Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2024, 09:30   #37
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Odjazd. Nie mieli co do tego wątpliwości. Chwilę zajęło nim udało się odnaleźć kota Lidii. W sumie znalazł się sam, choć jego pojawienie się pobudziło ich ponownie. Kudłata bestia, która wychynęła z lasu i rzuciła się, zdawało by się do krtani dziewczyny, sprawiła że Adelard już napinał łuk do strzału i powstrzymał się w ostatniej chwili. Pan Fryderyk gromkim pomrukiem obwieścił jednak, że dobrze mu tu gdzie jest i pomysły z warczącymi i ujadającymi przygodami uważa za nieco chybione. Nie on jeden zapewne. Po sprawdzeniu zaprzęgu i poprawieniu wodzów na których szły zwierzęta Margo wskoczył na kozła i zaciął lejcami zmęczone zwierzęta. Adelard, wciąż w napięciu, obserwował go skrycie nie rozstając się z łukiem. Lidia tonęła w mruczącej miłości a reszta rozlokowała się w wozie. Nikt jakoś nie brał się za komentowanie ostatnich wydarzeń.

Pierwszy po dłuższym czasie, widać musiał przemyśleć to i owo, odezwał się Margo.

-Myślę, że chyba lepiej będzie zachować dla siebie to co nas tu spotkało na szlaku. W Owingen jest posterunek Strażników Dróg. Jak tam zajedziemy i zaczniemy opowiadać o napadzie mogą paść pytania co po nocy robiliśmy na szlaku a nie widzi mi się opowiadać o naszym nieudanym występie. - powiedział wyraźnie dając do zrozumienia pozostałym co sądzi o ewentualnych plotkach, których mogli by się stać przyczyną.

-Ludzie powinni wiedzieć, że na szlaku ktoś się zasadził. W kaplicy prosić o błogosławieństwo nam trzeba, grzechów odpuszczenie. - Ricardo czuł, że ktoś powinien się dowiedzieć. Ufał kapłanom i wierzył, że ich modlitwa może odmienić zły los, który najwyraźniej upodobał sobie ostatnio trupę.

-Może i ktoś powinien o tym poinformować kapłanów, straż a nawet pana na Owingen i okolicznych włościach, ale nie my. - Margo splunął na drogę kręcąc głową. - Co im powiemy? Że napadnięto nas nocą? To spytają czego się po nocy po trakcie wałęsamy? Skąd nam droga? Po nitce do kłębka i wnet będziem musieli przyznać, żeśmy chłopa ubili i zaraz się ktoś o pogłówne upomni. I żeby tylko o to!

-Ale ludzie muszą wiedzieć…

-Może i muszą, ale ja nie zamierzam odpowiadać na te pytania! Dobrze wam radzę, lepiej trzymać gęby zamknięte. Każde słowo wzbudzi pytania a te kolejne słowa. Ani się obejrzymy jak będziemy wszyscy śpiewać i tłumaczyć się z wszystkiego…


-To może ustalmy jakąś wersję, której będziemy się trzymali?

Tak zrobili…


***



Owingen nie przywitało ich o świcie zamkniętymi bramami. Z tej prostej przyczyny, że Owingen jako takie bram wcale nie miało. Okolone polnymi pagórkami i lasem miasteczko przycupnęło na brzegu Eising, rzeczki która wypływała bodaj z samych sztolni krasnoludzkiej Khazid Grimaz. Kryte gontem dachy kilkudziesięciu murowanych chat wyraźnie wskazywały na to, że nie należy ono do biednych, ale mur jeszcze nie powstał, więc i bramy nie było w czym stawiać. Gdzieniegdzie płot grodził wejście na teren miasteczka, ale bardziej był on ogrodzeniem okalających go pastwisk niźli strażnicą dobytku. Nad wszystkim górowała kamienna wieża rycerska i przybudowany do niej kościółek, centrum administracyjne miasta. Sporadyczne słomiane chaty położone były z dala od „centrum”, które przylegało do przyszłego rynku. Dziś ogrodzone zagrodą było zastawione rozłożone stoły i ławy na brzegu zaś przycupnęło kilka kolorowych wozów.

-Tfu! Diable nasienie! Strigany, kurwy nie myte! - zaklął siarczyście Margo na widok kolorowej zbieraniny czterech zaprzęgów.

Nazwa ta nie była im obca. Nie miała prawa być obca dla kogokolwiek, kto wiązał się z trupą o cyrkowej konotacji. Banda złodziei, oszustów i dziewek wyłudzających ostatni grosz za wizję pokazania przyszłości poprzez wróżbę z dłoni, kart a czasem i wnętrzności ofiarowanych zwierząt. Połowa się kurwiła, druga połowa kradła a wszystko to w ramach rodziny, którą otaczała sfora psów i dzieciaków tak brudnych, że nie do odróżnienia od zwierząt. I też kradnących. Od małego swołocz rosła na złodzieja. Ale jedno trzeba było im przyznać, na cyrkowych sztuczkach znali się jak mało kto.

-Co robimy szefie? - Jarl czuł się w obowiązku. Może przez to, że odespał i wstał rześki, jak to w zwykle po dobrej bitce. A tamta na szlaku z całą pewnością była dobra, przeżył.

-Rozejrzymy się. W końcu jesteśmy legalną trupą cyrkową, mam glejt! - warknął zły na konkurencję Margo i ponaglił zmęczone zwierzęta do ostatniego wysiłku. Było to zbędne, czuły że w końcu nadchodzi zasłużony odpoczynek.

Miasteczko było małe, ale raczej z tych schludnych. Kaczki nie kąpały się w błotnych kałużach na drodze a w swoich zagrodach. W bajorkach. Kury łaziły wszędzie nie gonione przez liczne burki, które obszczekiwały przybyłą trupę zza płotów. Dwa wyjątkowo natrętne posuwały się za wozem trzymając się z dala od zaprzęgu i bata Margo, który od razu dał im go posmakować. Kilka obsmarkanych szczylów szło krok w krok za trupą jadącą na rynek. Mijali zadbane gospodarstwa odkłaniając się wieśniakom ściągającym na ich widok kapelusze i pozdrawiającym ich dobrym słowem. Dosyć szybko udało im się dotrzeć na rynek zastawiony pustymi póki co ławami. Gotowymi na planowane zrękowiny o których wspominał Margo. Rycerska wieża i przylegająca doń kaplica bieliły się kamieniem granitu, widać niedawno pobudowana. Kilku żołdaków stało przy żelaznych wrotach wiodących na dziedziniec podpierając halabardy i ospale pełniąc służbę. Przylegająca do rynku oberża ziała pustką, choć z jej komina snuł się już dym a wrota były zachęcająco rozwarte.


Na uboczu stała ustawiona w krąg kolumna pięciu wozów o jaskrawych, kolorowych, poszytych z różnych kawałków płótna burtach i dachach, posklecanych też i z desek równie pstrokatych. W środku kręgu kopciły trzy ogniska na których grzały się gary. Przy ogniu i przy wozach krzątało się kilka bab. Ciemnych, kolorowych, otoczonych chmarą obsmarkanych, bosych dzieciaków. Kilku starszych siedziało przy jednym z wozów dyskutując o czymś zajadle. Wszystkiemu przyglądała się armia kotów siedzących na żerdziach, zdawało by się że wszystkich przedstawicieli gatunku w osadzie.


-Dobra, tu się zatrzymamy. Rozprzężcie wozy i rozejrzyjcie się po osadzie, tylko niech dwójka cały czas pilnuje dobytku, bo nas te kurwie syny rozkradną. I pamiętajcie jakeśmy się zmówili! Ja pójdę na zamek zaoferować nasze usługi panu. - Margo wydał proste polecenia i wnet po zatrzymaniu wozu po drugiej stronie rynku, z dala od Stryganów, ruszył ku żołdakom stojącym na warcie. Po kilku słowach zamienionych z nimi zniknął wpuszczony na dziedziniec przez małe, uchylone dlań wrota.


***

Proszę o 5k100
.
 
__________________
Bielon "Bielon" Bielon
Bielon jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem