lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   [V:M] - Kielce after Midnight (18+) (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/18749-v-m-kielce-after-midnight-18-a.html)

Ketharian 15-02-2021 18:26

Gdziekolwiek, byle tylko w towarzystwie boskiego Phillipa!

Kiedy w końcu łuski opadły jej w jednej chwili z oczu i kiedy zaczęła nareszcie myśleć w racjonalny sposób, Arystokratka poczuła falę okropnego wstydu na myśl o tym jak dotąd traktowała uprzejmego, wrażliwego i posiadającego nienaganne maniery Tremere. Przytulając się do jego boku w wyrazie niecodziennie dla siebie otwartych przeprosin, Alicja obrzuciła pełnym wstrętu spojrzeniem upiorną kryptę Madeja. To nie było miejsce, w którym winna była stanąć stopa Phillipa, świadomość samej obecności delikatnego Czarodzieja w tym odrażającym siedlisku równie odrażającego potwora budziła w Ventrue wściekły sprzeciw. Również na siebie samą za to, że w porywie ślepej głupoty pozwoliła, aby Carver wszedł razem z nią do kanałów miast kazać mu czekać cierpliwie na górze, aż Alicja wykona dla niego tę niebezpieczną misję.

Gdyby jej eleganckie buty nie rozkleiły się do tej pory zniszczone bezpowrotnie lepką masą wypełniających kanały fekaliów, Ventrue gotowa była w wyrazie zadośćuczynienia ściągnąć je ze stóp i założyć Phillipowi w miejsce jego własnych, umorusanych równie mocno ekskrementami, co jej własne.

Drapiący się po kroczu Nosferatu przejawiał oczywiste zainteresowanie osobą Arystokratki, ale Alicja kompletnie go ignorowała śląc Craverowi powłóczyste spojrzenia spod gęstwy swoich pięknych rzęs. Dopiero widok przyniesionego przez Madeja trupa oderwał oczy Sowińskiej od Tremere, pozwolił jej przynajmniej na chwilę skoncentrować się na słowach wstrętnego monstrum.

- Jak to, zdjęcia? - wyjąkała nieporadnie, głosem drżącym pod wpływem niedowierzania - Że niby moje zdjęcia? Nagie? Ale co na to powie Phillip?!

Ściskając kurczowo długimi palcami ramię Czarodzieja, blondynka wbiła w twarz Tremere pełne rozpaczy spojrzenie. Wciąż nie potrafiła uwierzyć w kuriozalne żądanie Nosferatu. Czy ten zdegenerowany stwór naprawdę wierzył, że zechce mu oddać w posiadanie coś, co miał prawo oglądać wyłącznie Phillip? Zdjęcia promieniujące jej nieśmiertelną kobiecością, jej lodowatą namiętnością, którą gotowa była dzielić wyłącznie z odnalezionym właśnie ideałem prawdziwego mężczyzny?

Nanatar 15-02-2021 23:14

Upiorna krypta Madeja, noc 26/27 czerwca 1996


Cokolwiek miało się wydarzyć poprzez realizację szalonego planu Kordiana, wystarczyło mu zgodne spojrzenie kanitki za całą gorycz, której gotów był doświadczyć. Tak przynajmniej myślał, o tym był przekonany, że Bestia rozpłaszczy się u stóp piękonści w umizgach, jego skromną osobę pozostawiając w cieniu.
Stało się nico inaczej, niż obliczył to Bleinert, to od razu wzburzyło wampira, nie mogącego zrazu określić, gdzie ukierunkować gniew i ku komu pchnąć żmijowy język. Na domiar, owo uczucie zastąpione nagle zazdrością, nowe kolce lodu w duszy, a ta poczęła dominować, spychając wszystko co racjonalne w kąt. Precz od świadomości. Chwilę wahał się miedzy użyciem sztyletu i szalika. Dźgać czy dusić, nie mógł się zdecydować.

Ernest z paczką fajek jak anioł na otarcie łez. Wziął. Zapalił. Lubieżnie spoglądał na ubrudzone w szlamie kostki Sovińskiej z dezaprobatą na zdumionego Cravera, on sam byłby w skowronkach. Gorycz zalewała żółcią serce, kiedy Toreador widział jak Tremera nie radzi sobie z atencją Arystokratki. Nie pojmując ku czemu miała prowadzić jej manipulacja, wmawiał sobie, że to wybieg.

Wypalił nerwowo, porzucił niedopałek w rynsztok i zaraz poczuł do niego sympatię, tonął bez nadziei jak i on, opuszczony, a tak wiele dawał od siebie. Spalił się. Spalił, żeby inni mogli mieć czysty umysł. I w jakiś cudowny sposób papieros oczyścił umysł wampira, nie przez fizyczne działanie, czy chemiczne, a przez zapamiętane przez przyzwyczajenie wzorce.

Z okazaniem wdzięczności Ernestowi poczekał na lepszą chwilę, podziwiając nową odsłonę i Madeja, już z łapą nie na kroczu, a prezentującego kuriozum. Do tego kanalarz grał mu do słów, a nieśmiały sprzeciw Alicji, sprowokował Kordiana do działania

- Alicjo proszę, nie wypada. Sam zrobię zdjęcia, mam wprawę i pracownię. - oświadczył pospiesznie, żeby wybiec przed szereg. - właściwie wszystko co trzeba. Nauczę Phillipa o świetle i cieniu w obrazie - stawiał na szali mgnienia uczuć - A z gospodarzem, skoro się jeszcze spotkamy, bo musze przekazać zdjęcia, pomówiłbym o wyposażeniu pracowni. A teraz za zgodą Alicji zerknijmy na artefakt, który tu nas przywiódł. - a to ostatnie już wprost do Cravera, by nie poczuł się zbyt osaczony przez piękność, której Bleinert tak zazdrościł, czy zapomniany, a właśnie w centrum uwagi Toreadore, wręcz natarczywie.

KOrdian podszedł do splecionej pary i spojrzał im głęboko w oczy. - Musimy przeprosić panią, Phillip powinien przyglądnąć się pierwszy - ruszaj mistrzu - zachęcił, ją zaś przytrzymał za nadgarstek, może nawet zbyt brutalnie, by zaraz ściągnąć z szyi szalik Korony Kielce i wręczyć kobiecie. - Zasłoń przynajmniej usta i nos, choć obraz ten niegodny i twych oczu. - i puścił łagodnie, by ta szła za kochankiem chwili.

Odwrócił się do Ernesta - Masz jeszcze fajka?

Aiko 16-02-2021 08:24

Kanały Nosferatu, noc 26/27 czerwca 1996

Phillip właśnie chciał odezwać się do Ernesta. Obgadać co tam ciekawego działo się ostatnio z perspektywy kanałów. Jeśli było tutaj podobnie jak w Anglii to szczury mogły sporo wiedzieć i widzieć więcej niż by się można spodziewać po stworzeniach żyjących pod ziemią. No ale.. Ledwie zdołał ułożyć w głowie plany i pytania, uderzyło go “to”. Poczuł użycie dyscypliny, ten dziwny dreszcz przebiegający po plecach, próbujący wpełznąć do jego głowy i w niej namieszać. Był ciekaw, który z jego towarzyszy wykazał się takim poczuciem humoru i już po chwili wiedział.

Dłoń Alicji owijająca się wokół jego ramienia zwiastowała kłopoty. Sądząc po wszystkich wybiegach i tekstach Koriana, duże kłopoty. Phillip uśmiechnął się nieco zmieszany do Ventrue. Jak zaraz tego nie skończy rozpęta się tu niezły cyrk, szczególnie patrząc na Madeja, który jeszcze trochę i wykrzesać z siebie coś, czego Craver nie spodziewałby się po rozkładającym się ciele.


Upiorna krypta Madeja, noc 26/27 lipca 1996

Atmosfera roztaczająca się w sanktuarium Nosferatu na chwilę sprawiła, że świat zawirował. Phillip nie był pewny co myśleć o tych wszystkich grymasach, które objawiły się na twarzach reszty koterii.

- Alicjo…

- Niech będzie moja strata. Dasz mi tylko twoje zdjęcia piękna, twoje nagie zdjęcia z każdymi szczegółami, rozumiesz? - Głos Madeja wywołał w nim gorszy odruch wymiotny niż całe

To co rozegrało się potem przypominało nieco Phillipowi tani romans. Musiał to zakończyć… szybko! Ujął dłoń Alicji i mocno zacisnął na niej palce. Spoglądając jej w oczy zwrócił się do niej spokojnym tonem.

- Wszystko będzie dobrze. Ta sprawa jest dla nas ważna, prawda? - Mimo uśmiechu w jego głosie pojawiła się stanowczość. - Nie róbmy tu teraz teatrzyku.

8art 16-02-2021 12:27

Upiorna krypta Madeja, noc 26/27 czerwca 1996; około 02:00

Ernest usłużnie wysoczył z ramy częstując kolejnym papierosem i służąc Kordianowi ogniem. Toreador zaciągnął się mocno, a Nosferatu skierował wzrok na Alicję, a potem na swojego olbrzymiego, wiedzonego dziką żądzą pobratymca. Nieśmiało, jakby z nutą strachu przemówił do Madeja:

- Nie no Madeju. Wiesz co nie wypada panią Sowińską do roli taniej dziwki ze świerszczyka sprowadzać. To przecież porządna wampirzyca... - zaczął cicho, ale potem dodał juz stanowczo: - Weź no się ogarnij, nie rób wiochy... Proszę, nie wypada...

Madej odłożył butelczkę na ołtarz i zacisnął pięść w niewypowiedzianej złości, aż strzeliło w kościach, a trzymane na barku zwłoki trzasnęły złamane niczym zapałka, zgniecione mięsniami wampira.

-Cisza kurwa! - ryknął. Nikt nie śmiał się teraz odezwać, domyślając się jaki gniew musiał sie przetaczać po skrywanej pod trupią maską twarzy wampira i mając świadomośc co mocarne ręce szczura mogłyby uczynić w niekontrolowanym amoku. Nie wiadomo, czy to wcześniejsze argumenty Kordiana, Ernesta, Phillipa, czy po prostu wyraz zagubionej twarzy Sowińskiej, ale nagle wszystko zatrzymało się. Iskra atawistycznego, cielesnego szaleństwa znikła po prostu z oczu olbrzyma.

- Macie trupa! Nic do cholery nie chce od was! W domu swoim nie można już gospodarzyć, bo nawet własna krwawica nieodrodna solą w oku staje! - wycharczał cicho, dodając na zachętę: - No dalej, jest wasz.

Trup leżał na prostackim katafalku. Pierwszy zbliżył się do niego Phillip natarczywie popychany wzrokiem Kordiana. Spodziewał się, że nie będzie to nic przyjemnego, gdy spostrzegł jak maź z ciała spływa wąską strugą po głazie. Odwinął poły koca. Fetor był okrutny i pożałował, że sam nie zapalił, ale widok był jeszcze bardziej okropny nicz odór. Ciało było kłębowiskiem tłustych larw miotających się pod skórą trupa, walczących o każdy skrawek gnijącego mięsa i wnętrzności i wypełzających zapadłych oczu, nozdrzy, czy pęknięć w skórze. Odruchowo cofnął się z obrzydzeniem. Przemógł się dopiero po chwili, obiecując sobie solennie w myślach, że nie dotknie trupa choćby za skarby samego Goratrixa. Przyjrzał się ciału, starając nie zwracać uwagi na oczywisty horror natury. Na zachowanych szczątkach dostrzegał, znaki, które po chwili obserwacji zdawały się wyrażać jedno:

XII...

13...

Trzynaście...


Nie miał zamiaru, przygladać sie trupowi dłużej niż o było konieczne. Odrócił się próbując skryć bladość.

Ketharian 17-02-2021 16:22

Kanały Nosferatu, 26/27 lipca 1996

Kiedy koszmarny Nosferatu wycofał się nieoczekiwanie ze swoich absurdalnych roszczeń, Alicja omal nie wpadła z przemożnej ulgi w torpor, tak ogromny głaz spadł jej z serca. Nie zależało jej w gruncie rzeczy na frywolnych zdjęciach, wszak była gotowa oddać dowolną ich kolekcję Madejowi, gdyby tylko Phillip sobie tego zażyczył. Powodem jej ogromnego wzburzenia była świadomość, że gdyby gospodarz w napadzie zazdrości stworzył jakiekolwiek zagrożenie dla Cravera, Alicja musiałaby go zabić, a posłuszna etykiecie Camarilli czuła się wstrząśnięta na samą myśl o tym, że mogłaby zadać innemu Spokrewnionemu Ostateczną Śmierć, nawet w tak uzasadnionym przypadku.

Madej poszedł na szczęście po rozum do swej monstrualnej głowy, a uwaga Kainitki przeniosła się z miejsca na jakże pasującego do jamy Nosferatu trupa.

Umysł Ventrue wypełniły dwie walczące ze sobą zaciekle o palmę pierwszeństwa emocje: porażający wstręt na widok dalece posuniętego rozkładu zwłok oraz poczucie pełnego zaufania pokładanego w kompetencje Phillipa. Tremere nie bez powodu uchodził w oczach Alicji za wyrocznię w kwestiach okultystycznych i zapewne mógł mu wystarczyć ledwie rzut okiem, aby rozwikłać odstręczającą zagadkę ran pokrywających obrzmiały zezwłok.

Tak, szybkość z jaką Czarodziej oderwał wzrok od wstrętnej padliny utrwaliła przeświadczenie Alicji o jego niebywałej okultystycznej percepcji.

- Doceniam ogromnie twoje starania, kuzynie – powiedziała blondynka z trudem przenosząc uwagę na postać Madeja, z coraz większą irytacją tolerując fakt, że etykieta nie pozwalała jej skupić się wyłącznie na osobie Phillipa – Jestem pewna, że już pomogłeś nam w rozwikłaniu tej frapującej zagadki. Mimo to chciałabym prosić cię o jeszcze jedną drobną przysługę... Phillipie, czy dość już zobaczyłeś czy też życzysz sobie wypożyczyć te zwłoki do dalszych badań? Jeśli chcesz, Kordian może je zanieść na górę, o ile nasz krewniak nie będzie miał nic przeciwko.

To rzekłszy obdarowała Toreadora zniewalającym uśmiechem. Sama oczywiście nie miałaby nic przeciwko własnoręcznemu wyniesieniu zwłok na zewnątrz, gdyby Tremere wyraził takie życzenie, ale nie potrafiła sobie wyobrazić, by mogła potem dotykać tymi rękami nagiego ciała Cravera; nawet jeśli wytrawiłaby dłonie wcześniej kwasem!

Aiko 25-02-2021 08:06

Upiorna krypta Madeja, noc 26/27 czerwca 1996; około 02:00

Craver skrzywił się na sam pomysł brania tego ciała gdziekolwiek. W tych kanałach, w tym pomieszczeniu jego zapach był nie do wytrzymania. Nawet nie chciał sobie wyobrażać tego ogniska rozkładu w domu tej biednej babci, u której mieszkał lub w domu Kordiana.

- Ekhym… Zobaczyłem dość… myślę, że możemy zostawić naszemu gospodarzowi to… trofeum.- Phillip spróbował odkaszlnięciem powstrzymać odruch wymiotny. Spojrzał na Madeja uznając, że jego widok jest teraz całkiem przyjemny. - Kiedy znalazłeś to ciało? Kojarzysz… kto to był?

- W studzience koło dworca.
- Madej podrapał się po głowie myśląc intensywnie: - Czwartego lub piątego czerwca.

Stan rozkładu zwłok zgadzałby się z datami podanymi przez Szczura. Ale na pytanie kim mógł być, nosferatu tylko wzruszył beznamiętnie ramionami.

- Miał coś przy sobie? - Phillip wytarł ręce w chusteczkę planując ją wyrzucić tuż po wyjściu z tych podziemi.

- Tylko spodnie. - wycharczał pewnie olbrzym.

- I nic w nich nie było? - Phillip jeszcze na chwilę odsłonił trupa zasłaniając przy tym nos i spojrzał w okolice jego krocza, starając się zidentyfikować płeć zwłok.

Madej wzruszył znów beznamiętnie ramionami i można to było wziąć jedynie za niewyartykułowane zaprzeczenie. Phillip tymczasem dla pewności spojrzał na nagie zwłoki jeszcze raz. Trup musiał być mężczyzną, bez żadnych wątpliwości, ale Tremere musiał mieć pewność. Z ulgą przykrył ciało kocem.

Ćmiąc cygareta, nieco wycofany za plecami towarzyszy, w kompanii Ernesta Toreadore cierpiał w milczeniu niedawną pychę. Jak przeklęty kochanek podglądający lubą w intymności z innym, przez brudne i ciemne okno nocy. Pragnąc w prawdzie celebrować każdy ruch posagowych sylwetek spokrewnionych nie mógł oderwać uwagi od słów sceny. Uwięziony między pasją odtwórczą, bo tak chciałby odlać ową chwilę w metalu, a zboczoną chęcią rozwikłania zagadki, między udami Sovińskiej, a oczami Phillipa, Bleinert zmagał się z kumulacją bodźców i emocji. Nagromadzeniem tak intensywnym, które rzadko dane jest istotom, czy to przeciętnym śmiertelnikom, czy nawet nieśmiertelnym półbogom. By wyzwolić się z matni zawrócił do Ernesta.

- Zajebiste cygarety, mają kopa i smak! A nie wiesz ty gdzie spędzał dni ten Maciek od którego zaczęła się ta cała nagonka na skóry z liczbami?

- Proszę, weź całą ramę. Mogę skołować więcej jak coś. - usłużnie przekazał Kordianowi papierosy. Zapytany o Madeja odpowiedział: - Nigdy go nie śledziłem. Tu w mieście, to się głównie z tymi oszołomami z Greenpeace zadawał. Przesiadują podobno po barach i kawiarniach, albo grają na tych swoich bębenkach pod KCK. Ale dużo czasu był poza Kielcami podobno. Słyszałem, że zadawał się z lupinami.

Zaglądając zaś przez ramię pięknych tej chwili skwitował numer.

- Trzynaście, pechowy, od razu widać. Nie miał delikwent szczęścia za życia.

Tymczasem zły do szpiku kości, obrażony na celebrytów, że skradli pierwszą rolę skrzętnie zauważał, że cały ciąg wziął w diabły, nowy numer, a głowy nie miał zupełnie jak to dopasować, choć datę zapamiętał i okoliczności. Wreszcie znów z drugiego rzędu, nieśmiało zapytał.

- A jakie te spodnie? To zawsze coś o nosicielu portek powie.

Phillip tymczasem odsunął się od śmierdzących zwłok i zanotował kolejne dane w swoim notesie.

- Portki jak portki… Nie przyglądałem się... Zwykłe, ciemne… - wycharczał Madej chyba zaskoczony pytaniem toreadora. Ernest tymczasem podsunął Bleinertowi paczkę fajek.


- To ja mam jeszcze pytanie… czy docierały do was jakieś słuchy o tym by ktoś korzystał z kanałów? Jakieś nowe Nosferatu w mieście? Ktokolwiek zabija, niemalże rozmywa się w powietrzu. - Philip przyjrzał się wszystkim zebranym.

Obaj nosferatu zaprzeczyli jednocześnie. Ktoś w ich domenie, poruszający się bez ich wiedzy? To przeczyło zdrowemu rozsądkowi, ale zostało poddane przez Phillipa w wątpliwość. Wątpliwość rozwianą bardzo szybko dwoma, pewnymi kiwnięciami trupich głów.

- To… chyba czas na nas? - Phillip spojrzał na resztę koterii pytająco.

Nim wampiry wyszły, na ramieniu Madeja pojawił się ogromny, czarny, liniejący szczur. Madej pogładził jego brzydkie futro z niebywałą delikatnością i wycharczał:

- Jakbyście mieli kłopoty, to wyślijcie go do mnie. Znajdę was i pomogę. - umowa była umową, to że Madej nie nie uzyskał niczego z tego co chciał, nie zwalniało Nosferatu, przynajmniej w jego własnym mniemaniu z umowy.

- Wyprowadzę was na zewnątrz! - ochoczo zaproponował Ernest, trochę zmieszany, że nie mógł już poczęstować papierosami oddanymi Bleinertowi.

Zadowalając się adoracją mniejszego z Nosferatu, Kordian ćmił jednego za drugim, niechętnie zbliżył się do trofeum Madeja, ale nie darowałby sobie, gdyby coś umknęło mu przez złośliwą przekorę, drążącą duszę Toreadore tamtej nocy. Próbował zapomnieć o zniewalająco ubrukanej Sovińskiej, ale wciąż dzielił uwagę oczu między wampirzycę i gnijącą skórę. Żałował, że nie ma szalika, ale nie żałował, że go oddał, zakrył usta i nos czapką.

Zwrot Cravera ku wyjściu jak najbardziej w czas. I jeszcze zwierzątko, futrzasty szpieg. Toreadore zastanawiał się kogo z trójki będzie dręczyło, bo nie spodziewał się by koteria przyjęła jego zaproszenie na dzień i była nierozłączna. Pozostało mu jeszcze jedno, co zamierzał już wcześniej, ale intryga, którą uknuł związała go samego w przedziwnej pajęczynie emocji, raz ruszona zdawała się powielać i ewoluować.

Zauważając mimowolny ruch Ernesta i brak fajek, sam poczęstował wszystkich, raz jeszcze podkreślił charakter używki. W końcu otwarł jadaczkę.

- Jedna sprawa. Panie Madej robisz pan tu ciekawe rzeczy, ale nie widziałem narzędzi - zawiesił, jakby gospodarz z czymś wyskoczył, choćby z emocją na słowa - Ja wiem, że wolisz pan sobie sam zrobić, ale proszę mi wierzyć, że mógłbym dostarczyć nieco przydatnych rzeczy z góry. Proszę nie traktować oferty jako pożyczki, ale jako wspomożenie dla artysty. Uważam, że to co pan robisz jest sztuką i pragnąłbym zostać pańskim mecenasem jeśli uczynisz mi pan ten zaszczyt. Sporządzę paczkę i prześlę przez Ernesta przyjmiesz pan, albo wypierdolisz, wedle woli.

Ukłony były zbędne. Chociaż w głowie kipiało Bleinertowi od Alicji i nowatorskiego, zdawało się mu, rzemiosła Madeja, sukcesywnie starał skupić się na wyciśnięciu z atencji okazywanej przez przewodnika ile się da. Toreadore z ojcowską troską wypytywał o problemy spokrewnionych w kanałach. Miał chęć oddać resztę paczki, ale pomyślał, że nie można zwracać prezentów, rozczarowałby Nosfera. Wręczył mu tylko wizytówki. - Prędzej Madej od ciebie weźmie. A jakby co, to dzwoń. Cześć.

8art 25-02-2021 15:18

Podwórko przy ulicy Bodzentyńskiej; noc 26/27 czerwca 1996; około 02:30

Pożegnawszy się z Madejem Ernest wyprowadził ich znów w głębie kanałów. Nosferatu tym razem jednak był duzo bardziej pomocny, wskazując Alicji i Kordianowi każde co bardziej brudne fragmenty trasy, tak jakby to miało jeszcze jakiekolwiek znaczenie. Idący tuż za Ernestem Phillip spytał go ni stąd ni zowąd:

- Nie wiesz czy ma kto tu jakie zapedy do rytuałów?

Ernest obrócił się spoglądając na Tremere jakby zdzwionony:

- Nie wiem. Ale jakbym miał obstawiać to twój klan się lubuje w takich zabawach.

Koteria byłaby w stanie przysiąc, że droga powrotna ze schronienia była o wiele krótsza niż ta którą przywiódł ich Ernest. Z pewnością nie błądzili tak długo w chaotycznym labiryncie identycznych murowanych korytarzy, z całą pewnością nie minęli tak sugestywnie opisywanego przez przewodnika "fatberga". Mogli się tylko domyślać, czy Ernest specjalnie ich pokierował aby zgubić położenie sidziby pobratymca, czy po prostu nie mógł się powstrzymać od jak najdłuższego przeciągnięcia wampirów po tym wielkim kloacznym dole.

Kilkanaście minut później zostawił ich tam gdzie go spotkali, wskazując nieodległe tak bardzo wyjście z kanałów. Och, jaką ulgą było dla koterii poczuć świeże powietrze! Wyglądali okropnie, a jeszcze gorzej śmierdzieli, ale skrywana skrzętnie radość z wyjścia i tak była ogromna. Jak niewiele czasem potrzebne było do szczęscia.

Wampiry nie mogły tego widzieć, ani słyszeć ale gdzieś tam w czeluściach kanałów Ernest pomiarkował się wreszcie, że padł ofiarą sztuczek:

- Kurwa mać, ale się dałem wychujać... Jak dziecko! - i zniknął w ciemnościach.

Do świtu nie zostało wiele czasu, a w stanie jakim byli, żadne z nich nawet nie przeszło przez myśl, aby stanąć przed jakimkolwiek innym kainitą. Byłoby to fatalne faux paus i ogromny wizerunkowy wstyd. Przemykając cicho niczym koty ruszyli do swoich schronień, modląc się aby nie trafić na nikogo...

Nanatar 01-03-2021 20:36

PrzedRanek 27 czerwca

Wdzięczny siłom natury za szarość nocy i chłodny wiaterek przedświtu, wdzięczny za niemrawą mżawkę. Choć ciężko było rozstawać się ze złotowłosą pięknością, nie odnajdywał na ową chwilę lepszego rozwiązania. Żałość jaką prezentowało każde z trójki była na tyle urągająca dobremu smakowi, że jedynym co należało zrobić to ukryć się przed wzrokiem i powonieniem jakiegokolwiek kanity.

Wracając taksówką z fascynacją przyglądał się jaśniejącemu na wschodzie horyzontowi, z rozbawieniem bawiąc się myślą czy będzie kiedyś tak znudzony wieczną nocą, że po prostu zaczeka na świt, by po raz ostatni nasycić się pełnią kolorów świata.

Po drodze wstąpił jeszcze do nocnego, zakupił kilka flaszek Smirnoffa, dwa kartony fajek i dla niepoznaki wielki słój kiszonych ogórów. Kierowcy zostawił stosowny napiwek, nie chcąc wyjść na frajera, gdyby któryś z kolegów z korporacji miał jeszcze podjechać pod jego willę. Mężczyzna pomógł wnieść mu zakupy na próg domu, zmęczony, z pewnością nie zauważył, że za przyciemnionymi szybami mercedesa zaparkowanego przecznicę dalej ktoś podtrzymuje żarzący się punkt, ale nie uszło to uwagi Bleinerta.

Kiedy wreszcie przekroczył próg, przypomniał sobie o Kwiatkowskich, których poprosił o przygotowanie domu na wizytę gości. Wyglądało na to, że śmiertelni owszem odwiedzili willę, ale zamiast ogarnąć lokum zrobili sobie imprezę. Kordian z obrzydzeniem kopnął pustą butelkę po winie grodzącą mu drogę do spiżarni. Ktoś zamruczał i przewrócił się na drugi bok na szezlongu w salonie. W pierwszym odruchu złości miał zamiar wyssać do cna niesforną trzodę, zaraz jednak porzucił niedorzeczny plan. Całe to usuwanie ciał było tak kłopotliwe i czasochłonne, a noce czerwcowe tak krótkie.

Skierował swe kroki do sanitarki, odkręcił kurki z wodą pod prysznicem, ubranie zostawił na środku podłogi. Chwilę później poczuł niemal fizyczne uniesienie, kiedy wypłukiwał z ciała, z włosów bród i smród zastępując go przyjemnym zapachem piżma, stali i dojrzewającej wiosennej trawy. Już się wycierał, kiedy spostrzegł, że jest obserwowany. Kobieta przebudziła się i z lubieżnością obserwowała go nagiego, był do tego przyzwyczajony, pani Kwiatkowska lubiła mężczyzn i flirty.

- Bleinert miałeś przyjść z gośćmi, ale zgubiłeś ich w jakiejś gnojówce. - wskazała podbródkiem na śmierdzącą kupę ubrań, starając się uchodzić za pewną i sztubacką.

- Zgłębiałem naturę u źródła, trzeba się skalać moja droga, by móc jaśnieć anielskim światłem. - odparł poważnie - A wracając do salonu, prosiłem, żeby doprowadzić go do ładu, a widziałem tylko pobojowisko po orgii i nie żebym nie lubił orgii, co więcej pochwalam je, ale liczyłem, że moje prośby traktowane są poważnie. Nie będę nawet wnikał, czy ktoś jeszcze tu z wami był, bo wiesz, że sobie tego nie życzę.

Odrzucił ręcznik, kobieta zaś jak figlarna kotka zbliżyła się i ujęła w dłoń jego męskość delikatnie masując. - Opowiedz, co robiłeś - przymilała się szeptem.
- Skup się na tym co robisz, nie będę rozpraszał cię transcendencją mych przygód - kiedy poczuł, że jest bliski końca wpił w jej szyję kły i skradł utraconą Vitae w cudowny sposób łącząc przyjemność. Ujął lepką od nasienia dłoń kobiety i rozsmarował o jej brzuch, piersi i twarz - Mogłabyś przefarbować włosy na blond - ubódł na koniec.

Już w szlafroku odprowadził ją do salonu, posadził na sofie, sam przysiadł przy sekretarzyku i sporządził listę potrzeb. Postanowił wyzwolić nieszczęsną parę jego trzody od sprzątania i zostawił namiary na Janinę Solawową, staruszkę dorabiającą w ten sposób do maleńkiej renty. Kwiatkowskim zlecił tylko zakupy, a właściwie ich odbiór. Wreszcie pozostawił półprzytonmą śmiertelniczkę i zszedł do piwnicy zamykając tą od środka, bo do salonu nieproszony wdzierał się dzień.

Wszedł do własnej skrzyni, ale po chwili ją opuścił i zajął tą przygotowaną dla Sovińskiej. Chwilę jeszcze tłukły mu się w głowie myśli: Jak ten Craver to robi, niby angielska flegma, a za każdym razem krok przed nim?
A potem jeszcze liczby 21,13,8,5, wciąż układały się w ciąg. Czy to możliwe, żeby miało to znaczenie, czy tylko los się z niego naigrywał?

Skrzynka wódki, skrzynka szampana, cygara, Narzędzia garbarskie i kuśnierskie. Mapy Kielc i Okolic. Może jeśli jest dostępny jakiś prosty GPS. Mały kieszonkowy aparat. Baton Teleskopowy, Maszynka i farby do tatuażu, stosowne skrzynki na owe rzeczy. Dyktafon, Jedwabny szal w kolorze błękitu oczu Alicji. Gazety, lub biuletyny lokalnych ekologów. Lokalną prasę prenumeruje. Kalosze i sztormiaki, dal wszystkich. Szkła do alkoholu. Blok marmuru 1/1m Galon spirytusu. Nie zapomniał o jedzeniu, szczególnie takim, które łatwo później zutylizować. Unika mięsa.


Aiko 02-03-2021 09:50

Lokum Philipa; Noc 26-27 czerwca 1996; Przed świtem

Craver swój płaszcz wyrzuciła do kosza jeszcze przed wejściem do taksówki. Na szczęście robiło się coraz cieplej, więc jak będzie chadzał w samej koszuli, to nikt nie zwróci na niego uwagi. No ale… powinien coś przekąsić, tylko przy aromatach, które roztacza będzie to teraz nieco… skomplikowane. Westchnął ciężko idąc w kierunku swojego mieszkanka, licząc na to, że staruszka będzie jeszcze spać. Zawsze cenił sobie osoby starsze. Miały oczy dookoła głowy, były na bieżąco chyba ze wszystkimi plotkami w mieście, a do tego spały krótko. Nic tylko postawić obok sprawnego ghula i nie można było sobie wymarzyć lepszych strażników. On niestety gdy pozwolono mu na wzięcie kogoś pod siebie… uległ słabości. Wszedł do mieszkania z ciężkim westchnieniem i nasłuchiwał.

Niby staruszka poruszała się jak kot, ale za do oddychała jak pies po paru kilometrach biegu. Nie słysząc nic ściągnął z siebie ciuchy w korytarzu i w samej bieliźnie przeszedł do łazienki. Dam wziął szybką, ale dokładną kąpiel i już w ręczniku przeszedł do kuchni by zgarnąć worek na śmieci. Jego ciało było wysportowane, choć daleko mu było to faworytów Brujachów. Brakło mu też typowej wampirzej siły, którą mogli się pochwalić na przykład Ventrue. No ale… kiedyś był nawet popularny. Ta myśl przypomniała mu o tulącej się do ramienia Alicji. Do tego te miny Kordiana. Wszystko mówiło mu, że będzie miał kłopoty i że następnego wieczoru czeka go powtórka rytuału.

Spakował brudne ciuchy do worka na śmieci i pozostawił je do wyrzucenia. Po tym przeszedł do swojego pokoju i zamknął się w nim planując iść spać. Jutro się zajmie.. Jedzeniem, rytuałem, spotkaniem z synowcem… wszystkim.

8art 05-03-2021 09:14

Noc 27/28 czerwca 1996; po 21:00

Wieczór przywitał leniwie przeciągających się w swych leżach kainitów. Za oknami aura nie rozpieszczała śmiertelników. Nadal było parno i duszno i choć wczorajszy ukrop zelżał nieco, to kompozycja wysokiej temperatury i wilgoci stała się tylko trochę bardziej znośna niż dzień wcześniej. To były oczywiście problemy tych, w których żyłach płynęła ciepła krew. Ciała Alicji, Kordiana i Phillipa miały temperature taką jak otoczająca je atmosfera, a zatem dziś nieco tylko chłodniejsze niż ciała śmiertelników.

Każdy przywitał noc swoimi własnymi wieczornymi rytuałami. Może niektórzy modlili się do obrazków Matki Boskiej, może rozmyślali o minionych czasach lub o nadchodzących nocach, może pożywiali się brutalnie na przypadkowej ofiarze drapieżcy, lub zajmowali się sobie tylko znanymi . Ktoś jednak z populacji wampirów w mieście dziś zachował się innaczej niż zwykle.

Kilka nieodebranych połączeń było pierwszym co zauważył Kordian po przebudzeniu. Numer na wyświetlaczu z charakterystycznym warszawskim prefiksem skojarzył od razu z Kosmą. Oddzwonił od razu, jeszcze w wciąż lepiącymi się od zaspania oczyma. Kosma odebrał z wrodzonym sobie czarem i kulturą:

- No kurwa wreszcie. Dzwonie i dzwonie do ciebie i chuj! Słuchaj Bleinert! Uruchomiłem paru ludzi tu i ówdzie. Policja w WKP Kielcach dopiero połączyła te dwie sprawy o które pytasz. Mają dwóch podejrzanych na dołku: niejakiego Kamila Kowalskiego i Sebastiana Wszołka, ale osobiście kurwa wątpie żeby to byli oni. Twierdzą, że tylko znaleźli trupa. Z braku lepszych oskarżonych i tak prokuratura pewnie puści ich w pasiaki z paragrafu 148. Ale chuj z nimi! Słuchaj, bo jest jeszcze coś, co pewnie nie ma związku, ale pytałeś, to odpowiadam. Gadałem z paroma emerytowanymi ubekami, takimi co jeszcze wiesz, stalinowskie czasy pamiętają i dalej. Podobno, ale kurwa zaznaczam podobno, to nie jest żadna potwierdzona informacja, były jakieś podobne morderstwa za okupacji u mnie w Warszawie, podobno koło 44 roku. Nie ma na to żadnych kwitów i w ogóle może to tylko legenda, bo raz: zajmowali sie tym granatowi niemieccy jak już coś, a dwa: po Powstaniu całe miasto chuj strzelił w piździec! No to tyle w tym temacie.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:03.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172