lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [18+ Zew Cthulhu] WYSPA ZAPOMNIANYCH DEMONÓW (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/11137-18-zew-cthulhu-wyspa-zapomnianych-demonow.html)

Eyriashka 02-05-2012 18:35

Michelle nie miała w zwyczaju bać się czegoś co jest nieuniknione. Nigdy nie bała się śmierci uznając to za naturalny koniec swojego istnienia. Skupiła się na mantrze odpychając wszelkie wątpliwości w odmęty umysłu. Nucenie jej urwało się w momencie, gdy usłyszała ciężarówkę. Umysł zupełnie zatracił poczucie podziałów na kraje. My? Oni? Nie. W tej chwili liczył się jeden ludzie - potwory. Ona była człowiekiem i najprawdopodobniej kierowca ciężarówki też nim był. Nic nie widziała w tej mgle, więc pozostało jej skupienie się na innym zmyśle.
Ruszyła biegiem w stronę dźwięku.
Z dala stąd.


SWAT 03-05-2012 00:25

Noltan najpierw nasłuchiwał, co to. Wąż? Tak duży? Nie dowierzał własnemu instynktowi. Obejrzał się w stronę ruin, z niewypowiedzianym obrzydzeniem, ale które malowało się na twarzy. To odór, tak wygiął mu mięśnie twarzy, który uderzył w nozdrza.

Jedyną mądrym wyjściem z sytuacji, wydawała mu się ucieczka z tego miejsca. Spojrzał kątem oka na wijącego się kompana, ale wolał ratować siebie. Nie miał zamiaru ginąć przez jakiegoś słabeusza, zresztą on i tak był trupem. Tylko tyle że jeszcze chodził. A raczej był noszony. A on, Robert, miał jeszcze w życiu tyle do zrobienia, tyle do osiągnięcia.

Wyciągnął rewolwer z kabury, który jeszcze nie tak dawno załadował na nowo. W dodatku z pleców, koło M1 Carabine zwisał mu Thompson zabrany poległemu kapitanowi, który miał przekazać komuś, ale nie było okazji. Wycelował rewolwerem w mrok wejścia do świątyni. Odciągnął kurek i pociągnął dwa razy za spust, mierząc w dziwny dźwięk.

Nie czekał na oklaski, okrzyki czy inne gówno. A jakieś gówno, z pewnością czekało. Spojrzał w stronę, gdzie ukrywali się japsy, oraz w stronę czegoś zmierzającego w jego kierunku. Wybrał drogę, w której, jak miał nadzieję, nie spotka ani tych, ani tych. Wąska ścieżka wśród dżungli. Pobiegł z tym do obecnego dowódcy, informując go o drodze ucieczki i przy okazji wskazując to, co właśnie wypełzało z ruin, co sprawiło, że szczęka radiooperatora opadła.

Reinhard 03-05-2012 08:54

Dziwny kłąb mgły.
Japończycy, postępujący, jakby nie wychowali się w Japonii.
Potworny wizerunek we mgle.
A teraz ten odgłos.
Wydawało się, że odgłos przypomina pełznięcie wielkiego węża, ale Collins wiedział, że nie może ufać swoim zmysłom z jednego prostego powodu.

To były gazy bojowe.

Przypuszczał - tak! Wiedział, że to szaleństwo! - że połączono je z opium. Może jeszcze jakimiś innymi substancjami.
Kilka lat temu Marines wdarli się na posiadłość chińskiego narkotykowego lorda. Collinsowi przypadło w udziale oczyszczanie miejsca, który ten nazwał "Ogrodem Oświecenia i Prawdy", a co było miejscem przesłuchań i tortur. Więźniowie potraktowani substancjami, które zwielokratniały ich wrażliwość na tortury. Między innymi halucygenami. Kiedy zbliżył się do jednego z nich, by go uwolnić, nieszczęśnik widział w nim demona, który przyszedł po jego duszę.

To samo robiono teraz z jego oddziałem. Będą widzieli strachy, i będą myśleli, że są prawdziwe. Mówienie im prawdy nie będzie miało sensu. No cóż, radził sobie z grupą pijanych Marines z załadowaną bronią, poradzi sobie i z Marines odurzonymi.

Zachowanie Japończków? Pewnie dostali się pod działanie swojego gazu...uśmiechnął się mściwie.

-Wycofujemy się poza zasięg mgły! Wszyscy do mnie! Wszyscy w zasięg mojego wzroku! Nie ulegać panice, w gazie jest opium!
Teraz wszystko układało się w jedną spójną całość. Wyspa jest poligonem testowym tajnych broni, dlatego użyto przeciw nim takich sił i środków. Sumoka to osoba idealna do testów - silna i wytrzymała. Ostrzelano ich, bo chciano go zabrać. Widać nie w pełni panują nad swoimi wytworami.

Gdzieś tam, w kąciku umysłu Collinsa, pulsowała jakaś wątpliwość, jakiś przeoczony fakt, słabiutkie przeczucie...dosyć filozofowania! Do roboty!

Betterman 03-05-2012 22:53

Wreszcie. Mniejsza o detale, ważne, że Collins wykrzyczał rozkazy z pełnym przekonaniem. No i bliżej niż można by się spodziewać. Najwyraźniej on też rozsądnie odpuścił sobie wątpliwą przyjemność zwiedzania okolicy po omacku. A takie już jego sierżanckie prawo, żeby zbiórkę zarządzić tam, gdzie mu najwygodniej.

Luke na kolanach sprawdził dobytek. Potem dźwignął się na nogi i pomaszerował w stronę, z której dobiegły rozkazy. Raźno acz ostrożnie. Nigdy nie wiadomo, na co się w takich warunkach wlezie.
Broń trzymał przy biodrze, zwróconą tam mniej więcej, gdzie ostatnio słyszał Japończyków. Jak dotąd nie odpowiedzieli na entuzjastyczną kanonadę Niedźwiadka, ale trudno byłoby uwierzyć, że dali się tak łatwo przepłoszyć.

Dlatego nie planował zbyt wylewnych powitań z sierżantem i chłopakami, kiedy już się znajdą. Dać znać o sobie. Trzymać się w kupie, ale nie za rączki. Żeby nie kusić losu, żółtka z granatem czy co tam jeszcze ma ta cholerna wyspa w ofercie.

abishai 03-05-2012 23:27

Yametsu mógł powiedzieć Noltanowi, by ten nie marnował amunicji strzelając na ślepo. Z drugiej strony nie dziwił się, że Postmanowi puściły nerwy. Harikawa też ledwo się powstrzymywał przed zrobieniem czegoś szalonego. Na przykład przed paniczną ucieczką.
Ale tak latwo nie było. Może i przy świątyni Japońce im pomagały, ale z dala od niej wrogowie pozostają wrogami.
Tongue nie strzelał, mimo że palce go świerzbiły, mimo smrodu i hałasu... Tongue nie strzelał, bo póki co nie było do czego, a amunicji miał ograniczoną ilość. Nie mogła się zmarnować żadna kula.

Noltan rzucił się do taktycznego odwrotu. Yamestu postąpił podobnie, tyle że odsłaniał radiooperatora.
Podążał za nim starając się mieć jednak baczenie na ruiny. I na to co mogło z nich wyleźć.
Krzyki Collinsa ucieszyły Yametsu. Plan był dobry, wytłumaczenie... cóż... Sierżant mógł mieć rację.
Halucynacje jednak nie tłumaczyły dziwnego zachowania Francuzika, a i w mgle nie czuć było żadnych dziwnych zapachów. Poza tym opar był za gęsty. Ile beczek chemikaliów musieli użyć, by zrobić coś takiego, jak ta mgła?

Niemniej, tłumaczenie Collinsa, nadawało wiarygodność sytuacji, a co więcej... Sierżant nakazał wydostanie się z obszaru mgły, co oznaczało, oddalenie się od świątyni. A to akurat było bardzo na rękę Harikawie.
Więc podążał za Noltanem na miejsce zbiórki, pilnując pleców radiooperatora i swoich.

liliel 05-05-2012 14:39

- Nie wydzieraj się - Dean zaczęła mamrotać jednocześnie szarpiąc Ronalda za rękaw. - Przestań się wydzierać. Przestań...

Nawet jeśli mieli szukać Michelle to wykrzykiwanie jej imienia wydawało się Sally najgorszym z pomysłów.
Kobiecie udzieliła się nerwowość i defetyzm tej chwili zwieńczonej odgłosem silnika. Pojazd oznaczał według niej Japończyków a w łapy tych po prostu nie mogła ponownie trafić. Wolała już po stokroć błąkać się w tej gęstej jak zupa mgle.

Nie było czasu na narady ani dyskusje. To był ten nagły katalizator, który musiał pociągnąć za sobą błyskawiczne decyzje. Zaraz okarze się kto pogna w stronę samochodu a kto wybierze niepewną tułaczkę pośród dżungli za to z poczuciem pozornej wolności.
Pojazd wydawał się zbliżać dlatego wycofała się w stronę gęstych zarośli i przycupnęła skryta pomiędzy liśćmi ściskając w dłoni rękojeść noża.
O nie, Japończycy jej nie dostaną. Nawet jeśli oznaczałoby to konieczność odłączenia się od grupy. Kwestia priorytetów uległa zmianie i narazie pewna była jednego. Nikt nie zmusi jej by zbliżyła się do ciężarówki.

Cold 05-05-2012 19:50

Nie było dobrze. Oparta o drzewo skryła twarz w dłoniach, oddychając ciężko. Natasha czuła, jak ciężkie powietrze wypełnia jej płuca, wylewając się w nich niczym ołów. W każdej chwili mogła zacząć się dusić, dlatego też starała się uspokoić. Oddychała głęboko i miarowo.

Tak wiele się wydarzyło, a ona nie mogła niczemu zaradzić. Nie mogła opanować sytuacji, nie mogła nic zrobić, by było lepiej. Z każdym krokiem w głąb przeklętej dżungli natykali się na co raz to więcej przeszkód i dziwactw.

Musiała się opanować. Odłożyć strach i niepożądany wybuch emocji na bok. W jej umyśle powinien zapanować spokój i rozsądek. Odetchnęła jeszcze kilka razy i uniosła głowę, obrzucając spojrzeniem swoich towarzyszy jak i dżunglę.

Frustracja w niej wzbierała, kiedy Ronald po raz kolejny wykazał się głupotą i brakiem jakiegokolwiek rozsądku. Chciała natychmiast wstać i trzasnąć go porządnie w twarz, jednak coś ją powstrzymało.

Wybrzuszenie. Co to mogło być? Jakby coś próbowało się wydostać na powierzchnię. W tych wszystkich okolicznościach, w jakich się znaleźli, Natasha zareagowała instynktownie. Najpierw podsunęła nogi bliżej tułowia, a następnie przyparta plecami do pnia drzewa podniosła się do pozycji stojącej.

- Wszyscy, ukryć się! Gdziekolwiek, byleby nas nikt nie zauważył! I niech nikt nie oddala się w głąb dżungli! Nie chcemy zgubić się jak Michelle! - rzuciła w stronę pozostałych, a sama skryła się w jakichś krzakach, zza których mogła obserwować całą sytuację, jak i także pozostałych rozbitków. Nikogo więcej nie mogli zgubić, tak więc miała na nich oko.

Wyciągnęła pistolet zza paska. Nie zamierzała bezcelowo marnować naboi, jednak przezorny zawsze był ubezpieczony.

Cas 05-05-2012 21:56

Miał już paść na ziemię, kiedy poczuł na plecach wyrwaną przez eksplozję ziemię i inne cholerstwo. Szczęście, że w porę się powstrzymał. Połączenie wymiocin oraz tej dziwnej papki, którą pozostawiła po sobie zabita istota, nie stanowiły najprzyjemniejszego połączenia. Odruchowo wykonał kilka kroków w tył. Starał się oddychać tak powoli jak tylko mógł, w miarę możliwości nie wykonując również zbyt gwałtownych ruchów. Wolał nie ryzykować zwrócenia reszty zawartości żołądka.

Kiedy choć to zniknęło z listy jego zmartwień, skupił się na rozmowie kolegów. Sierżant postanowił chyba nadrobić okres kiedy był nieprzytomny. Gadał jak opętany. Niektórzy i tak lubili reagować na stres.

- Się robi, Sir - odpowiedział i ruszył w kierunku ciał.

Z całą pewnością nie robił tego chętnie. Ktoś jednak musiał odwalić brudną robotę. Kapitan i pierwszy z żółtków wyglądali jakby po prostu znaleźli się po złej stronie lufy karabinu. Brak jakichkolwiek zmian, nietypowych uszkodzeń, mutacji, ran nieokreślonego pochodzenia.

Wtedy przyszła pora na oględziny drugiego Japończyka. Od momentu katastrofy wydarzyło się wiele rzeczy. To był już jednak zupełnie inny wymiar. Stał jak wryty blisko metr od trupa. Drżąc jak niewiele razy przedtem, kiedy z całych sił próbował walczyć z otępieniem, które go owładnęło. Zęby w jamie brzusznej?! Jak wytłumaczyć coś tak groteskowego? Jeszcze te oczy, a raczej ich brak. Kolejny ślepy Azjata, kolejny przerażający potwór, kolejny brutalnie wyrwany strzęp świadomości.

Wiedział, że nie miał dużo czasu i był za to bardziej niż wdzięczny. Kiedy skończył wrócił do Selby’ego i Barrowa.

- Sir, to z całą pewnością nie pasożyty. Reakcja nosiciela, okres inkubacji, mutacje, rozmiar, jeśli mam być szczery nie znam żadnego żywego organizmu, który zachowywałby się w taki sposób - pokręcił głową i splunął na ziemię. Posmak wymiocin w ustach nadal nie dawał mu spokoju.
- Tamte były trochę inne... - Boone wspomniał robactwo które go oblazło. - Może zaczyna się od tego co załatwiłeś, Doc? I się... rozmnaża, wyżerając człowieka od środka. Ale skąd to się wzięło w kapitanie?
- Nie będę nawet zaczynał ... - pokiwał przecząco głową w odpowiedzi na sugestię kaprala. - To zwyczajnie niemożliwe. Poza tym jest coś jeszcze. Tam w dole, kiedy zszedłem po sierżanta. Natknąłem się na jakiś stary ołtarz. Nie żebym wariował, ale zaczynam się obawiać, że żółtki nie są naszym największym zmartwieniem.
- FUBAR - skwitował Boone. - Pora się stąd wynosić. Musimy dołączyć do reszty, sami nie przetrwamy w tym przeklętym przez Boga miejscu.

Odpowiedział mu tylko sinieniem głowy. Stanie w miejscu na terenie wroga to jak prosić się o bilet w jedną stronę w zaświaty, wysłany w ołowianej kopercie. Z jakiegoś powodu nie podchodził zbyt entuzjastycznie do tej wizji.
Nie było wyjścia. Po prostu musieli znaleźć resztę.

Bogdan 05-05-2012 23:18

Nie. O nie. Zdecydowanie nie miał zamiaru się stąd ruszać. Ruiny jak to ruiny. Zdawały się straszne i tajemnicze, ale, nawet pomimo tego, że w życiu wiele się ich nie naoglądał, nawet w tym gęstniejącym i przybierającym fantastyczne kształty tumanie… w końcu to były tylko zwykłe ruiny. Kupa dawno zapomnianych kamieni i tyle. Niebezpieczne chyba tylko dla tego, co by sobie skręcił nogę w jakiejś starej dziurze…

No oczywiście, że tylko w przypadku, jeśli by się okazały tylko i wyłącznie starą ruiną!

Wciąż, gdzieś tam w trudnym do zlokalizowania miejscu mózgu mimo wszystko wciąż pulsowało to niepokojące światełko. I irytujący, alarmujący brzęczyk… Strach? Czy zdrowy rozsądek? Podbudowana wiedzą i doświadczeniem umiejętność przewidzenia niebezpieczeństwa, czy pierwotny lęk? Czymkolwiek by było owo coś, to w następstwie kolejnych kilkunastu sekund oraz towarzyszących im wydarzeń brzęczyk w głowie Whitea już nie ostrzegał, a światełko nie pulsowało. Alarm wył i walił po oczach jaskrawym światłem w sposób niemożliwy do przeoczenia.

Uciekaj! Wiej stąd durniu, póki nie jest za późno!!

Nie wiedział co spowodowało ten nagły napad paniki. Dźwięk? Możliwe, że z powodu mgły i co za tym szło niecodziennych właściwości powietrza wyolbrzymiony i spotworniały, ale i tak nasuwający skojarzenia z pełzającym w ich kierunku ogromnym czymś. Czy ten odór, który aż zakręcił mu w głowie i gdyby nie to, że niedawno wyrzygał już ostatnie resztki zawartości żołądka, z pewnością zgiął by go znowu do ziemi? Nie wiedział. I szczerze mówiąc nie miało to w tej chwili dla Benjamina Whitea najmniejszego znaczenia.
COŚ czaiło się we mgle. COŚ właściwie to już zamierzało przestać się czaić. Pełzło tu! Może wściekłe, a z pewnością wielkie i niebezpieczne. I głodne. W dżungli tak już jest, że wszystko poza ludźmi nie niepokojone siedzi cicho, a wyłazi tylko kiedy jest głodne, albo rozeźlone. COŚ. Właściwie to nie wiadomo co… ale straszne….

W miejscu osadziły go wyrzucane jak pociski z ckmu rozkazy sierżanta Collinsa. „…poza zasięg mgły…. nie ulegać panice…. w gazie jest opium?...” I nie chodziło o to że ktoś wreszcie postanowił wziąć za mordę i potrząsnąć rozłażącym się jak stare gacie plutonem, na co, zdaniem Whitea - gdyby akurat miał ochotę zaprzątać sobie takimi detalami uwagę – była najwyższa pora, ale o ostatnie zdanie, jakie z przekazu Monka zrozumiał.

Gaz!!

Właśnie gaz. To było najbardziej logiczne wytłumaczenie, jakie mogło trafić do sponiewieranego umysłu kaprala Whitea. Użycie gazu tłumaczyłoby wszystko. Od niecodziennych reakcji organizmów niektórych spośród nich, przez zwidy i majaki, a na jego samego obecności w tym plutonie kończąc.
Gaz kurwa! Nie mgła tylko gaz! Ile zdążył się już tego świństwa nawdychać? Ostatni raz ryzykując – innej drogi nie było - sztachnięcie się gazem zaczerpnął powietrza w płuca i posłusznie wycofał się we wskazanym przez sierścia kierunku.

Viviaen 06-05-2012 13:53

Wszyscy zostaniecie pożarci. On nigdy nie ma dość...

Po raz kolejny tego ranka poczuła, jak jej jaźń rozsypuje się na milion drobnych kawałeczków. Niemal usłyszała dźwięk pękającego kryształu. Tak jak wtedy, kiedy stłukła lusterko mamy... rozpadło się na maleńkie okruchy, błyszczące w promieniach popołudniowego słońca. Mały owal bez ramki, strąciła przez przypadek, ucząc się tańca ze wstążką w salonie. Miała wtedy... 6 lat? Zobaczyła tę scenę jak żywą, jakby właśnie się tam znalazła, w tym rozświetlonym salonie sprzed kilkudziesięciu lat, otoczona kwiatami wiśni i maleńkimi tęczami odbijającymi się w drobinach rozbitego lustra...

Ze zdziwieniem poczuła szorstki dotyk kory i jakiś wilgotno-oślizgły mech pod policzkiem. Zorientowała się, że desperacko przywiera do pnia drzewa, stojąc na wystającym korzeniu. Żeby przypadkiem nie dotykać stopami błota, z którego się poderwała. Z trudem przypomniała sobie wszystko, od porwania przez katastrofę do teraz. Potwory na plaży. Komendanta. To nie jest sen.

Wszyscy zostaniecie pożarci. On nigdy nie ma dość...

Masamichi!
Łzy spływały po policzkach zupełnie niekontrolowanie, mieszając się z wilgocią wiszącą wszędzie w powietrzu. Sakamae poderwała gwałtownie głowę, gdy usłyszała silnik samochodu, gotowa do natychmiastowego biegu. Potrzebowała jednak przyzwolenia. Instynktownie spojrzała na jedynego mężczyznę w ich grupie. Zwykle to mężczyźni wydawali polecenia. Jednak on znów zachowywał się głupio. Jakby w ogóle nie myślał albo po prostu najpierw działał, zastanawiając się później. Tak, jak na plaży. Narażał ich na niebezpieczeństwo! Nawet ona to rozumiała, a przecież zupełnie nie wiedziała co robić. Jej dawne życie nie przygotowało jej na... TO. Umysł blokował się przed ujęciem TEGO w normalne słowa. Tak było łatwiej, być sobą ale gdzieś obok, jak jakaś maszyna robić, co każą. Jednak nie potrafiła się wycofać tak głęboko, jak w ładowni statku. Coś, co zostało raz obudzone, nieoczekiwana, nowa WOLNOŚĆ, nie zamierzało łatwo ustąpić pola. Myśli przypływały i odpływały... w jednej chwili galopowały jak szalone, by nagle stanąć i rozpłynąć w kojącym odrętwieniu.

- Wszyscy, ukryć się! Gdziekolwiek, byleby nas nikt nie zauważył! I niech nikt nie oddala się w głąb dżungli! Nie chcemy zgubić się jak Michelle!

Dowodzenie wzięła na siebie Natasha, co Japonka przyjęła jednocześnie z ulgą i niepewnością. Cieszyła się, że decyzję w końcu podjęto i wystarczyło, alby została po prostu tu, gdzie jest. Oparta o drzewo, dające złudne poczucie bezpieczeństwa. Ale nie była pewna słuszności tej decyzji - powinniśmy jak najszybciej stąd odejść... tak, odejść... znaleźć innych... silnik... samochód oznacza przecież ludzi! najwyżej nas schwytają... i co z tego? zabiorą z tej upiornej dżunglii, od głosów, szeptów, strachu przed nieznanym... lepiej widzieć zagrożenie niż spodziewać się... czego?- choć sprzeciwiać się nie zamierzała.

Jeszcze.

Zamknęła oczy na nowo starając się uspokoić i przynajmniej poukładać myśli, skoro nie chciały zupełnie odejść. Będzie się musiała dopiero nauczyć korzystać z wolności... jeśli pożyje wystarczająco długo...


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:29.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172