lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/)
-   -   Ymir - [survival horror] 18+ (http://lastinn.info/archiwum-sesji-rpg-z-dzialu-horror-i-swiat-mroku/9096-ymir-survival-horror-18-a.html)

Baczy 29-12-2010 19:38

Rozmowa Dhiraja z małżonką musiała być głośniejsza, niż chcieli żeby była. Widać było, że Charles wziął sobie do serca ich słowa i, mimo iż nie chciał (lub, z powodu zimna, nie mógł) tego okazać, poczuł się w jakimś stopniu urażony. Nie było jednak czasu na wyjaśnienia czy zmianę zdania, pasażerowie windy przykuli wzrok każdego z obecnych, ucinając wszelkie dyskusje i jednoznacznie decydując o rozdzieleniu grupy. Golas nie robił problemów, gdy hinduska lekarka oficjalnie powiadomiła go o "składzie jej ekipy" i jej celu, chociaż nie da się ukryć, zadowolony nie był. Gdy tylko Nicole uspokoiła się i wdziała kombinezon, a państwo Mahariszi zatamowali krwawiące kikuty nóg Jakowlewa, bezzwłocznie ruszyli w drogę, zostawiając resztę grupy samych sobie.

Każda sekunda marszu wydłużała się niemiłosiernie, lecz w końcu dotarli do pomieszczenia D-65. Gdy tylko weszli do środka, uderzyła ich temperatura na tyle wysoka, że można było zdjąć krępujący ruchy kombinezon. Oczywiście, grupa najpierw zajęła się ciężko rannym Peterem, który wydawał się być nieprzytomny, lub najwyżej na granicy przytomności. Podczas, gdy Kamini zajęła się obsługą SFZ, Dhiraj sięgnął po WKP i z wahaniem otworzył plik dziennika, planując nagrać kolejny wpis. Odetchnął i zaczął mówić, początkowo powoli, jakby krótki spacer w skafandrze zdołał odcisnąć już swoje piętno na jego kondycji.
Wszystko coraz bardziej się komplikuje. Louis okazał się być zarażony i, co gorsza, ugryzł Kamini. Jeśli, zgodni z naszymi przypuszczeniami, jest to wirus, to... Kamini jest zarażona... Louis został zaś... unieszkodliwiony. W jednym z pomieszczeń ukrywał się ochroniarz, z jego pomocą wjechaliśmy na poziom D, Tylko pogryziony Vinnmark został na górze. Teraz jednak rozdzieliliśmy się, jedna z grup jedzie po niego do <Niestety. Nie zdążyliśmy.> Heh... Ja, Kamini oraz panna Sanders z ochrony, odłączyliśmy się od grupy, żeby zanieść ciężko rannego Petera do ambulatoriom na poziomie D. Niestety, właśnie zmarł... Mam nadzieję, że innym się powiedzie i wszyscy spotkamy się na poziomie B.
...
Zaraz udamy się tam windą, bezpośrednio z ambulatorium do laboratoriów, badania krwi zarażonych pozwolą określić z czym mamy do czynienia, a może nawet jak z tym walczyć. Sytuacja wydaje się być beznadziejna, jeśli przypuszczenia pracowników ochrony są prawdziwe i faktycznie ktoś z administracji próbuje nam przeszkadzać, możemy nic nie osiągnąć. Ale trzeba być... Trzeba być dobrej myśli. Mimo wszystko.
Ściszył głos tak, żeby nikt nie mógł usłyszeć co dokładnie mówi, i dodał:

Boję się o Kamini. Boję się, że nie zdążymy. Boję się, że mimo całego trudu, wszystkich naszych starań, TO opanuje całą stację. Boję się, że zginę na tym odludziu. Boję się, że nikt nie będzie miał okazji tego przeczytać.
Gdy skończył, zauważył całkowity brak zasięgu. No cóż, oby na niższych poziomach mogli porozumieć się z towarzyszami. Odetchnął i wstał.
- Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy- położył dłoń na ramieniu Nicole, dając jej do zrozumienia, że nie warto obwiniać się tym, co się stało. Chciał dodać coś jeszcze, jednak został uprzedzony przez głośnik, który niespodziewanie przemówił głosem dyrektora placówki. Wieści były tak samo dobre, jak i złe. Z jednej strony- ratunek, inni ocaleni. Z drugiej zaś oznaczało to, że albo pospieszą się z badaniami, albo zostaną sami w bazie. Sami, nie licząc wielu, być może setek, żądnych krwi, ogłupionych istot. Póki co jednak nie mieli wyboru, musieli udać się windom na poziom B, może tam odzyskają łączność i skontaktują się z pozostałymi ocalałymi.

- Nie ma czasu do stracenia, musimy jak najszybciej zacząć badania
- stwierdził Dhiraj, po czym ruszył do windy, obejmując pokrzepiająco Kamini.

Campo Viejo 30-12-2010 05:04

Chuck w niemym przerażeniu odprowadzał wzrokiem grupę niosącą korpus nieprzytomnego Jakowlewa. Kto wie czy jeśli uda im się go uratować, Peter nie wolałby być jednak trupem. Młody i przystojny mężczyzna... myślał wodząc we wstrząśniętym osłupieniu za pasem krwi, który zostawiły za sobą kikuty kaleki. Najbardziej Chuckowi żal było rozdzielania się z Nicole za którą puścił tylko pełne żałości i smutku spojrzenie tragicznej tęsknoty, która dzieki hełmowi i parującej szybko zostawała jednak chyba tylko widoczna świadomości barmana, który uśmiadomił sobie targające nim uczucia do pani ochroniarz w ostatnich dniach dobitnie i wręcz namacalnie.

Podany przez Seamusa karabin wyrwał go z paraliżującego zamyślenia. Zdziwił go ten nieoczekiwany gest, jednak chyba bardziej decyzja górnika aby odbić Yurgena i to niemal gołymi rękoma. Chuck w pierwszym odruchu chciał wejść do windy za Szczotą i górnikiem, bo na upartego może i by się wcisnął, lecz pomyślał o drodze powrotnej. We czterech do tej puszeczki się nie zmieszczą. Na dobrą sprawę miał nadzieję, że dwóch barczystych górników nie przydusi chłopaka, bo akcja odbicia i ucieczki na dwa razy była niedorzecznością.

Tak więc wedle życzenia staruszka, który wolał zająć się już prawie trupem, a co najmniej balastem podczas misji pod kryptonimem „szczepionka”, jak mieć jedną więcej osobę do ochrony, nie było dla Fisha miejsca w tamtej grupie. Z ograniczeń przestrzennych i zdrowego rozsądku zabrakło go także w ekipie odbicia Vinmarka. Wyglądało na to, że został z przydziałem niebezpiecznej akcji wywiadowczej ramię w ramię z Łysym pod przywództwem Golasa.

Jeszcze zanim grodzie winy zamknęły się za dwójką wybierających się w objęcia piekielnego szaleństwa heroicznej misji bohaterów, Chuck podniósł rękę z Anakondą gestem zarówno wdzięczności za broń, jak i życzenia powodzenia. Kto wie czy nie widział ich po raz ostatni. W takiej chwili głupio mu się zrobiło przed samym sobą za besztanie w myślach Seamusa, który okazał się jednak narwanym cholerykiem jak skurwysynem w tak niesprzyjających okolicznościach Ymira. Kątem oka zauważył kwaśną minę Łysego, który z niekłamanym żalem odprowadzał wzrokiem nastoletniego przyjaciela, lecz nie chcąc dać po sobie znać żadnej słabości małolat naśladując Szczotę dzierżącego niebezpieczną zabawkę, puścił na niby serię i zdmuchnął niewidzialny dym z wymyślonej lufy.

Po chwili trójka ruszyła w teren.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=wy0ZoiJVmQk[/MEDIA]

Dowódca zwiadu, czyli Golas stąpał pewnie przed siebie na ugiętych nogach z bronią gotową do strzału, od czasu do czasu nasłuchując i zatrzymując się z gestem uniesionej pięści, znakiem, który Chuck z Łysym zauważali niemal za każdym razem najpierw wpadając jeden przez drugiego na ochroniarza. Efekt był zawsze spełniony, bo wszyscy się zatrzymywali i nasłuchiwali, gdy zza olbrzymiej sylwetki ochroniarza wychylały się chude szyje odziane w masywne hełmy reszty patrolu. Golas wyraźnie irytował się takim nie profesjonalizmem militarnym. Łysy dreptał na końcu podnosząc wysoko nogi w kolanach jakby przez miał stąpać ciszej i bezpieczniej. Chełm obracał mu się z początku co kilka sekund do tyłu niemal dookoła osi szyi, co Fishowi przypominało opętaną dziewczynkę z „Egzorcysty”, a później nawet stąpał idąc tyłem do przodu, lecz nie widząc za sobą nic strasznego, lub choćby niepokojącego, w końcu zadowolił się marszem różowej pantery z gorączkowym oglądaniem się przez ramię raz po raz, co jakiś czas. Fish kroczył w nieporęcznym kombinezonie pomiędzy towarzyszami stanowiąc środek kolumny. Choć w zamierzeniach stąpał ostrożnie i zwinnie w czarnym skafandrze niczym szpieg z krainy deszczowców, to w rzeczywistości marszem przypominał pierwsze kroki Armstronga na księżycu. Kombinezon był cholernie ciężki i o wiele wygodniej było przeskakiwać z nogi na nogę w półobrotach do przodu. W masywnym kasku głowa Fisha miała na szczęście dość dużą swobodę ruchu, niczym łebek kurczaka w skorupce, więc bez problemu mógł obracać nią szyją na boki obserwując mijane korytarze i pomieszczenia bez zbytniego kołysania nieporęcznym hełmem.

Kiedy WKP odezwał się komunikatem Seleny Stars forwardowanym Fishowi przez Gallaghera Chuck zatrzymał się przez co Łysy wpadł na niego wywołując zamieszanie w kolumnie co zauważył Golas podchodząc również bliżej.

- Są ludzie na poziomie B! Moja sąsiadka Selena nawiązuje kontakt!– stłumionym głosem wyjaśnił reszcie i pokazał jej wiadomość do przeczytania.

Wpisał w wyszukiwarkę użytkowników systemu komunikacji: Selena Stars, wybrał jej profil i wystukał:

Tu Charles Fish z poziomu C w drodze na poziom B. Podaj swoje dokładne położenie. Potrzebujesz pomocy? Jesteś sama?

- Wysłałem. – powiedział Golasowi, który skinieniem głowy na zrozumienie wznowił marsz zagarniając kraulowatym ramieniem lodowate powietrze w geście podążania za nim. Chuck nie zauważył już, że zasięg WKP został odcięty i pewny był, że wiadomość została dostarczona, więc nie czekając na potwierdzenie ruszył za ochroniarzem. Nie wiadomym było, czy zasięg zanikł tuż przed czy po wysłaniu wiadomości Selenie, niemniej z głośników rozbrzmiał znajomy głos Dyrektora Mateo Taura.

- Pracownicy korporacji Vitell. Informuję, że zostaliśmy zaatakowani przez nieznaną siłę. Nakazuje się niezwłocznie wszystkim świadomym swoich czynów ludziom przedostać do pomieszczeń B-014 i B-016. Zarząd wdraża procedurę ewakuacji do pozostałych baz. Powtarzam. Zostaliśmy zaatakowani przez nieznaną siłę. Nakazuje się niezwłocznie wszystkim świadomym swoich czynów ludziom przedostać do pomieszczeń B-014 i B-016. Zarząd wdraża procedurę ewakuacji do pozostałych baz.

Całości komunikatu towarzyszyły upierdliwe, śliskie dźwięki, jakie usłyszał wcześniej w czujce, które drażniąc bębenki w uszach irytowały swoim nieprzyjemnym piskiem.
Golas wyraźnie przyspieszył zmuszając patrol do lekkiego truchtu.
Kiedy dotarli do pomieszczenia z uchylonymi drzwiami, gdzie jak mówił ochroniarz miała znajdować sie druga winda, wszystko potoczyło się jak w przewijanym do przodu filmie. Martwe ciała, ruch, maszkarny stwór, krzyk, strzały, oddalający się stukot ciężkich butów, głuchy upadek Golasa i krwawe kły humanoidalnego potwora.

Fish walcząc z pokusą pójścia w ślady Łysego, zrobił jednak kilka żwawych susów w stronę powalonego ochroniarza i z bliska celując w głowę dziwacznego napastnika nacisnął spust Anakondy, która niemal bezgłośnie plunęła trzema bez-łuskowymi pociskami.

Suriel 30-12-2010 12:44

Dobry trup, to martwy trup – pomyślała Selena przechodząc obok truchła leżącego na podłodze – a w dzisiejszych czasach to wcale nie jest pewne. Szturchnęła ciało końcówką paralizatora. Nic. Odetchnęła z ulgą.
Zabezpieczyła drzwi. Usiadła na podłodze i przymknęła oczy. Chwile odpocząć, zasnąć chociaż na chwile.
Kiedy już prawie odpłynęła w świat snu do rzeczywistości przywołał ją dźwięk WKP.

- Stars, słuchaj – mężczyzna, który pokazał się na holowyświetlaczu był znany Selenie z widzenia. – Jestem Bill Rock. Dowódca pierwszej zmiany ochrony poziomu B. Słuchaj. Jesteśmy na tym samym poziomie. Nie potrafię cię jednak zlokalizować.

Twarz zafalowała, głos się zniekształcił niezrozumiale.

- .... jesteś nie wychodź na .... korytarze. Naj ...... nie ruszaj się z ......

- Jestem tu, słyszysz mnie, słyszysz – Selena poderwała się.

- Czekaj na in...... Wyci.......cię z t....

Selena chciała aż tańczyć ze szczęścia i płakać jednocześnie. Nie była sama, tylko z frajerem w kwaterze. Byli jeszcze inni. Musi ich znaleźć.
I wtedy przyszło otrzeźwienie. Selena spojrzała na oznaczenie korytarza. C-440.

- C-440, O Boże. Jak mogłam się pomylić. Jasna cholera. – kopnęła jakieś pudło leżące na korytarzu.
Próbowała się znowu połączyć z dowódcą, ale łączność na stacji została przerwana.

- Co teraz, co teraz, myśl do cholery – Selena bezradnie miotała się po korytarzu.

Z zamyślenia wyrwał ją głos Dyrektora stacji nadawany z głośników.

- Pracownicy korporacji Vitell. Informuję, że zostaliśmy zaatakowani przez nieznaną siłę. Nakazuje się niezwłocznie wszystkim świadomym swoich czynów ludziom przedostać do pomieszczeń B-014 i B-016. Zarząd wdraża procedurę ewakuacji do pozostałych baz. Powtarzam. Zostaliśmy zaatakowani przez nieznaną siłę. Nakazuje się niezwłocznie wszystkim świadomym swoich czynów ludziom przedostać do pomieszczeń B-014 i B-016. Zarząd wdraża procedurę ewakuacji do pozostałych baz.

Komunikat strasznie szumiał, ale dawał wyraźne polecenie. Ewakuacja. Tam dotrą wszyscy, którzy przeżyli.

- Musze się tam dostać - Selena zaczęła przeszukiwać rzeczy porzucone na korytarzu - Może coś się przyda.
Niestety, nic z tego nie było ani jedzeniem, ani bronią. Ramki ze zdjęciami, jakaś książka, coś co było ważne dla kogoś kto tu mieszkał, ale bezużytecznie w tej chwili dla Seleny.

Spojrzała na kwaterę Damiena.
Na pewno słyszał tą wiadomość, czy wyjdzie. Co miała zrobić. Zostawić go, czy spróbować przemówić do rozsądku.
Ruszyła w stronę drzwi kwatery.

W tej samej chwili drzwi do C-446 otworzyły się i stanął w nich podstarzały inżynier uzbrojony w pałkę zrobioną z nogi od krzesła.
Ubrany w "ocieplacze" i z maską na twarzy wyglądał trochę groteskowo.

- Cofnij się! - krzyczy spanikowany - Cofnij się! Nie podchodź! Ugryźli cię lub zadrapali?!
Selena zatrzymała się w pół kroku.
- Nie, wszystko ok. Musimy się stąd wydostać. Nie możemy tymi drzwiami – wskazała na gródź z której od czasu do czasu leciały jeszcze iskry.
- Zdejmij maskę, oszczędzaj powietrze – odwróciła się w stronę drzwi które zabezpieczyła.
- Ewakuują nas! Ewakuują! Wiesz co się tutaj dzieje! Co się stało tym ludziom?
- Nie wiem – Selena usłyszała ze ruszył ostrożnie za nią, wciąż gotowy do ataku. - Wiem jedno, jeśli tu zostaniemy zginiemy. Na zewnątrz też może to nas czekać. Zabrałeś wszystko co potrzebujesz?
- Tak. Mam wszystko. Ty jesteś z sekcji technicznej, tak?
- Tak, mam na imię Selena
- Damien. Inżynier. Procedury wydobywcze i analiza jakościowa surówki. Czy widny działają?
- Jedna działała chyba. - W razie co przejdziemy wyjściem awaryjnym i zejdziemy drabinką.
- Dobrze. Dobrze – Damien mamrocze pod nosem
- Łyknij sobie - podała mu butelkę wódki – pomaga.
Pokręcił przecząco głową.
- Nie to nie – schowała butelkę do torby
- Nie trzeba. Nie zdejmę maski. To może być w powietrzu. Wirus lub substancje aktywne. Może to atak terrorystyczny. Może wojna korporacyjna. Może coś obcego! Nie zdejmę maski.
- Ok, jak chcesz.
- Jakbyś chciała mamy windę bliżej.
Selena spojrzała na niego.
- Gdzie?
- Dwa korytarze stąd. Winda administracyjna. Prowadzi z pomieszczenie C-510 - czyli biura nadzoru do pomieszczenia B-084 - pomieszczeń biurowych. Moja karta dostępu powinna pozwolić nam z niej skorzystać.
Nadawany komunikat o ewakuacji umilkł.
- Ok, spróbujemy się tam przebić.
- Przebić? – głos inżyniera był na skraju paniki
Selena podeszła do niego.
- Nie obiecuje, że żadnego z nich nie spotkamy. Będziemy się starali iść jak najciszej i nie zwracać uwagi.
- Jjjasne.
- W razie co, wal w głowę. Tylko tak można ich unieszkodliwić.
- jjjeezu.
- Jezus nie ma z tym nic wspólnego.
- Może dam ci moja kartę. A ty pójdziesz i wezwiesz wsparcie. Ja zaczekam w swojej kwaterze, co?
- Nie licz na to że ktoś po Ciebie wróci, nie nadawali by wtedy komunikatu.
- Sama masz większą szansę że cię nie zauważą.
- Ale mniejszą szansę w walce.
- Jjjezu - powtórzył, wyraźnie dotarło do niego co powiedziała - -Pośpieszmy się zatem.

Selena podeszła do panelu otwierania grodzi.
- Stań po drugiej stronie grodzi, otworze ją. Jeśi za drzwiami ktoś będzie, spróbuje je zamknąć. W razie co wal w nogi, żeby się przewrócił.
- Jjjasne... – był roztrzęsiony.

Selena zaczęła tęsknić za Rayem. Może był skurwysynem, ale z nim czuła się bezpieczniej.

Włączyła przycisk i stanęła w rozkroku z siekierą w rękach, gotowa do obrony.
Cisza, za drzwiami nikogo nie było. Wyjrzała ostrożnie na zewnątrz. Nic. Żadnego krwiopijcy nie było widać.
- Chodźmy.

Ruszyli korytarzem w stronę sekcji C-510. Po cichu, przemykając się pod ścianami. Rozglądali się uważnie, Selena nasłuchiwała.
Korytarz był oświetlony, wszędzie walały się rzeczy osobiste mieszkańców pogubione w panicznej ucieczce. Na ścianach i podłodze ślady krwi, mnóstwo krwi. Usłyszała jak Damien wciągnął ze strachem powietrze, kiedy wyszli na główny korytarz i zobaczył krew. Teraz szedł już za nią cicho, rozglądając się ze strachem na wszystkie strony.
Poruszali się bardzo ostrożnie, a co za tym szło, niestety bardzo wolno.
Kiedy doszli do rozwidlenia w jednym z korytarzy zamajaczyła jakaś postać. Selena zatrzymała się. Inżynier o mało na nią nie wpadł. Pokazała palcem w stronę korytarza.
- Musimy go obejść.
Na szczęście korytarz w którym się znajdowali rozwidlał się w tym miejscu, a jakieś 200 metrów dalej ponownie schodził, omijał naturalną przeszkodę jaką była skała. Dawało im to szansę ominięcia Cieplaka. Nie wiedzieli czy był tylko jeden, czy więcej, ale nie mieli zamiaru tego sprawdzać. Ruszyli po cichy w lewą stronę.

Byli już blisko celu. Uszli może ze 150 metrów w kompletnej ciszy. Selena już myślała, że uda im się wyrwać kiedy Damien zaczął wrzeszczeć i dopadł do jakiegoś ciała spoczywającego w pozycji półsiedzącej na korytarzu.
- Zamknij się, ściągniesz ich tu. – od strony korytarza, którym przyszli słychać jakiś bełkot, wycia i tupot nóg. Usłyszeli ich.
Damien kompletnie nie zwracał na to uwagi. Selena doskoczyła do niego.
- Ciiiiii. Uciekajmy stąd, jemu już nie pomożesz, a podzielisz jego los. - Chwyciła go za rękę – Chodź.
- TO MÓJ SYN! - wrzasnął wściekle zrywając z twarzy maskę.

Z korytarza słychać już było przyspieszający tupot ciężkich górniczych buciorów. Bardzo dobrze znany Selenie.

Damien dał się odciągnąć od syna, ale po chwili wyrwał się i odwrócił stronę syna.
- Zginiemy przez Ciebie – Selena puściła jego dłoń i rozejrzała szukając drogi ucieczki - Dawaj kartę, nie mamy czasu.
W tym momencie inżynier zaczął się chwiać i złapał się za serce. Upadł na podłogę.
- Kurwa mać – Selena doskoczyła do niego.
Z ust zaczęła mu się wylewać krwawa piana.
W korytarzu, jakieś 50 metrów od nich pojawił się okrwawiony facet w kombinezonie technicznym. Zauważył Selenę i Damiena. Ruszył w ich stronę.

- CIEEEEPŁEEEEE!!!!

Selnena poderwała się i zaczęła uciekać. Miała nadzieję, ze cieplak zajmie się na początek jej towarzyszem. Jemu już nie mogła pomóc. Chciało jej się płakać i wyć z wściekłości zarazem.
- Kurwa, kurwa, kurwa – mamrotała uciekając co sił w nogach.

C-510 miejsce do którego zmierzali.
Selena w pośpiechu wyciągnęła swoja kartę, modliła się w duchu żeby zadziałała.
Przejechała przez czytnik, światełko z czerwonego zmieniło się na zielone, drzwi z sykiem się otworzyły. Wbiegła do środka i nacisnęła przycisk automatycznego zamykania. Gródź opadła. Selena stanęła w pozie gotowej do obrony i zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu. Usłyszała wściekłe walenie od strony drzwi. Jeszcze raz się udało. Była cała i bezpieczna.
Pomieszczenie było puste. Selena opadła na kolana i ze świstem łapała powietrze. Była zmęczona. Musiała uspokoić oddech po szaleńczym biegu.
Selena rozejrzała się uważnie, zna to pomieszczenie, bywała tu wiele razy, ale winda.....
Znajdowała się w poczekalni - pulpit i kilka komputerów, jakieś papierzyska - druki itp.
Drugie pomieszczenie po prawej to magazyn z żarówkami, duperelami potrzebnymi na poziomie C jak coś się zrypie w kwaterze. Często z niego korzystała. Jej wzrok zatrzymał się na trzecich drzwiach z napisem "TYLKO DLA PERSONELU ADMINISTRACYJNEGO".
Wstała i podeszła do nich. Przejechała kartą dostępu przez czytnik.
"Odmowa dostępu".
- Cholera – Selena zaczęła przeszukiwać pomieszczenia w poszukiwaniu karty dostępu. Nic, w żadnej szufladzie, wśród papierzysk nikt nie zostawił karty.
Selena spojrzała na swoja kartę, jeszcze może się przydać, schowała ja do kieszeni i wyjęła śrubokręt.
- Jak tak dalej pójdzie, będę mistrzynią we włamywaniu się – pomyślała – i zabrała się za rozkręcanie panelu. Zajęło jej to trochę czasu, ale drzwi stanęły otworem.
Z tyłu monotonnie cieplak dobijał się do drzwi.
Selena weszła do pomieszczenia. Magazyn papierów, stare teczki i winda. Mała może dwuosobowa.
Usiadła na chwilę na stercie papierów i wyciągnęła napój energetyczni i batonik. Czuła jak mięśnie nóg drżą po przebytym wysiłku. Odpoczęła jakieś 15 minut. Zjadła, wypiła i połknęła dwie tabletki szczęścia.
Wstała i podeszłą do windy, przycisnęła przycisk przywołania i odsunęła się od drzwi. Stanęła w pozie obronnej z siekierą w ręku gotowa do obrony. Czekała na windę.

Gryf 30-12-2010 14:44

Kolejne pięć minut psu w dupę na rozdziewanie się ze skafandra - badziewie było niewygodne i na dole tylko by mi przeszkadzało. W windzie ustalilimy mniej więcej co i jak. Szejmes może nie wygląda, ale przyznać trzeba, że baszkę ma na karku.

***

- Może jednak ja spróbuję?

Cholerny mądrala. Ciekawe z jakim wdziękiem sam by się po tych w dupsztala jebanych soplach wspinał.

- Nie bój żaby, jeszcze tylko to odkręcę i.. kurwa! Uważaaaa...

JEB!

Obudowa wywiewu poleciała mi z rąk i z brzękiem pierdolła centymetry od wyłazu z kapsułki i baszki Szejmesa.

- Sorka... - krzyknąłem na pożegnanie i wbiłem się w wywiew.

***

"Pracownicy korporacji Vitell. Informuję, że zostaliśmy zaatakowani...."

Co ty nie powiesz cwaniaku? Póki arcydefekał robił nois, mogli mnie nie usłyszeć. Lepszej okazji nie będzie. Przykopałem w kratę wywalając ją do sracza, jakieś dwie kabiny od Jurgena. Ten wciąż nie oddawał pola, trzymając drzwi od środka i bluzgając ciepłaki wiązankami, które nawet ja, uniżony wasz narrator Szczota, wstydzę się zacytować.


"...Zarząd wdraża procedurę ewakuacji do pozostałych baz. Powtarzam..."

Ścianki kiblowych kabin kończyły się jakieś pół metra pod sufitem. Ciepłe najwyraźniej były za tępe, żeby dostać się do Jurgena tą drogą, ale Szczota nie w ciemię bity.

"...Nakazuje się niezwłocznie wszystkim świadomym swoich czynów ludziom przedostać do pomieszczeń..."

Postanowiłem spróbować przeleźć do Vinniego górą i nie rzucając się ciepłym w oczy bardziej niż to konieczne. Później wystarczyło dać Jurgenowi kluczyk do kajdanek i odstrzelić wszystko co będzie przeszkadzało nam w powrocie do wylotu wentylacji.

Bebop 30-12-2010 20:32


Językiem zwilżył swoje wargi wlepiając spojrzenie na leżące u jego stóp ciało, był w zamknięciu, odcięty od wszystkich, zabezpieczenia dawały mu schronienie. Poświęcił na to wszystko swój czas i siły, a tymczasem właśnie dowiedział się, że powinien udać się na poziom B. Dwa pomieszczenia, o których była mowa w komunikacie, były tam największymi lokacjami. Najgorsze było to, że miejsca wymienione przez Dyrektora Generalnego znajdowały się niedaleko windy, w której wraz z Seleną spędził tyle czasu. Wystarczyło by wiadomość przyszła wcześniej, a zamiast kolejnych starć byliby bliscy ratunku. Chyba, że Stars jakoś dostała się do windy skoro przesłała taką wiadomość.

- Suka - wysyczał cicho.

Siły mu częściowo wróciły, lecz wciąż odczuwał zmęczenie. Nie zachowywał się agresywnie, nie wrzeszczał, w nic nie uderzył, wprost przeciwnie, zaśmiał się jedynie. Jeśli uda mu się dostać do poziomu B i odnajdzie tam Selene albo samego Dyrektora Generalnego to kiedy tylko sytuacja na to pozwoli, kiedy inni będą spać, jeść, walczyć o życie, on wykorzysta okazję i pokaże na co go stać. Powinni się modlić by byli mu jeszcze do czegoś potrzebni.

Nim łączność całkowicie padła zdołał jeszcze wysłać krótką wiadomość: Jestem na poziomie C, postaram się dostać do windy niedaleko B-014 i B-016. Niech przynajmniej wiedzą, że wciąż żyje. Przy trupach znalazł jedynie batonik, dwie zielone karty dostępowe oraz kolejny medpak do jego osobistej kolekcji. Ekwipunek uzupełnił o znajdującą się w korytarzu siekierę, musiał przyznać, że broń ta coraz bardziej mu się podobała. Odblokował główne drzwi, jedyne jego wyjście z tego pomieszczenia. Pokombinował trochę przy mechanizmie i grodź podniosła się na 1/5 swej wysokości, kucnął i wyjrzał na zewnątrz.

W najbliższym otoczeniu nikogo nie było, tak przynajmniej wydawało mu się na początku, lecz kątem oka dostrzegł jak coś porusza się na granicy widoczności po prawej stronie. Zagwizdał cicho i czekał na reakcje, nic się jednak nie stało. Od windy dzieliło go jakieś 300 metrów, na szczęście musiał po wyjściu skierować się w lewo, to znaczyło, że przynajmniej na początku nie natrafi od razu na towarzystwo stworów. Sprawdził jeszcze raz czy zabrał wszystko i uzbrojony w siekierę otworzył drzwi na połowę wysokości, tak by w razie czego mógł szybko wrócić i je zamknąć. Przykucnięty zaczął się skradać.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=B9o_KN0gmY0&feature=related[/MEDIA]
Początkowo szło mu wręcz idealnie, poruszał się powoli z rozwagą stawiając kroki, w połowie drogi usłyszał jakiś hałas, jakby banda stworów rozpoczęła za kimś pogoń. W dodatku z jednej z bocznych odnóg, które mijał, usłyszał dobrze znany już sobie wyraz Cieeeeepłeeeee oraz odgłosy kroków, w dodatku pozostałe stwory również podjęły pieśń i zaczęły zawodzić. Robiło się niebezpiecznie, więc przyspieszył. Kiedy był niedaleko windy za jego plecami biegła już cała wataha, jeden z nich, wątły i niski skurczybyk był wyjątkowo szybki i zdołał ramieniem uderzyć Raya w bok, siła rozpędu rzuciła go wprost na zamknięte drzwi windy. Uderzył w nie lekko, odwrócił się i błyskawicznie wyrżnął trzonkiem w twarz przeciwnika tak, że ten przewrócił się na plecy. Nacisnął na przycisk i wpadł do windy, podobnie chciał zrobić kolejny stwór, lecz nadział się na but Blackaddera, który trafił go prosto w tors. Co prawda swą ręką zdołał chwycić zamykające się drzwi, lecz ostrze siekiery ucięło mu dłoń nim grodź się zasunęła.

Technik uruchomił mechanizm i winda ruszyła ku poziomowi B. Na miejscu miał zamiar zablokować drzwi i dostać się do technicznego korytarza, następnie skierować się nim do głównego i wyjrzeć by sprawdzić czy gdzieś czyha na niego jakieś niebezpieczeństwo.

Najpierw jednak rozpakował kolejnego batona.

Ravanesh 30-12-2010 23:34


Charles „Chuck” Fish

Nawet nie poczułeś, że strzeliłeś.

Cichy świst pocisków opuszczających lufę w krótkiej serii nie przebił się przez osłonę ochronnego skafandra.
Strzał był ryzykowny, kiedy Golas szarpał się z tym stworem. Jednak ty w zasadzie strzelałeś niemal z przyłożenia. Głowa stwora eksplodowała czerwienią, która zabryzgała wszystko wokół parującą na zimne plamą. Ciało opadło bezładnie na Golasa, lecz w chwilę później ochroniarz zrzucił je z siebie klnąc paskudnie.
Osłonę jego hełmu pobrudziła krew, zamarzając z wolna przed twarzą Golasa. Widziałeś prze to tylko połowę jego wściekłej facjaty.

- Kurwa! – klął Golas podnosząc się i szukając wytrąconej Anakondy.

- Dzięki, Chuck – rzucił podnosząc broń z ziemi.

- Jebany Łysy. – dodał wkładając do broni kolejny clip.

Rozejrzałeś się wokół. Chłopaka nadal nie było widać. Uciekł najwyraźniej gdzieś dalej.

- Pies mu mordę lizał, szczylowi – warknął Golas i podszedł do panelu kontrolnego przy windzie.

Wyjął swoją kartę dostępową i wrzucił w szczelinę. Wklepał kod.

DOSTĘP NIEUPOWAŻNIONY FUNKCJONARIUSZU SCHMIDT – zakomunikował mechaniczny głos dobiegający z głośnika przy panelu. – W CELU OTRZYMANIA AUTORYZACJI PROSZĘ SKONTAKTOWAĆ SIĘ Z PERSONELEM ADMINISTRACYJNYM WYŻSZEGO SZCZEBLA.

- Kurwa – zaklął ponownie nadal wściekły Golas. – Jebał was pies! Otworzymy drzwi siłą.

I wtedy nagle zalśniła kontrolka windy przy panelu. Głośnik zatrzeszczał i usłyszeliście głos jakiegoś mężczyzny.

- Kto tam jest na górze? Użyłeś karty więc jesteś normalny. Odezwij się, a wyślę po ciebie windę.

Najwyraźniej panel sterowania miał też wmontowany niezależny od reszty sieci interkom.



Sven „Szczota”Lindgren

Udało ci się. Dotarłeś do Vinmarka, który napierał swym ciałem na drzwi. Nie dawało się ich zamknąć w żaden sposób, były bowiem zwykłą płytą na zawiasach, ze słabym chwytakiem magnetycznym. Jednym słowem badziew. Cud, ze górnik tak długo utrzymał napierających cieplaków.
Od dźwięków, jakie wydawały te stwory o mało nie zsikałeś się w spejskalesony.

Pozostało tylko jedno wyjście.

Podałeś mu kluczyk od kajdanek. Vinnmark o mało nie zesrał się ze strachu, jak cię zobaczył, ale szybko głupawy uśmiech radości pojawił się na jego paskudnej gębie. Odpiął się sprawnie od rurki nadal napierając na drzwi ciałem.

- Osłaniaj mnie z drugiej strony.

Wiedziałeś o co mu chodzi. Kiedy będzie właził do wentylacji jest mała szansa by utrzymał drzwi. Przeszurałeś więc do innego wylotu, skąd miałeś widok na kabinę zajętą przez górnika. I czekałeś.

Kiedy Vinnmark puścił drzwi tamci od razu ruszyli do natarcia. Lecz ty byłeś gotów. Ostrzelałeś ich krótkimi seriami. Pociski opuszczały lufę Spectry, a ty dowiedziałeś się, czemu tę broń uważa się za wyjątkowo śmiercionośną.

Tam gdzie trafiałeś, kawałki ciała i rozbryzgi krwi fruwały na wszystkie strony. W ciałach atakujących strzały wyrywały dziury wielkości pięści. Trafiani padali przy wejściu do kibla blokując innym dostęp na kilka cennych sekund.

Spojrzałeś na licznik. 30. Całkiem niezła szybkostrzelność. Będziesz musiał uważać bardziej.

W tym czasie Vinmarkowi udało się zdjąć osłonę wentylacji i wpełznąć do środka. Mogłeś się zwijać.

Ruszyłeś w drogę powrotną słysząc, jak operator kombinezonu górniczego klnąc przeciska się za tobą.

Ale chyba nie tylko on. Rurą niosło się głośne i bełkotliwe cieeepłeee. Chyba jakiś bystrzak znalazł drogę za wami.

- Lezą za mną! – powiedział niepotrzebnie Vinnmark.



Seamus Gallagher

Drzwi otworzyły się jedynie na kilka chwil, ale jeden z szaleńców ruszył w waszą stronę. Na tyle szybko, by drzwi przed nim nie zdążyły się zamknąć.
Ale ty byłeś na to przygotowany i szerokim zamachem – na ile pozwalał rozmiar „kapsułki” walnąłeś go w łeb trzymaną zaimprowizowaną bronią.
Siła ciosu odrzuciła maniaka w tył. Widziałeś jeszcze, jak wpycha łapę w zamykające się drzwi i jak te miażdżą mu ją w try miga.

* * *

Szczota wlazł w wentylację. Ty siedziałeś w windzie. Informacja o ewakuacji ucichła po kilku powtórzeniach. Ciekawiło cię, ile będą czekać na ocalonych.

Coś ci mówiło, że raczej nie długo.

Mijały cenne minuty. Wlepiałeś wzrok w otwarty właz awaryjny, przez który wyszedł Szczota. Nasłuchiwałeś.

Po naprawdę nieznośnie długim czasie usłyszałeś rozmowę Szczoty i Vinnmarka.

Chyba im się udało.

Ale potem usłyszałeś jeszcze wycie dochodzące z tej samej strony. Szaleńcy leźli za chłopakami wentylacją! Szybko się uczą.

Armiel 30-12-2010 23:40


Dhiraj Mahariszi i Nicole Sanders

Kamini szybko przyszła do siebie. Jakowlew nie żył. I nawet najnowocześniejsza technologia medyczna nie była w stanie temu zaradzić. Owszem – potrafiła wyleczyć większość znanych ludzkości chorób. Owszem – mogła wyeliminować skazy genetyczne jeszcze w stadium płodu. Owszem – potrafiła przedłużyć średnią życia ludzkiego a z nią także procesy starzenia się do ponad stu lat, ale nie potrafiła zatrzymać nieodwracalnego.

Kamini otrząsnęła się i podeszła do panelu kontrolnego windy. Znów skorzystała ze swojej karty dostępu podając kod autoryzacyjny i wezwała windę. Ta przyjechała po kilku minutach, podczas których Kamini uzupełniła zapasy medpaków z szafek zawieszonych na ścianach ambulatorium.

* * *

Winda była szeroką konstrukcją, w której bez trudu zmieściłby się Stabilizator Funkcji Życiowych na dryfnoszach. Kiedy weszliście Kamini uruchomiła wagonik.

WITAM DOKTOR KAMINI MAHARISZI. PROSZĘ PRZYGOTOWAĆ SIĘ NA PROCEDURĘ ODKAŻANIA.

Poinformował was znany już głos korporacyjnej SI.

W chwilę po tym windę zalało jaskrawe światło, a wy poczuliście ciepło rozchodzące się po waszych ciałach.

PROCEDURA ODKAŻANIA ZAKOŃCZONA.

- Za chwilę dojedziemy na miejsce - poinformowała was Kamini - Winda zatrzymuje się w Bloku B-260. To tak zwany PUNKT PRZYJĘĆ. Moja autoryzacja nie pozwoli mi na poruszanie się po całym Trauma Bloku. Bloku Medycznym. Ale powinnam mieć dostęp do pomieszczeń diagnostycznych, a to mi wystarczy.

Winda zatrzymała się i drzwi rozsunęły powoli.

Nicole – przygotowana na najgorsze – wymierzyła broń w stronę wejścia.

Ale powitał was tylko spokój i sterylne ściany.

Kamini szybko przeszła przez punkt przyjęć – niedużą salę zaopatrzoną w pomoc medyczną, zapasowe dryfnosze i różne tego typu akcesoria.
Otworzyła drzwi na nieduży, lecz szeroki korytarz, na którym nie tak dawno Dhiraj powstrzymał lekarza od wstrzyknięcia sobie śmiertelnej dawki środka uspokajającego, i skierowało do drzwi oznaczonych symbolem B-262 z napisem LABORATORIUM MEDYCZNE NIEUPOWAŻNIONYM WSTĘP WZBRONIONY.

Drzwi ustąpiły ponownie przed kartą Kamini i znaleźliście się w środku.

* * *

- Dobra, kochanie – zakomenderowała Kamini – Nie mamy dużo czasu, jeśli chcemy zdążyć na ewakuację. Potrzebuję kwadrans by zrobić podstawowe badania pobranych próbek.

Znaleźliście się w czystym, dobrze wyposażonym w sprzęt medyczny laboratorium. Kamini włączyła komputer wyświetlając monitor na ścianie w wersji hologramu.

- Dhiraj – wklepała coś w klawiaturę. – Czas byś poznał mały sekret. Większość noszących kombinezony lub WKP z rozszerzoną funkcją medyczną podpięta była pod tak zwany SCANMED. Pozwala on zdalnie monitować stan zdrowia wybranych pracowników VITELL. Uruchomiłam go na połówce wyświetlacza. Sprawdź, kto jeszcze żyje. Da nam to pewien obraz. Szybko załapiesz jak się obsługuje ten program. Sterowanie jest bardzo intuicyjne.
Ja przez ten czas zajmę się badaniami. Pani Sanders zadba o to, by nikt niepożądany nam nie przeszkodził. Kiedy zacznę analizę, nie mogę przerwać procesu w połowie.

- Jest!

Na hologramie pojawiła się długa lista nazwisk. Kamini kliknęła w swoje dane. Zobaczyłeś jej zdjęcie i podstawowe dane oraz elektrokardiogram i kilka innych funkcji. Oraz napis – ZDROWA. Potem wyszukała nazwisko Marconi. Pojawiła się ikonka twarzy i prosta linia oraz napis NIE ŻYJE. Kamini zdusiła przekleństwo i wstała od klawiatury.

- Działaj, kochanie. Zobacz ilu przeżyło.

Sama wyjęła próbki krwi i ruszyła do urządzeń medycznych.

Nicole – kiedy doktorzy zajęli się swoją pracą tobie pozostało wykonać twoją część zadania.

Z laboratorium można było wyjść czterema drzwiami. Tymi, którymi wy się tutaj dostaliście. Kolejnymi z oznaczeniem kodowym B-263 i symbolem radioaktywności na drzwiach. Mniejszymi z napisem B-264 i opisem MAGAZYN BIOLOGICZNY i B-265 z napisem SEKCJA A.

Te ostatnie miały oszkloną górną część i zamek elektroniczny. Wiedziona ciekawością podeszłaś bliżej i spojrzałaś do środka. To co zobaczyłaś zmroziło ci krew w żyłach.

Naprzeciw drzwi stał duży Stabilizator Funkcji Życiowych. Widziałaś w nim pływającego dziwnie zdeformowanego człowieka. Jego oczy były otwarte i wpatrzone w drzwi, przez które patrzyłaś. Musiał cię zobaczyć, bo poruszył się gwałtownie w środku.



Albo ci się wydawało, albo szyba SFŻ zaczęła pokrywać się lekką siateczką pęknięć.



Selena Stars

Winda, która przyjechała, była pusta i czysta.

W środku pachniała odświeżaczem powietrza – jakimiś kwiatkami, a kiedy ruszyłaś nią w dół czas umilała ci muzyczka lecącą z głośników.

Bajka!

Poczułaś, że wzbiera w tobie ochota na śmiech. No tak! Pigułki szczęścia. Przyjęłaś ich tyle w krótkim czasie, że nawet gdyby ucięło ci palca, pewnie zaśmiewałabyś się z tego do rozpuku.

Mały wyświetlacz pokazywał czas do zjazdu windy. Półtorej minuty. Dość normalne tempo.

Siekiera w ręce ciążyła niemiłosiernie i wyglądała tak zabawnie, że zaśmiałaś się chicho.
Dotarło do ciebie coś jeszcze. Od komunikatu o ewakuacji minęło prawie pół godziny.
Pytanie, czy będą czekać tak długo na ocalonych. Czy też odpoczywając w biurze na C-510 przesrałaś sobie szansę na ewakuację.

Okaże się na dole.

Winda zatrzymała się z cichym sykiem. Drzwi rozsunęły się z cichym sykiem, a ty przygotowałaś do obrony.

Lecz nie byłaś w stanie obronić się przed tym, co czekało na ciebie na dole. Nikt by nie był.

* * *

Pierwsze, co rzucało się w oczy to krew. Rozbryzgi krwi. Na ścianach, na podłodze, na meblach z syntdrewna, na panelach urządzeń biurowych. Była także krew skapująca z dawniej białego sufitu na podłogę.

Potem zauważyłaś ciała, a raczej to, co z nich zostało. Tu ręka, tam noga, obok głowa, gdzieniegdzie większe fragmenty ciał. Wyglądało na to, że w tym miejscu coś dosłownie rozdarło przynajmniej czwórkę ludzi na strzępy. Chyba doszło do jakiejś walki, bowiem część mebli leżała rozwalona na podłodze, wszędzie walały się wydruki i kartki papieru śliskie od krwi.

Całą koszmarną scenę oświetlał blask włączonych holomonitorów na których wirowało logo korporacji VITELL – ulubiony wygaszasz pracowników biur.

Z pomieszczenia B-084 prowadziły trzy wyjścia. B-085 – zachlapane krwią i prowadzące do kolejnych biur, B-086 – prowadzące do kolejnej części pomieszczeń administracji oraz drzwi wyjściowe na korytarz.
Te ostanie nie były zamknięte do końca – pozostała szeroka na jakiś metr szczelina. Zniszczony zamek przy wejściu iskrzył co jakiś czas, a na korytarzu – co mogłaś dostrzec bez trudu – pulsowało nieregularne światło alarmowe.

Musiałaś szybko podjąć jakąś decyzję. Najkrótsza droga do punktów zbiórki prowadziła prze korytarz. Jednak jakieś przeczucie mówiło ci, że bezpieczniejsza będziesz w tym pomieszczeniu.


Ray Blackadder

Korytarz przed windą, co zaobserwowałeś ze zdziwieniem i pewnym niepokojem, był pusty.
Wykorzystałeś wasz stary trik z wyjściem na rampę techniczną.

Zasadą większości ewakuacji jest to, że przeprowadza się je szybko. Działania są zdecydowane i wykonywane w sposób sprawny i zorganizowany. Może to była twoja jedyna szansa? A może za zakrętem natkniesz się na całe stado zarażonych szaleńców? Do tej pory ryzykowałeś. Teraz też podjąłeś szybką decyzję.

Wyszedłeś na korytarz i ostrożnie, z siekierą gotową do użytku, ruszyłeś w stronę leżącej bliżej B-014. Naprawdę sporej wielkości Sali konferencyjnej, służącej zazwyczaj jako miejsce oficjalnych ceremonii.

Tylko dwa zakręty oddzielały cię od wyznaczonego punktu.

Widziałeś już plac z rzeźbą – logiem VITELL. Kanibal gdzieś zniknął. Jego „posiłek” jednak nadal tam leżał, czy raczej to, co z niego zostało.
Widziałeś też plamy krwi. Plac był jednak pusty i bez trudu wszedłeś na kolejny korytarz.

Zatrzymałeś się, kiedy gdzieś z dalszej części sektora B doleciały cię jakieś niezrozumiałe odgłosy. Wrzaski? Coś jakby huk eksplozji? To mogło tłumaczyć brak cieplaków w tej okolicy. Czyżby ktoś zrobił dywersję, odciągając maniaków od głównych dróg? Jeśli tak to oznaczało że Dyrekcja naprawdę zaplanowała tą ewakuacje dobrze.

Wszedłeś na kolejny korytarz. Jeszcze tylko jeden zakręt.

Mnóstwo plam krwi i fragmentów ubrań i kombinezonów oraz rozszarpane ciała – przynajmniej kilkanaście osób - wyraźnie świadczyło o tym, ze na tym szerokim łączniku musiało dojść do naprawdę straszliwych rzeczy. Nie łamałeś sobie jednak głowy czyimiś problemami.

Mężczyzna w kombinezonie Zarządu stał na końcu korytarza. Przed zakrętem, prze który musiałeś przejść. Zobaczył cię pierwszy. Uniósł rękę, dając ci znak, żebyś się pośpieszył.

Ruszyłeś gotów zabić go na pierwszy sygnał, że jest zarażony. Kiedy byłeś od niego o kilkanaście kroków ujrzałeś jego oczy. A wtedy było już za późno na cokolwiek .....

* * *

Ściany wokół ciebie zafalowały, czaszkę przeszył potworny ból wywołany piskliwymi, trudnymi do opisania, dźwiękami. Oczy wypełniła czerwień, jakby ktoś chlusnął ci w nie krwią. Podłoga zaczęła kiwać się tak, że nie byłeś w stanie ustać na nogach.

Te oczy!

Te przeklęte, pozbawione białek, wielkie kawałki zamrożonego lodu.

Próbowałeś walczyć z tym, co zrobił ci ten człowiek swoim spojrzeniem, lecz nie byłeś w stanie mu się oprzeć.

Strój Zarządu! Ewakuacja! Kłamstwo! Pułapka!

PUŁAPKA!

Gryf 05-01-2011 08:33

Poczekalnia na poziomie D. Pomieszczenia tonie w bladym świetle jarzeniówek. Na podłodze widać przysychający ślad krwi, na wieszakach parę niedawno na nich odwieszonych skafandrów. Grupa, która jeszcze niedawno podejmowała tu decyzje, które miały zaważyć o ich życiu lub śmierci, rozdzieliła się na trzy mniejsze grupki i rozeszła w swoje strony. Teraz w pomieszczeniu panował spokój.
Idealną ciszę i bezruch burzą rozsuwające się drzwi windy. "Kapsułka", jak nazywa ją ochrona stacji jest wewnątrz cała umazana krwią. Podobnie jak dwie postacie które właśnie ją opuściły.

- Ja pierdolę. Zara rzygnę - mówi Szczota i wprowadza słowo w czyn w kącie pomieszczenia.

Seamus bez słowa wychodzi z windy, starając się nie dotknąć jej ścian więcej niż to konieczne. Jest blady. Obaj odwracają się w stronę pustej, zakrwawionej windy, jakby oczekując, że Vinmark, po którego wrócili z narażeniem życia, znajdzie się jednak w jakimś jej zakamarku. Oblepione krwią wnętrze jest jednak proste jak wnętrze szafy i nie posiada jakichkolwiek zakamarków.

Kapsułka była za ciasna dla trzech.

Ciepłe były za blisko.

- Yurgen! - wydarł się Seamus, waląc pięścią w ścianę przy drzwiach windy.

***

- Zaraz, kurwa! ścieram pawia z butów! - rozległo się gdzieś znad sufitu kapsułki.

Winda była za ciasna dla trzech.

ciepłe były za blisko.

Yurgen musiał jechać na dachu.

Zawrotna szybkość, brak mechanizmu stabilizującego, migające światła bezpieczeństwa i przelatujące przed oczami elementy instalacji... mówiąc w skrócie jego żołądek kiepsko to zniósł. Parę minut podróży windą wysmarowaną krwią Jakowlewa wśród odgłosów torsji uratowanego, sprawiło że i pozostałej dwójce zamkniętej w bezpiecznej kapsułce żołądki również podeszły do gardeł.

Po chwili dwa wielkie górnicze buty zwiesiły się z otworu w suficie. Następnie dołączyła do nich cała monstrualna sylwetka Vinmarka. Łapsko wielkości bochna chleba wytarło kanciasty pysk.

- Uratowaliście mi dupę! Mordy wy moje! - rzekł wychodząc z windy z rozpostartymi ramionami.

- Łapy przy sobie, jeszcze nie rzygałem i tak ma zostać. - mruknął Seamus z lekkim uśmiechem i zaczął ubierać się w skafander. Skończyło się na dwóch mocnych uściskach dłoni, w przypadku Szczoty zwieńczonego "żółwikiem". Ot tak, jakby nic wielkiego się nie stało. Swój został z tyłu. Wrócili, bo tak trzeba. Tyle.

Kończyli nakładać skafandry, gdy do pomieszczenia wpadł zdyszany Łysy, dyszeniem i wrzaskiem bezpowrotnie płosząc doniosłość chwili.

- Golasa zajebał jakiś łysy stwór!!! Potem rzucił się na Fisza! Bez spejsgiwery tam nie wracam!

Spojrzeli po sobie podejmując szybką decyzję.

- Prowadź, młody! - rzucił Vinmark i cała czwórka rzuciła się biegiem w stronę D-30.

Campo Viejo 05-01-2011 17:02

Paskudny potwór opadł bezwładnym cielskiem na golasa czerwoną plamą obryzgując szybę jego hełmu. Wykrzywiona z wściekłości gęba golasa po chwili ukazała się w pełnej krasie ciskając z oczu piorunami, gdy otarł rękawem skafandra zamarzającą momentalnie ciecz. Okazało się, że ochroniarz miał predyspozycje szewca lub górnika, bo klął jak prawdziwy fachowiec w tamtych zawodach. Oberwało się pośmiertnie kreaturze, która również poleciała z wielkim hukiem w kąt pomieszczenia, gdy facet z rozmachem sprzedał jej kopa. Oberwało się też Łysemu w kierunku którego poleciała nie kiepska wiązanka, którą jeśliby usłyszał małolat to by spalił te swoją baszkę na kolor czerwony i rozglądałby się za straganem, komu by sprzedać twarz, bo nie potrzebne mu już byłyby dwie dupy.


DOSTĘP NIEUPOWAŻNIONY FUNKCJONARIUSZU SCHMIDT – zakomunikował mechaniczny głos dobiegający z głośnika przy panelu, kiedy Golas wklepał kod dostępu. – W CELU OTRZYMANIA AUTORYZACJI PROSZĘ SKONTAKTOWAĆ SIĘ Z PERSONELEM ADMINISTRACYJNYM WYŻSZEGO SZCZEBLA.


- Kurwa – zaklął. – Jebał was pies! Otworzymy drzwi siłą.

- Kto tam jest na górze? Użyłeś karty więc jesteś normalny. Odezwij się, a wyślę po ciebie windę.

Chuck bardziej opanowany od rozjuszonego Golasa wcisnął przycisk INTERCOM/TALK, gdy przebrzmiał głos mężczyzny.

- Tak jesteśmy na górze. – zaczął Fish, gdy Golas ostentacyjnie nadął się jak balonik obrażony na cały świat, dając mu do zrozumienia, że ma wszystko w dupie i gadać mu się nie chce. – Nie bój się. Nazywam się Charles Fish, Chuck na mnie wołają. Pracuję w kantynie C28. Jak zaglądałeś tam, to znasz mnie na bank. Jestem razem z ochroniarzem. Ja ty się nazywasz? Potrzebujesz pomocy?

- Rock. Bill Rock. Tak kojarzę cię. Polaczek też jest z wami?

- Nie. Tylko my. Słuchaj Bill puść nam windę, póki jest zasilanie, to normalnie pogadamy. Tu jest cholernie zimno.

- Dobra. Bałem się że sam zgnije tutaj. Na monitorach widziałem takie rzeczy, że jeszcze wierzyć mi się w to nie chce...

- Bedzie dobrze. W kupie siła. – rzucał Fish do głośnika – Damy radę! – zapewnił, gdy usłyszał mechanizmy ruszającej windy.

Kiedy drzwi z łoskotem otworzyły się w drzwiach pomieszczenia ukazały się znajome sylwetki.

- Golas, tylko spokojnie! – mruknął na tyle głośno Chuck by tamten go usłyszał – Nie pastw się nad młodym, bo to jeszcze dziecko. Bądź odpowiedzialnym facetem z jajami, jak tamtemu jeszcze takie nie urosły, ani nie obrosły!

Suriel 06-01-2011 17:18

Winda się otworzyła i…. i nic się nie stało. Selena spodziewała się krwi, maniaka wyskakującego z windy, wszystkiego co spotkała dzisiejszego dnia, ale nie normalności. Weszła ostrożnie do windy, jakby było to złudzenie, nierealne miejsce dawno zapomniane. Drzwi się zamknęły, winda ruszyła. Cicha muzyczka i zapach odświeżacza do powietrza. Selena uśmiechnęła się, spojrzała na siekierę trzymana w ręku. Tak strasznie tu nie pasowała, chciało jej się śmiać, ale i trochę płakać. Wyświetlacz pokazywał że za 1,5 minuty bajka się skończy i zacznie się rzeczywistość.

Ale na taką rzeczywistość Selena nie była przygotowana. Kiedy drzwi windy się otworzyły i nikt nie próbował jej zaatakować ostrożnie wyszła. To co zobaczyła w głównym pomieszczeniu, spowodowało że zjedzony wcześniej batonik postanowił udać się w podróż powrotną. Selena schowała się za drzwiami i zaczęła głęboko oddychać, próbowała się uspokoić i przekonać samą siebie, ze musi stąd wyjść, że tam gdzieś trwa ewakuacja, albo już się zakończyła i została tutaj sama. Pigułki szczęścia i wypity alkohol dodały jej odwagi. Na początek zablokowała windę kartonem z papierami, żeby w razie co mieć szybką i pewna drogę ucieczki.

Weszła do biura, wszędzie krew, kawałki ludzkich szczątków, starała się stąpać bardzo ostrożnie, żeby niczego przypadkiem nie nadepnąć, ani nie poślizgnąć się na krwi. Postanowiła na początek sprawdzić wszystkie drzwi po kolei, nie chciała żeby coś niespodziewanie wyskoczyło z za któryś drzwi i ją zaatakowało. B-085 – zachlapane krwią i prowadzące do kolejnych biur gdzie nie znalazła nic ciekawego. Tutaj nie dotarła walka, nikomu nie udało się tu schronić, B-086 – prowadzące do kolejnej części pomieszczeń administracji także okazały się puste. Nikogo żywego.

Zostały jeszcze drzwi wyjściowe na korytarz. Te ostatnie nie były do końca zamknięte. Zepsuty zamek iskrzył co jakiś czas, a w drzwiach widniała prawie metrowej wielkości szczelina przez którą, albo coś się tutaj dostało, albo co było bardziej prawdopodobne, coś się tędy wydostało.

Selena uzbrojona w siekierę podeszła do drzwi. Nie było jej już do śmiechu. Ostrożnie wyjrzała na korytarz, gotowa w każdej chwili do ucieczki.

Bała się sama wychodzić na główny korytarz. W pamięci ciągle miała maniaka zjadającego ciało swojej ofiary przy posągu korporacji i pozostałych „nie ludzi” polujących na kolejne ofiary. Miejsce ewakuacji znajdowało się zbyt blisko tego miejsca. Przypomniała sobie głos z WKP.
- Jestem Bill Rock. Dowódca pierwszej zmiany ochrony poziomu B.

Ochrona, tam muszą być żywi ludzie, może jeszcze nie uciekli. Na pewno osłaniają drogę ewakuacji. Tam musi ktoś jeszcze być. Selena pamiętała, że biura ochrony poziomu B znajdowały się po drodze do miejsca ewakuacji. Postanowiła się tam przedostać, z innymi miała większą szansę na przeżycie, tylko, dlaczego rana na ręku tak dziwnie piecze i pulsuje.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:05.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172