Matylda patrząc na nieznajomego mężczyznę omal nie padła zemdlona na pokład, ale jego silne ramiona podtrzymały ją i nie pozwoliły na upadek.
- Moi bracia są szczęśliwi? - powtórzyła za nim aby upewnić się, że dobrze usłyszała - Tam nie ma wojen? Ran? Śmierci? Bóg ich kocha... - wymieniała powoli, a ciepły uśmiech widmowego mężczyzny wlewał w jej serce prawdziwe szczęście, uwalniał duszę od cierpienia tęsknoty, niewiedzy, wreszcie dawał pewność, że wszystko, w co wierzy jest szczerozłotą prawdą, jej najcenniejszym skarbem, tuż obok pamiątek po braciach. I wtedy przypomniała sobie kimże jest ten mężczyzna. Przypomniała sobie opowieści braci, historię opowiedzianą przez Wilsona.
- Generale d'Elbe? - chciała zatrzymać go, przytrzymać jeszcze chwilę - Generale d'Elbe?
Wołała jednak w pustkę. Generał rozmył się we mgle... Odszedł, pozostawiając po sobie tak wiele uczuć w udręczonym sercu Matyldy. |