Centrum Sieperting następnego dnia w południe
Zaprzęg z Trogen powrócił krótko po brzasku, w miejscu użyczonych sąsiadom zapasów wioząc kilku posępnych wieśniaków z bitnymi drwalami na czele. Zawzięci i niespokojni, chłopi z miejsca pojaśnieli na gębach słysząc, że zgroza wisząca nad okolicą została unicestwiona i światło łaski Sigmara opromieniło na powrót nieszczęsną wioskę. Uwolnieni od perspektywy walki z potworami, przybysze z Trogen zaczęli zatem obchodzić Sieperting szacując spojrzeniami porzucone gospodarstwa i co niektóre wdowy i na głos rozważając pomysł przeniesienia się na znacznie żyźniejsze ziemie za miedzą.
Manfred Acker przyglądał się ich obchodom z wysokości kozła wozu, gotów do drogi do Trogen. Zawinięty w nieco cuchnący barani kożuch, zerkał co jakiś czas z zadowoleniem na starannie wyczyszczoną zbroję leżącą na workach za swoimi plecami. Złożony z tych części, które nie zostały uszkodzone podczas ubijania żołdaków, pancerz stał się najcenniejszym łupem, jaki akolita zdobył w całym swoim dotychczasowym życiu. Leżący obok miecz spoczywał niczym brat obok młota, zeznając zasłużonego odpoczynku po heroicznej bitwie ze złem.
-
Jeśliś gotów do drogi, możemy ruszać - powiedział Manfred odwracając głowę w stronę woźnicy z Trogen -
Chcę się rozmówić z waszym wójtem, nim pojadę dalej do Bechafen, tedy nie ma co marnować czasu.
Po raz ostatni obrzuciwszy wzrokiem Sieperting, Acker nakreślił w powietrzu znak Młotodzierżcy, lecz w kącikach jego oczu zagnieździł się cień, który uparcie nie chciał przeminąć. Ciężar ukrytego w tubie pergaminu, zawiniętego w czyste lniane płótno i włożonego do podróżnej sakwy Manfreda, wydawał się młodemu słudze świątyni odlanym z czystego żelaza, a nie wykonanym z papierowej miazgi. Zapisane w liście słowa kryły w sobie złowieszczą zapowiedź tego, co Święta Inkwizycja miała uczynić z tym miejscem po wizycie Ackera w siedzibie łowców czarownic w Bechafen - a Manfred nie miał żadnych wątpliwości w kwestii obowiązku jaki nad nim ciążył.
Musiał powiadomić o wszystkim kapłanów, a później Święte Oficjum, niezwłocznie i bez zatajania jakichkolwiek szczegółów opowiadając im o wszystkim, co wydarzyło się w tej wiosce, że śmiecia zbrojnych w służbie Inkwizycji włącznie.
To dlatego na jego twarzy gościł cień, który uparcie nie chciał jej opuścić.
KONIEC