lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum rekrutacji (http://lastinn.info/archiwum-rekrutacji/)
-   -   [DEG:R] Czarny Lew się budzi... [18+] (http://lastinn.info/archiwum-rekrutacji/20249-deg-r-czarny-lew-sie-budzi-18-a.html)

Snigonas 04-07-2022 21:21

Wstępnie jestem chętny, na razie pomysł na postać się klaruje, podręczniki mam ściągnięte, więc na dniach się postaram coś poczytać i wymyślić

Ketharian 05-07-2022 10:19

Szanowni, ponieważ docierają do mnie poprzez PW różne koncepty postaci, chciałbym zaznaczyć, że Wasze postacie nie powinni być w zauważalny sposób skażone grzybnią Primera. I zdecydowanie nie ma sensu inwestowanie czasu w tworzenie Leperosa, niestety. Chociaż Szpitalnicy bywają w Perpignanie okazjonalnie, Bordenoir doskonale radzą sobie z identyfikacją nieszczęśników noszących w ciałach nasienie Wynaturzenia. Wspomagają ich w tym nie tylko czerwonokrzyżowcy, ale również Anubianie, bo kult Szakala ma sprawdzone własne metody na wykrywanie Sepsy.

Gdyby ktoś jednak zdecydował się zaryzykować, musi pamiętać o mojej uwadze z pierwszego posta w wątku. Każda akcja powoduje reakcję, a każda decyzja niesie konsekwencje. Krater Miraru znajduje się dość daleko w głębi Hybrispanii, by realnie zagrażać Perpignanowi, za to feromanci tkają swe śmiercionośne sieci tuż za progiem. Żołnierze Rezysty odwiedzający Perpignan opowiadają w tawernach mrożące krew w żyłach opowieści o rojach zakażonych insektów, o ludzkich dronach i szaleństwie feromonów - Bordenoir nigdy nie przyzwolą na to, by Sepsa zagnieździła się w ich mieście, a to znaczy, że skażeni ludzie mogą tam liczyć wyłącznie na oczyszczenie ogniem.

Pięć KP w różnym stopniu ukompletowania ogromnie mnie ucieszyło, bo nie spodziewałem się aż tak szybkiego odzewu, ale to absolutnie nie oznacza, że rekrutacja dobiega końca - wręcz przeciwnie, każdy chętny jest mile widziany!

Aro 05-07-2022 13:36

Cytat:

Napisał Ketharian (Post 955054)
Każda akcja powoduje reakcję, a każda decyzja niesie konsekwencje.

I w sumie z tego powodu (po dogadaniu), zmienił mi się koncept, bo Apokaliptyk w Perpignan długo by nie wyżył. xD Ale dalej postać nastawiona bardziej na socjal i wpisująca się w rolę "Twarzy".

Nanatar 05-07-2022 15:11

To dobrze by było dogadać koncept Aro, bo zdaje się, że mam bardzo podobny. Postać miała być nastawione na Charyzmę i negocjacje, ale jak będziemy się przekrzykiwać to chyba bez sensu.
Co powiesz na PW, lub messengera? :tyka:
Tym samym uwaga do Ketha, że mój profil postaci może ulec dużym zmianom. Nie wiem też co miałeś na myśli, że dotarły mniej lub bardziej pełne karty postaci. Chciałbyś jakąś fabularkę wstępną, żeby nadać charakteru?

Ketharian 05-07-2022 16:44

Cytat:

Napisał Nanatar (Post 955069)
Tym samym uwaga do Ketha, że mój profil postaci może ulec dużym zmianom. Nie wiem też co miałeś na myśli, że dotarły mniej lub bardziej pełne karty postaci. Chciałbyś jakąś fabularkę wstępną, żeby nadać charakteru?

Chodzi o to, że z niektórymi kartami prowadzone są jeszcze eksperymenty - podmiana Potencjałów albo Dziedzictw, modyfikacje Konceptów, żeby poprzez premię do limitu skilla wskoczyć już na etapie tworzenia postaci na wyższą rangę i temu podobne testy. Otoczkę fabularną dopracowujemy w międzyczasie wspólnie, aby znaleźć w niej jak najwięcej punktów zaczepienia w lokalnym folklorze.

Aro 05-07-2022 19:36

Cytat:

Napisał Nanatar (Post 955069)
To dobrze by było dogadać koncept Aro, bo zdaje się, że mam bardzo podobny. Postać miała być nastawione na Charyzmę i negocjacje, ale jak będziemy się przekrzykiwać to chyba bez sensu.
Co powiesz na PW, lub messengera? :tyka:

Luz, dogadamy się, podbiję na PW w wolnej chwili. :) Generalnie mój Jehan przekrzykiwać by się nie przekrzykiwał, bo to ułożony chłopak, więc w tej niszy "charyzma-negocjacje" raczej znalazłoby się miejsce dla nas obu. :p

Nanatar 05-07-2022 20:22

Już sobie coś tam przerobiłem, trochę bardziej łobuz wyszedł, to nawet w swoich butach pozostanę. Bliżej mu do negocjacji z tancerkami w karczmie niż poważnych rozmów przy stole. Tak, że zszedłem z negocjacji. :nordic:

Ketharian 08-07-2022 15:25

Jehan Amelien Baudelaire

(Bordenoir, Aro)



13 sierpnia 2595, port rybacki w Perpignanie

Przywiązane do masztów kutrów mosiężne dzwonki wypełniły donośnym stukotem i tak już hałaśliwą przestrzeń portu. Tłoczący się na nabrzeżu ludzie czekali, aż terkoczące silnikami kutry przycumują do drewnianych pomostów. Wszyscy przekrzykiwali się wzajemnie pokazując rękami na dużego rekina ostronosego przywiązanego za ogon do dziobu największego kutra, ale Jehan nie zaszczycił martwego drapieżnika większą uwagą. Nie czekając aż jeden z najmniejszych stateczków przysunie się do odbijaczy młody mężczyzna zeskoczył na jego pokład i uścisnął dłoń brodatego szypra.

- Jakieś kłopoty na morzu? - zapytał wodząc spojrzeniem po ogorzałych od słońca półnagich rybakach układających przy relingu wypełnione srebrzystymi kształtami skrzynie - Długo wam zeszło.

- Martw się o siebie - odburknął szyper, ale szorstkość jego odpowiedzi wcale Jehana nie ubodła - Stado rekinów porwało nam parę sieci. I to nie były takie ostronosy jak ten tam, tylko białe żarłacze. Jacques musiał wrzucić do wody laskę dynamitu, bo inaczej by nam skurwysyny wybiły dziurę w burcie.

Ciągle mamrocząc coś pod nosem, brodacz wyciągnął ze sterówki brezentowy pakunek, z którego sterczały głowy i ogony zielonkawych wargaczy.

- Sam sobie wypatrosz - szyper podał młodzieńcowi pakunek - A co masz dla mnie?

- Kwatermistrz Rezysty przyjechał dzisiaj rano, będzie dwa dni zbierał prowiant. Zatrzymał się w „Złotym Koźle”. Gaspar obiecał wepchnąć twoje ryby przed resztą oferentów, za tę samą prowizję, co zawsze. Tylko musicie dostarczyć towar jeszcze dzisiaj.

- Czy ja się kiedyś spoźniłem, Jehan? - prychnął szyper, ale Baudelaire już wspinał się w górę relingu. Wskoczywszy na nabrzeże wmieszał się pomiędzy hałaśliwy tłum zainteresowanych kupnem ryb Perpignańczyków. Na szczycie szerokich kamiennych schodów prowadzących na ulice Kwartału Szkutników - gdzie mechaniczne piły i hydrauliczne wkrętarki pracowały przez dwanaście godzin dziennie - odwrócił się na chwilę i obrzucił uważnym spojrzeniem rozległą przestrzeń portu.

Tuziny żaglowych i motorowych łodzi rybackich przecinały spokojną toń w cieniu rzucanym przez artyleryjski bastion Kashki i wysokie ściany Sipho. Ich czerwono-czarne bandery łopotały dumnie na wietrze; jeden z wielu symboli rosnącej potęgi Bordenoir. Na redzie, obok kilku opalanych węglem kryp z Montpellier i Tulonu, stały na kotwicach trzy duże łodzie motorowe Fauconów. Kręcący się na ich pokładach załoganci konserwowali rozmontowane wyrzutnie harpunów wymieniając się docinkami z obsadą czwartego ścigacza, stojącą w pogotowiu na wypadek jakiegoś alarmu na otwartym morzu.

Jehan pociągnął wzrokiem aż po linię widnokręgu, za którym w lazurowej toni kryły się jasne szczyty Półwyspu Balearskiego.

Grupka rozchichotanych dziewcząt w powłóczystych białych szatach i wplecionych we włosy kolorowych wstążkach minęła młodzieńca posyłając mu skrzące się ciekawością spojrzenia. Pilnujący ich mężczyzna w sile wieku i czerwono-brązowym stroju natychmiast podążył wzrokiem za swoimi podopiecznymi, zmarszczył czoło posyłając Jehanowi nieme ostrzeżenie. Baudelaire odwrócił głowę w drugą stronę nie chcąc prowokować publicznej sprzeczki - konserwatywni wyznawcy Jehammeda przykładali ogromną wagę do cnoty swych córek i wierności żon, więc kiedyś już sobie coś uroili, przed ulicznymi przepychankami z nimi z trudem chronił nawet noszony na szyi talizman Bordenoir.

Podróż do „Czerwonego Młyna” zajęła mu dobre dwa kwadranse i tylko dwukrotnie się po drodze zatrzymywał, chociaż po wyłożonych brukową kostką ulicach Górnego Miasta płynęły prawdziwe rzesze ludzi. Według obliczeń rachmistrzów Rady w Perpignanie żyło prawie pięćdziesiąt tysięcy dusz, ale Jehan wiedział, że liczba ta szła mocno w górę w dniach poprzedzających wizyty ciężkich neolibijskich statków. Za dziesięć dni do Perpignanu miał przypłynąć Mufasa, frachtowiec należący do konsul Elani. Wyczekujący jego wizyty kupcy, brokerzy, rzemieślnicy i farmerzy już zaczynali ściągać do miasta wypełniając swoim gwarem ulice, zaułki, tawerny i domy gościnne; powściągliwi w emocjach Frankowie z Tuluzy, hołubiący krwistą czerwień strojów Sanglierowie z Montpellier, wiecznie roześmiani Tulończycy, czasami nawet posępni anabaptyści z górskich enklaw przybywający do Perpignanu z białymi opaskami na czarnych rękawach i z pustymi pochwami przy pasach.

Prześlizgując się poprzez ten tłum z wprawą człowieka nawykłego do życia w tłocznym mieście, Jehan przystanął za pierwszym razem przy wejściu na schody wiodące do Ogrodu Czarnego Lwa - wzniesionego z białego kamienia pałacowego kompleksu, w którym zamieszkiwała neolibijska konsul Elani. Najbardziej wpływowi brokerzy w Perpignanie bez mrugnięcia oka poświęciliby rękę albo nogę - albo nawet życie pierworodnego dziecka - aby poznać tajemnice omawiane we wnętrzu tych murów, w słynących z przepychu ogrodach na centralnym dziedzińcu rezydencji, gdzie regularnie bywali Veracq i Bariel; Pięść i Pasterz Perpignanu, charyzmatyczny regent Bordenoir oraz najwyższy kapłan kultu Jehammeda.

Pilnujący kutej z żelaza bramy harapowie nie tolerowali gapiów przyglądających się zbyt długo wejściu do rezydencji. Potężnie zbudowani czarnoskórzy mężczyźni w ceramicznych kamizelkach i hełmach spoglądali na świat spod skrywających ich twarze ceremonialnych masek. Wszyscy obserwowali przelewający się w dole schodów tłum z niesłabnącą podejrzliwością nie zdejmując rąk z przewieszonych przez ramiona matowoczarnych i lśniących czystością automatów. Widząc jak jeden z nich odwraca głowę w stronę intruza, Jehan czym prędzej ruszył w dalszą drogę w myślach wyobrażając sobie ekstazę któregokolwiek z perpignańskich rusznikarzy, gdyby w ich ręce trafił choćby jeden egzemplarz tej zamorskiej broni.

Za drugim razem Baudelaire stanął w cieniu marmurowego pomnika Pasterza, na skraju dzielnicy iberyjskich imigrantów we wschodniej części Górnego Miasta. Chociaż uwagę większości przechodniów przykuwała piękna srebrna biżuteria wystawiana na sprzedaż w okolicznych pracowniach jubilerów, wzrok Jehana pobiegł w stronę wąskiego zaułka na tyłach jednego z warsztatów. Brutalne morderstwo Hygienika Ralfa Schaffera wstrząsnęło na chwilę całym Perpignanem, choć po czterech tygodniach nie było już dominującym tematem w towarzyskich rozmowach - nie oznaczało to jednak, że władze zaprzestały dochodzenia w tej sprawie. Okrutne zabójstwo kładło się oczywistym cieniem na relacjach Bordenoir z Bastionem czerwonokrzyżowców w Montpellier. Zwabiony w ustronne miejsce, Szpitalnik został następnie zamordowany i okaleczony, a ponieważ sprawca odciął jego genitalia wpychając je do ust zabitego, a także wyłupił oczy, podejrzenia padły natychmiast na miejscowych jehammedan. Wśród zamieszkujących Perpignan wyznawców Rogatego Boga żyło wielu religijnych mężczyzn obsesyjnie podchodzących do moralnej czystości kobiet i honoru rodziny, łatwo było zatem przyjąć, że przybyły z Protektoratu Schaffer mógł nieumyślnie urazić ich uczucia i z tego powodu postradał życie.

Bariel i jego zausznicy oczywiście wszelkim sugestiom publicznie zaprzeczyli, wyznaczając wysoką nagrodę za wskazanie mordercy i odprawiając liczne ceremonie w intencji pamięci zamordowanego Szpitalnika. Żądza szybkiego zarobku z miejsca skusiła licznych konfabulantów, lecz napływ fałszywych tropów ustał w chwili, gdy konsul Elani nakazała, aby świadkowie składali zeznania w obecności jej anubiańskich doradców. Jehan słyszał jedynie dzikie spekulacje na temat tego, co działo się za zamkniętymi drzwiami regenckiego dworu, ale kilka par obciętych publicznie uszu, nosów czy języków wystarczyło, aby oszuści zaprzestali dalszych prób wyłudzenia nagrody. Dochodzenie władz wciąż trwało, lecz chociaż Jehan dałby wiele, aby poznać ustalenia śledczych, dwór regenta milczał w tej sprawie jak zaklęty.

Wpatrzony w nakreślone węglem na ścianie zaułka znaki straży Bordenoir, blednące już i rozmyte wilgocią, Baudelaire poczuł mimowolny dreszcz na wspomnienie czarnoskórych czcicieli Anubisa. Wyznawcy Szakala stanowili w Perpignanie wielką rzadkość, ale widywano ich czasami poza Ogrodem Czarnego Lwa. Przechadzając się po ulicach miasta, wzbudzali konsternację i wielką nieufność zarówno swoim odzieniem - albowiem nie tylko ich mężczyźni zwykli odsłaniać naznaczone kręgami białych tatuaży torsy, ale i kobiety bez śladu zażenowania obnosiły się z nagimi piersiami - jak i dziwacznym zachowaniem. Czego by jednak nie czynili, choćby i w obecności ortodoksyjnych jehammedan, nikt nie ważył się podnieść na nich ręki ani nawet złorzeczyć. Wszyscy wiedzieli jak wielkim szacunkiem wśród harapów cieszyli się Anubianie i że sama konsul Elani pochodziła z lędźwi kapłana Szakala.

Jehan nie potrafił już zliczyć, ile razy słyszał w tawernach opowieści o tym jak Anubianie potrafili hipnotyzować swych rozmówców wzrokiem, jak czytali w ich myślach i zmuszali do wyjawiania kłamstw. I chociaż nie miał pojęcia, ile w tych opowieściach było prawdy, a ile konfabulacji, starannie wystrzegał się spotkań z wyznawcami Szakala na ulicach Perpignanu.

Pascal Moulin kręcił się po zapleczu “Czerwonego Młyna” czyszcząc w towarzystwie kilku pomywaczy naczynia i zastawę. Złapał ciśniętą mu przez Jehana paczkę ryb i odłożył ją do szafki z osobistym prowiantem.

- Jest dla ciebie robota - powiedział wracając do wycierania kufli - Wyjazd do Pradesu.

- Do Pradesu? - skrzywił się Baudelaire - Z pocztą?

- Za przewodnika. Jakiś bogaty czarnuch, który niedawno przypłynął z południa. Był tu posłaniec z domu gościnnego Abdulkirka. Gość płaci złotem, ale chce dobrą usługę. Już mu powiedziałem, że pojedziesz. Zbieraj swoje graty, za godzinę musisz być w hotelu.

Szanowni, z ogromną przyjemnością prezentuję Wam kolejną zaaprobowaną w rekrutacji postać, tym razem przedstawiciela klanu Bordenoir z Perpignanu, obrotnego pośrednika, przewodnika i brokera informacyjnego - którego poprowadzi Aro.



Ketharian 10-07-2022 15:59

Mathieu Renton

(Rezysta, Campo Viejo)




13 sierpnia 2595, misja werbunkowa Rezysty

- Baczność, oficer!

Stojący obok otwartych drzwi kapral Wilder wyprostował się raptownie, przyłożył do skroni palce prawej dłoni salutując służbiście. Siedzący na ławkach wojskowi poderwali się ze swoich miejsc podążając w ślady podoficera, zasalutowali z wzrokiem wbitym w przestrzeń rozległego kamiennego pokoju.

Kapitan Demarque stanął pośrodku pomieszczenia przybierając surowy wyraz twarzy i zakładając splecione dłonie za plecami. Jego idealny wyprasowany mundur współgrał ze starannie ogolonym obliczem i przyciętymi krótko włosami, a doskonale pasujące do werbunkowego plakatu dumne rysy nie pozostawiały złudzeń co do osobowości i cech charakteru nowego dowódcy placówki.

Kapitan Louis Hugo Demarque z Montpellier - szlachetna błękitna krew Starej Franki w służbie Rezysty - był nielichym skurwysynem. Mathieu Renton poznał się na nim od razu przy pierwszym spotkaniu i chociaż nie zwykł dzielić się swoimi opiniami z resztą służących w misji żołnierzy, nie pozostawał głuchy na ich szeptane po kątach opinie.

- Spocznij. Siadać. Zanim przejdziemy do prezentacji harmonogramu dnia, zamierzam ponownie podkreślić i uzmysłowić wam ogrom odpowiedzialności spoczywający na barkach każdego człowieka w tym pokoju…

Solidne dębowe krzesło zatrzeszczało pod ciężarem siadającego Rentona jakby właśnie wydało z siebie ostatni dech. Kapitan Demarque urwał spoglądając w stronę sierżanta, chrząknął znacząco.

- …Rezysta potrzebuje nowych rezerw ludzkich bardziej niż kiedykolwiek! Jeśli chcemy przejść do ofensywy na północy i otworzyć na nowo korytarz wzdłuż Martwego Kanału, musimy podwoić roty werbownicze…

Mathieu wodził wzrokiem po przemawiającym z emfazą oficerze próbując nie robić tego zbyt natarczywie i jednocześnie nie zdradzić w jakiś sposób swego znudzenia. Kapitan Demarque przybył do Perpignanu trzy tygodnie temu i zdążył już zajść za skórę każdemu ze stacjonujących w stolicy Bordenoir werbowników Rezysty. Wieść głosiła, że służąc w szeregach Sangów zdobył uznanie możnowładców Montpellier oraz liczne odznaczenia za udział w patrolach w górnej delcie Rhône. Co więcej, jeden z jego dziadków brał udział w niesławnej misji Wachsmann-Lacroix w 2568 oddając bohatersko życie w tylnej straży ekspedycji i pamięć tego heroizmu oznaczała dla kapitana brzemię wielkiej odpowiedzialności. Chociaż regulaminy Rezysty nie pozwalały Sangom na noszenie w służbie ruchu oporu ich czerwonych płaszczy, dawały im prawo naszywania na rękawy mundurów karmazynowych emblematów w postaci odwróconej kropli krwi.

Kapitan Louis Hugo Demarque nosił na lewym rękawie największą tego rodzaju naszywkę, jaką sierżant Renton do tej pory widział, dwukrotnie większą od naszytego poniżej trójkolorowego symbolu Rezysty.

- …Jestem przekonany, że będziemy w stanie potroić dotychczasowe wyniki, ale to oznacza całkowite oddanie naszej misji. Tego będę się domagał i nie zaakceptuję żadnych usprawiedliwień dla niekompetencji!

Poprzedni dowódca misji Rezysty w Perpignanie, kapitan Jules Leclerc, żył ze swoimi podwładnymi na względnie koleżeńskiej stopie, charakterystycznej dla oficerów, którzy zwykli na mokradłach Rhône spać pod tymi samymi pałatkami, co zwykli żołnierze, jeść te same suszone ryby i w razie potrzeby z szablą w ręku stawać do walki z dronami. Rzecz jasna Leclerc też wymagał wyników w rekrutacji, ale potrafił motywować swoich podwładnych w sposób, który zjednywał mu szacunek, a nie starannie ukrywaną niechęć.

- …żadnych dni wolnych do odwołania! Chcę widzieć efekty do końca następnego tygodnia!

Mathieu nie potrzebował wiele czasu, aby uświadomić sobie, co od pierwszego dnia drażniło go w osobie kapitana Demarque: nie to, czego oficer miał w nadmiarze - pewność siebie, aura przywódcy, zdecydowane maniery - lecz to, czego mu brakowało. Skóry naznaczonej oparzelinami, blizn po rozdrapanych głęboko ranach w miejscach, gdzie żądła os i szerszeni przeistaczały ludzką tkankę w ogromne piekące bąble.

- Sierżanci Bloch i Sarkozy, ciąg dalszy wspólnych ćwiczeń z Fauconimi. Techniki karabinu i pistoletu na poziomie zaawansowanym, taktyka niebieska z uwzględnieniem metod zwalczania rojów. Każdy zainteresowany podnoszeniem umiejętności ma być umawiany na indywidualne treningi w placówce, tu będziemy ich urabiać pod kątem przejścia na nasz żołd.

- Tak jest, panie kapitanie!

- Sierżant Monet i kapral Wilder, werbunek penitencjarny. Uzyskaliśmy czasowe prawo wstępu do obu więzień. Rzecznik Rady dał nam do zrozumienia, że chcą się pozbyć przeludnienia, ale z zachowaniem zdrowego rozsądku. Złodzieje, gwałciciele, oszuści podatkowi, żadnych morderców, przynajmniej na razie. Jeśli zatwierdzony zostanie projekt utworzenia kompanii karnych z ciężkich przestępców, poczynimy nowe uzgodnienia.

- Tak jest, panie kapitanie!

- Sierżancie Renton, dla was mam dzisiaj misję specjalną. Choć pewnie to tylko złudzenie, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że waszym mięśniom przyda się trochę ruchu.

Mathieu przesunął wzrok z krwistej naszywki kapitana na jego twarz, skrzyżował z Sangiem pozornie beznamiętne spojrzenie. Demarque w oczywisty sposób obnosił się ze poczuciem wyższości charakterystycznym dla zapatrzonych w ideę błękitnej krwi Sanglierów, obsesyjnie dążących do odtworzenia monarchii absolutnej w całej France. Kapral Wilder doświadczał tej buty kapitana każdego dnia z racji domieszki alpejskiej krwi w żyłach, ale wątpliwym ulubieńcem dowódcy w tej kwestii pozostawał Mathieu Renton.

Mathieu Renton, obdarzony posturą prawdziwego olbrzyma Tulończyk, którego blisko trzystufuntowe ciało z trudem mieściło się w szytym i tak na miarę mundurze, nie miał w swoich żyłach domieszki krwi alpejskiej; ani też iberyjskiej czy borkańskiej.

Sierżant Renton był czarnoskóry.

Kapitan Demarque miał ewidentny problem z zaakceptowaniem takiego stanu rzeczy. Czarny jak smoła Frank, wychowywany w Tulonie od dziecka, służący od lat w szeregach Rezysty, nie znający więcej niż tuzin słów w yorubie i darzący podejrzliwą ciekawością Afrykanów przybywających z Neolibii, zwyczajnie nie pasował do szlachetnie nacjonalistycznej wizji Franki urojonej w głowie Sangliera. A skoro sierżant Renton nie mieścił się w ramach postrzegania świata kapitana Louisa Hugo Demarque, nowy dowódca placówki przyjął za punkt honoru jak najbardziej efektywne uprzykrzanie podwładnemu życia.

- Doszedłem do wniosku, że nie możemy ograniczać się do akcji rekrutacyjnych jedynie w obrębie Perpignanu. Na pogórzu jest wiele osad z populacją zdatną do służby w Rezyście. Musimy do nich dotrzeć i uświadomić im wagę tej powinności. Zaczniemy od sierżanta Rentona. Dziś po południu wyjeżdża karawana do Pradesu, z zapasami dla górników i po urobek. Sierżant Renton skorzysta z podwózki, aby wygłosić kilka przemów i zachęcić potencjalnych rekrutów do podjęcia słusznej decyzji. Okazja do rozruszania kości i poobcowania z naturą na świeżym powietrzu to tylko dodatkowa premia, sierżancie, prawda?

- Tak jest, panie kapitanie…

Ketharian 12-07-2022 10:02

Status rekrutacji

Szanowni, na tę chwilę mam potwierdzonych pięciu graczy:

- (8ART) Neolibijczyk Kuoro Wanadu, afrykański poszukiwacz skarbów i profesjonalny myśliwy z Algieru;

- (Aro) Bordenoir zwący się Jehan Amelien Baudelaire, młody Frank pracujący jako przewodnik po Perpignanie i jego okolicach, dorabiający jako fikser i broker informacyjny;

- (Campo Viejo) sierżant Rezysty Mathieu Renton, członek misji rekrutacyjnej działającej w Perpignanie, czarnoskóry Frank o częściowo utajnionym przebiegu służby i posturze prawdziwego olbrzyma;

- (Dhratlach) złomiarz Nikolai Zmeyevik, złota rączka i poszukiwacz skarbów zaginionej Barcelony;

- (Nanatar) Yago Swarny, klanyta Volków z odległego Pollenu, obieżyświat włóczący się po całej Europie w poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi.


Tak sobie pomyślałem, żeby nieco zmienić oryginalne zasady rekrutacji i odczekać do pierwszego sierpnia, a potem wysłać PW do osób zainteresowanych sesją w sondzie, czy wciąż jeszcze rozważają dołączenie czy w międzyczasie zrezygnowali. Jeśli będą na tak, ale postawią na oryginalną datę startu (bo na przykład wzięli urlop specjalnie na początku miesiąca, żeby zdążyć wrócić w zasięg sieci przed odpaleniem tej niesamowitej sesji), to zaczekamy do tego 20.08. Jeśli zaś okaże się, że więcej chętnych nie ma, moglibyśmy rozważyć opcję wcześniejszego startu, gdyby wyżej wymieniona piątka miałaby na to ochotę.

Jak się Wam to widzi?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:53.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172