Zakończenie naprawdę świetne :D. Dziękuję współgraczom i przede wszystkim MG za kilka miesięcy bardzo fajnej zabawy :). Szkoda, że ziom Connora - Mikołaj, nie przeżył, ale tak to już jest w horrorach ;). Mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze w innych projektach :). Do szybkiego, następnego, kiedyś, gdzieś. No i najważniejsze :D: Raz jeszcze dzięki wszystkim za grę. |
Postaram się szrajbnąć jakieś wyjaśnienie. Nie wiem tylko na ile szczegółowe :) |
- Heh... Wreszcie jakaś armielówka którą mój hiroł dotrwał do końca :) Choć nie do końca wyszło z tym opętaniem. - Dzięki Armiel, w pytę przygoda to była. No jak zawsze u Ciebie. Finisz całkiem kozacki. Taki na surwiwal - horror jak znalazł. Pomęczone, umęczone kaleczniaki albo pokancerowane zdechlaki jak ich tak w burzową noc helikopter ratowniczy znajduje :) Fajno, że się komukolwiek udało przeżyć no i zrobić wreszcie tego questa. - I dzięki i Współgraczom. Też myślę, że nam się tu trafił jeden z fajniejszych składów. Fajno mi się z czytało i grało. Z tych co nie dotrwali powiem, że naprawdę przypadły mi do gustu Bruce i Mikołaj. Chłopaki jakieś takie sympatyczne wrażenie sprawiali. No szkoda, że im się nie udało. - No i Armiel mam nadzieję, że doczekam się na te wyjaśnienie co i jak było w tej sesji bo to próbowałem rozwikłać swoim hirołem no i jestem ciekaw czy choć trochę choćby we właściwym kierunku to szło :) |
Ok. To piszę w skrócie. Rok wcześniej Calgary, twardziel nad twardziele, został zaatakowany przez niedźwiedzia grizzly. Niedźwiedź zranił go i Calgary uciekając, jak to w życiu i survival horrorach było, trafił do jaskini w której spoczywał główny zły (trudne imię więc nazwijmy go Indiańcem). Zupełny przypadek, że jaskinia się "ujawniła" (obsunięcie ziemi, naturalna przyczyna po stuleciach). Ranny Calgary wczołgał się do jaskini, znalazł Indiańca, sięgnął po amulet i... przebudził prastare zło. A teraz samo Zło i Indianiec. Indianiec był wielkim wojownikiem, który w czasach gdy biali najeżdżali te ziemie poprzysiągł zemstę i śmierć najeźdźcom (wiem - słabe). Sięgnął po zakazane obrzęd i przywołał złego manitou. Nie byle jakiego skurczysyna, bo takiego Węża Snów, który działał zarówno w Planie Duchów, jak i w "realu". Duch dawał mu praktycznie nieśmiertelność, ale ... wprowadził w trans morderczy. Plemię się przeraziło. Inny szaman (Sowa) wezwał potężnego manitou (a jak i poprosił o pomoc). Potężny manitou (Władczyni snów) związała Indiańca i schowano go w jaskini. Calgary poprzez krew i swoją śmierć (wykorkował od ran) przebudził ducha. Zniszczył osłony. Strażnicy Indianie (była szansa ich spotkać) poczuli, że coś jest nie tak wiec.. porozwieszali pułapki (łapacze snów), które utrzymały demona w sieci. Kiedy dowiedzieli się, że biali ludzie przybyli na zakazany obszar chcieli ich ostrzec (facet z latarką). A zdjęcie jednego z kluczowych talizmanów przez Bruce'a przyśpieszyło sprawę :P Większość sesji miała charakter oniryczny, w którym poddawałem osądowi czyny graczy i wystawiałem ich na konflikt z głównym złem pokazując strzępki historii. Pokazując wysłannika Pajęczycy (Indianin w łodzi z dziurą w głowie), ofiary (szkielety w ziemi), pokazując koszmary i grozę i konfrontując z Indiańcem czy raczej demonem. Głównym celem było "zainfekowanie" duchem jak największej ilości ludzi, poprzez strach wzmocnienie złego manitou. Kto, gdzie trafił we śnie do kluczowych punktów: obserwatorium, jaskinia, miejsce rytuału odbite w jaskini itp. zależało od... rzutu 1k10 (z tym, ze z założeniem, ze wszystkie podpowiedzi muszą być "ujawnione'). We śnie nie można było zginać. Ale założyłem, ze jak stracę tam kilku graczy to... duch opęta ciało Calgaryego i zacznie zabijać naprawdę. Zależało mi na szokującym przejściu ze snu do "jawy". Chciałem to pokazać tak, byście nie bardzo wiedzieli, gdzie jest prawda a gdzie sen. No i ważne było ile osób "skumało się z Indiańcem". Kto poszedł za przewodnikiem - Indiańcem (Proxy - wymknąłeś się), kto zabił we śnie (siebie policzyłem jak kogoś - Pipboy, a uścisk łapki tylko przypieczętował ofiarę :P), kto wziął broń Indiańca lub nałożył maskę, strój mordercy (szaty wojenne Indiańca). Taka osoba była "oznaczona" i w każdej chwili można było sięgnąć poprzez nią, zwiększyć ilość ofiar. Przed wpływem demona bronili się ci, którzy chronili innych, okazywali szlachetność i odwagę - oni oddalali los, który był im pisany (brawo abishai!). Po przebudzeniu już nie było tak super. Celem Indiańca było ... zabić wszystkich. Odpowiednia ilość ofiar pozwoliłaby mu wyrwać się przez sieć ochronną. Wydostać. Podobnie zresztą jak inne czynniki. Zakończenie - trochę na wyrost :) W ostatniej chwili zdecydowałem się dopisać o tum cieniu Indiańca przy Agnie. Dlaczego? Dla klimatu. Nie wiadomo czy zły duch wyrwał się, czy zasnął czy po prostu Agnie ześwirowała :P I niech tak zostanie. Opowieść była super. Dzięki Wam w głównej mierze. Udźwignęliście ciężar sesji i super mi się Was prowadziło. Pewnym niesmakiem było zniknięcie graczy na początku. Szczególnie, ze do sesji było więcej chętnych i dzięki temu nie mogli zagrać. Ale cóż...wiecie jaki jestem i wiecie jaką szansę na grę u mnie mają w przyszłości takie osoby :) Serdeczne dziękuje Wam za zabawę. Oczywiście odpowiednio wynagrodzę to w rapkach i notkach użytkownika jak pozwoli mi czas, bo teraz z powodów głownie osobistych mam go niezwykle mało. No i na pewno, za jakiś czas, odpalę kolejny survival horror, bo taka konwencja przy czasie jaki mam pasuje mi najbardziej. Czekajcie, jeśli chcecie grać :D |
- Ok, a w którym momencie byliśmy już we śnie? Jak nas zaatakował ten potwór w namiotach to już właśnie zaczynał się sen? - No ja powiem, że cinszko mi się prowadziło takiego zdechlaka co prawie od początku był albo cinszko ranny albo umierający. Prawie co turę się bałem, że odwali kitę z wykrwawienia. No to non stop o to stresa miałem bo myślałem, że to ta już ostatnia dla mojego hiroła. - I dużo zmieniło mi w rozkminach jak się okazało, że są trzy ważniaki na sesji a nie dwa. Bo to całkiem zaburzyło dotychczasowe schematy no a wyszło na dość zaawansowanym etapie sesji. A właściwie bez tego cinszko było rozgryźć tę zagwostkę. - I przyznam, że niezbyt się czułem władny coś zrobić jak mi Bruce dźgnął mojego hiroła. Nie miałem na to wpływu nijak a więc nijak nie mogłem się wybronić przed tym. Może i tak by niewiele to zmieniło no ale no wiesz, będę się trzymał wersji, że na pewno bym dał radę załatwić sprawę z totemem sam gdyby nie ta rana :) - No i nie przewidziałem tego Nazgula znaczy, że może być w dwóch postaciach na raz. Sądziłem, że to coś z tych dobrych maniutu no i wyszło jak widać. A długo nad tym dumałem, prawie do oporu. Myslałem, że jeszcze jakoś da radę odkręcić sprawę no ale wyszło niestety jak widać. - Ale nie przesadzaj, że jeden Bear był mężny i sprawiedliwy :) Ja tam widziałem, że chyba każdy okazywał w tej sesji mnóstwa męstwa, wytrwałości i troski o innych. Akurat postać Abi'ego miała największe pole do popisu. Ale wszyscy to raczej wyjątek polegający na doborze postaci przez większość sesji a nie, że jakiś wyjątek bo reszta to banda samolubnych egoistów czy cóś. Całkiem często się zdarzało, że nasze postacie motywowało dobro innych a nie swoje. I Bruce i Angie i Connor i Mikołaj to ta czwórka mi się rzuciła właśnie w oczy takim postepowaniem bo to nie był jeden raz czy wypadek przy pracy. Dlatego taką moją sympatię wzbudzali :) - A w takim razie co to była za zjawa pod drzewem? Ta co podpowiadała Frank'owi? - I w takim razie jak to było z tymi amuletami? Były dwa? Jeden co Frank zabrał Calgaremu i został na drzewie i drugi od Pajęczycy co Angie zaniosła do jaskini? - I ten Indianin co z nim gadał mój hiroł na polanie to który to był? Ten Sowa? I to on też był w tej jaskini? - I właściwie gdzie była ta magiczna broń Śniącego? |
Wytłuszczone to moje :) Cytat:
|
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
|
Rzeczywiście wyszła super sesja trzymająca w napięciu i z dużą ilością chaotycznego kombinowania i ryzykowania :cso:. Grało się przyjemnie, czekało na posty z niecierpliwością i napięciem. I oby kolejne twoje sesje wyszły równie dobrze Armielu ;). |
To ja może w końcu coś napiszę, korzystając z chwili przerwy w pracy i pracowniczego komputerka, a nie własnej komórki :) Przede wszystkim to dziękuję abishaiowi, za świetną współpracę :D Dzięki jego postaci moja Ange mogla się wewnętrznie rozwijać no i zawsze mogła na kogoś liczyć. Myślę, że to się przerodzi w piękny związek :P A jeśli mowa o rozwoju postaci, to i Armielowi dziękuję, ponieważ mi stworzył tyle tła do trzęsenia gaciami, ryczenia, darcia paszczy czy nawet błysku odwagi, że w tak krótkim czasie dawno nie żonglowałam tyle uczuciami. No i tutaj jeszcze się pojawia Pipboy, z którym współpraca była krótka, ale również wartka! Na początku jeszcze z Hazardem i Proxym był super team, no ale szybko jakoś to umknęło, a szkoda! Z resztą nie mialam większych relacji, ale i tak dobrze, że byli! To też było istotne :) Kenshi świetna gra, ale następnym razem nie strzelaj we mnie :p Lomir, również barwna postać! W sumie zważywszy na narodowość, to i wyjątkowa. Wielka szkoda, że nie dotrwała do konca, bo powinien Mikolaj z nami do końca dotrwać :< Armiel, wartka akcja i historia, choć początkowo w mym odczuciu robiła się bez sensu, tak swój sens szybko zyskała :D Bardzo fajne i pomysłowe, dające pole do popisu i możliwość zabawy postacią. Dzięki jeszcze raz :) |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:14. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0