-Cholera...- Robert szepnął ze złością i spojrzał pod siebie.- Jakieś 4-6 metrów. Nie więcej. Co robić, do jasnej cholery? Co robić?- kiedy rozglądał się tak wokół siebie dostrzegł, że ktoś wylądował nie daleko jego. Z ironicznym uśmiechem zasalutował.- Jak miło. Trzeba skakać, ale to są aż cztery metry. Można, by rozbujać spadochron i złapać się za pień drzewa. Narobię hałasu. Dobra. Zdrowaśka i odcinamy linki.- nic mu nie pozostało. Musiał odciąć linki... Wyjął nóż, który miał ze sobą i powoli zaczął przecinać linki. Kiedy została mu już tyko jedna spojrzał na żołnierza pod nim. Machnął ręką, aby się gdzieś schował, bo prawdopodobnie narobię hałasu. Rozbujał się na ostatniej lince.- Zdrowaś Maryjo, łaskiś pełna...- Johnson nie dokończył modlitwy, bo linka pękła na jego szczęście w odpowiednią stronę i leciał na drzewo...
__________________ Znał tylko jedno zaklęcie... Pokonał smoka... Uratował towarzyszy... Pomógł czarodziejce... Nigdy nie stracił wiary... Miał nadzieję... Dlatego moje motto brzmi...
Wiara, Nadzieja i Lojalność... Nigdy o nich nie zapominaj. |