lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum rekrutacji (http://lastinn.info/archiwum-rekrutacji/)
-   -   [D&D ed. 3.5] Miasto Pajęczej Królowej: Snucie Sieci (http://lastinn.info/archiwum-rekrutacji/12082-d-and-d-ed-3-5-miasto-pajeczej-krolowej-snucie-sieci.html)

daamian87 14-09-2013 15:34

Bodvar klął na czym Krainy stały. Nie przejmował się tym, że w każdej chwili zza rogu może wyskoczyć coś, co będzie chciało go pożreć, zwabione niosącym się przez korytarze na długie mile odgłosem kroków i mięsistych przekleństw. Co więcej, brodaty wojownik chciałby spotkać coś, co nie będzie jego sojusznikiem. Cokolwiek, w co mógłby zagłębić ostrze swojego topora i dać upust zdenerwowaniu.

Niestety dla brodacza i stety dla żyjących (bądź też nie) istot z Podmoroku do spotkania nie doszło. Przynajmniej jeszcze nie. Wojownik odnalazł za to sowich porzuconych niedawno towarzyszy. Nie miał zamiaru się tłumaczyć, rzucił zdawkowo dwa zdania dla świętego spokoju. Z jednej strony niemożność dotarcia na rozkaz denerwowała go, z drugiej jednak możliwość zabicia kilku drowów, choćby tych najbliżej stojących, wydawała się ciekawą alternatywą.

Bodvar nie omieszkał skomentować w charakterystyczny dla siebie sposób wykorzystania magii, mimo iż miała im ona umożliwić dalszą podróż.
-Już kurwa latać będą, zamiast normalnie na linie się pomęczyć. Ale tak to kurwa już jest, jak zamiast do uczciwej roboty biorą się takie do czarowania. Nic kurwa dobrego z tego nie wynika, nic kurwa!- niski głos odbijał się echem po okolicy, krasnolud nie zwracał na to jednak uwagi.

Kiedy okazało się, że nie obejdzie się i w jego przypadku z korzystania z pomocy magii, klął jeszcze bardziej. Nie ufał czarodziejom, magii i niczemu co było z tym związane. Chyba że mowa o krasnoludzkiej magii. Wtedy mógł ewentualnie nie narzekać. Kiedy miał przechodzić po czymś, co wyczarowała Samira zrobiło mu się ciepło. Łyknął szybko ze swojego prywatnego bukłaczka, tylko pięć łyków na odwagę. I ruszył, starając się nie patrzyć w dół. W sumie i tak widział tam tylko ziejącą czerń, ale lepiej było nie ryzykować. Odetchnął z ulgą, kiedy jego stopy znalazły ponownie pewne oparcie na skale.

Kiedy wszyscy znaleźli się po "właściwej" stronie skały, uformowano szyk. Bodvar bez zbędnych kłótni ustawił się na jego przodzie i z toporem w ręku ruszył do przodu. I kolejny raz Podmrok go rozczarował. Nic strasznego nie skoczyło na niego. Żadna czarna popierdółka w postaci elfa nie wyskoczyła z mizerną kuszą, chcąc go rozbawić. Kompletnie nic się nie wydarzyło.

Jaskinia, w której znaleźli się po opuszczeniu tunelu nie wyglądała normalnie, jak na standardy panujące pod powierzchnią Krain. I to się nie podobało rudobrodemu. W dodatku posłanie, które znaleźli chwilę później nie wróżyło nic dobrego.

Na dźwięk głosu jeden z drowów o mało nie dostał zawału.
-Niech się panienka nie boi, w drużynie jest ktoś, kto panienkę ochroni od złych rzeczy.- skomentował zachowanie elfa krasnolud, pokazując przy okazji swoje niekompletne uzębienie. Bodvar ruszył biegiem w stronę stwora, który wyraźnie chciał dobrać się do Altusa. Rzucił się z rykiem na przeciwnika, opuszczając topór znad głowy. Pierwszy z ataków dosięgnął celu, zaś obrażenia zadane przez krasnoluda były tak wielkie, iż stworzenie nie mogło tego przeżyć.

Bodvar wyjął z truchła ostrze i zaczął je wycierać z resztek ciała.
- Następnym razem zostaw zabijanie komuś, kto się na tym zna i skup się na czymś, co wychodzi ci lepiej. Upierz coś, ewentualnie posprzątaj po nas. - warknął do drowa brodacz.

Kerm 14-09-2013 15:59

Zaklęcie, które stworzyło most, było czymś wspaniałym. Co prawda na upartego Dareus mógłby się przedostać na drugą stronę w nieco inny sposób, ale owe inne sposoby warto było zostawić na inną okazję.
Na przykład na chwilę, gdyby ów most by się zawalił.
Na szczęście magicznie stworzona kładka była dość mocna, by unieść Dareusa. I nie tylko jego.

No i okazało się, że jaskinia, w której chcieli się schować przed ciekawskimi oczami, miała swoich lokatorów. A dokładniej - lokatorkę. Potwornie wyglądająca, a na dodatek niezbyt pozytywnie nastawiona do gości. Może dlatego, że jeden z nich niezbyt miło ją potraktował. Ale raczej nie było mowy o tym, by w takiej sytuacji nawiązać pokojowe stosunki. Wprost przeciwnie - w tym momencie należało dokończyć to, co rozpoczął Altus i co spróbował kontynuować Rumkor.

No i jeszcze ta niesprecyzowana obietnica "Zniszczymy was!". Kogo dokładnie dotyczyła, to trudno było określić, ale bez względu na to, czy całej grupy, czy tylko poszczególnych jej członków, lepiej było pozbyć się tego czegoś, co stanęło im na drodze.

Dareus uniósł łuk, lecz strzelić nie zdążył. Krasnolud, Bodwar bodajże, był szybszy.

Barthirin 14-09-2013 16:37

Lot był wspaniały, szkoda tylko, że tak krótki! Po kilku sekundach drow stał już na półce obok Rumkora i uśmiechał się niewidzialnym uśmiechem do Altusa. Reszta drużyny też miała za chwilę dołączyć, a to za sprawą magicznego mostu Samiry. Felethren przyglądał się z podziwem konstrukcji. W ogólnym zamieszaniu nie zauważył nawet Bodvara, który postanowił wrócić do kompanii.

Drow odwrócił się w stronę czeluści i powiedział:

- Chcieliście spalić te pajęczyny? No to spalimy, a przy okazji się lekko zabezpieczymy.

Spojrzał w dół i wykonał ruch ręką, niczym karczmarz, czyszczący brudny stolik jeszcze brudniejszą szmatą. Po chwili, w miejscu, gdzie kończyła się pólka, z której przed chwilą przybyli, pojawiła się poziomo ściana ognia. Pajęczyny niemal momentalnie zajęły się ogniem.

- Ktoś zamawiał szaszłyk z pajęczych odnóży? - Felethren wyszczerzył zęby do pozostałych.

Czar niewidzialności prysł, wraz z rzuceniem kolejnego zaklęcia, ale drow nie miał zamiaru rzucać go ponownie. Jeszcze nie. Ruszył korytarzem za resztą drużyny, co i rusz wychylając się, by ujrzeć, co skrywa jaskinia.

Leżało tam posłanie, ale oprócz niego nic. Felethren podszedł do posłania i plecaka. Może ktoś inny tu się ukrywał i czekał na ratunek? Może jakiś samotny tropiciel, albo czarodziej? Nie miał czasu dłużej się zastanawiać, bo usłyszał odgłosy walki.

Coś wyskoczyło na Altusa. Bestia nie zdążyła jednak zaatakować, gdyż czujny psionik uderzył w pajęczego fanatyka z taką siłą, że ten zatoczył się i byłby upadł, gdyby nie cios Bodvara, który dosłownie rozrąbał paskudztwo. Felethren miał mieszane uczucia. Po pierwsze, był pod wielkim wrażeniem umiejętności Altusa. Psionik rozwinął swoje nadnaturalne zdolności, czego niestety nie można było powiedzieć o Felethrenie, który praktycznie cofnął się w rozwoju od pamiętnego w skutki testu. Po drugie zaś, zdziwił sie widząc rudobrodego krasnoluda. Dopiero co ich opuścił, a teraz dobijał ich wspólnego przeciwnika.

Dziwne. Mrocznego elfa dziwiło niewiele rzeczy. Chwilowo jednak bardziej interesowała go zawartość plecaka i znalezienie jakiejś wskazówki, do kogo należał. Później będzie się zajmował krasnoludem.

Highlander 14-09-2013 17:49

Altus lustrował dwójkę krasnoludów, stojących nad dobitym przeciwnikiem. Byli od siebie różni jak dzień i noc. Rumkor wyglądał na żywcem wyjętego z jakiejś książkowej ryciny. Schludny, stwarzający poczucie sumienności i wiarygodności. Komu innemu pewnie jawiłby się jako figura ojcowska. Obok niego stało to… coś. Bodvar. Nazwanie go krasnoludem obraziłoby chyba resztę gatunku. Ohydny ryży cap z rozumem calimshańskiego orzecha i przekonaniem, że wolno mu rozstawiać innych po kątach, ponieważ ma odpowiedni obwód mięśni pod warstwami tłuszczu. Traktował tak wszystkich członków tej ekspedycji? A może tylko tych z długimi uszami? Jeśli druga odpowiedź była tą prawdziwą, to czy Felethren się na to godził? Ot, tak? Przyjmował te werbalne razy bez mrugnięcia okiem? Przełykał zniewagę z fałszywym uśmiechem? Tym razem błękit oczu półdrowa wyrażał niewiarę. Nie, Felethren nie mógł tak postępować. To nie mieściło się nawet w głowie psionika. Urągało im obydwu i nie zamierzał się z tym pogodzić!
- To już trzeci raz kiedy mi ubliżyłeś. Dobrze wiem, że obrażałeś także mojego brata, gdy mnie z wami nie było - odpowiedział Bodvarowi pół krwi elf. Z jakiegoś powodu wydawał się teraz wyższy niż przed chwilą. Masywniejszy. Wyrazy pokonujące wargi były jak rzucane na ślepo lotki wbijające się w tarczę. Tak naprawdę nie miał stuprocentowej pewności czy trafił w dziesiątkę. Ale zwykle przeczucie było po jego stronie.
- Następnymi słowami jakie opuszczą twoje usta będą przeprosiny. Szczere, pełne skruchy przeprosiny i obietnica poprawy względem nas obydwu. Albo dam ci krótką i dosadną lekcję odnośnie umiejętności którymi tak się szczycisz - nie wiedzieć czemu, jedna z jego tęczówek zyskała nagle purpurowy odcień, a sylwetka zaczęła chaotycznie falować jak zanurzona pod wzburzoną taflą wody. Był gotowy. Gotowy by pokazać śmieciowi gdzie jego miejsce i bronić brata, który nie mógł bronić się sam.

Akcja Standardowa: Wigor [+ 35 PW]
Akcja Błyskawiczna: Rozmycie

Avarall 15-09-2013 00:53

Wychodziło na to, że problem panującego mroku w podziemnych jaskiniach istniał tylko dla Bodwyna. Nie był to z pewnością powód do radości, ale chcąc czy nie chcąc musiał zapewnić sobie jakieś źródło światła, by samemu nie być powodem własnej śmierci. Stąd też wyśpiewał pod nosem krótką, rymowaną inkantację i kładąc dłoń na niedużym kamyczku sprawił, że ten zaczął emanować światłem. Dzięki temu może w razie potrzeby schować lub odrzucić gdzieś dalej źródło światła. To połowicznie rozwiązywało problem, ale bard nie miał w tym momencie lepszego wyjścia.

Dotarcie na drugą stronę przepaści byłoby bardzo kłopotliwe, gdyby nie wyczarowana przez Samirę ścieżka. Nie trwała ona jest zbyt długo, bowiem gdy minstrel ruszył za resztą i ledwo znalazł się już po drugiej stronie to magiczny most natychmiast zniknął za jego plecami. Było bardzo blisko...

Potem niespodziewanie jakaś szkaradna istota pojawiła się znikąd i zaatakowała jednego z nowych towarzyszy. Ten jednak szybko zareagował i potraktował postać o prawdopodobnie drowim pochodzeniu wiązką energii i choć imponujący był to pokaz niespotykanych umiejętności to jednak nie wystarczyło by zabić. Wkrótce Bodvar, przymuszony do kontynuowania podróży z resztą drużyny dokończył dzieła.
W tym momencie Bodwyn odetchnął z ulgą. Na całe szczęście podróżował z ludźmi, którzy potrafili szybko reagować na obecną chwilę i co najważniejsze: szybko zabijać. Nie oszukujmy się - w tym brutalnym, skąpanym mrokiem, podziemnym świecie nie było zbyt wiele miejsca na miłe słówka i ciepły uśmiech.

Jakby tego wszystkiego było mało, na nowo w zespole pojawił się konflikt na tle rasowym. Bard był wyraźnie zniesmaczony i lekko podirytowany bezsensownymi dla niego sporami. Ze spokojem w głosie wystąpił w roli rozjemcy.
- Wstrzymajcie swe uprzedzenia, odstawcie na bok swe spory i infantylne zachowania. Nie ma tu miejsca na te bezcelowe utarczki, tracimy tylko przez nie koncentrację. - Zrobił sobie chwilę przerwy, po czym dodał.
- Nie możemy dopuścić do takiej sytuacji, w której jesteśmy tak łatwo zaskoczeni... - Sam jednak nie miał za bardzo środków mogących dostrzec zawczasu istoty skryte pod osłoną niewidzialności. Potrafił je ujawnić za pomocą lśniącego pyłu, to fakt, ale wpierw musiał wiedzieć mniej więcej wiedzieć o ich położeniu.

Ze względu na ostatnią sytuację, jego poczucie bezpieczeństwa (które i tak było niewysokie) jeszcze bardziej zmalało. Starał się więc trzymać bardziej z tyłu grupy, ale nie być na końcu. Mariele natomiast ponownie przeobraziła się w bezcielesną formę, głównie mając na celu własną ochronę.

Kerm 15-09-2013 11:46

Jedni nie potrafią powstrzymać języka i dogryzają w głupi sposób innym, a drudzy, zbyt tępi, by odpowiedzieć w ten sam sposób, biorą się do rękoczynów.
Jakby mało im było tego, że parę pięter w dół była cała masa drowów wkurzonych tym, że ich piękna pajęczyna zajęła się ogniem.

- Altusie, opanuj się - zasugerował. - Tak jak to powiedział Bodwyn, nie pora teraz na takie zachowania. Ty też, Bodvarze, daj spokój z tymi wycieczkami. Tylko ściągniecie kłopoty na głowy pozostałych. Zostawcie takie zabawy na później, jak już stąd wyjdziemy.

Ulli 15-09-2013 12:43

Był pod wrażeniem sprawności bojowej Altusa i Bodvara. Poczwara zginęła z ich ręki. Pozostali członkowie grupy nie mieli nic do roboty. O swojej nieudanej próbie ugodzenia przeciwnika wolał zapomnieć. Niestety cięty język Bodvara, który chyba chciał całą zasługę przypisać sobie sprawił, że Altus zaczął rwać się do bitki. Rumkor był zgorszony zarówno postawą Bodvara jak i Altusa, chociaż Altusa rozumiał. Elf uniósł się honorem co kapłan szanował. Altus nie był tchórzem co mu się chwaliło.

- Zaraz, zaraz chyba nie chcecie się bić! Bodvarze natychmiast przeproś te elfy. Przesadziłeś. Krasnolud powinien szanować wszystkie dobre istoty. Te dwa elfy na pewno się do nich zaliczają. Posłuchaj kapłana Moradina. Zachowałeś się źle. Randal Morn miałby się z pyszna widząc jak bierzecie się za łby. To złe drowy są naszym przeciwnikiem nie my nawzajem. Mamy misje do wykonania.

Wziął głęboki oddech.

- Wracając do misji. Co byście powiedzieli na krótki odpoczynek w tej grocie? Wystawiło by się warty, ja bym wyczarował trochę jedzenia i wody dla tych, którzy nie mają własnego źródła pożywienia i byśmy przenocowali. Co wy na to? No chyba, że macie jakiś plan jak dostać się z powrotem bez zaklęć.

daamian87 16-09-2013 11:08

Bodvar po słowach elfa już trzymał broń gotową do ataku.
-Zdziwisz się jeszcze, wypierdku.- warknął wściekły. Gdyby nie interwencja pozostałych członków drużyny, niechybnie doszłoby do rozlewu krwi. I to bynajmniej nie krasnoludzkiej.
-Ciesz się kurwa, że ma cię kto bronić. - warknął do Altusa, po czym splunął tuż obok jego buta. Odwrócił się, zostawiając drowa samego ze swoimi czarami, czy czym się tam posługiwał. Nie zamierzał odpuszczać, ale w tej chwili mieli rzeczywiście większe problemy niż jeden pierdolony czarnuch, który nawet nie potrafił jak prawdziwy mężczyzna stanąć do walki.

-Jeśli do tej groty prowadzi tylko jedno wejście to odpoczynek będzie niegłupim pomysłem. Sprawdźcie, czy są jakieś inne wejścia tutaj, ja stanę przy tym które już znamy i wezmę pierwszą wartę w razie czego.- zadeklarował Bodvar.

sheryane 16-09-2013 14:00

Słysząc pochwałę z ust jednego z nowych towarzyszy, Samira zrobiła coś, czego generalnie w zwyczaju nie miała i co zdarzało jej się raczej rzadko - uśmiechnęła się delikatnie. I choć oczy zakryte miała Goglami Nocy, to trzeba było przyznać, że z uśmiechem wyglądała nawet... ładnie. Mimo kościanej zbroi niepokojącej swym kształtem i kolorem. Jeszcze dla odwagi klepnęła Bodvara w ramię. Znała jego niechęć do magii, ale jakoś bardziej wyobrażała go sobie na magicznym moście niż przeciągającego się po linie.

Samira szła zaraz za lub - w miarę możliwości - obok Bodvara. Miała dziwne, kompletnie poczucie brania odpowiedzialności za całą wyprawę. Każdy szedł dobrowolnie, każdy szedł ze swoich powodów, a nawet mieli teraz kapłana z prawdziwego zdarzenia, który może znał się na łataniu ran lepiej niż ona. A jednak... Odczuwała dziwną potrzebę bycia na przedzie i zbieranie cięgów zamiast pozostałych.


- Takiej odpowiedzi się spodziewałem - stwierdził Altus, kiedy flegma padła obok jego buta. Kamyki zatańczyły wokół tego samego obuwia, a jego właściciel wzleciał w górę. Uniósł rękę, z której natychmiast rozeszły się fioletowe pierścienie, pokrywające się z nowym kolorem oka. Te miały uderzyć nie w korpus krasnoluda, czy w jego zakuty łeb, ale w broń, którą właśnie odwieszał.

Samira bardzo nie lubiła kłótni. Uważała, że kłótnie w zespole, który działa w imię wspólnego interesu są bardzo nieprofesjonalne. A jeszcze bardziej od kłótni, kapłanka nie lubiła braku profesjonalizmu. Z pewnością nie byłaby tu, gdzie była teraz, gdyby zachowywała się w tak głupi sposób - teoretycznie, może wyszłoby jej to na lepsze, ale w praktyce ona naprawdę lubiła swoje życie. Tak czy inaczej nigdy nie mogła zrozumieć, co takiego trudnego jest w zwykłym schowaniu pieprzonej dumy do kieszeni i ustąpieniu głupszemu. Kochała swoją siostrę, ale jednak czasem trzeba było ustąpić, żeby nie doprowadzać do nieprzyjemnych sytuacji. Niestety niektórzy szybciej gadali i działali niż myśleli.

Oczywiście, nie popierała zachowania Bodvara, ale on taki już po prostu był. I wiedziała, że teraz pora na jej ruch, skoro panowie nie potrafili zwyczajnie dać sobie spokoju. Jeżeli krasnolud miał kogoś posłuchać, to właśnie jej. Niestety ich nowy towarzysz najwyraźniej też nie zamierzał dać sobie przysłowiowego siana i tak jakby nie ogarnął, że skoro dołącza do większej grupy, to powinien się chociaż minimalnie dostosować. Eh, pieprzona duma.

Kiedy energia wokół Altusa zaczęła wyczyniać swoje harce, Samira zareagowała tyleż natychmiastowo, co i instynktownie. Promień, który miał uderzyć w broń Bodvara, rozpłynął się w powietrzu, nim dotarł do celu.
- Dość. Nie jesteśmy tu, by walczyć ze sobą. Dotyczy to także ciebie, Bodvarze. - powiedziała.
Tylko tyle i aż tyle.
- Wygląda na to, że to ty musisz być chroniony - skomentował zdarzenie mężczyzna, rzucając kobiecie mimowolne spojrzenie. Nie zdziwione, nie rozczarowane. Pamiętliwe. Tylko tyle i aż tyle.
- Nie rzucam słów na wiatr. I kiedy mówię “dość”, to oznacza “dość”. Jeżeli tobie się nie podoba towarzystwo, z którym MUSISZ współpracować, możesz odejść. Nie potrzebuję tutaj kolejnych kłótni do łagodzenia. Ani kolejnego drowa. - wzruszyła lekko ramionami.
- Mało mnie obchodzi czego potrzebujesz, a czego nie. Ludzka wywłoko - on ramionami nie wzruszył. Wyciągniętą przez nią kartą rasową nie omieszkał się jednak odszczeknąć.
- Jeszcze parę takich mądrych słów i gestów, Altusie - wtrącił się Dareus - to się rozstaniemy. W niemiły dla ciebie sposób.
- Oczywiście, biały rycerzu. Powstrzymam się. Na razie. Na mądre słowa i gesty przyjdzie pora - skwitował pół krwi elf, skinąwszy mężczyźnie głową. Odetchnął głębiej. Sprawy faktycznie zaszły za daleko, a jego zwykle przyćmiony temperament dał o sobie znać. Spokój był w tym momencie lepszym doradcą, toteż przywołany do porządku Altus odpuścił. Tymczasowo.
Samira w najmniejszym stopniu nie przejęła się “wywłoką”. W zasadzie wołano już na nią gorzej, a te słowa padły z ust biednego mieszańca. Ale cóż… Rodziców się nie wybiera. Miała tylko nadzieję, że Bodvar tego nie słyszał. Skinęła lekko głową, zadowolona z tymczasowego, chwiejnego spokoju. Nie omieszkała jednak pamiętać, że za jej plecami czaić będzie się nóż gotowy do uderzenia w dogodnym dla siebie momencie. Ale czegóż spodziewać się po drowiej krwi? Dała Felethrenowi kredyt zaufania, z którego on korzystał bardzo rozsądnie. Nie wiedziała jednak, czy ma ochotę ryzykować po raz drugi.

Odpuszczając dalsze utarczki, białowłosa skierowała wzrok ku niebianinowi i skinęła mu głową.
- Dziękuję.

- Biorąc pod uwagę, że stąd nie ma innego wyjścia, a za nami płoną pajęczyny... Wróg szaleje i szuka winnego, a próbując zejść teraz gdzie indziej będziemy wystawieni na strzały, magię i generalnie będzie nas widać... - wyliczała kapłanka Tyra. - Może bezpieczniej będzie odpocząć tutaj, wystawić może podwójne warty u wejścia, poczekać aż wszystko się uspokoi i wtedy próbować przedostać się dalej? - zaproponowała, gotowa na rozpatrywanie ewentualnych kontrpropozycji.

Highlander 16-09-2013 14:35

Półdrow ponownie dotknął swoimi podeszwami podłoża. Postawił kilka kroków, patrząc na płomienie trawiące pajęczą twórczość. Imponował mu ten obraz. Bestia o ośmiu nogach szamotała się teraz chaotycznie, nie mając pojęcia jak zatrzymać destruktywny proces. Jego brat nie posiadał wcześniej tego typu umiejętności. Co więcej, nie pochwalił się dotąd żadnymi psionicznymi zdolnościami. Co się właściwie stało po jego zaginięciu? Tajemnicę znał tylko sam świeżo odnaleziony. Który bądź co bądź, sprawiał wrażenie wycieńczonego. Jak każdy kto spędził trochę czasu pod ziemią.
- Fel? Wyglądasz na zmordowanego. Jeśli chcesz mogę cię przenieść w jakieś mniej niegościnne miejsce żebyś mógł zregenerować siły - dając krewniakowi czas do namysłu, czarnowłosy podszedł do zabitej przed chwilą pajęczej kobiety i zaczął skrupulatnie grabić jej zwłoki. Najpierw zabrał się do ostrza, potem sprawdził jej zniekształcone palce oraz nadgarstki, na koniec zaś zajął się pancerzem. Niezależnie od widowiskowych mutacji, ten powinien chyba wciąż pasować na kogoś o bardziej… humanoidalnej sylwetce. Pod względem psychologicznym była to rutyna, nie przejmował się niczym. Ale jego mało skoordynowane ruchy rąk świadczyły o tym, że wyszedł z wprawy od ostatniego czasu.

Oderwał się od tracącego ciepło truchła i spojrzał ukosem na naradzającą się grupę.
- Ta propozycja rozciąga się także do reszty z was. Mogę zabrać ze sobą do trzech innych osób. Reszta będzie musiała zostać tutaj - rzucił ofertą, sam nie wiedział czemu. Może na znak pojednania? Ale chyba raczej dla formalności, bo przeczuwał, że po ich małej sprzeczce nikt nie pokwapi się mu zaufać. Słusznie, z resztą. On sam sobie nie ufał. Nie zachwalał więc swojej oferty za nadto. Zwłaszcza, że kościana wywłoka nastawiła się chyba na inny plan, a jej chęć rozstawiania pozostałych po kątach była dostrzegalna.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:53.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172