Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-01-2024, 20:57   #1
Morph
 
Morph's Avatar
 
Reputacja: 1 Morph nie jest za bardzo znany
DnD - Vecna Reborn


Wrota Baldura, najwspanialsza metropolia Wybrzeża Mieczy. Złoto, blichtr, jedwabie, pawie pióra i ą, ę na każdym rogu. Cudowne miasto pełne wesołego śpiewu, trajkotania przekupek i szeptów tajnych wysłanników i szpiegów. To tutaj za każdym rogiem możesz spotkać słynnego Harfiarza, czy innego Czerwonego Czarodzieja. Codziennie ktoś tutaj zyskuje sławę i bogactwo, a kto inny traci wszystko i popada w hańbę i zapomnienie.

Wszystkie te zbytki i oszałamiające cudowności, tracą swój blask w obliczu najwspanialszego skarbu, jaki posiada to miasto. “Leech & Witch” jest wszak najcenniejszym klejnotem w koronie tego miasta. A kto twierdzi inaczej ten kiep i paciulok. Któż bowiem może się równać z najfantastyczniejszą oberżą i zamtuzem w jednym. Kogóż więc obchodzi mogą wszystkie bajeczne cuda wypełniające ulica Wrót Baldura, gdy w “Leech & Witch” masz wszystko to, czego potrzebujesz i to na wyciągnięcie ręki. Garniec miodu, tłusty udziec wieprzowy i jędrną pierś córki oberżysty.

Rudy krasnolud wytoczył się z ciemnej wnęki, obleganej przez największych pijaniców Wybrzeża Mieczy. Błędny wzrok, ciężkie powieki i chwiejny krok, nie pozostawiały wątpliwości, że ów jegomość ma za sobą już co najmniej kilkudniowy alkoholowy bój. Kręp typ, który jeno o pół głowy przerastał karczemny zydel, stanął na środku sali i chwyciwszy się za kołnierz płóciennej koszuli, rozdarł ją na dwoje. Wrzasnął przytem, jakby to nie on swą płócienną rubaszkę, ale to jego tuzin koni na pół rozdzierał.
- Do stu tysięcy biesów rogatych! Ki chuj?- zaklął czarodziej Flavoniush, którem przy kufelku wybornego ale, studiował jakiś ciężki, oprawiony w bawolą skórę wolumin.
- Wina! Wina dajcie! - darł się rudy krasnolud z obnażonym, włochatym torsem.
- Niech panienka Emeralda, lepiej zasłoni oczy. Takie rzeczy w miejscu publiczny. Toż to zgroza! - poleciła pulchna elfia dyskretka do swej podopiecznej, która z niezdrowymi wypiekami na twarzy, obserwowała popisy brodatego pijaczyny.
- Wina! Wina powiadam! - nie ustępował krasnolud.
- A czyja? - ośmielił się z lekka zadrwić, zażywny niziołek, który w oberży pełnił rolę trefnisia i grajka do wynajęcia.
- A w ryj chcesz? - warknął krasnolud, posyłając mu śmiercionośne spojrzenie, zaciskając jednocześnie wielgachne pięści - Wina trzeba mi!
- A to nie lepiej miodu? - spytał niziołek, łagodniejszym tonem, uderzając przytem w struny swej wysłużonej lutni. W mig za pierwszym akordem, pomknęły następne. Słowa znanej pieśni, wyśpiewane i wykrzyczanej przepalonymi od mocnego alkoholu gardłami, przez niemalże wszystkich bywalców obreży “Leech & Witch”, zadudniły pod powałą.

I rose up in the morning and I felt a dire need,
To dream away the dreary day and down a cup of mead.






Gdy w jednym zakątku Wieloświata wybrzmiewał gromki, radosny śpiew, gdzieś hen, hen daleko w zapomnianym przez wszystkich bogów i ludzi zakątku Domen Grozy, wył wściekłe, mroźny wicher pośród szpiczastych szczytów górskiego pasma Burning Peaks W chwili gdy bywalcy oberży “Leech & Witch wznosili kielichy do kolejnego toastu, na pustkowiach Tovag, dzielni mieszkańcy Tor Gorak, toczyli zażarty bój z napierającymi na nich hordami nieumarłych.

Gdy zapadł zmrok i ciemność nocy, otuliła szczelnie ulice Wrót Baldura i nawet najbardziej wytrwali pijanice posnęli się na ławach “Leech & Witch”, z najbardziej mrocznych katów zaczęła wypełzać oślizgła i cuchnącą truchłem mgła. Jej plugawe macki jęły oplatać stoły, ściany, jak i wszystkich tych, którzy bez świadomości tkwili pogrążeni we śnie.

Tak oto dwie rzeczywistości w jedno się złączyły i lodowaty wicher, który pośród skalistych iglic szalał, teraz we wnętrzu oberży się rozpanoszył.
Nim pierwszy kur zapiał, wszyscy, co w głównej sali oberży zalegli, w zupełnie innym miejscu się zbudzili. A miejsce to grozą niewypowiedzianą zionęło i nic z tego, co znali do siebie podobne już nie było. Tak niebo nad głową, jak i ziemia pod nogami. Nawet powietrze obcy zapach miało, który tylko trwogę i lęk budził.

Tak, oto opowieść się zaczyna w której dwaj wybrańcy przez nieznane siły wskazani, zmierzyć się mieli z najohydniejszymi, najokrutniejszym czarodziejem, jaki po ziemiach Oerth stąpał.




Ciemność! Ciemność widzę, chciałoby się rzec, cytując klasyka. Nawet jeśli Alleus tego nie powiedział, to na pewno pomyślał. W końcu niecodziennie człowiek, abo genasi, tudzież inny krasnolud, pośród niemalże absolutnego mroku się budzi.

- Co do wuja! - warknął groźnie Irnus Hardstone - Oślepłem od tej okowity, czy ki diabeł?

Po chwili oczy obu jegomości, zalegających pokotem w strawionej przez ogień, nadgryzionej zębem czasu i zdewastowanej przez wszystkie siły natury gospodzie, przywykły do panującej wszędy ciemnicy.

- Na bogów wszystkich i wszelkich! - rzekł krasnolud, unosząc się ostrożnie na łokciach i rozglądając się z niedowierzaniem wokół - Tośmy nieźle popili… a ja nic nie pamiętam, psia mać!
- Obawiam się przyjacielu, że to nie wina wina, tudzież innego trunku, którym wczoraj żeśmy się obficie raczyli.
- Nie? - spytał z nutą niepokoju, do którego na głos nigdy, by się nie przyznał Irnus.
- Czujesz? - spytał Alleus, wciągając potężny haust powietrza w płuca -Toż to górskie powietrze. Że czyste, to powiedzieć nie mogę, bo siarką i popiłem wonia, ale na wszystkie pasaty, feny, monsuny i mistrale, najcudowniejszej Władczyni Wiatrów - Akadi, przysiąc mogę, żeśmy jakimś cudem na skalistych wysokościach wylądowali.

Krasnolud już sposobił się do odpowiedzi, gdy spostrzegł, że jakiś chochlik, czy też inny tego typu złośliwiec w kieszeni portek mu grzebie. Nim Irnus zdążył pięścią go grzmotnąć, a już konus pokraczny, w te pędy w ciemny kąt, deskami dębowymi zawalony czmychnął. Hardstone zdążył jeszcze zauważyć, że pod pachą karakan, przebrzydły złotą jego monetę taszczy.


- Dawaj, dawaj Irgi! - zapiszczało pół tuzina głosików z ciemnego kąta, gorąco dopingując swego pobratymca.


 
__________________
“Living and dying we feed the fire,”

Ostatnio edytowane przez Morph : 23-01-2024 o 20:21.
Morph jest offline