- Ten Khajit przez grzeczność zostawił kilka blaszaków innym, lecz podołałby sam wszystkim! - oznajmił cętkowany drapieżca opryskując twarz Nazza kropelkami gorącej śliny.
- Nie wątpię - Nazz chciał się zezłościć, lecz widok zadowolonego z siebie Sierściucha sprawił mu niewątpliwą i niewytłumaczalną radość. - Śmiem nawet przypuszczać, że specjalnie je sprowokowałeś do walki i nie wyrzuciłeś na czas ptasiego truchła.
Miał zgrzytnąć zębami lecz miast tego uśmiechnął się szeroko.
Spojrzał za plecy Ogoniastego gdzie dostrzegł Dzikusów i Orsimerskich braci, lecz ani śladu czarowników.
- Lada chwila się ogarną - wydyszał jeden z orków wyrastając pośród łoskotu pancerza u boku Redgarda - Co teraz uczynimy? Staniemy w obronnym okręgu czy biegniemy na drugą stronę?
- Co wam tyle zajęło? Gdzie Blady i Wężousta? - spytał. - Zginęli w starciu?
Czarowniczki mu żal nie było. Blady natomiast był inny. Prostszy. Bliższy.
Widok, który ujrzał z mostu, wlewająca się do wnętrza Bhtzarku tłuszcza, przez główne wrota zjeżyły mu włosy na głowie.
- Jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwość co do uczciwości elfiego czarownika - wskazał palcem w dół, - i tego jaką nam tutaj przyszło odegrać rolę, to teraz powinien się utwierdzić w przekonaniu, że jesteśmy tylko robakami rzuconymi na przynętę. A Wężousta zapewne przyklepała nasz los z Neramo. Jeśli chcemy z tego głowy cało wynieść nie pozostało nam nic innego niż iść dalej, bo odwrotu nie mamy.