- Mam podać jakieś pełniejsze miano niż Stephen, podopieczny Amosa Dwerryhouse'a, Opiekuna Elizjum? - kobieta przyjęła odpowiedź i formalnie pożegnała wampiry. Amos z błyskiem w oku odwrócił się do podopiecznego i machnął zapraszająco ręką, ale nic nie powiedział. |
-Stephen Herrman |
- Jesteś znacznie skromniejszy niż ja - Amos chichotał jeszcze chwilę po wyjściu kobiety - Spodziewała się co najmniej tytułu przyszłego kata tego miasta, jeżeli nie nawet szeryfa. A tu taki psikus. "Play a Sucker to Catch a Sucker" - |
-Czasem warto trzymać karty przy orderach... |
- Więc karty są już na miejscu, a teraz wypadałoby przypiąć ordery! Księżna się tym zajmie, jestem tego pewny - |
-Miejmy nadzieję. Noc była pełna wrażeń więc przydałby mi się spoczynek... |
- Jeżeli chcesz, są wolne pokoje u góry. Ale prawie przyzwyczaiłem się już do twojej niezależności - Dwerryhouse wstał. Zachwiał się, przez chwilę walcząc ze swoim ciałem. Do świtu były jeszcze prawie dwie godziny a on już przymierzał się do spoczynku- Nie zapomnij pochwalić się kiedy ugrasz coś u Księżnej - |
-Postaram się Spephen udał sie na piętro żeby zając jakiś wolny pokój po czym długo leżął w ciemności gapiąc się w sufit i odtwarzając w pamięci wydarzenia dnia |
Łóżka rezydencji były całkiem przyjemne - szerokie, miękkie materace w które zapadało się jak w toń. To co z zewnątrz wyglądało jak zasunięte rolety było jedynie zmyłką - w środku okna były po prostu zamurowane. Stephen nie był już niepokojony aż do momentu kiedy jego ciało zesztywniało, a umysł zapadł w spoczynek. |
Przez dzień miasto odżyło - i późnym wieczorem, kiedy Stephen w końcu mógł wrócić do swojego Belmont mogło się wydawać że nic się nie stało. Żaden zamach stanu, żaden stan wyjątkowy. Żadnych wybuchów i strzelanin w stolicy. ...ale pod tą kołderką spokoju gotowało się niezwykłe bagno. Wczorajsze wojsko na ulicach złapało oba lokalne gangi z opuszczonymi gaciami. Wszyscy mieli głęboko w dupie okazjonalne strzelaniny, tak długo jak dotyczyły wyłącznie członków gangu. Ale kiedy żołnierze otworzyli ogień... Z prawie trzydziestu bandytów przeżyła ponoć tylko trójka - i wszyscy gdzieś się zaszyli. Ale jak już zauważyli bywalcy nightclubu, ktoś tą pustkę wypełni. A wszyscy bali się że będą to członkowie Jamaat. Łyk świeżego powietrza który wdarł się do klubu wraz z wchodzącymi gośćmi, przyniósł Stephenowi znaną woń. Tailes - albo ktoś inny z jego ośrodka badawczego - był gdzieś blisko. Nikt inny nie pachniał taką mieszanką chemii i morza. Feel free opisać nightclub swojego przyjaciela |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:28. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0