Trójka Spokrewnionych przeszła przez drzwi i trafiła do średniej wielkości pomieszczenia. Typowa sala konferencyjna z długim stołem po środku i fotelami dookoła. Na stole znajdował się pilot. Zwykły pilot wyglądający jak każdy inny do telewizora, DVD, bądź jeszcze czegoś innego. Pod dwoma przeciwległymi ścianami znajdowały się wysokie regały z książkami, natomiast naprzeciw drzwi wejściowych było okno, zasłonięte w tej chwili tak samo, jak te w głównej sali Elizjum. W pokoju do ich przybycia nie było nikogo, Książę musiał zniknąć za kolejnymi drzwiami, w tej chwili zamkniętymi. W sali panował zaduch. Okno było zamknięte i pewnie rzadko kiedy było inaczej niż teraz. Dla osób innych niż kainici przebywanie tu na pewno nie było czymś przyjemnym. Dość szybko robiło się duszno, gorąco. Gdy dochodziła do tego nerwowa atmosfera ludzie stawali się coraz bardziej zdenerwowani, ulegli. Jeśli ktoś potrafił wytrzymać takie warunki to z pewnością potrafił zapanować nad innymi będącymi w tym pomieszczeniu. Szeryf zamknęła z trzaskiem drzwi tuż po tym jak wszyscy już weszli i od razu chwyciła pilot celując w jedną ze ścian. Nie czekała nawet na to by wszyscy zdążyli usiąść. Jedynie Langhammer zdążył to zrobić manifestując swój styl bycia, bądź taki styl bycia jaki, jego zdaniem, w tej chwili da mu najwięcej korzyści. Szeryf skomentowała to lekkim uśmiechem na ustach. Ci, którzy to zauważyli mogli zastanawiać się co miał oznaczać ten uśmiech, jednak nie mieli na to zbyt wiele czasu. -A teraz wszyscy macie się zamknąć i oglądać. Po tych słowach z sufitu wyłonił się 18-sto calowy ekran LCD. Wysunął się niemal bezszelestnie, więc mógł zaskoczyć osoby, które były w tej sali po raz pierwszy. Wpierw na ekranie pojawiło się niebieskie tło, które dość szybko przerodziło się w obraz jakieś ciemnej uliczki, już po zmierzchu... *** -Proszę tędy Frau Hirsch. Z wciąż niezmiennym kamiennym wyrazem twarzy Primogen Ventrue otworzyła drzwi do sali konferencyjnej wpuszczając tam Malin i wchodząc zaraz za nią. Drothea była, mimo swych wewnętrznych odczuć, dużo bardziej opanowana niż szeryf, więc tym razem drzwi nie zamknęły się z trzaskiem, lecz cichym skrzypnięciem- od razu odnotowanym w pamięci Ventrue. Niemalże w tym samym momencie, w którym Dorothea dotknęła klamki drzwi, szeryf zatrzymał odtwarzany obraz i odwróciła się gwałtownym ruchem. Na jej twarzy znów było widać zdenerwowanie. Spojrzała wpierw na wchodzącą Malin, a potem na Dorotheę: -A co ona tu kurwa robi?- Ręką wskazała na Malin. -Przypominam Ci, że powinnaś się lepiej zachowywać. Zwłaszcza w takiej sytuacji. -Mam w dupie jakieś twoje konwenanse, zwłaszcza w takiej sytuacji.- Regine zaakcentowała ostatnią część zdania patrząc prosto w oczy primogen Ventrue. -Frau Hirsch z chęcią wspomoże nas tak, jak i pozostała trójka.- Dorothea obmiotła spojrzeniem pomieszczenie i zebranych w nim Kainitów, jednak żadnemu nie poświęciła więcej czasu i uwagi niż parę sekund.- Musisz więc przekazać informacje również jej. Mam nadzieję, że się rozumiemy.- Wymowne spojrzenie Ventrue i ton jej głosu sprawiły, że szeryf zamilkła.- Cieszę się, że doszłyśmy do konsensusu. A teraz żegnam. Dorothea uśmiechnęła się bardzo delikatnie, rzuciła okiem na Malin i wyszła z pomieszczenia. Tymczasem szeryf patrząc na drzwi wyszeptała: -Pieprzona suka.- Po chwili dodała już głośniej patrząc na Malin.- Nie wiem czym jej podpadłaś i mam to głęboko w dupie, ale masz się teraz zamknąć i patrzeć na ekran.[/i] Po tych słowach po raz kolejny wcisnęła przycisk pilota i na ekranie zaczął odtwarzać się film... Łuna księżyca oraz latarni oświetlały uliczkę pomiędzy jakimiś dwoma kamienicami. Nie dało się określić jakiś ważniejszych budynków- ot, jedna z wielu uliczek w ponad półmilionowym mieście. Dwa wąskie chodniki, a pomiędzy nimi brukowana droga. Nagle rozległ się hałas. To wiatr pchnął pustą aluminiową puszkę po piwie lub jakimś napoju gazowanym, ale w tym miejscu wydawało się to być bardzo głośne i nagłe. Z tego jak wszystko wyglądało ocenić można było, że pora była dość późna. Z pewnością noc, a nawet jej środek. W pewnym momencie w uliczce pojawiła się jakaś postać. Wysoka ubrana w długi, szary płaszcz. Szła dość wolno kulejąc na lewą nogę. Na głowie miała czapkę, czarną wełnianą czapkę zakrywającą głowę i uszy. Na pewno przydatna część garderoby o tej porze roku, zwłaszcza nocą, gdy jest jeszcze zimniej. Co do temperatury to można było ją określić po tym, że z ust ofiary wydobywały się strużki pary przy każdym oddechu. Zaraz... ofiary? Nagle rozległ się krzyk. Męski krzyk, po którym można było określić, że osoba albo była już starsza, albo miała problemy z gardłem. Lekka chrypa, trochę drżący głos. Choć z drugiej strony może to przerażenie wywołało taki, a nie inny ton? Minęło parę sekund nim dało się zauważyć przyczynę owego krzyku. Zgarbiona postać rzuciła się na mężczyznę uderzając go wpierw w brzuch, a potem w twarz. Ofiara zawyła z bólu, ale odpowiedziała napastnikowi. Uderzenie trafiło prosto w szczękę. Dosłownie. Zagłębiło się wewnątrz jamy ustnej, która z dzikim spełnieniem i radością zacisnęła się miażdżąc kości. Popłynęła krew, która dodała wigoru atakującemu. Odepchnął z całej siły mężczyznę tak, że ten uderzył o ścianę kamienicy. Parę cegieł ukruszyło się i spadło na ziemię. Swoją drogą napastnik nie wypuścił dłoni ofiary z ust co sprawiło, że gwałtowność uderzenia wyrwała samotną teraz już dłoń. Kolejny krzyk, ten jednak się szybko urwał. Zgarbiona postać podskoczyła do zaatakowanego i zbliżyła głowę do jego szyi. Zamarła w takiej postawie na najbliższe pół minuty, po których to mężczyzna padł martwy na chodnik. Napastnik natomiast chwilę przyglądał się ciału, a potem zniknął. Nie, nie jest to metafora. On nie odszedł w którąś ze stron tylko najzwyczajniej... lub i niezwyczajnie zniknął. Obraz znów zmienił się na niebieski by po chwili zniknąć. Szeryf wcisnęła kolejny guzik, co sprawiło, że ekran schował się w sufit, i odłożyła pilota. Przyglądała się twarzom zgromadzonych, by po chwili wypowiedzieć to, co dla niej było jasne od początku. To, czemu ich tu wezwała. Co prawda nie planowała, że to będą właśnie oni... ale to oni się napatoczyli. Cóż, ich pech. -Macie dorwać tego Spokrewnionego. Nie wiem kim on jest, do jakiego klanu należy, ani co do jasnej cholery robi we Frankfurcie, ale macie go dorwać. Wpierw dowiedzcie się kim on jest by Książę mógł ogłosić Krwawe Łowy, a potem go dorwijcie i zabijcie. Od razu mówię, że nie obchodzi mnie jak to zrobicie, ale jeśli czegoś potrzebujecie by tego dokonać to teraz macie jedyną okazję by o to poprosić.- Przyjrzała się zebranym raz jeszcze.- Nie dostaniecie wszystkiego co się wam zamarzy, więc nie mówić mi tu o swoich pieprzonych marzeniach. Zresztą i tak wszystko, czego teraz będziecie chcieli będziecie musieli zwrócić.- Uśmiechnęła się zadziornie.- W stanie takim, w jakim dostaniecie. A teraz jeszcze co do tego ścierwa co łazi po mieście i jawnie łamie Tradycje, to wiemy, że coś się działo wczorajszej nocy w Kościele na Juliusstrasse. Tam powinniście zacząć poszukiwania.- Zamilkła. Gdyby wciąż oddychała to pewnie właśnie w tej chwili nastąpiłby tak zwany „głębszy oddech”, jednak tak mogła jedynie zamilknąć.- Jakieś pytania? |
"Zajebiście, cholera, zajebiście" – pomyślał Langhammer kiedy Szeryf zakończyła swoją prezentację – "wiedziałem – tip-top secret i na dodatek… A to dlatego, jest taka zdenerwowana – jej harpie niczego nie zwęszyły, a Brzydal z filmem poszedł prosto do Primogenów lub nawet do samego Księcia… Ah, ta Kainicka polityka… Już jakiś czas temu "po mieście" chodziły plotki, że niektórzy z Primogenów wyrażają się bardzo niepochlebnie o działaniach Szeryf. To jej na pewno nie pomoże... - nie był pewny, czy udało mu się skontrolować mięsnie twarzy przed złośliwym, tak bardzo ludzkim, uśmieszkiem… Ustawił krzesło normalnie i spojrzał po obecnych. Póki co twarze nie wyrażały niczego - kamienne, kainickie twarze. Jednak gdzieś tam w głębi mózgów kłębiły się myśli... Setki, tysiące myśli, możliwości, zagrań i zachowań. Langhammer wiedział, że jest za młody i za słaby na Szeryfa, ale niektórzy wiedzieli, że nie przepadał za Szeryf i jej ulubienicą - wścibską pannicą o niewyparzonej gębie - która za cel postawiła sobie zbadanie historii Langhammera... To zadanie dawało mu znów kolejne punkty u Starszyzny i może - pozwalało na podkopanie pozycji Punk'ówy - jak slangowo określano Regine. - Tak, trzy – powiedział głosem niewyrażającym żadnych emocji, siedząc jak żonierz, który właśnie wysłuchał rozkazów – Czy Książe będzie bardzo niezadowolony, jeżeli nie będzie miał możliwości ogłoszenia Łowów, bo obiekt zainteresowania zejdzie wcześniej – niektórzy tak łatwo się rozsypują? Jakieś wsparcie logistyczne, czy poza obecnym wyposażeniem wszystko załatwiamy sami? Kontakt, raportowanie – mniemam, że dopiero po zadaniu lub przy ważnych informacjach – komu, jak? Rozumiem, że zadanie jest ściśle tajne i, że bardzo, ale to bardzo, nie chcemy, aby ktokolwiek się dowiedział o tej… sytuacji? - W ostatniej chwili zrezygnował z użycia słowa "wpadce" - Jeżeli idzie o sprzęt – nic wielkiego nie potrzebuję, zwłaszcza przy tak ważnym zadaniu. – zrobił efektowną pauzę, jakby zamiast zdania: „ograniczyłem się jak mogłem” – Dwa samochody – BMW 750Li w pakiecie High Security, ustawione na sportowo to znaczy: usztywnione zawieszenie; zintegrowany, aktywny układ kierowniczy; ogumienie Radial 252; Dynamic Drive, Head-up; Night Vision; z możliwością wyłączenia komputera ESP i bez ogranicznika mocy silnika. Drugie BMW Z4 M Roadster, w maksymalnej wersji oczywiście bez ogranicznika… jeżeli nie bedzie to zbyt duży problem, to w ciemnym lakierze. Dobrze by było jakby policja się trzymała z daleka. Łączność – sześć telefonów komórkowych z head setami, myślę iPhony byłby odpowiednie. Finanse – 20 tysięcy w gotówce na drobne wydatki, karta kredytowa bez limitu na większe wydatki. Piętro w Grand Hotelu jako baza wypadowa – myślę, że Książe nie będzie miał nic przeciwko temu, że zamieszkamy w jednej z jego włości? Zapewne poza tymi drobiazgami Państwo – wymownie spojrzał na resztę obecnych kainitów, pomijając, praktycznie wybuchającą Regine – również będą czegoś potrzebować… - Wolno wstał i delikatnie skłonił głowę szeryf, a może weneckiemu lustru i, zapewne, znajdującym się za nim. - To wielki zaszczyt pracować dla dobra domeny przy utrzymaniu prawa Tradycji, więc zrezygnuję ze swojego zwyczajowego wynagrodzenia – zakończył ładną polityczną formułką, wiedząc, że Szeryf właśnie krew zalewa, kiedy, bez mrugnięcia powieką zażądał wyposażenia za jakieś 200 tysięcy euro. No cóż, trzeba albo radzić sobie na stanowisku, albo... się lepiej lansować. Gdyby wzrok zabijał to właśnie padłby trupem pod spojrzeniem Szeryf. Grzecznie więc odwrócił wzrok spoglądając na pozostałych obecnych… Słowa Regine niestety dość dobrze oddawały sytuację – z pozycji spokojnego Kainity siedzącego w bamboszkach przed kominkiem i popijającego… wino; trzeba było nieźle podpaść, aby dostać taką robotę – prawie odstrzał. Nikt nie wie nic o spokrewnionym, jednak skoro szeryf i reszta ferajny też nic o nim nie wiedzą to nie jest leszczem, albo jest drugą noc w mieście. Logka podpowiadała: nie jest leszczem. To może być każdy – łącznie z czujką Sabatu… albo „przyjacielską wizytą” z sąsiedniej domeny… To nie będzie łatwe… Cholera – ile by dał, za informacje: czy plotki o Arashi są prawdą; czy, a właściwie na ile Gustaw może zamieszać komuś w czapie; na ile mocna jest pozycja Malin w ludzkim świecie… Pytań było za dużo i większość z nich odłożył na później... Ktoś z możnych tego miasta zbudował z nich grupę - z jakiego względu - pozostanie tajemnicą na długo... Liczył tylko na to, że powodem nie było "odstrzelenie"... Teraz jednak liczyło sie jedno - dowiedzieć się na ile można polegać na pozostałych. Potem - wykonać zadanie i przetrwać, jeżeli... będzie taka możliwosć... |
Nikt nie poprosił, więc i nie usiadła - taki był obyczaj w jej stronach. Stanęła w kącie pomieszczenia wyprostowana, podpierając się jedynie lekko o futerał wiolonczeli. Chłonęła zmysłami atmosferę pomieszczenia oraz to, co rozgrywało się na ekranie telewizora. Przybycie Primogen Ventrue i jej kłótnia z Szeryf nie zrobiły wielkiego wrażenia na Arashi. W trakcie pyskówki kobiet i manifestacji pozorów własnej siły, Toreadorka przyglądała się dyskretnie Malin. Malin, która chowała się za warstwą pudru i animuszu... kim była? Róża Wiatrów zamknęła oczy na moment, lecz duchota sali i agresja dwóch wampirzyc rozpraszały ją. Musiała poczekać... by dowiedzieć sie jakiż to instrument dołączył do ich kapeli. Obejrzawszy spokojnie nagranie, raz jeszcze powiodła wzrokiem po zebranych. Oto szykowała się misja, jak każda inna. Jedynie tym razem miała pracować w grupie, a nie samotnie. Czyżby więc Książę znalazł sobie innego czarnego konia? Co chciał osiągnąć przez ujawnienie zdolności bojowych Toreadorki, bo temu zapewne miał służyć jej udział w grupie? Od początku nie wierzyła, że byli wzięci „z łapanki” Regine, tak jak nie wierzyła w karę Malin – wszystko było zaplanowane, każdy takt stanowił element większego dzieła. Niestety, Arashi wciąż nie potrafiła określić jego charakteru. Póki co postanowiła więc skupić się na zadaniu im powierzonym. Korzystając z okazji, że głos zabrał Langhammer, wampirzyca raz jeszcze w myślach odtworzyła zaprezentowane nagranie, podobnie jak zwykle odtwarzała w ten sposób układy nut. „ Czy to na pewno Spokrewniony? Pił krew, zniknął, owszem... ale czy coś więcej nań wskazuje? Sposób zadawania ran był taki...chaotyczny. Bardziej wskazywałby na Lupina, chyba że... chyba że mamy do czynienia z wcielona bestią. Paris? Być może, choć trudno uwierzyć, by bękart potrafił opanować wyższe moce niż dodatkowe pazury czy jarzące oczy... Ciekawe. Ciekawe czemu nas do tego wybrano...” Potok myśli urwał się, gdyż uwaga Arashi mimowolnie skupiła się na Lotharze. Choć twarz jej wciąż przykrywała ceramiczna maska, na usta wpełzł delikatny niczym płatek wiśni uśmiech...który zaraz potem odleciał. Postanowiła pociągnąć koncert bębnów, który rozpoczął Brujah. - Zgadzam się. Jeśli misja jest tak ważna, jak na to wskazuje pełne ekspresji zachowanie Regine-san – nie mogła powstrzymać się od tej uszczypliwości - Musimy mieć możliwość stałego kontaktu, bezpieczną bazę oraz szybkie, sprawne środki lokomocji. To podstawa, żeby wszystko zagrało tak, jak planujemy. Ja ze swojej strony pragnę dodać tylko jeden postulat, aby w naszej bazie znalazł się Silver Marker Gp4 – węgierskie srebro czyszczące i polerujące do smyczków, najlepsze dla wiolonczeli. Po tych słowach Japonka skłoniła się uprzejmie, dając znak, że to wszystko z jej stron. |
Gwałtowna i daleko odbiegająca od farsy, którą zwykle odgrywali między sobą, nawet ci szczególnie nie przepadający za sobą, wyżej postawieni we frankfurckim stadku Kainici, rozmowa raczej zniesmaczyła Malin. Szeryf szczególnie powinna stłumić swoje gniewne zapędy. Rzucanie przekleństwami i obrażanie Ventrue przypominało raczej gniewne pofukiwania, szczególnie rozdrażnionej kotki. Poza tym szanowna Primogen wyraźnie nie konsultowała swoich decyzji wcześniej z Szeryf Regine i zdecydowanie w idealnej sztuce Bruji nastąpiła nieprzewidziana i niechciana scena. Malin minęła głośno rozmawiające jeszcze Kainitki, choć w głosie Szeryf można było usłyszeć już jakąś rezygnację i stanęła nieco bliżej Gustawa. Zaczęła się zastanawiać, czy jej obecność tutaj rzeczywiście była tak dokładnie zaplanowana, jak pozostałej trójki i czy na pewno nie była tak przypadkowa, na jaką wyglądała. Poza tym rola, którą miała odegrać, była wciąż dla niej ogromną niewiadomą, tym bardziej, że Malin obawiała się, iż przypadnie jej w tej sztuce rola podwójna. Nie tylko wykonać powierzone zadanie, ale również być wtykiem w grupie... no właśnie, czyim? Ventrue? Części Rady, która chciała w pełni kontrolować poczynania nie tylko samej grupy, ale i Szeryf? Na kilka gniewnych słów skierowanych pod swoim adresem odpowiedziała jedynie milczeniem i skupiła swoją uwagę na prezentowanym nagraniu. Gdy ekran zrobił się niebieski, młoda Bruja poczuła się, jakby ktoś wybudził ją z jakiegoś niesamowitego, koszmarnego snu. To co widziała, zdecydowanie było makabryczne, nie mówiąc już o nagłym rozpłynięciu się atakującego. Nikt przy zdrowych zmysłach, a pojęcie „zdrowe” miało naprawdę niezwykle szerokie spektrum akceptowalności, czy to Malkavian, czy parias, nie polował w taki sposób... Pierwszy oczywiście wyrwał się Langhammer, czego w zasadzie można było się spodziewać. Jedno miejsce dla wszystkich, szybkie i pewne środki transportu, do tego zabezpieczenia drogi komunikacji, tak, klan Brujah zdecydowanie wiedział, że jak trzeba się zabawić, to na całego. Smukła Torreadorka, która podczas odtwarzania nagrania stała w kącie sali, przemówiła jako druga. Rzeczowo i krótko, a do tego uszczypliwie, co niezwykle spodobało się Malin, choć mina samej Szeryf raczej świadczyła o zupełnie odmiennej reakcji na słowa wiolonczelistki. Młoda Bruja uśmiechnęła się pod nosem, usłyszawszy, o co poprosiła Arashi. Tak, ktoś, kto w pierwszej kolejności myślał tylko o swej wiolonczeli, zaiste musiał szybko wpaść w oko Torreadorom. - Nie mam zastrzeżeń co do listy, jaką przedstawili moi przedmówcy. - Malin mówiła cicho, ale pewnie brzmiącym głosem. - Wręcz uważam, że nasze potrzeby, jako wspólnie działającej grupy pan Langhammer wyraził dość ściśle i precyzyjnie. Sama zaś proszę o mocnego laptopa z dostępem do internetu, jeżeli nie będę mogła pojechać do domu, po swojego. I dwa skromne Desert Eagle, na naboje .357 Magnum, w zestawie z tłumikami i amunicją. Jeden z lufą szcześciocalową, drugi ośmio. – brunetka uśmiechała się coraz intensywniej, ponieważ z każdym swoim słowem zaczynała rozumieć, że wybór jednak musiał być uprzednio zaplanowany i dlaczego padł właśnie na nią. A po całej akcji zdecydowanie postanowiła pogratulować Kainicie, który zbierał informacje o jej umiejętnościach i cechach charakteru, które teraz miały przydać się Radzie... |
Gustaw był zirytowany. Powinien już się przyzwyczaić do tego głupiego stereotypu. „Wampiry nie mają duszy”- powiedziała Arashi. Skąd biorą się takie pomysły!? Psycholog już szykował ognistą odpowiedź, ale przerwała mu Szeryf. Nagranie zrobiło wrażenie na Gustawie, na tyle duże, żeby zapomniał o wcześniejszym wzburzeniu. Stał na uboczy i spoglądał na pozostałych. Wyglądało na to, że na Lotharze i na Arashi (a w każdym razie na jej masce) to, co zobaczyli na ekranie nie zrobiło wielkiego wrażenia. Tylko Malin, która została w ostatniej chwili wprowadzona przez starszą Ventrue, okazała pewne emocje. Sam Gustaw poczuł głównie podekscytowanie. To było dziwne, niecodzienne. A właśnie to co dziwne i niecodzienne pozwala lepiej poznać to, co codzienne. To mógł być początek bardzo ciekawej historii. „Ale kto to mógł być?”- zastanawiał się Malkavian- „Żaden wampir Camarilli tak się nie zachowuje, a gdyby to był Sabat, to byłoby ich raczej więcej i usłyszelibyśmy o wielu takich przypadkach. Chyba, że to dopiero zwiadowca, szpieg. Ale może”- na chwilę na jego twarzy pojawił się uśmiech-”Może to jakiś niezależny wampir, albo jakaś zupełnie nowa grupa. Tak, zdecydowanie cieszę się, że tu jestem.” Pozostałe wampiry wyraziły szybko i konkretnie swoje żądania co do zaopatrzenia. Broń, pojazdy, lokum, komputer. To ostatnie Gustawowi całkiem by się przydało, ale wydawało mu się, że nie będzie problemów z powrotem do domu i wzięciem swojego laptopa. Podobnie jak jego starego mercedesa- przyda się wóz, który nie rzuca się w oczy. Ale oprócz tego, wszystko czego potrzebował do działania nosił zawsze przy sobie. Na karku. - Z wielką chęcią wezmę udział w tej arcyważnej misji- powiedział do pani Szeryf, jakby ktoś go o to pytał- Nie będę dokładał nic do listy życzeń moich przedmówców, mam natomiast kilka pytań natury ogólnej- wyprostował palce dłoni i od razu zagiął pierwszy- skąd pochodzi to nagranie? Czy to jakiś system monitoringu? Czy są inne jego kopie i czy mamy uspokoić ich właścicieli?- zgiął drugi palec- I kiedy właściwie to zdarzenie miało miejsce -zgiął trzeci palec- Z uwagi na sposób zachowania tego wampira przydadzą nam się wszystkie posiadane przez Radę informacje o ruchach Sabatu w okolicy. Odnotowano ostatnio jakiekolwiek?- zaczął zginać czwarty palec, na jego twarzy pojawił się wyraz zamyślanie- No, to wszystko. |
Szeryf przyglądała się grupce, podczas, gdy ci wymieniali swoje życzenia. Kilka razy uśmiechnęła się szyderczo pod nosem, innym razem znów prychnęła. Z pewnością miała niezłą zabawę słuchając ich wszystkich. Gdy Gustaw zakończył przemowy zgromadzonych, szeryf przeszła się po pomieszczeniu. Szła wolnym krokiem, wpierw wzdłuż regałów z książkami, a następnie przed zasłoniętym oknem. Milczała, a drzwi na tyle tłumiły hałasy, że prawie w ogóle nie było słychać dźwięków z głównej sali Elizjum. Tymczasem za tymi, dość cienkimi, drzwiami reszta społeczeństwa Spokrewnionych trwała w najlepsze ciesząc się, że ominął ich gniew Szeryf. Używając kolokwializmu: upiekło im się. To nie na nich padło i to nie oni teraz są maltretowani, psychicznie lub fizycznie, tego już nikt wolał nie dociekać, w sali sam na sam z Szeryf. Było przecież oczywistym, że przy wszystkich Regine choć trochę się powstrzymywała. W końcu zatrzymała się i spojrzała wpierw na Langhammera. Pierwsze słowo, jakie wypowiedziała było tak przesiąknięte jadem, złością i chęcią zdenerwowania osoby, że aż ociekało tymi uczuciami. -Lotharze, to coś ma umrzeć dopiero po ogłoszeniu Krwawych Łowów i już raz to powiedziałam. Powtarzać się nie lubię, jak zapewne już wiesz. Co do „wsparcia logistycznego”, jak to określiłeś oraz składania raportów to wystarczy, że powiesz mi teraz czego chcesz, połowę z tego dostaniesz, a potem lepiej się tu nie pokazuj, póki nie będziesz wiedział kim lub czym jest to coś z filmu. I będę miała głęboko w dupie, jeśli będziesz mieć jakieś problemy z wykonaniem tego zadania.- Przeniosła wzrok na Arashi i chwilę go na nim zatrzymała. Wydawało się, że ma ochotę coś powiedzieć, znaleźć jakąś odpowiednią odpowiedź na zachowanie Japonki... Niestety nie udało się dobrać odpowiednie słowa, więc swe zainteresowanie przeniosła na kolejną osobę- Gustawa.- Wierzę, że z chęcią weźmiesz w niej udział, doktorku. Zresztą nie widzę innego wyjścia, ale to już inna sprawa.- Uśmiechnęła się ukazując śnieżnobiałe kły. Zaczęła również parodiować Doktora Skagand podnosząc rękę. Otwartą dłoń skierowała wierzchem w stronę Gustawa. Wpierw zgięła kciuk.- Pochodzi z jakiegoś małego sklepiku niedaleko tego kościoła, dlatego od niego zaczniecie. Właściciele nic nie wiedzą i tym zajmować się nie musicie. Ważna jest tylko ta istota.- Kolejny był mały palec.- Nagranie nie ma żadnych kopii.- Palec serdeczny.- Było to wczoraj nad ranem.- Wskazujący...- Żadnych ruchów Sabatu w mieście, ani pod nim nie było. Jeśli to Sabatnik to musiał się zabłąkać w mieście sam albo z jakąś małą sforą.- Wyprostowany pozostał wyłącznie palec środkowy wycelowany prosto w Skaganda. Obdarzyła go złośliwym uśmiechem i opuściła dłoń.- A teraz wasze zamówienia. Zacznijmy od skośnookiej... Nie mogłaś wymyślić czegoś lepszego? Ale niech ci tam będzie...- Machnęła ręką i zaczęła iść dookoła pokoju.- Malin dostaniesz jednego gnata i na więcej nie licz. Jest was czwórka, więc dwa ci nie są potrzebne. Co do laptopa to rano możesz pojechać po swojego.- Nie dając możliwości jakiegokolwiek komentarza, kontynuowała. Spojrzała na Gustawa, ale tylko wzruszyła ramionami. W końcu przystanęła przed Langhammerem.- No i Lothar... Po pierwsze: pieprz się z tymi wózkami. Dostaniecie dwa mercedesy...- W tym momencie przerwała by po paru sekundach uśmiechnąć się delikatnie.- Ale znaj moją łaskę... Oba będą w ciemnym lakierze. Co do policji to nie przejmujcie się nią, ale nie róbcie zbyt wielkiego burdelu w mieście. Czego ty tam jeszcze chciałeś...- Chwila zastanowienia w czasie której Szeryf patrzyła na drzwi prowadzące do elizjum.- Ah komórki. Na chuj wam aż sześć? Dostaniecie trzy...- Przerwała i spojrzała na Malin.- Cztery. Więcej wam nie potrzeba. Kasy dostaniecie po 6 000 na łeb.- Odwróciła się na pięcie i ruszyła do drzwi. Gdy dotknęła klamki dodała:- Pokój 336 w Mariocie. Tam będzie czekało to, co dostaniecie.- Otworzyła drzwi i minęła próg. Jeszcze tuż przed ich zamknięciem spojrzała na grupę.- Nawet nie próbujcie tego spieprzyć. |
Arashi patrzyła na Szeryf z tym samym niewzruszonym spokojem co poprzednio, nawet nie do końca zdając sobie sprawę z tego, jak taka pasywna postawa musiała irytować temperamentną Regine... a może nawet budzić niepokój? To jednak było normalnym odruchem otoczenia, nikt bowiem stojąc przed kobietą w czerni i białej masce nie potrafił czuć się swobodnie... Chyba tylko szaleńcy. Wysłuchawszy Szeryf, Toreadorka przekrzywiła lekko głową, zastanawiając się nad trapiącą ją obecnie kwestią. „Pokój 336 w Mariocie. Tam będzie czekało to, co dostaniecie.” – mówiła Brujah... „ ...A przecież srebra węgierskiego nie da się kupić w żadnym sklepie. Nawet Filharmonia sprowadza je prosto z wytwórni, co trwa kilka dni... Chyba, że wezmą z zapasów Opery. Biedny mistrz Berulliani, chyba się rozpłacze – zaiście arkadyjska będzie to scena...” Odgłos zamknięcia drzwi nie przebrzmiał jeszcze w pomieszczeniu, kiedy Langhammer wycedził przez wysunięte kły: "KURWA!!!". Tajemnicą pozostawało czy słowo to określało Szeryf, było kwintesencją jej zachowania; czy może raczej odnosiło się do ogólnej sytuacji. - Będę za godzinę w hotelu. Do zobaczenia - dodał, cały czas z wysuniętymi kłami i wyszedł. Arashi spojrzała za nim, omiótłszy wzrokiem szczupłą sylwetkę wampira. Tak jak poprzednio, stała niewzruszona, spokojna, jakby była figurą wykutą z kamienia, która sterczała tak już setki lat i miała przed sobą kolejne sploty wieków. - Myślę, że godzina to dobry czas, by się nastroić do misji. – rzekła wreszcie tym swoim śpiewnym akcentem – Gustaw-san, Malin-san, ja również pozwolę sobie was teraz opuścić, by się przygotować. Sayōnara. Kobieta ukłoniła się, podniosła futerał z ziemi, po czym powolnym krokiem opuściła pomieszczenie. Szła wyprostowana stałym tempem, nie zwracając uwagi na ciekawskie spojrzenia Spokrewnionych. To była jej misja, nie musiała się nią z nikim dzielić... no może poza trójką pozostałych Kainitów. Swoją drogą, to będzie pewnie ciekawy koncert, choć czy udany? Opuściwszy budynek, zdjęła z twarzy maskę i odruchowo przeczesała ręką kruczoczarne włosy. Chwilę chłonęła przyjemny ziąb powietrza, który spowił jej policzki, a następnie przeszła na drugą stronę ulicy. Frankfurt o tej porze zaczynał się już wyludniać, tylko nieliczne cienie przemykały do swoich domów, niejednokrotnie zataczając się przy tym. Yamada weszła do budki telefonicznej, włożyła kartę magnetyczną, po czym wystukała numer – jedyny jaki znała na pamięć. Jest sygnał. Jeden... drugi... trzeci... - Hallo? – odezwał się zachrypnięty męski głos. - Paul, wybacz, że cię obudziłam... - Nie, nie spałem jeszcze. – kłamstwo – Co mogę dla ciebie zrobić moja droga? - Nic, chciałam tylko powiedzieć, że jakiś czas mogę nie wracać, będę spać gdzie indziej. - Aha, rozumiem. A co z koncertem? - Nie wiem, Paul. Postaram się. - Rozumiem, na wszelki wypadek przygotuję Hansa, choć oboje wiemy, że to nie to samo... - Przykro mi, to konieczność. - Nie ma powodu, Arashi. – rozmówca umilkł, po czym dodał miękko - Gambatte ne. - Arigatou. Toreadorka odłożyła słuchawkę i po chwili namysłu skierowała się w stronę wałów Menu, wciąż ściskając w dłoni pewnie rączkę futerału. Sunęła wzdłuż brzegu niczym duch i nawet nieliczni przechodnie, którzy ją zauważyli, woleli raczej przyspieszyć kroku, niż zastanowić się, co tu robi. Arashi stanęła tymczasem na niedużym cyplu i spojrzała prosto na wodę. Światła nocnego miasta rozbijały się refleksami na powierzchni rzeki, to błyszcząc, to znów przygasając... Czas mijał, a Róża Wiatrów, przysiadłszy na brzegu futerału, wciąż wpatrywała się w falujące refleksy. O czym myślała? O muzyce... o muzyce, zaklętej w naturze... Dopiero gdy wewnętrzny zegar podpowiedział jej, że niedługo minie „godzina”, podniosła się, otrzepała futerał i skierowała w stronę Mariotu. A w duszy jej grały smyczki... |
Gustaw słuchał odpowiedzi Regine, jednocześnie z ciekawości przyglądając się jej dłoniom. Gdy Szeryf już pokazała co chciała, nie przekazując przy tym żadnej ciekawej informacji, Malkavian skrzywił się zaskoczony. Nie spodziewał się takiego zachowania, nawet mimo całej "sławy" tej wampirzycy. Gdy już Szeryf, a zaraz po niej Langhammer wyszli z hukiem, a zaraz po nich, dużo spokojniej, Róża Wiatrów, doktor zwrócił się do Malin. -Muszę przyznać, że jestem dumny z naszego kolegi Lothara. Całkiem długo wytrzymał. Z drugiej strony nie pojmuję, nie spodziewałem się tak nieeleganckiego zachowania po kimś na stanowisku Szeryfa- mówił, jakby cieszył się z dzielenia się swoimi obserwacjami- Właściwie nie czuję potrzeby czekania godzinę, zanim podejmiemy jakieś działania, ale skoro połowa zespołu już zdążyła nas opuścić, to chyba pozostaje się zgodzić. Przepraszam panią na chwilę. Albo raczej, do zobaczenia w hotelu? Usiadł wygodnie w jednym z fotelów i wyjął komórkę. Wybrał numer do swojego asystenta i spokojnie czekał na połączenie. -Rudolf? Tak, to ja. Słuchaj, wynikła mi ważna sprawa, mam jakieś ważne wizyty umówione przez najbliższy tydzień? Nie? To bardzo dobrze. Słuchaj, może uda mi się wyrwać, ale dałbyś radę zająć się pacjentami? A jak nie, to odwołaj. Co powiedzieć? No, że doktor Skagand pracuje nad nową teorią i że zadzwonię, jak tylko będę mógł-cały czas mówił spokojnie, głosem nie zdradzającym przejęcia zaistniałą sytuacją- Nie, spokojnie, wszystko jest w najlepszym porządku. Naprawdę mogę mieć okazję do ciekawych badań. Zresztą, jeszcze się odezwę, pewnie będę Cię potrzebował. Po zakończeniu rozmowy opuścił spokojnie Elizjum, przechodząc przez zatłoczoną salę z uśmiechem błąkającym się na twarzy. Już na zewnątrz podszedł do miejsca, gdzie zaparkował swój samochód i spokojnie, trochę okrężną trasą, pojechał do hotelu. W połowie lat dziewięćdziesiątych odkrył, że prowadzenie samochodu pomaga mu myśleć. Wtedy też kupił sobie auto. "Co też ciekawego los rzucił mi pod nogi tym razem? Prawdziwe śledztwo, polowanie na dziką bestię, wyprawa w głąb umysłu zdeprawowanego wampira? Wygląda na to, że samym polowaniem zajmie się kto inny, ja powinienem skupić się na planowaniu i wyciąganiu wniosków. Ale mam tak mało danych! Kim możesz być, kim... Prawdopodobnie nie Sabat. Może jakiś świeżo przemieniony, który uciekł swemu stwórcy? Parias? Możliwości jest wiele, a informacji tak mało. Równanie ma zbyt wiele niewiadomych, że tak powiem." Do Mariota trafił oczywiście wcześniej niż w ciągu godziny. Postanowił rozgościć się i jeszcze pomyśleć o sprawie już w pokoju 336. |
Szeryf wciąż wyraźnie okazywała im swoją pozyję i zarazem udowadniała, jak bardzo nie zasługuje na miano jakiegokolwiek dyplomaty. Malin zaczęła poważnie zastanawiać się nad tym, jakie cechy zaważyły nad wyborem Regine na to stanowisko i miała nadzieję, że zestawu tych właśnie cech nie mieli po prostu jeszcze okazji poznać. Starsza Bruja skończyła swoją tyradę i bez jakiegokolwiek pożegnania wyszła z sali konferencyjnej, rzucając jedynie na odchodnym coś w rodzaju groźby, która jednak zdecydowanie nie zrobiła na nikim wrażenia. Langhammer podążył tuż za nią, wybitnie zdenerwowany i poirytowany. Tak. Charakterologiczny przekrój przez klan Brujah. Hirschówna poważnie zaczęła zastanawiać się nad dołożniem swojej cegiełki do przedstawienia, ale ostatecznie postanowiła się jeszcze wstrzymać. Napięcie, które przed wyjściem poprzedniej dwójki, dało się prawie pokroić nożem, znacznie opadło. Malin cicho westchnęła i przeniosła spojrzenie na stojącą wciąż bez ruchu Arashi. Wiolonczelistka po krótkim pożegnaniu również opuściła salę, zabierając ze sobą futerał, który zamieszkiwała jej potęga. Słowa Gustawa były zaskoczeniem. Nie ich treść, lecz sam fakt, że przemówił nad wyraz jasno i treściwie, szczególnie, że Bruja słyszała, że doktor Skagand swój czas w Elizjum poza rozprawianiem z równie... specyficzymi naukowcami, przepędza na mamrotaniu do siebie. Naprawdę wyglądał na zadowolonego i jakby usatysfakcjonowanego. Malin zaczęła się zastanawiać, czy doktor już wymyślił wstęp do kolejnej swej rozprawy i miała niejasne przeczucia, że takowa dotyczyć miałaby Brujahów. Kiedy Gustaw usadowił się przy stole i zapadł w miekką skórę fotela, uśmiechnęła się do jego pleców z sympatią. Może i był nieco szalony, ale niewątpliwie ciekawy. Wyszła bez pożegnania, zamykając za sobą cicho drzwi, aby nie przestraszyć nagłym trzaskiem oddanego rozmowie doktora i nie odpowiadając na natarczywe spojrzenia zebranych w Elizjum Kainitów wsiadła do windy. Dwadzieścia minut później Malin Hirsch mocowała się ze skrytką pod łożkiem, klnąc przy tym niemiłosiernie na wykonawcę tak zmyślnego ukrycia swoich własnych Desert Eaglów, czyli na siebie. - Zero praktyczności. No kobieto po prostu zero. - prychnęła do swojego odbicia i szybko zaczęła rozpinać haftki sukni, po czym powiesiła na wieszaku i wydobyła się z czeluści swojej sypialni, wędrując przez salon do garderoby. Odwiesiła sukienkę, między inne, wciągnęła przez głowę czarny top i wsunęła w ciemne dżinsy. Do naszykowanej torby spakowała bluzę, swój portfel, zapasową ładowarkę i laptopa, a także ostrożnie włożyła kasetkę ze swoimi skarbami. Nie, nie brała wszystkich, ale jeżeli trzeba będzie i współtowarzysze w misji wyrażą chęć i z nimi będzie mogła podzielić się jakąś bronią. Tak, niezaprzeczalnie BYŁA Brujahem, a porozmieszczane w różnych częściach domu skrytki z napakowanymi nierzadko srebrem magazynkami, najlepiej o tym świadczyły. Boso przeszła do swojego gabinetu i usiadła za biurkiem. Spojrzała na otwartą teczkę z napisem „Frank” i uśmiechnęła się drapieżnie. Ten dzień naprawdę był udany. Nie tylko ze względu na misję, którą otrzymała od, pośrednio, Księcia, co mogło zdecydowanie pchnąć jej salonową karierę na nowe tory (albo pogrążyć i to doszczętnie), ale także z powodu kolejnego celnego uderzenia w swoich wrogów. Telefon do Laury był tylko formalnością. Zaparkowała swój samochód na podziemnym parkingu Mariotta i pięć minut przed czasem, lekko zastukała w drzwi z numerem 336 i nie czekając na zaproszenie, nacisnęła klamkę i weszła, obijając sobie nieco kolana pokaźną torbą. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:56. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0