lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [+18 wampir maskarada] Lis w kurniku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/14856-18-wampir-maskarada-lis-w-kurniku.html)

TomBurgle 09-06-2015 15:49

Tremere przepychał się wśród brudnych ruin umysłu Nosferatu; nawet jeżeli kiedyś były tu jakieś własne idee, zostały zrównane z ziemią. Bezlitośni towarzysze wzmacniający każdy swój gest potęgą dominacji, strach, upokorzenie...to wszystko tutaj było. Gromadziła się jak woda w zbiorniku, gotowa przerwać tamę. Ale nie było tu też miejsca na jakiekolwiek skrytki. TNT, Zoran Popvić, serbskiego pochodzenia profesor lingwistki. Stąd Morgan mógł dopowiedzieć sobie resztę; osobiście doradzał powieszenie tego człowieka w 1948, ale ambasador nie dał się przekonać.

Naprowadzając Billiego na potrzebne informacje, zawędrowali na dziwny cmentarz. Szeryf Vladimir właśnie wysyłał całą sforę Sabatników z jakimś zadaniem.

Zawiało lodowatym wiatrem. Przerażony brzydal skulił się widząc nadchodzącą zza kopca tłuczonego szła sylwetkę.
Tama pękła.

Dwie krwawe plamy wykwitły na piersi Nosferatu. Rewolwery Erica wciąż się dymiły kiedy Billy konwulsyjnie wyrzucił przed siebie berdysz który ściskał w rękach. Vitae płonąca w ciele Morgana nie wystarczyła; potworna broń i tak trafiła, niemal odcinając mu nogę, wbijając się szpikulcem w miednicę i gruchocząc okoliczne kości. Z jakiegoś niewiadomego powodu wciąż udało mu się zachować spokój; umysł bezwiednie rejestrował otoczenie, przyjął do wiadomości ranę i zabrał się do kilku miesięcy ludzkiej rekonwalescencji skondensowanej do dzbana vitae. Wraz z pierwszą falą bólu dotarło do niego że jedynie był w szoku. Z drugą jak poważny był jego stan. Trzecią wywołał sam, wyrywając z siebie ostrze. Po tych kilkudziesięciu sekundach zataczając się przesiadł się z podłogi na krzesło i spojrzał na Erica. Skulił się na krześle i poprosił-Ostrzeż Adama i Alistera że Nosferatu i Tzimisce wybiegają z budynku-

archiwumX 11-06-2015 01:17

Jakimś cudem udało się odeprzeć napaść Billy'ego, jednak nie obyło się bez ofiar. Morgan okazał się ciężko ranny i kazał Ericowi ostrzec Alistera i regenta.

Eric po szybkim zastanowieniu postanowił udać się za Alisterem, wyostrzył swoje zmysły i pobiegł do okna przez, które wyskoczył ghul, a następnie uważnie zaczął wyglądać szukając pozostałych członków z wampirzego rodu albo ich trzód.

Cai 11-06-2015 20:44

Theme

Pełne napięcia oczekiwanie. Wszystko przygotowane, każdy na swoim miejscu, czekając na sygnał. Przyjemny zapach dymu i oczy błyszczące w mroku skierowane na samozwańczego lidera. Echem rozszedł się dźwięk serii. Młoda, bezimienna dziewczyna upadła, znacząc ziemię krwawym znamieniem. Gasnące źrenice ostatnim wysiłkiem śledziły ruch spadającej komety, mknącej po bezkresie nocnego nieba, szukając drogi ku gwiazdom. Zaczęli spokojnie, delikatnymi uderzeniami w klawisze. Odsłuch zadrżał wygrywając melodię. Równie cichy i niepozorny jak grób z zatartym imieniem, egzystencja wzięta w cudzysłów, zamieciona pod dywan. Po raz ostatni spojrzała za siebie, mocniej ścisnęła mikrofon.

She walked
Her head hung down
Watching her feet
Move on their own
Restless hands
Grasped at things
No one else could see

Stojący na widowni, przenikani dźwiękami płynącymi z instrumentów umierali wraz z nią. Poza czasem i przestrzenią. W nowym, lepszym miejscu.

Dark circles watched
Her eyes grow wide
Guardians of the gaze
The high red flush
Of something wrong
Stained the hills of her face

Rozkołysane, pionowe kształty wyrastające z parkietu. Niemi obserwatorzy, bezstronni jak pola kukurydzy. Wampirzyca objęła wzrokiem niknących w ciemności świadków masakry. Było ich wielu, niewzruszeni. Ominął ich wir, z którego nie sposób się wyrwać. Wir tańczących płomieni. Dotknięci jedynie przez światło, różnobarwne muśnięcia na twarzach o ciepłym odcieniu. Nagle reflektory rozproszyły cienie, migając gwałtownie, w rytm uderzeń pazurów rozrywających gardła.

[MEDIA]http://4.bp.blogspot.com/-wSPicNrFvAs/TcUBcQJmrhI/AAAAAAAACyg/y56vQ1kSGVI/s640/delain-scene-bastille-paris-08.jpg[/MEDIA]

Mick wystrzelił do grubego faceta, koło czterdziestki. Pocisk przeszył plakietkę z napisem "J.Fringley", mijając o cal otłuszczone serce. Czerwona plama wyrosła na firmowej koszuli w kratę, a grubas z głuchym plaśnięciem osunął się na ziemię. Tuż przed upadkiem zdążył jeszcze spojrzeć swemu oprawcy w oczy. Mick stanął jak wryty, zdawało mu się, że wszystko wokół niego ucichło. Myślami znów był w lesie, podkradali się do obozu jenieckiego. Niemcy spodziewali się ataku i w pośpiechu zabijali wyciąganych z baraków więźniów. Więźniów? To były żywe szkielety, pozbawione jakiejkolwiek woli walki. Dowódca lagru - SS-man, niejaki Fritzl o-bardzo-germańskim-nazwisku, opróżnił magazynek i w złości zaczął okładać pojmanych kolbą po głowach, aż pękały im czaszki, Mick nie wytrzymał. Zniweczył wysiłki włożone w zasadzkę i przeciągnął serią po hitlerowcach.

Rozpoczęła się bitwa. Gdyby się nie ujawnił, może mniej jego kumpli zginęłoby tamtego dnia. Niemcy bronili się zaciekle, ale krótko. Gdy już się poddali, amerykańscy żołnierze odkryli przerażającą prawdę o obozie. Masowa śmierć. Co to za potwory? Mick nie mógł pojąć jak Hitler i Goebbels zdołali omamić żołnierzy do tego stopnia, że zabijali nie tylko mężczyzn, ale także kobiety, dzieci i starców. Na przemysłową skalę! Nie mieściło mu się to w głowie i mocno wierzył, że ludzkość po okropieństwach wojny się opamięta, a szaleńcy już nigdy nie ogłupią całych narodów. Wierzył w to aż do dzisiaj. Spojrzał na syczącego z bólu Fringleya i zorientował się że coś jest nie tak. Zdjął kominiarkę i przetarł czarne jak smoła czoło z potu. Co ja tutaj robię? Dlaczego ja strzelam do tych ludzi? Co oni mi zrobili? - wszystkie powody dla których tutaj przyjechali, chęć zemsty na białych farmerach za gwałt na dziewczynie z ich dzielnicy wydały się nagle takie błahe. Osoba, która podsunęła im ten pomysł była bardzo przekonująca, jej słowa były logiczne i spójne, argumenty wystarczające żeby wyciągnąć broń… Ale to była tylko iluzja. Dali się omamić jak dzieci, podobnie jak Niemcy dali się omamić przemowom Hitlera i radiowym audycjom Goebbelsa. Kurwa, co za szaleństwo. Czas z tym skończyć, moi czarni bracia...

Odwrócił się by przemówić towarzyszom do rozsądku i zobaczył jak głowa Benny'ego szybuje w powietrzu, oderwana od torsu. Było zbyt późno, wtedy to oni oswobodzili ten obóz, teraz Bóg zesłał tym wieśniakom innego, rudowłosego anioła. Najpierw Benny, później Jeff, Ray, Bob, Sam, Jack, Gwen. Wszyscy po kolei zostali osądzeni i poddani karze. Tak jak Hans, Flick, i Klaus, wtedy w tym obozie. Mick jednak zrozumiał swój błąd i chciał go naprawić przed śmiercią. Wziął karabin i nie oglądając się wstecz szybko pobiegł w dół ulicy, do miejsca gdzie potwór który ich do tego namówił zaparkował swój wóz strażacki. Przybiegł jednak za późno, zobaczył czerwone auto oddalające się na południe. Dysząc podniósł karabin i wycelował serię w tamto miejsce. Byli już jednak poza zasięgiem. Odwrócił się i zorientował się że jest ostatni. Przed nim stał anioł śmierci i nie tylko włosy miał czerwone. Mick opuścił karabin, zamknął oczy i wzniósł ręce ku niebu.

Poczuł zimno trupich dłoni zaciskanych na karku. Bawiących się nim, ciągnących ku ziemi na chwilę przed przerwaniem kręgów. Czekał, zaciskając zęby. Ból nie nadchodził. Wampirzyca prowadziła go coraz niżej i niżej, zmuszając do klęknięcia. Przyszła znikąd. Zlepiona z pyłu i popiołu. Ukształtowana w płomieniach. Głodna odpowiedzi, niespokojna. Znała tylko jeden sposób naprawy świata, obracając w niebyt wszystko co nie mieściło się w wizji wypalonej pod strąkami zlepionych krwią włosów. Krążyła wokół ofiar porywając ich ciała, uwalniając dusze. Karmiąc się ich życiem. Teraz klęczała wraz z niedoszłym denatem. Trwali zetknięci czołami. Usta Золy poruszały się miarowo, udzielając pokuty i rozgrzeszenia. Zostawiła go na środku ulicy. Złudnie lżejszego, oblanego w kojących, płynących z góry promieniach przydrożnej latarni.

Lord Melkor 12-06-2015 23:41

Alister mało co nie zszedł na zawał widząc biegnącego wprost na niego Jamesa z wysuniętymi pazurami. Na szczęście zanim doszło do rękoczynów, Adam powstrzymał ghula:
-Panie Alister! Co to ma znaczyć? Co się dzieje w środku.
-Sabat! Nosferatu jest w komnatach księcia! Morgan i Eric też tam są! Kto to jest?
-To szeryf z Lincoln. Napoję cię jak wrócę teraz będę potrzebował każdej kropli Vitae do walki - Następnie sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza z której wyjął teczkę, którą rzucił Slavie- Akta Sabatników. W ramach gestu zaufania żebyś wiedziała kto nas zabił jeżeli nie wrócimy.
- Panie Orlo, do boju! Regent zaczął wspinać się po ścianie zaraz za Jamesem. Wspięli się na górę i zobaczyli schowanego za stołem Erica i rannego Morgana siedzącego na krześle. Nosferatu nigdzie już nie było widać, widocznie uciekł na korytarz.
Tymczasem Lionel zastanawiał się jak wejść do budynku. Nie miał pazurów i wampirzej wytrzymałości, wolał nie ryzykować upadku.
-Szeryfie! Zrzuć nam coś z góry byśmy mogli ze Slavą wejść do góry! - krzyknął.

- Billy i TNT, uciekają tędy - widząc przybywające posiłki Morgan wskazał drżącą ręką korytarz którym wybiegł Nosferatu.
-Zaraz ty zrzuciłeś na nas Mołotowa, Morgan, kim są Billy i TNT, Sabatnicy!? - James spojrzał groźnie na Morgana, zaciskając szpony, które następnie skierował w jego kierunku, zastanawiając się czy ma do czynienia ze szpiegiem Sabbatu czy nie. Morgan wyczuł w jego aurze agresję i nieufność.
- Sabatnikami; TNT to jeden z dwóch Tzimisce w sforze. Nie ufaj nikomu, a teraz DOPADNIJCIE ICH ZANIM UCIEKNĄ!- zwinął się na krześle.

James nie był do końca przekonany, kto jest tutaj prawdziwy, ale Adamowi już zaufał, a Morgan nie był w tym momencie zagrożeniem chyba… musiał zaufać instynktowi i zdecydować się szybko.
-Regencie za nimi, Morgan krzyknij do tych na dole żeby uważali!
-Jednego z nich już wykończyłem, reszta również mi się nie wymknie! - - Adam już zaczynał przemowę, ale w pewnym momencie bardzo przyspieszył i błyskawicznie znalazł się za drzwiami, wyprzedzając Jamesa.

James i Adam wyskoczyli na korytarz. Regent znów przyspieszył i szybko znalazł się za rogiem.
-Tam! Widziałem coś na tej ścianie! Chyba jakieś ukryte przejście, przed chwilą się zamknęło! - zaczął obmacywać różne rzeczy na ścianie.
James starał się dotrzymać kroku, spalając krew by wzmocnić swoją krzepę w oczekiwaniu na śmiertelne starcie z Sabatnikami. Spojrzał na ścianę uważnym okiem, idąc w ślad Adama.
- Drzwi są tutaj - Adam pokazał na ścianę - Ale nie wiem jak je otworzyć! Szukaj przełącznika![/i]
Oboje szukali przełącznika przez parę chwil i nic nie znaleźli.
- Niech to! - Adam zdjął ze ściany porządny topór - Sieknął w ścianę, ale z mizernym efektem.
James również wziął topór i spróbował, chociaż szponami lepiej władał niż bronią białą.
Poszło! James okazał się znacznie silniejszy od Adama i przebił drzwi. Kilka kolejnych ciosów i udało się wybić otwór na tyle duży, by otworzyć drzwi od środka.
James odrzucił topór i wyszczerzył się w drapieżnym grymasie - polowanie trwało…
- Dalej za nimi, Adamie, ciągle ich wyczuwasz?!
- Tak, słyszę ich. Ale wyczuwam coś jeszcze. Chyba piętro niżej też coś się dzieje. Anthony tam wszedł! Może mieć kłopoty!

Za drzwiami było widać wąskie przejście oraz drabinkę w dół.
- Nie dajmy im czasu na przygotowanie zasadzki! -James sprawnie zeskoczył z drabiny.
Adam pobiegł tuż za nim. Zeszli kilka pięter w dół i znaleźli się pod ziemią. Gdyby nie krwiste ślepia nic by nie widzieli. I nie mieliby nogi - w ostatniej chwili James zobaczył na ziemi okrągły przedmiot, częściowo przysypany ziemią. Mina, zastawiona na szybko.
Tym nas te męty nie powstrzymają! Dalej. Jak blisko ich słyszysz? - Zastrzygł czujnie uszami.

Ominęli minę i szli obitym dechami tunelem. Śmierdziało wilgocią i grzybem. Przeszli kilkaset metrów i poczuli zapach benzyny. Na końcu korytarza widać było światło.
-Benzyna, nie podoba mi się to….James powiedział cicho do Adama.
Byli już blisko, parę metrów od wyjścia.
-Słyszę ich, tam ktoś jest. Kto wchodzi pierwszy? Ja czy ty?
-Umiesz się skradać? Jak nie, to może ja pierwszy, jestem też dość twardy. - Odpowiedział James.
- A ja szybki. Wyczuwam niebezpieczeństwo, uważaj na siebie!

Wisienki 13-06-2015 09:34

-Oczywiście - Morgan burknął i z wysiłkiem wstał z krzesła kierując się w stronę okna. Kucnął i oparł się o ścianę żeby nie wypaść. Ostrożnie wychylił głowę. Kiedy złapał kontakt wzrokowy z dwójką na dole szepnął - Dwójka Sabatników ucieka z budynku - jeżeli nie zareagują jakby słyszeli, powtórzy szeptem. A potem już głośno.

Slava usłyszała cichy szept, niestety nie była w stanie rozpoznać mówiącego. Lionel… chociaż nie patrzył w oczy wampira też załapał wiadomość.
- "Z której strony? Kto to jest? W co są uzbrojeni? Znasz ich moce, co potrafią?"
- "Tzimisce i Nosferatu, zaczęli uciekać tam" - wskazał ręką kierunek - "Pierwszy...jest doskonałym szpiegiem i potężną osobowością. Drugi ma nadludzką siłę, ale jest niezbyt bystry." - podpierając się wstał
- "Tzmisce? To Gerold?"
- "Raczej nie." - rozejrzał się po okolicy szukając czegoś co mógłby im zrzucić. Liny, dłuższej zasłony, kabla - "Mamy tu dwa takie demony -
Liny nie ma, ale można pobawić się w księżniczkę zamkniętą w wieży i zrzucić drogocenne zasłony, powinny wytrzymać ciężar wampirzycy i Lionela.
Jeszcze chwila
" - powoli przywiązywał materiał do kaloryfera - "Gotowe. A ja muszę jeszcze coś zrobić" - ruszył w stronę górnego piętra gdzie miał być Richmond i policjanci.

Slavie aż zakręciło się w nosie od kurzu który podczas upadku uwolnił się z zasłony i wisiał w powietrzu wyraźnie ciesząc się wolnością. “jedno z dwóch, albo ktoś tu oszczędzał na sprzątaczce, albo gospodyni była fleją, zwyczajną fleją” - pomyślała chwytając oburącz zasłonę. Pociągnęła ją mocno.
“powinno wytrzymać” - powiedziała - “swoją drogą ktoś tu jest strasznym konformistą czerwony aksamit to takie przewidywalne, jak zielone ściany w saloniku myśliwskim.
Nie czekając długo zaczęła się wspinać, całe szczęście nierówności ściany pozwalały jej stopom na znalezienie oparcia wiec szło jej całkiem sprawnie. Może nic dziwnego, zawsze w dzieciństwie matka mawiała, że wspina się po drzewach tak zwinnie jak kot.


Zgarniając do drugiej ręki duński topór - wykonany z z dobrej jakościowo stali, na zamówienie przez Franka Fidely’ego, kowala z Des Moines, stolicy stanu Iowa jakieś 5 lat temu, który nigdy nie był używany do walki, ale zabito nim… kota - Morgan ruszył do policjantów nie czekając na wspinających się, kulawo-truchcikiem do góry! W między czasie wyostrzył słuch próbując znaleźć ludzi na górze po dźwiękach; z pewnością słyszeli strzał.

Slava weszła przez okno, rozejrzała się dookoła, pomimo ze jej wzrok przyciągnął portret kobiety w czerni, szybko oderwała się od niego kierując się w stronę bliższych i jednocześnie mniej niepokojących dźwięków. “Zdążę się jej jeszcze przyjrzeć” - pomyślała z lekkim żalem, ostrożnie mijając leżące na podłodze szczątki…, cóż jakby to powiedzieć Slava gdy tylko znalazła się na schodach poczuła ulgę i niesiona tym uczuciem wbiegła po schodach.

Morgan zdesperowany wbiegał po schodach; nie dość że mało nie stracili teczek to za chwilę zacznie się strzelanie do ich najlepszej szansy opanowania miasta. Wędrował na ślepo; echo jego kroków prowadziło go po pustych pomieszczeniach. Szukał tego jednego głośno bijącego serca, które miało być na górze. Pompującego krew. Krew szeryfa. Skrzypnięcia podłogi, nieludzki obłok żywej ciszy miotający się na dole...czyjeś leciutkie obuwie za nim. I nie był to ani Eric, ani Adam.

- “Cześć jestem Sława, to się wymawia S L A V A, przyjechałam z Orlo z Lincoln
- "Razem z Jamesem, tak" - zerknął na nią uważnie - "Morgan Fornster, opiekun Elizjum w Omaha" - przełożył miecz pod ramię zwalniając dłoń.
- “Miło Cię poznać" - powiedziała wyciągając przed siebie rękę -“Wiesz chyba Cię już kiedyś widziałam”
Tremere pocałował wyciągniętą dłoń
- "To możliwe, podróżowałem nieco swego czasu". - westchnął - "Czy moglibyśmy kontynuować rozmowę w spokojniejszej chwili? Szukamy Richmonda Deana, zastępcy komendanta policji w Omaha; powinien być na tym piętrze"
Z tyłu usłyszeli głos Lionela:
- "Slava! Widziałaś? Ten trup na stole to Natalie, nie ma wątpliwości. Plotka która do nas doszła okazała się prawdziwa. Ach, witaj Morgan".
- "Witaj, Lionelu. Natalie Bergmann, zabita mieczem księcia, tak" - nie przerwał zaglądania do kolejnych pokoi, zakątków i szaf.
- “Kim właściwie jest ten Richmond - zwykłym gliną?” - zapytała Slava - “Czy może stanowić realne zagrożenie”?
- "Co tu się dzieje, Morgan? Richmond to oficer policji."
- "Z przyjemnością wyjaśnię całą sytuację...kiedy będziemy już bezpieczni. Sławo, Richmond jest - był - ghulem szeryfa."
- "Za oknem wydawało się bezpiecznie. A tu w środku… tu jest tyle policji, czuję się bezpiecznie."
- powiedział Lionel
- "Więc przestań. Gerold właśnie w tej chwili przejmuje komendę z rąk Marchinga" - odpowiedział coraz nerwowiej przeszukując kolejne miejsca.

Sacrebleu - nie wygląda to dobrze.” - Slava zamknęła oczy i zaczęła w duchu analizować prawdopodobne miejsca w których, ktoś mógłby próbować ukryć się przed wampirami i jednocześnie słuchała.
- "Nie ma go tu".- zatrzymał się - "ale nie ma też żadnego ciała"
-”Gdyby to był wampir z nieznanego klanu, myślałabym że stał się niewidocznym dla oka - ale przecież to ghul"
Po słowach “to ghul” uśmiechnął się. Brakowało tam jedynie słowa “tylko”. Umyślnie przelatując wzrokiem nad Lionelem rzucił - "I tak tego nie użyje" - podał Sławie duński topór rękojeścią do przodu -
Sława przez chwilę ważyła go w rękach, udając ze się nim bawi. zamknęła oczy skupiając się wyłącznie na jednym zmyśle słuchu czekała, na jakikolwiek odgłos życia...

archiwumX 13-06-2015 09:51

Po odgonieniu Billy'ego Eric szybko przeładował rewolwery. Gdy koło niego stanowiska przemieściła się grupa pobratymców ścigających Tzimishe ruszył ich śladem po drodze wyostrzając dla ostrożności zmysły.

TomBurgle 13-06-2015 12:33

- Miał być na najwyższym piętrze; jest jeszcze wieżyczka w rogu- rzucił Morgan ruszając w tym kierunku
-W tej wieży książę i szeryf pijali krew. Ot “krwawiarnia” - opowiedział Lionel, wskazując drogę jakby był u siebie w domu
“Jakie to urocze” pomyślała Slava, zastanawiając się jak ta krwiarnia może wyglądać “ciekawe czy książę preferował filiżanki, czy też był większym tradycjonalistą, i tak jak ona sama doceniał ciepły delikatny posmak świeżej tętniczej krwi”
- Proszę, niech to nie będzie powtórka z wizyty u Anthonego - Morgan jęknął stając pod drzwiami wieży
-A co się działo u Anthonego? - błyskawicznie zagaił Lionel, zdejmując ze ściany kuszę.
- Zaprezentował niezwykłą kreatywność w zaspokajaniu swoich potrzeb- rozejrzał się ostrożnie - To tutaj? -
-Tak - otworzył drzwiczki i odsłoniły się kręte schodki w kształcie śruby - a próbowałeś już krwistych żelatynek? -
- A mówią że to Tremere przodują we wszelakich perwersjach - zajrzał do środka i ruszył po schodach
Cała trójka odbiła się od zamkniętych drzwi na samej górze. Lionel zajrzał do dziurki od klucza. Ktoś był w środku. Fornster zastukał mocno w drzwi. W odpowiedzi usłyszeli skrzypiący metal i trzaśnięcie metalowymi drzwiami, połączone z bolesnym krzykiem.
- Lionel, otwórz te drzwi, jakkolwiek - błagalnym tonem powiedział Morgan szukając po okolicy zapasowego klucza. Za donicami, pod karniszem...
- Tak “panie” jak sobie życzysz - ghul odszedł do tyłu, wziął rozbieg i wbiegł w drzwi używając swojego ciała jak tarana - dokarmisz mnie później krwią! - i jeszcze raz. Za trzecim razem się udało. Drzwi wyrwały się z zawiasów i weszli do środka.

Pierwsze co zobaczyli w tym przytulnym pokoiku do “popółnocnej” przerwy na krew z mlekiem, to słynna średniowieczna żelazna dziewica. A tak naprawdę to niektórzy twierdzili że wymyśloną ją w 19 wieku i przypisano do “mrocznych wieków”, podobnie jak rogate wikińskie hełmy. Żelazna dziewica nie była pusta, ze specjalnych kanalików ściekała krew, prosto do filiżanek. Ot ekspres do krwi. Weszli głębiej i zobaczyli siedzącego na stylowej kanapie młodego człowieka. Bez zarostu, z długimi czarnymi włosami. Oczy miał lekko skośne, karnację trochę ciemniejszą.

- Pozwólcie mi - zaczął Morgan. Zmęczony, ranny i wybitnie niezadowolony
-Witajcie. Przyszliście na kawę? -
- Nie dziś i nie jutro - Tremere odłożył niesiony miecz na półeczkę obok, i nieuzbrojony zaczął krążyć po pokoju
- W takim razie możecie skosztować tego tam - pokazał na żelazną dziewicę - może wam posmakuje. -
- Tego tam? -
- Jeśli chcecie go pomścić, zróbcie to tu i teraz - odłożył filiżankę i wstał - musicie wiedzieć że miałem ważne powody. Jego ludzie zabili mojego ziomka. Zaszlachtowali jak prosiaka, przecięli na pół, a jego ciało rzucili na stos innych zwłok. Dusza biednego Mikase nigdy nie zazna pokoju.-
-Mikase, tego samego który dziś polował tu na wampiry z swoją drużyną łowców. A ty zabiłeś Richmonda na godzinę przed moim spotkaniem z Rainwaterem gdzie mieliśmy zawrzeć sojusz. - skojarzywszy co się stało podbiegł do żelaznej dziewicy i zaczął otwierać narzędzie tortur
-A wampiry polowały na jego rodzinę. Koło nienawiści i zemsty ciężko jest zamknąć. -
- Jesteś tego pewny? - przerwał mu Morgan. - Z tego co mi wiadomo, kto inny porwał twoich współplemieńców - pod nogi Morgana wypadło podziurawione ciało Richmonda - Twoje ważne powody to głupia zemsta na nieodpowiedniej osobie za kogoś kto sam był napastnikiem. Brawo -
- Jeśli chcecie go pomścić zróbcie to teraz, jak już powiedziałem. Nie będę się nad tym rozczulał - coś błysnęło w jego rękach, podszedł do okna.
- Stój - Nawet bez Głosu polecenie miało w sobie to coś, co zatrzymało wilkołaka. Morgan wolnym krokiem podszedł do obcego- Zamordowałeś niewłaściwą osobę i nie okazujesz skruchy. Teraz uciekasz, zamiast pomóc swoim pobratymcom. To jest przykład honoru który nam dajecie?- zatrzymał się dwa kroki od niego - Pewni ludzie ostrzegli was o działaniach Monsanto. Moi ludzie, na moje polecenie. To też liczy się mniej niż twój wyimaginowany krąg zemsty? - był krok od niego - Bezpieczeństwo wilkołaczych bękartów także? -
- Uważaj co mówisz. Jestem spokojnym człowiekiem, ale czasami… - otworzył okno.
- Czasami budzi się Bestia- zapauzował - znajdź tą dziewczynę która przekazała wam akta. Zapracuj u niej na rozgrzeszenie; nikt cię też nie zaatakuje żebyś mógł powiedzieć: miałem rację. A gdybyś kiedyś chciał dowiedzieć się kto faktycznie zabił Mikase...-
-Same kłamstwa. Manipulacja. Półprawdy. Jesteś wręcz wzorcowym przedstawicielem swojego gatunku. Nigdy się nie dogadamy. Sojusz nie jest możliwy. -
- A ciebie twoi będą się wstydzić; Johann wspominał znacznie lepszych, a i ten który odwiedził Elizjum lata temu był z zupełnie innej gliny. Uciekaj, skoro tyle potrafisz -
Slava podbiegła do okna, wychyliła się przez nie patrząc z ciekawością na oddalajacego się po dachu nieznajomego, gdy zniknął w ciemmności nocy odwróciła się do Morgana i Lionela
-Czy ktoś mi może do jasnej ciasnej wytumaczyć co to się do licha dzieje, kto tu był taki mądry żeby wplątać się w konflikt z wilkołakami, i to jeszcze teraz kiedy poluje na Was Sabat - co to jest sala samobójców? -
- Formalnie...książę Vladimir swoimi próbami udomowienia kilku z nich. Praktycznie? Sabat, wilkołaki, łowcy...uderzyli jednocześnie. -

Brilchan 15-06-2015 23:50

Spotkanie Adama z jego świtą(przed przyjazdem do Castle)

Estraicher poprosił Antoniego żeby wypuścił go w pobliżu sądu i poczekał około 15 minut aby mógł zająć się utrzymaniem Maskarady.

Czekało tam na niego dwóch jego guholi Szymon weterynarz, rzeźnik który zajmie się rozczłonkowaniem zwłok i Bill budowlaniec którego zadaniem tej nocy będzie błyskawiczne usunięcie śladów strzelaniny w sądzie. Wzięli ze sobą trzech dawców krwi dobrze opłacanych przez Adama silnych rolników którzy nie mieli problemu z użyczaniem tego życiodajnego płynu.

- Czy wszystko poszło zgodnie z planem ? - Spytał wampir jednocześnie skanując przedmioty podarowane mu przez Lasombre za pomocą Nadwzroku nie wykrył nic niepokojącego.

- Tak, Proszę Pana. Wszyscy są bezpieczni w schronie dostali zakaz opuszczania go - Regent skinął głową po czym szybko wyjaśnił sytuacje w jakiej obecnie się znajdowali. Przekazał swoim ludziom akta anarchisty i kazał zabezpieczyć schron przed intruzami którzy mogli by go znać poprzez zastawienie pułapek.

Ustalił też hasła rozpoznawcze, gdyby zjawił się przed nimi bez podania haseł i wykonania gestów mają go natychmiast zaatakować gdyż będzie to wróg w przebraniu.

Nakarmił ich dodatkową porcją krwi którą natychmiast uzupełnił z trzody następnie pokazał im ciała gangsterów oraz ślady po płomieniach i kulach które trzeba zamaskować w pierwszej kolejności. Jego ludzie mieli doświadczenie w tego typu sprawach. Ciała zostaną rozczłonkowane i przewiezione w foliowych workach następnie wypompują z niech ostatnią zdatną do spożycia krople krwi która wyląduję w chłodni schronu a resztki zwłok zostaną przemielone na papkę dla świń.

Walka z Sabatem
James poszedł pierwszy, skradając się z karabinkiem w dłoniach. Im bliżej wyjścia, tym intensywniejszy stawał się zapach benzyny. Widać było, że tunel kończy się w zabudowanym pomieszczeniu, być może piwniczce któregoś z domów. Gdy James był metr od wyjścia, rozległ się krótki krzyk w nieznanym języku. I cisza.
James strzela serią z Tommy guna do wewnątrz pomieszczenia, a potem wskakuje.
- JETZT, DU SCHWEINE!! - Rozległ się krzyk, równocześnie z serią
- Teraz kurwiszonie, nie słyszałeś? - Powtórzył drugi, skrzeczący głos, gdy seria się kończyła.
James wbiegł do środka, ale drogę zagrodziła mu drobna Azjatka z wiadrem. Chlusnęła na niego śmierdzącą jak benzyna cieczą. W wąskim przejściu unik nie wyszedł. James jest cały mokry. Z boku widać starszego Azjatę, również z wiadrem, szykującego się do ataku.

Jest to jakaś piwniczka, widać jakieś kuferki, słoiki, rowery, stare książki podłoga jest mokra. Na schodach widać Nosferatu z ogromną wikińską siekierą bojową, a na samym szczycie starszego mężczyznę. Dziadek jest obwieszony dynamitem, w ręku ma zapalniczkę. Zaczął coś krzyczeć w nieznanym języku, ale innym niż poprzednio.

-Spierdalajcie, albo wysadzi wszystko w powietrze- przetłumaczył Nosferatu.
James spojrzał ze wzgardliwym uśmieszkiem na Nosferatu
- Zginiecie szajbusy z nami, tego chcecie?! Myślałem, że jesteście prawdziwymi wampirami, nie tchórzami, ty podobno jesteś wojownikiem, ten topór to tylko zabawka na pokaz, czy umiesz nim machać? Załatwię cię bez broni, zakład?
Przez chwilę wydawało się, że Nosferatu faktycznie odłoży topór i wyjdzie na środek bić się z szeryfem na pięści. Kapłan szybko jednak przywołał go do porządku, wrzeszcząc coś w kolejnym niezrozumiałym języku. Mimo że Nosferatu pewnie nie zrozumiał, to przekaz był jednak oczywisty.

Adam i James stali na końcu tunelu, Azjatka, która oblała Jamesa uciekła i usuwa się z drogi kryjąc się za kufrem by dostać się do kapłana trzeba jakoś ominąć Nosferatu, który stał na drodze niczym mur.

TNT rzucił włączoną zapalniczkę marki Zippo na środek oblanego benzyną pokoju
James strzelił do starego azjaty, który zamierzał oblać Estreichera benzyną. Kule zabiły go natychmiastowa, dziadek, Liu Kun nie zdążył nic zrobić.
Adam wyskoczył na środek i złapał zapalniczkę. Była gorąca i płonęła, odruchowo odrzucił ją, ale zachował tyle rozsądku by rzucić do tunelu, w którym nie było benzyny.


Billy dzielnie trzymał w rękach topór, wciąż oczekuje na atak ze strony Adama.
Regent postanowił użyć podstępu i zamiast atakować grabarza postanowił odebrać mu broń, która dawała mu przewagę. Billy dał się zrobić, zablokował cios, ale jego topór został uszkodzony. Ledwo się trzyma i się połamie przy uderzeniu. Estreicher nie chciał dwa razy powtarzać tej samej taktyki. Nawet gdyby mu się udało musiałby złapać głownie siekiery i miałby zajęte dłonie głownią a wróg zyskałby improwizowany kołek, którym by dźgnął odsłoniętego Adama. Zamiast tego spróbował uszkodzić prawe kolano przeciwnika, aby ograniczyć jego mobilność.

Atak się powiódł, przerwałeś skórę, ale nie zrobiło to na Billym większego wrażenia. James rzucił opróżnionego z nabój Tommy Guna i ruszył z pazurami na nosferatu, próbując wziąć go w dwa ognie z Adamem.
TNT widząc, że walka przybiera niekorzystny dla niego obrót wbiegł po schodach i zniknął za drzwiami James doskoczył do Nosferatu i go zranił
Adam nie dał rady uskoczyć przed ciosem topora, został ciężko ranny, ostrze topora został w jego klatce piersiowej.

Regent, który drugi raz dzisiejszej nocy otrzymał podobną ranę miał czas jedynie żeby pomyśleć, że powinien był jednak zniszczyć tą głupią broń, kiedy miał okazje.
Biedny Billy próbował dosięgnąć Szeryfa styliskiem zniszczonej broni, która stała się kołkiem jednak nie miał szans trafić i ponownie dostał pazurami. James nie dał rady wyprowadzić tak udanego ataku jak poprzednio, ale wystarczyłoby zniszczyć Nosferatu. Biedna umęczona dusza starego grabarza alkoholika może już odpocząć od wiecznego grzebania w jego głowie.
Jego trud już skończony.

Adam wyleczył się i może chodzić, wiedział, że rany od topora wkrótce znikną.
-Goń TNT ja się pożywię i zaraz do ciebie dołączę - Powiedział do Gangrela.


James czuł ekstazę płonącej w żyłach krwi, kiedy jego kolejny cios przebił głęboko pierś Nosferatu. Dupek myślał, że ma szanse, typowy kretyn z Sabatu, teraz unicestwiony.
Głos Adama wybił go z rozmyślań.

-Już ja dorwę tego pajaca...- Pobiegł zobaczyć czy drzwi można sforsować.

Tymczasem Estreicher dopadł do ukrywającej się kobiety i wbił w nią kły, aby się pożywić i zaleczyć rany. Przez chwilę zastanawiał się czy nie nie lepiej pożywić się z trupa chińczyka, co wydawałoby się bardziej humanitarne. Uciszył jednak sumienie dziewczyna próbowała ich zabić, będzie bardziej pożywna a byłaby groźna, bo mogłaby zajść go od tyłu podczas żywienia. Zamierzał zostawić ją przy życiu i pozbawić przytomności, aby nie stanowiła zagrożenia będzie można potem przepytać a może nawet uczynić służącą?

Gdy tylko poczuje w martwym cielę ożywczą krew wezwie moce Nadwzroku i szybkości. Aby poszukać pułapek, które mógł zostawić Tazmisce, aby w razie, czego ostrzec towarzysza broni. Jeżeli pułapek nie stwierdzi łapie improwizowany kołek, jaki został po broni Billa i biegnie tropem aury TNT wskazując Szeryfowi kierunek.

archiwumX 16-06-2015 11:32

Eric zgrabne wyskoczył przez okno za Alisterem i szybko go znalazł w towarzystwie zwierzęcych ghuli. Gdy przybliżył się do krzaków, w którym się ghule ukrywały Eric cicho zawołał sługę przyjaciela:
- Alister! Co tu się dzieje?

Halfdan 17-06-2015 22:36

Chris i Sue pędzili najszybszym samochodem jaki znaleźli w Snyder. Ford Mustang dał radę i wraz z dziwnym rudym Geroldem który ocalił dziś wiele istnień ścigali tego złego Gerolda, który uciekał z więźniami wozem strażackim. Zanim znaleźli odpowiednie do pościgu auto i namówili chudego Stanleya by im pożyczył jego ukochany samochód na który oszczędzał dwa lata, minęło kilka chwil. Zdawałoby się że już po wszystkim i że ich zgubią, ale do Omahy prowadziła jedna droga, z rozwidleniem na dwie po 15 milach. Zdążyli dosłownie w ostatniej chwili. Oba samochody ruszyły na południe i po pewnym czasie zgodnie z zaleceniami rudej wampirzycy zaczęli wyprzedzać. Zbiry siedzące na dachu różniły się od tych co atakowały wioskę - nie był to przebrany murzyński gang. Szybko ostrzelali samochód, przestrzelili opony i trafili Sue w brzuch a Chrisa w rękę. Zatrzymali się w polu, ale tyle wystarczyło by wampirzyca niezauważona przedostała się do samochodu w formie mgły.

Mężczyzna nie wiedział do końca co się dzieje. Siedział stłoczony z innymi w ciasnym samochodzie, w dodatku był przykuty kajdankami. Była tam jeszcze dziwnie ubrana nastolatka, cała ubrudzona krwią oraz gościu w masce. Patrząc w oczy jego kolegom z celi, coś im tłumaczył:
-Jak się nazywasz? - zapytał zamaskowany
- Anthony Marching - odpowiedział pierwszy więzień
- A ty? - maska zapytał
- Morgan Forester, hie hie - odpowiedział drugi więzień
- Dobrze. Co macie zrobić? - Gerold upewniał się że dobrze zrozumieli instrukcje.
- Pójść do North Point, do małpiej dzielnicy. Wybrać sobie jakąś czarną czekoladkę, dziewuszkę, najlepiej taką cnotliwą - zaczął Anthony
- Hy hy, niewydymkę! - wtrącił się Morgan
- I jak już ją znajdziemy to mamy się z nią zabawić. Mamy nie zabijać i koniecznie pokazać jej nasze twarze. I przypadkiem zostawić dokumenty które nam dasz. Później mamy zwiewać i kogoś zabić po drodze. Koniecznie czarnego. Na środku ulicy, tak żeby wszyscy widzieli - kontynuował Anthony.
- A później chodu! - Morgan też chciał coś powiedzieć - hy hy, a możemy kogoś jeszcze przecwelić?
- Możecie. Później dacie się aresztować, ale nie martwcie się, szybko wyjdziecie. Za znęcanie się nad zwierzętami dostaje się tylko karę grzywny - zapewnił ich Gerold
- Hy hy, bambusy, hy hy! - rechotał Morgan

Nastolatka siłą przeciągnęła ich do reszty i przykuła kajdankami. Później wzięła kolejnego.
-Jak się nazywasz?
-Joha… Michael - w głowie miał mętlik. W końcu jak się nazywał?
Gerold trzasnął go w twarz.
-Jesteś Johann. Wiesz gdzie jest jakieś przedszkole? Pójdziesz w dzień na plac zabaw i… - coś mu przerwało
-Kurwa, Gerold patrz! Ktoś tu się nam wjebał w formie mgły! - Maria pokazała w róg. Mgła jakby się ukrywała i była trudna do zauważenia, ale dziewczyna miała wzrok jak sokół.
-Jason? Nie zjarałeś się? Jak ci się udało... - Gerold chwilę popatrzył - To chyba nie jest Jason. Mamy tu jakiś ogień? A może po dobroci przedstawisz nam się?
- Jesteśmy w wozie strażackim - zauważyła Maria.




Alister kuśtykał jak najdalej od tego piekielnego dworku. Chyba czas przejść na emeryturę. Przystanął na chwilę i nastawił swoją nogę, by następnie zaleczyć ją krwią. Została mu już resztka, musi odszukać Adama by uzupełnił jego zapasy. Ale to potem, najpierw musi wyjść z tego żywy. Zaczął biec między drzewami w stronę ulicy. Gdy był już na skraju zatrzymał się i zamarł. Na środku stał największy pies jakiego widział w życiu. Większy niż Bernardyn, ta rasa chyba nazywa się Nowofundland. Chryste panie. W panice ghul popełnił prosty błąd - spojrzał psu w oczy. Zwierzę zaczęło warczeć i ruszyło powoli w stronę Alistera. Ten skręcił w bok i ujrzał drugiego kundla, również dreptającego powoli w jego stronę. Rozejrzał się nerwowo i wypatrzył jeszcze dwie sztuki. ~Kurwa kurwa kurwa, mało mi wampirów z toporami, to jeszcze teraz psy - myśli biegały chaotycznie po głowie ~ Zaraz, zaraz a to co to jest do cholery. Wilk? No bez jaj!
Alister nie wytrzymał i rzucił się do ucieczki. Psy błyskawicznie ruszyły za nim. Przebiegł może połowę drogi, gdy coś wskoczyło mu na plecy, wywalając go na ziemię. Pomocy! - wykrzyczał, ale nie spodziewał się że nadejdzie ona tak szybko. Zobaczył innego, groźnie wyglądającego psa, który zaczął warczeć na te które go goniły. A tuż za nim był ten duży wampir, Eric. Wygląda na to że kolejny raz dzisiejszej nocy będzie zawdzięczał życie klanowi Tremere.





Chin Wei patrzyła bezradnie na swojego wuja, którego źli ludzie nafaszerowali ołowiem. Wcześniej do ich domu przybyły potwory. W jej rodzinnych stronach to jest normalne, niespokojne głodne duchy wracają z martwych by załatwić niedokończone sprawy i nasycić głód życia. Tutejsze potwory były inne, nie miały celu w swoim nieżyciu. Potrafiły tylko niszczyć, zabużać delikatną równowagę. Nagięły jej wolę i kazały chlapać tymi wiadrami. A teraz coś takiego, wuj nie żyje. Dobrze że reszty domowników nie było w domu. Honor jej rodziny został jednak splamiony, a ona musiała go odzyskać. Podniosła z ziemi zapalniczkę i już chciała podpalić wszystko dookoła i uciec do tunelu, gdy jeden z potworów powstał ponownie z martwych i ją złapał. Poczuła przyjemne uczucie i powoli zaczęła odpływać. Poczuła jednak dym. Czyżby jednak udało jej się podpalić potwory?


Adam skończył się pożywiać i ruszył za Gangrelem. Ten zdążył już otworzyć drzwi i do środka wleciały kłęby dymu. Toreador zamknął oczy i przywołał swoje zmysły. Oprócz wszechobecnego zapachu benzyny, usłyszał skwierczenie podpalonego drewna. Dom w którego piwnicy się właśnie znajdowali płonął. Próbował usłyszeć uciekającego TNT, ale o dziwo nic nie było słychać. Dziwne.
-James, cały dom płonie, wszystko jest zalane benzyną. Widocznie zdradziecki TNT spisał swojego kompana Billego na straty i podpalił wszystko. Obawiam się że straciłem jego trop. Ganianie się z nim po płonącym domu nie jest zbyt rozsądne. Ja muszę się wycofać, potrzebuję więcej krwi!


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:18.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172