Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2024, 00:26   #342
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Wkrótce zresztą to Sofun objął prowadzenie, gdy Leiko postanowiła ruszyć do Sakusei. Pajęczy yojimbo od razu wiedział, w którym kierunku się udać. Pewnie łączyła ich taka sama więź jak jego obecnie z łowczynią. Podążali ku bogatszej części miasta, mniej gwarnej, za to pełnej dostojnych urzędników i bushi w nowych kimonach. Ostatnie tragedie nie pozbawiły klanu bogactwa, za to nasyciły spojrzenia obawą.

Leiko przekonała się, że na swoje nowe siedlisko Pajęczyca wybrała przybytek niewątpliwie drogi.




Ale nie bijący po oczach bogactwem. Sakusei miała dobry gust i zamiłowanie do wygód.
W pobliżu wejścia do karczmy przesiadywał ronin o niechlujnej fryzurze i równie niechlujnym stroju. Miecz miał jednak zadbany i przypadkiem oparł dłoń na rękojeści, gdy Leiko i Sofun podeszli do przybytku.
Na ich widok sprzątający ścieżkę sługa, odłożył miotłę na bok i podszedł do nich, starając się nie patrzeć im oczy, by nie wyjść na gbura.

- Wybacz szlachetny samuraju, wyraźnie pomyliłeś drogę. To nie jest tego rodzaju przybytek. Z chęcią zaprowadzę cię do najbliższej karczmy, gdzie znajdziesz pokój i… dobry alkohol w przystępnej cenie. Wszystko co najlepsze dla dzielnego wojownika szukającego uciech w stolicy. Tu rozrywek nie ma - zaczął wylewnie przepraszać uznając, że Sofun jest tu ważniejszy. Że przybył posmakować rozkoszy ciała, a Leiko? Cóż… była w oczach sługi jego konkubiną. Być może dziewicą sprzedaną przez rodziców z powodu długów, być może po prostu wziętą siłą… po zastraszeniu jej rodziny przez Sofuna. Takie haniebne historie wszak się zdarzały tuż po zakończeniu wojen. Krwawy konflikt u wielu zabił sumienia i przyzwoitość. Sama Leiko widziała byłego samuraju zmienionego w bandytę, którego haniebny los gwałtownie przecięło ostrze jasnowłosego Oni.
Ta pomyłka była zrozumiała, Sofun szedł na przedzie, władczo prowadząc ku celowi drobniutką Asano Mizuki. Jakby była jego służką, lub kochanką… dobrowolną lub nie.

Gdyby mężczyzna zwrócił się tymi słowami do Leiko w jej prawdziwej postaci, to z pewnością przyprawiłby ją o subtelny uśmiech rozbawienia. Nie ze względu na uznanie jej za konkubinę. Iye, przezabawną w jej uszach była sugestia, jakoby to Sofun zapłacił za kobiece towarzystwo i przybył tutaj skorzystać z tak rozkosznych uciech. Och, sługa nie mógł się bardziej mylić.
Ale Mizuki nie miała powodu do uśmiechania się. Przystanęła przy swoim strażniku, aby pokazać, że nie jest jego służką. Nie było w tym jednak żadnej zarozumiałości czy poczucia wyższości. Młoda kobieta spojrzała na sługę z niepokojem, że zrobiła coś nieodpowiedniego.

- Gomen nasai, ale… nie rozumiem. Nie mogę wejść do środka, żeby zobaczyć się z moją przyjaciółką? Sądziłam, że poznałam zwyczaje panujące w Miyaushiro… - powiedziała cicho. Lekko rozłożyła ręce i spojrzała po sobie, po kimonie tylko trochę ciemniejszym od błękitnego nieba nad ich głowami. - Czy… czy jestem nieodpowiednio ubrana, aby wejść do tak wspaniałego przybytku?

- Och… eee… no… a jak nazywa się owa przyjaciółka?
- zapytał zaskoczony i zakłopotany takim rozwojem sytuacji mężczyzna.

- Asano Sakusei. Przybyła niedawno do stolicy razem ze swoimi yojimbo - odparła Mizuki wygładzając kimono na rękawach, jak gdyby dzięki temu miała stać się bardziej godna przekroczenia progu tego przybytku. Potem pozwoliła sobie na cichutkie westchnienie i w zakłopotaniu odgarnęła kosmyk włosów za ucho - Wątpię, aby ją ktokolwiek ośmielił się odprawić z progu gospody. Moja droga przyjaciółka wchodzi wszędzie tam, gdzie ma ochotę…

- Powiadomię ją niezwłocznie pani. Proszę tu chwilę poczekać
- Sługa skłonił się i pobiegł do środka posiadłości.
Sakusei może i mogła wchodzić gdzie chciała, ale Mizuki musiała grzecznie czekać. Tymczasem ronin przy bramie wyraźnie się odprężył, a jego dłoń odsunęła od rękojeści katany.

Kobieta przyglądała mu się dłużej i bardziej bezpośrednio, niżby pozwalały na to zasady dobrego wychowania wpajane w głowę córki samuraja. W końcu jej spojrzenie padło na katanę i pomimo tego, że instynkt powinien tym bardziej trzymać jej usteczka zamknięte, ona postanowiła się odezwać do mężczyzny - Czyżby… odprawiani samuraje często sprawiali tutaj problemy, ronin-san?

- Hai. Czasami. Zwłaszcza wieczorem, gdy pomylą drogę… i wypiją zbyt dużo sake - przyznał z uśmiechem ronin, bardziej skupiony na obserwowaniu Sofuna niż na samej Mizuki. Yojimbo łowczyni jednakże czekał cierpliwie i w bezruchu.

Sam sługa zaś zjawił się po chwili zdyszany, mówiąc. - Asano Sakusei już na was czeka.

- Arigatou
- odpowiedziała Mizuki. Uprzejmie skinęła głową w pożegnaniu roninowi, po czym ruszyła w ślad za sługą. A Sofun bez słowa ruszył za nią.

Wdowa Asano rozkoszowała się słońcem i posiłkiem w ogrodzie. Przygotowano dla niej bento pełne smakowitych kąsków.
Pajęczyca była sama i odpoczywała pod starą wierzbą. Uśmiechnęła się na widok nadchodzącej Leiko i Sofuna. Być może nie rozpoznałaby łowczyni, ale obecność potężnego bushi za plecami Mizuki sugerowała prawdziwą tożsamość młodej dziewczyny.

Łowczyni z lekkim żalem rozejrzała się po ogrodzie. Ciekawa była postaci, w którą Pajęczyca przybrała młodego lorda Sasaki.

- Konnichiwa, Sakusei-san. Widzę, że wybrałaś porządną gospodę, do której nie wpuszczają byle kogo - powiedziała na powitanie. Nareszcie tamten uśmiech rozbawienia, który czaił się głęboko pod maską niewinnej córki samuraja, mógł swobodnie wstąpić na jej warg. - Nawet Twojego yojimbo podejrzewano o przybycie tutaj w poszukiwaniu lubieżnych uciech, i to w ramionach jego młodziutkiej towarzyszki.

- Właściciel tego przybytku, jest moim dobrym znajomym. Niestety nie ma wpływu na dworze daimyo
- przyznała z uśmiechem Sakusei i zapytała się zaciekawiona. - Szukasz kogoś ?

- Zastanawiam się, gdzie zapodziałaś swoich pozostałych dwóch strażników…
- zamruczała Leiko z żartobliwą nutką w głosie. - A także czy wspomniałaś właścicielowi, że również Twoja przyjaciółka będzie potrzebowała własnego pokoju w jego gospodzie.

- Tu nie potrzebuję ich… opieki. Zwiedzają przybytek. Twój yojimbo był szczególnie nim zainteresowany. Kirisu chyba bardziej zaciekawiła jedna ze służek
- wyjaśniła Sakusei i skinęła głową, dodając. - Tak, pokój już jest dla ciebie przygotowany. Przypadkiem tuż obok pokoju Kojiro.

Leiko nie skomentowała tego zaskakującego zbiegu okoliczności. Jedynie uniosła kąciki warg w enigmatycznym uśmiechu.

Rozejrzała się jeszcze raz po ogrodzie, ale tym razem jej spojrzenie było inne, ostrzejsze i uważniejsze. Potem podeszła bliżej do siedzącej Sakusei.
- Nie mieliście żadnych problemów z przekroczeniem bram Miyaushiro? Samuraje i ashigaru pilnujący, kto przybywa do stolicy, są nowym pomysłem klanu - odezwała się już nieco ciszej. - Tak jak i shinobi krążący w tak dużej ilości po uliczkach. Szczególnie Sofun przyciągał wiele ich spojrzeń. Na szczęście sama Asano Mizuki nie jest tak interesującym widokiem.

- Owszem… musiałam często stosować maboroshi na mojej grupce, by zgubić kolejnych shinobi ciekawsko podążających za naszą grupką. Co było bardzo wyczerpujące dla mnie
- westchnęła ciężko Sakusei i uśmiechnęła się. - Tu jednak jesteśmy bezpieczni. Właściciel tej gospody potrafi zadbać o bezpieczeństwo i dyskrecję. Zwykli shinobi nie zdołają się tu wedrzeć.
Pajęczyca spojrzała wprost na łowczynię.- Nie pokładałabym za bardzo ufności w Asano Mizuki, ta maska nie czyni cię aż tak niewidzialną jakbyś chciała. Bliżej pałacu, nawet ona zacznie przyciągać niechcianą uwagę.

Zerknęła przez ramię Leiko, sprawiając, że i Sofun spojrzał w tamtym kierunku - Nadchodzi na gospodarz, Satoichi-san. Zaspokoi on wszelką twoją ciekawość na temat tego miejsca.

Nachodził, cicho i bezszelestnie.



Mężczyzna o szpakowatych włosach i niezwykłej urodzie. Przystojny, ale było coś w jego sylwetce i postaci, coś… nieludzkiego.

Jego przybycie odpowiedziało na wszelkie pytania, jakie Leiko mogła mieć wobec natury tej dobrej znajomości pomiędzy Pajęczycą i właścicielem gospody. I nie było to ani odrobinę zaskakujące.

Potrzebowała krótkiej chwili, aby wrócić do roli grzecznej córki samuraja. Aby swojemu spojrzeniu znowu nadać skromności, głosowi niewinności i nieco wyższego tonu, a także wyzbyć się uwodzicielskich skłonności ze swojego ciała.

- Ach, to jest nasz łaskawy gospodarz, Sakusei-san? - zapytała odwracając się ku nadchodzącemu mężczyźnie. Kosmyki jej włosów wymknęły się zza ucha i połaskotały ją w policzek, kiedy pochyliła się przed nim w powitaniu. - Konnichiwa, Satoichi-sama. Jestem bardzo wdzięczna, że i dla mnie znalazł się pokój w tym wspaniałym przybytku.

- To w końcu jest karczma, ne?
- odparł uprzejmie Satoichi i dodał. - Przyjaciele Sakusei-san są moimi przyjaciółmi.
Rozejrzał się dookoła mówiąc.- Mam nadzieję, że miejsce spełni twoje oczekiwania, moja droga. Jeśli pokój okaże się nieodpowiedni, mam jeszcze kilka innych wolnych. Wystarczy rzec słowo.

- Och, jestem przekonana, że będzie odpowiedni - mruknęła Mizuki w odpowiedzi, ani myśląc o robieniu takich problemów ich gospodarzowi. Powiodła spojrzeniem w ślad za wzrokiem mężczyzny. - Jednak nie jest to taka całkiem zwyczajna karczma, prawda? Mijaliśmy po drodze inną gospodę, pełną roześmianych i głośnych łowców Oni, opowiadających o swoich polowaniach. Ale tutaj nie słyszę żadnych zabaw ani śpiewów. Jest przyjemnie spokojnie.
Błękitnym rękawem kimona zasłoniła swe wargi, rozchylające się nieśmiało w jednym z jej wielu wyćwiczonych uśmiechów. - Masz bardzo uważną służbę, która nie wpuszcza do środka każdego wędrowca, ne Satoichi-sama? Niewiele brakowało, a i ja zostałabym zawrócona u Twych bram.

- Tak. Dbają o dyskrecję i ciszę mojego domu - przyznał mężczyzna.- Czasami nadgorliwie, ale… czasy mamy niespokojne. Niemniej nie popełnią tego błędu ponownie, a i musisz przyznać, że…- wskazał na milczącego Sofuna.- … jego postać nie budzi zaufania, niestety.

- Ma budzić strach - wtrąciła mimochodem Sakusei i osłonięty zbroją tsuchigumo skinął głową na potwierdzenie.

Satoichi uśmiechnął się, dodając.- To akurat mu się z pewnością udaje.

- Hai, choć w co poniektórych budzi więcej zainteresowania niż strachu
- dopowiedziała ukryta za maską Leiko. Miała wiele powodów, aby cenić sobie własną prywatność oraz możliwość zwinnego przemykania pośród uliczek miasta. Nowa rola powinna to ułatwić, towarzystwo Sofuna… już niekoniecznie.

- Jak bardzo… niespokojne są te czasy? - zadała kolejne pytanie ich gospodarzowi. - Czy kobieta może wybrać się na samotną przechadzkę po Miyaushiro bez obaw o to, że przyciągnie ku sobie nieodpowiednie spojrzenia?

- Nie polecałbym takich samotnych wypraw, acz trzymając się uliczek blisko pałacu daimyo możesz czuć się bezpiecznie
- przyznał Satoichi oceniając sytuację. - Lepiej unikać dzielnic znajdujących się blisko murów. miasta Dużo tam zdesperowanych biedaków.

- Zdesperowanych?
- powtórzyła Mizuki z niewinnym zaskoczeniem. W uroczo dziewczęcym geście dotknęła opuszkami palców swych lekko rozchylonych ust. - Czyżby… to nie był odpowiedni moment na odwiedziny w mieście? Co takiego się wydarzyło, że nadeszły te niespokojne czasy?

- Nie znam szczegółów. Jakiś rytuał w miejscu zwanym Shimodą nie zadziałał tak jak powinien. I wiele Oni rozproszyło się po górach i dolinach wywołując popłoch w wioskach. Ściągnęli wpierw Oni z kilku sąsiadujących z nami prowincji i potem nie udało im się ich pozbyć
- odparł Satoichi po namyśle i spojrzał na Pajęczycę. - Może ty wiesz trochę więcej na ten temat Sakusei-san?

Ta jednak zachowała wymowne milczenie.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem