lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu DnD (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/)
-   -   [D&D/Path]Ognie Erelhei-Cinlu 18+ (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-dnd/12195-d-and-d-path-ognie-erelhei-cinlu-18-a.html)

Icarius 16-07-2013 22:41

-Jestem po pyskówce z Wilczycą. Jak się pewnie domyślasz… ty byłeś jednym z tematów. Ty i twoja katedra.
- Zainteresowanie katedrą jest zrozumiałe. Ja staram się jedynie minimalizować szkody.-pochylił lekko głowę. -Odważę się zapytać jak planujesz to pani rozegrać?- przełknął ślinę z nerwów.
-Nie wiem... może wyrżnę na początek wszystkich uczniów, albo rzucę na pożarcie Wilczycy? Bardzo mnie kusi usłyszeć wasze jęki na Arenie.- syknęła cicho z innego miejsca. -Dlaczego ja dowiaduję się ostatnia, skoro... ty jesteś moim poddanym?
Słuszna uwaga, należałoby zapytać Inydy....
-Gniew jest uzasadniony ale chyba mylnie skierowany. Uczniowie arena czy moja osoba... To plan mojego Mistrza, nikogo innego. Gdy się dowiedziałem i upewniłem w nim, skierowałem informację do ciebie pani. Ja w pierwotnych założeniach Cienia, nie miałem nic o nim wiedzieć. Tylko instynktowi zawdzięczam posiadaną wiedzę. Przekazałem ją tobie jako pierwszej.-pochylił głowę w szacunku -Niestety nie posiadam zdolności tamowania przecieków tej informacji z innych źródeł, nie ja zarządzam katedrą. Mam za to dowody, że atak to nie blef czy zmyłka. Jest jeszcze czas by podjąć odpowiednie kroki.
Uderzenie w twarz powaliło drowa na ziemię.- Czy ty mnie bierzesz za idiotkę Akormyrze. Myślisz, że nie odkryłam iż pierwsze co zrobiłeś to spotkałeś się w jakimś celu z Han’kah i Nihrizzem. Za kogo mnie bierzesz, co? Za głupią krowę, której możesz wciskać każdy kit? Jak sądzisz, skąd Wilczyca wie? Verdaeth jej pewnie powiedziała, bo kto inny?
Akormyr wstał. Miał kamienną twarz i wyprostował się dumnie. Nie tędy pociekły słowa. Inyda potem Valyrin. Gdyby któraś z nich, choć trochę potraktowała go poważniej...
-Tego nie wiem. Spotkałem się z Han’kah i owszem Nihrizzem, jednak w celach towarzyskich. No w zasadzie nie do końca, było to dla odwrócenia uwagi. Tak by pewien arcymag miasta nie rzucił na mnie śmiertelnego Cienia podejrzeń. Nie jest tajemnicą, że znam panią pułkownik dość dobrze. Jest również wiadomością powszechną, że smoczy rumak jest jej kochankiem i mogła go zabrać ze sobą. Podejrzewam, że sam się zabrał w roli ścisłości... Chciał po wymachiwać swoim wielkim ego, zaznaczyć teren i dać do zrozumienia kto nie ma tu obecnie szans z nim. Gdyby Verdaeth Matko Opiekunko wiedziała jako pierwsza, załatwiłaby tą sprawę sama. Wilczyca jest nieobliczalna, użycie jej jako dzikiej karty... Matrona Tormtor jest znana ze swej dyplomacji-pokręcił głową.- To Wilczyca mogła jej powiedzieć, by wywrzeć reperkusje na katedrze i jej Mistrzu którymi gardzi. Zresztą z wzajemnością... Nie wiem kto powiedział Wilczycy, bo i nie wiem kto dokładnie wie o sprawie. Nie jestem Mistrzem Katedry Nekromancji.- oczekiwał kolejnego uderzenia być może ostatniego. Uważał jednak, że będzie dla Matrony użyteczny. Mogła nim gardzić, jednak Cień był jej cierniem w boku.
-I zapewne nigdy nim nie zostaniesz Akormyrze. Nie lubię, gdy ktoś ordynarnie próbuje mną manipulować. Zwłaszcza, gdy nie ma do tego talentu.- syknęła gniewnie Matrona Shi’quos.- Miałeś szansę się oczyścić nekromanto... Zawiodłeś, ponownie.
-Zlokalizowałem intrygę, zdobyłem dowody i zawiadomiłem ciebie Matko Opiekunko. Nie odpowiadam za pozostałe wydarzenia. Wizyta Wilczycy nie jest ani bezpośrednio ani pośrednio moją winą. Nie jestem jedynym pionkiem na tej planszy. Gdybym chciał coś przekazać Matronie Tormtor użyłbym magicznej wiadomości. Byłoby to stokroć bezpieczniejsze niż używanie pośredników wątpliwej jakości - miał kamienną twarz, lecz ostatnie zdanie miało zabrzmieć i zabrzmiało jak zazdrość. Poniekąd było w tym trochę prawdy. Akormyr jednak nie zamierzał dać się podpuścić ani zastraszyć. Strach był jednym z narzędzi drowów. Gdyby teraz skamlał, doniósł na Inydę czy żałośnie się tłumaczył zbyłby faktycznie nie godny Katedry Nekromancji. Matrona miała jedynie poszlaki, więcej przemawiało na jego korzyść. Przynajmniej tak Nekromancie się zdawało... Użył też mocnego argumentu z magiczną wiadomością, w ten sam sposób zawsze zawiadamiał swoją Matronę. Więc powinna wiedzieć, że jest to jego rutynowa metoda.
-Stanie się twoja wola, ja chciałbym jedynie przysłużyć się Domowi.
-I zostałbyś zignorowany. Jako prowokator. -szepnęła mu do ucha drowka.- Oboje wiemy, że takie magiczne wiadomości są ignorowane. Nasz kochany Mistrz Przemian, skarżył się że zawracasz mu głowę swoimi posłaniami. Możesz... odejść.
Nie było to do końca udane spotkanie. Najwyraźniej jego argumentacja nie przemówiła do rozumu Matki Opiekunki. Może i miała ona tylko poszlaki, ale też w Erelhei-Cinlu... nie potrzebowano nic więcej, by zabić.
Skłonił głowę i odszedł. Nawet nie zapytała go o dowody jakie miał, najwyraźniej Matronie pozbycie się Cienia było bardzo na rękę. Nie drążyła tematu... Skoro wiedziała o jego spotkaniu. Ktoś z całego pierdolonego obozu Inydy zapewne szepnął jej o spotkaniu Valyrin i Nekromantki.
Mimo to Matrona sugerowała obieg informacji na linii Akormyr-Nihrizz-Verdaeth-Wilczyca. Niż dużo bardziej oczywisty. Inyda- Pierwsza czarodziejka Domu Despana-Matrona Despana. Tym bardziej, że to Inyda była tu ogniwem bardziej podlegającym strachowi. O upojeniu alkoholowym nie wspominając. To musiała być jakaś próba, gierka z jej strony... Może zwyczajnie chciała sprawdzić czy Akormyr pęknie i przyzna się do wszystkiego. Gdy był na korytarzu uświadomił sobie jedno, największa gra jego życia odbędzie się bez niego... Odsunięto go na bok. Dobrze, że wykonał swój ruch gdy jeszcze było to coś warte. Matrona Tormtor może i dowiedziałaby się o całym zamieszaniu od Wilczycy. Jednak to Akormyr jako jedyny przedstawił dowód. Co pozwoliło jej w spokoju działać. Nie martwiąc się że to prowokacja domu Despana.

Zajął się rutynowymi sprawami katedry. Przyjrzał się zabezpieczeniom, porozmawiał i pomógł swoim uczniom rozwiązać ich problemy.... W poznawaniu natury magii Cień pomagał rzadko. Akormyr starał się wspomagać rozwój swoich uczniów. Byli fundamentem na którym zbuduje swoją przyszłość, zasługiwali na to. Gdy wrócił na koniec do swych komnat zastał tam niespodziewanego gościa.

-Ostatnio dużo podróżujesz Akormyrze.- rzekł zimnym, niemalże lodowatym tonem Mistrz Nekromancji.
-Trochę- odparł wyjąknął Akormyr. Był zarówno zaskoczony jak i przestraszony. Czekał na przejście do sedna sprawy. Mistrz zapewne wiedział wszystko o jego podróżach. Więc przyszedł w konkretnej sprawie.
-Zapominasz chyba z kim rozmawiasz Akormyrze. Oczekuję czegoś więcej, niż tylko zdawkowej wypowiedzi. Jesteś moim uczniem, ale możesz być równie dobrze kolejnym eksperymentem. Zamiast zajmować się sprawami Katedry najpierw wyruszyłeś do Icehammer, a potem...- syknął gniewnie Cień.
-Potem odwiedziłem Inydę panie. Nie wyznaczyłeś mi mi żadnego zadania a katedrę i jej podstawowe sprawy miałem na oku. Z chęcią zajmę się czymkolwiek zechcesz.-Akormyr klęknął pochylając głowę. Przed dwoma osobami musiał się zawsze płaszczyć. Przed Matroną i Cieniem właśnie.- W Icehammer próbowałem rozruszać sprawy dla naszego Domu, jednak donos katedry przemian do czerwonych czarodziei skutecznie mi to uniemożliwił. - pochylił głowę jeszcze niżej. Podkreślił też rolę wrogiej im katedry w całym zajściu - Chciałbym okazać się użyteczny, jeśli miałbyś dla mnie jakieś zadanie. Byłbym zachwycony mogąc je wypełnić, dodać swój wkład na chwałę Katedry. - bełkot. Może jednak wyznaczy mi zadanie, które mi coś da.
-Zacznij więc od odpowiedzi, czemu odwiedziłeś Inyndę i o czym rozmawiałaś z nią?- odparł dostojnym tonem czarodziej, wyraźnie mało zainteresowany projektem wrogim czerwonej enklawie... zresztą dobro Domu nigdy specjalnie go nie obchodziło, tak bardzo jak jego własne plany.
-Odsunięty na bok wpycham nos w sprawy Katedry.-przyznał się bo i po co zaprzeczać.-Byłem ciekaw jaki to ważny projekt Inyda realizuje. Bo przecież nie polowanie na wampiry. Przeszła przez bramę do otchłani wróciła sama. Mataczyła gdy chciałem się dowiedzieć czegoś więcej. Widziałem jednak w jej oczach obawę znam ją nie od dziś. To musi być coś dużego, jestem jedynym sprawnym uczniem prócz niej. Wtajemnicz mnie panie pozwól się wykazać.- po chwili milczenia dodał niczym szczeniak, chcący się kraść w łaski- Obserwowałem wydarzenia w Enklawie. Zabito ich szefa ochrony nieumarłych Balchizara. To jest przyczyną jej przejściowego zamknięcia. Mój kontakt u czerwonych aż się cały trzęsie. Mają jakąś kontrolę z zewnątrz, podczas której wypadło zabójstwo. Podejrzewają zapewne niektóre domy i wątpię by odpuścili sprawę. Nie wiem na ile przydatna to wieść, chcę się jednak przysłużyć jak tylko mogę.- lizałby mu za chwilę stopy. Liczył, że Cień uzna go za użytecznego głupca. Którego można pchnąć bez wiedzy na jakiś odcinek intrygi. Mając szerszy obraz, być może Akormyr coś na tym ugra. Musi wkraść się w łaskę Matrony to mogłoby się przydać. Wzmianka o zamieszaniu w Enklawie może uśpić jego czujność.
-Wpychasz nosa w moje sprawy Akormyrze, a to nie jest mądry postępek. Co też więc Inynda ci nie powiedziała i co powiedziała?- stary mag jakoś nigdy nie interesował się enklawą i czerwonymi czarodziejami.
-Powiedziała, że wykonuje misję dla ciebie. Ważną co było akurat oczywiste, gdy dotarłem na miejsce. Znasz Inydę dba o własne bezpieczeństwo przede wszystkim. Zdradzenie twoich planów choćby przede mną, niosłoby poważne konsekwencje. Być może nawet śmiertelne.. Nie wnikałem w szczegóły od momentu gdy dowiedziałem się, że przez portal weszła z obstawą a wróciła sama. Widziałem w jej oczach obawę.. Te dwie rzeczy odstraszyły nawet mnie. Cenię sobie życie nie mniej niż Inynda. Chciałem coś zwęszyć i pomóc- głos mu się trochę łamał ze strachu- Wykazać własną inicjatywę. To wszystko w dobrej wierze Mistrzu. Wiem, że portal do otchłani prowadził do domeny Orcusa. Reszty wolę nie wiedzieć. Daj mi tylko pomóc jakoś interesom Katedry. Zasłużyć na uznanie w twoich oczach- głos był błagalny. Akormyr przestraszony nie na żarty.
-Dobrze...- stary drow splótł dłonie razem.- Mój nieumarły sługa przyniesie ci skrzynię ze zwojami. Podrzucisz ją do komnaty Mistrza Katedry Magii Przyzwań, ale tak by nikt się o tym nie dowiedział.
-Jak każesz Mistrzu. Twoja wola moje czyny.- powiedział dumnie.
-Tylko... dyskretnie. Nikt się ma dowiedzieć. Jeśli się nie uda... Nie ma prawa się nie udać. Nie masz zostać przyłapany, nawet jeśli to będzie oznaczało zawalenie misji.- wyjaśnił Cień wstając.
-Rozumiem-przełknął ślinę- znam stawkę.
Mag wstał i ruszył do wyjścia z komnat Akormyra. Ten gdy został sam klapnął w swoim fotelu wzdychając. Zadanie nie będzie łatwe, łotrzykiem też nie jestem. Potrzebna mi będzie pomoc, jakiegoś biegłego wampira. Jego talenty manualne i moja moc. Dyskretne rozpoznanie i być może się uda.

Zależało mu na względach Matrony. Zamierzał ją poinformować o planach Cienia. Uważał również, że śmierć mistrza przywołań nie przysłużyłaby się domowi. Nie miał pojęcia, kiedy władza wykończy licza. Mogłoby to być dopiero po ujawnieniu skrzyni.... Wysłał zatem magiczną wiadomość:

"Cień mnie obserwuje. Zlecił mi zadanie podłożenia skrzyni do prywatnych komnat mistrza przywołań. Zawiera ona puste zwoje po potężnej magii wywołującej bramy. Czuje się zagrożony i chce zwalić winę. Proponuję uśpić jego czujność a potem ukarać zdrajcę. Oczekuję na instrukcje."

Rób co ci Cień karze. Twój donos zostanie doceniony.”- taka lakoniczna odpowiedź, to wszystko co dostał. Miał złe przeczucia.

Udało mu się ustalić kiedy Mistrz katedry przywołań, nie znajduje się w komnatach. Czekał na dogodny moment, gdy ta cześć katedry będzie w miarę pusta... Wraz z wampirzym sługą, udało mu się pod osłoną magii dostać w okolice komnaty unikając wykrycia. Potem praca zwinnych rąk, czujnych oczu i silne wsparcie magii. Obserwatorzy donieśli, że Mistrz opuścił komnaty wraz ze swoją uczennicą. Zabrał ze sobą oba chowańce, co zapewniało a raczej dawało szansę na dyskrecje. Pozostali jego uczniowie byli również zajęci. Sprzyjająca okoliczność, podłożyli skrzynię nie uruchamiając ani pułapek ani alarmów.

Potem dostał informacja dość lakoniczną. Coś wydarzy się na konferencji magów. Źródło nie podawało co się wydarzy, jednak Akormyr wiedział więcej. Być może chodziło Cienia, choć pewności nigdy dość. Załatwią go tam? Nieważne, musi myśleć co on ma robić w sytuacji gdyby się udało. W co nie wierzył ale gdybanie w mieście drowów to podstawa. By zostać Mistrzem niezbędne jest podporządkowanie sobie katedry. Inyda nie popierała Akormyra ślepo i w całości. Jednak na jego korzyść przemawiały pewne fakty... Pierwsza to naturalną ostrożność... Cień rządził katedrą od setek lat. Nowy Mistrz może zostać łatwo obalony i będzie musiał sprostać wielu wyzwaniom. W grę wchodzi podwyższone ryzyko zgonu, wysiłek i mocny plan. Co skreślało Inydę jako kandydatkę. Zostawał jeszcze dwóch uczniów Cienia, w tym Akormyr. Problem tej rywalizacji omówił dokładnie z Valyrin na prywatnej rozmowie. To plus poparcie Inydy dawało mu jakiś cień szansy... Choć był pewien, że jakaś siła wyższa zniweczy jego wysiłki. Zamierzał również wezwać z wygnania, pewnego Nekromantę. To wzmocni katedrę osłabioną brakiem Cienia.

Przed wyjściem na konferencję porozmawiał z przyjacielem, który odda mu pewną przysługę. Uczniom zarządził zajęcia praktyczne. Starsi trenowali z młodszymi, podczas trwania konferencji. Uzasadnił to wymianą myśli i doświadczeń, podczas gdy taka sama będzie miała miejsce na konferencji. Przygotował się na najgorsze, gorąco pomodlił i ruszył na spotkanie losu.

Zell 17-07-2013 22:17


17Eleint

Neevrae złapała oddech po zakrztuszeniu i sama uśmiechnęła się rozbawiona.
- Preferencje łóżkowe? Cóż... - zamyśliła się - Płeć nie robi mi żadnej różnicy. - wzruszyła ramionami - Bardziej szczupły typ. Ach, i tylko drowy. - dodała.
Xull’rae tylko się uśmiechnęła tylko.- Musiałam spytać, nie ma co lekceważyć życzeń Matrony.
Skoro to już mamy za sobą to oprowadzę cię po tych częściach Twierdzy Despana po których dyplomatkom wolno się przemieszczać.
- Chętnie. - zgodziła się Neevrae.
-No to chodźmy.- Xull’rae ruszyła przodem prowadząc drowkę za sobą.-Ta część zamku jest częścią gościnną, tutaj są komnaty dyplomatek. Jeśli chodzi o komnaty Naczelnej Czarodziejki Despana to... wskazać ci gdzie są?- spytała z uśmiechem.
Neevrae zaśmiała się cicho.
- Czemu nie? - zdecydowała.
-Bo myślałam, że wiesz gdzie są i jak wyglądają... Valyrin ma dość ciekawy gust. Chyba nie obrazi się jak tam zajrzymy co?- spytała żartobliwie Xull’rae idąc pewnym siebie krokiem.
- Nie wiem czy powinnyśmy tak bez jej wiedzy. - odparła i uśmiechnęła się - Nie, nie wiem gdzie są. Nigdy nie byłam u Valyrin.
-Wejdziemy i wyjdziemy... choć może powinnam wpierw pokazać ci moje pokoje?- zamyśliła się dyplomatka.
- Może być i tak, że najpierw twoje.
-A planowałam je zostawić na koniec i...- uśmiechnęła się zmysłowo nadając niedopowiedzeniu erotyczny charakter. Ruszyły więc w innym kierunku, po drodze mijając szeroki korytarz.- Tędy dotrzesz do Świątyni Domu, jeśli będziesz odczuwała potrzebę modlitwy.
Neevrae pokiwała głową w myślach zapamiętując drogi.
Xull’rae ruszyła w drugim kierunku po drodze mijając szereg drzwi.- Tam nie wchodź bez czyjejś opieki.
- Dlaczego? - zapytała - Co tam jest?
-Sekrety Domu.- rzekła złowrogim tonem drowka, po czym dodała ze śmiechem.- Zbrojownia straży, męska łaźnia grupowa, korytarz do pracowni magicznych. Komnaty Bal’lsira.
- Faktycznie. - zaśmiała się - Chociaż pewnie dla niektórych określenie “męska łaźnia grupowa” zabrzmiałoby jak zachęta.
-Co kto lubi...-rzekła z uśmiechem Xull’rae prowadząc Neevrae dalej.- Ale wbrew nazwie, rzadko tam można natknąć się na grupę.
Powoli zbliżały się do dużych drzwi, za którymi kryły się urokliwe i ładnie urządzone pokoje. Zapewne. Bo Xull’rae zaprezentowała jedynie gabinet ze zdobionym mahoniowym biurkiem nad którym wysiał malunek Lolth, z szafką przeszkloną pełną zwojów. Puszystym dywanem na którym... ktoś zostawił koronkową bieliznę.
Rudowłosa drowka schyliła się temu drobiazgowi i mamrocząc coś pod nosem schowała go za poduszkami okrywającymi czarno-purpurową kanapę zdobioną złotem. Jak cały pokój, również i ten mebel był stylowy.
-Tu jest moje biuro... gdy tu mnie nie ma, to... trudno.- rzekła ze śmiechem Xull’rae.- To pewnie jestem w innym Domu. Poza tym jeśli twoja Matka Opiekunka zleci ci spotkanie z Wilczycą, to przeze mnie się musisz umówić.
- Zapamiętam. - odparła z uśmiechem Neevrae.
-Coś jeszcze cię tu interesuje?- spytała uprzejmie Xull’rae.
Neevrae zastanowiła się.
- Będę mogła poobserwować jak trenują gladiatorzy?
-Nawet zajrzeć do ich szatni po treningu i wybrać sobie jednego.- rzekła żartobliwie z uśmiechem Xull’rae. I ruszyła. -Tak często robią kapłanki tego Domu.
- Zakładam, że mają z czego wybierać. Podane jak na tacy. - zaśmiała się cicho.
-Mogą naocznie ocenić sprawność łóżkową kandydatów.- potwierdziła Usta Wilczycy prowadząc dyplomatkę korytarzami ku arenie.
Neevrae szła za Xull’rae obserwując wszystko z zainteresowaniem.


18 Eleint

Mając dyplomatyczne uprawnienia, miała większą swobodę działania. I łatwiej jej było odświeżać stare znajomości. Bez problemu więc Neevrae weszła na teren domu Tormtor i wypytała w świątyni o Ghyrtis. Ale... jak poinformała ją uprzejmie jednak z kapłanek świątyni, żadna Ghyrtis nie pełni w niej służby.
Neevrae spojrzała na kapłankę zaskoczona i trochę zdezorientowana.
- A... pełniła?
- Możliwe... - stwierdziła po namyśle drowka. -Ale jeśli tak to bardzo krótko.
Neevrae pokiwała głową w zamyśleniu.
- Dziękuję tak czy inaczej.
Nie wiedziała gdzie powinna szukać Ghyrtis, ale sądziła że wie, kto powinien ją pokierować. Zatrzymała jednego ze sług domu pytając o swoją dawną znajomą.
Ten wspomniał o Straży Domu Tormtor i żeby tam szukać.
Neevrae westchnęła lekko i poszła pytać o drowkę z Straży Domu.
Tam szybko ją skierowano, do odpowiedniej komnaty zawierającej biuro Ghyrtis. Popijająca wino wytatuowana drowka spoglądała właśnie na uwięzione w jednej klatce dwa walczące węże i zagrzewała swego faworyta do boju.
- Daleko cię zagnało od świątyni. - odezwała się Neevrae spoglądając na drowkę i podchodząc bliżej.
-Heeej... a o tobie zrobiło się głośno. Ponoć przyjaźnisz się kilkoma ważnymi osobami.- rzekła radośnie Ghyrtis wyjmując wino i dwa kubki. Nalała trunek wskazując dłonią miejsce.- Siadaj.
Neevrae usiadła na wskazanym miejscu patrząc zaciekawiona na Ghyrtis.
- Czemu jesteś tutaj, a nie w świątyni?
-Źle znoszę przyjmowanie rozkazów.- wzruszyła ramionami Ghyrtis i spojrzała na Neevrae.- A czemu ty jesteś jeszcze w świątyni?
- A gdzie miałabym być?
- Nie wiem. W archiwum? Zawsze widziałam cię na drabince wśród zwojów, w tak kusej kiecce, że aż można było pod nią podejrzeć.- rzekła wesoło drowka.- Jak tam sercowe sprawy, masz wybranka, wybrankę?
- Sądzę, że bardziej odpowiadała mi zawsze świątynia od archiwum, chociaż ostatnio stałam się dyplomatką. - odparła - Sercowe sprawy? Czy mam kogoś oficjalnie? Nie... Przynajmniej na razie nie.
-Chyba nie robisz sobie celibatu, co? - spytała Ghyrtis podejrzliwie przyglądając sie drowce i oceniając jej garderobę.
Neevrae parsknęła z rozbawieniem.
- Celibatu? Daj spokój. - machnęła ręką i upiła wina - Na ilość partnerów nie narzekam, tylko z żadnym nie jestem na stałe.
-Moja dziewczynka. Ja natomiast mam jednego zmyślnego drowa do łóżka.- uśmiechnęła się wypijając duszkiem wino.
- Jakiego drowa?
-Byłego mnicha... Jest baaardzo elastyczny. Prawdziwy drow-guma.- zachichotała Ghyrtis i machnęła dłonią.- Imię i tak ci nic nie powie.
- Co ty w ogóle teraz robisz? - rozejrzala się po pomieszczeniu.
-Nudzę się zazwyczaj. A poza tym... nudzę się... - zażartowała Ghyrtis i wzruszyła ramionami.- Rozsyłanie patroli, musztra, zaopatrzenie, takie sprawy.
- Jak się tu znalazłaś? To jednak pewna odległość od kariery w świątyni.
-Nie nadawałam się do świątyni. Poszłam do armii, tam też się nie sprawdziłam. Ostatecznie trafiłam tu.- rzekła w odpowiedzi drowka wzruszając ramionami.-A jak ty zostałaś dyplomatką?
- Zostałam zauważona przez Usta Mevremas. - wzruszyła dyplomatka ramionami - I najwyraźniej uznano mnie za dobry materiał.
-Brzmi intrygująco. Opowiedz... Ponoć Usta Mevremas jest całkiem młoda i bardzo apetyczna. - zachichotała Ghyrtis.
- Jest. - przyznała kapłanka - A ty co nagle taka zainteresowana? - zasmiała się.
-Lubię młodziutkie i niewinne... nawet teraz.- wzruszyła ramionami Ghyrtis.- Choć... Niewinna to już pewnie nie jest.
- Bynajmniej nie jest. - spojrzała podejrzliwie - To za taką mnie miałaś... Wtedy.
-Winna...- rzekła ze śmiechem Ghyrtis i splotła dłonie razem. -Ale też niezbyt się opierałaś Neev, o ile dobrze pamiętam.
- Na pewno ty się starałaś, abym nie chciała się opierać, co?
-Cóż poradzić, mam talent.- wzruszyła ramionami Ghyrtis uśmiechając się bezczelnie.
Neevrae odchrząknęła.
- Przyszłam w sumie z małym zaproszeniem, jako że łączyła nas... dobra znajomość, prawda? - spojrzała łagodnie na drowke - Będę organizować bardzo kameralne, niewielkie przyjątko i zapraszam na nie ciebie.
-To mi pochlebia, ale... dziwi mnie, że sobie o mnie przypomniałaś dopiero teraz. Kto będzie na nim?-spytała zaciekawiona Ghyrtis.
- Wcześniej byłam raczej mało chętna do organizowania takich spraw. Ostatnio wróciłam z Icehammer, w ktorym byłam rok. Uwierz mi, tamtejsza nuda przekonała mnie, że trzeba coś zrobić, a czemu przy okazji nie odnowić znajomosci i nie wzmocnić aktualnych? Kto będzie... Prócz nas, Valyrin Despana, mój brat, Han'kah Tormtor i Felyndia.
-Felyndia... - rozmarzyła się Ghyrtis ignorując pozostałe wymienione osoby.
- Tak, będzie. - usmiechnęła się - Przyjmujesz zaproszenie?
-Jasne...- rzekła z uśmiechem drowka.- Wpadnę.
- Szczegóły ci jeszcze prześlę, ale nie będzie to długo.
-Nie ma sprawy... będę czekać.- uśmiechnęła się wesoło Ghyrtis.


Valyrin pojawiła się u bram Domu Aleval opadając z lotu, lekko dotykając migotliwym bucikiem bruku. Miała na sobie jedynie czarna aksamitny płaszcz, spięty pod szyją zdobioną czerwonymi kamieniami broszą. Rozglądała się w poszukiwaniu przyjaciółki, miała nadzieję, że wyjdzie jej ona naprzeciw. Wysłała jej przecież nietoperza, gdy ruszała w drogę.
Neevrae wyszła osobiście na przywitanie przyjaciółki. Uśmiechnęła się na jej widok.
- Cieszę się, że przyszłaś. Chodź, musimy się obie przygotować.
Komnaty Neevrae nijak się miały rozmiarami, do komnat Naczelnej Czarodziejki. Były małe ale przytulne, pełne poduszek i drobnych bibelotów. Kadzidełka roztaczały kwiatowe wonie. W komnacie gościnnej był stolik otoczony wygodnymi fotelami, była równie wygodna sofa i biblioteczka pełna ksiąg do czytania. Była też oczywiście spora szafa i ozdobny kuferek ukryty za parawanem.
Valyrin westchnęła z łagodnym uśmiechem, rozglądając się dookoła.
- Jak przytulnie - oznajmiła z uznaniem - Można by się tu zaszyć do końca świata.
- Próbowałam uczynić z tego mały... azyl. Dla odpoczynku. - odparła kapłanka.
- To ci się udało - Valyrin pokiwała głową z uznaniem i przysiadła w fotelu, pomrukując w cichym zadowoleniu - Więc, w czym dziś wystąpisz?
- Na pewno nie w niczym tak oszałamiającym jak ty. - uśmiechnęła się siadając lekko w drugim fotelu - Chociaż nieszczególnie mi to przeszkadza.
Valyrin zaśmiała się.
- W twojej niewinności też leży pewien wyjątkowy urok - rzekła i zerwala się na równe nogi. Jej dłonie sięgnęły broszy spinającej płaszcz - Chcesz zobaczyć co zmajstrowałam?
Neevrae spojrzała zaciekawiona.
- Oczywiście.
Czarodziejka jednym ruchem rozpięła czarny aksamit i zrzuciła na ziemię, pokazując suknię, która była jedynie sugestią materiału, a jednak, choć delikatna i prześwitująca, drażniła nie pokazując tyle ile widz pragnąłby zobaczyć. Suknia Valyrin była dymem.
Neevrae uśmiechnęła się szeroko na ten widok i przekrzywiła głowę obserwując czarodziejkę.
- Nie sądzę, aby wielu oparło się temu... Mnie ciężko. - zaśmiała się cicho.
Czarodziejka uśmiechnęla się w odpowiedzi i zagryzła dolną wargę.
- Naprawdę? Obawiałam się, że to może być zbyt - machnęła ręką, wprawiając szare spirale w ruch - Zbyt ostentacyjne.
- Jest wystarczająco unikatowe i pomysłowe, aby przymknięto oko i... - przymrużyła oczy - … na pewno nie ostantacyjność będzie taka ważna. Na pewno zaś wzbudzisz zainteresowanie.
Valyrin podeszła do przyjaciółki i ucałowała ją delikatnie w usta.
- Dziękuję. Dodałaś mi trochę pewności siebie.
- Teraz ty daj mi się przebrać, dobrze? Zaraz wrócę. - wskazała na butelkę wina stojącą na stoliczku i pucharek - Częstuj się, jeżeli chcesz. - odwróciła się i skierowała do prywatnej komnaty.
Minęła dłuższa chwila zanim Neevrae wyszła w sukni, w której miała zamiar iść na przyjęcie. Pozbawiona lewego ramiączka niebieska suknia trzymała się na siateczce obejmującej prawy bark i ramię. I otaczającą prawą pierś na tyle gęsto by być tylko prowokacyjną, dale suknia była połączona drobnym gorsecikiem obejmującym połowę brzucha i podnoszącym biust w górę, dół stanowiła masa falbanek, które rozcięte pośrodku, mogły być odgarnięte do tyłu odsłaniając jedwabną bieliznę Neevrae.
Valyrin wydała z siebie westchnienie zachwytu, które nieco stłumiło kruche ciasteczko, na którym akurat zamknęła usta. Szybko odgryzła kawałek i przełknęła.
- Piękna! - wstała i obeszła kapłankę dookoła - Mówiłam. Wyjątkowy urok. Musisz uważać!
Zaśmiała się dotykając palcami siateczki na ramieniu i pobudzając falbany do ruchu, odsłaniając tym zgrabne nogi w delikatnym białych pantofelkach.
Neevrae uśmiechnęła się niepewnie.
- Zobaczymy, zobaczymy. - odchrząknęła - Jesteś gotowa wkroczyć pomiędzy Aleval?
Valyrin podała kapłance ramię, po rycersku.
- Chodźmy więc.

***

Neevrae poruszała się pomiędzy złączonymi ze sobą drowami, sama bynajmniej nie mając ochoty przyłączyć się do tych orgii. Nie znaczyło to jednak, że była zupełnie nieczuła na atmosferę i niechętna skorzystać z uroków tego przyjęcia, tylko... może w innym wyglądzie. Skierowała się do bardziej prywatnych miejscówek i rozglądała po drowach obecnych w ich pobliżu, szukając... Płeć nie robiła różnicy. Neevrae jednak patrzyła pod kątem delikatności możliwego kochanka... co mogło także dawać nadzieję na odpowiednie preferencje.
Wypatrzyła jednak drowkę stojącą na uboczu i wyraźnie bardziej zainteresowaną oglądaniem zabawy, niż w niej uczestniczeniu. Strój miała o wiele bardziej skąpy, niemniej... wojskowy pancerz świadczył o militarnym zacięciu kobiety. Jego niewielka ilość, o apetycie na zabawę. A jednak... nie dołączyła do żadnej z grup.
Neevrae podeszła lekkim krokiem do drowki i uśmiechając się do niej odezwała się:
- Widać, że nie tylko ja nie uczestniczę w zabawie, chociaż jak widzę ta rozwinęła się na dobre.
-Tak... bywa. Obawiam się, że ja tu jestem nie na miejscu.- stwierdziła krótko kobieta zerkając na strój Neevrae.- Dużo ukrywasz jak na taką imprezę.
- Bywa. - rozłożyła bezradnie ręce - Ale czemu ty niby jesteś nie na miejscu?
-To jednak dla mnie... za wiele.- wyjaśniła drowka wskazując na kłębiący się tłumek w sali głównej.
Neevrae zaśmiała się cicho.
- Mnie także nie pociąga ta... ilość. - wzruszyła ramionami - Wolę większy spokój i prywatność...
-I przyszłaś tu dla kogoś? A może by zwrócić uwagę samej Mevremas?-spytała drowka wędrując spojrzeniem po stroju Neevrae.
- Nie potrzebuję zwracać uwagi. - odparła z uśmiechem - Przyprowadziłam przyjaciółkę, która jest teraz gdzieś tam. - wskazała na tłumek.
-To dość... niezwykłe. Pewnie jest bardzo wpływowa.- rzekła w odpowiedzi drowka i potarła podbródek.- Że też ja na to nie wpadłam.
- Niemniej mnie nie bawią takie zabawy, więc ją zostawiłam samą z taką przyjamnością. - zerknęła na drowkę - Masz zamiar tak całe przyjęcie przeczekać?
-Nie... ale nie bardzo wiem, co zrobić. Nigdy nie byłam dobra w zalotach.- westchnęła drowka.
- Sądzę, że dla wielu tutaj zaloty są najmniej ważnym elementem. - uśmiechnęła się i przesunęła dłonią po ramieniu drowki - Mogę pomóc...
-A jak planujesz mi pomóc?- spytała zaciekawiona drowka.
Neevrae dotknęła policzka drowki.
- Sama zacząć? - uśmiechnęła się przyjemnie.
-Podoba mi się rozwój sytuacji.- odparła drowka wodząc opuszkami polców pod nadgarstku i przedramieniu muskającej ją dłoni.
- Może więc zaczniemy od początku? - przesunęła palcem po ustach kobiety - Jestem Neevrae Aleval.
-Tormtor Chessae...- odparła z lekkim uśmieszkiem drowka muskając palce Neev czubkiem języka.
Neevrae zamruczała i położyła dłoń na piersi drowki.
- Dobrze, że mają tu także miejsca prywatne, prawda? - zamruczała.
-Chyba tak... -rzekła w odpowiedzi Chessae, dotykając falbanek na podbrzuszu kapłanki. I zaskoczeniem malującym się na twarzy zorientowała się, że może sięgnąć głębiej.
Kapłanka zaczęła delikatnie całować szyję drowki, co pewien czas przesuwając po jej skórze językiem.
Chessae zadrżała pod tym dotykiem sięgając palcami głębiej i muskając ukryte pod falbankami i zakryte podbrzusze kapłanki. Cicho jęknęła.- Chodźmy... chodźmy stąd, co?
- Taaak... Gdzieś gdzie dane będzie trochę spokoju.
Chessae poprowadziła Neevrae do przytulnego pokoiku, z dużym wygodnym łóżkiem nawet na cztery osoby. Trochę nastrój psuły rozwieszone na ścianach rzemienie, czarne opaski i pejcze... ale cóż. Niektórzy goście Mevremas woleli pikatne figle. Na szczęście nie Chessae, ta usiadła na łożu czekając na Neevrae. - Czemu właściewie nie jesteś z przyjaciółką, nie lubi kobiet w alkowie?
- Nie... Nie przeszkadzają jej. - odparła Neevrae siadając obok Chessae i głaszcząc ją po policzku - Po prostu mamy trochę odmienne gusta. Ja nie lubię... Tłoku.
-Ty jesteś delikatna...- mruknęła drowka chwytając dłonią za okrytą siateczką pierś kapłanki. Neevrae poczuła jak owa siateczka przyjemnie drażni szczyt piersi którą okrywała. Vhessae pocałowała delikatnie kapłankę w usta.- Nie skusiłaś jej... by zajęła się tylko tobą? Nie żebym narzekała, jej strata... mój zysk.
- Nie chciałam jej ograniczać... - wyszeptała - Niech korzysta z przyjęcia na swój sposób, skoro ma okazję. - położyła dłoń na brzuchu drowki i zaczęła go masować.
Chessae rozkoszowała się ustami Neevrae i delikatnie ugniatała pierś dyplomatki, drżąc lekko pod pieszczotą jej palców na brzuchu.-Ale ja... nie lubię się spieszyć. Trochę tu utkniemy.
- Nie musimy się spieszyć. - zapewniła - Mamy czas, prawda? Przyjęcie jeszcze młode...
-Prawda...- mruknęła drowka językiem muskając ucho Neevrae i czubkiem wodząc nim powoli i z wyrachowaniem. Nie zaprzestała przy tym pieszczot dłonią.
Neevrae zamruczała na pieszczoty, sama wodząc dłonią po bokach Chassae i językiem po jej szyi.
- Czym się zajmujesz... w Tormtor?
- Strategią i planowaniem.... Same nudne rzeczy, a ty?- mruczała lekko kąsając ucho dyplomatki i nieco mocniej ugniatając siatkę otulającą pierś kochanki.
- Jestem teraz dyplomatką... - zamruczała wsuwając dłoń na podbrzusze drowki.
-Teraz …- jęknęła Chessae czując dłoń kochanki pomiędzy nogami. Wsunęła własną pod siateczkę i zaczęła nieco drapieżniej ugniata pierś pod palcami.- A kiedyś?
- Nie byłam nikim... szczególnym... - zaczęła delikatnie masować wrażliwe obszary ciała Chessae - Służyłam w świątyni.
- Więc szybko awansowałaś... -jęknęła Chessae i zaczęła pieścić szyję Neev ustami, a także lekko kąsać ją.- To nie wiem... przyjemne?
- Co jest przyjemne? - szepnęła i zagłębiła delikatnie palce w cele drowki.
-Te kąsanie.. nie każda je lubi, nie każdy drow zresztą też. Ale kto by się pytał samców o zdanie.- strateg rozsunęła nieco uda by dać Neev więcej swobody działania.
- Nie jest nieprzyjemne... dopóki nie jest za mocne. - wymruczała - I masz rację. Samców nie ma co pytać. I tak się im w końcu spodoba.
-Musiałaś mieć ich sporo... nie dziwię się... umiesz uwodzić.- Chessae całowała delikatnie szyję Neev, tuląc swe ciało do jej.
- Miałam ich wystarczająco... - poruszała palcami delikatnie badając nowy teren - Pomożesz ze swoją... zbroją?
-Najpierw chcę dużo gorących pocałunków w usta.- zażartowała Chessae.
- Och, stawiasz warunki. Poprowadzimy negocjację? - przyspieszyła pieszczoty - Ty zajmiesz się zbroją... a ja będę całować i... nie zabiorę ręki.
-Ręka jest przyjemna.. ale przy rozbieraniu przeszkadza.- wyjaśniła drowka wysuwając swoją spod sukni Neevrae.
Neevrae wysunęła palce z drowki i zaczęła namiętnie ją całować, dłońmi wodząc po jej szyi.
Ta odwzajemniała pocałunki równie namiętnie co Neevrae, sięgając do zapięcia napierśnika i zdejmując ten kawałek blachy z siebie, w kąt poleciały karwasze.
- Mmm, lepiej... - wymruczała i zaczęła pieścić biust drowki dłońmi.
A było co pieścić. Natura chojnie obdarzyła panią strateg w tym miejscu. Duże i miękkie piersi przyjemnie ugniatały sie pod jej palcami. A sama Chessae pozbywała się dolnych kawałków swej zbroi.
Neevrae przerwała pocałunki i zaczęła całować dekolt pani strateg i schodzić niżej, do piersi, które szybko również zaczęła całować.
-Przyjemnie... -jęknęła kobieta usuwając z ciała resztki pancerza. Te na nogach, szeroko rozchyliła nogi, dając Neev dostęp do swych intymnych sekretów.
- Będzie jeszcze lepiej...

(...)

Neevrae położyła się obok Chessae i pogłaskała ją po włosach.
- Dlatego wolę prywatne sesje...
-To teraz... moja kolej, tak?- spytała niepewnie Chessae.
- To by było miłe, kochana. - zamruczała.
- Trochę dużo masz na sobie, ale...-dłoń Chessae wsunęła się pomiędzy falbanki muskała palcami jej podbrzusze okryte delikatną bielizną.
Neevrae zachichotała.
- To mnie rozbierz.
-Nie lubię babskich ciuchów zawsze są jakieś takie... przywykłam do wojskowych. Są nieskomplikowane.- mruknęła w odpowiedzi drowka wsuwając palce pod bieliznę leżącej dyplomatki.
- Pomogę ci trochę... - zamruczała i zaczęła nakierowywać dłoń drowki tak, aby znalazła zapięcia szukni.
Chessae była niezgrabna w rozwiązywanie gorseciku kapłanki jedną ręką. Szło to jej powoli i opornie, ale dłoń pieszcząca łono Neevrae czyniła dyplomatkę cierpliwą.
Neevrae mruczała mając przymknięte oczy. Czekała cierpliwie, skoro oczekiwanie było wynagradzane w tak miły sposób.
W końcu zsunięte ramiączko pozwoliło poczuć drowce usta Chessae na swych nagich piersiach. Była całowana, lizana po nich, czuła wargi drowki czule obejmujące szczyty jej biustu i palce zanurzające się w ciepły i delikatny obszar pomiędzy jej udami.
Kapłanka oddychała płytko, pojękując cichutko, dłońmi gładząc włosy Chessae.
Strateg rozchyliła w końcu koronki i zdarła bieliznę odsłaniając obszar między udami dyplomatki. Musnęła badawczo łono Neevrae... i bardzo delikatnie.
Neevrae zarzuciła ręce na szyję Chessae przyciskając ją do siebie i rozsunęła uda z radością chłonąc doznania, jakie ta jej oferowała.

(...)

Kapłanka wygięła się ba łóżku i jęknęła przeciągle, po czym opadła na nie ponownie sapiąc.
Chessae oparła dłonie na udach kapłanki, a podbródek na jej podbrzuszu.- Co planujesz teraz robić dyplomatko Neevrae?
- Nie miałam szczególnych planów wychodzących poza ten pokoik. - odparła łapiąc oddech - Tam na zewnątrz jest... Za dużo.
-A jakie masz plany na tutaj?- spytała zaciekawiona Chessae i wzruszyła ramionami.- Bo ja nie jestem za bardzo pomysłowa jeśli chodzi o figle.
.- Och, to się okaże podczas. - zamruczała. Wyswobodziła się i położyła obok Chessae. Chwyciła ją w objęcia całując i przeturlała się z nią po pościeli. Bynajmniej nie miała ochoty... kończyć.

***

Minęło trochę czasu zanim Neevrae wyszła z pokoiku, który zajmowała z Chessae. Była bardzo... zadowolona i usatysfakcjonowana przebiegiem zdarzeń. Teraz chciała znaleźć Valyrin, upewnić się czy u niej wszystko dobrze.
Zobaczyła czarodziejkę leniwie spacerującą po korytarzach. Rozglądała się rozmarzona i uśmiechała się do siebie. Wcale jej nie zauważyła. Myślami była chyba gdzie indziej.
- Valyrin! - Neevrae szybkim krokiem podeszła do czarodziejki - Tu jesteś.
- Och - Valyrin skierowała swoją rozproszoną uwagę na przyjaciółkę - Neeeeevraaaeee. Jak się miewasz, najdroższa?
- Nie jest źle. - odparła kapłanka uśmiechając się szeroko - Zabawiłaś się?
- Yhm - Valyrin zachichotała - Cudowny nocny cykl. Moja droga Neevrae, sprawiłaś mi wielką przyjemność.
- Bardzo się cieszę. - odparła naprawdę zadowolona - Co robiłaś?
- Och, spędziłam dużo czasu z Niltharą i kilkoma obcymi - zawahała się - Nie wiem ilu ich było. A potem wzięłyśmy kąpiel i spotkałam starego znajomego.
- Jakiego starego znajomego? - zaciekawiła się kapłanka - I jak to się skończyło?
- Och … to taka przelotna znajomość. A skończyło się siarczyście - pokazała jeszcze czerwone pośladki, a wspomnienie zamgliło jej na chwilę spojrzenie.
- Pozwoliłaś się facetowi bić? - zapytała Neevrae z zaskoczeniem - I co jeszcze?
Valyrin trochę się zawstydziła.
- No cóż. Czasem tak lubię - mruknęła pod nosem - Co jeszcze, co jeszcze … różne rzeczy.
Neevrae klepnęła Valyrin w pośladek.
- Co jeszcze?
Czarodziejka pisnęła, zaskoczona śmiałością kapłanki.
- Co jeszcze? - wybita z równowagi zeznała - Jeszcze mnie związał.
- Valyrin... - kapłanka jęknęła - Wiem, że tak niektórzy lubią, ale... Facetowi? - westchnęła.
Drowka obruszyła się i zadarła nos.
- Nic nie poradzę, że jak na coś mam fantazję, to nie mogę się oprzeć.
- Ja się po prostu o ciebie martwię. - odparła Neevrae - Nie chcę, aby jakikolwiek facet później sobie wyobrażał, że ma niewiadomo jaką władzę nad tobą.
- Nie rozumiesz Neevrae - oznajmiła Valyrin - To właśnie o to chodzi. Mogą sobie wyobrażać, co chcą, ale to ja trzymam wszystke karty.
Neevrae chciała coś odpowiedzieć, ale jedynie machnęła ręką i rzekła cichutko.
- Może jestem po prostu trochę zazdrosna...
Valyrin chwyciła przyjaciółkę za rękę, a wolną dłoń złożyła na jej policzku. Pocałowała kapłankę delikatnie.
- O co? O seks? To tylko puste podniety.
- Jakoś tak... Po prostu... - mruknęła.
Valyrin zasypała twarz i szyję drowki pocałunkami i powoli przyszpiliła ją do ściany. Uwięziona nie mogła się oprzeć pełnemu pasji pocałunkowi.
- Valyrin... - wyszeptała pomiędzy pocałunkami, ale nie próbowała się uwolnić.
- Tak, Neevrae? - zwinne dłonie czarodziejki zaczęły krążyć po ciele kapłanki, poszukując wrażliwych na pieszczoty miejsc.
- Chyba miałaś dziś wystarczająco już... zabawy. - szepnęła oddychając głębiej.
- Ja? - czarodziejka zaśmiała się gorzko - Może. Pytanie brzmi, czy ty się dziś wybawiłaś?
- Byłam z jedną Tormtor... - odparła kapłanka - Na uboczu.
- Ach tak - dłoń Valyrin drażniła pierś Neevrae, a druga zatopiła się dość gwałtownie w jej gobiecości - Czy ja też powinnam się czuć zazdrosna?
Neevrae jęknęła wzięta z zaskoczenia.
- Nie... Ja was zostawiłam... Rozumiesz, prawda?
- Co takiego rozumiem, Neevrae? - Valyrin szepnęła do ucha kapłanki i sięgnęła głębiej by wydobyć jej rozkosz.
- Że nie chciałam... zostać. - kapłanka pojękiwała w rytm ruchów palcy Valyrin - Wiedziałam jak się... skończy...
- Jak? Jak się skończyło? Powiedz - usta czerodziejki błądziły po rozgrzanej skórze, a dłonie czarowały ciało.
- Nie tylko... - głośniejszy jęk - Nie tylko z Niltharą... Wiedziałam, że będzie więcej... I... na oczach innych...
- Neevrae - Valyrin szeptała, a jej palce doprowadzały kapłankę do szaleństwa - Natura to nieposkromiona bestia. Wierz mi, próbowałam założyć jej kaganiec i wytresować. Straciłam na to wiele lat, a ona i tak się uwolniła ze swych więzów - mruczała i pieściła bezlitośnie - Zapewniłam cię o swoim oddaniu. Tylko to ci mogę dać. Tylko i aż. Nie mam nic cenniejszego - gdy rozkosz zaczynała wstrząsać ciałem kapłanki, Valyrin syczała do jej ucha - Ale bestii nie okiełznam.
Neevrae jęczała głośno będąc na granicy swojej wytrzymałości.
- Wiem, wiem... - wydyszała - Nie mam ci za złe... Sama chciałam... Abyś przyszła. - zacisnęła silnie powieki - Tylko ty nie bądź zła... że opuściłam... was...
- Nie jestem zła - Valyrin przykryła usta przyjaciółki swoimi i kilkoma energicznymi ruchami doprowadziła ją do ekstazy.
Pocałunek stłumił głośny jęk kapłanki. Neevrae przytuliła mocno Valyrin do siebie drżąc na całym ciele.


19Eleint

Neevrae westchnęła. Mogła przypuszczać, że derro zgłoszą się od razu jak tylko Enklawa stanie otworem, jak i mogła się spodziewać, że to nie będzie najlepszy moment dla niej. Neevrae wzięła ze sobą Sinwyss, która wszak miała mieć na nią nieoficjalnie oko. W końcu Mevremas chciała zapewne także raportów kogoś postronnego, prawda?
Kapłanka ponownie pod pozorem zakupów udała się na miejsce spotkania. Nie było to sposób, w jaki chciałaby spędzić najbliższy czas, ale dużego wyboru w tej kwestii nie miała.
Na miejscu, był ten sam łącznik co ostatnio. Spotkał się kapłanką tuż przy wejściu do jakiegoś sklepu z biżuterią. Ta... tylko pozornie interesowała Neevrae. Trzeba było lubić rzemiosło ludzi, by je na sobie nosić. Dla drowów taka biżuteria była zazwyczaj... mało finezyjna.
On poczekał na zewnątrz, a gdy ona wraz z Sinwyss wyszły ze sklepiku złapał ją za dłoń.- Pani pozwoli, że pokażę ładniejsze cacuszka. Tak potężna kapłanka nie zasługuje na byle jubilerskie badziewie.
Neevrae udała, że się zastanawia, by po chwili skinąć głową odsuwając dłoń.
- Ale jeżeli tylko zmarnujesz mój czas...
-Ależ gdzieżbym śmiał. Niech skonam jeśli łżę.- zaczął gorliwie zapewniać Gertu, łącznik Derro.- Nie zawiedzie się panienka, nie zawiedzie.
- Jeżeli tak stawiasz sprawę. - Neevrae przymrużyła oczy i uśmiechnęła się.
Po chwili znaleźli się w wąskiej uliczce pomiędzy dwoma sklepami enklawy. Gertu rozejrzał się i rzekł.- Mam takie skarby, jakie panienka lubi...
I wyjął dwa owinięte w pergaminy naszyjniki sądząc po kształcie.
Neevrae przyjęła naszyjniki. Odwinęła ostrożnie jeden.
Pierwszy naszyjnik był typowym rękodziełem duergarskim, mało zdobny i bez polotu wykonany. Za to zbyt ciężki jak na czyste srebro. Ważniejszy się okazał pergamin w którym byl owinięty.
Zawierał on dość krótki tekst

(...)

Neevrae pokiwała głową i odwineła drugi naszyjnik. Ten był równie brzydki i równie sfałszowany. Zawierał listę towarów, głównie umagicznionej broni i zwojów wszelakich, oraz miejsce do którego należało przyjść po pieniądze na zakup, oraz gdzie towary należało zawieść. Był też czas podany. Dwudziestego pierwszego Eleint.
-I jak? Czy klejnoty podobają się panience?- zapytał usłużnie człowiek.
-Są może trochę... za mało unikatowe. - stwierdziła drowka - Brak im pewnych szczególnych cech. - spojrzała na trzymane przez siebie badziewie - Ale chętnie wezmę. - wyciągnęła niewielki kawałek pergaminu zawierający zapytanie o to, co interesowało teraz Mevremas - Czegoś takiego poszukuję.
-Hmm.. jestem pewien, że wkrótce znajdę coś takiego. Może nie aż tak szybko, ale zapewne...- rzekł Gertu.- Myślę, że znam kogoś, kto zna kogoś, kto mógłby pomóc w tej materii.
Neevrae zamyśliła się.
- Niemniej czuje teraz pewien niedosyt... - mruknęła - To wszystko co mogłeś mi teraz zaoferować?
-Niestety tak.- Gertu jakoś nie martwił się tym niedosytem. - Przykro mi.
- Mam nadzieję, że przy następnym spotkaniu nie zasmakuję podobnego niedosytu. - stwierdziła krótko.
-Czas pokaże.- odparł uprzejmie Gertu z enigmatycznym uśmieszkiem na twarzy.

Zell 17-07-2013 22:19


Neevrae już od dawna chciała pójść pić z Han'kah, a teraz nadarzył się moment. Nie miała zamiaru w tym momencie stawać do konkursu w zakładzie, o ile w ogóle miała zamiar, a jedynie się napić. Dużo.
Po wieszczeniu poszły piechotą do “Rybiej Ości”. Ulubionej podłej speluny wojowniczki. Danzk półdrow widząc Han’kah od razu zgiął się w pas i poprowadził do osobnego pokoju, równie podłego co reszta lokalu. Przy stole były akurat dwa krzesła, w ciasnym pomieszczeniu znajdowało się jeszcze podwójne łóżko.
- Czasem zarywam tu nocki - wyjaśniła Han’kah wskazując półdrowowi na migi zamówienie. - I łóżko się przydaje...
- Wystarczająco to dobrze, o ile mają dobry alkohol. - stwierdziła kapłanka.
- Zdecydowanie mają - zerknęła na drowkę przekrzywiając głowę. - Chyba narobiłam galimatiasu... Nie wiedziałam, że masz zatargi z Akormyrem Shi’quos. Co się dzieje?
Neevrae machnęła ręką.
- Takie... Różnice. - mruknęła.
- Lesen to zadzior. Ale zdziwiło mnie, że z Akormyrem nie możecie się dogadać. On... jest zazwyczaj spolegliwy. Mnie zawsze idzie na rękę.
W tym czasie do pokoju wrócił półdrow z tacą. Postawił na blacie sporą butelkę wódki, dwa kubki. A obok równie pękatą karafkę wina i dwa kielichy, nieco wyszczerbione i dalekie od ekskluzywnych.
- No to zamieniam się w słuch - ciągnęła Han’kah nalewając Neev do połowy kubka okowity.*
Neevrae spojrzała na nalaną okowitę, po czym wypiła solidny łyk. Wzdrygnęła się.
- Miało w tym udział dużo niepotrzebnych emocji, które właśnie znalazły ujście.
- Opowiedz bliżej Neev. Nie mam daru jasnowidzenia.
- Nie ma co opowiadać i nie jest to zajmujące. - odparła pijąc ponownie - Ale... chciałam z tobą porozmawiać o dzisiaj. - zerknęła na Han’kah.
- Jak mówiłam, zamieniam się w słuch.
- Czemu, co cię podkusiło, aby mimo wszystko informować Akormyra? - mruknęła dopijając na raz alkohol.
- Mam wiele powodów Neev. Uwierz, że każdy wystarczający/ Wszystko nie toczy się wokół naszego małego klubu - odparła poważnie.
- Czyli jeżeli ja bym urządzala wieszczenie i nie zaprosila Akormyra to też byś do niego pobiegła? - parsknęła nalewając sobie ponownie alkoholu.
- Przecież i tak go wyprosiłyście - wojowniczka sięgnęła po wino. - A Akormyr uważa, że ma u mnie dług, prawda?
- Ale nie byłoby tego całego przedstawienia gdybyś go w ten sposób nie zaprosiła... I oczywiście gdyby on wykazał tyle taktu, aby nie przychodzić bez zaproszenia od Maerinidii. - znowu się napiła.
- Ja nie odczuwam dyskomfortu z powodu tego przedstawienia. A płyną z niego dla mnie korzyści. Kochana... - upiła łyk wina, nadzwyczaj spokojna i poważna - powiem ci coś o Han’kah Tormtor o czym wiedzą nieliczni. Nie jestem aż tam wybuchowa i nieprzewidywalna jak większość sądzi. I wiele moich działań tak naprawdę nie jest aż takich bezsensownych jak możnaby obstawiać.
- Han’kah... - przerwała na moment, aby się ponownie napić. Przetarła oczy - Nigdy nie sądziłam, że działaś zupełnie bezsensownie. To był... oby założenie niebezpieczne. Chcę tylko wiedzieć- powiedziałabyś mu? - spojrzała uważnie na drowkę.
- Nie. Raczej nie - odparła wprost. - Chyba, że miałabym nóż na gardle aby zyskać jego zaufanie i nabić sobie plusy. Poza tym... chcę żeby Maerinidia.... - zamilkła nagle szukając właściwych słów. - Nie czuła się u steru. Jest nowa. Niech nie sądzi, że wolno jej wszystko i ma władzę absolutną. Nie mam nic do niej ale musimy dbać o równowagę sił. Szczególnie ty powinnaś mnie zrozumieć moja droga. W porównaniu z tytułem naczelnych czarodziejek domów, sierżant straży albo szeregowa dyplomatka to ściera do zamiatania podłogi. W zasadzie bardzo cieszy mnie twoja dzisiejsza postawa. Każdy członek naszego małego klubu powinien... traktować nas z należytą powagą- zamoczyła znów usta w winie i polała drowce pół kubka gorzały.
- Chcesz mnie upić. - stwierdziła, ale nie zatrzymało jej to przed ponownym upiciem alkoholu - Nie wiem czy każdy nas traktuje. Wątpię, aby Lesen to robił. - parsknęła - Ale wiesz co? Niezależnie od wszystkiego nie podobało mi się to... to co zrobiłaś. I skąd mam mieć pewność... że wszystko od ciebie nie przejdzie do Akormyra? Może wie już nawet o moich planach przyjęciowych? - gorzała najwyraźniej trochę otwierała Neevrae mowę.
- Żartujesz? - parskneła drowka w połowie łyka wina. - W zasadzie... ja niemal o nich zapomniałam. Moja droga.... lubię cię. A co do Lesena... Musisz wierzyć mi na słowo, że odebrał swoją lekcję. Po ostatnim wieszczeniu.... wyobrażasz sobie, że czekał na mnie w mojej spelunie? - parsknęła gromkim śmiechem.

(...)

- Wracając do tematu... - Neevrae zapatrzyła się w szklankę - Kiedy ja w końcu... zorganizuję wiesz... czenie... Nie chcę. Nie chcę jeżeli inaczej zaznaczę. Nikogo. Spoza listy. - spojrzała poważnie na Han’kah.
- Dobrze - przytaknęła wojowniczka.
- Nie powinnam pić, co?
- Może nie powinnaś.... - Han’kah dołała kolejną porcję gorzały do jej kubka. - Jak twoja znajomość z Malvornem? Mnie... nie poszło z nim po mojej myśli.
- Znajomość z Malvornem...? Ach... Nie, prócz tego spotkania na przyjęciu nie widziałam się z nim... - przysunęła do siebie szklankę, ale na razie tylko wpatrywała się w jej zawartość.
Han’kah na zachętę upiła łyk wina.
- A jak z... - pstryknęła z palców. - Wybacz, że nie zapamiętałam imienia twojego partnera?
- Ff... Faerzzen... - napiła się w końcu - To jeszcze nie mój partner... Wiesz... Taki oficjalny... Chyba jest z nami... dobrze. Tak sądzę. - zmarszczyła brwi w zamyśleniu.
- O kim chcesz wieszczyć? Że to takie ważne aby żaden samiec nie był wtajemniczony?
- Jessszcze nie jestem pewna do końca... - mruknęła pijąc - Nie wiem czy będzie powód, ale jeżeli będzie... Nie chodzi o płeć. Niee... Raczej o to, kto mógłby cośś usłyszeć. Nie każdemu... zaufam.
- To ocywiste. W wyjątkowo delikatnych sprawach... sama nie wiem kogo byłabym pewna. Nie wiem nawet czy ostatecznie zdecydowałabym się zaryzykować.
- Może czasem trzeba... będzie... - mruknęła Neevrae - Dlatego nie podobało mi się... dziś. Zapraszasz kogoś... Mówisz kto jest celem... A informacje idą do innych uszu. - wzdrygnęła się, chociaż raczej nie od okowity - Okropne.
- Nie ściągnę nikogo na twoje wieszczenie - Han’kah podsunęła kubek w jej kierunku. - Chciałaś się zdaje się upić - uśmiechnęła się krzywo. - Pij...
- Pożałuję tego, prawda? - przyjęła kubek i napiła się - Od razu... Robi się lepiej...
- To prawda... Dlatego nie ma się ochoty odstawić. Wiesz... mam cię za jedną z... najbardziej... niebezpiecznych członków naszego klubu - upiła łyk wina. - I to był komplement. To pewnie przez twoją małomówność. I przez tą nieprzewidywalność.
- Ty też nie należysz do... echh, jak to powiedzieć... najbezpieczniejszych w moich oczach. Nieee... - napiła się - Mówię... kiedy trzeba...
- O czym rozmawiałaś z Akormyrem? Na zewnątrz?
Neevrae zacisnęła zęby.
- Powiedzieliśmy sobie parę słów. Nie było przyjemnie.
- Macie jakieś... wcześniejsze utarczki? - upiła łyk wina. Dolała Neev okowity.
- Trochę się... poróżniliśmy. - westchnęła - Niektóre rzeczy nie powinny... się zdarzyć.
Han’kah parsknęła winem
- Spałaś z nim?
Neevrae odstawiła mocno szklankę na stół.
- Tak, spałam! Spałam! - zaśmiała się.
- No no - dolała drowce wódki uśmiechając się pólgębkiem. -To powinniście być w wyśmienitych stosunkach. Dlaczego nie jesteście?
- Seks z nim.... to porażżka. - zaśmiała się ponownie - Całkowita! A mam wielu do porównania! - wypiła duży łyk - A później słowo tuuuu... słowo taaaam...
Han’kah upiła łyk wina.
- Akormyr jest stary. Ale ma swoje zalety. Poza tym jest ojcem jednego z moich synów. Choć... tak, to była jednorazowa wpadka. Już nie pamiętam jaki był. To był... szybki incydent.
Neevrae parsknęła.
- Jaaaa żaaaadnych dzieci mu rodzić nie będę! - dopiła okowitę - I nigdy już seksu z nim! Nieee...
- Czemu?- Han’kah uśmiechnęła się zaintrygowana. - Szczegóły poproszę... Wtedy opowiem jak było z Lesenem. Pośmiejemy się.
- Ssspałaś? Z Lesenem? Uh... - przetarła oczy - Akormyr? Nie wie cccco to wstępnaaa gra... Nic. On bierze. Po prosstu. Tak po prostu.
- Nie spałam z Lesenem - wykrzywiła się z wyrazem zniesmaczenia. - Ale... klęczał skruszony... Załadowałam mu takiego kopa w szczękę, że prawie nie pogubił znowu zębów - drowka wyglądała na rozbawioną. - Jakaś część jego nienawidzi siebie za to. A druga... drży z przyjemności. Jest... popieprzony - stwierdziła na koniec.
- Wieem... Wyglądał jakby chciał... kary ode mnie... Taaaak... Wtedy... Jak mnie obraził.... Szkoda, że nie widzialam... Że nie miałam swojego... wkładu... w to... Taak... Szkoda.
- Oh... Ja jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa. - polała znów do kubka i pchneła w stronę drowki.- Pij. Bardzo mi się podobała nasza gra ze świecą...Musimy kiedyś ją powtórzyć.
- A... Tak. Gra ze świecą... - napiła się - Może i tak... - spojrzała podejrzliwie na Han’kah - Mało pijesz...
- Dziś dużo nie mogę... - powiedziała wprost wojowniczka. - Z kim z naszych wspólnych znajomych jeszcze.... się bliżej zapoznałaś? Oprócz Akormyra?
- Czzzy to gra ze świecą.. bez świecy...?
- Niech będzie.
- Tylkoo czemu to ja jessstem podpitaa? - zmarszczyła brwi.
- Bo mnie dziś nie wolno - uśmiechnęła się pobłażliwie Han’kah. - Ostatnio to ja załatwiłam się w sztorc. Dobrze że Nihrizz mnie odholował... Jeśli dobrze pamiętam.
- Nooo.... Nihrizz cię zabrał.... - zagapiła się w szklankę - Ładny jest.
- To... nie jest odpowiedni przymiotnik. A mogłabym użyć wielu - powiedziała sierżant.
- Ładny jest... - powtórzyła uparcie kapłanka - Aleee... Nie.... Tylko do patrzenia. Nie do dotykania.
- To do czego?
Neevrae zamilkła wyraźnie próbując złożyć wypowiedź.
- Nie pożycza się jaszczura. Taaak?
- Skorpiona. Mówiłam o wierzchowcu - Han’kah dolała jeszcze trochę okowity.- Mów wprost.
- Nooo... Jest twój. Więc tylko patrzeć... możnaa... Nie dotykaaać.
Han’kah westchnęła przeciągle.
- Nihrizz nie jest moim skorpionem.Robi co chce a ja nie prowadzam go za uzdę. Chcesz go uwieść?
- Nieee... Bo ty to robiszzz... Wątpię, abyśś chciaaałaaa...
- Nie chcę. A ty? Masz coś przeciwko kiedy Faerzzen...?
- Sssypia z innymi...? Nie, ale my steśśmy Aaaleeval. Tak? Nawet gdybym chciała... To niemożliwe... Nawet gdybym... chciałaa...
- Czemu nie masz dzieci Neev? - Han’kah pogłaskała drowkę po pasemkach na czole. - Miałabyś zmyślne potomstwo.
- Co...? - Neevrae próbowała nadążyć za zmianą tematu - Dddzieci... Czemu... Nie, to by było besss sensu...
- Dlaczego?
- Kłopoty... Dużee kłopoooty... - przysunęła dłoń do dłoni Han’kah i delikatnie ją pogłaskała - Większe niż już ssą...
- Nie wydawało mi się, że jakieś w ogóle masz - Han’kah uśmiechnęła się nieznacznie.
- Każdy... Każdy jee maa... - położyła dłoń na dłoni wojowniczki - Niesstety...
Wojowniczka długo milczała wpatrując się w drowkę.
- Jesteś intrygująca Neev. Zdradź mi jakiś ze swych sekretów.
- Wtedy to jużż nie będzie.. sssekret.
- Wtedy już nie- przyznała.
Neevrae zastanowiła się mocno.
- Po co ci too?
- Bo jestem drowką. Lubię... tajemnice. Szczególnie z ufnością zdradzone.
- Ja też drowka... drowką sstem... A drowy nie powinny... zdradzać... - zaśmiała się - … tajemnic.
- Ale jednak to robimy. Odpowiednim osobom. Nie zdradzasz ich Faerzzenowi?
- A ty ssswojee zdraaadzisz? Nihrizzzzzowi?
- Sporą część - przyznała.
- Nie ssądzę, abym jaaa zdradzaała je. Ale wieszz... Może tylko jedną...
- Skąpisz mi - kącik ust Han’kah uniósł się ku górze.
Neevrae nachyliła się do Han’kah przez stół i wyszeptała jej do ucha.
- Od dłuższego czasu mam cię na oku.
- W jakim celu? - jej uśmiech się nie zwęził.
- W żaadnym konkreetnym... - wyszeptała ponownie - Obserwuję cię... Bo jesteśś niebezpieecznaa... Taaak... I podobasz mi sssię. Nie jesteśś głupia Han’kah.
- To... zlecenie czy twoje prywatne zainteresowanie?
- Nikomu nic... Nie zlecałam... Po prosstu... Patrzę. To rozsssądne.
-O nie. Myślałam raczej czy tobie to ktoś zlecił.
Neevrae zaśmiała się.
- Nie, nikt... Nie zlecaał.. Nie zrozum źlee... Po prosstu zwróciłaśś uwagę. Moją. Jesteśś interessująca. To tyle... Ale wiesz co? Gdyby nawet ktoś zleecił... To pewnie bym ci... powiedziaałaaa...
- Ja ci powiedziałam - odparła Han’kah. - Chociaż odkąd okazało się, że na pewno nie jesteś szpiegiem Ukrytego Moliara straciła tobą zupełnie zainteresowanie. Ale to lepiej.
Han’kah złapała kubek z okowitą Neevrae i wlała sobie do gardła oszuszając go do dna.
- Ty już masz dość skarbie. Chcesz spać tutaj czy gdzieś cię zanieść?
- Czeekaaaaj! Teraz twoja koleeeej! Twój see... seek... ret.
Han’kah się zaśmiała.
- Ale twój nie był... jakaś wybitną sensacją. Chesz coś za niego w zamian?
Neevrae oparła się.
- Taaak... Chcę.
- Hmmm. To nie moze byc nic waznego - potarła gojącą sie bliznę. - Co chciałabys wiedziec?
- Nie lubisz Vaal... yrin?
- Wręcz przeciwnie... Uwazam, że jest silną osobowoscia. Ma poczucie humoru. I podoba mi się w niej pierwiastek chaosu.
Neevrae pokiwała głową i podpierając się dłońmi o stół stanęła na nogach chwiejąc się.
- To trud... niejsze niż sądziiiłam...
- Odprowadzic cie do twoich komnat? albo do kogos?
Neevrae zastanowiła się poważnie.
- Odprowadzić... Taaaak... - zrobiła kilka kroków w stronę Han’kah i prawie na nią wpadła - Chyba... Chyba... - nachyliła się ku niej i pocałowała ją w szyję - Faezz.. rren...
Drowka uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Nie wiem gdzie go szukac. Musisz dac mi jakies wytyczne - i bez pytania złapała drowke wpół przerzucając sobie przez ramię jak spory pakunek.
- Han’kah! - drowka jakby na chwilę zyskała mdłą jasność umysłu - Pooostaw! Pójdę na nogach... Nieee poniiiiżaj. Baardziej. Proszę...
- Nie wydzieraj się to nikt cię nie rozpozna - ruszyła w stronę drzwi śmiejąc się pod nosem. Neevrae poczuła mocne uderzenie dłoni na pośladku. Zapiekło. - Odstawię cię szybciej w ten sposób. Na swoich nóżkach będziesz drobić do rana.
- Ale naawet nie myśl... żeeeby tak w mooim d.. domu... mnie nosić. Czy w pooo... bliżu... - Neevrae wydawała się być w tym momencie przybita - Nie chcę... Proszę... Proszę... Będę szła... szybko. Naprawdę. Postaaaaw...
Han’kah postawiła ją na nogi u góry schodów.
- Niech będzie. Złap mnie chociaż za ramię.
- Dobrze.. Dobrze... - złapała Han’kah silnie za ramię polegając na jej zmyśle równowagi - Poookieruuję cię. Do niego...
Dyplomatka z trudem ale jednak wskazywała kierunek: najpierw do Twierdzy, potem w samym Domu Aleval po przepuszczeniu przez nieufne straże.
A Han’kah prowadziła Neevrae uliczkami Elherei-Cinlu podług jej wytycznych.
W końcu dotarły obie do części Twierdzy Aleval przeznaczone dla magów i do drzwi komnaty jednego z nich.
Han’kah spojrzała na ledwie trzymającą się na nogach drowkę. Zastukała energicznie w drzwi.
- Może powinnam wziąć cię na ręce i mu przekazać jak delikatny pakunek?
Neevrae półprzytomnie spojrzała na Han’kah i jedyne słowo jakie wypowiedziała brzmiało:
- Co...?
Drzwi się otworzyły i stanął w nich mocno zaskoczony Faerzzen otwierając drzwi i spoglądając na obie drowki. - Niech zgadnę... to była bardzo duża libacja?
- Fazzzerrren... Tylko troooszkę... Duża...
- Bardzo kameralna - sierżant objęła kapłankę mocnym ramieniem i po prostu wyminąwszy maga weszła do środka. - Neev była grzeczna jak niemowlę. Musi się tylko trochę zdrzemnąć. I dzban wody jej naszykuj.
-Dobrze... chodź Neevrae.- obejmując delikatnie drowkę czarodziej wprowadził ją do swej komnaty.
- To ja już pójdę - puściła drowkę. -Jesteś w dobrych rękach... mam nadzieję - puściła kapłance oko.
Neevrae zachichotała.
- Powtóórzzzymy jeszcze to... Ale wtedyy... i ty pijesz!
Han’kah zaśmiała się pod nosem. W progu dodała jeszcze w kierunku Faerzenna.
- Zaopiekuj się nią z największą starannością - wskazała go palcem - albo zgotuję ci coś nieprzyjemnego. Jasne?
-Tak,tak... -Faerzzen zupełnie się tym nie przeraził.
Han’kah zniknęła zamykając za sobą drzwi.

***

-I warto było?- spytał czarodziej prowadząc Neevrae do swego łóżka poprzez pokoje. Całkiem spore pokoje, tyle że niemiłosiernie zagracone skrzyniami pełnymi zwojów, kuframi pełnymi ksiąg, szafkami wypełnionymi i zwojami i księgami... O walających się wszędzie zwojach i księgach nie wspominając. Wreszcie łóżko okazało się wąską drewnianą leżanką przeznaczoną dla jednej szczupłej osoby.
- A czeeemuuu niee? - zachichotała i spojrzała na “łóżko” - Chyyyyba nieee nocują z tooobą męż... czyźni i... kobiety. - zaśmiała się sama do siebie.
-Nie bardzo jest gdzie nocować.- mruknął czarodziej kładać drowkę ostrożnie w swoim łóżku.
- A ty? Gdzie się... poło... poł...żysz? - spojrzała otumanionym przez alkohol, ale trochę troskliwym wzrokiem.
-Coś wymyślę, jestem magiem.- odparł wymijająco Faerzzen.- Poza tym nie jestem zmęczony jeszcze.
- Jak chccezs możemyy pójśćć do mnie... Tam będzie wyggodnie.
-Nie. Nie ma potrzeby.- odparł Faerzzen i pogłaskał ją po głowie.- Odpocznij.
- Więc rzem stępnym... Tak? - ułożyła wygodnie głowę - Tsooo będzieszz robił?
-Pisał przemówienie na konferencję Xaniqos. -westchnął smętnie czarodziej pocierając kark.- Nudny wykład teorii magii.
- Jhaasne... - przymknęła oczy - To możee jutrhrro ty śśpisz u mniee?
- Z chęcią, choć wątpię byśmy spali wtedy.- odparł spokojnym głosem Faerzzen.
- W koń... cuuu uśniemy... nie? - zachichotała.
-W końcu.- dostała lekkiego klapsa w pośladek.-A teraz odpoczywaj.
- Nooo, dooobrzeee. - mruknęła sennie - Nhe będę przeszkaaadzać... konferencja...
-Odpoczywaj.- drow pogłaskał dziewczynę po głowie i wyszedł.
- Taaak. Taaak... A jutrooo... - zachichotała ponownie i osunęła się w sny.


20 Eleint

Kilka godzin zajęło jej organizmowi dojście do siebie. Dopiero po kilku godzinach, Neevrae powoli otworzyła oczy, próbując pozbierać się po wczorajszej libacji.
Neevrae jęknęła i usiadła na łóżku. Czuła się fatalnie. Przetarła oczy i rozejrzała się za wodą.
Cynowy dzban z wodą stał tuż obok “łóżka”, pełny zimnej źródlanej wody. Faerzzena słychać było zza drzwiami. Z kimś rozmawiał.
Kapłanka zachłannie zaczęła pić wodę czując jakby usychała z pragnienia. Kiedy zaspokoiła pierwszą chęć spojrzała w kierunku drzwi pocierając powieki. Wytężyła słuch masując skronie.
Niestety masywne drzwi nie przepuszczały zbyt wiele głosów. Tylko ciche nerwowe brzmienie szeptów.
Neevrae westchnęła. Napiła się jeszcze wody, po czym wstała z łóżka i powoli, cichym krokiem zbliżyła się do drzwi nasłuchując.
-Tak... przekaż, że wszystko będzie gotowe zgodnie z życzeniem jej. A teraz znikaj natręcie.- słychać było głos Faerzzena, a potem trzepot skrzydeł. I kroki w kierunku pokoju w którym odpoczywała kapłanka.
Neevrae cicho wróciła do łóżka i usiadła na nim przecierając oczy.
Faerzzen wszedł i uśmiechnął się.- Jak się czujesz?
- Musiałabym się zastanowić jak się to plasuje na skali “fatalnie”, ale nie mam na to sił. - mruknęła masując kark - A ty powinieneś naprawdę sprawić sobie lepsze łóżko...
-Do moich potrzeb wystarcza.- odparł czarodziej przyglądając się mu.- Przywykłem. A i nie zapraszam kobiet do moich komnat, więc... nie potrzebuję lepszego.
- A co jeżeli kobiety zechcą się do nich zapraszać? - rozejrzała się po pomieszczeniu - Podoba mi się ten nieład.
-Jakoś wą...- zaczął mówić, ale gdy usłyszał dalsze słowa dyplomatki uśmiechnął się. -To naprawdę miłe pochlebstwo.
- Więc widzisz. Szansa jest. - uśmiechnęła się - Ciekawa różnica między twoimi komnatami a mojego brata - zaśmiała się cicho, ale zaraz tego pożałowała pocierając skronie.
-Może mam coś na to. Ale nie będzie smaczne.- stwierdził mag spoglądając na kapłankę cierpiącą na syndrom dnia następnego.- Nie powinnaś tyle pić, jednak.
- Jakkolwiek by nie smakowało na pewno będzie lepsze od tego bólu głowy... - stwierdziła - Następnym razem Han’kah pije ze mną. Przynajmniej nie tylko ja będę cierpieć...
-Masz pecha... wybierasz sobie bardzo dominujące przyjaciółki i nie jesteś potem wstanie się im postawić. - drow skinął ręką na Neev, by ta szła za nim. A sam skierował się do komnaty obok. Stał już tam wyszykowany kielich pełen brunatnoczerwonej brei.
- Do czego zmierzasz? - spojrzała uważniej na Faerzzena - Myślisz, że zostałam jakoś zmuszona lub przekonana do tego picia? - spojrzała na kielich - Jeżeli to jest to... już z wyglądu jest obiecujące.
-Doprawdy? - gdy Faerzzen podetknął ów kielich pod twarz kapłanki, w jej nozdrza uderzył silny roślinno-grzybowy odorek zapierający dech w piersiach. Dyplomatka odruchowo odskoczyła. A czarodziej uśmiechnął się dodając.-Valyrin ma na ciebie duży wpływ. Pamiętasz co było po spotkaniu w sześcioro z Han’kah?
- Tak, pamiętam. I co z tego? - Neevrae wzięła ostrożnie kielich i patrzyła na zawartość.
- Eeeech... -westchnął Faerzzen teatralnie załamując ręce. Po czym dodał rozkazującym tonem.- Wypij to duszkiem.
- Wiem o co ci chodzi. - odparła dyplomatka krzywiąc się - Że niby nie umiem odmawiać im. W końcu poszłam z wami do pokoju, prawda? Chciałam spróbować, bo mnie to fascynowało. Nie wyszło jak miałam nadzieję, trudno. Drugi raz nie pójdę na to. Wczoraj chciałam pić, bo raz na jakiś czas to dobrze robi na nerwy, a picie samemu to nie jest to. - spojrzała jeszcze raz na zawartość kielicha po czym zebrała się w sobie i duszkiem ją wypiła.
-Skoro tak twierdzisz.- rzekł w odpowiedzi Faerzzen nie do końca przekonany. Patrzył jak drowka wlewa do ust co w smaku przypominało orcze szczyny zmieszane z równie apetycznymi zgniłymi grzybami. Odruchowo odrzuciła kielich i miała wrażenie, że trunek wróci za chwilę tą samą drogą, którą dostał się do jej ciała. Przez chwilę czuła zawroty głowy, po czym wszystko powoli zaczęło się w niej uspokajać. I migrena szybko ustępowała.
- Jeżeli taka ma być cena to jednak odechciewa się pić... - jęknęła.
-Z tego co wiem, kapłanki wykorzystują na ka ca neutralizację trucizny po prostu.- wyjaśnił czarodziej.- Ale pewnie nie uprosiłaś takiej modlitwy. Moja mikstura nie jest jedynym lekiem na kaca. Prawie każdy student alchemii ma jakąś własną. Wszystkie paskudne, tylko każda na swój sposób.
- Niemniej może nie jest to najlepszy sposób na nerwy... chociaż dość skuteczny. - zaśmiała się - Przygotowałeś wystąpienie?
- Jeszcze nie do końca, ale już cisną...Eeeech, to tylko głupi wykład. Nie wiem czemu się jej spieszy.- westchnął smętnie czarodziej sięgając po niedużą butelkę z przeźroczystym płynem. -Wino... niezbyt mocne. Zabije smak tego świństwa na języku.
Po tych słowach wlał nieco trunku do kielicha.- Nalej do ust, przepłucz i wypluj.
- To raczej nie powinno tak wyglądać. - uśmiechnęła się, ale zrobiła tak, jak mówił Faerzzen.
-Co nie powinno wyglądać?- spytał drow zaskoczony jej słowami.
- Wino się powinno pić, nie wypluwać. - odparła po czym przysunęła się do Faerzzena i wtuliła w niego - Tak czy inaczej... Dziękuję.
-Nie widzę powodu do podziękowań, naprawdę.- z początku czarodziej nie wiedział co zrobić z rękami, ale po chwili... kapłanka czuła jak obejmuje nimi jej pośladki ugniata delikatnie i zmysłowo.
- Wydawało mi się, że masz do dokończenia przemówienie? - przypomniała Neevrae.
-No tak... bardziej wykład, niż przemówienie.- odparł Faerzzen, ale dłoni nie odsunął delektując się miękkimi krągłościami skrytymi pod szatą kapłanki.
- Więc chyba powinniśmy to przełożyć na później? W końcu masz dziś u mnie... nocować. - uśmiechnęła się szeroko.
-Nooo...- jak na czarodzieja udzielił bardzo głupiej odpowiedzi i nie przestawał pieścić jej pośladków. Widać to ona musiała się wykazać silną wolą.
Kapłanka złożyła szybki pocałunek na ustach czarodzieja i odsunęła od niego.
- To dla twojego własnego dobra.
-Tak... dobra.- mruknął nie do końca przekonany mag, potarł czoło dodając.- Mogę wezwać służkę, by zrobiła ci posiłek. Ja już jadłem.
- Chętnie. - zgodziła się Neevrae dopiero teraz uświadamiając sobie, że brzuch domaga się swoich praw, innych niż te płynne.
-Zaraz nakażę sługom podanie jakiegoś posiłku dla ciebie.- odparł Faerzzen wstając i ruszając do następnej komnaty.
Neevrae zaczęła powoli przechadzać się rozglądając po zagraconym pomieszczeniu.
Pełno tu było zwojów i ksiąg, większość z nich dotyczyła różnych apsektów magii i wróżenia, a także magicznych przebrań. Niewiele było tu ksiąg zawierających prawdziwą magię. Większość traktowała o różnych aspektach stosowanych zaklęć. W tym jedna ciekawa książka, “Zwykłe zaklęcia w niezwykłych zastosowaniach.”
Kapłanka uniosła brew do góry i wzięła księgę do rąk. Otworzyła ją z ciekawości i zaczęła przeglądać.
Były rozdziały dotyczące różnych aspektów życia. Czyli niezwykłe wykorzystanie czarów podczas występów, przy budowie, pracy, w łóżku...Każde zaklęcie zostało nakreślone z możliwymi jego zastosowaniami. A tymczasem do komnaty służka wniosła przygodotowany posiłek Faerzzen zaś wszedł tuż za nią.
Neevrae wciąż przeglądała książkę. Zerknęła na Faerzzena uśmiechając się. Usiadła przy biurku odkładając księgę.
Posiłek został ustawiony tuż przed nią. Była to pieczeń z rotha okraszona grzybami gotowanymi w duergarskim piwie. Typowy posiłek.
Faerzzen usiadł z boku obserwując Neevrae.
Neevrae jadła spokojnie, a jej brzuch przyjmował radośnie nawet ten prosty posiłek. Kapłanka była zadowolona. Zjadła wszystko i czując się już pełna odwróciła do Faerzzena z uśmiechem.
- Widzę, że wśród tych ksiąg masz też takie... intrygujące.
-Intrygujące ?- zdziwił się czarodziej zaskoczony jej słowami. Wzruszył ramionami.- Nie wiem czy jest w nich cokolwiek intrygującego.
Kapłanka pokazała księgę, którą przeglądała.
- Jak dla mnie to jest dość... ciekawa lektura.
-Nie wiem co jest w niej ciekawego.- spojrzał na trzymany przez drowkę wolumin i wzruszył ramionami.- Ot rozważania na temat używania magii.
Neevrae otworzyła na jednej ze stron traktującej o używaniu magii w łóżku.
-Aaaa... tooo... Nooo cóż...- wydukał drow przyglądając się zapiskom.- Jakoś nigdy nie poświęcałem temu rozdziałowi jakiejś uwagi.
- Może pora zacząć? - odparła rozbawiona po czym przyjrzała się drowowi - Co w sumie się interesuje? Z magii? Jaki aspekt? - zapytała z ciekawością.
-W wywołaniu, kule ogniste i pioruny i takie tam....- odparł Faerzzen spokojnie i zmarszczył brwi.- Ale czy mnie to fascynuje? Kiedyś tak... dawno temu. Obecnie nie.
- To co się fascynuje obecnie i czemu tamto przestało? - zapytała - Chyba nie powiesz mi, że teraz bycie magiem cię nuży i wolałbyś zostać czempionem Domu? - uśmiechnęła się.
-Czempionem ?- zaśmiał się głośno Faerzzen i dodał szybko.- Nigdy w życiu. Nie lubię walczyć.
Po czym odetchnął głęboko.- Po prostu za każdą kulą ognistą stoją lata żmudnej nauki i przeglądania ksiąg.- A to już nie jest takie ekscytujące.
- Pytanie stoi. Skoro to cię już nie fascynuje to co?
-Hmmm... Trudno powiedzieć.- uśmiechnął się Faerzzen, drapiąc po podbródku. - Ostatnio moje cykle upływały raczej spokojnie i monotonnie. Pomijając ucznia, który próbował zdradą zagarnąć moją pozycję.
- Miałeś ucznia? - zainteresowała się Neevrae
-Mam kilku uczniów, tak jak każdy czarodziej Domu. Naczelny Mistrz Domu ma kilku uczniów, potem oni mają swoich, a tamci mają swoich i tak do szeregowych adeptów i czeladników.- wyjaśnił Faerzzen w odpowiedzi.
- Co twój uczeń próbował zrobić? Po prostu cię zaatakował czy wymyślił coś innego?
- Przygotował pułapkę w komnacie przyzwań i unieszkodliwił kilka jej zabezpieczeń.- odparł Faerzzen.- Całkiem pomysłowe, ale… ostatecznie zawiódł i zginął.
Neevrae pokiwała głową.
- Niemniej chyba wciąż masz coś do zrobienia? - przypomniała i uśmiechnęła się słodko - Pamiętaj, że wieczorem też będziesz... zajęty.
-To prawda... A ty? Jest coś co cię fascynuje lub interesuje. Ja w sumie mam... ale to bardziej ćwiczenie umysłu.- wyjaśnił czarodziej.
- Czy mam... - zamyśliła się - Wydaje mi się, że stanowisko które otrzymałam dość dobrze pokrywa się z tym co lubię... Dyplomacja. Negocjacje. Nie tylko jest to potrzebne w czystych interesach... - zaśmiała się cicho - Ale bywa dość emocjonujące, przynajmniej dla mnie.
-Ja... zajmuję się tak na boku relacjach niższych istot z otoczeniem i wzajemnymi ich relacjami. Chodzi o rośliny, robactwo, zwierzęta i grzyby.- wyjaśnił Faerzzen.
- Więc pewnie z zainteresowaniem słuchałeś jak Lesen mówił ci o roślinach Powierzchni. - uśmiechnęła się.
-Hmmm... bez przesady.- wyjaśnił Faerzzen, splótł dłonie.-Nie fascynuje mnie życie Podmroku, ale rozważania nad są ćwiczeniem umysłu. Powierzchnia jest tylko ciekawostką.
- Dużą ciekawostką. - przyznała.
-Czymś co jednak poza ciekawostkę nie wychodzi. Osobiście...powierzchnia nigdy mnie ekscytowała.- odparł czarodziej.
- Mnie ciekawi... - odparła - Chociaż po tym jak Lesen pokazał mi jej światło jestem trochę sceptyczna.
-Ja nie wierzę, że czułość na światło to akurat klątwa elfich bogów. Orki też ją mają i inne żyjące w ciemności stworzenia.-wyjaśnił czarodziej.
- Może i racja. To w sumie byłoby przypisywanie im większej mocy, prawda?
-Tak. Chyba tak.- zastanowił się Faerzzen.
Neevrae zastanowiła się.
- Te konferencje zawsze są nudne?
-Zawsze... - stwierdził w odpowiedzi czarodziej.
- Hmm... Dziwne w sumie. Wydaje mi się, że jednak są wspaniałym miejscem na politykę. Wiesz, spore zgromadzenie.
- Co nie czyni jednak samej konferencji ciekawszą. Ot, prawda... można sobie pogadać. Ale ogólnie jest nudno.- wyjaśnił Faerzzen.
- Może będzie ciekawej... Znaczy jeżeli chodzi o te rozmowy. Afera z Godeep raczej jeszcze nie przebrzmiała.
-Może...-zamyślił się Faerzzen i zaprzeczył ruchem głowy.- Ale wątpię. Nie, te przyjęcia nie są ciekawe.
- Skoro tak mówisz.
Neevrae wstała i pogłaskała drowa po policzku.
- Ale chyba już musisz wracać do pracy, co?
-A ty... pewnie też masz co robić. Obowiązki.- stwierdził czarodziej wstając.
- Coś się znajdzie. - przyznała kapłanka i pocałowała Faerzzena w policzek - Jeszcze dziś się spotkamy. - uśmiechnęła się słodko.

Aisu 18-07-2013 16:37

Lesen zwinął mapę gwiżdżąc wesołą nutę w swoim oficerskim namiocie. Zmartwienia nawarstwiały się jak jedne po drugim – czy dobrze dobrał oddziały? Czy Uszczuplone przez wyprawę Haelvrae grono zwiadowców będzie wystarczające? Czy ostentacyjne przymilanie się Jiryz do kapłanki oznaczało, że jest gotowa wykonać swój ruch? Miał nadzieje że miała dość oleju w głowie żeby nie dawać aż tak oczywistych oznak zdrady.
Jednak mimo tego wszystkiego jeden fakt pozostawał niezmienny – dowodził. Z namaszczenia Matki Opiekunki i z błogosławieństwem Lolth. I, na dziewięć piekieł, to uczucie było wspaniałe. Kapitan czy nie, zawsze był ktoś, kto mógł podważyć jego autorytet, ale teraz…

Gwizdnął głośniej i orczy strażnik zajrzał do namiotu.
– Przekażcie Taelin, że chciałbym się z nią zobaczyć. -
Czekając na nią wyciągnął swoją klingę. Elfi miecz był, jak zawsze, nienaturalnie ostry, a brązowy metal błyszczał w blasku świec. Minęło stanowczo zbyt dużo czasu, od kiedy miał okazję splamić go krwią.

Parę minut później dyplomatka weszła do namiotu kłaniając się grzecznie, ale nie służalczo. Szermierz obracając rapier schował go płynnym ruchem do pochwy i powitał drowkę z otwartymi ramionami i promiennym uśmiechem.
– Taelin, naprawdę, nie potrafię ująć w słowa jak wdzięczny jestem za twoją dotychczasową pomoc w tej wyprawie, twój urok i wdzięk są wręcz bezcenne. Jeżeli to nie problem to chciałbym dalej korzystać z twojej pomocy. - oparł się biurko. – Muszę się zobaczyć z szarakiem, którego wyznaczyli do zajęcia się sprawą driderów. Czy mogłabyś się upewnić że nastąpi to jak najszybciej? -
-Mogę być pewna, ze nie nastąpi to w ogóle. Nie ma takiego duergara.- wyjaśniła drowka stoickim tonem głosu.- Różne poszkodowane klany na własną rękę polują na dridery. Wojsko miasta się tym nie zajęło, bo kupieckie klany nie potrafią i nie chcą się dogadać. Jednym podoba się, że dridery psują konkurencji interesy, inne widzą w tym prowokację i robotę ilithidów... reszta bywa zazdrosna i lubi widzieć szkodę wśród obojętnych im klanów. Zresztą, głównie giną niewolnicy, kto by się nimi przejmował, gdy górnicy zwykle nie przeżywają roku w kopalni?

Szermierz zamrugał parę razy ze zdziwienia, po czym zaśmiał się pod nosem.
– No tak, Duergary to nie krasnoludy tarczowe. –
Potarł podbródek w zamyśleniu. Nie był to nieprzyjemne odkrycie.
– W każdym razie, przybyliśmy zaprezentować dobrą wolę Vae, więc nie mogę pozwolić by nasza obecność pozostała niezauważona. Te klany które najbardziej ucierpiały musiały podjąć jakieś działania przeciwko driderom, nie jest tak?-
-To prawda, ale nie zgodzą się na współpracę. Mniej nam ufają, niż sobie nawzajem.- splotła dłonie razem.-Jeśli mam iść popytać, to jaka jest nasza oferta, poza spotkaniem. Jak pewnie wiesz, rozmowy towarzyskie nie istnieją w kulturze krasnoludów. Wszystko musi mieć jakiś praktyczny cel lub powód.
– Wiem. Zaryzykuje nawet stwierdzenie, że jest to dość orzeźwiające. - posłał jej promienny uśmiech, ale szybko wrócił do tematu. – Nasz oddział zajmie się Driderami osobiście, to nie podlega dyskusji. Ale chciałbym żeby nasi zwiadowcy skonsultowali się z tropicielami, których wynajęto by odnaleźć ich kryjówkę. Nawet jeżeli nie odnieśli sukcesu, to praca którą wykonali do tej pory przyśpieszy nasze własne poszukiwania. - przechylił głowę. – Do tego, popraw mnie jeżeli się mylę, ale fakt że to my zajmujemy się tą sprawą musi pozostawiać pewien niesmak. Iluzja, że mimo wszystko polegamy na ich pomocy pomoże się go pozbyć. -
-Nie wiem. Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie.- wyjaśniła drowka po chwili długiego namysłu.

Lesen uśmiechnął się jedynie i przytaknął.
– Odnajdź, proszę, te klany które zaangażowały się w polowanie na dridery, i przekaż im że gdyby zgodziły się udostępnić rezultat swojej pracy to z pewnością przyśpieszyłoby to naszą robotę. Jest to w ich interesie, więc nie nakłaniają ich zbyt silnie… Zresztą, sama wiesz najlepiej. - mrugnął do niej - To wszystko.
-Zgodnie z twym rozkazem panie.- odparła krótko drowka, skinęła głową i opuściła namiot.

***

Strach silny jak stal. Specyficzne uczucie.
Szermierz kończył właśnie ostatnie poprawki ze swoją podkomendną. Najnowsze informacje od tropicieli krasnoludów były… Cóż, siły driderów były dużo wyższe niż zakładano, ale nie było to do końca zaskoczeniem. Za to ślady drowów były zupełnie inną sprawą.
[i ] - … Jestem zaskoczona Kapitanie. Nie planujesz posłać po posiłki? -[/i] zagadnęła go jiryz. W odpowiedzi posłał jej swój najbardziej czarujący uśmiech.
– Walka z przeważającymi siłami wroga to moja specjalność. - zażartował. Widząc, że drowka dalej uśmiecha się uprzejmie zaśmiał się pod nosem i przysiadając na krawędzi biurka. – Jeżeli chcemy liczyć na jakikolwiek element zaskoczenia, to nie możemy czekać na wsparcie. Diabli wiedzą czy dridery mają swojego informatora w mieście, być może to ten drow którego ślady odnaleziono, ale nawet gdyby tak nie było nasza obecność nie pozostanie niezauważona jeżeli będziemy siedzieć na tyłkach przez następne parę dni. No i nasz dom i tak jest już rozciągnięty na dwa fronty. -
– Nie możemy pozostawić twierdzy bez odpowiedniego garnizonu. - przytaknęła strażniczka, ale coś w jej oczach mówiło Lesenowi że nie kupuje tego wytłumaczenia.

I miała racje. Przerażała go perspektywa ośmieszenia w oczach Matki Opiekunki. Nienawidził myśli, że musiałby przyznać się przed samym sobą, że przybył nieprzygotowany.
Jego myśli powędrowały do naszyjnika który schował do magicznych kieszeni pasa. Mógł ugiąć, mógł pozwolić złamać swoją dumę jako samca. Ale prędzej rozstanie się z własnym życiem niż przyzna, że nie jest kompetentnym narzędziem w rękach Lolth i swej Matrony.

– Dokładnie. - odpowiedział wesołym tonem. – Mam więc nadzieje że jesteś w dobrej formie. Byłoby ogromną stratą dla domu gdybyś nie wyszła z tej bitwy żywo. -
– Proszę się nie przejmować Kapitanie, jeszcze nigdy nie byłam w lepszej. - Jiryz zaśmiała się perliście, po czym widząc jak Lesen odsyła ją skinieniem dłoni dygnęła na pożegnanie i opuściła namiot.


***


Przeczesując z roztargnieniem włosy podszedł do strażnika który pełnił wartę przy chatce czarodzieja. W gruncie rzeczy nie był potrzebny, ale przydzielanie im robót w okresach spokoju było istotne dla zachowania dyscypliny.
– Czy mistrz Belnolu jest zajęty? - przypomniał sobie jak często widział go w towarzystwie Taelin - Nie chciałbym mu przerwać czegoś… ważnego. - Mrugnął do orka, chociaż wątpił żeby ten zauważył jakim wzrokiem drowi czarodziej mierzył dyplomatkę. Strażnik pokręcił głową, lekko zmieszany. Lesen powstrzymał chęć do przewrócenia oczami i zapukał do drzwi.
Belnolu czytał akurat jakąś księgę popijając wino i bez większego zainteresowania przyglądając się wchodzącemu drowowi.
-W czym mogę pomóc?- spytał tonem sugerującym niechęć do wszelakiego wysiłku.

– Moje najszczersze przeprosiny jeżeli przeszkadzam. - skłamał gładko, po czym chwycił jedno z krzeseł w pokoju i usiadł naprzeciwko drowa. – Ale dostałem najnowsze informacje od tropicieli Icehammer i jest w nich coś niepokojącego. - nachylił się do przodu i splótł palce przed sobą. – Driderom mogą towarzyszyć drowy . -
-Żaden... czciciel Lolth nie sprzymierzyłby się z driderami. A one nie trzymają niewolników.- Belnolu spojrzał na Lesena, wiedząc że ten wyciągnie właściwe wnioski z jego słów.
– W takim razie mogą to być heretycy. - odpowiedział kładąc nacisk na słowo „mogą”. – Albo i nie, ale nie będę cię zanudzać teologicznymi rozważaniami na temat natury driderów w planie Lolth. - machnął ręką i przeszedł do sedna - Nie mam zamiaru zgadywać. Chcę pojmać jednego z tych driderów żywcem, do przesłuchania, ale nie mam oddziału któremu mógłbym zlecić to zadanie. Potrzebuję, o ile jest to możliwe, byś to Ty unieruchomił jednego z nim pod koniec bitwy. -
-Nie uważam to za mądry pomysł, chwytania jednego z tych stworów... żywcem.- odparł z kwaśną miną Belnolu i wzruszył ramionami.-Zobaczę co da się zrobić.
– Jest to ryzyko. - przytaknął Lesen. – Dlatego będzie to cel drugorzędny. Czy możliwy do osiągnięcia, cóż, tu już zaufam twojej ocenie. -

-Martwię mnie te drowy... - zamyślił się Belnolu pocierając podbródek.-I to bardzo.
– Z pewnością dodają nowego wymiaru całej sprawie. - potarł policzek w zamyśleniu. – Jest pewna szansa ze to tylko pojedynczy agent, jeżeli tak to raczej nie napotkamy go podczas bitwy. Tym bardziej potrzebujemy dopaść jednego z driderów. -
-Może...- mruknął Belnolu nie będąc za bardzo zachwycony trzymaniem takiej bestii żywcem.
Widząc zaniepokojenie w oczach maga szermierz kontynuował dalej.
– Nie planuje zatrzymać go jako nowego zwierzaka. Albo wierzchowca. - zamilknął na chwilę wyobrażając sobie siebie jadącego do bitwy na driderze. Obraz był tak niedorzeczny, że nie potrafił powstrzymać wybuchu śmiechu. – Przepraszam. Pozbawimy go rąk, odnóży pewnie też, a później zabijemy jak już wyciągniemy co trzeba. -


***



-Czy to już wszyscy? -
Towarzyszący mu orczy sierżant skinął głową. Lesen stał wraz z nim i jednym z magicznych nowicjuszy na środku kręgu utworzonego ze wszystkich swoich żołnierzy, z wyjątkiem kilku, którzy pełnili wartę.
– Wiesz co masz robić. - Szermierz wydał rozkaz młodemu drowowi, który zaciskając usta w wąską linię spojrzał na dostarczony mu zwój. Żaden z dostępnych mu czarodziei nie widział na oczy dridera, ale na szczęście przyniósł ze sobą materiały opisujące ich anatomię, co razem z relacją jego i Jiryz pozwalało na dostarczenie całkiem wiarygodnego opisu.
Mag zamknął oczy. Wypowiedział słowa zaklęcia i po paru sekundach na środku okręgu pojawił się całkiem wiarygodny obraz drowa skrzyżowanego z pająkiem. Orkowie wydali bliżej nie określony pomruk, a drowy syknęły przeciągle.
– Dobra robota. - pochwalił czarodzieja, który oddalił się pośpieszenie. Lesen wyciągnął rapier i wskazując na wynaturzeń zaczął okrążać go powolnym krokiem.

– Oto nasz przeciwnik. Dawniej niekompetentny drow, teraz monstrualna hybryda. Naturalnie opancerzona. - wskazał ostrzem na chitynowe odnóża. – Odporna na zaklęcia. Dysponująca jadem i wrodzonymi zdolnościami magicznymi. Ale… - spojrzał po zgromadzonych, widząc jak poważnieją z każdym kolejnym słowem. - Raz przegrani, zawsze przegrani. - zakończył z szerokim uśmiechem. Zależało mu na tym by jego podopieczni zdawali sobie sprawy z możliwości swojego wroga, ale nie obawiali się go. - Ich odnóża są praktycznie bezbronne w tym miejscu – wskazał na ich złączenie z odwłokiem. – Celny cios toporem pozbawi ich albo sprawności, albo nawet i całej kończyny. Całe podbrzusze jest zresztą gorzej chronione. - przeszedł za plecy dridera. – Ich odnóża dają im możliwość chodzenia po ścianach, ale, ponownie, nie są bez wad. Obracanie się na nich w miejscu jest co najmniej kłopotliwe. Wykorzystajcie to na waszą korzyść – otaczajcie je, i atakujcie w czułe miejsca, kiedy wasi towarzysze skupiają się na odciągani ich uwagi . Oczywiście, pozostaje problem lewitacji…

Lesen kontynuował wykład przez jakiś czas. Proste wytłumaczenia dla orków, bardziej skomplikowane dla drowich kuszników. Jak rozpoznać, kiedy jeden z nich jest pod wpływem sugestii. Jak wyliczyć pozycję dridera uciekającego do góry za pomocą magii.
Lesen kontynuował wykład przez jakiś czas. Proste wytłumaczenia dla orków, bardziej skomplikowane dla drowich kuszników. Jak rozpoznać, kiedy jeden z nich jest pod wpływem sugestii. Jak wyliczyć pozycję dridera uciekającego w górę za pomocą magii. Że odsłaniają się kiedy próbują ugryźć przeciwnika. Typowe wyposażenie. Typowe zaklęcia.
– To wszystko co musicie wiedzieć. Z błogosławieństwem Lolth po naszej stronie bitwa może zakończyć się tylko w jeden sposób. - uśmiechnął się lekko, po chwili pozwolił jednak by na twarzy wypłynął mu szeroki uśmiech pełen okrucieństwa. – Absolutną masakrą naszych przeciwników. - dokończył z perwersyjną przyjemnością w głosie, i nawet jeżeli jego poprzedni wykład był miejscami trudny do pojęcia, to to zrozumieli wszyscy.

abishai 18-07-2013 19:15

19 Eleint ; dzień 49


Akormyr przyszedł tak, by nie być widzianym z Han’kah po drodze. Był dość wcześnie, więc jako pierwszy zajmie miejsce w wyznaczonej komnacie. Spodziewał się, że może nie być bardzo mile widziany. Jednak postanowił poczekać na reakcję zwołującej Oko.
Valyrin pojawiła się druga. Wyglądała na zadowoloną, jak zwykle. Przysiadła się do Akormyra i uśmiechnęła się łagodnie. Milczała.
Maerinidia pojawiła się tuż przed rozpoczęciem spotkania i stanęła jak wryta w wejściu. Zmrużyła oczy, spoglądając wprost na maga.
- Czyżbym pomyliła spotkania? - jej głos zabrzmiał lodowato - Nie przypominam sobie, bym wysyłała do Ciebie zaproszenie, Akormyrze.
Valyrin chwyciła drowa pod ramię i oparła o nie policzek. Zrobiła żałosną, nieprzystającą do jej statusu minkę.
- Ale może zostanie? - pisnęła.
Czarodziejka założyła ręce na piersi. - Więc to od Ciebie dostał zaproszenie?
Valyrin pokręciła główką i zrobiła wielkie oczy.
- No nie … ale skoro już przyszedł... - kontynuowała swoje jęki, mocniej przyciskając się do boku czarodzieja.
- ...to musiał się od kogoś dowiedzieć. - drowka nadal mierzyła maga nieprzyjaznym spojrzeniem.
Valyrin poddała się, widząc nieprzejednaną Mae i puściła Akormyra.
- No cóż, nie możesz powiedzieć, że nie próbowałam - westchnęła i poprawiła szatę czarodzieja w miejscu, które wygniotła swoją kształtną osobą - Jesteś zdany na siebie.
Podziękował skinieniem głowy za wstawiennictwo Valyrin.
- Dziękuje przyjaciółko ale sądzę, że poradzę sobie sam. - uśmiechnął się serdecznie. Owszem nie zostałem zaproszony. Jesteś tu nowa pani, czyżbyś chciała od razu robić sobie wrogów? Żyjemy tu wszyscy w zgodzie, niezależnie od tego jakie zajmujemy pozycję czy z jakich domów pochodzimy. Płeć do tej pory również nie grała roli. Ktoś mnie tu zaprosił, co oznacza że jako samiec chyba nie jestem aż taki zły. Moja pomoc, bo tak nie tylko szpiegujemy razem ale również sobie pomagamy. Może być dla ciebie kiedyś cenna, nigdy nie wiesz jak potoczą się wydarzenia. Również dla mnie znajomość z pierwszą czarodziejką Godeep, może być kiedyś przydatna.
- Życie w zgodzie miałam okazję zaobserwować osobiście, dziękuję bardzo. - zakpiła czarodziejka - Być może nie jesteś aż taki zły... ale ja Cię nie znam, Akormyrze. Nie dostałeś zaproszenia, bo mam na głowie zbyt dużo zmartwień, by dodawać sobie kolejne.
- Dochodzimy do sedna. Powiedz wprost co masz do mojej osoby? Skoro mnie nie znasz jak możesz uważać, że jestem kolejnym problemem? O ile mnie pamięć nie myli, pomagam rozwiązywać problemy. Ludziom z naszego klubu.
- Na ostatnim spotkaniu wyraźnie byłeś problemem i nawet nie próbuj zaprzeczać. - Maerinidia żachnęła się.
- Należy rozróżniać problemy od nieporozumień. O ile mnie pamięć nie myli, sprawa dotyczyła Valyrin. Jak widziałaś przed chwilą, bohatersko stanęła w mojej obronie - zażartował. - Co dowodzi, że jesteśmy w dobrych relacjach. Pomogłem jej w sprawie o którą jej chodziło.
Valyrin podniosła ręce w geście oznaczającym - ja się w to więcej nie mieszam - i poszła nalać sobie coś do picia.
- Jak słusznie zauważyłeś, sprawa nie dotyczyła mnie osobiście... więc nie mogłam wiedzieć, czy to problem, czy nieporozumienie. Jednak dzisiejsze wieszczenie jest dla mnie dość... delikatne. Dlatego zaprosiłam tylko te, które znam. I którym ufam.
- Mam propozycję - spojrzał figlarnie- Przepytaj zaufana ci osoby które to zaprosiłaś czy można mi zaufać? Potem proszę jedynie o rozważenie mojej obecności, jeśli to zrobisz a to cie nie przekona. Wyjdę i stracimy na tym oboje.
Valyrin prychnęła sokiem owocowym i zaśmiała się głośno.
- Kiepski pomysł - wachlowała się dłonią, gdy odpowiadała Akormyrowi - Ufać tobie, to jak próbować przelecieć jeżowca. Da się, ale ile się przy tym trzeba napocić!
- Zdecyduj się w końcu. Zapraszasz mnie do swoich niektórych tajnych spraw, nawet tych brudnych. Na wizyty oka również. Bronisz mnie bym został ale teraz jestem jeżowcem?
- Zawsze jesteś jeżowcem. Wciąż kombinuję, jak cię podejść - puściła mu oko - Lubię was oboje. Nie odwołuj się do mnie, jako do świadka charakteru. Rozsądźcie to między sobą.
- Czyli jestem jeżowcem oswojonym! Mogę dla was kłuć inne złe drowy.- śmiał się - Zapewniam, mam bogate doświadczenie. Dobra może inaczej sformułuje pytanie. W dupie z charakterem i uprzejmościami. Jesteśmy drowami, stawałem po twojej stronie? Stawałem, tak samo ty po mojej. Ja tu nie mam konfliktu z Maerinidią, tylko się nie znamy. Próbuję właśnie przełamać lody.
- Przybycie bez zaproszenia... i bez uprzedzenia... nie jest najlepszym sposobem na przełamywanie lodów. - odparła cierpko czarodziejka, choć jej spojrzenie jakby złagodniało.
- Gdybym nie był zaproszony nie byłoby mnie tu, szkopuł tkwi w osobie, która mnie poinformowała. Nie byłaś to ty, nad czym ubolewam. Nad czym oboje powinniśmy ubolewać. Jednak jestem przydatnym jeżowcem, oswojonym. Ciężko mnie wydymać, więc mogę ci pomóc w delikatnych sprawach. Umiem to a nawet tamto, mogę się przydać! - powiedział z uśmiechem. - Mamy szansę zawiązać znajomość decyduj mam wyjść?
- Jeśli wszystkie pozostałe uczestniczki staną w Twojej obronie, będziesz mógł zostać. - Maerinidia podeszła, by nalać sobie coś do picia, przy czym lekko otarła się o Valyrin, pytająco unosząc brwi - Ale tylko wtedy.

Drzwi otworzyły się energicznie i do komnaty wkroczyła Han’kah Tormtor, co dziwne... choć miała na sobie strój wojskowy to pozbawiony on był insygniów armii Tormtor. Co jeszcze bardziej rzucało się w oczy to długa, biegnąca od skroni po kącik ust rana,. Gładkie, zaczerwienione cięcie, zszyte medyczną nicią.
Akormyr zaśmiał się z doboru czasu wejścia. I przywitał ją od wejścia rozpościerając szeroko ręce jakby chciał ją objąć.
- Jest głoso.... - po czym zamarł widząc panią pułkownik.
Usiadła na najdalszym krześle, lewą stopę zarzucając na prawe kolano.
- Pozwoliłam sobie zaprosić Akormyra - powiedziała chłodno.
- Czyli jest za - powiedział konspiracyjnym szeptem do Maerinidii.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Zaproszenie jasno mówiło, do kogo jest skierowane. - Mae zignorowała nekromantę, zwracając się równie chłodno do pułkownik.- Ustaliliśmy, że jestem oswojonym jeżowcem. Obecnie głosujemy. Musimy to znowu jątrzyć?
- Jeżeli zostanie - wtrąciła Valyrin podnosząc rączkę - Sugeruję by zapłacił myto - uśmiechnęła się złowieszczo - W naturze.
- Nie czas na igraszki, kochana... - po raz pierwszy od wejścia czarodziejka Godeep uśmiechnęła się, obejmując przyjaciółkę w talii i przytulając lekko - ...nadal jednak brakuje Neevrae, więc możemy sobie jeszcze porozmawiać. - spojrzała wyczekująco na Han’kah.
Wojowniczka nie unikała wzroku Naczelnej Czarodziejki Godeep, wręcz przeciwnie poczekała aż ich spojrzenia się skrzyżują i odparła spokojnie.
- Akormyr wiele razy udowodnił swoją użyteczność. A ja jestem po prostu nie znającą kompromisów suką, która zazwyczaj nie robi tego czego się od niej wymaga, a to co podpowiada mi moje pokręcone poczucie honoru.
- Szkoda, że honor nie podpowiedział Ci, byś choć uprzedziła o swojej decyzji. - odparła kpiąco czarodziejka - Nie lubię takich niespodzianek.
- Jeśli to bardzo zburzyło twe plany Maerinidio - wzruszyła ramionami - przyjmij moje przeprosiny. Zachowałam się nieelegancko nie uprzedzając cię, że powiadomiłam Akormyra - ton jej głosu nie ociekał szczerą skruchą, ale w przypadku wojowniczki ciężko było kiedykolwiek taką u niej usłyszeć.
- Uparłyście się... - czarodziejka w końcu roześmiała się głośno - ...zupełnie nie rozumiem, dlaczego... nadal jednak brakuje jednego głosu.
- Ja się nie upieram - zaprotestowała Valyrin - Próbowałam tylko wykorzystać sytuację, by przelecieć jeżowca, ale mój plan spalił na panewce. Poprę jego prośbę jedynie jeżeli Neevrae się jej nie sprzeciwi.
- Jeżowca? - brew Han’kah uniosła się w wyrazie zaintrygowania. - Moja droga, twoje preferencje zaczynają mnie martwić.
- Haha! - zaśmiała się czarodziejka - To właśnie moja tajemnica, ja nie mam preferencji!
- Ale twoja gotowość do poświęceń może kiedyś przysporzyć ci trwałego uszczerbku na ciele. Bądź... - usta Han’kah próbowały zachować spokój ale kąciki drgały radośnie. - ostrożniejsza w łóżkowych szaleństwach.
- Musisz sama kiedyś spróbować... zaszaleć w łóżku. - tym razem Mae się roześmiała, ale zaraz spoważniała - To bezpieczniejsze, niż walka.
- Każdy szaleje tak jak lubi - skwitowała wojowniczka. Wydobyła ze skórzanego woreczka przy pasie pudełko z podejrzanie cuchnącym mazidłem i nałożyła grubą warstwę na paskudną ranę biegnącą przez policzek. - Tak dla ścisłości, aby uniknąć błędów w tytułach... - ton miała dość swobodny, bez cienia nerwowości - nie jestem już pułkownikiem armii. Miałam ostatnio... sporo perturbacji. “Pani sierżant” będzie teraz odpowiednie. To był upadek z... wysokiego skorpiona.
Valyrin zamrugała i posmutniała. Przysiadła się do Han’kah, stawiając przed nią kielich krasnoludzkiej wódki.
- Mnie się blizny podobają - oświadczyła i zapytała - Zabić kogoś dla ciebie?
Mae przysiadła się z drugiej strony, w milczeniu dostawiając cały dzbanek trunku i jeszcze trzy kielichy, jeden z nich napełniając od razu dla siebie.
Wojowniczka przysłoniła oczy dłonią i... parsknęła głośnym śmiechem.
- Dziękuję moje drogie ale jestem dokładnie tam, gdzie chciałam być. Ostatecznie to był mój wybór, choć podyktowany okolicznościami, racja. Jesteś aniołem Val - pogłaskała czarodziejkę po policzku. - Zabij dla mnie moją siostrę...
Przez moment spoważniała aby zaraz.. parsknąć kolejną salwą śmiechu.
- A tak poważnie, to jeśli jesteś skłonna wykonać drobną przysługę względem przyjaciółki to... - kciuk okutany w rękawice musnął dolną wargę czarodziejki - zejdź z Nihrizza... Odpuść mu trochę, ze względu na mnie, co?
- To Wy się znacie? - Mae przeniosła zdziwione spojrzenie na Val, po czym roześmiała się serdecznie - A ja chciałam Was poznać ze sobą...
Policzki Valyrin nadęły się, a twarz poczerwieniała z wysiłku. Czarodziejka sięgnęła po khazadzką wódkę i wychyliła kielich do dna, choć nie znosiła trunku.
- Hmpf - czknęła niechcący - Ale tylko dla ciebie. - mrukneła i westchnęła zwracając się do Mae - Znamy się, choć to znajomość pełna zdradliwych zakrętów - zaśmiała się, nawiązując do ich pierwszego spotkania.
- Jesteście Naczelnymi Czarodziejami Domów - przeniosła wzrok z Valyrin na Maerinidię. - Chciałabym aby wasze z nim stosunki towarzyskie jak i... - machnęła ręką - ta wasza nudna polityka przebiegały dość gładko - wbiła wzrok w szklankę kazadzkiej gorzały i znów się zaśmiała. - Dziś nie mogę. Lekkie wino jedynie wchodzi w grę - i wstała by napełnić sobie kielich.
Mae wzruszyła ramionami i opróżniła swój kielich.
- Nie obiecam, że będę trzymała się z daleka... ale poprawność stosunków mogę zagwarantować. - uśmiechnęła się lekko, ocierając wyciśnięte przez alkohol łzy z kącików oczu.
- Haha - Valyrin zaśmiała się, co mogło być spowodowane działaniem wódki - A ja na odwrót - uspokoiła oddech - Ale się postaram. W końcu nie należy żyć źle z naczelnym czarodziejem Tormtor.
- Mając na myśli poprawne stosunki towarzyskie - zerknęła na Mae wracając z kielichem na swoje miejsce - miałam na myśli miłe nastroje. Przy stole. Kiedy ja siedzę obok - jej uśmiech się poszerzył. - Robię się nerwowa jak ktoś się przystawia do mojego maga. Byłabym rada, gdybyście się z nim lubiły. Ale jego łoże omijały szerokim łukiem.
Usiadła na poprzednim miejscu upijając łyk cienkiego wina. - Gdzie Neev?
- Jesteś strasznie zaborcza, wiesz? Ale dobrze... nie będę go uwodzić. - skapitulowała - Ale oganiać się też nie będę jeśli się uprze. Zresztą... sama wiesz. Chyba lepiej, żeby nie poszedł do łóżka z pierwszą lepszą, co?
Neevrae weszła do pomieszczenia i zatrzymała się. Przeniosła wzrok na Akormyra, później spojrzała po żeńskiej części.
- Co tu się dzieje? - mruknęła chłodno.
Odpowiedziało jej pytające spojrzenie Mae... i Akormyr.
- Witaj Neevrae. Omawiamy babskie sprawy w gronie z jednym rodzynkiem - odezwał się Akormyr od dłuższego czasu milcząc. - Sprawa jest krótka, zawarliśmy z Maerinidią przewrotny układ. Ogranicza się on do tego, że mogę zostać na jeśli wszystkie pozostałe osoby widzące się na to zgodzą. Han’kah jest za, Valyrin się drażni ale jest za, a i ja jestem za- powiedział Nekromanta uśmiechająć się - Twój głos jest decydujący.
- A dostałeś zaproszenie?
- Tak, bo niby skąd bym wiedział-
wyszczerzył zęby - Co prawda od Han’kah, ale prezentom nie zagląda się w zęby.
- Ale nie było to zaproszenie od Maerinidii, do której należy to wieszczenie.
- odparła zimno.
Czarodziejkę zaskoczył chłodny ton kapłanki. Zawsze uważała ją za dość... ugodową drowkę. Tym razem wyglądała na wściekłą. Nie wtrącała się jednak, pozwalając im dyskutować.
Akormyr odwzajemnił spojrzenie. Uśmiech znikł z jego twarzy.
- Odpowiedz na pytanie.
- Do organizatora należy prawo do wyboru osób, które mają prawo oglądać wieszczenie, a każdy odpowiednio wychowany powinien to prawo uszanować. To jakby wepchnąć się na przyjęcie bez zaproszenie i udawać, że nic się nie stało, bo przecież znajomy został zaproszony. Tego bym się nie spodziewała po tobie, Akormyrze, ale najwyraźniej jeszcze za mało wiem. -stwierdziła dyplomatka.
- Nie prosiłem o wykład czy pouczanie. Odpowiedz na pytanie. - tym razem również jego ton był lodowaty.
- Najwyraźniej jednak takich potrzebujesz. - mruknęła - Chcesz odpowiedzi? Dobrze. Powinieneś opuścić wieszczenie.
Akormyr wstał i wyszedł. Wychodząc wyszeptał coś jedynie do ucha Han’kah.
Neevrae skrzywiła się i wstała.
- Za chwilę wrócę. - mruknęła i wyszła za Akormyrem.
- Akormyr jest uległy i pożyteczny. Czemu po prostu nie pozwolimy mu zostać? - westchnęła Han’kah. - Choć prawdę mówiąc, może i przypadek Lesena Vae nie jest taki całkiem beznadziejny. Postępowanie dyscyplinarne przynosi pierwsze efekty - jej usta ułożyły się w zwyczajowy sarkastyczny uśmieszek.
Neevrae wróciła po dłużej chwili wyraźnie zła. Szybkim krokiem podeszła do miejsca i usiadła na nim bez słowa.
Valyrin wzruszyła ramionami.
- Neevrae ma trochę racji. Może gdyby nie pojawił się tak znienacka - napiła się soku, alkoholu miała na chwilę dość - Poza tym, Maerinidia pisała o dyskretnej naturze wieszczenia.
Neevrae zerknęła na Valyrin, ale nic nie odpowiedziała. Wstała i wzięła kielich dla siebie, w który nalała wina, po czym wróciła na miejsce pijąc powoli.
- Wiem - przyznała Han’kah. - W zasadzie sama mam problemy z Lesenem Vae a i gdybyśmy pewnie chciały, mogłybyśmy zmonopolizować wieszczenia na zasadzie “nie jesteś radosnym posiadaczem macicy to kurwa nie wchodzisz”. Ale czy chcemy konsekwencji takiego założenia? Bo panowie pewnie nie dadzą się zepchnąć poza krąg naszego klubu, za duże profity z tego płyną. Potrzebne nam kłopoty? Ja mam chwilowo dość. Lepiej wcisnąć im w pysk wędzidło i kierować nimi podług własnych oczekiwań niż wykopać poza nawias i nie wiedzieć co samopas knują.
- Nie przesadzasz trochę? - Maerinidia ze złością wstała od stołu, by nalać sobie czegoś zdecydowanie mniej procentowego od krasnoludzkiej gorzałki - Nie zamierzam ich z niczego wykluczać. Ich obecność zwykle ani mnie ziębi, ani parzy... po prostu tym razem zależało mi na szczególnej dyskrecji. Z czego nic nie wyszło, bo postanowiłaś zaprosić Akormyra za moimi plecami, więc pewnie podzielisz się z nim przebiegiem spotkania. Równie dobrze mógł więc zostać. - dodała gniewnie.
- Teraz to ty przesadzasz moja droga - Han’kah chciała już urwać temat. - Zazwyczaj komuś zależy na dyskrecji. A nie możemy ich wypieprzać za drzwi przy każdej okazji.
- Zaproszenie go nie obejmowało.
- odezwała się w końcu Neevrae - I to powinno się uszanować. Nikt nie mówi o spychaniu tych biedactw, ale w końcu nie każdy chce, aby wszyscy byli obecni przy jego wieszczeniu.
- Nieważne -
machnęła dłonią Han’kah. - Skoro Akormyr odpuścił nie będę ciągnęła tematu. Trzeba jednak pilnować żeby panów całkowicie nie ograniczać, bo może się to na nas zemścić. No i Akormyr jest kurewsko biegły w alchemii. Nie wiem jak wy, ale ja liczę, że jeszcze długo długo będzie warzył mi eliksiry.
- Nie on jeden to potrafi
- żachnęła się czarodziejka - Poza tym nikt mi nie powiedział, że na wieszczenie zawsze zaprasza się wszystkich, wręcz przeciwnie... Jeśli na następne wieszczenie Akormyr nie wyśle zaproszenia do mnie, nie będę się wpraszać.
Neevrae machnęła jedynie z poirytowaniem ręką.
- Mężczyźni - zaśmiała się Valyrin - Jak to możliwe, że doprowadzają nas do szaleństwa samym swoim istnieniem?
- To może zaczniemy?
- skwitowała Han’kah. - Wybaczcie jeśli... wprowadziłam zamęt. Chyba nie podejrzewałam rozmiarów katastrofy jaką rozpętam. Może rzeczywiście brak mi wyczucia. Nierzadko nie widzę problemów tam, gdzie widzą inni. I odwrotnie. Ale taka kurwa moja niewdzięczna natura...
Maerinidia zabrała ze sobą kubek z wodą i zasiadła na wprost oka. Wpatrzyła się w kulę tak, jak to widziała u innych na poprzednich wieszczeniach i powiedziała wyraźnie:
- Yazzena Godeep, Erelhei-Cinlu.

Kula zafalowała tworząc obraz pochodzący z prywatnych komnat Yazzeny. Urządzone one były ze zbytkiem, dużo obrazów przedstawiających plan żywiołu ognia.Sama Yazzena grała w karty ze swoim podwładnym, od czasu do czasu pocierając kark.
-Przeklęta Mae i jej tyłeczek. Szybko się zakręciła wokół Matrony, nie ma co.- warknęła pod nosem ognista czarodziejka.
Jej podwładny przytakiwał jej bez entuzjazmu. Widać pomstowanie było częścią natury jego szefowej.
Zresztą pomstowała nie tylko na Mae, ale i na Phyxfein i na Ilivantara i na krawca, który sprzedał jej zbyt obcisły kostium i na służkę, która przyniosła jej niedogotowane warzywa. Pomstowała dla samej sztuki pomstowania.
Potarła kark pytając retorycznie.-Może lepiej wzmocnić ochronę Matki Opiekunki, gdyby ten cały bajzel jaki się wokół kroi przelał się do Twierdzy Godeep?
-Jaki bajzel?- spytał drow, a w odpowiedzi usłyszał gniewną odpowiedź Yazzeny.- Jaki bajzel, jaki bajzel? Wszelki bazjel!
-Mówię ci, coś jest na rzeczy. Shryinda postawiła mój elitarny oddział w stan gotowości. I wspominała coś o szybkiej reakcji na zdarzenia.
- mruczała Yazzena.
-Ona coś wie. Mae coś wie. Nawet Zeyrbyda coś wie... tylko ja nic nie wiem, do licha!- wściekła się drowka upuszczając karty.
Splotła dłonie razem.- Ale nie będzie tak zawsze.
Kolejny drow wszedł do komnaty podając drowce kilka pergaminów.- Raporty z miasta.
Yazzena chciwie je pochwyciła i zaczęła czytać.-Eeech... Mam rację. Mam cholerną rację. Widzisz? Widzisz?!
Drow z którym grała w karty jedynie potakiwał w odpowiedzi bez entuzjazmu. Był niski jak na drowa, był masywny i był łysy.
I był znudzony.
-Dyplomaci krążą jak roje mrówek. Zeyrbyda musi odpowiedzieć co się dzieje. Ta przeklęta drowka jest mi to winna!- rzekla Yazzena ciskając papiery na podłogę.
Maerinidia w miarę oglądania coraz mocniej zaciskała palce na krawędzi stołu. Na wzmiankę o Zeyrbydzie drgnęła lekko, jakby chciała poderwać się z krzesła, jednak natychmiast się opanowała. Nie powiedziała przy tym ani słowa, choć jej oczy ściemniały gniewnie, stając się dwiema ciemnymi otchłaniami.
Neevrae słuchała i oglądała uważnie, wciąż rozdrażniona z powodu zajścia z Akormyrem, ale to rozdrażnienie nie przeszkadzało jej w skupieniu na pokazywanym wydarzeniu. Wręcz wraz z kolejnymi słowami złość zdawała się ustępować... przynajmniej widocznie.
Valyrin jednym okiem obserwowała wydarzenia w wizji, a drugim Maerinindię, która była widocznie wzburzona, choć powstrzymywała się przed wybuchem.
- Potwornie... gadatliwa... drowka - skwitowała Han’kah stukając palcami o blat stołu. - Matka źle jej wybrała miano. Powinna się zwać Yazgottena. Jazgocze i jazgocze...

Obiekt drwin wojowniczki ruszyła do drzwi i niemal wpadł na kolejnego drowa. Yazzena odskoczyła klnąc na czym świat stoi i przerażając biednego posłańca.
-Wiadomość od Tebzar, chętnie się spotka 20 Eleint, na konferencji Xaniqos.-wyjaśnił przekazując ustnie wiadomość.
-Co?! Czemu tak późno? I po kie licho mam leźć na tą bibkę sztywniaków.- jęknęła wściekle Yazzena i zaczęła chodzić dookoła pokoju.- Z drugiej strony Maerinidii tam nie będzie. Tylko największe sztywniaki chodzą na konferencję, a ona jest rozrywkowa.
Usiadła za biurkiem pomstując na Tebzar tym razem.- Zarozumiała suka, myśli że ma mnie na łańcuchu. Takiego wała, jak nie ona to mam inne kontakty. Niech sobie ta dziwka nie myśli, że jest moją jedyną nadzieją.
-To przekazać, że nie ?-
spytał posłaniec nie wiedząc, co zdecyduje Yazzena.
-Tak, nie... nie, tak. Moment.- wyrzuciła z siebie Yazzena. Przez chwilę milczała, zbierając myśli.- Powiedz jej, że się stawię. Tylko niech tym razem ma coś więcej niż tylko gładkie słówka.
Wstała i ruszyła do drzwi, rzucając za siebie do swych podwładnych. -Wrócę później.
Ruszyła korytarzami Twierdzy, najpierw do swej komnaty po bury płaszcz, a potem opuściła Twierdzę kierując się w głąb Getta Rzemieślników.
- Tebzar... - warknięcie wyrwało się zza zaciśniętych zębów czarodziejki - ...wiedziałam... - na koniec coś, co zabrzmiało jak “suka” i Mae znów zamilkła, wpatrując się w poczynania drowki widocznej w kuli.

Długa wędrówka zaułkami miasta, sprawiała wrażenie że Yazzena kluczy. Ale nie oglądała się za siebie, więc nie oczekiwała bycia śledzoną. Mijały kolejne minuty na czekaniu i obserwowaniu, nim drowka w końcu znalazła to co szukała. Ponura speluna o nazwie "Szary pasikonik".
W karczmie nie było zbyt wielu klientów. Niemniej kilku z nich było podejrzanych. Zwłaszcza dwójka duergarów w rogu. Oszramione szare krasnoludy przyglądały się bacznie wchodzącej drowce. Ta jednak podeszła do karczmarza, szepnęła mu coś na ucho.
On skinął głową i spojrzał znacząco na dwójkę szaraków.Ci kiwnęli głowami. I Yazzena bez problemu przeszła na zaplecze, a tam... widzenie się urwało.
Drowka niestety za długo krążyła po ulicach, zanim znalazła ów lokal.
- Za daleko... - jęknęła czarodziejka, ukrywając twarz w dłoniach. Będzie musiała wysłać do tego przybytku kogoś, kto wydobędzie interesujące ją informacje ale...
Nagle wypadła z komnaty, rzucając przez ramię jedynie “ Zaraz wracam...
Rzeczywiście, wróciła szybko, znacznie spokojniejsza, choć nadal podirytowana i znów nalała sobie do pełna krasnoludzkiej gorzałki. Po raz pierwszy od dawna pozwoliła sobie w czyimś towarzystwie aż tak wyraźnie pokazać zdenerwowanie i cieszyła się z tej możliwości.
- Mae - Valyrin zwróciła się do niej, ale spojrzała też na pozostałe obecne przy widzeniu kobiety - Czy chcesz nam coś powiedzieć?
- Ona spiskuje z Tebzar. - ni stąd ni zowąd poskarżyła się iluzjonistka i zamilkła, jakby to oświadczenie wyjaśniało wszystko.
- Ach - Valyrin przytakneła cierpliwie - A kim jest Tebzar?
- Och... Usta Tandyshii, dyplomatka Xaniqos. Kręci się wokół nas od jakiegoś czasu... nie udało jej się omotać ani Matrony ani Opiekunki Świątyni, więc próbuje się do mojego Domu dostać tylnymi drzwiami... ona jest... gładka i śliska. A przecież nie od dziś wiemy, że Xaniqos ostrzy sobie zęby na Godeep. - wyjaśniła szczerze Maerinidia.
- To zaiste niedobrze - Valyrin zmarszczyła szlachetną brew - A ta Yazzena? Nie masz czegoś na nią? Może ją przestrasz, zaszantażuj, przeciągnij na swoją stronę? Odwróć pająka odwłokiem.
- To nie takie proste. - westchnęła czarodziejka Godeep - Ona... my... - zawahała się na moment, ale po chwili kontynuowała - ...Yazzena byłaby najszczęśliwsza, gdyby w prezencie dostała moją głowę na złotej paterze. A co gorsza... w zamian za pomoc w opanowaniu sytuacji w Domu, wywalczyła sobie niezależność ode mnie.
- Cóż - Valyrin zastanawiała się chwilę - Wiesz już, że zdradziła Dom Godeep, według mnie to dość stabilny fundament, na którym można budować dla niej więzienie, lub szafot. Formalna niezależność od Naczelnej Czarodziejki nie oznacza, że Yazzena może robić co chce.
- To oczywiste... - Mae kiwnęła głową - ...tylko muszę jej jeszcze udowodnić, że spiskuje. Poza tym, są tacy, którzy są przekonani o jej lojalności. A ja... boję się, że moja niechęć do niej może zaburzyć moją ocenę.
- Ja tu nie widzę pola do oceny - mruknęła Valyrin - Tylko suche fakty - westchnęła - Coś zrobić musisz. Yazzena jest niebezpieczna dla Domu Godeep.
- Powiadomiłam już kogo trzeba, jak będę wiedzieć trochę więcej, wybiorę się do niej. - Maerinidia zacisnęła pięści - Bardziej mnie martwi, czego ta suka Tebzar szuka na konferencji... - urwała nagle, jakby powiedziała za dużo.
Valyrin zmrużyła oczy.
- Ciekawe - mruknęła, ale nie skomentowała więcej.
- Wygląda na to, że mimo wszystko konferencja Xaniqos nie będzie takim nudnym wydarzeniem. - odezwała się Neevrae - Chociaż raczej zaskoczeniem nie jest, że wplecie się w nią polityka czy intryga. Niemniej... - zerknęła na czarodziejki - Byłabym ostrożna.
Mae wzruszyła ramionami - Może się wybiorę, ale jeszcze nie podjęłam decyzji. - uśmiechnęła się do siebie - Mam ciekawsze zajęcia póki co.
- Ja muszę iść - westchnęła rozdzierająco Valyrin.
- Już? - czarodziejka Godeep była wyraźnie zawiedziona - Szkoda. Może kiedyś uda nam się porozmawiać w spokoju. Dziś rzeczywiście nie jest najlepszy moment na plotki. - starała się uśmiechnąć swobodnie, ale widać było, że widzenie ją wzburzyło.
- Musi iść, w sensie na konferencję... jeśli dobrze zrozumiałam.- zasugerowała Han’kah co Valyrin potwierdziła skinieniem głowy. Wojowniczka od początku widzenia wydawała się dość znudzona. - Widać wszyscy idą tylko nie ja - w ostatnim zdaniu pobrzmiała nuta wyrzutu. - A co do Yazgottenny... Może na dobry początek oświeć swoją Matronę, że sucz biega po dwóch stronach boiska. Z tego co sugerowała na początku to masz ze swoją Matką Opiekunką dość... zażyłą relację - krzywy uśmieszek zadrgał w niekontrolowanej wesołości.
- Z pewnością się o tym dowie... - Mae uśmiechnęła się tym razem szczerze, spoglądając na wojowniczkę i zmierzyła ją wzrokiem - Moja propozycja nadal aktualna, jakbyś miała ochotę na równie zażyłe...stosunki.

Han’kah przez chwilę wpatrywała się w czarodziejkę jakby poważnie rozważała propozycję. Naraz pionowa zmarszczka przeszyła jej czoło a sierżant parsknęła gromkim śmiechem.
- Jesteście niemożliwe. To jakiś przewrotny zakład, hm? Kto zmiękczy panią sierżant? Dajcie spokój - machnęła dłonią. - Wielka jątrząca się szrama na moim pysku czyni twoje słowa Mae mało wiarygodnymi, jakkolwiek - potrząsnęła głową.- rzeczywiście jest to na swój sposób zabawne.
- Blizny nie zawsze szpecą - iluzjonistka wzruszyła ramionami, wzdychając cicho - I mimo, że chętnie poszukałabym, czy nie masz ich więcej... - tu uśmiech rozjaśnił na chwilę jej oczy - ...obawiam się, że będzie to musiało zaczekać do następnej okazji. Wygląda na to, że czeka mnie dziś mnóstwo spotkań.
- Nie sądzę by była ku temu jakaś okazja
- Han’kah podniosła się z krzesła. - Ani dziś... ani kiedykolwiek. Do widzenia paniom - skinęła z subtelnym uśmieszkiem błąkającym się po ustach i ruszyła do drzwi.
Nim opuściła zasięg słuchu, Valyrin powiedziała głosem pełnym zdziwienia.
- Właściwie to dlaczego jeszcze się o to nie założyłyśmy?
- Nie mam pojęcia -
głos Maerinidii wyrażał bezbrzeżne zdumienie - Więc się załóżmy...tylko o co?
- Hmm -
Valyrin potarła brodę, kontemplując tę zagwozdkę - Skoro zadanie jest niemal niemożliwe, to należałoby znaleźć jakąś odpowiednio bezcenną nagrodę.
- Może sama NIEzainteresowana coś podpowie? - Mae roześmiała się cicho.
- Ot i koncept - Valyrin klasnęła w ręce zwracając się w stronę wycofującej się wojowniczki - Co by było adekwatną nagrodą... albo karą?
Neevrae uniosła brew i pokręciła głową.
- Chyba jednak za mało obowiązków ma się na wysokich stanowiskach. -
zaśmiała się cicho.
- Cóż... jakieś rozrywki nam też się należą - iluzjonistka mrugnęła porozumiewawczo do przyjaciółki.
Han’kah zatrzymała się w progu.
- Poważnie? - pokręciła z niedowierzaniem głową. - No dobrze... Jeśli któraś z was trzech zdoła uwieść mnie w ciągu... miesiąca - ta wygrywa. Ale żadnych czarów, uroków, ziół i wspomagaczy. Jeśli żadna nie zdoła zmiękczyć mi kolan - ja wygrywam. Wygrany może każdemu z przegranych wyznaczyć jedno zadanie, w granicach zdrowego rozsądku oczywiście. Dodatkowo przewodzi podczas wspólnego spotkania przy świecach... Neev wyjaśni wam o co chodzi ze spotkaniem przy świecach - puściła kapłance Aleval oko. - To będzie zabawne urozmaicenie. Choć... możemy się o nie pokusić i równolegle do trwającego zakładu. Ale bez przymusu gadania.
- Z nas trzech? Widzę, że już podjęto za mnie decyzję, co?
- Neevrae odparła rozbawiona przynajmniej na chwilę zapominając o Akormyrze.
Valyrin zaśmiała się radośnie. Podobał jej się ten cudownie wydumany pomysł. Podobał się bo odciągał uwagę od okrutnej rzeczywistości.
- W takim razie domagam się randki - uśmiechnęła się do Han’kah, ale gdy dodawała, że chce jej po konferencji zmarszczki rozbawienia w kącikach jej oczu odrobinę się spłyciły.
- Czemu nie. Spotkam się z każdą z was, zaskoczcie mnie - rozłożyła ręce. - Ale uprzedzam, jak ktoś mnie dotyka bez pozwolenia zazwyczaj słychać później chrzęst łamanych kości - ostatnie zdanie wypowiedziała zdecydowanie zbyt poważnie.
Valyrin zaśmiała się.
- Będę trzymać rączki przy sobie - puścił do kobiety oko, ciągnąc żart - Będziesz mnie mogła nawet związać żeby się upewnić.
- Albo zostaniesz związana na początek... tak na wszelki wypadek... -
iluzjonistka wpadła przyjaciółce w słowo.
- No proszę, wreszcie jakieś atrakcyjne propozycje.... - jeśli Han'kah nie mówiła poważnie to nie dało się tego wyczytać z jej twarzy. - Do zobaczenia miłe panie - drowka ostatecznie opuściła pokój.
Neevrae westchnęła lekko.
- Zakład...
W oczach Valyrin pojawiły się ogniki antycypacji.
- Och, jej... - złapała się za policzki - Jak myślicie, czy ona mówiła serio?
- Nawet jeśli nie... czy to ważne?
- Mae zachichotała - Randka z Han'kah niezależnie od wyniku będzie ciekawym doświadczeniem. A teraz wybaczcie, idę obmyślać plan. - pomachała towarzyszkom na pożegnanie i zniknęła, gdy tylko przekroczyła próg komnaty.
Neevrae ponownie westchnęła i wyszła z pomieszczenia, po czym skierowała się za Han’kah.
Valyrin siedziała jeszcze przez chwilę samotnie i popijała kolorowy likier, uśmiechając się do swoich myśli.

abishai 18-07-2013 21:30


20 Eleint 1372; dzień 50;Eerelhei-Cinlu
Maerinidia Godeep; Valyrin l’Ssin Despana; Akormyr Shi'quos



Pozornie zapowiadał się spokojny cykl. Wszak cóż miało się wydarzyć?
Ot konferencja Xaniqos, zwykle wzbudzająca tyle emocji, co kłótnia biedaków o truchło szczura.
Nawet parada najpotężniejszych magów w mieście nie wzbudzała sensacji, mimo że wśród nich brakowało jedynie Naczelnej Czarodziejki Aleval. Z drugiej jednak strony, kto by ją rozpoznał?
Goście się schodzili powoli. Ich ciała okrywały długie płaszcze z kapturami. To była konferencja magów, minimum szacunku dla tradycji było wymagane.


Na gości czekał już sam Naczelny Mag Domu, Isar’aer. Mimo dość demonicznego wyglądu, niezwykle usłużny i uprzejmy samiec. Witał przybyszy na konferencję osobiście i każdemu przydzielał służkę lub sługę który miał zaprowadzić maga w głąb twierdzy Xaniqos. Tylko dobrze go znające drowy zauważyły nerwowość większą niż zazwyczaj.
A potem goście ruszyli korytarzami Twierdzy Xaniqos prowadzeni przez swych przewodników.


Twierdza ta nie była tak imponująca jak inne twierdze w Erelhei-Cinlu, niemniej i tak robiła wrażenie. Podążali czarnymi korytarzami do olbrzymiej sali konferencyjnej. Było tam wielkie podium dla mówców, były stoły z zakąskami. Było kilka bocznych korytarzy i nic więcej.
Konferencja miała być czysto akademickimi rozważaniami na temat natury magii, innych światów i wszystkiego co ekscytowało czarodziei.
W korytarzach otaczających salę toczyły się rozmowy prywatne rozmowy. Korytarze pełniły rolę kuluarów.
Ale mimo to jakieś napięcie czuć było i w sali konferencyjnej. Mimo że wykłady nie były ciekawe tylko dla entuzjastów danego tematu. Prośba samej Matrony zmusiła samego Quevauna do rozpoczęcia wykładu.
-Potencjał nekromancji, a moce ilithidów. Otóż...- zaczął. I wtedy uderzył pierwszy dzwon.
W Cienia uderzył szmaragdowy promień, który go nie zranił, ale otoczył zielonym blaskiem.
-Co do wszelkich czar...- zdziwił się zaskoczony mag. Tymczasem w kierunku niego gnał przyspieszony magicznie Nihirizz chroniony kamienną skórą. Pierwszy cios poderwał ciało Quevauna w górę, drugi... posłał go z impetem na ścianę przez całą salę. Kilka kości pękło. Cień osunął się na podłogę Po chwili jednak z niej wstał.


Iluzja skrywająca jego prawdziwą postać uległa zniszczeniu. Lich była starym i zasuszonym truchłem o przegniłej twarzy i resztkach włosów desperacko czepiających się przegniłej czaszki.
Oparł się na kosturze i zaśmiał.- Błąd. Wiedziałem, że coś się święci odkąd mój uczeń zaczął potajemnie wydawać polecenia moim podwładnym. Może oczy mi przegniły, ale nadal dobrze widzę. Gramy w otwarte karty? Więc spuszczę mojego psa...
Zaśmiał się chrapliwie, a wisiorek na jego kosturze rozbłysł różowym blaskiem i rozsypał się w proch.


- A teraz czas na was!- wrzasnął widząc zbliżającego się ku niemu Nihrizza i serie magicznych pocisków nadlatujących z różnych stron. Zerwał jakąś sakiewkę i rozsypał proch... Z którego wyłoniły się dwa nieumarłe giganty.


Mumie dwa razy wyższe od przeciętnego drowa i uzbrojone w olbrzymie miecze. Stwory te ruszyły na zebranych magów.
Zapanował chaos.

Han’kah Tormtor


Pierwsza misja. Jakie będą następne? I czy będą jakieś następne?
Wiedziała, że została mistrzowsko rozegrana. Że Matrona Tormtor pokierowała nią jak marionetką wykorzystując zarówno jej obawy jak i ambicje. Że w ciągu kilku rozmów poznała jej naturę lepiej niż ona sama.
Powoli się zbierali wszyscy, robiło się tłoczno... a gorączka przedbitewna udzielało się wszystkim
Na koniec weszła do komnaty jeszcze jedna... drowka. Jej ciało pokrywał mistyczny tatuaż, jej oczy błyszczały od pewności siebie.- Jestem Ghyrtis... Mam być obserwatorką z ramienia Lirdraeny i oceniać wykonanie zadania. Poza tym... - rozejrzała się po zebranych.- Nie mów mi, że nie przyda wam się ktoś, kto na polu bitwy zaradzi waszym ranom, co?
Lirdraena więc postanowiła mieć na Han’kah oko. Nie było to zbyt zaskakujące. Ta misja wydawała się zbyt ważna. Co gorsza... Baldiir się spóźniał, a oni mogli już dłużej czekać.

Spotkanie mieli wyznaczone na konkretny dzwon w konkretnym miejscu, z bezwzględnym przykazaniem, by się nie spóźnili. Prowadzenie przez Han’kah podwładni byli cisi i skupieni. O wiele lepsza armia, niż orkowie. Byli cieniami przemykającymi przez miasto.
Na miejscu spotkania czekała na nich zakapturzona kobieca postać w płytowej zbroi. W jej dłoni tkwiła klepsydra w której piasek się przesypywał powoli, odmierzając czas do jej odejścia stąd. Zdążyli, gdy klepsydra była w połowie pełna. Tajemnicza drowka poprawiła kaptur płaszcza i rzekła cicho.- Za mną.
Ruszyła w kierunku Twierdzy Shi’quos stanowczym krokiem zbliżając się do litej ściany, która rozstąpiła się przed nią cicho. Ruszyli w górę po schodach, gdy mówiła cicho.- Trzymajcie się blisko mnie, jeśli nie chcecie stać ofiarą jakiejś pułapki lub zwierzątka.
Pojawiły się pierwsze z nich szybko. Małe stworki przypominające dridery, ale wielkości psa syczały na widok Han’kah i szeptały coś cicho w swym języku.
Ich przewodniczka odpowiedziała karcąco im te rozstąpiły się na boki przed Han’kah i jej drużyną patrząc jednak na nich z nienawiścią.
Ruszali cicho korytarzami Twierdzy spoglądając na niepokojące płaskorzeźby przedstawiające dziwne wynaturzenia mogące się zrodzić jedynie w głowach szaleńców. Te potwory z rzeźb nie były nawet okrutne czy straszne, ale... całkowicie obce.
Nagle na ich drodze stanęło kilku młodych nekromantów i strażników Domu Shi’quos.
Zaskoczyło to zarówno przewodniczkę drużyny Han’kah jak i samych strażników i czarodziei Domu.
-Co wy tu robicie?- sarknęła przewodniczka.
-Kim jesteście i co wy tu robicie?- warknął jeden ze strażników, tylko denerwując przewodniczkę. Co ciekawe "małe dridery" stanęły po jej stronie wzbudzając lekką nerwowość u magów i wyraźne spuszczenie tonu przez strażników.
-To ja tu zadaję pytania, sprowadź tego głupca który tu rządzi.- warknęła gniewnie zakapturzona drowka.
Strażnik ocenił sytuację. Miał przeciw sobie kilkanaście drowów gotowych do boju i spiderlingi w liczbie około dziesięciu. Za sobą miał czterech nekromantów i czterech strażników.
Niby siły były wyrównane, ale jakoś w to wątpił. Posłał po swojego przywódcę. Drow przybył wściekły i zagniewany, iż oderwano go tak ważnego zadania.
-Co wy tu robicie. To teren zamknięty.- warknął gniewnie.
-A ja się pytam kto ci wydał taki rozkaz?- odparła zakapturzona drowka.
-Co ty sobie myślisz sam...- nie dokończył wiedząc, że może posunąć się za daleko. -Rozkazy wydaje mi oczywiście Nathynrae Shi’quos, naczelna kapitan straży Domu, więc zabiera...
Szybki ruch miecza, silny cios doświadczonego zabijaki. Zakapturzona drowka rozpłatała brzuch drowowi, zanim dokończył zdanie.
-Nie wydawałam ci takiego polecenia psie...-syknęła zrzucając niedbale płaszcz z głowy.


I trzymając w dłoni jakąś czaszkę spojrzała na pozostałych strażników i nekromantów.- Ten kto się podda, żyje... reszta ginie.
Strażnicy od razu złożyli broń, magowie zabrali się za szybkie rzucanie czarów i... trzy czarne błyskawice rzuciły się na nich.
Relonerin był pierwszy. Dopadł czarodzieja i wyprowadził grad ciosów. Jego pięści stały się rozmazanymi plamkami przerabiającymi twarz drowa w miazgę, a klatę piersiową gruchocząc błyskawicznie. Han’kah mogła się zorientować czemu jej Tarmyr rar’ przegrał... i jak wiele miał szczęścia.
Łańcuch Greytona owinął się błyskawicznie wokół szyi drugiego, dusząc możliwość rzucenia jakiegokolwiek czaru. Po chwili i sam Greyton był przy ofierze i szybko zakończył jej żywot.
A Han’kah nie dbając o szczególną finezję rzuciła w stronę trzeciego krótki miecz, który wszedł w gardło po samą rękojeść. Sierżant jednym susem znalazła się przy swojej ofierze i wyszarpnęła klingę nim nekromanta zdążył jeszcze dotknąć ziemi.
-Ty i ty...zabierzcie to ścierwo do kapłanek.- wskazała dwóch strażników, po czym poinstruowała.- Niech wydobędą z niego całą prawdę. Ty,ty i ty... przekażcie reszcie strażników, że mają wracać na stanowiska z rozkazu Naczelnej Kapitan Straży Domu. Ten kto nie posłucha, dostanie dziesięć plag nahajką.
Spojrzała na towarzyszące jej drowy i rzekła.- A my ruszamy. Do pierwszego wieczornego dzwonu już mało czasu.
Rzeczywiście... drużyna pospieszyła pędząc za drowką trzymającą w dłoni czaszkę, której oczodoły co jakiś czas błyskały niebieskim światłem. Był to pewnie jeden z kluczy blokujących pułapki Domu.
Wkrótce dotarli do komnat, po drodze usuwając kilkunastu pomniejszych nieumarłych.
Drowka wskazała dłonią.- Idźcie tym korytarzem do końca. Wasz cel jest na jego końcu. Wyłączone są pułapki, więc powinniście mieć tylko jego golemy za wroga. Wiecie co czynić.

Ruszyli...
Z każdym krokiem byli bliżej jego komnat, bliżej wykonania misji. Trzeba przyznać że stary mag miał dość konserwatywne gusta. Od zdobienia w kształcie czaszek, szkieletów i piszczeli. Bardziej podkreślić fakt, że jest nekromantą chyba nie potrafił.
Gdy byli przy drzwiach okazało się że jednak można... w postaci zmumifikowanych sług robiących za wieszaki na szaty.
Tam też grupa Han’kah zobaczyła swój cel. Zdobione klejnotami olbrzymie żelazne golemy


… nie wydawały się może groźne. Nawet mimo swego wzrostu. Przewyższały bowiem Han’kah o półtora metra. I drgnęły na widok intruzów wkradających się do komnaty. Potężne i masywne konstrukty ruszyły w kierunku swych celów. Osiem żelaznych maszyn do mordowania.


- Nie są chyba aż tak.. groźnie.- szepnęła Keldrea chowając się za Han’kah, choć jej ton głosu i spojrzenie mówiły co innego.
Han’kah zacisnęła dłonie na swych mieczach. Walkę czas zacząć.
Za chwilę zabrzmi dzwon...

Neevrae Aleval


Cykl wieczorny zapowiadał się spokojnie i cicho. I mile spędzony, bo brat zaprosił do siebie na pogawędkę. I napary relaksujące oczywiście.



Ostatnio cykle dla Neevrae były pełne wrażeń i ekscytujące. Tyle się działo i tyle miało się wydarzyć w przyszłości. Rileyn był dla kapłanki, spokojnym statecznym głazem w jej ostatnio chaotycznym życiu.
Tym stałym punktem odniesienia. Rozmowy z nim zawsze były dla niej przyjemnością... a czasami były nawet zabawne.
Czarodziej był uśmiechnięty. Ilivara ostatnio była zbyt zajęta różnymi sprawami, by dręczyć swe rodzeństwo. Z czego drow był zadowolony. Był też ciekawy jak idą Neev jej przygotowania do imprezy.
Choć starał się wypytać dyskretnie i subtelnie udawał brak zainteresowania.
To był wyjątkowo relaksujący i cichy wieczór. Pierwszy wieczorny dzwon zabrzmiał i...


Rozległ się głośny huk z zewnątrz. A potem ni to skrzek ni to ryk, kolejnych huk... Kolejny skrzek.
Jakieś wrzaski. Neevrae podbiegła go okna i zobaczyła.


Olbrzymią ośmio-metrową bestię wyłażącą z twierdzy Shi’quos i zabijającą wszystko co napotykało na swej drodze. Towarzyszyła mu chmara nieumarłych i rój owadów wylatujący z ropieni na jego gnijącym cielsku. Bestia wyglądała trochę jak szczur, trochę jak jaszczurka.
Jej ciało toczył trąd, ale potworowi to nie przeszkadzało w sianiu niszczenia.. Burzył budynki zabijał przeciwników i kroczył pewnym krokiem w kierunku Twierdzy Despana.

20 Eleint 1372; dzień 50; Icehammer

Lesen Vae


Rozkazy padły, szyki zostały sformowane,plany przygotowane...
Czas było wprawić je w ruch, rzucić kości i zagrać z przeznaczeniem o całą pulę.
Armia ruszyła spięta i gotowa do walki, zwycięstwo albo śmierć. Nie było chyba innych alternatyw.
Początkowo wyprawa nie zapowiadała się ekscytująco. Miejscowi tropiciele szli na przedzie nie znajdując zbyt wielu śladów. Jaskinie którymi wędrowali były duże i pojemne... Idealne dla driderów.
Oddziały były ciche i karne. Zagrożenie było wystarczająco potężne, by nawet orki wiedziały, że tym razem to nie przelewki. Niemniej póki co było frustrujące błądzenie po jaskiniach.
Aż w końcu.. złapano trop.
Z początku Lesen uznał to za szczęśliwy dar losu, ale potem... trop był zbyt wyraźny i zbyt łatwo się go było trzymać.
Trop był przynętą dla niego. Ale czy miał go porzucić? I dalej błąkać się po jaskiniach.
Nie miał wyboru...
Musiał podążyć wraz ze swą armią, musiał zaryzykować... mimo, że wiedział iż to pułapka.
Inaczej czekały go kolejne cykle spędzone tutaj, na ściganiu driderów.
Lesen był pewien, że ktoś poinformował driderów, był pewien że one czekają w wybranym przez siebie miejscu, by stoczyć bitwę na ich warunkach. Był pewien i miał rację.


Dridery w liczbie dwudziestu czekały już na wojska Lesena w olbrzymiej jaskini.


I były bardziej niż uradowane na ich widok. W końcu rzadko kiedy posiłek jest z dostawą do legowiska.
Jaskinia była pełna pajęczyn. Drowy i dridery znajdowały się na jej przeciwległych końcach.
Samice i samce... niegdyś dość potężne drowy Erelhei-Cinlu. Niektóre twarze były znane Lesenowi, choć dawno nie kojarzyły się mu z żadnym z imion. Cała jaskinia była pełna mglistych oparów, tak więc podłoża w zasadzie widać nie było. A dridery ruszyły po ścianach i suficie do swych ofiar.
-Kurde... będzie ciężko...- wyrwało się jednemu z orków. I Lesen wiedział, że ma on rację.

Zell 20-07-2013 19:32


Część I

Neevrae patrzyła w osłupieniu na scenę rozgrywającą się w mieście. To co się działo tak nagle zburzyło spokój, jak się okazało, pozorny, że przez chwilę utrzymało kapłankę zdezorientowaną.
- Co do... - wydusiła z siebie nie kierując tych słów do nikogo. Neevrae spojrzała w kierunku, w którym poruszała się bestia i jej oczy zwęziły się. Despana. Czy Valyrin tam była? Nie, chyba konferencja już się zaczęła... Mimo tego Naczelna Czarodziejka na pewno pobiegnie bronić Domu z wrodzoną sobie żywiołowością, a bezbronną nie można było jej nazwać. To wszystko jednak mogło odbić się silniej niż tylko na Despana. Ten stwór był problemem i mógł się okazać wraz z towarzyszącymi mu nieumarłymi zagrożeniem dla samego miasta. Kapłanka zastanawiała się także czy zmobilizowani zostaną magowie znajdujący się na konferencji. Akormyr, Maerinidia... Faerzzen. Neevrae nie chciała w takim wypadku po prostu patrzeć.
- Rileyn. Muszę tam iść. - otrząsnęła się z pierwszego szoku i skierowała do wyjścia z komnat.
-Nie nie musisz! A już na pewno nie pójdziesz tam sama!- braciszek ruszył za siostrą wyraźnie równie zszokowany tym widokiem. Ruszył za nią.- Zresztą co ty chcesz zrobić, jesteś dyplomatką. A ten stwór... jest tak duży, że już pewnie wszyscy go widzieli...
Miał rację. Nie tylko Neev opuściła komnatę brata. Na korytarzu pełno było zszokowanych magów, którzy rozmawiali między sobą. Głównie młode czarodziejki i czarodzieje, niedoświadczeni i o słabym potencjale.
- Daj spokój. Moje umiejętności nie ograniczają się do ładnego uśmiechu, potrafię sobie dać radę. - mruknęla. Kierowała się do swoich komnat.
-Ale ale... widziałaś jakie to jest wielkie?!- brat był nieprzejednany i ruszył za nią.
- Widziałam, jak i widziałam resztę tych nieumarłych. - parsknęła. Kiedy dotarła do komnat wyciągnęła swoją zbroję, miecz i nieużywany zazwyczaj bat. Zaczęła szybko się przebierać z szaty w bluzkę i spodnie oraz pełniejsze buty i zakładać na to zbroję.
-Nie puszczę cię samej! To samobójstwo. Ile zresztą zdziałasz przeciw tej bestii... Jedna drowka?-warknął gniewnie odwracając się plecami do siostry.
- Jedna drowka i masa innych obrońców, bracie. - Neevrae przebrała się i umocowała miecz przy pasie.
-To i tej jednej drowki... nie trzeba tam. A jak coś ci się stanie? Co ja wtedy zrobię?- nie dawał za wygraną.
- Dam sobie radę. - mruknęła i skierowała się do wyjścia z komnat - Ty też sobie dasz radę, chociaż tego testować nie będzie trzeba, bo wrócę żywa.
- Bo tego dopilnuję.- uparł się czarodziej.
- Jak chcesz tego dopilnować? - Neevrae szła korytarzem w kierunku wyjścia.
-No... Idę z tobą.- bąknął cicho pod nosem drow.
- A co ja zrobię, jak się tobie coś stanie, co? - mruknęła.
-No to przynajmniej będziesz wiedziała jak się czuję.- burknął rozeźlony mag.
- Ty zdajesz sobie sprawę, że najprawdopodobniej zostaniemy rozdzieleni?
-Tego nie wiesz.- odparł buńczucznie mag.
- To walka Rileyn. - Neevrae zatrzymała się - Niczego nie można być pewnym. - bez zwłoki zaczęła modlitwę. Magia obmyła najpierw jej miecz, a druga z modlitw sprawiła, że także zbroja została nasycona magią. Po tym Neevrae uparcie szła dalej.
-A ja to niby kto jestem? Uczyłem się także magii bojowej.- odparł dumnie czarodziej.
- To pocieszające. - spojrzała na brata - Więc będziesz miał szansę pokazać na ile byłeś pilnym uczniem.
-Jesteś szalona wiesz.- burknął Rileyn splatając ramiona razem.- Wiesz przynajmniej co robić? Masz jakiś pomysł na tą abominację?
- Najpierw to trzeba się do niej przebić. - odparła z dzikim uśmiechem - Później przyjdzie czas na improwizację. Mam swój mały arsenał.
-Z naciskiem na mały...- odparł ironicznie drow.
- Przestań wreszcie zrzędzić. - pokręciła oczami - Albo w to wchodzisz, albo zostajesz. Jeżeli idziesz ze mną to weź chociaż, na Lolth, jakąś broń i coś magicznego do ochrony.
-Mam swoje czary. Nie używam broni. I wszystkie magiczne przedmioty noszę przy sobie.- odparł czarodziej, po czym kontynuował.
-Mówisz jakbym miał wybór. Mogę cię jeszcze ogłuszyć.- wystawił język najwyraźniej niezadowolony z pomysłów siostry.- Nie możemy tam Ilivary posłać? Na pewno wtedy jakaś poczwara by zginęła.
- Koniec marudzenia. Mamy co mamy i to, co nam Lolth ofiaruje.
-Lolth z pewnością nam nie ofiarowała tego szkaradztwa...- drow westchnął smętnie i ruszył za siostrą.
Na dziedzińcu panował zamęt, z którym walczyło kilkoro wysokiej rangi oficerów. Najwyraźniej Mevremas już zadecydowała o wspomożeniu Despany i jej oddziały szykowały się do wymarszu. Niestety pośpiech sprawił, że nie szło to tak zgrabnie i szybko jak powinno.
Neevrae podeszła do jednego z oficerów.
- Nie możecie ich opanować?
-Eeee co?- zaskoczony drowi oficer zamarł słyszcząc jej słowa. Skłonił się szybko i spytał.- O co pytałaś pani?
- Mówię o nich. - Neevrae wskazała ręką na zamęt - Powinniście już wyruszyć, a widzę, że do wyruszenia jeszcze daleko.
-Nie, nie... poradzimy sobie. To tylko kwestia autorytetu i kompetencji i planów tych z góry.- wyjaśnił pospiesznie oficer.- Wszystko jest w dobrym porządku.
-Chodźmy stąd...- szepnął do ucha Neevrae jej brat.- Oni są zajęci wojskowymi sprawami, nie ma w co się w nie wtrącać.
- Potrzebuję ochrony. Jakiegoś małego oddziału. - odezwała się do oficera i błysnęła mu w oczy insygnium - Jestem dyplomatką Aleval.
-Eee.... tak...- rzekł drow i krzyknął.- Jarghar bierz swoich zielonych wypierdków i pilnujcie bezpieczeństwa tej drowki. Zrozumiano?
Zielonoskóry ork popatrzył wpierw na swego szefa, a potem na Neevrae i znowu na szefa. Skinął głową i warknął coś w ich języku.
- Dobrze. - zerknęła na brata i uśmiechnęła się po czym ruszyła do wyjścia z Twierdzy.
A za nią brat i dziesiątka orczych piechurów pod dowództwem sierżanta.
Ruszyli w kierunku ryczącej bestii otoczonej zgrają owadów. Przemierzali ulice wkierunku przeciwnym do uciekających w drugą stronę cywilów. Bo choć bestia kierowała się w kierunku Despana to nieumarli ją otaczający już nie. Ci rzucili się na wszystkie strony atakując i zabijając każdą żywą istotę jaką napotkali. Tym bardziej, że robactwo żyjące w ciele bestii reanimowało każdego trupa, jakiego stwór zostawiał na swej drodze.
Na szczęście podległe Neevrae orki radziły sobie zarówno z przebijaniem się do przodu, jak i z likwidowaniem pojedynczych nieumarłych.
Neevrae uparcie szła do przodu w stronę bestii, trzymajac miecz w dłoni i wypatrując każdego zagrożenia, które miało się przebić do niej. Wypatrywała także nekromantów, którzy powinni znajdować się gdzieś w pobliżu...
- Rileyn. - zwróciła się do brata - Czy nekromanci muszą wciąż trzymać tę bestię pod kontrolą? Idzie w końcu wprost do celu.
-Chyba żartujesz... tak potężnego stworzenia nie da się kontrolować za pomocą prostej nekromancji.- odparł Rileyn.- Zresztą nie jestem pewien czy to stworzenie jest nieumarłe.
- Więc mnie oświeć jakim cudem jest ono tak ukierunkowane na Despana? - mruknęła - Mówisz, że to wciąż może... żyć?
-Nie mam pojęcia... nie mam zielonego pojęcia co to jest.- wyjaśnił Rileyn, podczas gdy spanikowany tłum narastał. Huk walących się budynków mieszał się z okrzykami strachu, krokami spanikowanego tłumu i brzęczeniem setek owadów. I w te właśnie owady poleciały pierwsze kule ognia. Magowie włączali się do walki o Twierdzę Despana.
- Kiedy będziemy dostatecznie blisko to sprawdzę tego naturę! - krzyknęła poprzez wrzawę do brata - Na razie musimy przedostać się do reszty obrońców Twierdzy!



Przy twierdzy już armia czekała już przed Twierdzą Despana, karna i gotowa do walki.
Sama Wilczyca siedziała już na wielkim pająku bojowym.
Dookoła niej oddziały drowów dowodzone przez kapłanki.


Kusznicy mieli już bełty w kuszach. Orkowie szykowali się do boju. Były nawet ogry zakute w potężne zbroje. I kapłanki pod wodzą Filfvae wzywały demony z Pajęczych Otchłani... Królestwa Lolth.
- Mam nadzieję, że nasi niedługo się zjawią... - mruknęła ni to do siebie, ni do Rileyna. Zerknęła na kapłanki Filfvae, po czym sama zaczęła przyzywać na pomoc dwa demoniczne pająki.
To co przyzwały służki Filfvae było większe i potężniejsze. Oprócz zwykłych pająków, wezwały także i bebilithy.


Stwór się zbliżał otoczony chmarą owadów jak i latających magów. Ale i nie tylko on. Od Twierdzy Tormtor zbliżały się wojska władczyni miasta dowodzone przez jej córkę. Od Domu Aleval posiłki wzmocnione dużą ilością czarodziejów.
A forpoczta bestii w postaci szalonych nieumarłych niczym stado wilków gnała wprost na Twierdzę Despana.
-No chłopcy i dziewczęta. Ktoś chce złożyć nam wizytę. Powitajmy skurwysyna tak jak na to zasłużył!- ryknęła głośno Shehirae unosząc nad głowę miecze o dwóch ostrzach. Odpowiedział jej głośny ryk wydobywający się z tysięcy gardeł jej podwładnych.
Neevrae uśmiechnęła się do siebie. Co było nawet dla niej dziwne nadchodząca walka wprawiała ją w dobry nastrój. Kolejna modlitwa, kolejne zaklęcie nałożone na miecz, mające uczynić go szczególnie bolesnym dla nieumarłych, a następna zwiększyć jej własne możliwości bojowe dzięki łasce bóstwa.
- Trzymaj się z tyłu, braciszku i nie spopiel mnie czymś. - kolejny uśmiech - To będzie... ekscytujące.
Ziemia się trzęsła... Stwór był coraz bliżej.
-Szykować broń!- krzyknęła Wilczyca, z uliczek wypełzly nieumarłe kreatury i rzuciły się z wrzaskami na oddziały broniące dostępu twierdzy.
-Ognia!- ryknęła Matrona i bełty niczym setki żądeł uderzyły w potwory spowalniając ich atak.
-Ogniem ich!- wrzasnęła Filfvae i w nieumarłych uderzyły słupy ognia. Tworząc niemalże ścianę żaru wysoką na kilka metrów.
Dwóch nieumarłych się przez nią przedarło i poparzeni zmierzali wprost na Neevrae i jej oddział.
Neevrae chwyciła pewniej miecz i odczekała kilka sekund, aby nieumarli sami podeszli do niej i do jej oddziału. Dopiero teraz miało się okazać na ile przydatny był trening oraz jak wiele sama kapłanka z niego wyniosła. Ustawiła się tak, aby być zagrożeniem dla jednego, aby drugi zmierzał na jej oddział. Kiedy znalazł się już w jej zasięgu zaatakowała tnąc w jego szyję.
Co okazało się całkiem.. łatwe. Jako że oszalały stwór bezmyślnie rzucił się na nią chcąc wgryźć się w jej szyję. I rozpadł się w mgiełkę po rozpłataniu mieczem szyi.
Orki nie miały jednak tak łatwo próbując powstrzymać truposza rzucającego się do ich gardeł.
A Rileyn wolał zachować zaklęcia na coś... potężniejszego.
Neevrae bez słowa doskoczyła do drugiego truposza, z którym męczyły się orki i cięła w jego plecy. Na razie nie myślała o tym, co dopiero kroczyło w ich kierunku. Jeden problem na raz.
I ten stwór rozpadł się w mgiełkę zniszczony nasączonym boską magią orężem. To było łatwe... zbyt łatwe. Ale wszak owe stworki nie stanowiły nawet ułamka potęgi ich stwórcy. Który nachodził wzbudzając drżenie budynków.
Kapłanka odgarnęła włosy z czoła. Wypatrywała uważnie prawdziwej bestii, aby móc sprawdzić czy jest ona nieumarła, kiedy ta tylko będzie już w zasięgu.
Stwór burzył kolejne budynki na swej drodze ryczał i uderzeniem dwóch macek wyrosłych mu z grzbietu odpędzał od siebie latających magów atakujących go ze wszystkich stron.
Ci częściej zresztą niż z samym stworem walczyli z rojami czerwonej szarańczy wylatującej z jego wrzodów.
-Katapulty i balisty ...Ognia!- krzyknęła Wilczyca i mury twierdzy plunęły kulami ognia, błyskawicami i też tradycyjnymi głazami, niszcząc budynki, truposzy... czasem i magów. Ale przede wszystkim zalewając pociskami stwora.
- To ścierwo jest nieumarłe. - zwróciła się do Rileyna - Bardziej mnie zastanawia kto takie stworzył...
-Tylko sam Cień, kto inny?- rzekł czarodziej z przerażaniem patrząc na zbliżającego się stwora.
Neevrae zmrużyła oczy i przeklęła. Cień. Ciekawe czy Akormyr mógł o tym coś więcej powiedzieć..
-Szarańcza!- wrzasnął Rilyen inkantując czar i posyłając kulę ognia w lecący na nich rój. Tymczasem oddziały orków wkroczyły do boju ruszając wprost na bestię i nieumarłe niedobitki, podobnie jak stworzenia przyzwane przez kapłanki.
Neevrae stanęła obok Rileyna i sama wyszeptała modlitwę, po czym dotknęła ramienia brata. Cienka, delikatna bariera oplotła ciało czarodzieja.
- Zajmuj się szarańczą... - zacisnęła dłoń na rękojeści miecza patrząc jak przyzwane przez nią pająki idą w bój.
Zaatakowany ze wszystkich stron potwór miotał się walce atakując przeciwników to mackami, to paszczą... Pazurami uderzał w atakujących go orków, zmieniając pole walki w rozlewisko krwi i wnętrzości. Głównym problemem okazały się dla niego bebilithy... ale dla drowów na tyłach najbardziej uciążliwa była owa szarańcza. Tym bardziej, że ze wrzodów wyraźnie rozdrażnionej bestii wylatywały kolejne roje.
Drowka skrzywiła się i zerknęła na brata.
- Jak długo będziesz w stanie odpierać szarańczę?
-Bardzo długo.. ale tylko od nas.- rzekł Rileyn wypowiadając słowa magii i stawiając ścianę wiatru pomiędzy sobą a atakującymi rojami robactwa.
- Przynajmniej tyle... - mruknęła i zaczęła wypowiadać słowa kolejnej modlitwy. Wskazała na szamoczącą się bestię tak, aby słup ognia trafił ją w łeb.
Uderzenie ognia prosto w głowę zaskoczyło potwora na moment rozkojarzając go. Jeden z przyzwanych bebilithów skorzystał z okazji i rzucił się, zaatakował szponami jego krtań. Cios śmiertelny dla istoty żywej. Nie dla tego stwora. Zamach na oślep macką powalił demona, a potężna pazurzasta łapa zmiażdżyła jego łeb.
- Cóż, to przedstawienie daje nam duże nadzieje... - mruknęła drowka i zaczęła prosić o kolejne zaklęcie. Przywołała moc, która żywemu przyniosłaby ulgę zaś na nieumarłego miała destrukcyjne dzialanie. Na jej centrum wybrała bestię walczącą z orkami i przyzwańcami, niemniej moc uzdrawiająca miała się jeszcze rozprzestrzenić na innych, znajdujących się w zasięgu nieumarłych, którzy jeszcze nie zostali zniszczeni.
Modlitwa ta przyniosła ulgę ścierającym się z truposzami orkom i przerzedziła szeregi niedobitków nieumarłych. Raniła też... samą bestię i to dość boleśnie, skoro skupiła swój wzrok na linii kapłanek i samej Wilczycy... która jeszcze do walki nie ruszyła.
- Nie pamiętam czy kiedyś tak dużo magii zużyłam na raz. - na tym jednak nie zaprzestała. Po kolejnej chwili obdarzona została jeszcze jednym zaklęciem. Wątpiła, aby skrzywdziło ono bestię, ale mogło dokończyć dzieła zniszczenia jej sług. Na polu pojawił się magiczny krąg, który miał zabrać nieumarłych w objęcia prawdziwej śmierci.
I zmasakrował nieumarłych. Kapłanki i magowie zasypali nieumarłego potwora gradem zaklęć, ale bestia jakoś nie chciała umrzeć.
-Zrobić miejsce...- zaśmiała się głośno sama Wilczyca zapewne chcąc samej ruszyć do szarży na potwora.
- Rileyn... Będziesz mógł przywołać błyskawicę? - Neevrae zapytała brata - Mam pewien pomysł...
- Mam jeszcze jedną... Piekielne robale.- drow strącił szarańczaka próbującego wgryźć się w jego szyję i z impetem zdeptał nogą.
- Posłuchaj, chcę oblać to ścierwo trochę wodą, a ty wtedy posłałbyś w nie błyskawicę. - wyjaśniła.
-Nooo dobra...- mruknął czarodziej, biorąc się za inkantację.
Zaklęcie, o które Neevrae uprosiła Lolth nie wymagało długiego przygotowania. Krótka modlitwa wystarczyła, aby nad bestią pojawiła się woda, która spadła na nią rozlewając się po jej cielsku.
Co się spełniło, a czarodziej posłał błyskawicę w tym samym czasie w którym Wilczyca poprowadziła szarżę na stwora... Piorun uderzył i...
Neevrae nie czekała, aby zobaczyć efekty. Kolejne zaklęcie otoczyło ją podobną barierą, jaką nałożyła na brata.
- Teraz zacznie się zabawa, prawda braciszku? - zerknęła przelotnie na Rileyna i dodała - Jeżeli zginiesz to cię ożywię i zabiję ponownie. Albo oddam Ilivarze. - po tych słowach sama ruszyła w kierunku bestii.

Icarius 22-07-2013 19:01

Przed konferencją Akormyr podszedł do Nihrizza. Był pewien, że cisza po stronie maga, oznaczałą nie tylko brak zainteresowania ale i odmowę. Jednak nie byłby sobą gdyby nie zapytał go osobiście. Martwił się losem katedry, jeśli Cień zostanie unicestwiony... Nekromanci stracą swojego patrona i obrońcę. Dawało to duże szanse na niezależność, pozwalało przeżyć i nie zostać wydanym Orkusowi. Jednak było też niebezpieczne... Uczniowie Cienia z jednej strony będą musieli wybrać nowego Mistrza. Z drugiej najprostsze rozwiązanie byłoby najgorsze. Walka o władzę z użyciem siły, zniszczyłaby ich ostatecznie. Byliby podrzędną katedrą. Jeśli się zjednoczą i mądrze to rozegrają może nie stracą na znaczeniu.... tak bardzo. Dla Akormyra władza była ważna, nawet on jednak musiał powstrzymać swoje zapędy. Rządzenie podrzędną katedrą a w najgorszym przypadku zgliszczami nie było tym o czym marzył...

Akormyr podzszedł do Naczelnego maga Tormtor gdy ten akurat był sam.
-Poświęcisz mi chwilę uwagi, naczelny magu?- zapytał Akormyr, którego wcześniejsze wiadomości były ignorowane. Zapewne Nihriz był zajęty, jednak dla Akormyra była to potwarz. Teraz jednak starał się mówić spokojnym tonem.
-Tak, tak... O co chodzi?- spytał Nihrizz szybko i zerknął na Akormyra. Po czym ruszył w kierunku korytarzy.- Mówże.
-Jestem wtajemniczony w to co ma się wydarzyć, choć zapewne nie w pełni. Chciałem ponowić pytanie o gwaracje bezpieczeństwa dla mojej katedry?-powiedział gdy byli już na korytarzu sami w mowie znaków.
- Nie ma żadnych gwarancji dla twej katedry. Nie było i nie będzie.- odparł krótko Nihrizz.- Były gwarancja opieki dla ciebie, jeśli po tym wszystkim będziesz zmuszony uciec z Shi’quos dla ratowania życia. Nie wiem skąd ci się uroił taki pomysł, jakim była gwarancja dla całej katedry.
-To było pytanie, katedra przyda się w walce z Ilithidami. Więc jej bezpieczeństwo, jest ważne również dla miasta. Odpowiedź jest dla mnie jasna- powiedział Akormyr na koniec chłodno.
-Tak jak bezpieczeństwo każdego garnizonu i każdej innej instytucji w mieście. Nekromanci nie są tu w uprzywilejowanej pozycji, zwłaszcza gdy działa enklawa Thay.- odparł ironicznie Nihrizz. - I ich nieumarłych Verdaeth ma na swoje usługi.
-Nie porównywałbym każdej innej instytucji w mieście do katedry Nekromancji. My przeciw Ithlidom możemy więcej i robimy różnicę. Osobną kwestią jest Thay.. Zwróciłem się jednak do was nie by ratować życie, lecz współpracować. Rozumiem jednak, że pewne rzeczy nie mają priorytetów.
- Verdaeth współpracuje... z Matroną Shi’quos, a ty... zapominasz o swoim miejscu w szeregu, nekromanto.- odparł w odpowiedzi Nihrizz.
-Być może, z czego jednak odnieśliście korzyść. Dziękuje za poświęcony mi czas.-Akormyr skłonił się i odszedł.

Cóż, bez niespodzianek. Keelsoorn również nie podszedł do Akormyra. Nekromanta wierzył, że gdyby drugi uczeń byłby wtajemniczony w plan ataku zdradziłby się czymś. Wtedy nie musiałbym go unieszkodliwiać, miał zamiar użyć paraliżującej trucizny. Obawiał się pierwszego odruchu drugiego z uczniów, atak na Cienia mógłby wziąć za atak na dom. Odpowiedzieć oporem i obroną ich mistrza. Co skończyłoby się szybko i śmiertelnie, czego wolał uniknąć w myśl zasady nie osłabiania mocniej katedry. Zabicie go byłoby łatwe... Należało jednak spróbować innej drogi, porozmawiać z nim gdy wrócą do domu. O ile wrócą naturalnie...

F.leja 22-07-2013 20:05

Akormyr dosiadł się do karocy, Naczelnej Czarodziejki Domu Despana.
- Witam moje panie. - powiedział z uśmiechem choć wyraźnie spięty. Rozsiadając się przy tym naprzeciw swoich rozmówczyń.
Valyrin skłoniła głowę w powitaniu. Siedziała rozluźniona w rogu karety, obejmując swobodnie wspartą na jej ramieniu Maerinidię. W odpowiedzi na powitanie czarodziejka Godeep zdobyła się jedynie na niezbyt wesoły uśmiech.
- Witaj, mój drogi - Valyrin uśmiechnęła się gorzko - Jak się miewasz w tym pięknym cyklu?
-Pełen nadziei moja przyjaciółko, pełen napięcia i obaw - powiedział patrząc w jej oczy. Spojrzał natychmiast na Maerinidię. - Czy jesteś wtajemniczona pani? - zapytał bez zwlekania.
Mae podniosła głowę i ze zdziwieniem w oczach spojrzała najpierw na maga, potem na przyjaciółkę - To on wie? Myślałam... jest Shi’quos... - dodała po namyśle, jakby to miało wyjaśnić wszystko.
Valyrin zaśmiała się cicho pod nosem bawiąc się włosami przyjaciółki.
- Jest też bardzo ambitny - odparła, zawierając w tych słowach wszystkie niezbędne informacje.
- Jak również dobrze poinformowany - uśmiechnął się. - Dom Bestii ma swoje zalety, czemu tak go nie lubisz pani? - odnieść innego wrażenia zwyczajnie się nie dało.
- Nie roztrząsajmy - mruknęła Naczelna Czarodziejka Despana i swoje następne słowa skierowała do Mae - Wierz mi, kiedy mówię, że on musi stać po naszej stronie. Zaplątał się tak ciasno w tak wiele sieci, że nie ma innej możliwości przeżycia.
Czarodziejce Godeep oczy zabłysły na te słowa, zmrużone w lekkim rozbawieniu.
- A więc dziś rozstrzygnie się wszystko? Dla nas... i dla Ciebie, prawda?
- Podobno tak, choć nie zdziwi mnie nic w sprawie Cienia.
- Nie widzę innej możliwości - Valyrin była zafascynowana włosami towarzyszki - Tak, czy inaczej, w tą, czy w inną stronę, rozstrzygnięcie jest nieuniknione.
Maerinidia wzruszyła ramionami.
- I tak wszystko zależy od tego, czy uda się znaleźć i zniszczyć relikwiarz. Pułapka wytrzyma może ze dwie godziny... a może i tego nie. Nie udało nam się wlać w nią więcej mocy. - w jej głosie pobrzmiewał smutek. Mocniej przytuliła się do przyjaciółki, szukając pocieszenia w jej dotyku.
Akormyr lekko się zdziwił na wzmiankę o pułapce.
- Mówisz dwie godziny? Sądzę, że najpotężniejsze kapłanki mając duszę w pułapce są w stanie ją zniszczyć w takim czasie. Ewentualnie poświęcić i odnieść z tego korzyści lub zrobić coś równie skutecznego. Wątpię by szukanie filakterium było konieczne. Choć może go nie doceniamy, gdyby się wyrwał z niej oko będzie niezbędne.
Czarodziejka Godeep roześmiała się głośno na wzmiankę o Oku. W tym śmiechu jednak słychać było niepokojące nuty.
- Oko? Jeśli on się wyrwie... możemy nie zdążyć skorzystać z Oka. I wierz mi... wszyscy go doceniają, dlatego też kilka rzeczy będzie się działo równocześnie... a i tak prawdopodobieństwo porażki jest śmiertelnie wysokie.
- Jeśli jego dusza się wyrwie, według mojej wiedzy mamy od cyklu do dziesięciu nim jego ciało się zregeneruje. Nie jest to zależne od potęgi danego licza, bardziej od kaprysów magii.
- Więc przyjmijmy cykl... a czy możemy przyjąć, że nie ma żadnego sojusznika? Nikogo do pomocy? Planu awaryjnego? A co, jeśli posiada zabezpieczenie w postaci klona? Jest zbyt wiele pytań, zbyt wiele możliwości... nie możemy założyć, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i naszą wiedzą... bo to śmiertelne założenie. Musimy być przygotowani na najgorsze.
- Mając relikwiarz raczej nie korzysta z klona...
- Ręczysz za to głową? - zakpiła czarodziejka.
Zignorował ją.
- Co do tego, że musimy być przygotowani na wszystko. W pełni się zgadzam, uwierz mi jeśli chodzi o jego możliwości. Wiem o zagrożeniu jako jeden z najlepiej poinformowanych. Rzekłbym z pierwszej ręki.
Valyrin milczała od dłuższej chwili.
- Wszystkie te rozważania są w tym momencie czystymi spekulacjami - westchnęła - Może najpierw go zabijmy, a potem, w zależności od wyniku, dostosujemy nasze dalsze plany.
Mae westchnęła i splotła palce z dłonią towarzyszki.
- Oby było jakieś “potem”... Kiedy zobaczyłam strach w oczach Mevremas... - zadrżała lekko - ...nie będzie łatwo. Dziś czeka nas najważniejszy egzamin w życiu.
- Mam do ciebie pytanie Maerinidio. W Oku na ogół współpracujemy między sobą, również poza widzeniami. Chciałbym wiedzieć, czy na ciebie również można liczyć? Ze swojej strony mogę zadeklarować wszelką pomoc jaka będzie ci potrzebna.
- Posłuchaj Akormyrze... - Mae spojrzała na drowa - ...sam fakt przynależności do tego elitarnego klubu o niczym nie świadczy. Nie zwykłam oceniać innych po ich przynależności gdziekolwiek. - przewała na chwilę, wpatrując się z namysłem w rozmówcę, po czym lekko wzruszyła ramionami - Nie bierz tego do siebie. Nie zamierzam negować współpracy. Po prostu chcę Cię najpierw poznać, nim zadeklaruję współpracę. Wyrobić sobie własną opinię na Twój temat... nie patrząc przez pryzmat Oka.
- Nie patrzysz przez pryzmat przynależności chyba, że jest to Shi’quos - puścił jej oko uśmiechając się.
Weszła mu w słowo, zirytowana - Jesteś uczniem Cienia, a Cień... sam najlepiej wiesz co planuje. Moja ostrożność... była uzasadniona.
- Żartowałem - skierował oczy ku górze karety - Nie da się ocenić nikogo, póki nie sprawdzi się go w praktyce. Gładkie słowa, wrażenie to w tym mieście nic nie znaczące rzeczy. W oku do tajemnic i to wielkich ma dostęp grupa drowów. Nie zawsze wszyscy są dostępni i czasami trzeba improwizować. Lepiej za wczasu wypróbować pozostałych. Nie zamierzam cię naciskać o współpracę. Składam deklarację, że gdybyś czegoś potrzebowała. Z chęcią pomogę, mam kilka unikatowych talentów o których nie każdy wie.
- I to jest właśnie Twój problem, Akormyrze. - Maerinidia przeciągnęła się lekko, przez chwilę ocierając się policzkiem o policzek Valyrin. Złote dyski naszyte na sukni zadźwięczały przy tym ruchu cichutko - Próby, deklaracje, talenty... niemal każde z nas ma ukryte umiejętności, ma sekrety, wiele wie, wiele potrafi, wiele posiada... Każde z nas każdego cyklu pociąga za odpowiednie sznurki, uruchamiając znajomości, ściągając długi, czy odbierając przysługi. To wszystko jest częścią naszej codzienności, ale... - przerwała zdumiona , spoglądając na nekromantę.
Akormyr z trudem powstrzymał ziewanie... Wpatrywał się w czarodziejkę znudzony jej przemądrzałym tonem. Opór jaki czuł przy choćby najmniejszej i najprostszej wymianie zdań był oszałamiający. Narastająca irytacja Naczelnej Czarodziejki Despana nie dała się dłużej utrzymać na wodzy. Celnym kopniakiem potraktowała piszczel siedzącego naprzeciwko drowa, a Maerinindia aż podskoczyła od uszczypnięcia w zgrabny pośladek.
- Głupie drowy i wasze małostkowe spory - syknęła - Dokończycie swoje swary po tej rozgrywce. Teraz, wasze podchody mogą nam jedynie zaszkodzić.
Mae z wyrzutem w oczach spojrzała na przyjaciółkę, rozmasowując ślad po uszczypnięciu. Machnęła w końcu ręką, rezygnując z dokończenia przerwanej myśli.
- Najważniejsze, że stoimy po tej samej stronie. Im nas więcej, tym większe mamy szanse... - westchnęła i dodała cicho - ...wrogowie naszych wrogów są naszymi przyjaciółmi... - myślała o Yazzenie, która razem z nimi stanie do walki. Modliła się, by tym razem nie pomyliła się w ocenie...
Valyrin przyciągnęła ją z powrotem do siebie i zanurzyła nos w jej włosach. Siłą rzeczy twarz Mae przytuliła się do dekoltu drowki, gdzie ułożyła się wygodnie, ciepłym oddechem owiewając jej nagą skórę. Ręce czarodziejki Godeep oplotły talię przyjaciółki.
- Po konferencji... - zaczęła cicho, jej usta łaskotały skórę Valyrin - ...spotkamy się u mnie? - w jej głosie pobrzmiewały nutki desperacji.
- Jeżeli będę w stanie - zaśmiała się delikatnie - Jeżeli Wilczyca mnie nie wezwie. Jeżeli wszystko pójdzie gładko i nie będę musiała sprzątać bałaganu.
- Musi... pójść dobrze... nie ma innego wyjścia... Matrona na mnie czeka... - Mae przytuliła się nieco mocniej świadoma, że mówi trochę chaotycznie. Jednak nie przejmowała się tym zbytnio. Ciepło ciała Valyrin działało na nią kojąco. Czarodziejka Despana objęła przyjaciółkę mocniej i zanuciła zasłyszaną gdzieś, kiedyś piosenkę.


Naczelna Czarodziejka Godeep z lekko ściągniętymi brwiami wyłoniła się z jednego z bocznych korytarzy, rozglądając się po sali. Kiedy dostrzegła przyjaciółkę z Despana, podeszła do niej i lekko odciągnęła na bok. Widać było, że nie bardzo wie, jak zacząć rozmowę. W końcu jednak zdecydowała się wyjaśnić wątpliwości.
- Przed chwilą rozmawiałam z Akormyrem... - po minie Mae widać było, że rozmowa nie należała do specjalnie udanych - ...prosił mnie o ochronę... Ciebie podobno też? - mówiła z lekkim wahaniem w głosie.
Pytanie wyrwało Valyrin z zamyślenia.
- Hm? - skupiła wzrok na przyjaciółce - Ach, tak, tak. Prosił.
- W przeciwieństwie do Ciebie nie mogłam mu tego obiecać. - iluzjonistka przyglądała się badawczo reakcji drowki na te słowa.
Valyrin otworzyła szeroko oczy.
- Obiecać? Pamiętam moje słowa trochę inaczej - machnęła ręką - Jak zwykle, słyszy tylko to, co chce usłyszeć.
- Czegoś takiego się właśnie spodziewałam. - Mae westchnęła z rezygnacją i skrzywiła się lekko - Nie ufam takim drowom. Być może za krótko go znam... ale nie mogę się nadziwić, że przeżył aż tyle lat...
Valyrin wzruszyła ramionami, problem Akormyra był dla niej odległy i wtórny.
- Być może zostanie przywódcą swojej katedry - mruknęła - Ale śmiem wątpić. Nawet jeżeli, to nie sądzę by długo się utrzymał. Ma tendencje do antagonizowania rozmówców. Bardzo niefortunna cecha u drowa.
- Hmmm... zauważyłam. - iluzjonistka wpatrzyła się w tłum, nieświadomie wypatrując w nim znajomych twarzy - Kiedy jednak to wszystko się zacznie... postaram się trzymać blisko.
Despana skinęła głową.
- Dyplomata z niego żaden, ale magiem zdaje się być skutecznym. - znów wyglądała na rozkojarzoną - Przyda się.
- Jeśli jednak narobi sobie wrogów... oby cena nie była zbyt wysoka. - nie do końca było jasne, czy Maerinidia mówi te słowa do siebie, czy do przyjaciółki, ale pionowa zmarszczka pomiędzy brwiami dobitnie świadczyła o tym, że poważnie rozważa tę możliwość.
- Kłopotliwe pająki odcina się od pajęczyny - stwierdziła filozoficznie Valyrin.
Czaorodziejka Godeep westchnęła cicho. - Chciałabym, żeby się już zaczęło. Niby wiem, kiedy i jak... ale i tak wolałabym mieć to już za sobą.
Valyrin uśmiechnęła się melancholijnie.
- Też nie mogę się doczekać. - szepnęła.


Valyrin... zauważyła Nihrizza rozmawiające z Maerinidią cichutko. Drowka przytuliła się delikatnie do niego, a on pogłaskał ją po głowie. Valyrin nie dosłyszała co mówili, a po chwili Naczelna Czarodziejka Godeep oddaliła się szybkim krokiem.
Despana, rozbawiona odrobiną dramatyzmu w tej tragicznej sytuacji podkradła się do maga po cichutku, nie zaryzykowała jednak niczego, co mogłoby go sprowokować do odruchowego ataku i odchrząknęła dyskretnie.
- Oj, czyżby potrzeba rozładowania napięcia? - zadrwiła.
-Mógłbym i ciebie o to spytać. Podkradasz się by mnie ogłuszyć, zaciągnąć w kąt i wykorzystać nieprzytomnego.- odparł ironicznie Nihrizz odwracając się ku niej.
Zaśmiała się w rękaw szaty.
- Uważaj, bo akurat dziś mogłabym się skusić - w jej słowach brzmiała cierpka nuta melancholii.
-Zapewniam z przytomnym jest więcej zabawy.- odparł z uśmiechem Nihrizz i zerkając za siebie na Maerinidię.- Zresztą... Pamiętaj, że należysz do tej nielicznej grupki drowek, której nie kusi Naczelny Czarodziej Tormtor. Bardzo nielicznej.
Valyrin uniosła brew zerkając na oddalającą się czarodziejkę Godeep.
- Nie mów, że i Maerinindia chciałaby sobie pojeździć na smoku? - prychnęła i pokręciła głową - A myślałam, że już jej na dziś dość. Chyba mam spadek formy.
-Tak bardzo się... przyjaźnicie?- spytał zaciekawiony Nihrizz i wzruszył ramionami.- Ona... jest trochę przejęta obecnym... spotkaniem. Tą całą konferencją Xaniqos.
Uśmiechnął się bezczelnie do Valyrin.- Co nie zmienia jednak faktu, że troszkę między nami iskrzy. Ale tylko troszkę.
Valyrin przewróciła oczami.
- Wcale się nie dziwię. Iskry zazwyczaj powstają od energicznego pocierania - zażartowała ze sceny, której była świadkiem - Próbowałam ją trochę rozluźnić, ale zdaje się, że mimo usilnych starań poniosłam klęskę - zrobiła zasmuconą minkę - Buhu.
-Zdarza się... A jak właściwie ją pocieszałaś?- zaciekawił się drow.
- Dobrze, że nie jestem damą, bo musiałabym odmówić ci szczegółów - uśmiechnęła się z przekąsem. Westchnęła i obserwując maga spod gęstych rzęs zaczęła mówić erotycznym szeptem. Skoro miała możliwość odciągnąć jego uwagę od nerwów, postanowiła mu ulżyć - Najpierw wzięłam ją na fotelu. Mam bardzo wygodne, pluszowe fotele w sypialni. Całowałam ją, jakby od tego zależało moje życie. Jej ruchy były trochę nerwowe, coraz bardziej gwałtowne, coraz bardziej drapieżne, coraz bardziej i bardziej … i bardziej … aż wreszcie - uśmiechnęła się szeroko w trakcie krótkiej pauzy - Przeniosłyśmy się na łóżko. Wtedy przejęła inicjatywę. Jest w tym bardzo dobra. Dotyk jej języka sprawia, że moje ciało śpiewa - zaśmiała się - A potem … hm … potem było jeszcze więcej, ale to długa i nudna opowieść.
-Taaak... Zapewne... długa.- uśmiechnął się ironicznie Nihrizz próbując ukryć żądzę, aż zanadto widoczną w jego spojrzeniu. Bądź... niżej.
- Hm - obserwowała go przez chwilę. Zastanawiała się, czy nie przedobrzyła. Czy nie powinna teraz zaspokoić targających nim żądz. Uśmiechała się w lustrzanym odbiciu jego uśmiechu - Pamiętaj z kim masz do czynienia.
-Pamiętam...pamiętam.- dotknął jej dekoltu, suknia wybrana na tą okazję miała wszak bardzo strategiczne wycięcie, a on wodząc po skórze pomiędzy jej piersiami mówił.- Z kimś kto powinien mnie teraz spoliczkować.
- Hm - siłą woli zmusiła swoje ciało do spokoju, ale wiedziała, że jego dotyk pozostawia po sobie szlak gęsiej skórki - Nie chcę robić sceny. Gwałtowna reakcja mogłaby tylko pobudzić plotki - jej głos był, jak ostrzegawczy pomruk - Więc zabierzesz rękę, ja nie zmarnuję energii i więcej o tym nie wspomnimy.
-Dobrze...- wydawał się być lekko zawiedziony. Niemniej odsunął dłoń i dodał.-Niemniej plotki i tak jakieś się pojawią.
Splótł ręce razem i zerknął na główną salę, na której jakiś mag omawiał “moralność czartów wszelakich” i spytał.- Jak ci się podobają takie przyjęcia pani?*
Zmarszczyła brwi.
- Teraz nagle jestem znów “panią”? - skrzyżowała ręce pod biustem i spiorunowała go wzrokiem - Za to mógłbyś dostać w pysk.
-Tak brzmi dyplomatycznie, Valyrin.- rzekł z uśmiechem czarodziej.- Na oficjalnych bibkach, przy wszystkich... tak by wypadało. Niemniej...- znów spojrzał na przemawiajacego drowa.- … nie cierpię takich imprez. Nie ma co robić.
Machnęla ręką.
- Zawsze jest co robić i jak dobrze wiesz, zawsze znajdzie się ktoś chętny, by to coś dzielić - westchnęła - Dziś chyba jednak nie będziemy narzekali na nudę - skrzywiła się - Ech, bardzo chciałam z tobą o tym nie rozmawiać.
-Więc nie rozmawiajmy... - stwierdził drow i wskazał na korytarz na którym się znajdowali.- Może i znajdziesz kogoś do dzielenie, ale nie bardzo jest gdzie. Zawsze ktoś może wejść i... zobaczyć cię w dość... kłopotliwej kombinacji.
Bardzo się starała, ale jego słowa wywołały przed oczyma wyobraźni bardzo ciekawe obrazy. Obserwując wskazany korytarz sięgnęła nerwowo, by poprawić fryzurę. Widziała siebie z jakimś bezimiennym mężczyzną, przyciśniętą do ściany i …
- Mhm … tak - głos załamał jej się ledwo zauważalnie - To by było niefortune.
-Niestety, dlatego omijam zwykle takie przyjęcia. Zresztą ostatnio, wiele omijam...- zamyślił się drow, zerknął jeszcze raz na Valyrin i spytał.- A twoje oko zawiesiło się na kimś konkretnym na tej sali?
Przełknęła ślinę i oblizała usta, z ulgą witając zmianę tematu. Przytknęła zimną dłoń do rozpalonego dekoltu, szukając ulgi.
- Hm? - rozejrzała się i skrzywiła - Nie specjalnie - westchnęła.
-To ciekawe... zebrała się wszak spora mieszanka najlepszych magów i czarodziejek. Wybór jest... imponujący.- rzekł Nihrizz uśmiechając się nieco.- Choć ja oczywiście patrzę pod dekoltach, omijając samców.
Zaśmiała się, szczerze rozbawiona. Poczuła jak napięcie, prawie całe, znika z jej ciała wraz z tym pozbawionym podtekstów wyrazem emocji.
- Wyobraziłam sobie, jak zaglądasz samcom w dekolty - westchnęła - Bawią mnie naprawdę dziwne rzeczy. A wracając do pytania - przymknęła jedno oko i zlustrowała tłum - No nie wiem … coraz trudniej mi znaleźć kogoś, kto mnie naprawdę zainteresuje. Pomijając oczywiście aspekty fizyczne … bo to połowa, a nawet mniej niż połowa, udanej schadzki.
-To może ta...- wskazał palcem drowkę trzymającą się tak jakby z boku. Była czarodziejką zapewne, ale noszącą się po wojskowemu i z wyraźnie drapieżnym spojrzeniem.- Bardzo dobrze ją wspominam.
Valyrin z uznaniem obserowowała kobietę przez chwilę.


- Obawiam się, że nic z tego - teatralnym gestem przytknęła omdlewającą dłoń do czoła - Jestem chyba w fazie kapryśnej. Teraz będę wybrzydzać, aż mnie ktoś nie walnie w łeb maczugą - ugryzła się w język nim skończyła zdania “i zaciągnie za włosy do jaskini, by mnie ukarać za kręcenie nosem”.
-Ona... nie jest z takich co by ci pozwoliła na kręcenie nosem. Ona wali maczugami. Jak większość drowek powiązanych z wojskiem, ma silny charakter i osobowość.- wyjaśnił Nihrizz przyglądając się jej.-Oooo tak. Szaleliśmy razem trochę.
Valyrin potarła brodę, zastanawiając się poważnie nad sugestią maga.
- Ach tak? - mruknęła - No po takiej reklamie, będę musiała spróbować.
Spojrzała na Nihirizza.
- Chyba nawet natychmiast.
-Mam cię przedstawić, czy chcesz się sama... zahaczyć o nią?- spytał zaciekawiony Nihrizz.
Udała urażoną.
- Oj, chyba jestem już duża dziewczynką i dam sobie radę - uśmiechnęła się z przekąsem - Ciekawe kto nas podejrzy?
Zapytała retorycznie i z uśmiechem ruszyła w stronę drowki.
Ta wydawała się być skupiona na wykładzie i znudzona sytuacją. Podpierała ściany trzymając się z tyłu.
Valyrin przeszła ruż przed nią, uśmiechając się milo i wsparła się o ścianę tuż obok.
- Moja Pani wygląda na straszliwie znudzoną - zamruczała - Jak mogłabym temu zaradzić?
-Moja Pani?...- drowka zdziwiła się tym tytułem i przesunęła spojrzeniem po dekolcie Valyrin. Uśmiechnęła się więc i dodała.- Aaaa... jak pragnęłabyś bym zaradziła, choć domyślam się... że nie boisz się iż ktoś zobaczy... więcej niż powinien?
- Mmm - Valyrin nachyliła się trochę bliżej i mówiła trochę ciszej - Ależ bardzo się boję. Strach mnie wręcz paraliżuje - oblizała usta - Jak niewidzialne więzy.
-Dooooprawdy?- w głosie drowki, brzmiało rozbawienie. Jej dłoń sięgnęła do dekoltu szaty Valyrin i bezczelnie obnażyła jej prawą pierś, nie przejmując się faktem, że są wszak w głównej sali i wszyscy mogą zobaczyć... A już na pewno zobaczył referujący wykład mówca. Zaciął się i nagle zaczął się plątać w słowach. Zaś drowka chwyciła obnażoną pierś Valyrin i zaczęła mocno ugniatać i miętosić dłonią.- Zasada na dziś, nie dotkniesz niczego z mego stroju co zakrywa me ciało, ani... ciała zasłoniętego przez strój. Jestem tutaj z obowiązku, więc... nie powinnam za bardzo szaleć, ale...- przygryzła nieco dolną wargę.- Ale jest taaak nudno, że aż kusi, by wyciąć jakiś numer.
Valyrin ugryzła się w język by nie zakomunikować całemu zgromadzeniu, jak bardzo spodobało jej się to co czuła. Przymknęła oczy i przylgnęła do ściany. Spojrzała ze złośliwym uśmiechem na mówcę, a potem przeniosła podniecony wzrok na drowkę.
- Co za pomysłowość - zaśmiała się cichutko z uznaniem - Jak rozumiem, ciebie nie obowiązują żadne zasady... Moja Pani?
-Oczywiście, że nie... skoro mnie tak nazwałaś to... widać ja tu rządzę, a ty słuchasz prawda?- zażartowała cicho drowa nachylając się ku szyi Valyrin i pieszczotliwie muskając ją czubkiem języka. Kątem oka zerkała na obecnego wykładowcę starającego się unikać ich widoku.- Ciekawe jak mu dalej pójdzie.
Obnażyła drugą pierś Valyrin przed wszystkimi zgromadzonymi, co... niektórzy zauważyli. Większość jednak była zainteresowana wykładem i nie miała okazji się im przyjrzeć. Ale dla obecnej Pani nie miało to znaczenia. Prowokowała wykładowcę i pieściła Valyrin zsuwając dłoń po jej brzuchu w dół mrucząc.- Możesz uciec... Nie zatrzymam cię przecież.
Valyrin zatopiła dłoń w lśniących włosach drowki i szepnęła do ucha, muskając je językiem.
- Jak mogłabym uciekać od mojej pani? - obserwowała salę i powoli przenosiła spojrzenie od jednego do drugiego drowa, który obserwował jej przygodę. Czuła delikatny chłód na uwolnionych piersiach, ich szczyty stawały się bardzo szybko, bardzo twarde.
-Ktoś ci o mnie powiedział, co ?- zachichotała drowka i nachyliwszy się przygryzła delikatnie jeden ze szczytów piersi Valiryn. A jej dłoń sięgnęła między uda Naczelnej czarodziejki Despana. Te doznania wzmacniane były przez świadomość bycia oglądaną. Co prawda przez nieliczne drowy i drowki, oraz służbę... jako, że reszta pochłonięta była wykładem, a mimo że kochanka pieściła Valyrin w samej sali, to na jej uboczu i w cieniu kolumny.
No i jeszcze wykładowca. Jego opowieść się rwała, słowa mu się myliły wywołując drwiący chichot na sali.
- Och, biedactwo - westchnęła czarodziejka Despana, zaciskając zęby na uchu drowki i sięgając dłonią pomiędzy jej odkryte uda. Mogła pieścić jedynie to, czego nie zakrywalo ubranie, ale wiedziała, że sugestia bywa nawet skuteczniejsza od samej pieszczoty.
-Kto... to... te biedactwo?- mruknęła kochanka Valyrin zajęta poznawaniem kształtnych piersi Valyrin za pomocą języka. Lekko drżąc rozsunęła nogi tak by ułatwić palcom czarodziejki zabawę. Sama zaś zanurzyła palce w ciepłym intymny zakątku czarodziejki, wydając z siebie pomruk zadowolenia.
- Wykła... ach... - Valyrin na chwilę zamilkła, obawiając się głośniejszych dźwięków. Jakie to wszystko było podniecające - Wykładowca.
Dłoń Valyrin błądziła w pobliżu kobiecości kochanki, nigdy jej nie dotykając. Palce drażniły przy krawędziach stroju. Gładka, delikatna skóra, szkoda, że nie mogła sięgnąć wyżej. Zaspokajała pragnienie liżąc i całując szyję i ucho drowki.
- Tak, taka trauma długo go nie opuści - zamruczała ponętnie.
-Na pewno upuści sobie ciśnienia... przy najbliższej okazji. Szkoda... że nie jestem po służbie.- westchnęła kochanka lekko przygryzając wargę w podnieceniu i mocniej poruszając palcami między udami drowki. -A tyyy? Długo tak chodziłaś rozpalona pragnieniami?
- Ach - przez chwilę myślała o tym jak ciasne są teraz spodnie wykładowcy, a przyjemność rosła w niej z każdym spojrzeniem, które złapała pośród widzów - Bardzo długo szukałam kogoś, kto lubi takie zabawy.
- Cóóóóż... lubię od czasu do czasu dreszczyk emocji związany z... prowokowaniem innych. Od czasu do czasu.- szepnęła drowka docierając ustami do szyi Valyrin i lekko ją kąsając. Palce pomiędzy udami czarodziejki poruszałysię mocniej i szybciej wzmagając doznania mieszające się myślami wynikającymi z faktu, iż Valyrin jest pieszczona na oczach... wszystkich, którzy znudzili się wykładem.- Lubię urozmaicenia.
- Mmm - oddech czarodziejki i bicie jej serca przyspieszyły - Lubię twoje urozmaicenia.
Valyrin czuła, jak rozkosz narasta, gwałtownie i błyskawicznie. Dotyk palców towarzyszki i śliskich spojrzeń podglądaczy doprowadził ją do nagłej i silnej eksplozji przyjemności, wyrywającej z płuc cichy jęk.
-Ooooch... Ale przecież nie wiesz kim jestem. I jakie... urozmaicenia potrafię...- dłoń drowki wynorzyła się z kreacji Valyrin i znajoma Nihrizza prowokacyjnie oblizała każdy palec swe dłoni ze śladów jej bytności w intymnym zakątku Valyrin.- ...wymyślić.
Valyrin spojrzała rozmarzonymi oczami na drowkę.
- Interesujące - westchnęła - Bardzo interesujące. Chętnie to sprawdzę - przyciągnęła kobietę do siebie i pocałowała namiętnie. Gdy skończyła, spojrzała jej w oczy i uśmiechnęła się szeroko - Lubię niespodzianki.
-I pokazywać zbyt wiele też...- mruknęła drowka pieszczotliwie zaciskając dłoń na jednej z dwóch nagich piersi Valyrin.- … ale może wystarczy na razie odkrywania kart. Zostawmy sobie coś na później.
Czarodziejka powoli poprawiła szatę.
- Ach - zaśmiała się - Już nie mogę się doczekać.
Oderwała się od ściany i od kochanki. Wystarczyło jej na razie rozrywek na jedną konferencję, która w dodatku miała spory potencjał by zakończyć się tragicznie.
- Znajdziemy się - obiecała, puszczając drowce oko.
-Nie wątpię.- odpowiedziała drowka uśmiechając się wesoło.
Zadowolona, a wręcz usatysfakcjonowana ruszyła w stronę podium i stojącego w pobliżu Nihirizza. Uśmiechnęła się do czarodzieja, gdy znalazła się obok niego.
-Odsłoniłaś dziś ładne widoki przede mną.- rzekł Nihrizz uśmiechając się wesoło. Niewątpliwie zaliczał się do grona tych drowów, którzy przyglądali się jej zabawom.
Zaśmiała się radośnie.
- Cieszę się, że mogłam cię trochę podrażnić.
- Ja bym to nazwał nęceniem. Następnym razem powinnaś mi jednak dać po łapach, gdy chwytam cię za biust. Bo mógłbym wsunąć dłonie głębiej.- odparł pół-żartem pół serio mag. -W końcu masz się czym pochwalić, pod tą suknią.
Wzruszyła ramieniem, zadowolona z komplementu.
- Tym się nie martw - puściła do niego oko i słodkim głosem oznajmiła - Urwę ci je i wetknę w uszy.
-To marnotrastwo... wierz mi, wiele drowek zaświadczy, że potrafię się zająć kobiecym biustem.- rzekł spoglądając na swojedłonie.- One potrafią zdziałać wiele na kobiecym ciele, choć pewnie orgazmicznych dłoni Yvalyna Vae nie przebiję.
- Pf - prychnęła rozbawiona, choć nie mogła nie spojrzeć na dłonie Nihirizza z zaciekawieniem - Nie ma to jak wybujałe ego, co?
-Pies na baby. Nie dostaje się takiego przydomka bez PO-WO-DU.- wyjaśnił czarodziej kiwając palcem.
- Mam w tej kwestii teorię - stwierdziła z przekąsem - Wszystkie te kobietki, które się na ciebie rzucają muszą sobie potem usprawiedliwić słabość charakteru, więc przekonały same siebie i ciebie, że jesteś najwspanialszym kochankiem, jakiego nosiła ziemia.
Zaśmiała się ze swojej komicznej teorii.
-Han’kah też? -spytał zaciekawiony Nihrizz.- Mevremas, Xull’rae... i wiele wiele innych. Ta teoria ma jedną wadę. One nie narzekają na braki w powodzeniu u płci samczej.
Pokazała mu język.
- Jeszcze ją dopracuję - przewróciła oczami.
-Dopracuj, dopracuj. Chętnie znowu ją rozbiję na twoich oczach w małe kawałeczki.- i zbliżył swą twarz ku jej.- Pogódź się z faktami. Jako bardzo doświadczony kochanek, umiem zaspokajać wiele kobiecych pragnień. Han’kah jest tylko jednym z dowodów na to.
Valyrin uśmiechnęła się szeroko.
- Twoje mitologiczne zdolności muszą być naprawdę niesamowite - odsunęła się i zwróciła wzrok na podium - Musiałyby być, byś mnie czymś zaskoczył.
-Niestety...- uśmiechnął się Nihrizz.- Nie będziesz ich miała raczej okazji zweryfikować, chyba że Han’kah... coś wygada przy wódze krasnoludzkiej. W co wątpię.
- Więc pozostanę niewierzącą - zaśmiała się - Chyba że Han’kah mi pokaże, czego ją nauczyłeś.
-Wątpię. Jeśli jakaś ją kusi to... Kel.-zaśmiał się Nihrizz zerkając na Valyrin.
- Kel? - przechyliła głowę na bok, zaciekawiona.
-Kel... - potwierdził czarodziej i wzruszył ramionami. - Ale i jej nie uległa, więc... obawiam się, że raczej Han’kah ci nic nie pokaże. Próżne nadzieje.
- Może nie chodzi o to by ona uległa, ale by jej ulec? - wzruszyła ramionami - Jeszcze nie wiem. Jeszcze nie wiem, czy chcę ją uwodzić. Cieszy mnie jej przyjaźń.
- Cieszy mnie to, że ciebie cieszy jej przyjaźń.- odparł z ciepłym uśmiechem czarodziej.
Odpowiedziała uśmiechem. Prawda była taka, że nie tylko przyjaźń Han’kah ją cieszyła. Także Nihrizz okazał się zaskakująco miłym kompanem.
Jej przyjemne myśli przerwało pojawienie się na podium gwiazdy dzisiejszego wieczoru.
Cień rozpoczynał wykład.

Viviaen 23-07-2013 08:28

Ilivantar od razu opuścił główną salę i skrył w jednym z mrocznych i ciemnych korytarzy otaczających salę konferencyjną. Gdy czarodziejka do odnalazła, drow wydawał się lekko zestresowany. Opierał się o ścianę korytarza ściskając w dłoniach duże hebanowe pudełko wykończone kością słoniową i klejnotami.
Nie zauważył Maerinidii, dopóki ta nie podeszła blisko.
Miękkim gestem odgarnęła mu włosy z twarzy i założyła za uszy, po czym nadal obejmując ją dłońmi, oparła się czołem o jego czoło i przymknęła oczy. Jej serce biło szybko, jednak nie wybijało rytmu szczęścia... lecz strachu. Mimo to w jej ruchach kryło się zdecydowanie i spokój. Czarne drewno skrzynki, w którą oboje wlali swoją moc, dzieliło ich ciała, jednak Mae czerpała otuchę z bliskości przyjaciela. Jedna dłoń ześlizgnęła się niżej i lekko objęła palce zaciśnięte na skrzynce, spojrzenie ciemnych źrenic przykuło i uwięziło na chwilę wzrok Ilivantara. Uśmiechnęła się.
- Pamiętaj, że jutro mam kolejną lekcję. - cichy szept krył w sobie wiele emocji... jednak dominowało rozbawienie, odbijające się również w jej oczach - Ani mi się waż ją odwoływać.
- Nie zamierzam... Moją rolę nie jest... walka. - rzekł smętnie Ilivantar. - Mam trzymać się od niej z dala.
Drow spojrzał zdeterminowanym spojrzeniem na Maerinidię dodając. - To ty nie waż mi się nie pojawiać na lekcji.
- Będę punktualnie. - rozbawienie zniknęło bez śladu, zastąpione uroczystą powagą. Czarodziejka na chwilę przytknęła usta do warg Ilivantara, po czym odsunęła się i odeszła, nie oglądając się za siebie. Rzemieślnik jednak zdążył dostrzec w jej oczach strach... jednak ten strach dodawał jej sił.
- Uważaj na siebie. - szepnął w odpowiedzi, przyglądając się, jak odchodzi.


Yvalyn, uśmiechnięty i delikatny. Filigranowy Zarządca Domu z jednej strony pasował do magicznej społeczności ubierając się w odpowiednie, purpurowe szaty z czarnymi lamówkami. Opadająca do stóp szata, pas z sakiewkami, szerokie i długie rękawy. Yvalyn wyglądał jak czarodziej, typowy adept sztuk magicznych... Ale czy nim był? Plotki wszak głosiły, że zarzucił praktykowanie Sztuki. Faktem zaś było też, że od dawna nikt nie widział rzucania przez niego zaklęć. Zarządca też nie kokietował zgromadzonych tu licznie ładnych drowek, mimo że zwykle to właśnie czynił na takich bankietach. Tyle, że konferencja Xaniqos była raczej nudnym wydarzeniem towarzyskim, skoncentrowanym na wykładach kolejnych uczestników i dyskusjach nad nimi. Yvalyn słuchał pilnie, a do dyskusji się nie wtrącał, zupełnie wtapiając się dość liczne grono teoretyków magii niższego szczebla.
- Będę Cię musiała przepytać z tego, co zapamiętałeś. - Mae szepnęła z rozbawieniem, niepostrzeżenie zjawiając się u boku Zarządcy. Gdy na nią spojrzał, nie dostrzegł jednak w jej oczach rozbawienia. Dostrzegł za to soczyście pomarańczową zwiewną suknię, naszywaną złotymi cekinami, podzwaniającymi cicho przy każdym jej ruchu i utrzymaną w podobnym stylu złotą biżuterię. Maerinidia miała dziś na sobie wyjątkowo dużo ozdób...
- I zamierzasz przy okazji rozpraszać moją uwagę? - spytał Yvalyn uśmiechając się nieco ironicznie. - Próżny trud... Na początku, musiałbym w ogóle słuchać tego co mówią. Właściwie wydaje mi się, że oboje tu nie pasujemy.
- W innych okolicznościach już bym Cię porwała do jakiegoś ciemnego zaułka... - cichy śmiech zwrócił uwagę stojących najbliżej magów, uważnie słuchających nieco nadętego wykładu. Któryś zerknął przez ramię zmarszczył brwi w wyrazie niemej nagany, ale odwrócił się szybko, dostrzegając insygnia Domu wyryte na złotym medalionie i rozbawione spojrzenie Naczelnej Czarodziejki Godeep, gdy jedna jej brew powędrowała do góry w geście zdziwienia.
- Osobiście dałbym się porwać każdej do ciemnego zaułka, byle tu nie być. - odparł cichutko Yvalyn. - To tortury... nie przyjęcie.
- Masz nader małe wymagania. - czarodziejka wydęła wargi, demonstrując naburmuszenie.
- Raczej jestem zdesperowany. - rzekł w odpowiedzi Yvalyn nachylając się ku uchu Maerinidii. - A ty nie boisz się że będzie na odwrót? Że to ja... porwę ciebie?
I na dowód tych słów drowka poczuła dłoń na swym pośladku, drapieżnie pieszczącą jej ciało i wprawiającą cekiny w delikatne dzwonienie. - W końcu jesteś pokusą, której ciężko się oprzeć.
- Wierz mi, chciałabym móc się stąd wyrwać... - uśmiechnęła się smutno, opierając głowę na ramieniu towarzysza - ...ale nie mogę. A Tobie Sereska obcięłaby... uszy, gdybyś mnie stąd zabrał. - Mae ukąsiła płatek ucha Yvalyna, dając mu przedsmak ewentualnej kary.
- Nie pogniewałaby się, gdybym porwał cię w jeden z korytarzy. - kusił drow mocniej masując dłonią pośladek czarodziejki. - I zbałamucił... Za pierwszej konferencji, też tak zrobiłem.
- To jest moja pierwsza konferencja tak po prawdzie. - zamyślona czarodziejka bez skrępowania poddawała się pieszczotom - Ale nie mam takich ambicji, jak Ty wtedy. - zakpiła - Poza tym, mam wrażenie, że korytarze są dziś mocno zatłoczone...
- Niestety... - jęknął smętnie Yvalyn i wzruszył ramionami. - Ogólnie to dziwne. Konferencje Xaniqos nie zwykły cieszyć się aż taką popularnością.
Drow docisnął nieco ciało Mae do siebie i sięgnął dłonią po drugi pośladek dziewczyny.
- Więc po co tu przyszedłeś? Żeby umrzeć z nudów? - palce czarodziejki lekko zahaczyły o pas spinający szatę na brzuchu maga i wsunęły się badawczo między poły ubioru.
- Sereska mi kazała. Nie czuje się dziś bezpiecznie. - westchnął teatralnie Yvalyn. - Zabrała ze sobą kilku magów i przybocznych. I mnie. Jakby biedny Zarządca Domu robił jakąś różnicę.
Zacisnął mocno palce na pośladku drowki. - Ale ty zapewne wiesz więcej, co?
- A jednak pozwolę Ci się porwać na moment w ustronne miejsce... - czarodziejka zręcznie wyplątała się z uścisku i z uśmiechem ujęła Yvalyna pod ramię - ...prowadź zatem. - po drodze odnalazła wzrokiem Nihrizza. Swobodnie rozmawiał z jakąś ślicznotką, niewątpliwie zawracając jej w głowie. Choć nie posuwał się do takich napaści na jej ciało, jak Yvalyn uczynił względem Maerinidii (choć za jej aprobatą). Poczekała, aż na nią spojrzy, po czym żartobliwie pogroziła mu palcem.
Ten się tylko uśmiechnął lekko spoglądając na nią i wzruszył ramionami. Uśmiech miał wymuszony, a postawę spiętą... i bynajmniej nie był to efekt niemych gróźb Mae. Nihrizz wydawał się być skupiony na czymś innym niż flirt.
Skinęła lekko głową, jej spojrzenie nagle spoważniało... jednak mogło to być jedynie złudzenie, gdyż pociągnięta przez Yvalyna odwróciła się zbyt szybko, by ktokolwiek mógł być tego pewnym.
Kiedy wreszcie oddalili się od tłumów, które przybyły na konferencję, Maerinidia oparła towarzysza o ścianę i ocierając się o niego zmysłowo, nieoczekiwanie zapytała cicho - Praktykujesz jeszcze? Czy porzuciłeś Sztukę dla... sztuczek? - coś w jej głosie i oczach mówiło mu, że powinien potraktować to pytanie poważnie.
- Nie rzucałem zaklęć od lat... ale to nie znaczy, że bym nie potrafił. - sięgnął dłonią ku piersi drowki i delikatnie zaczął ją ugniatać. Nachylił się i ustami wędrował po szyi czarodziejki i odsłoniętym ramieniu. - Uznałem jednak już dawno, że Sztuka dla Sztuki to bajka. Zawsze jest Sztuka dla Mocy, a tej nie potrzebuję.
Czule gładziła go po włosach, wzdychając cicho, choć westchnienia nie były związane z pocałunkami.
- Za jakiś czas... zrobi się tu gorąco. Nawet bardzo... - podciągnęła głowę Yvalyna, by ująć jego twarz w dłonie i z bliska spojrzeć mu w oczy - Najchętniej wsadziłabym Cię teraz do lektyki i odesłała do Domu... nie mam pojęcia, po co Sereska zabrała Cię ze sobą. - w gorączkowy szept, który ktoś postronny mógłby uznać za miłosne wyznania, wkradły się nutki bólu.
On to wykorzystał, tę jej chwilę rozkojarzenia. Nagły ruch ciała i role się odmieniły. Teraz to ona była przyciśnięta do ściany jego ciałem tulącym się do niej. Poczuła drapieżny i namiętny pocałunek i jego dłonie błądzące po jej ciele. - Nie jestem bezbronny Maerinidio, nie jestem słaby... Skoro się coś niebezpiecznego ma wydarzyć, tym lepiej że tu jestem.
Przymknęła oczy, usiłując powstrzymać łzy wzbierające w kącikach oczu. Przy Ilivantarze musiała być silna... przy Yvalynie czuła, że miękną jej nogi. Gdyby nie opierała się o ścianę, podtrzymywana przez tulące się do jej ciała ciało Zarządcy, usiadłaby w miejscu i się rozpłakała. Wolałaby, żeby na konferencji nie było drogich jej osób... a jednak były. Niemal wszyscy, na których jej zależało... Jedynie Shryinda pozostała w Domu i czekała... tonem nieznoszącym sprzeciwu nakazując jej stawić się po powrocie i osobiście zdać relację.
W słodycz pocałunku wkradła się sól pojedyńczej łzy, która spłynęła spod długich rzęs.
- Jeśli chcesz wiedzieć... Moc mej magii, czerpię z seksu właśnie. - szepnął jej do ucha Yvalyn, po czym językiem muskał jej szyję i ramię delektując się miękkością jej skóry.
- Wspominałeś już o tym... - jęknęła cicho. Pragnął ją, czuła to wyraźnie przyciśnięta jego ciałem do ściany. - Nie należy się jednak martwić na zapas, Mae. Sereska jest ostrożna... Skoro tu jest, to zapewne pewna jest swego bezpieczeństwa.
- Nie... - jęknęła ponownie, mocniej wspierając się o ciało kochanka - ...nie powinnam opuszczać głównej sali... na zbyt długo... - oddychała szybko, rozdarta między pragnieniem a powinnością.
- Jeśli się coś wydarzy... Na pewno to usłyszymy.- szeptał jej do ucha Yvalyn, jedną dłonią zsuwając suknię z jej piersi i odsłaniając ją. Nachylił się ku niej i pierszczotliwie musnął ustami odsłonięty skarb. - Czyż nie martwiło cię, że nie tracę... dla ciebie głowy? Czyż...- pieścił czubkiem języka jej skórę wokół szczytu piersi. - Czyż... twoje wątpliwości, nadal się gnieżdżą w twym sercu? Może potrzebne są bardziej dobitne dowody?
- Och... - przymknęła oczy, palce dłoni zaciskając na szacie maga - ...to chyba nie jest dobry moment... - przygryzła wargę, niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu.
Usta Yvalyna powróciły do jej warg całując ją namiętnie raz po raz, niemniej naga pierś została zakryta dłonią i namiętnie ugniatana. Uśmiechnął się pomiędzy pocałunkami spoglądając w jej oczy swymi złotymi tęczówkami. - A kiedy bywają dobre momenty, Mae?
W ciemnych źrenicach iluzjonistki odbiło się złote światło oczu Maga, rozświetlając i łagodząc jej spojrzenie.
- Chyba masz rację, Yvalynie. - czułym gestem pogłaskała go po policzku, czubkami palców wodząc po zdobiącym go tatuażu. Głos miała niski, zmysłowy... nagle spokojny - Tylko od nas zależy, czy dany moment uczynimy... właściwym.
Drow uśmiechnął się w odpowiedzi i nachylił. Znów poczuła jego usta na swej obnażonej piersi, całujące i pieszczące zachłannie. Wędrował językiem po jej skórze znacząc znane ścieżki, które choć nie budziły szału rozkoszy, to i tak wyrywały westchnienia z ust Maerinidii.
Czarodziejka wplotła palce we włosy Zarządcy i lekko ukąsiła go w czubek ucha, by po chwili przyciągnąć jego usta do swoich i zatonąć w rozkoszy pocałunku.
- Masz strasznie... nieodpowiednią do figli w takich miejscach sukienkę. - rzekł żartobliwie Yvalyn pomiędzy pocałunkami jej ciepłych i miękkich warg. - No chyba żebym wpełzł pod nią, jak plebejusz błagający... o twe łaski.
- Obawiam się, że ta sukienka zupełnie się do tego nie nadaje. - Mae zrobiła zmartwioną minę - Za to bardzo łatwo się ją ściąga i zakłada... tyle, że teraz to nie wchodzi w grę. Mógłbyś jedynie... - przygryzła wargę - ...ale nie. Nie tu. Nie chcę tak... - kręciła głową, unikając jego wzroku, jakby jedno spojrzenie w jego złote oczy mogło pozbawić ją całej wypracowanej przez lata samokontroli.
- Dobrze... - cmoknął ją w szyję tuż za uchem. - Wybiorę miejsce, a ty wybierzesz strój... Może nawet zrobimy coś na granicy ryzyka następnym razem? Emocje... wtedy mieszają się ze sobą, czyniąc doznania niezwykle mocnymi.
- Czy Ty potrafisz myśleć o czymkolwiek innym? - skarciła go łagodnie, obejmując jednak ciasno ramionami i tuląc mocno.
- Ależ potrafię. Niemniej tak uroczo wyglądasz, gdy się peszysz. - wyjaśnił z łobuzerskim uśmiechem Yvalyn. - Pokusa jest zbyt wielka, bym mógł sobie odmówić. Poza tym, masz naprawdę cudowne ciało i piękną twarzyczkę. Więc kusi wyłuskiwanie cię z przyodziewku.
- Wiem. - Mae podniosła głowę i spojrzała Zarządcy w oczy... tak, że od samego spojrzenia zrobiło mu się gorąco. Zakołysała biodrami, wprawiając w dźwięczny ruch wszystkie naszyte cekiny... i ocierając się o inny ruchomy element w ich zasięgu - Wiem... - powtórzyła zmysłowo, zbliżając usta do jego ucha i owiewając je ciepłem swojego oddechu.
- Uważaj, żebyś nie wywołała tego, czego chcesz uniknąć. Jesteśmy tu akurat sami, a ty... - Yvalyn delikatnie ukąsił płatek uszny kochanki. - Testujesz moją siłę woli, co? A jeśli zawiodę twe oczekiwania i nie wytrzymam?
- Nie potrafię odwrócić się i odejść. - szepnęła cicho, na chwilę z westchnieniem odwracając wzrok - Wiem, że powinnam... wrócić. Boję się, że im dłużej tu stoję, tym trudniej będzie mi... nie ulec. - znów podniosła ciemne źrenice na maga - A jednak nadal tu jestem... wystawiając na próbę swoją siłę woli... - znów westchnęła i pokręciła głową - A jednak się skomplikowało. - roześmiała się w końcu cicho.
- Ja potrafię... przynajmniej to. - mruknął Yvalyn delikatnie zakrywając tkaniną sukni skarb, który wcześniej odsłonił. - I odsunąć się, ale...
Spojrzał w jej oczy uśmiechając się zmysłowo. - Mogę zażądać coś w zamian. Na przykład ciebie, na cały nocny cykl tylko dla siebie.
- U Ciebie, czy u mnie? - Mae uśmiechnęła się lekko, zalotnie przekrzywiając głowę.
- U mnie... I będziesz posłuszna, prawda? - mruknął Wilczek muskając szyję drowki delikatnie.
- Tego obiecać nie mogę... - szepnęła dramatycznie - Ostatnio wyrosły mi pazurki... - jeden z nich jakby na potwierdzenie jej słów przejechał od barku aż do pośladka, na którym się zatrzymał, ugniatając go lekko.
- Coś wymyślę... - szepnął do ucha Yvalyn i cmoknął delikatnie kącik ust. A potem się cofnął i ukłonił. - Pójdę już, póki... masz jeszcze suknię na sobie. Bo jeszcze trochę, a bym... nieważne.
- Dziękuję... - nadal opierała się o ścianę, jakby nie była w stanie ustać o własnych siłach - Yvalynie... uważaj na siebie. - dodała cicho.
- Zamierzam... I pilnować ciebie też. Liczę, że namiętnie wyrażasz swoją wdzięczność. - odparł Zarządca i przez chwilę Mae miała wrażenie, że... jednak rzuci się za nią, zedrze suknię i będą się kochać dziko i niepohamowanie. Bo przecież już wiedziała, że nie jest w stanie mu się oprzeć w tym momencie. Ale... ta chwila minęła, a on ruszył w kierunku głównej sali.


Sereska miała postawiony tron, jako jedyna osoba w sali. Koło niej stało kilku drowów będących niewątpliwie wyszkolonymi bojowo magami. Pilnowali oni, by nikt z postronnych nie przeszkadzał jej w słuchaniu wykładów.
Mae podeszła na tyle blisko, by zwrócić jej uwagę, choć też na tyle daleko, by nie niepokoić strażników i ukłoniła się, uśmiechając lekko. Biżuteria i cekiny zadzwoniły cichutko...
Sereska delikatnie skłoniła się w odpowiedzi nie wstając z tronu i gestem dała znak swej ochronie, by przepuściła Naczelną Czarodziejkę Godeep bliżej.
- Witaj, Pani. - Maerinidia skłoniła się po raz kolejny, stając przed tronem - Jak oceniasz dzisiejszą konferencję? - zapytała, uśmiechając się enigmatycznie.
- Interesująca, choć jak zwykle starają się zaciemnić przekaz swych wykładów. To nawet zabawne... te ich wygibasy słowne. - Sereska uśmiechnęła się lekko, w ogóle nie tykając drażliwych kwestii powiązanych z obecnym wydarzeniem.
- Przyznaję, że jak na razie większość wykładów przegapiłam. - czarodziejka roześmiała się cicho - Choć dla mnie nie są nawet w połowie tak nudne jak dla Yvalyna... - ugryzła się w język, choć miała wrażenie, że jednak odrobinę za późno.
- Tak. Nie umknęło to uwadze moich oczu. - rzekła, spojrzeniem wskazując na swych ochroniarzy. - Niektóre samce są jak piwo, z odrobiną goryczki, ale pije się je z przyjemnością jedne po drugim, inni jak wódka... mocarne przeżycia, ale zostawiają równie mocnego kaca. Wreszcie jest Yvalyn i niewielu mu podobnych. Słodkie wino, upajające... ale zbyt łatwo można popaść w uzależnienie, gdy pije się je często. Zbyt łatwo...
- Nie skosztowałam dziś tego trunku, moja Pani. - spojrzenie Mae prześlizgnęło się po postaci Matrony, by w końcu zatrzymać się w jej oczach, jakby wyzywająco - A czy Ty, Pani, jesteś uzależniona?
- Matka Opiekunka nie może sobie pozwalać na takie słabości. - rzekła w odpowiedzi Sereska wytrzymując spojrzenie jej oczu.
Czarodziejka westchnęła i odwróciła wzrok. - Wybacz mi. Dziś... mówię odrobinę za dużo. A może odrobinę za mało? - roześmiała się gorzko - Poprawię się... jeśli będę miała okazję.
- Za dużo... zdecydowanie za dużo. - stwierdziła w odpowiedzi Matrona Vae.
- A jednak... - wzrok czarodziejki ślizgał się po twarzach zgromadzonych, wypatrując tych znajomych - ...nie potrafię wyrzucić go z mych myśli.
- Nie byłby tak... sławny, gdyby to było takie proste. Prawda? - spytała retorycznie Sereska.
- Tak... - Maerinidia mówiła cicho, zamyślona, w końcu uśmiechnęła się kwaśno - ...jestem Naczelną Czarodziejką. Nie powinnam okazywać słabości...
- Nie powinnaś. Chyba, że chcesz. - stwierdziła enigmatycznie Sereska.
- Czasem... czasem trzeba okazać słabość. Nie wstydzę się jej okazać przy Tobie, Pani... - spojrzała Matronie prosto w oczy - ...bo wiem, że mnie rozumiesz.
- Tak. Może i rozumiem. W jego... przypadku. - rzekła cicho Sereska.
- Czy... - Mae zawahała się - ...nie masz mi za złe, że zbyt często... zajmuję... i będę zajmowała mu czas? - uczepiła się tej rozmowy, by móc zapomnieć o tym, co nieuchronnie się zbliżało... o tym, że może nie być żadnego “potem”.
- A bo ty jedna? - uśmiechnęła się ironicznie Sereska i spojrzała na Maerinidię. - Chcesz go sobie zawłaszczyć?
- Jego nie da się zawłaszczyć... - uśmiech Mae złagodniał - ...on potrzebuje... wolności. A jednak... tak... trochę się... skomplikowało... - roześmiała się cicho, porzucając z góry skazaną na niepowodzenie próbę wyjaśnienia czegokolwiek.
- Samce... Córki Lolth nie powinny im ulegać, ale... czasem ulegają. - odparła enigmatycznie Sereska.
- Tak... ale zawsze znajdzie się ktoś, kto okradnie złodzeja... - rozbawienie zamigotało w oczach Mae.
- To... prawda. - odparła nieco zmieszana Matka Opiekunka. - Lubujesz się tylko w drowach i drowkach?
Zaskoczenie odbiło się na jej twarzy, gdy spojrzała na Sereskę, odpowiadając na pytanie.
- Zwykle... tak. Znam... i bardzo lubię... jedną półczarcicę... kambiona... poznałam... jednak nie sądzę, by znajomość przetrwała... - uniosła jedną brew - Dlaczego pytasz... Pani?
- Myślałam raczej o ludzkich niewolnicach. Widzę jednak, że twoje gusta sięgają ku bardzo gorącym klimatom. - odparła z lekkim uśmiechem Sereska. - Szczerze powiedziawszy, zaskoczyłaś mnie.
- To dobrze, czy źle? - uśmiechnęła się w opowiedzi czarodziejka i westchnęła - Odpowiem równie szczerze. Rzadko kiedy musiałam korzystać z ludzkich niewolników... czy niewolnic. Nigdy nie udało mi się znaleźć dobrze wyszkolonych... ale też nie miałam takiej potrzeby. Co zaś do gorących klimatów... - uśmiechnęła się łobuzersko - ...cóż, zdarzają mi się i takie. Zresztą... dopóki nie spotkałam Twego Zarządcy, nie miałam pojęcia, co to są gorące klimaty... Ale to wcale nie znaczy, że nie doceniam tych delikatniejszych.
- Może powinnaś poznać moją trójeczkę... kiedyś. Dobrze odciągają uwagę od mężczyn. - uśmiechnęła się łagodnie Sereska.
- Z pewnością mi się to przyda... - uśmiech Mae tym razem jednak nie sięgnął oczu - ...kiedyś..
Drowka zaśmiała się delikatnie, ukrywając chichot za parawanem dłoni.
- A tez wybacz mi, Pani... - czarodziejka ukłoniła się i uśmiechnęła lekko - ...ale chciałabym jeszcze złapać pewnego... mężczyznę.
Sereska skinęła głową w odpowiedzi zezwalając jej na odejście.


Maerinidia bez problemu wypatrzyła Malovorna. Czarodziej brylował wśród magów nienagannie ubrany, zgodnie ze wszystkimi wymaganiami mody. Lewą stronę twarzy przecinało pasmo farbowanych na rudo włosów. Niewątpliwie się wyróżniał, powinien być dyplomatą nie magiem.
- Dawno się nie widzieliśmy, Malovornie... - czarodziejka podeszła nadzwyczaj cicho i niepostrzeżenie, mimo nieustannie poruszających i brzęczących się złotych krążków - ...chyba o mnie zupełnie zapomniałeś... - w jej głosie zabrzmiała nutka żartobliwej nagany.
- Ach... gdzieżbym śmiał. - uśmiechnął się radośnie na jej widok i sięgnął po jej dłoń, by złożyć na niej pocałunek. - Obowiązki wobec własnego Domu trzymały mnie z dala. A na Balu Godeep szukałem cię moja droga Mae.
- I nie znalazłeś? - zachichotała - Cóż... sporo drowów... i drowek... gratulowało mi awansu. - poufale objęła jego ramiona i konspiracyjnie nachyliła się do ucha - Ale nie zepsuło Ci to wieczoru, mam nadzieję? Dobrze się bawiłeś?
- Był to bardzo... udany wieczorny cykl i równie udane przyjęcie.- odparł z uśmiechem Malovorn, potarł podbródek wędrując spojrzeniem po sukni Maerinidii. - Acz żałuję, że nie dane mi było wtedy ciebie... złapać.
- Świat się przecież nie skończył... - rzuciła lekko, z uwagą jednak przyglądając się reakcji maga - ...a nawet ja nie mam aż tyle obowiązków, by nie móc się wyrwać od czasu do czasu...
- To... bardzo... bardzo... obiecująca propozycja. - uśmiechnął wyraźnie zadowolony Malovorn. Westchnął cicho. - Niestety ja byłem dość zajęty ostatnio. Niemniej jeśli się nadarzy okazja, z chęcią zaproszę cię na wspólne spotkanie, by... omówić współpracę między naszymi Domami. W końcu dobro miasta jest ważne dla nas wszystkich.
- Najważniejsze... - zamilkła na moment - ...a współpraca między Domami jest jak najbardziej... właściwa. Powinniśmy się wymieniać... doświadczeniami... prawda?
- Jak najbardziej jestem za... wymianą doświadczeń. - a jego spojrzenie wędrujące po dekolcie Maerinidii mówiło jasno, o jakich to doświadczeniach myśli. - Szkoda, że przyszło nam się spotkać na tak nudnej konferencji, prawda?
Zerknął w kierunku Sereski. - Choć ty i Matrona Vae, wyraźnie dobrze się bawiłyście wspólną rozmową.
- Jesteś spostrzegawczy, Malovornie. - uśmiechnęła się łobuzersko - Zauważyłeś jeszcze coś ciekawego?
- Akormyra w twoim i Valyrin towarzystwie. - odparł drow z wyraźnie skwaśniałą miną.
Mae obojętnie wzruszyła ramionami. - Ja przyjaźnię się z Valyrin, ona z Akormyrem. Spotkaliśmy się po drodze więc weszliśmy też razem. - uważnie przyjrzała się rozmówcy, po czym położyła dłoń na jego policzku, spoglądając w oczy - Dlaczego Cię to martwi?
- Niezupełnie... martwi. Powinnaś wiedzieć, że Akormyr i ja... nie przepadamy za sobą. - uśmiechnął się lekko Malovorn głaszcząc palcami dłoń drowki.
- Och... - roześmiała się cicho - …powiem Ci w sekrecie, że rozumiem Twoje uczucia.
- Och, to nie uczucia. Niektórzy nie lubią szczurów, inni karaluchów, ja... - zaśmiał się Malovorn. Spojrzał w oczy drowki. - Poświęcanie mu jakichkolwiek uczuć byłoby jego nobilitowaniem.
Przytknęła palce do warg, by stłumić głośniejszy wybuch śmiechu. Kiedy w końcu się uspokoiła, dodała mrugając porozumiewawczo - Widzisz? W moim towarzystwie każdy dobrze się bawi...
- Ależ w to nie wątpię, pani. Zawsze żałowałem, że nie było okazji do zabawy... w twoim towarzystwie.- odparł uprzejmie Malovorn.
- Zdziwiłeś się, że z Sereską dobrze się bawiłyśmy... zupełnie niestosownie, prawda? O czym właściwie jest ten wykład? - znów szeptała konspiracyjnie wprost do ucha drowa, niemal przytykając do niego swe usta.
- Nie... ani przez chwilę mi to nie przeszło przez myśl. - gładko skłamał drow. I spojrzał w kierunku wykładowcy. - Właściwie nie słuchałem tej paplaniny.
- Nie umiesz kłamać, mój drogi... - lekko podniesiona jedna brew dawała wyraz żartobliwej naganie - Choć w to, że nie słuchasz, akurat wierzę. - zachichotała.
- Widzę, że na tej konferencji bawisz się lepiej niż ja. - odparł z uśmiechem Malovorn.
- Trzeba czerpać z życia, póki ma się ku temu okazję... - odpowiedziała cicho, prostując się, nagle poważna. Prześlizgnęła się wzrokiem po zgromadzonych, jakby kogoś szukała... i znalazła. Po chwili znów uśmiechnęła się swobodnie, jednak oczy przybrały nieodgadniony wyraz - Nawet najnudniejsza konferencja może kryć w sobie wiele niespodzianek. - dodała enigmatycznie.
- Jeśli wszystkie będą tak interesujące jak ty, to może pojawię się na kolejnej. - odparł z uśmiechem Malovorn.
- Obawiam się, że na kolejnej mnie nie znajdziesz... - zmrużyła oczy w rozbawieniu - ...wolę mimo wszystko bardziej... żywe... imprezy. - ostatnie słowa zabrzmiały jednak ciszej i jakby smutno.
- Ja też... zdecydowanie wolę bardziej Bale. Urządzicie wkrótce jakiś? - spytał zaciekawiony Malovorn.
- Kto wie... - zamyśliła się czarodziejka - ...choć nie trzeba wielkiego Balu, by się dobrze bawić. Bale mają tę wadę, że... ciężko się na nich odnaleźć...
- To prawda. Proponujesz bardziej... kameralne spotkanie? - spytał drow cicho.
- Już dawno temu obiecałeś mnie poznać ze swym Mistrzem... - odparła, łobuzersko się uśmiechając i zalotnie spoglądając mu w oczy spod długich rzęs.
- Wierz mi moja droga. Nie jest to tak ekscytująca osoba, jak się z pozoru wydaje. - stwierdził Malovorn i zerknął wskazując spojrzeniemna dość starego i niezbyt przystojnego drowa. - Mistrz Lesdar’heer nie jest zbyt... jak by to ująć... To ekscentryk.
- Zapominasz, że nie zawsze chodzi o kontakty towarzyskie. - Mae roześmiała się cicho - Ostatnio doszłam do wniosku, że zbyt mocno gnuśnieję na stanowisku. Mam moc i talent... ale bez solidnych podstaw i ćwiczeń praktycznych... Czuję głód wiedzy, chcę się rozwijać, sięgać nowych dziedzin... - przerwała na chwilę, wbijając wzrok w oczy Malovorna, po czym szepnęła -
...nowych doznań...

- ... jest... on jest... - Malovornowi zabrakło słów by określić swego mistrza. Był lekko zmieszany. - On rzeźbi swe ciało, w tym jest specjalistą. Niekoniecznie w samej teorii magii przemian.
- Więc w teorii pomożesz mi Ty. - czarodziejka uśmiechnęła się szeroko - W doskonaleniu umiejętności również byś mógł... - nagle posmutniała - ...jeśli znajdziesz na to czas.
- Zdecydowanie lepiej przekazuję wiedzę i znacznie... przyjemniej. - uśmiechnął się zmysłowo Malovorn.
- Ach, więc pewnie dlatego jesteś tak... zajęty... - odpowiedziała kpiąco drowka.
- Trzeba być dobrym przykładem dla magów niższego szczebla. - wyjaśnił z żartobliwmy uśmieszkiem Malovorn. - Szkoła przemian to jedna z trzech szkół szczególnie pociągających drowki.
- Och, z pewnością... - zachichotała, znów kryjąc usta pod zasłoną dłoni - ...skoro nawet Naczelna Czarodziejka nie potrafi się jej oprzeć... to jak można winić istoty o słabszej sile woli...? - spojrzenie Maerinidii nagle stało się niewinne i dziewczęce.
- Cóż... masz rację pani. - uśmiechnął się Malovorn.
- Zatem... jesteśmy umówieni. - Mae uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi - Na studiowanie teorii magii, oczywiście... i sprawdzanie jej zastosowań w praktyce... zgadza się?
- Zgadza się. - uśmiech rozjaśnił twarz Malovorna.
- Przedstawisz mnie Lesdar’heerowi? - oczy czarodziejki rozświetliły wesołe błyski - Chciałabym się przekonać, czy jest taki... jak wygląda, że jest...
- Jest bardziej. - rzekł w dopowiedzi drow, podając Mae ramię. - Chodźmy więc.
Iruszyli do niego.
W przecieństwie do swego ucznia, mistrz był zasłuchany w ów wykład i nie zwracał za bardzo uwagi na nic. Ani na nikogo. Dopiero po kilku usłużnych i cichych szeptach.. “Mistrzu, Mistrzu”, zareagował.
I zerkając półprzytomnym i nieco... bardzo szalonym spojrzeniem na parkę drowów spytał.- O co chodzi?
- To jest Naczelna Czarodziejka Godeep, Maerinidia. - wskazał na Mae, a Lesdar’heer rzekł na moment skupiając wzrok. - Byłaś chyba starsza. Gratuluję udanego procesu odwrócenia cza...
- Mistrzu, to była jej matka. - wtrącił Malovorn.
- Aaaaaa... to współczuję straty. - Lesdar’heer wydawał się być nieco nieobecny myślami.
- Dziękuję, Mistrzu. - czarodziejka skłoniła lekko głowę - Sabdiira była nie tylko moją matką, ale też mentorką... i zabrakło jej zbyt szybko... - zawiesiła na chwilę głos, wpatrując się uważnie w maga - ...dlatego pomyślałam, że może mógłbyś udzielić mi kilku... wskazówek? Jesteś wszak niezrównany, jeśli chodzi o kształtowanie ciała.
- Oooo tak... wszczepy. Ilithidzi są genialni jeśli chodzi o nie. Ale nie chwaląc się mogę doprawić chirurgicznie kończynę, albo coś innego. Trwałe modyfikacje ciała to nasza przyszłość. Nie powinniśmy się zatrzymać tylko na tym co dała nam natura przy urodzeniu. Rozwój to postęp moja droga... - Lesdar’heer popadł w jakiś chorobliwy entuzjazm.
Mae dyskretnie rzuciła porozumiewawcze spojrzenie stojącemu obok Malovornowi, uśmiechając się jedynie kącikiem ust.
- Oczywiście... jednak jedyną drogą do rozwoju jest stałe doskonalenie siebie i swoich umiejętności. Oraz dzielenie się wiedzą i doświadczeniami... - odpowiedziała poważnie Mistrzowi Przemian - Czy więc zgodzisz się, bym od czasu do czasu zajrzała, by o tym z Tobą porozmawiać?
- Tak, tak... ale zgłębiając wiedzę rozwijamy jedynie umysł, a czyż Lolth nie każe dążyć do doskonałości w każdym aspekcie?! Otóż ciało także powinno być doskonalone przez modyfikacje. Co prawda głupcy określą to mianem oszpecenia. Ale piękno... moja droga, jest w oku patrzącego. - Lesdar’heer zdawał się całkowicie pochłonięty przez swą wypowiedź i nie zauważył pytania drowki. - To co dziś uważamy za szpetne, jutro można uznać za piękno.
- Tak... jednak mimo wszystko wiedza jest potrzebna, by efekt naszych działań nie okazał się odwrotny od zamierzonego... - uśmiechnęła się Maerinidia, po czym skłoniła głowę - ...ale wybacz Mistrzu, że odrywamy Cię od wykładu... chętnie jednak wrócę do naszej dyskusji w bardziej odpowiednim miejscu i czasie.
- Wykład? Jaki wy..? A wykład! Nie słucham wykładu! - zaniepokoił się mistrz i zerknął na obecnego na podium. mówcę - I jeszcze mam być gotowy do boju. Eech... tyle spraw, tyle projektów.
- I tak jest lepszy od swego adwersarza, Cienia. - szepnął cicho Malovorn.
Mae odciągnęła drowa od nie zwracającego już na nich uwagi Lesdar’heera i szepnęła równie cicho - Lepszy... w jakim sensie? W walce? Czy ma bardziej przystępny charakter? - starała się, by jej słowa zabrzmiały lekko.
- Mniej arogancki, bardziej znośny i mniej przeszkadzający. Poza tym to geniusz, zwłaszcza jeśli chodzi o tworzenienie nowych istnień i konstruktów. - wyjaśnił Malovorn.
- Zwykle tak bywa, że geniusze są... mocno ekscentryczni. - uśmiechnęła się czarodziejka.
- To prawda. - potwierdził Malovorn zerkahącna mistrza.
- A ja myślałam, że moja matka była nie do zniesienia... - cichy śmiech wyrwał się z ust Mae - ...tak, czy inaczej, dziękuję za zaspokojenie mojej ciekawości. Być może uda mi się pod jego okiem czegoś nauczyć. Chyba czasami wystarczy pozwolić mu mówić... chociaż pasja w jego głosie jest momentami przerażająca.
- Nie musiałaś go kąpać, więc nie wiesz co to przerażenie. - Malovorn wzdrygnął się na samo wspomnienie.
- Kąpać? - obie brwi drowki powędrowały w górę w wyrazie bezbrzeżnego zdumienia.
- Nie mówmy o tym... Służba dość... żywiołowo reagowała na pewne widoki.- odparł enigmatycznie Malovorn i spytał zmieniając temat. - A nauka u mnie? Wymiana doświadczeń?
- Jedno nie wyklucza drugiego... - uśmiechnęła się czarodziejka, próbując nie wyobrażać sobie, w jaki sposób Lesdar’heer mógł zmodyfikować swoje ciało - Mistrzowi nie godzi się zawracać głowy byle ćwiczeniami... prawda? Poza tym... nie jestem pewna, czy chciałabym...
- Wierz mi. Nie chciałabyś. - stwierdził pewnym siebie głosem Malovorn.
Tym razem śmiech nie dał się powstrzymać i zabrzmiał głośniej, szybko stłumiony przez palce przyciśnięte do warg. Jednak całe ciało Maerinidii lekko drżało od tłumionej wesołości, sprawiając tym samym, że cekiny naszyte na sukni i biżuteria czarodziejki pobrzękiwały cicho.
- Ja nie widzę w tym nic śmiesznego. - stwierdził Malovorn całkiem poważnym tonem głosu.
- Och, wybacz... - Mae pocieszającym gestem położyła towarzyszowi dłoń na ramieniu - ...jestem pewna, że gdybym widziała to, co Ty, również nie byłabym skłonna do śmiechu. - zastanowiła się przez chwilę - Ale chyba wolałabym wiedzieć... niż się próbować domyślać... choć niekoniecznie teraz. Napijesz się czegoś? - zmieniła temat - Jest tu dziś taki tłok, że zrobiło mi się gorąco...
- Z chęcią napiję się i... wyjdę z tego tłoku. - stwierdził z uśmiechem Malovorn.
- Chodźmy więc... - czarodziejka ruszyła w kierunku stołów czekających na gości w kącie sali.
Podawane trunki i drobne przekąski nie należały do wyrafinowanych. Powodem tego było małe znaczenie tej konferencji, także w samych planach Domu Xaniqos. Więc wydatki na nie były nieduże.
Niemniej wino było w miarę dobre, a przekąski w miarę smaczne. A obsługa w miarę uprzejma.
- Tooo.. kiedy zamierzasz się ze mną spotkać? Możemy w korytarzach obok, negocjować warunki spotkania. - zapytał drow upijając trochę wina.
- Powiedzmy... za dwa cykle? - Mae uśmiechnęła się - Ostatni dzwon dziennego cyklu... u Ciebie, czy u mnie? - umoczyła usta w winie, czekając na odpowiedź.
- U ciebie raczej. Dość szybko negocjujesz. Liczyłem... na ciemny kącik i ostrożne badanie już teraz. - wyjaśnił drow.
- A ja nie lubię się spieszyć... z badaniami. Poza tym... za dwa cykle zapraszam Cię dopiero na negocjacje. - mrugnęła porozumiewawczo - Muszę się przekonać, czy będziesz dobrym... nauczycielem... zanim podejmę ostateczną decyzję.
- Najlepszym... możesz być pewna. - odparł usłużnie drow.
- W takim razie... jesteśmy umówieni. - Mae uśmiechnęła się do maga i nachyliła się, by pocałować go lekko w policzek - Do zobaczenia... - szepnęła i ruszyła ku środkowi komnaty, swoim strojem jaskrawo wyróżniając się wśród banalnych i nudnych szat.


Nihrizz rozmawiał z jakąś młodą drowką, która najwyraźniej doskonale wiedziała, kim on jest, bo wdzięczyła się niemiłosiernie. W innych okolicznościach pewnie nie musiałaby się aż tak starać, ale tym razem... smoczy czarodziej uśmiechał się uprzejmie i nawet pozwalał się niezbyt dyskretnie dotykać, ale poza tym nie okazywał większego zainteresowania młodej adeptce Sztuki.
Maerinidia podeszła do rozmawiających i bez skrępowania odwróciła maga do siebie, by lekko pocałować go na powitanie.
- Dobrze Cię widzieć, mój drogi... - ujęła go pod ramię i pociągnęła na bok, nie przestając mówić o błahych sprawach. Rzuciła przy tym drowce spojrzenie wyraźnie mówiące "znikaj" i przestała zauważać jej obecność.
Kiedy odeszli poza zasięg wzroku i słuchu zgromadzonych, puściła ramię Nihrizza i uśmiechnęła przepraszająco.
- Wybacz mi to małe przedstawienie... nie mogłam być zbyt poważna... - westchnęła, po czym spojrzała mu prosto w oczy - Potrzebujesz jakichś osłon? Podejdź tuż przed atakiem, dam Ci tarczę... Jesteś doskonałym magiem bojowym, więc skup się na walce.- położyła dłoń na ramieniu smoczego maga - Chętnych do walki z pewnością będzie wielu... ale tylko współpracując mamy szansę. Będę blisko, Nihrizzie.
- Pewnie sobie poradzę, ale wdzięczny będę za wszelką pomoc. - odparł z uśmiechem czarodziej skłaniając się lekko drowce.
- Moja najsilniejsza tarcza to zamiana skóry w kamień. - Mae wzruszyła ramionami - Bywa dość skuteczna, zwłaszcza w połączeniu z niewidzialnością... - roześmiała się mimo powagi sytuacji - ...choć, jak wiem, nie przeciw wszystkim. Tyle mogę Ci zaoferować.
- Nie wiadomo co na mnie naśle. - uśmiechnął się czarodziej i skinął głową. - Może być.
- Przejdź obok, kiedy... nadejdzie czas. - czarodziejka przytuliła się lekko do drowa - I nie daj się zabić. Han’kah będzie już zupełnie nie do zniesienia, jeśli coś Ci się stanie.
- Nie zamierzam. - odparł Nihrizz głaszcząc ją po głowie.
- Trzymam Cię za słowo. - Mae uśmiechnęła się, uwalniając z objęć maga i miękkim krokiem ruszyła z powrotem, by nie stracić z oczu przyjaciół.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:17.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172