Wybuch nastąpił niespodziewanie, jak zazwyczaj zresztą. Choć teraz nawet nie zdążyli paść na ziemię i osłonić twarze, nic! Dopiero potężny wybuch zbił Basię z nóg. Była jednak na tyle daleko, by gorący podmuch niosący ze sobą pył i co większe okruchy tego, co niegdyś było Warszawą, tylko owiał jej twarz. Czuła, jak w uszach jej szumi od huku eksplozji, a przecież to nie ona była najbliżej. Ze strachem w oczach popatrzyła tam, gdzie niedawno stał Wierny z Kmicicem. Przez tumany kurzu nie dało się nic zobaczyć. „ Mogą mnie potrzebować. Przecież tam jest Olga!” Basia już miała się zerwać do biegu prosto w chmurę pyłu, gdy Kruk przytrzymał jej ramię. - Spokojnie. Nic im nie jest.
Popatrzyła na niego z pretensją. Skąd mógł wiedzieć?! Chłopak jednak wskazał jej drugą ręką kierunek, gdzie powinna patrzeć. Faktycznie, gdy skupiło się wzrok, można było dostrzec poruszające się sylwetki.
- Basiu nie ryzykuj. Jesteś nam potrzebna. – rzekł Kruk i pociągnął ją do reszty chłopaków.
Nie zdążyła nic odpowiedzieć. Było jej zresztą tak głupio, iż jedyne co przychodziło na myśl to: „Przepraszam”. Chmura nie próżnował, zwołał najbliższych powstańców przy zrujnowanej witrynie. Drobna sanitariuszka czuła się niczym brzoza pomiędzy dębami, całkiem ginąc w ich cieniu.
Tę chwilę stabilizacji wykorzystała na uspokojenie serca. „To z powodu Junaka jestem taka roztrzęsiona. Muszę się opanować, żeby nie robić głupot.”
Pomiędzy głowami powstańców zobaczyła zrujnowane kamienice Mostowej. Widok ten jak nigdy napełnił ją smutkiem. Tylu przyjaciół poległo, a miasto stało się ich cmentarzem.
- Wycofujemy się! Zajmujemy pozycje w kościele Św. Ducha, tam szykujemy się na Niemców! – usłyszała wezwanie Wiernego. Basia zmarszczyła brwi i pewniej ujęła apteczkę. Koniec rozrzewniania się, trzeba działać. Podniosła oczy na stojącego obok Chmurę. - Chodźmy.
__________________ Konto zawieszone. |