Adam był zagubiony, ostatnie wydarzenia zmieniły jago życie. Wizyta w klubie, gdzie został pobity. Spotkanie tajemniczego człowieka który go uratował poprzez zamianę Adama w wampira. " Przecież obiecał mi pomoc, gdzie on jest?" - myślał Adam siedząc w pokoju. Ciszę jego rozmyśleń przerwał denerwujący dźwięk telefonu. - Carolina Diaz zaprasza na spotkanie u siebie za godzinę. Wielkim nietaktem byłoby spóźnienie się. Czekamy - Powiedział głos w słuchawce. " No nic, trzeba się poznać z nowym światem, jedynym światem..." Rzekł sam do siebie i udał się na spokanie. |
Stephen uśmiechnął się -Mam nasłuch na policyjnym radiu, przydatna rzecz wiedzieć gdzie z radarami stoją... Zanim ktoś za mordę chwycił szeregowych funkcjonariuszy zdążyli co nieco nadać, wiedziałem że coś się wydarzyło, że wezwali kryminalnych i sporo radiowozów do pilnowania perymetru oraz zarządzili wezwanie do roboty dodatkowych ludzi. O tym że był zamach dowiedziałem się dopiero tutaj, ale wszystkie znaki w eterze wskazywały na coś dużego |
-Nigdy cię nie zawiodę Królowo Podziemi - odpowiedział, zachowując się jak kot na jej dotyk. -Obserwuj moje oczy. Odbije się w nich grymas twarzy twych wrogów - po tych słowach zaśmiał się krótko wyobrażając sobie co mógłby zrobić, gdyby naprawdę trafił na jej wrogów. Gdy przybyły nowe twarze Devon chodził między nimi starając się przywitać każdego. Porażająca charyzma zobowiązywała. Czuł jednak jak wszyscy patrzą na niego. Nie był w stanie dobrze określić co jest w ich wzroku, ale był pewien, że nic dobrego. "Pewnie czują się ode mnie lepsi (Ważniejsi) Pokażę wam co potrafię, pokażę wam (Zobaczycie)" Zza zasłony na swoich wspomnieniach, którą na zawsze chciał mieć przysłonięta, wyciągnął jak to na wszelkich imprezach, czy to firmowych czy ze znajomymi zawsze był tak, gdzie coś się działo. Wiedział co kto o kim mówi i wiedział dlaczego. Nigdy nie pił albo udawał, że pije tak więc ludzie dookoła niego, coraz bardziej wstawienie robili się coraz bardziej wylewni, a informacje jakie mógł później wykorzystać rosły. Prychnął sam na siebie, że wspomina ten żałosny okres swojej egzystencji, jednak było to coś co należało wykorzystać. Przechadzał się wiec między zebranymi nasłuchując i obserwując uśmiechając się ładnie do każdego . Andrew przyciągnął jego uwagę dość szybko. Jego kolory wyróżniały się na tle innych. Nie ufał już w pełni tej nowej zdolności. Wolał obserwować mowę ciała, a pomarańcz użyć jako dodatek. Już raz zawiódł... Raz zawiódł, ale teraz to się nie powtórzy. Był pewien zdenerwowania tego wampira. Był pewien! Zaczął wpatrywać się w niego intensywnie z rosnącym uśmiechem na twarzy. "Kochanka Ciemności to dojrzy. Ona zawsze mnie widzi (Zawsze jest blisko) Będzie wiedziała (Jest najmądrzejsza) Nie podejdę i nie powiem (To nie wypada) Poczekam, aż zobaczy. (Zobaczy, zobaczy)" |
Gdy wszyscy już rozsiedli się w salonie jej willi, Carolina rozpoczęła spotkanie: - Jak wszyscy wiecie – Carolina nie dopuszczała do siebie sytuacji, w której Toreadorzy nie interesują się polityką – za 14 dni odbędą się wybory prezydenckie. Jednakże tutaj pojawił się niewielki problem, ponieważ ktoś – potoczyła wzrokiem po zebranych – zdecydował się zorganizować nieudany i niechlujny zamach na faworyta tych wyścigów. Powiązania o wpływ kogoś ze spokrewnionych są wnioskiem nasuwającym się bezsprzecznie. Księżna w swej łaskawości dała termin 7 nocy na ustalenie, czy ktokolwiek z klanu Róży maczał palce w tym wydarzeniu. Po chwili kontynuowała: - Po upływie tego czasu, problem ulegnie eskalacji. Zanim zacznę formalne śledztwo, chciałam dać szansę na wypowiedzenie się każdemu z was. Carolina spojrzała na każdego z obecnych studiując ich reakcje. Jej wzrok padł również na Devona i prześlizgnał się po nim, jak gdyby nigdy nic. Jeśli nawet zrozumiała jego znaki, nie dała po sobie poznać - Andrew, bądź łaskaw rozpocząć. – dodała z niewielkim uśmieszkiem. |
Kwestia finansowania Ferrostaal poruszyła zarząd. W sumie David mógł się tego spodziewać. Miał chwilę zanim przybyli goście, a nie chciał zostawiać niedomówień na tym etapie. Rozsiadł się wygodnie na kanapie w korytarzu i zaczął pisać maila na swoim smartphonie. Kliknął "Wyślij", gdy na podjazd wjeżdżali pierwsi goście. Wstał szybko i poprawił garnitur. --------------------------------------------------------------------------------- Przy stole obserwował wszystkich uważnie. Etykieta wampirów nie różniła się od etykiety zwykłych ludzi. On był w tej najniższej grupie jeśli chodzi o znaczenie. Dlatego obserwował. Słuchał z uwagą. Był to jeden z tych momentów, gdy odezwanie się niepytanym mogło pogrzebać jego dalszą karierę w klanie. O nie, do tego nie mógł dopuścić. Jednak David zawsze unikał pośpiechu. Jak wtedy, gdy Diaz zabrała go na pierwsze polowanie. Tak, polowania były emocjonujące. Każde kolejne coraz bardziej. Ale polityka wewnątrz firmy, którą zarządzał, albo wewnątrz Klanu Róży również była pełna emocji. David pogodził się ze swoim nowym istnieniem i czerpał z niego pełnymi garściami. |
- Druga po Tobie, kochany? - spytała Lisa wyniośle i prychnęła z pogardą. Druga? To tak, jakby była już nikim. Blondynka straciła całkowity szacunek do tej kobiety, a tym bardziej biorąc pod uwagę, że była kobietą. Odepchnęła się tyłkiem od biurko i ze stukotem swych nieśmiertelnych jak ona obcasów, podeszła do Kasadiana, a podczas tej krótkiej chwili, jej biodra zakołysały się hipnotyzująco. - Druga, to tak, jakby żadna - skomentowała krótko po czym jej ton głosu zmienił się znowu na słodziutki - Musimy z Tobą jechać? To znaczy, czy Ty w ogóle musisz jechać? Nie możemy sobie tutaj zostać, sami? - spytała, ale jego spojrzenie było wystarczającą odpowiedzią. Jak zwykle odsunął się od niej, by nie dać się zmanipulować jej dotykiem. Zawsze pchała te swoje smukłe łapki w jego kierunku, a on nic sobie z tego nie robił, czym ją złościł. Wolał więc dać krok w innym kierunku, by nie musieć znowu uspokajać Lisy. Blondynka jak zwykle była niezadowolona, bowiem co by ją zadowoliło? Chyba tylko uwielbienie wśród tłumów, to by był raj i marzenie. Bez pytania i pozwolenia udała się do siebie, by wygrzebać z szafy jakąś kreację na ten wieczór. Co by pasowało najbardziej? Chyba coś oficjalnego. Wyciągając czerwoną suknię, zamyśliła się z uśmiechem na twarzy. To w niej po raz pierwszy udała się na polowanie, najadła się do syta i ponownie mogła korzystać z mocy poprawiania wampirzego wyglądu. Mogła być piękna, zawsze. Rzuciła czerwoną sukienką na łózko, zdecydowanie wykluczając ją z wyboru na dziś. Przesuwając ręką wieszaki, w końcu znalazła. Elegancka, krótka, czarna, obcisła, z dekoltem... To była idealna kreacja. Klasyczna sukienka, w której zdobyła serce Kasadiana. A przynajmniej tak jej się zdawało, że zdobyła. Szybko wbiła się w swój seksowny strój, dobierając do niego czerwony żakiet oraz buty tego samego koloru. - Jestem gotowa, Kasadianie. - mruknęła uroczo wyłaniając się zza framugi drzwi, z pożądliwym i kuszącym spojrzeniem. |
Nasłuch na policyjne radio? - pomyślał nie przestając się uśmiechać iście estradowo. Ciekawych rzeczy się tutaj dowiadywał. - Czyli mamy się bawić w agentów specjalnych, dobrze zrozumiałem? - upewnił się co do słów swego mentora - Bo to nie mój świat. Wiesz przecież ojcze, że jedynie z czym się bawię to z iluzją, ale skoro i tak mamy się zbliżyć do miejsca.. akcji - zaakcentował mocno te słowo - To może pojedziesz z nami? Oferuję siebie i swoje skromne auto - zaproponował z lekkim teatralnym ukłonem. Całe jego życie i nieżycie to była jedna wielka gra więc i takież gesty przeszły u niego do codzienności. Czasami nieco irytujące w odbiorze, ale taki już był i nawet własna śmierć nie miała sił tego w nim zmienić. |
- David, mój as w rękawie - żart generała wywołał gorzki uśmiech na sinych ustach Akermana - Powiedz mi, próbowałeś może ostatnio zabić prezydenta? Mógł się domyśleć, że o to chodzi. Zrobiło się naprawdę gorąco w związku z tą aferą. Ale dotychczas David sądził, że to były typowe, ludzkie przepychanki. - Jedzie tu Dwerryhouse z swoimi pupilkami, będą mi wciskać kit że nie mają pojęcia o czym do nich mówię. Plan jest taki: zrobię z was zespół, a ty będziesz w nim bo stary Neema ci kazał. Zgrzytnął zębami. Nie lubił się z nikim zwąchiwać. Był solistą. W jego mniemaniu Dwerryhouse to kolejny, nienasycony stołkami dupek. Tudzież jego "pupilkowie" niespecjalnie go obchodzili. Ale cóż, wiedział że ma dług u generała i kompromisy były wpisane w jego spłacanie. Kiedy pod knajpę zajechał wóz na długich światłach, David wiedział kto znajduje się w środku. Odruchowo poprawił swój "look" w lustrze i przeszedł do przedsionka, aby przywitać się z gośćmi. Nie pozwolił sobie (jeszcze) na jawną butę wobec Dwerryhousa, ale jego towarzyszy taksował drapieżnym wzrokiem. Obserwuję was i oceniam - zdawały się mówić oczy hazardzisty. - Sir Amos, to dla mnie zaszczyt - powiedział zupełnie nieszczerze - Panowie - skinął głową na jego ludzi. W sąsiednim pomieszczeniu, przez uchylone okno ulatywała właśnie woń spalenizny. Jedyny ślad po nowej wiedzy Davida. Pomimo jej posiadania wciąż niewiele wiedział o jednym z nowych gości. Persona drugiego była trochę jaśniejsza. Prawdopodobnie sztukmistrz. Ciekawe. Postanowił poczekać aż tyradę rozpocznie dwóch nestorów, a chwilowo sam ograniczył się do obserwacji tamtej dwójki. Dokładnie śledził każdy ich gest, sposób poruszania się i mówienia. Wbrew pozorom z takich rzeczy można było wyczytać więcej niż z niejednej biografii. Sam starał się zdradzać jak najmniej. W pewnym momencie zamierzał wtrącić: - Mamy jakikolwiek punkt zaczepienia w tej sprawie, czy zasuwamy z partyzanta? - wykrzywił się sardonicznie. |
Stephen Herman, Matthew Welsh - Skoro tak mówisz, mój młodzieńcze... - starszy mężczyzna odwzajemnił uśmiech, świadomy kłamstwa lub nie - Nie, nie agentów specjalnych - ci będą na scenie i tak. Detektywów-konsultantów, jeżeli jesteście choć trochę oczytani - obaj słuchacze byli na tyle obeznani z figurami retorycznymi iż widzieli że mówi jedynie abykupić sobie czas na przemyślenie czegoś ważnego- Nie podejrzewa was. Ja was nie podejrzewam - w końcu wyrzucił z siebie tą myśl - faktycznie, karkołomną przy ich obecnej wiedzy - W kilku słowach: jesteście dzikimi kartami w większej rozgrywce. Mniej dzikimi dla mnie, bardziej dzikimi dla niego... - - Nie interesuje mnie samo efekt śledztwa; nie interesuje mnie nawet sam zamach. Chcę żebyście dowiedzieli się kto będzie próbował wpływać na prace, w jakikolwiek sposób. Prowokujcie, kolaborujcie, odwracajcie uwagę - no holds barred, przynajmniej tak długo jak nie naruszycie żadnych Praw - Stephen Herman, Matthew Welsh, David Akerman Kiedy goście w końcu wysiedli z samochodu Matthew, przyszedł czas na powitania. W ciasnym przejściu knajpki nastąpiły formalne powitania. Zajęły tylko kilka minut, po którym i generał i ambasador zamknęli się w chłodni, zostawiając "młodzież" samą sobie w otoczeniu kilku stojących bezmyślnie żołnierzy. Co, w oczywisty sposób, zachęcało do konfrontacji. [***] Po kilkunastu minutach starsi w końcu opuścili malutkie pomieszczenie. Sir Dwerryhouse kilka kroków za generałem; obaj z marsowymi minami i śladami stresującej dyskusji - choćby dopiero co wymiętymi klapami munduru. Omietli wzrokiem zastaną sytuację, choć najwyraźniej komentarze zostawili sobie na później. - Panowie - pierwszy odezwał się Trevis - Klan Ventrue podjął oczywistą decyzję wsparcia Księżnej w polowaniu, a jako szeryf i jej pełnomocnik przyjmuję tą pomoc - formalny język brzmiał dziwnie w ustach tego niechlujego oficera - Mówiąc prościej, a treściwiej: każdy z nas ma wziąć czynny udział. Koordynacja i przygotowanie do łowów - wskazał na siebie - Zgodnie z ustaleniami, zajmę się przesłuchaniem zamachowca - sir Dwerryhouse lekko się skłonił, gładko wchodząc przedmówcy w słowo - A wy trzej, wraz z Tremere który zaraz tu przyjedzie, uderzycie na resztę współpracowników tego skurw.. - urwał, jakby uznał że zbytnio się rozpędził - Przez "uderzycie" generał miał na myśli usuniecie wszelakie ślady ich istnienia przed przybyciem tam śmiertelnych śledczych - na twarzy ambasadora nie było spodziewanego kpiącego uśmieszku - Adres, zdjęcia całej piątki... - szeryf odbierał kolejno od żołnierzy trzymane przez nich przedmioty i rzucał je na barowy stolik pomiędzy niedojedzonego hamburgera a coś co wyglądało jak plama krwi - Sami ustalcie sobie łańcuch dowodzenia, chcę go znać przed wyjściem - czwarty członek zespołu najwyraźniej odpadł w przedbiegach - I, oczywiście, nagroda, czym byłby wyścig bez nagrody? - Dwerryhouse zatrzymał całą scenę w bezruchu - Mała Domena, łaska księżnej przy ubieganiu się o wolne stanowisko i pół miliona z mojej kieszeni - Adam, Berevand, Devon Ravens, Carolina Diaz, Dawid Whetstone Andrew Norton, najmłodszy potomek księżnej, będąc wywołany przestał wpatrywać się kolejne twarze przy stole i obrócił się przodem do Starszej. - Trzy godziny temu, o 17.05 dokonano zamachu na prezydenta. Niecałą godzinę przed zmierzchem. O 19 zadzwoniła do mnie księżna Newton, prosząc o moją osobistą ochronę dla pani Bland, kontrkandydatki prezydenta. Przekazałbym ci tą informację już przez telefon, pani Diaz, gdyby nie fakt że najwyraźniej ostatnimi czasy maniery odpadły z listy kryteriów wyboru twoich sekretareczek - pozwolił sobie dodać wywód poza tematem. - Moje zdanie, skoro jesteśmy we własnym gronie? Ktoś odwraca naszą uwagę. Od czego? Nie wiem. Ale całą pewnością wiem że gdybyś to Ty, pani, chciała żeby ktoś w tym kraju zginął, byłoby to zrobione do końca, a nie mam powodu szacować możliwości innych Starszych wiele niżej. Więc, zamach nie był celem sam w sobie. Nie żeby miało to jakieś znaczenie: głównym problemem jest naruszenie Maskarady - Kasadian Vouge, Lisa Langdon, Isobel Donovan Lisa Langdon Lisa uśmiechnęła się szeroko zakładając nogę na nogę, odsłaniając swoje zgrabne uda. - To co? Już sobie wielmożna dama przypomniała o wszystkim? - spytała uroczo, jak typowa, głupia blondyneczka, a jej uśmiech ciągle promieniał. Zarzuciła włosy na plecy i westchnęła teatralnie oglądając swoje paznokcie. - Nie rozumiem, czemu niektórzy tak się pysznią, kiedy są tylko “drudzy z kolei”. To tak, jakby być nikim, nie sądzisz? - spytała niewinnie, nie zwracając na kobietę nadmiernej uwagi. Harriet ciągle milczała, z smutnym uśmiechem siedząc w swoim fotelu. Ona, dla odmiany, całą uwagę poświęcała grymaszącej dziewczynie. Skupione spojrzenie nie schodziło z Lisy nawet na moment, jakby przewiercała się przez ciało na drugą stronę. Lisa wstala chwile po tym, jak wampir wyszedl. - Dowiedz sie wszystkiego o tym zamachu i przekaz informacje Kasadianowi. Ja nie mam czasu na pogawędki z kimś drugiego rzędu. Żegnam. - - Jesteś moim gościem, więc nie będę cię zatrzymywać. Ale od tej pory nie masz tu wstępu - pierwszy raz w głosie Harriet przebiła się irytacja. Za wychodzącą blondynką szczęknął zamykany zamek. Korytarz prowadził na tyły biura, w kierunku reszty budynków. Gdzie, ledwie kilkanaście metrów od siebie, zauważyła dziewczynę. Z jej fryzurą, jej sukienką oraz...całkiem podobną twarzą. I pomimo faktu że właśnie zobaczyła swojego sobowtóra, znudzonym krokiem idącą w stronę morza. Kasadian Vouge, Isobel Donovan - Lisa właśnie zerwała rozmowę i wyszła- telefon od Harriet rozbrzmiał nawet jeszcze zanim zdążyli zacząć polować - Twoja śliczna podopieczna jest więcej niż bezczelna. Tak, spełnię twoje prośby, obie, choć tą drugą też mogłeś wyrazić osobiście. O szkodach które Lisa wyrządzi podczas tej godziny...porozmawiamy post factum- w tle było słychać polecenie które Harriet wydawała jakimś mężczyznom - Ale nie stanie się jej krzywda aż wrócicie, Ty i Isobel - |
Carolina nie dała po sobie poznać irytacji po przytyku Andrew. Odpowiedziała lekkim tonem: - Och, Andrew, jak zapewne się domyślasz, w sytuacjach alarmowych jak ta liczy się czas, więc mogły się trafić luki spowodowane zbytnią nadgorliwością. Sądzę, że gdyby zlecenie ochrony było natchmiastowe poinformowałbyś mnie o tym na przykład oddzwaniając bezpośrednio do mnie. Skoro tak się nie stało, zakładam, że jeszcze nie objąłeś nowych obowiązków – zmrużyła lekko oczy – Od kiedy zatem masz przejąć stanowisko ochroniarza? – dorzuciła niewinnym tonem. – I z kim masz współpracować? Po czym kontynuowała: - Zakładając, że zamach sam w sobie jest zasłoną dymną mającą na celu zwrócenie uwagi na nieumarłych, kto może mieć w tym interes? Sabbat? Nie było ostatnio żadnych raportów na ten temat. Przeciwnicy księżnej? Sugestie co do dalszego postępowania? Carolina spojrzała kolejno na Davida i Adama. - Davidzie, Adamie, wiem, że dla Was to nowa sytuacja. Jakieś przemyślenia? Oceniający wzrok Toreadorki spoczął na Adamie, jednym z najnowszych dodatków do klanu. Ciekawa była obserwacji własnego potomka i siedzącego opodal młodzika. Oczekując na reakcję wywołanej dwójki, obserwowała Andrew spod rzęs. Poruszyła leniwie nogą założoną na nogę i w widoczny sposób rzuciła okiem na zegarek na swoim nadgarstku, jak gdyby oczekiwała kogoś jeszcze. Ciekawa była reakcji wampira. Liczyła, że prowokacja pozwoli Devonowi na odczytanie dalszych informacji. Planowała również porozmawiać z Andrew na osobności. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:37. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0