- Jesteś kochany - Britney otarła się piersiami o Sama, aby pokazać że docenia jego propozycję potem spojrzała na kujonkę . - Co tu robisz? - zapytała niezadowolona a potem przechyliła się, żeby zobaczyć brata. Głupi gówniarz łamał podstawową zasadę szkolnego savuar viru a przy okazji niszczył jej reputację! Wściekła poderwała się na nogi i biegiem znalazła na dole trybun. Złapała brata za ramię i szarpnęła. - Chodź ze mną - warknął ciągnąc go w stronę ogrodzenia. |
-Jeszcze się z tobą policzymy, Sanders! - warknął jeden z chłopaków, zaciskając pięści w bezsilnej złości. Nagłe pojawienie się Kelly uniemożliwiło im dalszą interwencję. Spoglądali na dziewczynę spode łba, a potem zajęli się kolegą, który płakał i jęczał na ziemi. Dwóch wzięło go pod ramiona i zaprowadziło do szkolnej pielęgniarki. Przechodząc obok Johnny'ego i Kelly, jeden z dziesięciolatków rzucił: -Świry. Nie tylko Kelly zauważyła, że coś się święci. Billy McCortney, starszy kolega Willa, będący w klasie z Britney i Kelly już biegł przez boisko. -Co, znowu się nad tobą znęcają, Johnny? - zawołał, gdy, cały spocony, stanął przy nich. Młodszy brat Willa cały czas trząsł się ze wściekłości. -Ruch... jest... przywilejem... a... nie... prawem - wycedził. Billy spojrzał na niego niepewnie, wybałuszył oczy, co wyglądało nieco komicznie. Skierował wzrok na Kelly, która już się spodziewała pytań w stylu "dałaś młodemu ćpać?", ale Billy trzymał fason. Natomiast znał Johnny'ego wystarczająco, by się zaniepokoić. -Eee, może sobie usiądź, ochłoń, co? - zaproponował, wskazując trybuny. Na tym skończyły się jego pomysły, jak może pomóc. Przez chwilę wyglądał bardzo bezradnie, po czym spytał Kelly: -Zajmiesz się nim, tak? W tym czasie akurat Britney zbiegała z trybun, co zwróciło uwagę Kelly. Britney była wściekła, a zawsze manifestowała to w łatwy do rozpoznania nawet z daleka sposób. *** Simon nie skrzywił się z bólu, choć biorąc pod uwagę siłę z jaką szarpnęła go Britney, powinien okazać chociaż to ludzkie uczucie, skoro innych emocji nie okazywał. -Co znowu zrobiłem nie tak? - spytał tym swoim zupełnie obcym, mechanicznym głosem.-Unikam kłopotów. Tyle razy o to prosiłaś, i ty, i mama, i wszyscy - starannie unikał spojrzenia na bawiące się i biegające dzieciaki na boisku, odwracając się w końcu w kierunku ogrodzenia (jeżeli Britney będzie starała się, żeby odwrócił się do niej, stanie tak, żeby przesłaniała mu widok na boisko). |
Co ten szczyl chrzanił? Wczoraj mu odbijało i twierdził, że widzi niestworzone rzeczy, teraz stawał się nadmiernie agresywny, jakby nie był sobą. Wygarnęłaby mu, ale nie chciała tego robić przy Billu. W ogóle nie podobało jej się, że tego przywiało, strażnik się znalazł. Ma zadatki na wkurzającego, wścibiającego nos w nieswoje woźnego. |
Britney odetchnęła kilka razy głęboko, próbując się uspokoić. Z jakiegoś powodu jej standardowe metody oddziaływania na brata przestały działać. Może wchodził w okres buntu? Trudno wyczuć. Odetchnęła jeszcze raz.. -No dobra Simon. O co chodzi. Wytłumacz mi, o co chodzi - powiedziała. Simon pozostawał przez chwilę cichy, po czym uśmiechnął się na swój nienaturalny sposób, zupełnie nieobejmujący jego oczu. -I tak mi nie uwierzysz - powiedział powoli.-Uznasz, że zwariowałem. Powiesz mamie, żeby mnie zbadali. Ale dobrze. Jesteś moją siostrą. Powinnaś wiedzieć. Przez chwilę stał absolutnie nieruchomo. Gdyby nie to, że oddychał - zresztą, czy normalni ludzie oddychają w tak regularny sposób? - można by stwierdzić, że to jakaś kukła. Na jego twarzy nie drgał ani jeden mięsień. Był to pierwszy raz, kiedy się mogła rzeczywiście przyjrzeć bratu, w dziennym świetle. I to, co zobaczyła, przeraziło ją do głębi. Coś, co stało przed nią, z pewnością nie było jej bratem. Nie było nawet człowiekiem, chyba, że oblepionym czymś, co miało imitować skórę (imitowało ją zresztą bardzo dobrze). Pierwsze skojarzenie z kukłą wydało się bardzo na miejscu. Fakt, że to coś rozmawiało, poruszało się i wyglądało jak jej brat wyróżniało to od sklepowych manekinów, ale zasadniczo wydawało się mieć dokładnie tyle samo życia, ile one - chyba, że musiało zareagować na człowieka. Britney przypomniała sobie test z latarką, jaki zrobili “braciom” w szałasie - teraz była prawię pewna, że coś podszywającego się pod jej brata zareagowało na światło padające na źrenice z niewielkim opóźnieniem. Pytania oczywiście nasuwały się dwa. Pierwsze - jakim cudem to coś dysponowało pamięcią jej brata. No i drugie - gdzie jest jej brat? Britney cofnęła się o krok. Pobladła. Zrozumiała, że to nie dojrzewanie zmienia reakcje brata. Nie brata. Oczywiście, nie wierzyła w życie na innych planetach, ale z drugiej strony Lucas nie mógł tego wszystkiego wymyślić, prawda? Cofnęła się o kolejny krok. -Gdzie jest Simon? - zapytała, nagle zachrypniętym głosem. - Co mu zrobiłeś? Jego wyraz twarzy zupełnie się nie zmienił. Dokładnie tym samym monotonnym tonem odpowiedział: -Twój brat nie żyje. Albo wyjechał. Albo ogląda inne światy. Albo jest w domu. Już dla ciebie niewidzialny. Może w fabryce. Kto wie? - wpatrywał się spokojnie w oczy Britney. Przestał mrugać, przestał w ogóle się ruszać z wyjątkiem ruchu ust. Widocznie stwierdził, że nie musi już więcej robić takich rzeczy.-Albo ja jestem twoim bratem, a ty zwariowałaś. Też jest taka opcja. W końcu masz wyjątkowo niefajne życie. I tak długo wytrzymałaś - potok monotonnych słów wypływał, ale coraz rzadziej.-Biedna Britney. Kto ci uwierzy? Ale możesz być spokojna. Nie będę przynosił ci tyle wstydu, co Simon. Możesz nawet zabrać cały pokój. Nie potrzebuję żadnych rzeczy. Nie muszę nawet wracać do domu na noc. Nie zamarznę, nie umrę z głodu. Mogę oddawać ci kieszonkowe. Nie musisz się o nic martwić. - ciężko było stwierdzić, na ile były to poważne propozycje, a na ile okrutne szyderstwo. Wysunęła do przodu podbródek, żeby dodać sobie otuchy. Przez sekundę pojawiła się kusząca myśl - może rzeczywiście takie.. coś będzie lepsze od brata? Zawsze marzyła o psie, ale od kiedy Simon się zjawił nie mogło być o tym mowy. “Zbyt mało miejsca “ ale teraz… może mama da się przekonać? Ale potem pojawiło się coś na kształt wyrzutu sumienia. W końcu to brat.. -Kiedy go oddacie? - zapytała, żeby zamaskować to nieprzyjemne uczucie. - Znaczy, kiedy skończycie te testy? Zamarł. Tym razem chyba rzeczywiście zastanawiał się nad odpowiedzią. -To nie zależy ode mnie - odpowiedział “Simon”.-Istnieję od wczorajszego wieczora. Pewnie to kwestia kilku dni. I może ciekawszych obiektów testów. Nic się jednak Simonowi nie dzieje. Nikt go nie kroi, jak to pokazują na waszych filmach, nikt nie przypala. Po prostu badają jego umysł. Kto wie, może wróci nawet mądrzejszy. -To nie będzie łatwe, ale może… - mruknęła Britney i zaraz ożywiła się, poruszona nowa myślą . - Czy mogą mu wszczepić taki kawałek, żeby uważał mnie za najmądrzejszą i zawsze się słuchał? -Myślę, że możesz to im zasugerować w fabryce - zasugerowała istota.-Na początku i Simon, i Johnny byli bardzo przestraszeni, ale ostatecznie zgodzili się pomóc. To dobrze. Przyjaźń i zaufanie są najważniejszą podstawą dobrych relacji między tymi, którzy się bardzo różnią między sobą. Mogę cię do nich zaprowadzić, sama się przekonasz. Britney zawahała się, niepewna, czy chce gdzieś iść z “Simonem”. Na pewno nie w czasie lekcji. Niepokoiła ją jeszcze jedna rzecz.. - A te zwierzaki na drzewach w lesie? - dopytała. - Nie mamy z tym nic wspólnego - odparł spokojnie “Simon”. - Więc kto? - zapytała. - Nie może być tak, że jacyś zwyrodnialcy chodzą sobie po naszym lesie! - Nie wiem - nie wzruszył ramionami, nie zrobił żadnego innego gestu.-Ale przyznasz, że zwyrodnialcy są bardziej prawdopodobni niż przybysze z innych wymiarów, prawda? Wydaje się, że to wszystko jest jednym niewielkim niefortunnym zbiegiem okoliczności. Spojrzała na “Simona” podejrzliwie. Ale też z lekkim politowaniem. - Wszyscy wiedzą o przybyszach z innych planet i wymiarów. - wzruszyła ramionami. - Wiadomo nawet, że jest spisek rządu, żeby kryć wasze wizyty, inni twierdzą, że z rządem współpracujecie, albo go podmieniliście . Ale dość trudno uwierzyć w taki zbieg okoliczności, ze zwierzątka giną akurat wtedy, jak się zjawiacie… więc mi nie wciskaj kitu, dobra? -Nie bardzo jak mam udowodnić naszą niewinność. Miejmy nadzieję, że szeryf szybko złapie sprawców. - No dobra, to idę. Pilnuj się, nie właź w interakcje z innymi, najlepiej trzymaj się z Johnnym. I skoro nie potrzebujesz jeść, to możesz mi oddać swoje pieniądze na lunch, prawda? - wyciągnęła dłoń. Bez żadnych oporów, “Simon” przekazał pieniądze. Britney wepchnęła je do kieszeni i pobiegła w stronę szkoły. Przerwa na lunch zbliżała się do końca. |
Post wspólny z kanną Kiedy Britney była o krok od wejścia, doszedł ją znajomy głos. To Kelly, również biegła. Wołała imię dziewczyny, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. |
Simona, czy też - "Simona", jednak nie mogły już znaleźć. Nie było go na boisku, nie było na stołówce (choć nie miał powodu tam iść, w sumie, nie odczuwając głodu i nie mając pieniędzy), nie wrócił do kujonarium przy szachach. Po sprawdzeniu jego i "Johnny'ego" rozkładu zajęć okazało się również, że przy klasie też go nie ma i nawet kiedy minęło parę minut po dzwonku, nie pojawił się. Podejrzenie padło oczywiście zaraz na "Johnny'ego", bo przecież coś, co podszywało się pod młodszego Sandersa pozostawało w komitywie z pobratymcem. Ten jednak, razem z Billym i Willem, zostali wezwani przez budzącego grozę pana Edwardsa oraz wychowawczynię obu chłopców, pannę Alexander. Panna Alexander (mająca już niewielkie szanse na zmianę stanu cywilnego) wybrała swój zawód z nienawiści do dzieci i przeważnie to jej głos rozlegał się w słuchawce w domu Britney tak głośno, że starsza siostra mogła swobodnie słuchać z sąsiadującej z salonem kuchni. Za przewrócenie kolegi, "Johnny" dostał trzy godziny kozy. Zostali też powiadomieni rodzice Willa. |
Oczywiście, że Simon musiał gdzieś wsiąknąć. Siostrzyczka w ogóle nie trzymała na nim oka i jak młody pelikan, łyknęła bajeczkę o kosmitach. |
Britney nie podzielała pewności Kelly. - W sumie nie wiadomo, kto jest jego ojcem - uściśliła. Może nie do końca powiedziała prawdę, matka zawsze mówiła, ze ich ojciec zmarł, ale Britney nie sądziła, żeby mogła mieć te same geny, co Simon. - JA w każdym razie nie mam takiej pewności. Zastanowiła się chwilę. - Oddał mi pieniądze na lunch! Sam z siebie. Nie sądzisz, że to dziwne? Dobra, poczekamy na Johnny'ego i go wypytamy, co i jak. A do fabryki pójdziemy potem. Podobno mają tam swoją bazę. - A o Simona się nie martw - machnęła ręką. - Zawsze wraca. |
Panna Alexander tak długo suszyła głowę Willowi i “Johnny’emu”, że Kelly i Britney nie pozostało nic, tylko iść na własne lekcje. Przebywanie tutaj, z dzieciakami z młodszych klas, czyli nie w swoim gimnazjalnym skrzydle, oznaczało proszenie się o kłopoty. Tym bardziej, że przecież “Johnny” nigdzie się nie wybierał. Pan Brown, nauczyciel angielskiego, prowadził lekcje strasznie rozwlekle i często przeciągał je na przerwę. Dzisiaj wyjście o czasie miało fundamentalne znaczenie, ale jak na złość przez radio-węzeł ogłaszali akurat nabór do drużyny na wiosenny sezon, więc anglista, wściekły tym wtrętem, dopiero 3 minuty po dzwonku ich wypuścił. Nie miały czasu do stracenia. Jeśli miały porozmawiać z “Johnnym”, to zanim zamkną się za nim drzwi kozy. Kelly mogła w pełni odczuć, jak złym i obcym miejscem dla niej była ta koszmarna, znienawidzona szkoła. Spieszyła się. Rzadko jej się to zdarzało, właściwie odkąd zrezygnowała z treningów, nigdy nie musiała biegać po korytarzach, a jeżeli nawet teoretycznie musiała, i tak tego nie robiła. Teraz jednak musiała po prostu jak najszybciej przejść do młodszych klas. Czy to był taki straszny problem? Otóż był. Korytarze zawalone były jak zwykle plecakami leżącymi pod ścianą, zatłoczone czekającymi ludźmi. Najstarsi uczniowie stali na środku korytarza, zmuszając młodszych, by się przeciskali między nimi przy ścianach, niemal tratując siedzących na korytarzach uczniów. Britney szybko zniknęła jej z oczu, torując sobie drogę wśród uczniów. Ślicznej cheerleaderce było zdecydowanie łatwiej, niektórzy z uśmiechem się cofali, by ją przepuścić, ze dwóch starszych chłopaków przez chwilę się z nią droczyło, któryś tak stanął, że musiała się o niego otrzeć, co jego kolega skomentował wyjątkowo głupkowatym rechotem. Zwierzęta, po prostu zwierzęta. Ale jakoś dali jej przejść. Kelly nie. Widać było po niej, że się spieszy. Z tym większą uciechą przeszkadzano jej. Nie zliczyła, ile razy drogę musiała sobie drogę torować łokciami, ile stóp podeptała, ilu debili musiała odepchnąć. Pewnie nawet gdyby miała piłę spalinową, nie zrobiliby jej przejścia. Przejście przez gimnazjum było prawdziwym horrorem. Britney lekko zbiegła po schodach i otworzyła drzwi do skrzydła szkoły podstawowej. Od razu uderzyła ją fala dźwiękowa, decybele wydawane przez mających przerwę dzieciaki z pewnością były do porównania ze startującym odrzutowcem. Pomimo, że drobna, cheerleaderka robiła tu za Guliwera w krainie liliputów. Teraz to ona prawię tratowała, bo niektóre dzieci w wieku Johnny’ego Sandersa niemal nie łapały się w jej polu widzenia. Musiała przejść przez boczny korytarz i zejść do poziomu szatni, gdzie królował pan Edwards i jego koza. I kiedy już skręcała, nagle świat jej rozbłysł w wielkim bólu, koncentrującym się w brodzie i splocie słonecznym. Nie wiedząc jak, znalazła się na podłodze z wielkim ciężarem na sobie. Tym ciężarem był dzieciak w wieku jej brata. Usłyszała śmiech. Dwóch debili, 11latków, ganiało się na korytarzu i jeden w nią po prostu wbiegł i przewrócił. Obolała, ostatecznie powlokła się dalej. Zobaczyła “Johnny’ego”, idącego zupełnie jednostajnym krokiem w jej kierunku. Szedł przy samym boku korytarza, miał przymknięte oczy. Kelly nie było. Kelly nie było, bo, kiedy już wyrwała się z plątaniny ciał, głupich uśmiechów, złośliwych komentarzy i walających się wszędzie plecaków, wypadła na klatkę schodową. Wściekła, zaczęła zbiegać po schodach. Wściekłość i poczucie poniżenia to zdecydowanie złe emocje przy czymś wymagającym zręczności, zwłaszcza na śliskich, betonowych schodach. Nagle straciła równowagę i poczuła, że leci, ale w tym poczuciu nie było nic wyzwalającego. Na szczęście w ostatniej chwili złapała się poręczy. Ale i tak przejechała po kolejnych stopniach plecami, boleśnie zbijając sobie kość ogonową, krzyż i plecy. |
— Ja pierdolę! — wymsknęło się Kelly, gdy leciała ze schodów. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:19. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0