


Eidith
Planeta Croak-7
Kostucha odleciała spory kawałek, by stanąć na trawie. Trzymała kawałki tobora po czym rzuciła je nieopodal Yato. Widząc, że nadal ją trawią nanity zamarła w miejscu. Jej skóra stała się matowa i popękana, po krótkiej chwili wyglądała jak zwęglony pomnik. Niedługo po tym na jej plecach pojawiło się spore pęknięcie i dziura ociekająca czarną mazią.
Z dziury tej zaczęła wyciskać się sylwetka, odrywając się od trzymających ją od środka macek. Kompletnie czarna postać wygramoliła się z “posągu” i zaczęła przybierać barw i kształtów Eidith. Przytknęła palcem jedną dziurkę od nosa i wydmuchała z drugiej ostatni kawałek…czegokolwiek po sobie zostawiła.
- Myślisz, że damy radę coś z tego złomu wyciągnąć? Z drugiej strony nie wiem, czy chcę to mieć na stacji.- Z małego portalu obok siebie wyciągnęła lusterko i zaczęła poprawiać swoją fryzurę.

- Zaufałbym technikom Milli. Mają nowocześniejszą technologię od nas. Dużo prędzej coś z niej wyciągną.

Okręt Gerald R. Ford
Główny okręt floty Milli, Gearld R. Ford, był w zasadzie domem kobiety. Liczył około 9 milionów kilometrów kwadratowych powierzchni podzielonych na dziesiątki pięter. Były tu farmy, hodowle zwierząt, przetwórnie i fabryki. Okręt był zamieszkały przez około 400 milionów osób, z których większość nigdy nie czuła potrzeby opuszczenia go. Miało to duży związek z poziomem luksusu na pokładzie. Jako symbol najbogatszej osoby w galaktyce, Gerald R. Ford był dekorowany złotem, pełen fontann i posągów, z placami wypoczynkowymi i punktami rozrywki w każdym zakątku. Teraz gdy biznes Milli upadł wraz z izolacją sektorów galaktyki wobec upadku Cesarstwa, wiele z tych przybytków zostało zamknięte.

Eidith została poproszona o udanie się na okręt celem złożenia raportu Millii i ustalenia z nią ich dalszych planów. Dawna admirał poprosiła o zaprowadzenie jej do “specjalnego pomieszczenia”. Nigdy w życiu kostucha nie przeszła tylu barier bezpieczeństwa. Yato musiał zostać za pierwszym z kilkunastu checkpointów. Każda brama i blokada obsługiwana była przez malejącą ilość osób. Wielu z nich musiało całe życie pracować, aby zasłużyć na zaufanie pozwalające im czynić straż nieco głębiej w sieci korytarzy, tylko po to, aby odkryć, że za jedną bramą kryje się kolejna.

W rzeczywistości finałowe bramy strzeżone były tylko przez systemy komputerowe maszyn kompletnie odciętych od reszty sieci elektronicznej na okręcie. Przejście tych wszystkich blokad ujawniło przed Eidith duże, półokrągłe pomieszczenie z kulą lewitującą w maszynie wbudowanej w ścianę, z monitorami po obu stronach. Naprzeciw niej, analizując dane znajdowała się Millia.

- Cześć. Wybacz, jak uciążliwy jest ten spacer, ale nie mogę tu wpuścić osób niepowołanych. - przeprosiła, odwracając się do kostuchy. - Poznaj Alfa Core. To druga połowa spuścizny mojej rodziny.
- Hi Bestie. Niezłe gniazdko. - Z palcami splecionymi za sobą Eidith postawiła powolne kroki w stronę najjaśniejszego obiektu w pomieszczeniu, potem minęła Millię i zbliżyła się do świecącej sfery.
- No moje gusta za dużo maszynerii przy samym końcu. - Zaczesała włosy za ucho, po czym kontynuowała. - Żaby będą grzecznie robić to, co robiły. Resztkę Tobora dostarczyliśmy do twoich jajogłowych. -

- Słyszałam. Dziękuję. - przytaknęła Millia podchodząc do Eidith. - Dlatego jestem gotów pokazać ci resztę moich planów. Maszyna przed tobą to potężne AI. - wyjawiła. - Alpha Core jest w stanie przeanalizować sytuację w całej galaktyce, a następnie stworzyć strategię działania, która skutecznie osiągnie wybrany cel. Nie wiedziałam, czym było to urządzenie, nim iluzja cesarzowej prysnęła. Jednak to jemu zawdzięczam swoje niemal nieskończone bogactwo - zdradziła. - Zbudowanie pamięci i procesorów będących w stanie przeanalizować ilości informacji niezbędne do przewidzenia kursu całej galaktyki powinno być niemożliwe, jednak ta maszyna radzi sobie z tym bez problemu. Jej drugą częścią jest zaginiona Omega Core. W odróżnieniu od Alfy Omega nie jest w stanie obrać żadnego celu ani analizować informacji. Potrafi tylko wykonywać rozkazy, realizując zaprezentowane komendy. Tego z kolei nie może robić analityczna Alfa. Łącznie, Alfa i Omega mogłyby zarządzać galaktyką samoczynnie. Dlatego chcę ją odzyskać.
Eidith nie podzielała entuzjazmu złotowłosej, jakoś średnio podobał jej się koncept w którym maszyna zarządza galaktyką.. Odwróciła się do Millii i odezwała się.
- Naprawde imponująca maszyna. Dobrze, że April nie położyła na niej swoich łapsk. - Postawiła parę kroków do niej by stać z tryliarderką twarzą w twarz.
- Powiedziałaś odzyskać… więc kto był na tyle odważny, by ci zabrać Omegę? - po tym pytaniu zaczęła patrzeć na nią jak na wschód słońca z plaży.

Millia nie mogła utrzymać swojego wzroku na twarzy Eidith. - Wykraść to mocne słowo. AI zaginęło, gdy nie byłam świadoma istnienia tej technologii. Nie wiemy, jak dawno, ani gdzie się może znajdować. Mimo tego łatwiej je będzie znaleźć w galaktyce, niż zrobić nowe. - skala tej wypowiedzi sugerowała naprawdę niepowtarzalną technologię - Jeżeli Alfa zdobędzie dość informacji, powinna być w stanie wykryć anomalie, które mogłaby wywołać wyłącznie działalność Omegi. Zaczęliśmy ją tropić zaledwie trzy lata temu, jest to jednak kwestia czasu. - wyjaśniła.
Millia sięgnęła pod płaszcz i wyjęła zdobne drewniane pudełko. - Mam dla ciebie prezent, jako demonstrację możliwości Alfy. Pistolety stworzone na podstawie naszej analizy twoich zdolności. Acz nie testuj ich tutaj.
Kostucha uniosła brwi widocznie zaskoczona tym prezentem. Odebrała od tryliarderki pudełko i otworzyła je. W środku były dość duże jak na broń podręczną pistolety. Jeden był czarny drugi srebrny.
W oku Eidith błysnęło podekscytowanie, gdy masa rąk wyrosła z jej pleców i zaczęła dokładnie analizować budowę i wygląd broni. Nawet gdy odciągała zamek pistoletu po powrocie na swoje miejsce brzmiał jakby ktoś młotkiem uderzył o kowadło.
- Remarkable craftsmanship… - Rzuciłą pod nosem. Te pistolety będą idealnym uzupełnieniem dla Kostuchy, zrobią poważne kuku każdemu w kogo wycelują. Nie mogła się doczekać by je wytestować. Masa rąk zniknęła tak szybko jak się pojawiła, gdy Eidith zakręciła młynki pistoletami jak rewolwerowiec. Po czym schowała srebrny do kabury powstałej pod prawą pachą, a czarny do tej która pojawiła się na jej prawym udzie w miejscu wycięcia sukienki.
- Teraz mnie zainteresowałaś szczerze mówiąc. Maszyna sama stworzyła coś co nie uczyniłby żaden rusznikarz w drodze mlecznej? -

- Nie. Doszła do wniosku, że można zwiększyć twoje możliwości, tworząc broń, która pozwoli ci wykorzystać własną materię w roli amunicji. - Millia podeszła do komputera. - Następnie za moją zgodą ją zaprojektowała. Realizacją zajęli się moi technicy. To jest nasza limitacja. Jeżeli Alpha Core zaprojektuje lub zaplanuje coś, czego nie jesteśmy w stanie wyprodukować, jej praca w niczym na mnie pomoże. Omega Core wyprodukowałaby bronie w sposób zautomatyzowany. - rozjaśniła sytuację. - Zaprosiłam cię tutaj, aby poprosić o twoją pomoc. Chciałabym, abyś zamieściła w Alfa Core wszelkie informacje, jakimi jesteś gotowa się podzielić. Obiecuję, że nie będę w stanie wyciągnąć z maszyny twojego inputu. Wyłącznie zobaczę rezultat tych informacji na plany i przewidywania alfy.
Eidith zaczesała włosy za ucho, nie do końca rozumiała co ma przekazać tej maszynie.
Zbliżyła się do klawiatury, po czym jej palce rozdzieliły się na palce a te palce rozdzieliły sie na kolejne. Zaczęła z zawrotną prędkością klepać w przyciski. Całkiem dumna z tego co zrobiła spojrzała na tekst. Tekst ten głosił. “QrasdjfwoieEWQIprotihASDOIUThdfJKSDAHNFOANOFGAH ISDF;GIdnkjfg;adl…”
Oczy kostuchy rozszerzyły się na moment, gdy z niemą pokorą przytrzymała przez długi okres czasu “backspace”. Wróciła swoje dłonie do oryginalnego stanu po czym zaczęła powoli swoim tempem pisać. Odczuła nutkę nostalgii ale też przypomniała sobie o rzeczach których wolała nie pamiętać. Westchnęła cicho na koniec po czym wcisnęła przycisk “enter”.
- Ciekawe co z tego wyciągnie. - Rzuciła przez ramię do Millii.

- Zajmie to nieco czasu. - przyznała Milia. - Rdzeń musi przeanalizować dane, stworzyć nową symulację i dać nam swoje sugestie… gdy będę miała jakieś konkrety, zgłoszę się do ciebie. Zwykle daje on propozycję celów do osiągnięcia. Możemy wtedy zdecydować, które są wykonalne. - wyjaśniła.
- Dobrze zatem… to może dasz się zaprosić na kawę w takim razie? Chyba że jesteś zajęta oczywiście. - Rzuciła luźno Eidith wyciągając zapraszająco rękę.


Eidith, Mike and Roy
Po opuszczeniu sekretnej komnaty Millii Eidith zastała czekających na nią Yato oraz Fernando. - Mam nowiny z arki. - odezwał się kapelusznik. - Jakaś para dyplomatów z Neocesarstwa chce się z tobą zobaczyć. - wyjawił. - Czekają na statku. Twoja decyzja, czy mamy dać im wylądować. Mogę nas teleportować w każdej chwili.
Millia uśmiechnęła się do dwójki. - Będziemy potrzebować chwili przerwy przed następną naradą, więc możecie śmiało zająć się swoim interesem. Dajcie mi znać, jeśli będę potrzebna. - poprosiła.
- O proszę. Mięśniak prime wysłał do mnie wizytację? Na pewno nie będziesz chciała przy tym być? To nie lada zaszczyt. - Zadrwiła, lecz nie było po niej tego widać.
- W sumie, zanim zacznę z nimi rozmowę powiedz mi swoje własne niefiltrowane odczucia na temat Bastiona.

- Ograniczam handel z nim. Rdzeń sugerował, aby nie przyśpieszać jego podboju galaktyki. - Millia wzruszyła ramionami. - Nie wygląda na to, aby zarządzał swoim Cesarstwem zbyt dogłębnie. Wygląda jak orangutan który próbuje wszędzie wbić swoją flagę dla samej zasady. Jak go kiedyś zabraknie, jego tereny skończą w wojnie cywilnej. Ego i nic więcej, ale myślę, że jest dla nas niegroźny. Zaczął atakować Adama, a ten koleguje się z Silverem. Jego podbój daleko nie zajdzie, a na pewno zwolni.
- Więc będę tak miła jak oni. - Postanowiła Eidith, po czym zwróciła się do Ferdynanda.
- Lets go then. - Po tych słowach wyciągnęła małe lusterko i zaczęła się w nim przeglądać i poprawiać fryzurę.


Eidith, Mike and Roy

Eidith wraz z Yato i Mors siedzieli w pokoju gościnnym jej prywatnej kwatery. Yato czytał książkę, a Mors grzecznie siedziała obok Kostuchy, która właśnie jej malowała paznokcie.
W powietrzu unosił się delikatny dym z papierosa który leżał teraz w popielniczce. Lada moment Zuzanne powinna wprowadzić delegacje z neo cesarstwa. Do zebranych doszły odgłosy kroków. Yato zamknął książkę i usiadł obok Eidith i Mors, by dzielił wizytatorów stół i by mieli całą kanapę dla siebie. Nie minęło długo a wstąpiła przez drzwi pokojówka Eidith.
- Panowie z delegacji Neocesarstwa. - Zakomunikowała Zuzanne wskazując ręką na gości.

Roy prezentował się jak zwykle w czarnym kombinezonie z opalizującym hełmem, na który narzucony był długi płaszcz. W nieprzezroczystystej szybce jego hełmu odbijały się po kolei twarze zebranych, gdy rozglądał się po pomieszczeniu.
- Proszę, wybaczcie nam tą niezapowiedzianą wizytę. Jestem Mr. Atom. Kontradmirał Neocesarstwa. A to jest mój partner, Mike Nor - przedstawił siebie i swojego towarzysza, z niskim ukłonem. - Przybyliśmy tutaj nie na polecenie cesarza Bastiona, ale za jego pozwoleniem. Otóż, na ostatniej misji mieliśmy przypadkowe spotkanie z niejakim biskupem Magica Icaria, Timem Timerem, który zainteresował nas informacjami o Arce Śmierci i pani Eidith.

Mike był ubrany odświętnie. W zasadzie na galowo. Miał na sobie czarny garnitur z zielonymi akcentami. W końcu był w delegacji, więc ubrał się specjalnie na tę okazję. Przed przybyciem wypytał wszystkich, kim była ta cała Eidith i jak ją powinien traktować. Jaki był jej status. Great Sage nie potrafił się zdecydować i zadeklarował, że uznając Magica Icaria za królestwo to Eidith wypadałoby traktować jako księżniczkę. Więc tak też zamierzał do niej podejść. A skoro najważniejsze jest pierwsze wrażenie, więc heros zamaszyście się ukłonił, kiedy Roy dokonał prezentacji i kulturalnie się uśmiechnął.

Eidith skinęła głową do Mors dając jej znać że dokończą to później. Z pozycji siedzącej dosłownie podleciała do dwójki delegatów i stanęła przed nimi. Eidith jest wysoką kobietą o jasnej cerze i gładkiej jak u lalki. Jej długie białe włosy opadają jej na ramiona, a niebieskie oczy dokładnie obserwowały Roya Mikea. Jej sylwetka była niezwykle smukła, gdzie to w biodrach jedynie była odrobinę szersza. Ubiór jej to była długa czerwona suknia z wycięciem na prawej nodze. Na ramionach i szyi miała złote ozdoby które utwierdzały jej status. Wprawne oko mogło dojrzeć, że nie rusza się dzięki ruchom mięśni i ścięgien, a jej ciało po prostu układało się w sposób jaki Eidith się przemieszcza. Dłuższe obserwowanie kostuchy wywoływało efekt “Uncanny Valley”.
Twarz jej była permanentnie zamknięta w pięknym polskim uśmiechu.
- Muszę powiedzieć że spodziewałam się dwóch barbarzyńców. Jestem mile zaskoczona. - Skinęła delikatnie głową i przedstawiła się.
- Eidith Lothun, ludzki aspekt śmierci. December. Witam Panów na mojej stacji. - Mike i Roy mogli dojrzeć że jej oczy a raczej tęczówki obracają się jakby łapały ostrość, a źrenice się zmienjszały i powiększały dokładnie skanując dwójkę od stóp po czubek głowy. Zaraz po tym wystawiła zewnętrzną stronę swojej dłoni do Mike’a i Roya.

Mike widział wystarczająco dużo filmów, aby wiedzieć co w takiej sytuacji trzeba zrobić. Przyklęknął na jedno kolano, ujął wyciągniętą dłoń delikatnie w swoją i złożył na niej pocałunek. Było to jedynie muśnięcie ustami, które nie mogło zostać odebrane, jako akt spoufalania się, a oddania szacunki. W oczach bohatera Eidith jawiła się faktycznie, jako dama, ale już nie księżniczka, tylko królowa. Odstąpił i zostawił miejsce dla Roya, będąc ciekaw, jak jego towarzysz zareaguje.

Naukowiec westchnął lekko zmęczonym głosem. Jednak dobrze wyuczonym ruchem upadł na kolano i chwycił dłoń kobiety, nieco bardziej pewnym i szarmanckim gestem, niż jego młody partner. Szybka jego hełmu okazała się również wyświetlaczem, na którym pojawiła się animowana twarz przystojnego mężczyzny. Mike mógł zauważyć, że nie była to prawdziwa twarz Roya, którą widział osobiście. Mimo to, animowane usta ucałowały dłoń Eidith muśnięciem zimnego plastiku, nim mężczyzna wstał na równe nogi i powrócił do neutralnej pozy.

Młoda kobieta siedząca obok Eidith wstała z miejsca. Odbijające się z jej twarzy światło sprawiało, że wyglądała jak lalka z porcelany. Jej ciało zasłaniało jednak długie czarne ponczo i czarne włosy. Bez słowa opuściła pomieszczenie, poruszając się wyjątkowo sztywno. Mike wyczuł, że choć wyszła z pomieszczenia, zatrzymała się niedaleko stąd, oferując tylko fałszywe poczucie bezpieczeństwa.
- Ja nazywam się Yato. - przywitał się umięśniony mężczyzna w szatach mnicha o długim nosie. - Można powiedzieć, że sprawuję coś w stylu roli dyplomatycznej dla arki. - wyjaśnił swoją obecność.
Maskarada Roya była niepotrzebna, gdyż Eidith wyraźnie widziała jego twarz. Westchnienie zignorowała, gdyż bardzo lubiła, gdy ktoś się musiał zmuszać do przestrzegania manier.
-Bardzo miło mi widzieć że nadal są osoby które znają się na manierach. Zwłaszcza Ty Michael, to naprawdę rzadkość wśród młodych ludzi. - Eidith po tych słowach wskazała ręką na kanapę zapraszając dwójkę by zajęli miejsce.
-Może macie ochotę na jakiś napitek? Zuzanne zaraz coś przyniesie. - Eidith podeszła na swoje miejsce i zgasiła dopalającego się papierosa w popielniczce.
-Wątpie czy Timer chciał mnie jedynie pozdrowić, więc słucham. - Założyła nogę na nogę, obserwując Roya dokładnie. Nie rozpoznawała większości organów w jego ciele.

- Serdercznie dziękuje za ciepłe przyjęcie. Jest to bardzo miła odmiana po naszej ostatniej misji na barbarzyńskiej planecie - wyznał z zadowoleniem kontradmirał. - Wybaczy pani, ale w moim wieku ma się specyficzne upodobania.
To powiedziawszy wyciągnął przed siebie dłoń, przed którą wykwitł błękitny portal. Po chwili zaś wyłoniło się z niego krzesło o bardzo specyficznym kształcie, które postawił naprzeciw kanapy.
- Poprosiłbym o wytrawne wino - złożył zamówienie, rozsiadając się wygodnie na swoim ulubionym krześle. - Wątpię, że cesarz przejmuje się wiekiem osób, które wysyła na wojnę. Więc może ty również czegoś spróbujesz, Mike? Ja lubuję się w trunkach, których sam nie jestem w stanie stworzyć. Czysta wódka znudziła mi się już około dziewięćdziesiąt lat temu.
Zaśmiał się krótko, po czym przywołał butelkę z przejrzystym płynem oraz czterema szklankami na srebrnej tacy, którą postawił na stoliku przed sobą.
- Idealnie czysty alkohol jest bezsmakowy. Ale możecie spróbować, jeśli ktoś jest zainteresowany - zaoferował swój trunek.
- Zaś co do biskupa - kontynuował, odpowiadając pani domu - to zaoferował nam informacje o potencjalnych sposobach na walkę z Kodem. Jednym z nich byłaś ty, pani Eidith. Według biskupa Timera, pani magia jest w stanie usunąć jakiekolwiek przeszkody. My zaś, mimo, że jesteśmy nadludźmi, nie mamy wielkiego doświadczenia z magią. Z tego powodu bylibyśmy zainteresowani potencjalną współpracą, bądź nauczaniem. Zwłaszcza młody Mike posiada wielki talent do szybkiej nauki i żywą pasję do walki z Kodem. Moje talenty i pasja są już nieco zakurzone. Jednak dzielimy ten sam cel i nie spoczniemy, dopóki go nie osiągniemy.

- Również z przyjemnością skorzystam z oferty, jeśli to nie problem to poprosiłbym mojito. Co się zaś tyczy słów mego towarzysza to - tutaj Mike obrócił się wprost do Eidith i złamał się w pół w ukłonie - będę zaszczycony, gdyby mogła mnie Pani uczyć. - wyprostował się i spojrzał jej w oczy - Proszę wybaczyć mi bezpośredniość oraz nagłość, ale to dla mnie sprawa najwyższej wagi. - mówiąc to, usiadł we wskazanym miejscu na kanapie i czekał na odpowiedź.

Kostucha skinęła głową na swoją służkę, ta zaś się ukłoniła i opuściła pomieszczenie.
Eidith zaczęła się zastanawiać nad prośbą delegatów. Osobiście tutaj się pofatygowali, a Mike tak grzecznie o to prosi, że ciężko mu odmówić. Wizja bycia mistrzynią tego młodego człowieka nawet ją trochę ekscytowała. Spojrzała na szklankę utworzonego trunku, swoją drogą było to imponujące że potrafi od tak manifestować rzeczy. Z jej ramienia wyrosła czarna ręką i złapała butelkę napełniając cztery szklanki.
- Nie jest dla mnie możliwe być odurzoną, więc takie rzeczy bardziej pijam dla smaku. - Zamieszała płynem w szklance i wychyliła go na raz. Odstawiła szklankę, a czarna ręka cofnęła się do jej ramienia.
- To prawda że jestem w stanie usuwać wszystkie przeszkody. Jednak nawet ja czasami potrzebuje pomocy. Więc myśle, że nasza współpraca będzie owocna. - Oznajmiła rozsiadając się wygodniej na kanapie. Do walki z kodem będzie potrzebna każda para zdolnych rąk.
- Dobrze więc. Michael, będę Ciebie uczyła. Ale ostrzegam moje metody różnią się od tych co do tej pory widziałeś. - Po tych słowach zaczęła się bawić włosami z dziwnym błyskiem w oku.

Czyżby miała na myśli… seks? Heros w myślach wzdrygnął się z przerażenia, zawstydzenia i ekscytacji. Czytał mangi isekai ecchi, gdzie bohater uczył się nowych rzeczy przez interakcje cielesne, ale że JEGO miało to spotkać? Myśl ta pogalopowała przez jego głowę wraz z konsternacją, która pojawiła się równocześnie, widząc czarną rękę Eidith. Była to dziwna manifestacja mocy, ale Mike nie osądzał nikogo. A na pewno nie swoją przyszłą mistrzynię! Może to właśnie swoje zdolności miała na myśli, a on niczym gołowąs i prawiczek wyciągał pochopne wnioski?! Wstał i znów się ukłonił, ukrywając rumieniec zażenowania swoimi myślami - To będzie dla mnie sama przyjemność… moja sensei - dodał chłopak rozpromieniony i zerknął na Roya.
- Wasza prośba o współpracę jest działaniem prywatnym, czy oznacza również nasze partnerstwo z Neocesarstwem? - spytał siedzący na kanapie mnich. - Nie uważam, aby nasi sąsiedzi czy sojusznicy zareagowali na takie partnerstwo, chciałbym jednak, aby sprawa była klarowna. - poprosił Yato. Nie wykazywał zainteresowania alkoholem.
Roy przekrzywił głowę w wyrazie lekkiego zdziwienia.
- To wszystko? Nie chcecie niczego w zamian? - zapytał rozbawiony tak szybkim przystaniem na ich propozycję. - Zgadzam się z panem Yato. Musimy wszystko wyklarować, żeby nie doszło do nieporozumień. Tak więc upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu, odpowiadając również na pytanie pana Yato. Jesteśmy tutaj za przyzwoleniem cesarza. Aczkolwiek nie na oficjalnej delegacji. Zamierzam zdać raport z tego spotkania i naszych postępów Neocesarstwu. Jednak mamy tutaj wolną rękę, gdyż cesarzowi zależy na naszym rozwoju. Zezwolił nam również na konflikt z Icarią, jeśli do niego dojdzie. Cesarz Bastion patrzy pozytywnie na wszystkie opcje zdobycia większej siły. A zdaje się preferować zwłaszcza konflikty zbrojne. - wyjaśnił pokrótce. - A więc, czego z waszej strony oczekuje pani Eidith? Możemy z wami współpracować prywatnie, dopóki nie zostaniemy wezwani na następną misję przez cesarza. Jednak skoro nie jest to oficjalny sojusz między naszymi frakcjami, to chcielibyśmy zarezerwować sobie prawo do zakończenia współpracy, gdy stwierdzimy, że nie działa dłużej na naszą korzyść. O stałym sojuszu będziecie musieli porozmawiać z cesarzem. Aczkolwiek wierzę, że pozytywny raport od nas może podnieść jego opinię o waszej frakcji.

Kąt ust Eidith drgnął delikatnie widząc jak ciśnienie Mike’a odrobinę się podniosło, a do tego że nazwał ją “Sensei” w duchu była po prostu rozbawiona. To że Eidith nie chce nic w zamian było błędne, ponieważ dostała to co chciała. Nieoszlifowany diament który może formować, był wystarczającą dla niej zapłatą.
- Sensei? Słyszałam ten zwrot w kreskówkach. I like the sound of that. - Oparła podbródek na splecionych palcach obserwując Mike’a. Nie odrywając od niego swoich błękitnych oczu odpowiedziała kontradmirałowi.
- Jeżeli mam szkolić Michaela, chciałabym żeby na ten czas przebywał na mojej stacji. Prócz treningów oferuje swoją pomoc w waszych działaniach. O ile nie wejdą w konflikt z moją drogą koleżanką oczywiście. - Oderwała wzrok od młodziana by go więcej nie zawstydzać.
- Żyjemy w trudnych czasach, ludzie muszą sobie pomagać. -

- Powiedziałbym, że Arka jest obecnie organizacją, aniżeli państwem. Nie jestem pewien o co moglibyśmy was prosić w zamian. Na pewno jednak dowiemy się sporo o Neocesarstwie, zwyczajnie was goszcząc. - ocenił Yato. Choć starał się uspokoić Roya, sposób w jaki obserwował Eidith zdradzał, że interesuje go głównie zadowolenie jego pani. Skoro Eidith czerpała jakąś przyjemność z ich obecności, to wystarczało. Ubranie tego w odpowiednie słowa było wyłącznie gimnastyką dyplomatyczną.
Roy, mimo swojego niedbalstwa, zauważył w końcu spojrzenia jakie rzucali sobie nawzajem Mike i Eidith i aż puknął się w hełm na tą realizację.
- No cóż, Mike. Z czymkolwiek będziesz miał do czynienia, daj z siebie wszystko. Mimo preferencji cesarza do konfliktów, ja sądzę, że istnieje wiele sposobów na rozwój. Więc na pewno warto próbować nowych rzeczy - uspokoił swojego towarzysza zachęcającym tonem. Następnie zaś zwrócił się do Yato. - W takim razie mam nadzieję, że pozwolicie mi również dowiedzieć się więcej o Arce i magii której używacie. Interesują mnie zwłaszcza sposoby na walkę z demonami i Kodem. Więc nie musicie się obawiać, że w przyszłości Neocesarstwo użyje tej wiedzy przeciwko wam. Jeśli chodzi o konwencjonalną brutalną siłę i przemoc, to mamy jej aż nadto. Przydałyby się nam tylko to bardziej specjalistyczne zastosowanie - wyjaśnił przyjaznym głosem.

W tym momencie Zuzanne wróciła z tacką trunków. Eidith i Roy dostali po lampce czerwonego wina, a Mike swoje mojito. Kostucha uniosła lampkę wina i przemówiła.
- Yato będzie w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania. W granicach rozsądku naturalnie. - Pociągnęła łyk wina i spojrzała na Mike’a.
- Cóż Michael, jak tylko będziesz gotowy możemy zacząć. -

- Jestem do Pani dyspozycji nawet natychmiast! - odparł Mike po czym zwrócił się do Roya - o ile nie masz nic przeciwko temu, oczywiście -
- Ja w takim razie zostanę tutaj porozmawiać z panem Yato. W twoim wieku, zanudziłbyś się pewnie słuchając naszych historyjek - zaśmiał się naukowiec, po czym nachylił się w stronę stolika i bez wahania wsadził palec wskazujący do szklanki z winem, które natychmiast zostało w całości wessane. Zapewne był to jakiś rodzaj automatycznej słomki, gdyż po chwili dało się usłyszeć przełykanie i przyjemne westchnienie. - Ah… dobry rocznik. Tego mi było potrzeba po długiej podróży. - oznajmił, rozsiadając się wygodnie i w bardziej zrelaksowanej pozie, ze splecionymi dłońmi. - Pozwól mi tylko zdalnie obserwować twój trening. Na wszelki wypadek. Gdyby coś się stało, lub gdybyś czegoś potrzebował. - zadeklarował, a nad jego głową otworzył się portal z którego wyleciało pół tuzina małych dron. - Gdybyś chciał, żebym przerwał nagrywanie, powiedz tylko hasło “Paris Hilton” i na ile minut chcesz, żebym wyłączył kamery.

- Jeśli tylko nie uraża to naszej cudownej gospodyni - schylił głowę Mike. Nie miał nic przeciwko nagrywaniu. Będzie mógł potem odtwarzać te nagrania przed snem w celach treningowych.
- Pan się nie przejmuje, Michael będzie pod moją opieką. Nie ma potrzeby nagrywać. - Oznajmiła Eidith podfruwając w stronę drzwi, po czym nie odwracając się dodała.
- Zuzanne zaprowadzi cię najpierw do szatni gdzie przebierzesz się w coś mniej ograniczającego, potem pokaże ci gdzie jest poligon. Tam zaczniemy pierwszą lekcję. - Po tych słowach skinęła w stronę Yato i opuściła pomieszczenie.

Mike wstał, ukłonił się wszystkim i wyszedł.
Gdy dwóch zostało samych, mnich przyjrzał się uważnie Royowi. - Chciałbym najpierw zapytać, czemu interesuje państwo niszczenie kodu? Co chcielibyście z niego usunąć?
- “Niszczenie” jest proste i zwykle nieproduktywne - odpowiedział kontradmirał, po czym wyciągnął w górę otwartą dłoń. Przed chwilą stworzone drony natychmiast zaczęły wlatywać do otwartego portalu, jedna po drugiej popełniając zbiorowe samobójstwo, niczym lemmingi. - Mike jest na tyle szczery i jednomyślny, że prawdopodobnie chce zniszczyć Kod, lub jego część, z jakiegoś osobistego powodu. Jednak mnie bardziej interesuje zrozumienie jego celu i wyjrzenie poza kurtynę tej rzeczywistości. Bo skoro ustalił nam konkretne limity, jak wspólny język i zakaz opracowywania sztucznej inteligencji, to wygląda na to, że ma w tym jakiś cel. A skoro nadludzie mogą przełamać część kodu, to oznacza, że istnieje coś poza tą rzeczywistością. Jak również, że jest fizycznie możliwe wyjrzenie za nią, lub być może opuszczenie jej, żeby doświadczyć prawdziwego świata.
Mówiąc to, Roy odchylił głowę do tyłu, spoglądając w sufit w zamyślonej pozie.
- Nie jesteśmy więc po prostu NPCami w grze komputerowej. Ta rzeczywistość nie jest wszystkim, czego jesteśmy w stanie doświadczyć. Mamy również sposoby na sprzeciwienie się jej twórcy i wyrwanie się spod jego kontroli. No chyba, że to, co rozumiemy jako “przełamywanie kodu” również jest częścią naszej symulacji i druga strona jest po prostu drugą warstwą programu, do której normalnie nie mamy dostępu. W takim wypadku, być może jesteśmy bezwolnymi NPCami - zaśmiał się ponuro, po czym opuścił głowę, kierując wzrok z powrotem na Yato. - Tak, czy inaczej, chcę znaleźć tą granicę rzeczywistości i dowiedzieć się wszystkiego, czego jestem w stanie. Chcę wyjść poza tą rzeczywistość. Zobaczyć chociaż cząstkę prawdziwego świata na ekranie komputerowym. Lub przynajmniej zrozumieć w pełni cel symulacji w której żyjemy. Nawet jeśli jesteśmy zwykłym eksperymentem, bądź grą komputerową, chcę umrzeć będąc świadomym po co istniałem. A kto wie? Być może wyprodukawanie ludzi takich jak ja jest celem tej symulacji i zostanę pierwszym, który wygra w tej grze życia, gdy osiągnę swój cel.

Yato przytaknął skiniem głowy. - Widzę, czemu Tim zaoferował wam porady. Cała religii Icarii kręci się wokół idei poznania tej prawdy. Przynajmniej od czasów Zoana. - wyjawił. - obawiam się, że moce panny Eidith nie sięgają poza naturę istota jako ‘NPC’. Powiedzmy, że panna postanowi zabić czyjść wzrok. Osoba ta straci swój ‘skrypt’ z kodu, który umożliwia jej widzenie. Niezależnie czego dokonasz w jakikolwiek fizyczny sposób, osoba ta nigdy nie będzie w stanie widzieć. Uniwersalnie nie będzie w stanie tego zrobić. - objaśnił, cofając plecy głębiej w kanapę. - Mogę cię bardziej zadowolić informacjami o nadczłowieczeństwie. Wiem, że Neocesarstwo uważa to za ewolucję. Nie jest to błędne przekonanie, ale nie obrazuje interakcji nadczłowieczeństwa z kodem.
- Chętnie posłucham waszej interpretacji nadczłowieczeństwa - zgodził się Roy, kiwając głową w wyrazie zaciekawienia. - Kontynuując wasz przykład, zakładam, że nadczłowiek mógłby przełamać ów skrypt, który uniemożliwia mu widzenie. Więc jest tutaj jakaś interakcja z kodem, poza jego instynktownym przełamywaniem? Miałem teorię… czy też bardziej nadzieję, że jest to coś w rodzaju naszej prawdziwej “duszy”, która próbuje wyrwać się z matrixa. Ale sądzicie, że jest to bardziej usankcjonowana interakcja z kodem? Czyli jednak druga warstwa programu?

- Dokładnie. Programy mają często te… klasy? Funkcje? - Mimo wszystko Yato nie był programistą. - Kod określa cechy wspólne grup czy gatunków. Człowiek, wewnątrz kodu, może mieć określoną siłę, zdolność widzenia, czy kontrolę nad przedmiotem. Jeżeli w jakiś sposób jego możliwości przekroczą te ograniczenia, przestaje być człowiekiem. Staje się czymś innym. Ja nie jestem już człowiekiem o imieniu Yato, jestem po prostu Yato. - wyjaśnił. - Nie ma już dla mnie limitów, ponieważ sam je definiuję. Człowieczeństwo nie ma na mnie wpływu. Tak działa ten system wedle naszej wiedzy. Nie jestem pewien czy dałoby się w ten sposób odzyskać usuniętą część kodu. Może i tak, acz byłoby to pewnie trudne. Nawet nie wiem, na czym miałby taki proces polegać. - wyjaśnił. - Osobiście nie przejmuję się istnieniem dusz. Ważniejsze dla mnie jest, że istniejemy w świecie rzeczywistym oraz w kodzie jednocześnie. Świadomość jak kod działa pomaga w samorozwoju. Nie jest to jednak organ który odważyłbym się amputować.
Naukowiec zamyślił się, grając splecionymi palcami przez dłuższą chwilę, nim w końcu nasilił się na odpowiedź.
- Być może nasze interpretacje rzeczywistości nieco się różnią - doszedł do wniosku. - Macie jakiś dowód na to, że faktycznie żyjemy w “świecie rzeczywistym”, tylko kontrolowanym przez kod? Zwłaszcza jeśli nie interesujecie się istnieniem dusz, jaką macie pewność, że zniszczenie kodu nie zniszczyłoby całej naszej rzeczywistości, łącznie ze wszystkimi żywymi i myślącymi istotami? Jak crash gry komputerowej i niebieski ekran śmierci. Pani Eidith również nie wydawało się przejęta taką ewentualnością.

- Kod się broni, naprawia nieścisłości. - odparł Yato. - Dlatego nadmagia jest możliwa. Jeśli nie spełniasz warunków swojej klasy, zostajesz z niej wyłączony. Tak powstają też artefakty. Są argumentem uzasadniającym niedozwolone operacje. - wyjaśnił. - Magica Icaria się tego obawiała, dlatego wypowiadała wojnę magom. Teraz zmienili strategie. Nie wiem, jak i dlaczego, ale zachowanie organizacji zdradza zmianę filozofii. Panna Eidith nie podjęła jeszcze decyzji w tej sprawie.
- Rozumiem. To miałoby sens - zgodził się Roy. - W takim razie zdecydowaliście się zostać odrębnym zakonem przed tą zmianą. Czy mógłbym zapytać dlaczego? Mieliście już wcześniej różnice w filozofii, bądź ideologii? Jesteście do nich obecnie wrogo nastawieni? I czy poza treningiem są jakieś sprawy w których moglibyśmy sobie nawzajem dopomóc? Jak wcześniej wspomniałem, cesarz Bastion patrzy pozytywnie na konflikty i nie miałby nic przeciwko gdybyśmy się w nie włączyli. A ta zmiana strategii u Icarii interesuje mnie zapewne prawie tak bardzo jak was.

- Nie jestem pewien ile mogę zdradzić o naszym rozstaniu z Icarią… acz to oni zrezygnowali z nas. - wyjawił Yato. - Obecnie współpracujemy z Millennium Kingdom. Jeżeli wam to nie przeszkadza, Eidith prawdopodobnie znajdzie wam jakieś zajęcie.
- W takim razie mógłbym pana poprosić o oprowadzenie po bazie, bądź o cyfrową mapę dla gości? Nie chcę przerywać treningu pani domu i Mike’a. A wizualna prezentacja zapewne pozwoli mi lepiej zrozumieć wasz odłam wiary, oraz styl życia - wyjaśnił naukowiec, którego ciekawość nie została jeszcze zaspokojona. - Jeśli to za dużo chodzenia, to mogę stworzyć skutery - uprzedził, wyciągając przed siebie otwartą dłoń nad którą wyświetlił się hologram jednokołowego motocykla na którym miesiąc temu mieli przejażdżkę z Mike’em po krasnoludzkich kopalniach.

 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem