Bandyta trzymający policjanta na muszce runął jak rażony gromem w chmurze krwi i odłamków kości.
Wystrzał z obrzyna trafił w blachy Pulsara. Niemal jednocześnie rozległ się huk Blackhawka Francisa i przeciwnik na dachu zwalił się na podłoże, nie zdążywszy nawet krzyknąć. Jego lewa noga zmieniła się w mielonkę.
Z wnętrza dobiegały błagalne kobiece krzyki i nagle urwane strzałami, męskie polecenia.
Przestępcy byli chyba zaskoczeni, nie wykonali żadnego ruchu.
Odczołgujący się policjant krzyknął:
-Jeszcze trzech! Mają zakładników! |