Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2024, 06:35   #3
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Verryn przeżuł suchy kawałek mięsa czując jak chrupie mu między zębami.
-Szlag by trafił sukinkota…- syknął mężczyzna -oby się tylko nie pomylił…- zaczął kolejne zdanie gdy Verryn nagle usłyszał charakterystyczne brzdęknięcie zwalnianej cięciwy a sekundę później żałosne charczenie postrzelonego w pierś mężczyzny. Człek złapał się za drzewiec pocisku jakby liczył na to, że uda mu się go po prostu wyjąć ze swojego ciała, lecz zdołał tylko posłać Verrynowi pełne żalu spojrzenie, po czym osunął się między skrzynie.
-Alarm!- krzyknął ktoś w mroku podrywając do gotowości większość członków karawany i wtedy zaczął się prawdziwy grad strzał. Pociski świszczały jeden za drugim. Jedne płonąc inne nie. Jedne trafiały w wozy, inne w konie a jeszcze inne w członków wyprawy. Krzyki rannych szybko zaczęły mieszać się z końskim rżeniem oraz bojowymi okrzykami agresorów. Verryn słyszał kilka razy te charakterystyczne dźwięki. Gobliny z łatwością skryły się w mroku i niepostrzeżenie podeszły niemal pod sam obóz.
-Do broni!- krzyczał ktoś w pobliżu magika. Tuż obok jeden z krasnoludów odmawiał modlitwę do Wszechojca trzymając przed twarzą głowicę młota jakby koncentrował się na naładowaniu jej boską mocą. Gdzieniegdzie robiło się jaśniej od stających w płomieniach wozów.
Braki w oświetleniu zwykle Verrynowi nie przeszkadzały, ale jak większość rozumnych istot uważał, że w blasku dnia lepiej widać wrogów i zdecydowanie łatwiej w nich trafić. Światła bijącego od płonących wozów nijak się miało do światła słonecznego, ale pole bitwy nieco się rozjaśniło. Problem jednak polegał na tym, iż częściej w tymże świetle widać było obrońców, niż napastników.
Verryn padł na ziemię i wsunął się pod wóz, a potem przeczołgał się pod wozem, chcąc wypatrzyć nadciągających od skraju lasu napastników.

Wrzeszczące gobliny były celem dość trudnym do wypatrzenia w półmroku nocy, nawet dla kogoś z wyczulonym zmysłem wzroku jak Verryn. Czarownika nie dziwił również fakt, że pokurcze nie kwapiły się do zbrojnej potyczki przeciw grupie najemników wspieranych przez krasnoludy.
-Chodźcie śmiało kurwie syny!- krzyczał jeden z brodaczy, lecz przypadkowa strzała trafiła go w udo jeszcze bardziej rozwścieczając. Verryn usłyszał niepokojące dźwięki, trzaskających gałęzi i szumu liści. Coś dużego zbliżało się w ich kierunku. Potężny ryk rozniósł się echem potwierdzając obawy czarownika. Troll, który niósł na plecach prowizoryczną konstrukcję, z której trzy gobliny szyły na oślep pociskami. Verryn zauważył, że ten widok nieco podłamał co poniektórych najemników, lecz krasnoludy stanęły na wysokości zadania
-Za Moradina! Za młot Wszechojca!- krzyknął jeden, napełniając serca karatów odwagą i cały oddział ruszył do boju ciągnąć za sobą większą część pozostałych, którzy się wahali, w tym Viniciusa.
Jakim cudem gobliny zdołały zdobyć takiego sojusznika, tego Verryn nie wiedział, ale wiedział co innego - jeśli troll dotrze do obozowiska, to może się to źle skończyć. Lepiej więc było spróbować go powstrzymać, najlepiej za pomocą jakiegoś solidnego zaklęcia. Trolle zwykle nie lubiły ognia, ale każdy wiedział, że las również ognia nie lubi. Na szczęście nie samym ogniem żyli zaklinacze, a przynajmniej ten, który w tym momencie wyczołgiwał się spod wozu.
Zaklinacz przyklęknął, a potem rzucił w stronę trolla i siedzących na nim goblinów poleciała kula kwasu. Miała wylądować w takim miejscu, by swym zasięgiem objąć przeciwników, a równocześnie nie tknąć sojuszników.
Obrana przez czarokletę strategia okazała się niezwykle skuteczna. Kwasowa sfera trafiła w cel chlapiąc dookoła. Kilku krasnoludów musiało ratować się desperackim skokiem w bok, a kilku nie zdążyło przez co poniektóre elementy ich pancerzy pod wpływem żółtawych kropli zaczęło skwierczeć i syczeć.

Najważniejsze jednak w tym wszystkim było to, że większość kwasu pokryła pierś trolla wprawiając go w straszliwy szał. Stwór zaczął stracił nad sobą panowanie, miotał się szaleńczo próbując załagodzić ból piersi, czym niemal rozwalił drewnianą konstrukcję, która niósł na plecach.
-Teraz! Do boju!- krzyknął ktoś i spora grupa najmitów ruszyła na bestię. Verryn z satysfakcją przyglądał się efektom swojego zaklęcia, gdyż przyniosło ono całkiem owocny skutek.
Chwilę triumfu przerwał kąsający ból w udzie. Półelf rzucił badawcze spojrzenie w stronę nogi i dostrzegł goblińską strzałę zatopioną w mięsień dwugłowy uda. Zaklinacz syknął z bólu, choć było to nic w porównaniu do bólu, który czuł po tym jak się przebudził pokiereszowanego w rybackiej chacie kilka tygodni temu.
Mężczyzna rozejrzał się za swoim oprawcom. Goblin, który go trafił stał mniej niż dziesięć metrów od Verryna, nawet nie próbując się ukryć, czy uciec. Zaklinacz chciał wymierzyć mu karę jednym ze swoich zaklęć, lecz nagle poczuł jak zimny pot zalewa mu plecy. Sekundę później poczuł jak drętwieją mu palce u dłoni i jasne stało się że pocisk był zatruty. Półelf spojrzał w kierunku kompanów ale wszyscy skupiali się na trollu i jego ziomkach. O ironio Verryn są do tego po części doprowadził. Nagle poczuł zalewające go falę ciepła i ostry atak nudności. Najpierw zwymiotował a następnie runął na ziemię tuż obok rzygowin.
Kiedy odzyskał świadomość widział przesuwające się gałęzie drzew nad nim. Chwilę zajęło mu nim zrozumiał że ktoś go po prostu ciągnie po ziemi i stąd ta dziwaczna perspektywa. Próbował podnieść głowę, lub poruszyć się ale nie miał żadnej kontroli nad swoim ciałem. Zakręciło mu się w głowie.
Gdy odzyskał przytomność, pierwsze co poczuł był smród. Straszliwa mieszanina odchodów, potu, zgniłego mięsa i cholera wie co jeszcze. Był przemarznięty i drżał, a do tego miał potworną suchość w ustach. Miejsce, w którym przebywał było jakiegoś rodzaju lochem: mała jama odgrodzona od większej drewnianą ścianą zbitą z desek. W środku panowała ciemność i tylko jego elfi wzrok pozwolił mu mimo wszystko zachować jakąś orientację.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem