Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2024, 15:10   #15
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Eidith i Michael
Zuzanne wskazała Mike’owi wolną szafkę i nowy mundur który dzięki trafnemu oku służki pasował na niego idealnie. Opuściła pomieszczenie by chłopak miał szansę się przebrać.
Służąca gdy zobaczyła chłopaka przebranego postąpiła parę kroków w jego stronę i poprawiła jego kołnierz. - Trening treningiem ale proszę się przed Panią Eidith jakoś prezentować. - Nie czekając na odpowiedź chłopaka zaczęła prowadzić go korytarzami arki. Podczas przechadzki Mike mógł dojrzeć dobrze rozbudowaną dzielnicę rozrywki, gdzie były kawiarnie, ogrody i kluby nocne. Arka działała jak duże miasto w takich miejscach, gdzie personel jak i jego rodziny mogły spędzać swój wolny czas. Przechadzka skończyła się przy windzie.
- Pani Eidith czeka na dole. Prosze wscisnąć przycisk 68. - Wskazała palcem.

Przez myśl Mike’a przemknęło w tym momencie “Jak dobrze, że nie 69, bo to byłoby bardziej niż podejrzane”.

Przycisk bezdźwiękowo zaświecił się, a ostatnie co przed zamknięciem się drzwi Mike widział machającą Zuzanne. Winda jechała dobre kilka minut z najbardziej domyślną muzyką jaką Nor mógłby sobie wyobrazić. W końcu winda dojechała na miejsce ,piętro 68 gdzie Mike’a przywitał dość niespotykany na stacjach kosmicznych obraz.
Były to ruiny miasta, na terenie pustynnym. Kompletnie opuszczone jednak niektóre miejsca dawały znać że nadal jest elektryczność. Eidith siedziała na złomie jakiegoś samochodu, kompletnie inaczej ubrana. Włosy miałą splecione w pojedynczy warkocz, obcisły czarny golf, Spodnie bojówki koloru deser camo i wysokie buty wojskowe. Dodatkowo na jej biodrach spoczywały kabury z dużymi pistoletami w nich spoczywających. Na widok Mike’a zeskoczyła ze wraku samochodu, po czym go tyłem kopnęła posyłając go wysoko za dachy ruin drapaczy chmur.
- Pierwsza lekcja Michael… jest ważna jak każda inna ale chce byś ją od razu zapamiętał na zawsze. - Kostucha zaczęła powoli iść w stronę młodziana, a gdy była już przy nim wyciągnęła rękę do przodu by pogładzić go po włosach. Następnie jej usta zaczęły się zbliżać ust chłopaka coraz bliżej i bliżej. W końcu Nor napotkał ścianę na którą się musiał oprzeć, a przed sobą miał kostuchę która dawna zaczęła wchodzić w jego przestrzeń prywatną.

W głowie Mike’a uruchomił się alarm. Sam chłopak był oczarowany sytuacją i kusiło go posmakowanie śmierci, ale Hestia wybiła mu to z głowy. Bogini wprost powiedziała, że to pułapka i aby chłopak wydostał się z objęć kostuchy. Planował szybkim ruchem przykucnąć, a następnie odbić się rękami od ściany za sobą, aby ostatecznie prześlizgnąć się pod Eidith. Nie zamierzał jej jeszcze atakować. Wiedział bardzo dobrze, że to trening i pewnie wszystkie chwyty dozwolone, ale byłoby to nie dżentelmeńskie. Równocześnie nie chciał obrazić mistrzyni, traktując ją w taki sposób, dlatego zdecydował się na unik.
Kostucha pozwoliła chłopakowi przemknąć tuż pod nią, po czym odwróciła się na pięcie i przemówiła.
- Very good young man. Zbyt wiele osób straciło w ten sposób życie na polu bitwy bo myśleli że to ich szczęśliwy dzień. - Pokiwała głową zadowolona z reakcji Mike’a.
- Zaczniemy od podstaw. - Z tymi słowami odpaliła sobie papierosa, podleciała odrobinę w górę by spocząć w powietrzu z założoną nogą na nodze.
- Są trzy cechy które definiują przebieg walki. Wiesz jakie to są? -

Spryt, elastyczność i wiedza? - zapytał heros. Trochę zgadywał, trochę odpowiedział instynktownie. Nigdy się nad tym nie zastanawiał, przede wszystkim działał.
- Mimo że trafione jedno na trzy uznam ci tę odpowiedź. - Pokiwała głową po czym puknęła w papierosa by strzepnąć z niego popiół.
- Spryt stawia się Mocy, Moc stawia się Zręczności, Zręczność stawia się Sprytowi. Powiedziałeś wiedza, tak to bardzo ważne wiedzieć z czym ma się do czynienia, lecz nad tym wszystkim góruje adaptacja. Analiza wroga i to jak się zachowuje jest nieodłączną częścią walki. Przykładowo, jeżeli wróg jest dla ciebie zbyt szybki co powinieneś obrać za priorytet? -

Spowolnienie jego ruchów, skoro nie mogę go złapać. Mam tutaj na myśli nawet coś tak głupiego jak podstawienie nogi. Na ziemi nie będzie już taki szybki! - odparował heros.
Eidith zaciągneła się dymem. - Zgadza się, pamiętaj też że otoczenie musi być twoją bronią do dyspozycji. Walki bardzo rzadko odbywają się na doskonale płaskim terenie. To może być naprawdę wszystko, ogranicza cię twój spryt. - Kostucha postawiła buty na piachu i przykucnęła by wziąć go w garść.
- Delikwent rusza się szybciej od ciebie? Rzuć mu w drogę garść piachu. Jego prędkość sprawi że ten piach się w niego wbije. Naturalnie go to nie zabije, ale może dać tobie to małe okno by wycelować w ważny organ. Albo odrąbać nogę. - Rozdmuchała garść piachu, po czym znów zaciągnęła się dymem papierosa. - Gdy walczyłam z Marchem rozprułam instalację gazową i potraktowałam go ogniem. Stałe obrażenia zwalczają regenerację… bo są i takie osoby. - Tu wskazała palcem na siebie. - Chcesz potrenować jakąś konkretną rzecz? Albo powiedz mi z czym sobie nie radzisz. Osobiście prędkość nie jest moim forte, więc zawsze muszę kombinować przeciwko takim. - Przypomniała sobie sparingi z Silverem. Gość jest niesamowicie szybki.

- Spryt jest moją największą słabością. Jestem mało adaptacyjny. - wzruszył ramionami Mike, w sumie przyznając się do słabości - Wszelakiego rodzaju sztuczki mi umykają. Dla mnie walka to stanie twarzą w twarz i zmierzenie się siłą oraz kunsztem z rywalem, a nie gierki. Ale wiem, że muszę to zmienić, rozwinąć się.
- Apeluje do ciebie byś honorowe zagrywki schował w kieszeń. Albo kłaniał się przed wrogiem uznając jego szacunek. Kłam, udawaj, oszukuj. Te “gierki” mogą tobie uratować życie, albo osobom postronnym. Jak jeden gość chciał odwalać gentlemena i się ukłonił przede mną, wbiłam mu kilof w potylice. Nawet śmiesznie mu oko zostało na czubku. W walce nie ma zasad, a bardziej przebiegły odchodzi zwycięsko. - Z neutralnego tonu Eidith nie było poznać czy to była reprymenda czy porada.
- Niby się zgadzam, ale w sercu jakoś tak… - po czym rzucił w nią kamieniem, który zebrał prześlizgując się pod nogami. To miał być trening, a najlepiej uczy się rzeczy w praktyce.
Eidith uniosła brwi widząc lecący w siebie kamień. Nawet nie zauważyła kiedy go pochwycił. Chłopak już robił postępy co niezmiernie cieszyło Kostuchę, mimo że jej twarz nie wyrażała nic. Kamień został pochwycony w nowo powstałą z ramienia czarną rękę, po czym szybko zmiażdżyła kamulec w proch.
- Widzisz? Potrafisz. Więcej takich zagrań. Więc poćwiczymy twoją adaptację. Rozejrzę się znaleźć dobre miejsce. - Z tymi słowami jak odrzutowiec poleciała w górę. Zawsze wolała wystarczającą wysoko polecieć więc nie szczędziła prędkości. Jej perfekcyjny wzrok wykrył że niebo ma przed twarzą. Co by miało sens bo są na poligonie ze sztucznym niebem. Wyhamowała na tyle by nie przebić się na wylot, ale do połowy to zrobiła. Jej nogi teraz śmiesznie dyndały wokół zniszczonego ekranu.
- Hm. - Mruknęła do siebie oglądając środek całej maszynerii. Miała teraz mały dylemat jak mogła to wytłumaczyć Mike’owi. Tak jest podekscytowana treningiem że po prostu zapomniała o limicie wysokości.

Mike rozumiał, że to początek treningu. Dlatego wykorzystał to, czego uczył się z Royem i zaczął kręcić Odważnikiem, aby polecieć. Celował w okolice dyndających nóg Eidith. Wystrzelił się w powietrze, uchwycił się stóp i przez milisekundę zastanawiał się, czy to co planuje, jest godne. Nie wiedział jak podejść do swojej nauczycielki, ale sprawiała wrażenie, jakby tego od niego wymagała. Dlatego założył chwyt na jej połowę ciała, a następnie ponownie zwiększył ciężar broni. Czy chciał w ten sposób pomóc Eidith? Tak, wyciągnie ją z nieba, ale również sprawi, że ten słodki anioł gruchnie o ziemię. Gdy tylko pod wpływem ciężaru, gospodyni wysunęła się z otworu, heros przełożył chwyt i jeszcze bardziej zwiększył wagę. Mike lecąc z nią w dół, chciał wykonać seismic toss na Eidith.
Doskonale że młodzian postanowił działać, teraz swój mały wypadek podpiszę pod lekcję wykorzystywania do maksimum błędów wroga. Gdy tak wirowała, powstrzymywała odruch “wybuchnięcia” kolcami we wszystkie strony. To w końcu trening nie chciałą go zabić, zobaczyła że spada w stronę jednego z wieżowców. Widziała to kiedyś w kreskówce, a czym się różniła od znacznej większości populacji, Eidith mogła takie rzeczy wyprawiać naprawdę. Wykorygowała więc odpowiednio lot.
Mike gdy już wylądował zobaczył jak kostucha wbiła się w jedno z pięter wieżowca. Zobaczył też, że pojawiły się w budynku wycięcia, jakby ktoś oddzielił piętro. Nie musiał długo czekać aż w jego stronę zaczeło szybować w powietrzu rozsypująca się część biurowca. Ponownie pojawiły się cięcia na wieżowcu, kolejne piętro zostało rzucone. Eidith skutecznie ukrócała budynek piętro po piętrze rzucając wszystkim w Mike’a.

-Ale to nielegalne… - rzekł z zaskoczeniem, a także sporą fascynacją w głosie. Normalnie heros ciąłby nadlatujące obiekty, uznając to za turniej siły, ale miał się tu uczyć. Dlatego obniżył wagę miecza do “minusowej” i zaczął skakać po budynkach. Wykorzystywał je, jako platformy, cały czas chowając się przed linią wzroku Eidith. Starał się zbliżyć do niej szybciej, niż skończą się miotane w jego stronę piętra, a następnie zaatakować z zaskoczenia. O ile kostuchę można zaskoczyć. Dlatego wyskakując w powietrze, aby wskoczyć na jeden z budynków, zamiast na nim wylądować, machnął w niego miecze. Ale nie ostrzem, tylko płazem broni. Mike włożył w to całą swoją siłę, aby odbić kawał budowli w stronę Eidith niczym piłeczkę tenisową forhandem!
W momencie gdy Mike odbił kawałek budowli zobaczył kątem oka przez jego okno twarz Eidith i wyciągającą się w jego stronę rękę. Piętro poleciało z impetem odbite, ale za nim był też Mike trzymany w bolesnym uścisku za twarz przez wydłużoną rękę Kostuchy. Na prędko wciągnęła go do środka wirującego kawałka wieżowca i rozbiła nim jedno z jego ścian. Gdy wszystko dla Mike’a nadal wirowało Eidith zawisła w powietrzu i wyciągnęła pistolety. Kostucha na zmianę posyłała kulę w stronę młodziana z jednomiarną prędkością strzałów.
Mike był oszołomiony, ale na szczęście nie był sam. Na Great Sage’a nie działały fizyczne dolegliwości, więc działał w pełni. Heros myślami wysłał komendę, aby ten ustawił go tak, aby zasłaniał go miecz przed strzałami. Bohater potrzebował chwilki by dojść do siebie. Eidith go zaskoczyła, ale postanowił jej odpowiedzieć, dlatego dalej korzystał z Great Sage’a, aby ten wyliczył jak odbić pociski, aby te rykoszetowały w stronę jego przeciwniczki. Następnie zaczął tak ustawiać ostrze, by broń Eidith działała na jej niekorzyść. Mike wiedział jednak, że to za mało, dlatego gdy tylko nadarzy się okazja, wbije ostrze w podłoże i ucieknie z tej szklanej pułapki.
Heros bez problemu to uczynił przecinając się przez podłogę, po krótkiej chwili jego buty wylądowały na piachu. A Eidith niczym anioł powoli zleciała z niebios, ale tylko na tyle by lewitować nad ziemią. Mike też zauważył że poprzednie pociski które chciał odbijać rozbiły się na jego ostrzu w czarne kryształki, dodatkowo też ociekały półprzezroczystą cieczą.
Eidith rozłożyła ręce na boki, a z pistoletów wypadły magazynki które wpadły od razu do małych portali. Następnie z bioder Eidith wyrosły czarne ręce, od razu sięgające do podobnych portali i wyciągając z nich magazynki. Po przeładowaniu pistoletów ręce wyparowały, a Kostucha opuściła swoje. W jej oczach był dziwny ogień, jakby świetnie się bawiła.
- Zmęczony? - zapytała sucho.

- O cholera, toć to Reaper - szepnął do siebie Mike z ekscytacją wymieszaną z przerażeniem. Przeliczył się co do Eidith. Nie znał skali problemu. Ale skoro ona nie jest Demonlordem, to jego nemezis musiało być silniejsze. A więc stojąca przed nim istota była kamieniem milowym na jego drodze, dzięki któremu stanie się silniejszy. Ukłonił się nisko, mówiąc - Panią? Nigdy w życiu - kończąc to słowa wyciągnął z własnego INVENTORY inny miecz, od razu go uruchamiając. Uchwycił się ICBM i równocześnie aktywował piłę, jak i napęd rakietowy, wystrzeliwując w przeciwniczkę. Spodziewał się, że Eidith złapie broń lub ją zablokuje. Nie miał złudzeń, aby miało to zrobić jej większą krzywdę, ale chodziło o odwrócenie uwagi. Mike za plecami schował Odważnik, którym planował wbić się w ciało rywalki, gdy ta zajęta będzie ICBM. Gdy tylko zatrzyma jego nowy miecz, heros wykorzysta chwilę, aby skorzystać z głównego oręża.
Widząc że chłopak ruszył do bezpośredniej szarży schowała pistolety do kabur i ustawiłą się pewniej gotowa do pochwycenia oręża. Gdy tylko wypełnione ryczącymi zębami ostrze opadło na nią ta je chwyciła oburącz wpychając palce pomiędzy zęby piły aby ją zatrzymać. A raczej zapchać, by uniemożliwić ich ruch. Trwali tak moment, gdy z dłoni Eidith zaczęła kapać jej czarna krew.
- Fajna zabawka. - Odrobinę zlekceważyła chłopaka gdy nie zauważyła jak Odważnik przebijaj jej mostek i wychodzi między łopatkami. Grymas bólu wykrzywił jej piękną twarz, gdy odskoczyła w tył. Trzymając się za nowopowstałą dziurę przemówiła do Mike’a.
- Doskonale. A teraz powiedz mi co wyciągnąłeś z naszej krótkiej wymiany? Znasz właściwości swojego wroga? - W jej lewej dłoni pojawiła się tyczka, która za moment przeobraziła się w dużą halabardę.

- Nie znam zakresu Twoich możliwości, pani - rzekł z widoczną skruchą heros - Jesteś czymś co wykracza poza moje rozumowanie. Dodatkowe kończyny jestem w stanie zrozumieć, ale to - wskazał na Odważnik na którym było widać plamy po pociskach - strzelałaś dosłownie sobą. Jestem przekonany, że mogłaś zakończyć walkę kiedy chciałaś - dodał ze złością w głosie. Był rozczarowany sobą, ale nie użalał się. W jego oczach widać było płomień ambicji - Nie jesteś w żaden sposób konwencjonalna. - Mike ewidentnie procesował w głowie własne odczucia, nie zastanawiał się co mówił - Jesteś jak dzieło sztuki wymykające się framudze, takie które nie chce dać się zamknąć w ramach - rzekł z pewną fascynacją. Wyobrażał sobie ogrom możliwości, jakie zapewnić mogły mu treningi z Eidith.
Mimo że nie dawała po sobie tego poznać uwielbiała pochlebstwa, a młodzian nawet wplątał w to odrobinę poezji.
- Mam za sobą prawie wiek walk, konwencjonalność jest przewidywalna, a co za tym idzie można się na nią przygotować. - Westchnęła opierając halabardę na barku.
- Jesteś silny Mike tego nie można Tobie tego odmówić. Nawet ten moment gdy piętro wirowało a i tak rozumiałeś trajektorię moich pocisków. Jak to zrobiłeś? W zamian się pochwalę, jakby płyn z tych kryształów dostał się do twojego ciała mogłabym zainfekować twój układ nerwowy -

Oczy Mike’a zrobiły się ewidentnie rozszerzone, jak u kota. Przełknął głośno ślinę i rzekł - Jednym z błogosławieństw mojej bogini jest tzw. Great Sage, czyli omnipotentna wiedza o wszystkim. Oczywiście nie o wszystkim wszystkim, ale z pewnością wie więcej niż ja - zaśmiał się heros.
- Huh… interesujące a co mówi o mnie? - Eidith się widocznie zainteresowała tematem, zaczęła bawić się warkoczem. Coś zdolność chłopaka jej przypominała ale nie wiedziała co. Pewnie musiała to widzieć w jakiejś kreskówce.
Mike spojrzał na Eidith i zapytał nie tylko Great Sage’a o zdanie o niej, ale także użył swojego APPRAISAL.
“Cel jest zmiennokształtnym kosmitą” - ocenił Great Sage, gdy załadowały się wyniki oceny:
HP: 200
Power: 40
Agility: 40
Wit: 40
Humanoid, changeling.
Armed with anti-material gunnery. Biological bullet type.
Mike podrapał się po głowie i rzekł - Że jesteś istotą, której nie jest w stanie ocenić i czy zmierzyć żadną dostępną mu miarą - heros uznał, że ta odpowiedź nie jest kłamstwem, a raczej daleko nie odbiega od prawdy.

- Hm… a prócz pochlebstwa nic przydatnego? Może ta zdolność ma miejsce na rozwój? - Kostucha zakręciła loczek na końcówce warkocza w głębokiej zadumie. - To pomogę, jestem zmiennokształtna. To znaczy że im bliżej mnie tym jest niebezpieczniej, każda część mojego ciała to broń. Na pewno nie jestem jedyna w drodze mlecznej, więc taka wiedza też ci będzie potrzebna. - Zaraz po tym Eidith sunąc nad piachem zaszarżowała na młodziana biorąc szeroki wymach halabardą która dziwnie rosła z każdą sekundą.
Mike zrobił coś nietypowego, a przynajmniej dla siebie. Spojrzał z rozbrajającym uśmiechem na Eidith i rzekł - O pani, starczy mi. Chyba najwyższa pora abym wrócił do mojego towarzysza. Nie wypada, abym zostawiał go tak długo samego - schylił głowę i dodał, kiedy Eidith dalej na niego pędziła - A potykać się z Tobą to była czysta przyjemność. Liczę, że nie jednorazowa - zakończył i czekał. Być może na ścięcie głowy.
- Got me excited for nothing young man… - halabarda wyparowała w ułamek sekundy. Równie szybko co halabarda zniknęła w jej dłoni był odpalony papieros, podfrunęła tak by stanąć przed Mike’em.
- Na dzisiaj to w zupełności wystarczy. Dzięki tej małej potyczce mam już większe zrozumienie co może ci zrobić krzywdę. - Z tymi słowami oparła palec wskazujący na nosie młodziana.

Ten zarumienił się, ale zrobił krok w tył i rzekł - A więc prowadź Pani! - i skierował się za nią ku wyjściu.
Gdy Eidith zaczęła kierować się do wyjścia, podeszła do niej jedna ze służek i szepnęła coś do ucha kostuchy.
Brwi Eidith uniosły się, była równie zdziwiona co zaintrygowana. - Michael, za piętnaście minut wstaw się na mostek, wygląda na to że zajęcie nas znalazło. - oznajmiła, po czym pospiesznym krokiem skierowała się do wyjścia. Cóż i tak muszą jechać ta sama winda więc zaczekała na młodziana.
Ten nie zwlekając pobiegł za swoją mistrzynią.

Sala Narad
Pokojówka odebrała Roya z pokoju, prowadząc go wraz z Eidith do dużej sali obradowej. Jak im wytłumaczyła, Eidith zwołała ich tu z uwagi na nieprzewidziane wydarzenia. W środku czekała już razem z Mikeiem, obydwoje wpatrzeni w monitor pokazujący zdjęcia zielonego księżyca. Z głośników w sali rozbiegał się głos kobiety. Eidith znała ją jako Bonnie. Nowoprzybyli słyszeli ją po raz pierwszy.
- Wiadomość SOS została nadana z zielonego księżyca kilka godzin lotu od arki. Wiemy, że nadawcą jest “N” z uwagi na zawartą w nim sygnaturę. Ktoś musiałby się naprawdę postarać, aby podrobić identyfikator nie tylko Icarii, ale również konkretnie jej. - wyjaśniał głos. - Niestety wiadomość nie zawierała żadnych szczegółów. Możemy spokojnie odnaleźć punkt z którego została wysłana, ale nie wiemy, co tam zastaniemy. Biorąc pod uwagę trasę, można założyć, że “N” była w drodze do naszej Martwej Arki. - zdjęcia na ekranie pokazały przeróżne drzewa i formacje skalne złudnie podobne do tych na Ziemi. - Księżyc ma bardzo dobre warunki. Znajduje się na nim wyłącznie flora. Natywne życie jest ograniczone do jednokomórkowych organizmów.
- Ciekawe… Dawno nie byłem na misji ratunkowej. Stara znajoma pani? - zapytał kontradmirał Neocesarstwa, zwracając się do Eidith
- Znajoma to dobre określenie. - odpowiedziała Kostucha, gryząc paznokieć u kciuka. Zastanawiały ją dwie rzeczy. Po co tutaj leciała? I dlaczego teraz wyje o pomoc? I to November ze wszystkich miesięcy. W zamyśle zaczęła dreptać wokół pokoju, aż dosłownie weszła na ścianę, a potem sufit. Grawitacja nie miała wpływu na nią gdy tak dumała.
- Jeżeli ja jestem ludzkim aspektem końca-śmierci, November jest od osądu-plag. - Sfrunęła z powrotem na podłogę i zerkała to na Kontradmirała to na Mike’a.
- Chyba nie muszę mówić jak jest niebezpieczna. Ale po co ona tutaj leciała? Czyżby Zoan chciał mi kukułkę podrzucić? -

- Jeśli to ktoś problematyczny to nie lepiej go… usunąć? - zapytał pragmatycznie Mike, który był prostym chłopakiem. Z jego perspektywy problemy się rozwiązywało - Zwłaszcza że mówisz Pani o pladze oraz osądzaniu. Nie brzmi na kogoś pokojowo nastawionego czy kierującego się dobrymi intencjami lub walczącego przeciw naszemu wrogowi! - rzekł bohater. Daleki był od mordowania niewinnych, ale ta cała November brzmiała jak generator kłopotów.
Eidith spojrzała na Mike'a. - Nie mam odruchu zabijania osób wołających o pomoc, ale jeśli to okaże się pułapka by mnie tam zwabić, zaciągnę się jej każdym konającym wydechem. - oznajmiła po czym zwróciła się do Bonnie - Kochana proszę cię o skan czy w powietrzu nie ma jakiś patogenów czy innego świństwa. Mi nie zaszkodzą ale Michaelowi mogą. -
- W ramach skanu konieczne będzie udanie się w pobliże atmosfery. Możecie to przeprowadzić ze statku gwiezdnego. Pani lub wydzielony oddział. - zaproponowała Bonnie. - wysyłanie w tym momencie proby badawczej odwlecze egzekucje misji ratunkowej, gdzie czas jest istotny. - wyjaśniła swoją perspektywę. - Chyba że wyślę kapelusznika przodem? - zaproponowała.
-Ale przecież sama mówiłaś, że moja Pani, że trzeba spodziewać się wszystkiego i akty dobroci często okazują się właśnie pułapką! - Mike był nieco skołowany. Na treningu wydawało mu się, że wszystko rozumie, ale teraz? - Gdyby to była zupełnie obca osoba lub dobrze Ci znana, której ufasz, to rozumiem. Ale nie brzmisz, jakbyś darzyła ją ciepłym uczuciem - referował heros, wyraźnie zmartwiony o swoją mistrzynię. Widział niekonsekwencje w jej działaniu, a może pewną emocjonalność? Nie wyglądało to na chłodną kalkulację. Zdecydowanie nie potrafił jej rozpracować. Jeszcze.
- Jakbym miała zabijać potencjalne zagrożenia ta galaktyka byłaby jałowa. W dodatku jestem pewna że mówiłam ci o uważaniu na takie rzeczy podczas walki, gdy już zidentyfikowano zagrożenie. Czy może mi się to śniło Michael? -
- Ale czyż życie nie jest wieczną walką? - zapytał niezwykle poważnie Mike, wodząc wzrokiem od Eidith do Roya, czekając na odpowiedź od swoich seniorów.
- Posłuchaj młody człowieku… - Zaczęła powoli iść w stronę młodziana.
- Zapominasz o dwóch rzeczach, Mike - wtrącił się naukowiec, po czym odchrząknął i pokazał wyprostowany palec wskazujący. - Po pierwsze, pani Eidith wie o tej November i samej magii dużo więcej, niż my. Relacje i niesnaski międzyludzkie mają wiele niuansów. Nie mówimy tutaj o dzikich bestiach i ich eksterminacji. - tłumaczył, gdy w górę uniósł się również środkowy palec. - Po drugie, fizyczna walka to ostateczność i jedynie środek do osiągnięcia celu. A bezpieczeństwo nie zawsze jest najważniejszym celem. W każdej potyczce trzeba mieć na uwadze jakie dalekosiężne skutki przyniesie nasza wygrana, bądź porażka. Czy rozpoczęcie agresji nie wywoła wojny z Icarią? Czy odsiecz przyniesie nam zyski dyplomatyczne i przychylność ich frakcji? Czy natychmiastowe i gwarantowane ryzyko rozpoczęcia walki nie jest większe, niż potencjalne ryzyko pułapki? Istnieje wiele czynników wymagających rozwagi przed podjęciem ekstremalnych działań. A rozwaga wymaga informacji. Dlatego w tej sytuacji powinniśmy zaufać osądowi pani Eidith.
- Głos rozsądku, A Virtue. - Rzuciła Eidith zatrzymując się. - Dokończymy tą rozmowę innym razem. - Rzuciła do Mike’a, darując go spojrzeniem tysięcy włóczni. Po tym zwróciła się do reszty.
- Lecę tam, nie ma potrzeby dłużej zwlekać. - Zaczęła stanowczym krokiem stąpać w stronę drzwi. - Albo nie. Bonnie zarządź przyrządzenie mi statku. Oddział Slayerów gotowi w drop podach. Polece razem z Michaelem i Panem Atomem. Szczegóły na orbicie księżyca. - Mimo swej pokerowej twarzy, jasnym było że była niespokojna. Z tego co ostatnio widziała w zakonie to, że Zoan i November się za rączki lubili trzymać. To nie mogło być nic dobrego.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem