[Cthulhu Ed.7] Lucid dreams about the Elizabethan age Lucid dreams about the Elizabethan age Amerykański strach Strach nie miał koloru z przestworzy. Strach jakie ogarnął Amerykę w 1919 roku miał kolor czerwony. przyczyniły się do tego strajki robotników w Seattle gdzie protestowało sześćdziesiąt tysięcy pracowników, strajk policji w Bostonie, organizowanie się ruchów robotniczych, coraz silniejsza pozycja organizacji związkowych i partii Socialist Party of America oraz Wobblies czyli członków związku Industrial Workers of the World protestujących przeciwko nagminnemu łamaniu praw pracowniczych i niewolniczemu systemowi pracy. [MEDIA]http://d24gssfg51q0py.cloudfront.net/wp-content/uploads/2017/09/13155813/wobblies-for-blog.jpg[/MEDIA] Strach został pomalowany na czerwono przez część mediów, które miały coraz większy wpływ na opinię publiczną. Komunistyczne marzenie o równości wszystkich ludzi i równych udziałach wszystkich obywateli w bogactwie kraju zderzyło się z rzeczywistością amerykańską, w której elity rządzące związane były z kapitalistami posiadającym olbrzymie przedsiębiorstwa oparte na pracy tysięcy robotników. Gazety straszyły, że rosyjscy rewolucjoniści, komuniści stanową zagrożenie dla amerykańskiego stylu życia i sprawowania rządów. [MEDIA]http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/c/c2/OvermanCommittee.png[/MEDIA] Anarchistyczne zamachy roku 1919 na prominentnych polityków i instytucje państwa doprowadziły do reakcji prokuratora generalnego Alexandra Mitchella Palmera, który mimo, że był kwakrem o pacyfiatycznych poglądach zaangażował się w zwalczanie komunistów. Wybuch bomby pod domem Palmera, przekonał go, że trzeba podjąć zdecydowane działania wobec wrogów Ameryki, Stany Zjednoczone są zagrożone przez imigrantów, szczególnie bolszewików. Palmer przyczynił się do zorganizowania serii nalotów na zgromadzenia robotnicze i agenci przeszukiwali domy imigrantów. Podczas nalotów brutalność policji były normą. Jednak zarzuty nie potwierdziły się, zwykle nie znajdowano twardych dowodów na spisek bolszewików. Luis Freeland Post ówczesny zastępca sekretarza w Departamencie Pracy na którego biurko trafiały nakazy aresztowań wystawiane przez agentów Palmera uznał, że większość z nich jest bezprawna. Na początek maja 1920 roku zwolennicy Palmera i sprzyjające mu media przewidywały wybuch rewolucji w Ameryce. Rewolucja nie wybuchła, a Palmer i jego zwolennicy straszący spiskującymi komunistami, ośmieszyli się w oczach opinii publicznej. W gazecie Boston American można było przeczytać:
Menachem Jicchak Eiger Jakub Epstein Arkham, Massachusetts Do Arkham docierały pogłoski o sytuacji w większych miastach. Uniwersytet Miscatonic i jego pracownicy ze School of Language, Literature, and the Arts nie zajmował się ruchami robotniczymi, bolszewikami i związaną z tym narastającą histerią. Naukowcy z uniwersytetu poświęcali uwagę badaniom odległych epok i egzotycznych kultur, niektórzy zanurzali się w swoją pracę z takim zaangażowaniem, że rzeczywistość wydawała się bardziej odległa. Kampania do zbliżających się wyborów prezydenckich roku 1920 leżała na dalekich obrzeżach ich zainteresowań. Bo czyż nie lepiej jest śnić o odległych epokach i niezwykłych odkryciach niż uczestniczyć w szarej rzeczywistości niewielkiego miasta, jakim było ówczesne Arkham. W czasie uspokojenia nastrojów po czerwonej histerii przybyli do Ameryki dwaj żydowscy przybysze z Europy, cadyk Menachem Jicchak Eiger i jego młody towarzysz Jakub Epstein. Cadyk był żywo zainteresowany świadomym śnieniem, a jego europejscy przyjaciele polecili mu środowisko skupione wokół Lucid Dream Society i kilku profesorów Uniwersytetu Miscatonic. Senny eksperyment w Lucid Dream Society
Podstawowe informacje zdobyte na kursie: Wszyscy współpracownicy biorący udział w eksperymantalnym projekcie Lucid Dream Society przeszli podstawowy kurs teoretyczny dotyczący świadomego śnienia i technik zapamiętywania i uzyskiwania kontroli nad snem. Podstawą jasnego snu jest to śniąca osoba jest świadoma, że śni oraz śniący ma wyraźną pamięć o świecie w trakcie przebudzania we śnie. Kolejnym stopniem jest próba kontroli nad treścią marzenia sennego, ukierunkowanie snu na określony temat, jak np. miejsce, osoba, a nawet na określony cel. Bywa to bardzo trudne dla początkujących, ale możliwe dzięki treningowi. Techniki psychologiczne jakie poznaliście w czasie wykładów to między innymi autosugestia, polegająca na zasypaniu z intencją uzyskania świadomego snu. Kolejna technika zwana w skrócie MILD od Mnemonic Induction of Lucid Dreams czyli pewnego rodzaju pamięciowe wywoływanie świadomych snów. Polega na dostrzeganiu onirycznych elementów podczas jawy i pamiętaniu, by je rozpoznać we śnie, co ma ułatwić rozpoznanie świadomego snu. Ważna metoda przy pracy z świadomym śnieniem jaką poznaliście podczas wykładów jest zapamiętywanie i zapisywanie snów. Każdy z współpracowników i uczestników eksperymentów ze świadomym śnieniem zobowiązany jest prowadzić dziennik własnych snów. Inną techniką ułatwiającą pracę ze snem jest wykorzystanie naturalną senności w godzinach popołudniowych tzw. metoda krótkiego snu, drzemki ułatwia zapamiętanie snu, podczas gdy sny nocne bardzo często uciekają z pamięci. Preceptorzy prowadzący wykłady zwracali uwagę na dziennik snów jak i postępy czynione w kontroli nad snami mają duże znaczenie w przejściu do nowego etapu eksperymentu świadomego śnienia, gdzie sprawdzane zostanie zastosowanie środków farmakologicznych w procesie świadomego śnienia. Lucid Dream Society poza wykładami, organizuje spotkania grup, mityngi na których można porozmawiać z innymi uczestnikami eksperymentu świadomego śnienia, podzielić się własnymi osiągnięciami, praktycznym wykorzystaniem technik kontroli i zapamiętywania snu oraz wrażeniami dotyczącymi snów. Katherine Rook W takim spotkaniu uczestniczyli współpracownicy Lucid Dream Society. Wśród tego towarzystwa było sporo młodych studentów uniwersytetu Miskatonic i to właśnie oni zamiast siedzieć w dusznej sali budynku LDS postanowili udać się do pobliskiej kawiarni Garden Cafe i porozmawiać w luźniejszej atmosferze. [MEDIA]https://i.pinimg.com/564x/8b/63/40/8b63404bd18c0843d6b1a52313d7c95c.jpg[/MEDIA] Czterech młodych mężczyzn i trzy studentki. Siostry Mary i Ellen Shrewsbury sympatyczne młode kobiety, dosyć mocno zaangażowane w projekt snów. Mary studiuje archeologię, a jej młodsza siostra Ellen od niedawna zapisana na kierunek historyczny. Studentka archeologii Katherine Rook, córka dobrze sytuowanych państwa Rook, właścicieli sklepu z antykami. Robert Millwood, pochodzący z bogatej rodziny, ma opinię snobistycznego i wyniosłego paniczyka, odzywa się rzadko, a jeśli już to jednym zdaniem, rzucając jakieś kąśliwe uwagi. W zasadzie nie wiadomo, dlaczego zabrał się z wami. Andrew Burns, jeden z najbardziej znanych studentów Miskatonic, dorobił się przezwiska “Przystojniaczek” sławny na cały kampus z urody, powodzenia u kobiet i zamiłowania do płci pięknej. Dobrym przyjacielem Burnsa jest Eric Erickon, syn profesora historii Thomasa Erickona, statyczny i rozsądny młodzieniec, wydaje się najbardziej sympatycznym mężczyzną w tym gronie. Był jeszcze Anthony Hill student historii, którego Katherine Rook zna już dłużej niż trwają spotkania dotyczące snów. Anthony kilkakrotnie odwiedzał sklep z antykami, zna się z ojcem Katherine, Andre, konsultował się z nim przy okazji jakichś zabytkowych przedmiotów. Jednak wasza znajomość jest powierzchowna i ograniczył się do powitania i do widzenia. Mary Shrewsbury Rozmowie w kawiarni ton nadają rezolutna Mary Shrewsbury i Andrew Burns. Od kiedy poznali się na wykładach przekomarzają się i ostentacyjnie flirtują ze sobą. Ale dla wprawnego oka Katherine Rook dosyć wyraźnie staje się oboje pragną atencji i poklasku, a ich podobne charaktery ścierają się z każdą nowym tematem dyskutowanym w gronie znajomych. - Tarot i astrologia to pasjonujące dziedziny wiedzy - powiedziała Mary z przekonaniem - ale szatan? Nie istnieje. Wierzę tylko w diabelsko przystojnych mężczyzn. - studenci spojrzeli po sobie. Paniczyk Robet Millwood przysłuchuje się rozmowie i milczy, a w milczeniu sekunduje mu siedząc na przeciwko Ellen Shrewsbury. Oboje zerkają na siebie nieufnie i ta gra spojrzeń jest innym typem rozmowy jak się toczy. |
Paryż, Hotel Majestic, wrzesień 1918 Strugi deszczu spływały po oknie obfitymi strumieniami, niczym wdowie łzy na pogrzebie. Stary Żyd, Menachem Jiccha Eiger, z rękami splecionymi za plecami obserwował przechodniów, którzy spiesznym krokiem przemykali ulicami. Minę miał zamyśloną, wręcz surową. Wszyscy, którzy jednak znali czcigodnego Ramje wiedzieli, że to oznacza głębokie zamyślenie nad sprawami świata i boga. Tak też było i tym razem. Cadyk rozmyślał o tym, co czeka go w najbliższych dniach. Przeprawa przez Wielką Wodę nawet dla młodego człowieka była czymś niezwykłym i trudnym, a on miał już przecież swoje lata. Co jednak było robić? Bóg wyznaczył mu misje i wszystkie znaki wskazywały na to, że kolejnym etapem jego podróży będzie wielka i dzika Ameryka. Rebe z nostalgią patrzył na paryską ulicę rozciągająca się za oknem jego hotelowego pokoju. Wszystko tutaj miało swoje miejsce, swój czas i porządek. A tam, za wielką woda tylko bóg raczy wiedzieć, co go tam czeka. Ponoć czasy Indian i kowbojów dawno już minęły, ale rebe nieraz, nie dwa czytał o strzelaninach na ulicach, napadach i zamachach bombowych. Ameryka to dziki kraj i zapewne przeminą wieki nim tamtejsi ludzie dogonią poziomem życia i kultury, mieszkańców Starego Kontynentu. Europa jest wszak kolebką cywilizacji, nauki i kultury. Bóg musi mieć jednak jakieś powody, żeby wysyłać tam swojego starego i wiernego sługę. Tak myślał i w to wierzył cadyk. Pukanie do drzwi wyrwało rabina z zamyślenia. - Kum bite - rzekł Menachem w jidysz. W progu stanął jego młody pomocnik i towarzyszy podróży, Jakub Epstein. Mężczyzna miał niezwykle bladą twarz, podkrążone oczy i zapadnięte powieki. Wyglądał, jakby nie spał, co najmniej od trzech nocy. - Rebe, spakowałem już walizki. Pan Aleksiej ma za godzinę przysłać po nas samochód. Może w tym czasie poszlibyśmy coś zjeść. Wszak nie dobrze jest wyruszać w wielką podróż z pustym żołądkiem. - Rację masz mój synu. W pamięci miej, że ten co dał ząb, da i chleb. - Oczywiście, Ramje. Jakub skłonił nisko głowę i zaczął tyłem wychodzić z pokoju. Cadyk uniósł dłoń, aby zatrzymać swego przybranego syna. - Prostoduszny z ciebie człowiek, Jakubie. I dobrze, bo bóg takim błogosławi. Idź zjedz jakieś pożywne śniadanie. Tylko wróć na czas, coby nasz dobrodziej nie czekał. - Tak jest, rebe. - I nie przesadzaj z kawą, bo potem znowu nie będziesz mógł zasnąć. - Ależ oczywiście. Jakub wyszedł z pokoju, a cadyk na nowo zatopił się w myślach o porządku świata i rzeczy. *** RMS Aquitania, luty 1919 Szum fal potrafi kołysać zmysły, koić nerwy i usypiać znużone ciało. Rebe Menachem nie doświadczył żadnego z tych dobrotliwych stanów. Jego ciało, które nigdy nie poznało niczego poza twardą ziemią, nie potrafiło poradzić sobie z doznaniami, jakie niosło ze sobą nieustanne kołysanie oceanu. Torsje, konwulsje i trwająca w nieskończoność migrena. Rebe nie miał siły samodzielnie wstać z łóżka. Nie jadł, nie spał i w żaden sposób nie potrafił się skupić na studiowaniu Pisma, które tylekroć przynosiło mu ulgę we wszelakim cierpieniu. Jedynie modlitwa pozwalała mu nie stracić kompletnie zmysłów. Trwanie przy bogu dodawało mu otuchy i nie pozwalało stracić nadziei. Na domiar złego jego przybrany syn i towarzysz podróży, Jakub, nieustannie gdzieś znikała. Rebe nawet go za to nie winił. Chłopak był młody, a transatlantyk oferował tyle wspaniałych rzeczy. Nic zatem dziwnego, że Jakub wolał towarzystwo Aleksieja Myszkina niż schorowanego, starego, żyda. *** Aromatyczny dym cygar unosił nad palazzo na trzecim pokładzie, niczym słup bożej obecności nad Ohel Moed. To nie dlatego jednak, Jakub tak lubił tutaj przebywać. Powód był zgoła odmienny. Tutaj wśród wytwornych dżentelmenów, pięknych dam i usłużnych stewardów, młody żyd czuł się jak ryba w wodzie. tutaj mógł być sobą, poznawać ludzi, obcować z prawdziwym, nowoczesnym światem, a nie tylko z zaściankowym mędrcem z Podola. Ku swemu zdziwieniu Jakub brylował w towarzystwie. Jego semickie rysy, oryginalność stroju, okultystyczna wiedza i umiejętność odnalezienia się w nowoczesnych konwenansach sprawiły, że ludzie sami wprost do niego lgnęli. Zwłaszcza kobiety, którym z nie do końca znanych przyczyn wydawał się niezwykle atrakcyjny i pociągający. - Pan Jakubie zdaje się być całkowitym zaprzeczeniem stereotypowego żyda. - skonstatowała lady Bready, popijając Hanky Panky, najmodniejszy koktajl ostatnich miesięcy, z wysokiego kieliszka - Przystojny, inteligentny, oczytany i otwarty na nowe prądy umysłowe. Doprawdy niezwykłe. - Ależ lady - odparł Jakub - to niezwykle krzywdzący osąd. Wielu żydów posiada przymioty o których wspominasz. No, może większość z nas urodą nie grzeszy, ale bystrości intelektu, nikt nie może nam odmówić. Lady Bready zaśmiała się perliście. - I do tego wszystkiego jeszcze dowcipny. Prawdziwy ideał. Ehh, jaka wielka szkoda, że jestem już mężatką Kobieta mrugnęła zalotnie w kierunku Jakuba. - Wspominał pan, że wraz ze swoim mistrzem, udajcie się do Ameryki, żeby odnaleźć oświecenie. Może pan opowiedzieć coś więcej o tym. To doprawdy zastanawiające. Wydawało mi się, że to w Europie kryją się wszelkie mistyczne tajemnice. - wtrącił sir Loyd, przerywając towarzyski flirt Jakuba - Rebe, nie mistrz - poprawił Epstein - To zasadnicza różnica. Młody żyd wyprostował się w swoim fotelu i przybrał pozę, jaką zwykł przybierać cadyk Eiger, gdy pouczał swych wyznawców. Także ton jego stał się wyniosły i mentorski. - Zaiste, tak się może wydawać, ale tylko z pozoru. Należy wziąć pod uwagę, że w dzisiejszych czasach mistycyzm, to nie tylko zakurzone księgi i pradawne przepowiednie. Mistycyzm i okultyzm dzisiaj, to przede wszystkim nowoczesna nauka. Ten kto nie chce tego dostrzec bardzo wiele traci. - Z tego co zauważyłem, rebe Eiger zdaje się przeczyć temu, co pan w tej chwili mówi. Wydaje się on człowiekiem, że tak powiem starej daty. - Owszem czcigodny Ramje wierzy, że największa mądrość kryje się przekazanych nam wieki temu świętych słowach Ribbono szel Olam. - widząc zdziwione miny swoich słuchaczy, Jakub wyjaśnił - Władcy Wszechświata, Stwórcy Wszystkiego, Boga Najwyższego. Uważa jednak, że choć znamy je od wieków, to jeszcze bardzo wiele jest w nich do okrycia. Kabała mówi, że trzeba znać odpowiedni klucz. Ramje wierzy, że Bóg powołał go, aby odnaleźć taki klucz i dać go ludzkości. Ja towarzyszę mu w tej mistycznej podróży i wspieram, jak tylko mogę. - Toż to naprawdę fascynujące - zapiszczała z podniecenia lady Bready - A proszę mi powiedzieć, czy to prawda, że ktoś kto chce osiągnąć wyższe duchowe zrozumienie musi zrezygnować ze wszystkich seksualnych przyjemności do końca życia? Jakub uśmiechnął się na to pytanie. Kierując wzroku ku lady Bready odparł: - Nic podobnego droga pani. Aby osiągnąć wyższą świadomość, nie trzeba rezygnować z żadnych przyjemności seksualnych. Wręcz przeciwnie. Według Kabały seks jest duchowym narzędziem do połączenia ze Światłem. Zła jest tylko samolubna rozkosz, która dąży li tylko do zaspokojenia naszych własnych potrzeb. W akcie miłosnego uniesienia nigdy nie możemy zapominać o potrzebach i pragnieniach naszego partnera. Tylko taki ofiarny akt seksualny jest prawdziwy i miły bogu. I tylko taki akt pomaga nam zbliżyć się do lepszego zrozumienia. istoty rzeczy. Tylko w taki sposób… Jakub przerwał widząc, że tuż przy ich stoliku pojawił się steward, który wyraźnie przyniósł jakąś wiadomość. - Tak? - zapytał Jakub na mężczyznę w białej liberii. - Przepraszam pana, że przeszkadzam, ale czcigodny rebe wzywa pana. Jakub wstał. Zgasił papierosa i kłaniając się wszystkim na pożegnanie opuścił pachnące aromatycznym dymem palazzo. *** Arkham, Massachusetts, Armitage St. 25, maj 1920 Po prawie dwóch tygodniach spędzonych na oceanie, rebe Eiger i jego przybrany syn Jakub, dotarli do Nowego Jorku. Cadyk z jednej strony odetchnął z ulgą, że koszmarna podróż dobiegła końca, z drugiej był równie mocno przerażony, tym co ujrzał po wyjściu na brzeg. Ameryka, którą zobaczył prezentowała się o wiele gorzej niż w jego najbardziej budzących grozę wizjach. Zamiast rozległych pustkowi, prerii i Indian na koniach, rebe ujrzał potężne, futurystyczne wręcz miasto z budynkami, które sięgały nieba, niczym biblijna wieża Babel. Uczucie strachu było dominujące, ale gdzieś w głębi serca cadyk ucieszył się, gdyż poczuł, że jego koszmarna podróż istotnie miała cel. Bóg wyznaczył mu misje i to właśnie w tym odległym kraju dopełni się to, co zostało przepowiedziane. Także dla Jakub widok Nowego Jorku stanowił potwierdzenie, że tutaj jest jego miejsce, że to tutaj wypełni się jego przeznaczenie. Przechadzając się ulicami wielkiego miasta, Epstein czuł, jak otwiera się przed nim morze możliwości. Czuł w powietrzu oszałamiający zapach sławy i tajemnej wiedzy. Teraz już był pewien, że to on został wybrany i że przerośnie swego rebe. Po kilku dniach podróży dwaj żydowscy mistycy dotarli w końcu do miejsca przeznaczenia. Prowincjonalne Arkham o wiele bardziej przypominało miasteczka w jakich obaj się wychowali. Obaj żydzi zastanawiali się jakim cudem w tak małym miasteczku działa, tak prężnie uniwersytet, który jak się wydawało cieszy się znaczną renomą. Pokoje jakie mistycy wynajęli prezentowały się dość skromnie. Najważniejsze jednak, że było to miejsce czyste, schludne i przyjemne. Okna pensjonatu wychodziły na Independce Square i był to widok trzeba powiedzieć całkiem okazały. Spory plac na środku, którego ustawiono monument na cześć założycieli miasta. Rebe Eiger z ulgą przyjął atmosferę, jaka panowała w miasteczku. O wiele bardziej przypadła mu ona do gustu niż pełne zgiełku i hałasu Nowy Jork. Ludzie, których spotkali na ulicy wydawali się przyjaźni i Menachem nie wyczuł od nich żadnej niechęci. Trzeba było jednak pamiętać, że to w większość byli protestantcy goje, więc tak naprawdę nie można się było spodziewać po nich niczego dobrego. Stary mistyk z pomocą Jakuba rozłożył swoje rzeczy w szafie i z wielką radością przystąpił do zaniedbanego w czasie podróży studiowania Pisma oraz uzupełniania Khalóm Rofe, czyli swojego dziennika snów. W czasie podróży nie miał sił nawet siły utrzymać pióra w dłoni, ani skupić myśli. Teraz trzeba było to wszystko nadrobić. W tym czasie Jakub spacerował uliczkami Arkham poznając topografię miejsca w którym jak się zdawało spędzą nieco czasu. Opuszczenie Nowego Jorku mocno rozczarowało Epsteina. Miasto, które nigdy nie śpi wydawało się być o wiele ciekawszym miejsce niż zaściankowe Arkham. Jakub nie po to opuścił Podole, żeby teraz kisić się w takim samym miejscu tylko po drugiej stronie oceanu. Obaj mistycy czekali na wiadomość od Aleksieja Michajłowicz Myszkina, który miał umówić ich na spotkanie z przedstawicielami Lucid Dream Society. |
21 listopada 1915 - Kitty. Nie wypada tak zostawiać ojca czekając na ciebie! - odezwał się z dołu schodów Andre Rook. Był ubrany w ciepły płaszcz i cylinder, w lewej ręce trzymał laskę z gałką wyrzeźbioną w głowę tygrysa. Nie potrzebował laski do chodzenia, było to zwykłe akcesorium do pokazania stanu i pozycji, prezent od matki Kate. - Podobno w dobrym guście jest się elegancko spóźnić. - Odezwała się Kate schodząc po schodach. Miała na sobie modną niebieską garsonkę i czarne botki. Ucałowała ojca w policzek i sięgnęła po swój czerwony płaszczyk. - Nie mówiąc już że zmarli nie marudzą na spóźnialskich. - Ale robotnicy narzekają, Kate. No i twoja matka nie lubi jak cię ciągam po mieście w nocy. - Odparł Andre uśmiechając się lekko do córki otwierając przed nią drzwi. Oboje wsiedli do taksówki i ruszyli do małej przystani na końcu RIver st. Droga miała trwać piętnaście minut toteż oboje mogli jeszcze trochę porozmawiać. - Więc przerzucamy się na Chile? Kto by pomyślał że kiedyś sięgniesz po coś innego niż Egipt czy Turcja. - Dziewczyna powiedziała do ojca oglądając od niechcenia mijane budynki mieszkalne i małe sklepiki lokalnych biznesów. - Ach no tak. Córeczko niestety rynek staje się powoli przesycony Egiptem. Trzeba poszukać nowych miejsc do poznania, z których można będzie czerpać. Nie mówię że już teraz przestaną się odbywać odmumifikowania niemniej trzeba mieć na uwadze że to się kiedyś stanie. - - I Chinchorro to właśnie nam zapewnią? W sumie ich opis był niezwykle ciekawy. Ta inna forma prezerwacji ciała i zapewnienia życia po śmierci poprzez stworzenie im pośmiertnej maski. - Kate przypomniała sobie parę faktów o owych artefaktach archeologicznych. - Jest teoria że maska miała służyć rozpoznaniu swojego przodka w końcu wszystkie one były składowane w wielkich komorach. Ba jaskiniach. - Odpowiedział jej Andre. - Cóż ważne żeby była nienaruszona a pewnie za niedługi czas przedstawimy ją na uniwersytecie jako nowy obiekt badawczy. - Będziesz chciał zrobić wykład jako gość specjalny? - Nieee, wiesz że żaden ze mnie profesor. Wolę być skromnym dostarczycielem dóbr. - Skromnym? - Zaśmiała się Kate, wiedząc że jej ojciec nie był znany ze skromności. Niemniej też nie ciągnęło go do mównic sal wykładowych. Na najdalszej przystani czekał na nich mały kuter z przesyłką. Samochód zaparkował dosyć blisko, od razu po wyjściu oboje poczuli niemiły smród. - Nienawidzę portów, ten smród zepsutych ryb, których nie zdążyli sprzedać. - Pożalił się Andre na specyfikę portowych zapachów. - Oby nie przeszły na naszą przesyłkę. - Boje się, że na to już za późno. - Dodała Kate ruszając za ojcem w stronę kutra. Widząc zbliżającą się dwójkę, troje mężczyzn palących papierosy koło trapu na łódź zgasiło je. Jeden z nich wyszedł im naprzeciw. - Ach Pan Rook i Panienka Rook. Witam, witam. - Mężczyzna uśmiechnął się pokazując szereg krzywych zębów. Dodatkowo im bliżej kutra tym smród był coraz bardziej intensywny, ale wydawał się całkowicie nie przeszkadzać bywalcom. - Panie Croth. - Powitanie ojca było oficjalne i suche. - Jak mniemam przesyłka jest cała? - Od razu do rzeczy. To lubimy. - Croth nie zgubił rytmu pewnego siebie szczurka biznesu. Zagwizdał na pozostałą dwójkę a ci weszli na łódź trochę odgłosów szamotania i wkroczyli na trap kołysząc się niebezpiecznie. Kate zauważyła że ze skrzyni ewidentnie coś cieknie. Smród był już nie do zniesienia i dochodził ze skrzyni. - Tato coś tu nie gra ta skrzynia jest zbutwiała. - Powiedziała Kate. Croth już chciał zaprzeczyć ale jeden z jego pomagierów właśnie się zachwiał i spał trapu do wody. ten co szedł na przedzie postąpił dwa kroki ale z braku równowagi i pod naporem skrzyni runął do przodu. Skrzynia padła z trzaskiem na ziemię. Jej bok pękł a ze środka pod nogi Kate rozlały się mokre zwłoki ewidentnie w stanie rozkładu. A raz robaki! Coś co wydawało się prawdziwym możesz robactwa czerni żerujących na zwłokach. Kate najpierw nie mogła oderwać wzroku od tego makabrycznego widoku, po tym pamięta tylko że zaczeła krzyczeć. Bardzo głośno. Potem już nic nie pamięta. 10 Kwiecień 1919r. Kate Rook zeszła do jadalni domu swoich rodziców. Ubrana była w szara sukienkę i czarne botki. Rozejżała się po pomieszczeniu i po ilości nakryć na stole. - Dzień dobry mamo. - Powiedziała całując matkę w policzek. - Ojciec z nami nie zje? - Nie, złotko. Wyjechał z samego rana. Mówił coś że musi zabezpieczyć transporty. Wiesz ta cała sytuacja polityczna. - Elsa powiedziała machając ręką jakby chciała odgonić informacje z gazety niczym natrętną muchę. - Nigdy nie wiesz kiedy jakiś idiota postanowił w ramach protestu zatopić parę skrzyń ze statku. - No tak, sytuacja nie jest ciekawa. - Kate zachowała polityczną poprawność. Obie kobiety życzyły sobie smacznego i zjadły wspólne ciepłe śniadanie podane przez ich nową pomoc domową, Agathę Treszew. Agatha była emigrantką z polski. Elsa chwaliła sobie polskie pracownice a ta była dodatkowo biegła w angielskim i niemieckim języku. No i była bardzo ładna. A Państwo Rook lubili otaczać się ładnymi rzeczami. Kate uważała trochę starszą kobietę za miłą i cichą osobę. Dobrze zajmowała się domem, jej kuchnia była niezaprzeczalnie wyśmienita, choć można by posądzić ją o zbyt ‘swojską’. Czasem przyłapała ją na dziwnych zachowaniach, jak pozostawianie resztek ze stołu przy wejściu do kuchni. Wysypywanie pokruszonej cegły na progu drzwi czy zasłanianiu luster jakimś materiałem. Kiedy Kate kiedyś ją o to spytała ta zmieszana powiedziała wymijająco że to takie małe tradycje wyniesione z domu. - Och właśnie! Agatho, możesz dziś upiec jakiś słodkie ciasto? - Była to forma pytania ale nie zapytanie. Ot zakomunikowanie dziewczynie ze dodatkowo ma przygotować dodatkowy poczęstunek. - Mamy dziś gości? - Zapytała zaciekawiona Elsa. - Zapraszasz jakiegoś studenta by pomógł ci w nauce? - Mamooo...- Pokręciła z zażenowaniem głową Kate. - Alicja przychodzi, chcemy skończyć nasze referaty dodatkowo dostałyśmy zaproszenia na spotkanie Lucid Dream Society. Zastanawiamy się nad dołączeniem do projektu. - Zaprosiłabyś kiedyś jakiegoś męskiego przedstawiciela ciala naukowego - Elsa podreczyła jeszcze trochę swoją córkę. - Z nimi spotykam się poza domem - Kate w końcu podchwyciła humor śniadaniowy swojej mamy. - Dziękuje z aśniadanie było jak zwykle bardzo dobre. To ciasto przyotuj naaaaa piętnastą. - Dziękuję Panienko Kate. Tak panienko Kate. - Odpowiedziała Agatha grzecznie zbierając naczynia ze stołu. Kate zwróciła się jeszcze do Elsy. - A ty jesteś dzisiaj w domu cały dzień? - Nie kochanie. Mam spotkanie charytatywne z paniami z Towarzystwa. - Powiedziała to jakby musiała się udać na przykry obowiązek prac społecznych. - Lubię je ale ich pomysły…. no nic trzeba to robić by mieć dobre kontakty. Nigdy nie wiesz kiedy będą ci potrzebne. - Och biedactwo! - Kate przytuliła matkę w teatralnym geście. - Co byśmy z ojcem bez ciebie zrobili? - Skończyliście jako dwójka dziwaków na wygnaniu. - Powiedziała równie teatralnie Elsa. - A teraz sio! Idź się popisywać wiedza w szkole i przynosić dobre imię rodzinie Rook! - Tak jest!- Kate zasalutowała matce i ruszyła żołnierskim krokiem w stronę drzwi zgarniając swoją torebkę i zielony płaszczyk po drodze. |
Jakub Epstein Spacerując po ulicach Arkham Jakub Epstein będzie miał okazję się, choć trochę przekonać o amerykańskich osobliwościach. Wiele z tego co widział było mu nadto znajome i budziło raczej zniechęcenie niż ciekawość. Stare, zaniedbane budynki drzemiące w zapyziałych zaułkach, jednak gdzieniegdzie piętrzyły się okazałe gmachy i kamienice jakich nie powstydziłoby się większe miasto. Terkotanie wozów na brukowanych uliczkach nie różniły się od podobnych miasteczek jakie znał z Europy. Podobnie odgłosy zwierząt hodowlanych były identyczne, a zapach ich odchodów śmierdział z podobną intensywnością. Torowisko i zajezdnia kolejowa, dalej rzeka Miskatonic i niewielka wysepka widoczna podczas przechodzenia do południowej części miasta przez most na Garrison Street. Przeszło Jakubowi przez myśl: Czyż moje zainteresowania wiedzą tajemną nie są taką pozornie mizerną wysepką rzuconą w rzekę ludzkich spraw. A wyspa jest potęgą, już starożytni grecy znali potęgę wyspy i wiedzy. [MEDIA]http://i.pinimg.com/564x/1d/a3/98/1da398de174bb0da00b4851dd08bee80.jpg[/MEDIA] Miasteczko było żywe dzięki ludziom. Sklepikarze dyskutujący z farmerami przyjeżdżający do miasteczka po zaopatrzenie, ludzie załatwiający sprawunki u adwokatów, lekarzy, fryzjerów. Jakub spotkał gadatliwego farmera o imieniu Ed, który przypominał z wyglądu podchmielonego włóczęgę. - Świat na głowie staje. - biadał Ed kiedy Jakub przy nim przystanął. - Kobiety pazury farbują. Nie dość że u rąk to i u nóg. - przewrócił oczami i splunął. - A wczoraj radziłem się pastora. - farmer uniósł palec do góry, wskazując niebo. Słowa pastora widać podziały mocno na niego. - Toć i podobno w Biblii stoi, że Jezus innym ludziom nogi obmywał. Ale, żeby takie malowidła na pazurkach czynić to jawny przeciwko skromności występek. - ostatnie słowo powtórzył jeszcze raz znajdując w nim jakby potwierdzenie. Rzeczywiście farmer Ed miał rację taki przybytek powstał w Arkham, Molly Barrow z Bostonu stała się pierwszą pedikiurzystką w Arkham. Z jej usług korzystały głównie studentki oraz modne dziewczęta znudzone prowincjonalnym życiem. Gaduła Ed równie niskie mniemanie jako o kobietach miał o uniwersyteckich: - Pełno tu u nas dziwaków z uniwersytetu. Świat przekręcają na lewą stronę, jako ja ten płaszcz, albo i dziury szukają w całym. Zwożą tu jakieś potłuczone gliniane naczynia, sam widziałem i A przecie z pękniętego kubka mleka się nie napijesz, bo wyciecze, prawda? Śmieci za ważniejsze uważają, szkoda na to pieniądze. Nic ino ślęczą nad księgami zamiast uczciwie pracować. Młody żyd przystanął przy mężczyźnie i przez chwile słuchał jego wynurzeń. Z jednej strony miał w głębokim poważaniu błahe myśli nic nieznaczącego goja, ale z drugiej strony człowiek ten wydawał mu się w jakiś dziwny sposób bliski. - Świat degeneruje się - rzekł enigmatycznie - Ludzie oddają cześć fałszywym bogom i nie potrafią odnaleźć drogi do prawdziwego oświecenia. Biedni ludzie. - Biedni. Tak, biedni. Jak nadal będą trwonić czas i pieniądze na śmieci staną się biedakami... - farmer chciał jeszcze coś dodać, ale jego uwagę zwrócił kot przebiegający nieopodal. Ed podrapał się w brodę, chyba coś sobie przypomniał i mrugnąwszy jakieś słowa pożegnania odszedł. Jakub poznał kilka najbardziej charakterystycznych miejsc w Arkham, które dla przybysza mogły stanowić punkty orientacyjne. Dowiedział się jak trafić do konkretnych dzielnic miasta i w jakim kierunku jechać aby trafić do Bostonu. Raczej nie zgubiłby się w miasteczku, ale daleko mu było by w jeden dzień poznać każdy zaułek. Kampus Uniwersytetu Miskatonic zajmował kilka sąsiadujących ze sobą ulic. Kilka instytucji powiązanych z uniwerkiem znajdowało się w pobliskich kwartałach. Antykwariaty czy bibliopole jak staroświecko zwano sklepy z książkami dobrze funkcjonowały w miasteczku uniwersyteckim. Wiedza z ksiąg była podstawą zdobywania wykształcenia obok wykładów i ustnych konsultacji ze specjalistami z konkretnych dziedzin. Jakub mógł zajrzeć do uniwersyteckiej księgarni University Shop Books, w pobliżu znalazł ulotki antykwariatów Rara Avis i Lockhart's Books. Jakuba Epsteina interesował jeden aspektów ciemnej strony miasteczka. Nocne życie i lokalizacje, gdzie skupiała się klientela pragnąca zakosztować w zakazanych rozrywkach. Podczas swojej przechadzki po mieście Jakub mijał kawiarnie, herbaciarnie i restauracje, ale jako obcemu nie udało mu się na pierwszy rzut oka określić, gdzie nocą kwitnie życie. Właściciele nocnych lokali nie afiszowali się ze swoją działalnością. W gardle wszystkich "mokrych" stała wyschnięta na wiór kość czy osiemnasta poprawka do konstytucji. Pozostawało zasięgnąć języka lub poczekać do nocy i spróbować szczęścia. Menachem Jicchak Eiger Dłonie starca ujęły księgę. Rebe Eiger studiował pismo i pochylał nad stronami. Był to fragment Księgi Wyjścia (18,21) Pismo mówi: A wyszukaj sobie z całego ludu dzielnych, bogobojnych i nieprzekupnych mężów, którzy się brzydzą niesprawiedliwym zyskiem, i ustanów ich przełożonymi już to nad tysiącem, już to nad setką, już to nad pięćdziesiątką i nad dziesiątką, 22 aby mogli sądzić lud w każdym czasie. Ważniejsze sprawy winni tobie przedkładać, sprawy jednak mniejszej wagi sami winni załatwiać. Będziesz w ten sposób odciążony, gdyż z tobą poniosą ciężar. Teść Mojżesza, Jetro radzi mu w sprawach rządzenia ludem podczas wędrówki przez pustynię. Sprawa dotyczyła wyboru "sędziów", którzy mają rozsądzać spory między ludźmi. Komentarz mówił Wybierz, wyszukaj biorąc pod uwagę ich fizjonomię i wszystko co na podstawie pobieżnego oglądu mogą dać świadectwo o cechach ich charakteru, to da gwarancję bezstronności ich osądu. [MEDIA]http://www.kalw.org/sites/kalw/files/styles/medium/public/201609/Zohar12-2016.37-DanielMatt-FingersOnPage-800px.jpg[/MEDIA] Ramje przyglądał się własnym dłoniom. Dokąd prowadzą linie. Czy czeka go los człowieka który osiągnie wiele dzięki temu że wybrał się w niebezpieczną podróż.
Aleksiej Michajłowicz Myszkin człowiek światowy, znany z szerokich kontaktów, wielu zainteresowań i bystrości umysłu był bardzo zajęty. Postronnym zdawało się jakoby Myszkin angażował się w tak wiele przedsięwzięć, że jeden człowiek nie mógłby tylu spraw udźwignąć. Było w tym wiele prawdy Myszkin korespondował z tak wieloma osobami na całym świecie, że był zmuszony utrzymywać trzech sekretarzy, stenografistki notujące jego listy oraz grono innych pomocników. Myszkin sprowadził dwu żydów do Arkham, ale sam zatrzymał się w Bostonie, gdzie zatrzymywały go liczne interesy, Cadykowi wysłał list:
|
Kawiarnia Garden Cafe - Mary, na biblie można patrzyć jako stare wierzenia ludowe, oparte czasem właśnie na jakiś wróżbach czy starożytnej obserwacji gwiazd. - Odezwała się Katherine popijając swoją przyprawioną ginem lemoniadę. Lubiła rodzeństwo Shrewsbury choć wydawało jej się że Mary potrafi bardziej skupiać się na tym by błyszczeć i szokować swoimi wypowiedziami niż skupiać się by powiedzieć coś mądrego. Pod tym względem Ellen wydawała się bardziej kompetentna, choć może to też być kwestia że młodsza Shrewsbury nie zdążyła się jeszcze rozkręcić w towarzystwie. Kate nie liczyła na wypowiedź Roberta. Znała go z różnych przyjęć na których bywała z rodzicami, zawsze wydawał się wszystkim znudzony. Wydawał się zadawać się z nimi dla jakiejś formy rozrywki jaką przynosiła mu obserwacja ludzi których uważał za niższych poziomem od siebie. Panna Rook czasem wdawała się z nim w wymiany ciętych komentarzy ale tylko wtedy kiedy miała pewność że Millwood nie miał racji. Andrew Burns, ach która z nich by choć raz nie rozmarzyła się wieczorem nad tym Casanovą z Arkham. Rook nie była obojętna na słodkie słówka tego lisa, żadna z nich nie była. No ale brakowało jej tego podejścia flirtu, jaki promieniował od Mary. No, i fakt ich związku, Mary i Andrew, sprawiał że w ewentualnej dyskusji solidarnie pójdzie za swoją lubą. Jedyna nadzieja w Ericu i Anthonym, dwójce historyków którzy mogą mieć bardziej sceptycznie i historyczne podejście do sprawy zapisków religijnych. I jako dżentelmeni bo w końcu w tym gronie dawali wrażenie najbardziej wyważonych i kulturalnych osób. - Nie mówiąc już że może to być luźna interpretacja lub nadinterpretacja jakiś wydarzeń historycznych. Prawda Anthony? - Kate poszukała sobie sojusznika w ewentualnej dyskusji, albo odskoczni od tematu. Oba wyniki tej zaczepki będą ją zadowalać. - Dajcie spokój z tym szatanem - powiedziała Ellen. - Sama wiara nie musi mieć wiele do rzeczy. - wtrącił Robert. Eric Erikson przełknął ostatni kęs placka i zabrał od razu głos: - Satanas z Nowego Testamentu znaczy tyle co oszczerca, przeciwnik i nabiera osobowych cech. - Eric pociągnął łyk herbaty. - Przyjmuje oblicze wyraźnie osobowe. Utożsamiony z wężem lub smokiem spadającym z nieba jak błyskawica. Dalej krystalizuje się późniejsza identyfikacja z Lucyferem, jeszcze niezbyt pewna w Starym Testamencie. Eric kontynuował. Dalej padło kilka kolejnych zdań o kuszeniu Jezusa, złu fizycznym, prześladowaniu wyznawców ewangelii i o irańskim Arymanie. - Ja nie wierzę, że Mary chce na poważnie dyskutować o szatanie. - szepnął Anthony do panny Rook podczas, gdy inni słuchali wywodu Eriksona. - Pogadajmy lepiej o snach. - zwrócił się do wszystkich, ale patrzył na Katherine jakby licząc że uda mu ją wciągnąć się jako pierwszą w rozmowę o snach. - Jeśli pytasz czy korzystamy z umiejętności zdobytych na kursie w domowym zaciszu, to owszem robię to teraz częściej. Głównie dla wprawy. - Odpowiedziała mu Kate, zastanawiając się czy temat ‘religia’ mu nie odpowiadał. - Wszyscy śnimy, to jasne - zaczął Andrew Burns, ale pochwalcie się efektami. Jak często zyskujecie świadomość śnienia i kontrolę? - Każdej nocy wiem że śnię - powiedziała Mary z powagą. Ellen skinęła głową jakby chciała powiedzieć to samo, ale siostra ją ubiegła. - Wiem że śnię, ale nie zawsze mam wpływ na sen. - przyznała uczciwie Kate. - Nie wiem czy to dlatego że te sny są zbyt chaotyczne by nad nimi zapanować czy jem za późną kolację. - Potraktowała końcówkę luźnie, przypominając sobie pouczania jej opiekunek że nie należy się objadać przed snem bo będziesz miał koszmary nocne. - Kontrola snu jest trudna, sam mam z tym spore kłopoty. - wtrącił Anthony. - Podążanie we śnie... - Jak panujecie nad snami? - przerwała mu Ellen. - Sen komunikuje za pomocą języka symboli nie logiki. Chaotyczność snu może być pozorna. - Eric skomentował uwagę Katie. - Masz racje chociaż trudno szukać symboli kiedy sen jest dynamiczny. - Przyznała rację Ericowi. - Jeśli mam czas rozejrzeć się po moim otoczeniu jest mi łatwo znaleźć punkty wejścia czy zmiany. Jeśli jestem w śnie który jest dynamiczny, albo zmienny...wiesz jak te karnawałowe kalejdoskopy dla dzieci trudno w czymś takim znaleźć konkretna rzecz by zacząć kontrolować ten stan. - - W czasie snu trudno analizować cokolwiek. Psychoanalitycy proponują zapisywanie snów oraz analizę symboli i treści sennych po przebudzeniu. Korzystają przy tym ze słowników symboli często nasyconych ezoterycznymi lub mitologicznymi znaczeniami. - Ale jak wiecie symbole są wieloznaczne. Takie interpretowanie to śliska sprawa. - dodał Anthony. W kawiarni gwar był coraz większy; śmiechy mieszały się z podniesionymi głosami towarzystw przy innych stolikach. Muzyka z gramofonu sączyła się delikatnie. - Poczytajmy może z dzienniczków snów lub opowiedzcie co wam się śniło - zaproponowała Mary. Niektórzy z dyskutantów przycichło, zawahali się. - Ja wam przeczytam sen. - zaproponował Robert Millwood mało włączający się do poprzednich dyskusji. Wyciągnął zapisaną kartę, wszyscy czekali: Jestem w łaźni, potem wychodzę na plażę i tam słyszę, jak moja mama mówi że pięknie biegnę. I widzę siebie biegnącego w kąpielówkach po wodzie. Mama komentuje że wspaniale biegnę. Widzę, jak sprintuję po wodzie, potem rzucam się do wody i płynę. Jest mi wstyd, że tak popisuje się swoim ciałem. - Ciekawe... ale sen jakby urwany. - mruknęła Ellen. - Część moich też jest pourywana. To ciekawe że część snu pamiętamy tak wyraźnie a niektóre mimo że były najświeższe to zapominamy prawie po przebudzeniu. - Odezwała się Kate. - Ktoś jeszcze? - Ja wam przeczytam, co mi się przyśniło ostatnio. - powiedziała Mary i wyciągnęła notatniczek z błękitną okładką. Śnił mu się wąż z którym jestem w dobrych układach. Toczył się przede mną jak koło, gdy jestem w drodze do rodziców. Gdy tam docieramy, biorę węża w przyjaznym geście na ręce, a on nagle staje się wrogi. Wywija się i kąsa mnie w piętę. Krew cieknie z okrągłego otworu po ukąszeniu węża. Odczuwam strach i proszę rodziców o pomoc. -Co o nim myślicie? - zapytał niepewnym drżącym głosem tak zupełnie różnym od wcześniejszych wypowiedzi, że koledzy mogli być zaskoczeni. - Trochę straszne - Powiedziała Kate, dopijając na raz swojego drinka. Sama nie była gotowa dzielić się jeszcze swoim dzienniczkiem, choć już trochę snów się uzbierało. Kilkanaście minut później Mary uśmiechnęła się do Katherine i zaczęła się spoufalać, bo w końcu obie chodziły na archeologię: - Pamiętasz o zaproszeniu, mieliśmy zjeść wspólny lunch w zeszłym tygodniu. Może jutro się spotkamy. Mam pomysł odpuśćmy sobie jutro wykład z archeologii u profesora i jedźmy gdzieś za miasto. - panna Rook spojrzała na Mary. - Kate przecież ty o archeologii wiesz wszystko od swojego ojca. Jedźmy do Salem. Wrócimy do tematu, demonów i snów. Tam może mnie przekonacie do tego szatana. - prychnęła śmiechem i zakryła dłonią usta. - Ojciec ma dużą wiedzę ale nauka nie stoi w miejscu. Chociaż mój Honor Rodziny Rook przeżyje małą plamkę nieobecności na wykładzie. - Kate sama nie uznawała że jedna nieobecność mogłaby zniszczyć jej karierę naukową. Sam wybór Salem też był ciekawy. Miejsce zbiorowej histerii uzyskanej dzięki zazdrości i pomówieniom. Nawet jeśli jakaś prawdziwa czarownica została spalona przy okazji. Mary była zadowolona, bo lubiła kiedy jej propozycje nadają bieg wydarzeń. -To świetnie. Widzimy się jutro. - czuć było podekscytowanie w jej głosie. - Kto oprócz nas się wybiera? - Zapytała Kate. Wszyscy obecni zadeklarowali się, że chętnie się wybiorą do Salem. Poza Robertem, który wyraźnie dystansował się, być może wahał się, a może nie miał ochoty. - No dobrze to tylko miejsce zbiórki i godzina. Robercie może się jeszcze zdecydujesz do jutra?- Zachęciła kolegę mając nadzieje, że nie brzmiało to zbyt natarczywie. - Jeśli panna Ellen, nie ma nic przeciwko mojej obecności to przemyślę propozycję. - powiedział cicho. Ellen spiorunowała go wzrokiem. Ale po chwili twarz jej złagodniał. Wciągnęła powietrze w płuca: -Nie mam… - odpowiedziała, odwróciła wzrok i spojrzała w stronę stolika z gramofonem. Zaczęła nucić słowa piosenki. Kate uśmiechnęła się pod nosem obserwując tą wymianę. Najwyraźniej ich stoicki Robert znalazł sobie obiekt westchnień w siostrze Mary. I dobrze! Może w końcu się się trochę rozluźni w ich towarzystwie. Na szybko dogadali szczegóły wycieczki i parę osób zadeklarowało się przynieść parę rzeczy. Głównie jakiegoś prowiantu zrobionego przez ich służbę. |
Część dialogów do spółki z Adrem Jakub Epstein
[/justuj]
[/justuj] |
Wieczór dom państwa Rook |
Jakub Epstein Bostońska rada Żydów Jakub odwiedził swych pobratymców w Bostonie, jak mu Eiger przykazał. Gościnę i nocleg znalazł u samotnie mieszkającej pary Jukiela i Rebeki. Przyjęli go jak syna, który wraca z dalekiej podróży. Trochę wypytywali o wojenne dzieje, bo przecież słyszeli, że bolszewicy walczą z polakami o kształt granic. A wielu niewinnych ludzi cierpi podczas wojny. Jukiela mocno interesowały losy braci z Europy, jego ojciec pochodził z Litwy. Od małżeństwa Jakub dowiedział się, że sporo rodzin osiadłych w Bostonie wywodzi się z Wilna. Młody polak Janek zapoznany w domu Jukela załatwił Jakubowi półtora litra alkoholu, o który prosił stary Żyd. Jakubowi udało się dzięki polakowi pozałatwiać wszystkie sprawunki i wyczuł w nim dobrego kompana. Jakub wyraźnie mógł odczuć, że gmina nie bieduje i dobrze się im wiedzie. Synagogę piękną w zeszłym roku postawili. Nasłuchał się sporo, nowych znajomych zyskał. Zapobiegliwi bankierzy nawet kredyt na własną działalność mu proponowali, oczywiście na korzystnym dla siebie procencie od przyszłych zysków. Bostońscy żydzi więcej o interesach rozprawiali niż o pobożnych nakazach Tory. Biadoli jak to goje szkodzą im w interesach, jak nieudolny kongres dodaje absurdalne poprawki i rządzi nie pomyślnie. Ale nikt z nich nie myśli wracać do Europy. Ameryka jest blisko i zdaje się nieomal ziemią obiecaną. A pobyt tutaj rodzi wiele nowych możliwości, a co za tym idzie zyski, interesy i nowe śmiałe projekty. Gdzie pieniądze tam i zawiść często gości. Jakub dowiedział, że spory rozdzierają społeczność. Spadki rzekomo nierówno podzielone, długi domagające się nagłej spłaty, nieuczciwa konkurencja z tym wszystkim musiała się borykać rada bostońskich żydów. W kilka dni temu odbył się pogrzeb Abraham Mera, którego potrącił pędzący automobil. Gdy Jakub dotarł do Bostonu starszyzna szykowała się do powrotu do normalnych obowiązków po niezliczonych wizytach licznej rodziny zmarłego, a goście przybyli na pogrzeb albo wyjechali albo szykowali się do wyjazdu. Rada przyjęła Jakuba życzliwie i przeczytawszy list wyraziła zainteresowanie pobożnym mędrcem przybyłym do Ameryki. Zaproponowali by w przyszłym tygodniu rebe ich odwiedził. Chętnych było wielu by wysłuchać pobożnego mędrca jakim jawił im się Cadyk z Europy. Kiedy rozmówcy Jakuba dowiedzieli się, że rebe jest raczej mędrcem niż człowiekiem interesu, odetchnęli że nie przybędzie im kolejny konkurent do obsadzenia rynku. Ale przezornie wychwalali mędrców biegłych w piśmie i zapraszali rebe do Bostonu. Dzień później w Arkham, kawiarnia na dworcu głównym Pociąg z Bostonu, którym Jakub wrócił do Arkham zagwizdał i ruszył w dalszą trasę. Epstein wstąpił do dworcowej kawiarni i wdał się w rozmowę z napotkanym przy barze mężczyzną. Okazał się nim rozkojarzony i niewyspany student matematyki Max. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=WFmWhwyA0NU[/MEDIA] |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:12. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0