Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2007, 21:24   #64
Grey
 
Reputacja: 1 Grey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodzeGrey jest na bardzo dobrej drodze
Schodząc klatką Grom rozglądał się nerwowo wokół, ale nic co zobaczył, nie natchnęło go, jak rozwiązać problem. A problemem był Junak. Cholernie niewygodnie się szło z nim uwieszonym na barku, stękającym i mamroczącym coś bez sensu. Co gorsze, przy każdym większym ruchu jęczał mimowolnie, więc z każdym krokiem Rudzielec czuł się bardziej winny i miał coraz mniejszą ochotę zabierać ciężko rannego ze szpitala. Kto wie, może go nie zastrzelą...

Żadnych ławek, żadnych kocy, żadnych mocnych prześcieradeł, pozostawionych luf od przegrzanych kaemów, urwanych prętów, drzwiczek od szafy. NIC!
Wszystko zostało ogołocone, przez tych, którzy wycofali się pierwsi. Oni mogli zabrać swoich przyjaciół na noszach, choćby improwizowanych. A Ci, czyli MY którzy osłanialiśmy tyłki reszcie NIE!

Złość narastała w Gromie. Nie mógł się podzielić z kolegami swoimi myślami, bo przecież nie powie rannemu, że nie ma ochoty go tak dalej nieść. Nie miałby serca. Odwagi...
Więc zamknięty w swoich własnych myślach stawał się coraz bardziej agresywny i zły. W końcu dotarli, och jak długo to trwało, do drzwi głównych prowadzących na ulicę Długą. Grom przytrzymał zakrwawionego Junaka, gdy Jastrząb wyjrzał na zewnątrz. Znak, że wszystko ok. Ruszamy.

Trudno im było przejść przez drzwi. Gramolili się tam niemal minutę. Włosy na karku Groma zjeżyły się. Gdzieś tam teraz celował w nich Szwab. Pieknie wyglądali na muszce Kara. Tacy niemal nie ruchomi. Trzy cele takim małym kosztem. Teraz celuje w głowę Groma. Raz, dwa... mam Cie ptaszku.

Ale już szli drogą, a raczej rumowiskiem, wzdłuż ścian, które kiedyś ktoś nazwał ulicą. Teraz pewnie zmieniłby zdanie. Co chwila mijali jakieś zwały cegieł, albo reszki dachów. Czasami musieli wspinać się na stworzone przez artylerie 'skałki'. Wtedy zazwyczaj Junak wchodził na górę, zostawiając na chwilę cały ciężar na barkach Groma i zapierał się i wciągał Junaka. Później ostrożnie na dół.

Po stu metrach Rudzielec przestał zważać na syki i jęki rannego. Było mu wszystko jedno. Omijali, wchodzi, schodzili, znów. Zmieniali się stronami i znów. I znów. I znów. Dwieście metrów za nimi. Pewnie ze sto przed.

Wokół nic nie było widać. NIC. Dym spowił niemal całą tą część Warszawy. Z przodu dochodziły odgłosy wybuchów artyleryjskich. Jakiś dom osunął się nie mogąc utrzymać ciężaru. Potworne uderzenie. Pył z zawalenia pędzący pomiędzy resztkami ścian dotarł aż do nich i zasnuł na chwilę szarą mgłą, która kuła w oczy i opadała na usta i język.

- Daleko jeszcze? - westchnął Grom, już mocno wymęczony tym powolnym PRZESUWANIEM Junaka.
- Jeszcze trochę. Już... - Tu Jastrząb nie mógł mówić, bo wciągał kolegę na kolejną 'skałkę' - ... tylko kawałek.
 

Ostatnio edytowane przez Grey : 28-09-2007 o 21:42.
Grey jest offline