Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2024, 13:10   #173
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 39 - 2521.05.04; bkt; popołudnie

Miejsce: pd-zach Ostland; Las Cieni; droga Speck - Wendorf; leśna droga
Czas: 2521.05.04; Angestag; południe - popołudnie
Warunki: - ; na zewnątrz: półmrok, zachmurzenie, łag.wiatr; ziąb (0)



Duivel



Duivel ze swoją trójką zwiadowców mieli czas strzelić raz czy dwa. A przy tak krótkiej odległości, te ogary jakie wcześniej dojrzeli za przygotowaną zasieką już pędziły na nich. Błyskawicznie pokonały odległość i do łuczników dotarało, że już na strzelanie nie ma czasu ani miejsca. Trzeba albo walczyć albo uciekać. Zacheceni okrzykiem elfa odrzucili swoje łuki i dobyli oręża. Przyjęli na siebie szarzę z pół tuzina rozpędzonych ogarów. Te wbiły się w nich z impetu i miały przewagę liczebną. Wśród korzeni i pni drzew, krzaków i mizernej trawy rozgorzała chaotyczna walka. Za mało ich było aby utworzyć jakiś jednolity front zwłaszcza przy przeważającym liczebnie przeciwniku. Więc tak naprawdę każdy ze zwiadowców musiał radzić sobie sam. Ale to na Tomasa i Jurgena spadła główna furia tego ataku. Duet elfów mógł wykorzystać to i walczyć z tymi ogarami co już nie znalazły miejsca wokół tych dwóch ludzi więc było im łatwiej.

Z początku szło im całkiem dobrze. Odparli pierwszy impet ataku i zaczęła się regularna wymiana ciosów pomiędzy stalą a zaślinionymi szczękami, między wyszkoleniem szermierczym a pierwotnym instynktem zabijania. Problem był w tym, że wszyscy w ich zwiadowczej czwórce raczej byli strzelcami niż szermierzami. Początkowo żadna ze stron nie mogła uzyskać przewagi. Ani czworonogi nie dały rady wyrwać komuś ochłap krwawego mięsa ani dwunogi nie mogły trafić w te ruchliwe, kudłate cielska. Nie trwało to jednak długo. Któryś z mężczyzn krzyknął boleśnie gdy w końcu osaczony przez ogary uległ natłokowi ich ciosów. Zaraz potem krzyknęła Lindara. Chociaż ogarze szczęki tylko ją drasnęły w nogę. Za to Duivielowi udało się chociaż raz trafić kudłatego przeciwnika. Wspólnym wysiłkiem udało im się powalić tego postrzelonego wcześniej strzałą. Ale to nie był koniec walki.

Ta okazała się być bardzo wyrównana. Padł kolejny ogar a kolejny został tak ciężko ranny, że stracił ochotę do walki. Odwrócił się i dał dyla w leśny gąszcz. Jednak i dwunodzy ponosili straty. Jeden z myśliwych padł, drugi był poważnie ranny, kuzynka Duivela też oberwała po raz kolejny. A wciąż przeciwko sobie mieli jeszcze z połowę bojowych ogarów. Wkrótce padł drugi od Kolesnikowa. Duet elfów został sam zmagając się z trójką ogarów. Walka wciąż wydawała się wyrównana i wydawało się, że lada chwila jedna ze stron przeważy szalę na swoją korzyść. Ten przełom jednak nie nadchodził. Dopiero jakieś zamieszanie od strony drogi i drugiej flanki sprawiło, że trzy ostatnie ogary odskoczyły o krok aby się rozejrzeć czy posłuchać. I zaraz potem dały dyla w las. Lindara odetchnęła ciężko z ulgą i bez skrupułów oparła się wolną dłonią o pień najbliższego drzewa. Widać było, że ma zakrwawione i poszarpane ubranie więc musiała mocno oberwać.



Stefan i Tobias



Z początku wyglądało, że żadnej ze stron jej pierwotny zamiar nie wyszedł ale też udało się nieco zaskoczyć tą drugą. Ungory jacy wybiegli zza zasieki runęli wprost na nasłuchujących zwiadowców Tobiasa. Dostali od nich strzały ale te nie uczyniły im widocznej krzywdy. Za to w międzyczasie już biegli tak aby ich odciąć od drogi i reszty imperialnych oddziałów. Ale gdy w sukurs łucznikom nadbiegła trójka włóczników Stefana posłana tam w dodatku przez jego imiennika i wsparta jeszcze trzema własnymi psami to w ostatniej chwili zmieniło to kalkulacje kopytnych. Zamiast uderzyć na osamotnionych strzelców pobiegli prosto ku nadbiegającym włócznikom. Obie grupy starły się ze sobą frontalnie. Ale prawie jednocześnie Tobias zdecydował się odrzucić łuki i zaatakować plecy ungorów jacy właśnie zwarli się z grupą Jeagera. Tyle, że znów kopytni wykorzystali swoją przewagę liczebną i zamiast nią oflankować grupę Stefana wystawili dwóch swoich w roli tylnej straży. Właśnie na nich wbiegł Tobias, Karl i Johan. W efekcie jedna z grup rogaczy została wzięta w kleszcze między ludźmi Stefana i Tobiasa. Ale nie na tyle aby którejś pokazać plecy. A tuż obok trójka myśliwskich psów zmagała się z podobną grupą ungorskich tarczowników. Gdzieś na pograniczu postrzegania słychać było okrzyki myśliwych i ungorskich strzelców ale byli zbyt zajęci bezpośrednią walką aby rejestrować co tam się dzieje.

Dla Stefana walka była dość prosta. Szybko zorientował się, że przewyższa swojego dzikiego przeciwnika technicznie. I po mistrzowsku wykorzystuje swoją tarczę. A i miał przewagę zasięgu włóczni przeciwko toporowi. W pojedynku zapewne by z nim wygrał. Ale to nie był pojedynek. Walczyli w grupie przeciwko wrogiej grupie. A w grupie to poziom był już bardziej wyrównany. Tamci też mieli tarcze tak samo jak ostlandcy włócznicy. Zaś dla obu Wieslerów to już nie była taka łatwizna jak dla ich lidera. Stefan co jakiś czas trafiał swojego przeciwnika ale nie na tyle mocno aby go to wyłączyło z walki. Dobrze, że Tobias ze swoimi ludźmi wziął dwóch czy trzech dodatkowych zwierzoludzi na siebie bo inaczej mogliby ich oflankować dzięki przewadze liczebnej. Podobnie z drugiej strony Azur z dwoma psami myśliwych pełnił podobną rolę blokując ich flankę przed drugą grupą ungorów.

Jeden z Wieslerów oberwał. A potem znowu. Wciąż jednak trzymał swoją pozycję. W zamian udało im się usiec jednego a potem drugiego ungorskiego tarczownika. Został jeden przeciwko im trzem. No i tych dwóch co byli za nim, plecami do włóczników ale frontem do strzelców. Tyle, że aby się do nich dostać trzeba było powalić tego jednego. A ten się nie dawał. Twardo bronił się pomimo zalewu ciosów. Gdzieś obok co jakiś czas słychać było skomlenie ale nie było czasu się tam oglądać.

W pewnym momencie ich psy pękły. Było tylko widać kątem oka jak śmignął gdzieś w bok czworonożny kształt skomląc z boleści albo strachu. A to wykorzystała czwórka tarczowników drugiego stada jaka runęła na flankę Stefana i Wieslerów już czując zwycięstwo w powietrzu. Poszarpana bronią dzikich trójka włóczników zachwiała się pod tym naporem. Wróg zdobył nad nimi przewagę liczebną i zaatakował ich z flanki. Ci jednak mu się dalej odgryzali. Któryś z Wieslerów znów oberwał. Wydawało się, że zaraz ich zmiotą. Gdy niespodziewanie czterech ungorów zamiast ich dobić zawyło coś ze strachu, odwróciło się i zaczęło uciekać w głąb lasu. Stefan z Wieslerami znów mieli przeciwko sobie tego jednego, już mocno zranionego ungora z jakim walczyli od początu. Ten wzięty w kleszcze między nich a zwiadowców Tobiasa nie mógł pójść w ślady swoich dzikich pobraytmców i musiał walczyć do końca. Gdzieś za sobą Stefan usłyszał tętet kopyt o nowe, ludzkie okrzyki. Zaraz potem przejechało za nim paru jeźdźców ścigając uciekającą czwórkę ungorów. Wreszcie ten ostatni ungor padł pod ich ciosami. Przez chwilę widzieli jeszcze plecy tego co walczył z Tobiasem ale i ten został przeszyty ich ostrzami. Jak się rozejrzeli widzieli pobojowisko. Kilka nieruchomych ciał ungorów, dwa psy, jeden z Wieslerów. Plecy konnych łocwóc czarownic jacy podzielili się na dwie grupki i każda ścigała zmykających napastników.

Tobias też to widział. Obok niego stał jeden z jego towarzyszy. Drugi leżał ze dwa kroki dalej i nie było wiadomo czy jeszcze dycha. Rzucili się we trzech na plecy tych z jakimi starła się grupka Stefana. Ale ci w ostatniej chwili zasłonili swoje plecy dwoma tarczownikami. A te tarcze to jednak stanowiły dla nacierających całkiem skuteczną przeszkodę. I Tobias i jego dwaj koledzy mieli tylko swoje topory i miecze więc wiele z ich ciosów trafiało w te tarcze. Za to ungory potrafiły się całkiem skutecznie odgryźć. Sam Tobias z początku to poczuł na własnej skórze. Ledwo sieknął przeciwnika a jego broń przeszyła powietrze. Spudłował. Za to ungor chlasnął go na odlew w rękaw. Zabolało! Ale w walce to nie była poważna rana. Chwilę potem znów wydawało mu się, że sięgnie leśnego rogacza gdy sytuacja powtórzyła się. Tylko tym razem maczuga tamtego otarła się o jego wzmocniony kubrak zostawiając na nim rysy ale na szczęście nie przebijając go. Któryś z myśliwych padł w tym zwarciu więc zrobiło się dwóch na dwóch. Ale łucznicy nie mieli tarcz co dawało dzikusom przewagę. Bo Tobias czuł, że poziom mają dość wyrównany tylko wiele z ich ataków trafiało właśnie na te tarcze. A sami nie mieli się czym zasłonić. Więc wkrótce i drugi z myśliwych krzyknął boleśnie gdy oberwał od swojego przeciwnika.

W pewnym momencie zrobiło się groźnie. Ich psy albo padły albo zwiały a czwórka przeciwników jakich dotąd blokowały zwaliła się na walczącą trójkę Stefana. Wydawało się, że to przełom i to nie na korzyść imperialnych. Ale za tym wszystkim Tobias dojrzał pędzącą drogą kawalerię. To ci łowcy czarownic! Rogacze też musieli ich dostrzec bo ci co mieli już domknąć okrążenie nagle dali dyla. I znów szanse się wyrównały. Zaraz potem trójka jeźdźców przejechała o parę kroków za plecami walczących włóczników ścigając uciekających tarczowników. Druga trójka pojechała w bok, szarżując na wciąż strzelających ungorskich łuczników. Ci nie mieli ochoty na takie starcie więc też dali dyla. Zaś obie grupki piechociarzy zdołały dorżnąć resztki otoczonych tarczowników. Tobias przebił ostatniego mieczem i nagle okazało się, że kilka kroków przed sobą widzi równie zdyszanych, brudnych i zakrwawionych włóczników.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem