Reszta nocy upłynęła cyrkowcom, na całe szczęście, spokojnie- przynajmniej jeżeli spokojną można nazwać noc spędzoną w drodze. Kiedy Margo przedstawił swój plan na najbliższe przedpołudnie, Lidia pokiwała głową przytakując. Bardzo rzadko kwestionowała jego słowa, a polecenia starała się zazwyczaj wypełniać co do joty.
Widząc, że Ricardo i Adelard zgłosili się do pełnienia warty, podeszła do Erika i pociągnęła go delikatnie za koszulę, by zwrócić jego uwagę. Czekała z tym jednak do momentu, aż Margo się nie oddali. Zazwyczaj unikała rozglądania się po miastach w samotności. Podobnie było i tym razem. Coś chodziło jej po głowie, a gadulstwo chłopaka mogło tym razem okazać się bardzo przydatne.
-
Erik, może powinniśmy popytać miejscowych, co tu się dzieje? - Choć użyła liczby mnogiej, bardziej liczyła, że to głównie siwowłosy będzie ciągnął ludzi za język -
Na pewno jest tu gdzieś jakaś gospoda. Może któryś będzie coś wiedział o tych świecących psach i jeźdźcu? - Ściszyła głos prawie do szeptu -
tylko... tylko nie mów ludziom o tym, że nas zaatakowały. Margo byłby zły. Mogliśmy po prostu od kogoś o nich usłyszeć po drodze. Hm?